Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Najpierwotniejszym ze znanych sposobów plastycznego odtwarzania natury, jest obrysowywanie linią zewnętrznej granicy przedmiotów.
Ręka przedhistorycznego artysty, współczesnego mamutowi, zostawiła jego wizerunek, narysowany konturem, i do dziś dnia posługuje się sztuka tym prostym środkiem, który czasem jest podnoszony do znaczenia bezwzględnej zasady estetycznej i wtedy doprowadza malarstwo do muru, przy którym zaczyna się reakcya.
Ribeira, Velasquez, Rembrandt, dzisiejsi koloryści i naturaliści, i wogóle wszyscy malarze, którzy dążyli do całkowitego tego opanowania natury, którzy widzieli związek, wzajemną zależność między wszystkiemi zjawiskami świetlnemi barwnemi, zrzucali z siebie pęta linii, tego niedołężnego środka, którego ostatecznym wynikiem była zawsze prawie kaligraficzna wprawa.
Reakcya przeciw temu zacieśnieniu sztuki dochodziła czasem do takiej zaciekłości, że razem z linią odrzucano też kształty, które ona wyrażała i układano obrazy tylko ze strzępów plam barwnych; twierdząc zresztą słusznie, że skoro mogą mieć racyę bytu obrazy dobrze rysowane i całkiem podłe w kolorze, to równą podstawę istnienia mają obrazy doskonałe w kolorze i wcale nie rysowane. Linią, konturem, tylko nie pełne, pozbawione wielu cech zasadniczych, życie można przedstawić. Kształt zewnętrzny, ruch, wyraz już z trudem - oto wszystko; jak tylko się wychodzi poza ten zakres, trzeba natychmiast szukać innych czynników. Kossak z natury swego talentu i przez chwilę rozwoju dzisiejszej sztuki, do której należał, posługuje się głównie, choć nie wyłącznie konturem, używając światłocienia i barwy, a zwłaszcza tej ostatniej tyle tylko, ile potrzeba do jakiegoś lekkiego napomknięcia, że ona jest na świecie.
Charakter kształtu i ruch, oto co głównie widać w obrazach i rysunkach Kossaka. Notowanie szybkiego i nagłego ruchu, ścierającego się niemal w tejże chwili z mózgu, kiedy się go spostrzegło, wymaga środka technicznego, najprostszego, działającego najszybciej: kilka kresek, przecinających się pod pewnymi kątami, daje pojęcie o ruchu konia, rzuconego w galop, o psie pędzącym za zającem, o śmignięciu skrzydeł ptaka.
Kto tę stronę życia i w ten ogólny sposób będzie studyował, w tego wyobraźni muszą powstawać obrazy ruchu z tą samą nagłością i przy wykonywaniu ich będzie się on posługiwał podobnymi najłatwiejszymi, najprostszymi środkami.
Inne temperamenta artystyczne dochodzą innemi drogami do poznania i odtworzenia tych błyskawicznych objawów życia, inny też jest wynik ich roboty.
Między głębokiemi, poważnemi studyami Meissoniera a powierzchownymi, lecz trafnym i szkicami Kossaka, leży przepaść różnicy indywidualności. Kossak jest nadewszystko wrażliwy na nowość sytuacyi, wypadku, anegdoty. Ilustratorska ruchliwość wyobraźni nie pozwala na zajmowanie się doskonałością kształtu, a nadzwyczajna zdolność obserwowania, daje mu pomimo to możność odtwarzania, przy pomocy linii, wielkiej rozmaitości form natury.
Kossak nie używa konturu w znaczeniu czystej, pięknej, gładkiej linii, jest to jego środek techniczny, konwencyonalna forma przedstawienia życia - nie robi on linii dla linii, dla ornamentu, kaligrafii.
Koloryt Kossaka jest całkiem konwencyonalny. Drzewa są zielonawe, niebo błękitnawe, twarze różowo-brunatne it. d. Ma on wszystkie wady akademicznych kolorystów z przed trzydziestu laty, z dodaniem jeszcze nikłości, bladości, która dawniej była uważaną za nieodłączną cechę i zaletę akwareli.
Dziś, po takich akwarelach, jak Fortuniego i innych, wiadomo, że wodna farba może dać równie świetny i równie zbliżony do natury kolor, jak i olejna. Ze stanowiska zaś szerokiego pojmowania malarstwa, konwencyonalne zastrzeżenie bladości dla akwareli nie wytrzymuje krytyki.
