Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Aleksander Gierymski


Każdy przedmiot, rzecz każda, albo zjawisko, przedstawia całkiem inną treść, zależnie od tego, kto i z jakiego stanowiska będzie na nie patrzył. 

Żebrak wyciągający rękę z pod płotu, jest dla ekonomisty cyfrą w statystyce dobrobytu danego kraju; dla filantropa pobudką do dobrego uczynku, - dla policyanta - nieporządkiem ulicznym, - dla sytego filistra wstrętnem i nieprzyjemnem przypomnieniem ciemnych stron życia, - dla malarza pewnym charakterem człowieka, wyrażającym się pewnymi kształtami i barwami - słowem, każdy widzi w nim to, co może dojrzeć przez szkła szczególnego składu swego umysłu.

Lecz malarz jest też człowiekiem, dla którego nie obce są kwestye ekonomiczne, społeczne - w którym nędza może budzić współczucie lub odrazę - słowem może czuć i myśleć jak każdy inny człowiek i te swoje czucia i myśli starać się wyrazić zapomocą swojej sztuki - może uważać ją bardziej za środek uzewnętrznienia swoich pojęć, niż za cel ostateczny. 

Z drugiej strony, malarz, niezależnie od wszelkich ogólnoludzkich uczuć, myśli i dążeń, może również patrzeć na naturę jedynie i wyłącznie z punktu malarskiego - widzieć w niej pewne stosunki barw, świateł i kształtów i w odtworzeniu, w przedstawieniu tych zjawisk widzieć istotny cel i wynik krańcowy swojej twórczości. 

Takim właśnie malarzem jest w swoich obrazach Aleksander Gierymski. 

Nie przedstawiają one jego wzruszeń, jego poglądów subjektywnych na kwestye życia, nie mają na celu wywoływania w widzu tych lub owych uczuć, uzasadnienia takich lub innych pojęć, - są one po prostu przedstawieniem pewnych zjawisk życia z tej strony, z której się ono przedstawia oczom

Widz, wobec nich tak, jak wobec rzeczywistości, może oddawać się swobodnie takiemu biegowi myśli, jaki mu jest właściwy - na jaki go stać - malarzowi jest to wszystko jedno. Nie stara się on ani przekonać, ani porwać, ani nawrócić człowieka, który patrzy na jego obraz. 

On stara się płaszczyznę ujętą w ramy zamienić na żywą naturę z całą ścisłością logiki pewnych jej zjawisk i z całą przypadkowością, jaką na jej tle przedstawia życie ludzkie. 

Jeden z tych obrazów zatytułowany “Trąbki”, a powtórzony dwa razy z pewną zmianą tonu i formatu, przedstawia: „Wieczór zapadający nad Wisłą pod Warszawą“. 

Na niebie rozlewa się jeszcze pomarańczowa, wieczorna zorza, kładąc jaskrawe plamy światła na Wisłę, zawaloną u brzegu berlinkami, galarami, tratwami, łazienkami i rybackimi statkami; ciemne linie masztów przecinają niebo jasne, na którem strzępią się też ciemne sylwety wierzb nadbrzeżnych. Na lewo brzeg oberwany, zasypany śmieciem i gruzem, niżej piaszczysta ławą, na której czernieją figury modlących się żydów; przy małym ogieńku, rozłożonym nad brzegiem, flis przygrywa na harmonii, w dali szarzeje most kolejowy z pociągiem, ciągnącym za sobą wśród mglistego mroku smugę błękitnawą pary. Oto obraz. 

Pomimo tytułu, wziętego z nazwy żydowskiego święta, nie chodzi tu o nie wcale - nie chodzi o Trąbki, o jakąś obyczajową, etnograficzną, czy religijną scenę - żydzi są czarnemi plamami o pewnym charakterze kształtu, które malarz chciał mieć w obrazie - i nic więcej. Mogłyby być tam wszelkie inne figury, byleby dawały ten a nie inny efekt plam barwnych. 

Otóż, czy to będą Trąbki, czy Brama na starem mieście, czy Solec pod Warszawą, czy Piaskarze, czy którykolwiek inny obraz Gierymskiego, zawsze będzie to przedstawienie natury z punktu widzenia człowieka, obserwującego dane zjawisko - lecz będącego zewnątrz tego zjawiska - nie wzruszającego się, ani starającego się kogoś wzruszyć - nie puszczającego się na żadne dalsze, poza malarskie rozmyślania w obrazie.    

Człowiek użyty jest w tych obrazach jako jeden z wielu, znajdujących się w naturze kształtów - o pewnej barwie lokalnej. Lecz kształt ten raz wprowadzony do obrazu, wyzyskany jest przez malarza ze wszystkiemi swemi właściwościami - wyrazu i ruchu - o tyle naturalnie, o ile dana scena wywołuje te objawy życia. 

Gdyż Gierymski, dzisiaj, przedstawia takie sceny, w których nie chodzi o żadne motywy psychiczne lub czuciowe, o wyrażenie złych czy dobrych stosunków między ludźmi. Sama już wielkość figur w tych obrazach, proporcyonalnie do całości, wyklucza wszelką kompozycyę, opartą na motywach wyrazu uczuć, czy stanów psychicznych.  