Tylko warszawskiej estetyce może się jeszcze zdawać, że akwarela „nie ma warunków historycznego, monumentalnego malarstwa”. Używanie wody czy oleju, jako środka technicznego, nie zmienia wcale artystycznych wymagań w malarstwie, harmonia i prawda obowiązują tak dobrze malarza, używającego farb olejnych, jak i akwarelistę.
Kossak używa barwy, tylko jako błahego dodatku, zaznacza lokalne kolory, nie myśląc o ich wzajemnych stosunkach i wpływie na nie rozmaitego oświetlenia; lub też tam, gdzie barwa wyraża plastykę, oddalenie, albo pewien stan pogody, robi to szematycznemi barwami, według najogólniejszej recepty.
Światłocień i plastyka, traktowana bardzo powierzchownie w obrazach kolorowych, znacznie silniej i głębiej wzięta jest w ilustracyach robionych dwoma tonami. Kossak ma więcej koloru, używając tylko czarnej i białej barwy, niż malując wszystkimi kolorami, znajdującymi się w najbogatszych pudełkach akwarelistów.
W ogóle talent Kossaka nie mieści się całkowicie w granicach konturu, obejmuje on szerszy zakres przejawów życia i czasem, w niektórych ilustracyach, dochodzi do wywoływania efektów świetlnych: wyrazów pejzażu, nastrojów natury, zależnych od oświetlenia.
Nadzwyczajna różnorodność i mnogość tematów, które obrabiał Kossak, wymagała równie rozmaitego materyału form do ich przedstawienia.
Od kołysanego wiatrem badyla trawy, do walki potężnych żubrów i szamotania się konarów starego dębu; od chłopskiej szkapy, dźwigającej na lichych nogach brzuch wydęty sieczką, do arabskiego ogiera, żującego gniewnie wędzidło, ledwo mieszczącego się w rzemieniach cugli i popręgach siodła. W swojej długiej i nadzwyczaj czynnej karyerze malarskiej dotykał on wszelkich tematów, czasów, najrozmaitszych ludzi i zwierząt. Czy komponował obrazy na tle dawnego życia żołnierskiego, czy ilustrował wojny tegoczesne, czy, co było dla niego najwłaściwsze, ilustrował współczesne mu życie szlacheckie, z jego nadmiarem sił i czasu, zużywanego w bałagulstwie, jarmarkowaniu, polowaniach i facyendach na konie, robił to zawsze z jednakową prawie łatwością. Przerzucał się z tematu na temat, z kształtu na kształt, z sytuacyi w sytuacyę, przystosowywał się do wszelkich wymagań chwili; rysował do wszystkich pism i dla wszystkich, kto tylko żądał, robił tak dużo, że nawet za dużo i niektórych rzeczy lepiej, żeby wcale w jego twórczości nie było…
Oczywista rzecz, że nie wszystko to w równym stopniu odpowiadało jego indywidualności, nie wszystko też z równym talentem jest wykonane.
Dramat, cierpienie, słabość, nędza budząca litość, nie są to strony życia, które Kossak najlepiej odtwarzał. Natomiast ruch, zdrowie, dzielność, hulaszczość, gwałtowność, często z pewną domieszką szyku warszawskiego, pewnej cyrkowej kokieteryi, oto z czego się składają najlepsze stronice ilustracyj Kossaka.
Ta zdolność obejmowania i przedstawiania tylu naraz objawów życia, stanowi główną zaletę ilustratora.
Kossak jest ilustratorem z temperamentu. Nadzwyczajna pobudliwość i jasność wyobraźni, pamięć kształtu widzianego w naturze, lub odtworzonego w sztuce, opanowywanie, przyswajanie sobie charakteru rzeczy pierwszy raz widzianej, odnajdywanie jej stron wybitnych i szybkie formułowanie ich w linii, to są cechy i przymioty indywidualności i talentu Kossaka.
Kossak, pomimo manierycznego zaokrąglenia linii, nie należy do tych manierzystów, którzy wszystkie kształty robią do siebie podobne. - Kossak zachowuje indywidualny charakter form, bez czego niema dobrego rysownika. Robi te ogólnie, pobieżnie, czasem płytko; bez czego znów niemożliwą byłaby ilość prac przez niego wykonanych.
Najlepiej przystosowywał się talent Kossaka do ilustrowania prac Wincentego Pola, lub pokrewnych jemu literackich kierunków, a wogóle do wszystkiego, co przedstawiało życie szlacheckie na tle życia naszej przyrody.
Obrazy z życia i natury i Rok myśliwca Pola, Pamiętniki starającego się Jeża, są to rzeczy tak świetne pod względem zżycia się z treścią i charakterem przedmiotu, tak doskonałe, jako wyraz talentu, iż mało znajdzie się im równych.
Kossak jest mniej zmanierowany, jako malarz, niż Pol, jako poeta. Góruje on nad Polem większem poczuciem natury, z drugiej zaś strony niema w nim tego gadulstwa, tego nanizywania słów dla słów, dla ich dźwięku, któremu w malarstwie odpowiadałoby zamiłowanie do pewnych smaczków, figlasów, linijek i plamek w rodzaju kaligraficznych ozdób. Rok myśliwca jest to cały Kossak, jest to rzecz, która wyraża i wielostronność jego talentu i łatwość kompozycyjną. Jest to rzecz, która powinna być wydana na nowo, z całą doskonałością drzeworytniczą, jaką dziś włada nasza ilustracya i z całą starannością, na jaką się może zdobyć nasze drukarstwo.
Albo Pamiętniki starającego się!
Czego tam niema! Od groźnej postaci Smilca do trywialnej baronowej Wolańskiej, od nieszczęsnego Jarnickiego do kilkudziesięciu par obuwia tańczącego na mieszczańskim balu. Jaki humor, co za żywość wyobraźni, co za mnogość kompozycyj. Jest to wyraz szczerego temperamentu malarskiego, który myśli obrazami, który każde zdarzenie, słowo, zamienia w tej chwili na kształt plastyczny, który ma nadzwyczajną ilość form jasnych i wyraźnych w pamięci.
Kossak cały swój materyał malarski nosi w sobie. Proszę pójść do jego pracowni - niema tam śladu tych wszystkich rzeczy, tak koniecznych dla dzisiejszego malarza. Jego pracownia jest to zwykły pokój. Parę sztalug z podmalowanemi akwarelami, parę rysunków na stole, sztych ze Smali Verneta na ścianie, czapka szwoleżera jako pamiątka - i to wszystko.
Gdzie są te kostyumy, te szczególne oświetlenia, ta przestrzeń do ustawiania modelu, to wszystko, co jest niezbędnem dla dzisiejszej sztuki, dążącej do zgłębienia, do znurtowania życia za pomocą mnóstwa prób i doświadczeń; gdzie ta cała mnogość i rozmaitość studyów, wyrażająca chęć pozbycia się szkoły, rutyny, maniery, chęć zamienienia płótna na tchnienie życia…
Nic z tego!
On ma wszystko w swojej głowie zredukowane, ściśnięte do rozmiarów i sił potrzebnych w jego sztuce. On ma jedne i te same środki raz na zawsze i do wszystkiego. On szybkim i pewnym konturem naznacza wystraszonego kucyka i wściekłego niedźwiedzia dławiącego psy zajadłe, które go obsaczyły i biegnących na pomoc obławników i pana, który staje mężnie do walki z niedźwiedzicą w obronie ulubionej suczki. Wszystko obrysowane rudą linią, następnie zalane w granicach kształtów bladymi tonami barw lokalnych, i rudą też farbą podznaczone w cieniach - i obraz gotów.
Jest jedna książka, której zobrazowanie może zapalać w najwyższym stopniu ambicyę malarza, której ogrom obrazowego materyału, jego różnorodność i bajeczna prawda przedstawienia, przechodzą właściwie siły jednego talentu i temperamentu - to Pan Tadeusz. - „Telimena i Robak”, „Zosia i Asesor”, „Hrabia i Tadeusz, „Gerwazy i Rejent”, i tyle, tyle innych, tak różnych typów ludzkich; cała rozmaitość pejzaży, od cichej grządki ogródka do strasznego wnętrza lasów, od jasnego poranku do okropnej burzy. Całe bogactwo efektów światła i barwy; cała różnorodność ruchów od gwałtownego szamotania się w bitwie do dziewczyny, „która zdała się nie stąpać, ale pływać śród liści, w ich barwie się kąpać” jest to tak olbrzymie zadanie, któremu podołaćby w zupełności mogło kilkunastu zaledwie malarzy, dobranych odpowiednio do każdej części poematu.