W ostatnich obrazach przedstawia on to życie codzienne, unormowane, ujęte w karby, życie mrówek przy pracy czy w spoczynku i patrzy na nie właśnie z tego oddalenia, z jakiego obserwuje człowiek rzeczywiste mrowisko.

Lecz i w dawniejszych, jak Gra w Mora, Austerya w Rzymie, W altanie, komponowanych na figury, stosunek artysty do przedmiotu, pozostawał zawsze tym samym stosunkiem obserwatora - malarza, dla którego świat, jest to zbiór plam barwnych, świateł i pewnych kształtów.   

Nie należy stąd wnioskować, żeby umysł Gierymskiego nie był wogóle zdolny do pojmowania lub przejmowania się innemi stronami życia - tak wcale nie jest. Tylko, że on nie robi ze swoich obrazów miejsca zwierzeń, nie odkrywa w nich przed widzem wnętrza swojej duszy. Co cierpi jako człowiek, lub co go jako człowieka cieszy, zostaje to przy nim - nie wpływając bynajmniej na rezultat jego pracy jako malarza.     

Życiem dla malarza jest nietylko przejaw siły, ruchu i czucia u zwierząt i ludzi. Życiem jest też blask słońca, oblewający równiny rozległe, łamiący się wielkiemi plamami po ścianach domów, drgający na falach rzeki, obrzeżający kłęby chmur letnich; jest mrok wieczoru, padający na puste pola jesienne, lub zalegający czarne i brudne zaułki miejskie - życiem jest ta ciągła, nieustanna, zmienna gra barw i świateł - to ciągłe chwianie się równowagi świetlnej - harmonii koloru. 

Światło nadaje charakter, wyraz, życie architekturze i wszystkim tym przedmiotom, które nie objawiają życia zapomocą wyrazu czucia i ruchu samodzielnego. 

Otóż to wszystko, co w naturze jest życiem barw i światła, to przedstawiają obrazy Gierymskiego i przedstawiają z taką siłą, z tak krańcowo doskonałym rezultatem, jak bodaj żadne inne.  

Nikt nie jest w stanie dalej doprowadzić przetopienia farby na blask światła, na drganie, przenikanie się wzajemne barw okolonych powietrzem i nikt nie wywołuje z płaszczyzny płótna takiego złudzenia przestrzeni, głębi, co Gierymski, czy to w obrazach kolorowych czy w rysunkach. 

Co do mnie, nie znam ani w nowoczesnej, ani w dawnej sztuce nikogo, ktoby mógł wytrzymać jakiekolwiek z Gierymskim porównanie pod tym ostatnim względem.  

Jego obraz zbudowany ze ścisłością matematyczną pod względem układu i szeregowania się brył i rozkładu światła - jest namalowany z takiem nadzwyczajnem bogactwem środków kolorystycznych, z taką niezrównaną w rozmaitości kombinacyą tonów, z takiem niesłychanem odczuwaniem najsubtelniejszych odcieni i odblasków barwy i światła, że płaszczyzna płótna znika zupełnie, usuwając się w głąb, a dokoła wszystkich przedmiotów malowanych krąży powietrze drgające i mieniące się światłem.

Jego oczy są nadzwyczaj wrażliwe na te wszystkie złudne przeciwstawiania się tonów jasnych i ciemnych i na oddziaływanie wzajemne barw dopełniających się. Te subtelne tony, które powstają przy zetknięciu się przedmiotów ciemnych z jasnymi - barw jednego natężenia z przeciwnemi - ta zorza, obrzeżająca dla wrażliwego oka bryły, okolone eterem - całe to bogactwo światła i koloru, mieniące się nieustanną przeciwstawnością, a trzymające się całości siłą harmonii - wszystko to przepełnia obrazy Gierymskiego.

Jest to jedyny malarz polski, który jest rzeczywiście malarzem, który wszystko modeluje kolorem - dla którego niema umówionych i stałych przypraw.

Nawet jego ilustracye, rysunki na drzewie, mają te same zalety świetlności i kolorowości. Z żalem się myśli o tem, że poszły one pod nóż drzeworytniczy, pod którym zwykle znikała cała subtelność ich wykończenia i nieporównana logika światłocienia.

Gierymski w rysowaniu obrazów jednoczy: malowniczość wielkich plam barwnych i świetlnych, przeciwstawianych często z pewną brutalnością - z nadzwyczaj subtelnem skończeniem szczegółów. Dekoracyjne modelowanie małych figurek - jak w ilustracyach naprzykład, mających nie więcej nad cal wysokości, z główką małą jak łebek szpilki, pokazuje całą subtelność w władaniu formą i bogactwo środków artystycznych, nad którymi panuje.

Obrazy Gierymskiego mają pewien ton, który jest ich szczególną właściwością, którego ja naprzykład w naturze nie widzę. Bierze on wszystkie tony pojedyńcze, w wyższej skali, z najbezwzględniejszą siłą na jaką stać malarstwo i ustosunkowuje do założenia świetlnego z nieporównanem poczuciem harmonii.