Jeżeli jednak był najmniej odpowiedni do ilustrowania Pana Tadeusza talent, to talent Andriolego. Zmanierowany doszczętnie, pozbawiony dwóch kapitalnych cech poematu Mickiewicza: prostoty i prawdy, jak również znajomości życia i ludzi, których miał przedstawiać, nie kierujący się zupełnie obserwacyą rzeczywistości, talent na wskroś ornamentacyjny, winietkowy, zaprzągnięty do ilustrowania rzeczy opartej na najgłębszem poczuciu natury, pozbawionej do ostatka maniery, przesady, melodramatycznego efekciarstwa, pozowania, talent Andriolego wydał rzecz całkiem chybioną, w której niema ani jednej kreski, mającej cokolwiekbądź wspólnego z indywidualnością Mickiewicza.
Może zresztą hrabia w tych chwilach przesadnych, umyślnych, jako rycerz z pod Birbante-rokko i pozujący romantyk, może hrabia jeden nadaje się do ilustracyi Andriolego, zresztą nic.
Natomiast Kossak mógłby bardzo dużo obrazów Pana Tadeusza zrobić doskonale, a w całości tyle przynajmniej zachować z charakteru poezyi, ile w niej jest cech naszego wiejskiego życia.
Cała część myśliwska, wojenna, znaczna część pejzaży, opisy zwierząt, humorystyczne sceny z życia szlacheckiego, wszystko to nadawało się doskonale do talentu Kossaka i śmiało można twierdzić, że jeżeli nie jest on najodpowiedniejszym, jest jednak jedynym między polskimi malarzami, któryby to zadanie mógł podnieść i choć w części zbliżyć się do doskonałości i charakteru poezyi Mickiewicza. Że się stało inaczej, będzie to na zawsze dowodem, że nasi wydawcy mało są wtajemniczeni w istotę sztuki, że nie podejmują nic z własnej inicyatywy, lecz idą za chwilowemi gustami tłumnej publiczności.
Kossak wywierał wpływ wielki i bardzo dodatni na idące za nim pokolenie malarzy.
Nie mówię już o tem, że jego fantazya stworzyła wiele typów dawnego żołnierstwa, dziś używanych i nadużywanych, jak lisowczycy, petyhorcy, kozacy - byłoby to zbyt małą zasługą.
Lecz w talencie Kossaka leżała siła początkowania, rozbudzania myśli, zwracania uwagi na całą rozmaitość życiowych objawów.
Z całą konweneyonalnością w środkach, stał on jednak zawsze na punkcie natury, punkcie, z którego możliwy jest dalszy rozwój. Jego maniera nie była zakamienieniem, ciasnotą indywidualności, której nie można poruszyć bez obalenia do fundamentów. Kossaka artystyczne zadanie można rozwijać, iść dalej lub głębiej, mając go jednak zawsze za towarzysza, który albo wiedział napewno, że tam zajść można, albo też przeczuwał.
Różnorodność przedmiotów przez niego poruszana jest taka, że zawsze można nie w tym, to w innym punkcie znaleźć się na jednej z nim drodze.
W jego robotach jest przytem tyle charakteru współczesnego mu życia, że co chwila patrząc na naturę, można było znaleźć coś, o czem się mówiło: Patrzcie, to koń Kossaka, to jego chart, a to szlachcic z jego akwareli! - Jest to bardzo dużo.
To pokolenie, do którego ja należę, przeżyło całe dzieciństwo pod wrażeniem jego rysunków. Od pierwszych kartek Przyjaciela dzieci, do później widzianych ilustracyj w Tygodniku ilustrowanym, wszystko budziło naszą wyobraźnię, uczyło, rozwijało, pobudzało do czynu.
Niema pewnie malarza, któryby naśladował manierę Kossaka - jak niema prawie między nami takiego, któryby nie był pod jego wpływem.
Kossak budził talenta, pomagał do uświadomienia się indywidualności, otwierał drogi, a nigdy nie był hamulcem narzucającym swoją manierę. Niema w nim nic szkolarstwa, jest to samodzielny, szczery i wielki talent.