Drugą właściwością tych obrazów, wynikającą z tejże samej wrażliwości na barwne zjawiska, jest nadzwyczajne natężenie stosunku tonów ciepłych - żółtych i zimnych - błękitnych, tych dwóch biegunów, między którymi waży się cała nieprzebrana rozmaitość odcieni barw lokalnych i efektów świetlnych.

Otóż to przetransponowanie na wyższy ton efektów barwnych, przesilenie całego obrazu, jest to ta cecha, która wypływa z subjektywnej zdolności poznania prawdy, i w której leży pierwiastek maniery

Lecz Gierymski zmanierowanym dotąd nie jest. To natężenie skali tonów, które się stale widzi w jego pracach, nie wyklucza u niego zdolności namalowania obrazu z całkiem innego tonu. 

Tam mianowicie, gdzie on maluje cały obraz bezpośrednio z natury, tam ton ogólny jak i stosunki tonów ciepłych i zimnych, wzięte są w innej skali, i obraz czy studyum, jako całość roboty malarskiej, wygląda inaczej.

Badając proces jego malowania, widzi się, że obrazy jego są wiele razy przemalowywane, przechodzą mnóstwo zmian mniejszych lub większych, które jednak wszystkie dążą do podniesienia siły koloru i przeciwstawności plam barwnych. 

Zdaje się, że umysł jego tak dalece nuży się pierwszym zdobytym rezultatem, iż przestaje go uświadamiać, przestaje po prostu odczuwać jego obecność i wtedy to następuje konieczne podniesienie siły koloru i światła, na które znowu oko zaczyna reagować, aż swoją drogą i ta skala świetności barwy, będzie wymagała jeszcze wyższego natężenia jej blasku.

Lecz rezultatem wszystkich tych poprawek jest zawsze obraz nadzwyczaj silny w kolorze, znakomicie zharmonizowany, logiczny w światłocieniu, malowany z mistrzowską dekoracyjnością, przy wykwintnem i subtelnem skończeniu tych drobnych szczegółów, które się przy danym efekcie dają widzieć, — obraz, który pod względem plastyki, wrażenia przestrzeni, jest nieprześcignioną doskonałością.

Mało jest malarzy wogóle, u nas może niema żadnego takiego, któryby przeprowadził swój talent przez taką moc prób, doświadczeń, któryby tyle przestudyował, przemęczył się, jak Gierymski.

Jest to zresztą cechą wszystkich samodzielnych, oryginalnych i wybitnych zdolności, że szukają one we wszystkich składowych częściach dzieła sztuki, swoich oryginalnych form i środków, i oczywista, wskutek tego przechodzą przez wiele prób ciężkich, jakich nie doświadcza kompilator, biorący wszystko gotowe z drugiej ręki.

W skutek szczególnej organizacyi psychicznej, bardzo wysokich wymagań, jakie stawiał sobie i dumy, która mu nie pozwalała osładzać życia powodzeniem, opartem na reklamie lub schlebianiu płaskim gustom otoczenia, Gierymski więcej niż kto inny męczył się i szarpał przy swoich obrazach, i wogóle w całej swojej artystycznej karyerze. 

Był on jednym z tych artystów, dla których na naszym kapitolu nie było gotowych wianków, ponieważ jego obrazy, mające cechy tak wysokiego artyzmu, nie podpadały ze względu na treść anegdotyczną, pod kategoryę „poważnych, głębokich, natchnionych“ dzieł sztuki, nie dawały materyału do hipogryfowania na wykrzykniku, otwierania upustów erudycyi historycznej lub stylowych wycieczek w głąb duszy artysty.

Gierymski też jest jednym z pierwszych, jeżeli nie pierwszym malarzem, który faktycznie zrobił wyłom w pojęciach naszej publiczności o sztuce, który ją zmusił do szanowania malarza - za malarstwo. 

Krytyka, która po wielu próbach wynalezienia odpowiedniej klatki z napisem do umieszczenia Gierymskiego, uznała go na zasadzie Trąbek za malarza „tematów biblijnych” (?); krytyka darzyła go chłodnym szacunkiem, którego nie mogła odmówić, gdyż podnoszący się stale poziom znawstwa publiczności, otwierał oczy na zalety artystyczne i wywierał nacisk na opinie estetyków, idące u nas zawsze wolniej za postępem, niż opinia publiczna, której mają niby przodować! 

Gierymskiego musiano uznać za znakomitego malarza, robiąc wewnętrzne zastrzeżenia przeciw brakowi idei, lub potępiając jego działalność artystyczną, jak to uczynił Matejko w jednej ze swoich bogobojnych alokucyj do krakowskich wiernych. 

Dziś, kiedy Gierymski wyjechał do Monachium, gdzie dostał medal w Salonie, co sądzę, jest większym honorem dla medalu, niż dla Gierymskiego, gdy rząd bawarski zakupił jego obraz do Pinakoteki, dziś sprawa jego wobec naszej opinii jest całkowicie wygraną, i lada dzień możemy słyszeć, że „grono wielbicieli” ma zamiar uczcić artystę obiadem po 3 ruble od osoby w Resursie obywatelskiej…

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new