Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Jedno z pierwszych miejsc, wśród malarzy najświeższej doby, należy się niezaprzeczenie Wacławowi Szymanowskiemu.
Karyera malarska tego artysty, choć zaledwie lat kilka samodzielnej pracy licząca, należy do najszczęśliwszych. Nazwisku jego bez przerwy towarzyszy powodzenie, uznanie i poklask ogółu. Szymanowski zawdzięcza to bogatej swej organizacyi, zdolnościom, przekraczającym o wiele zwykłą normę i dosięgającym sfery wyjątkowych talentów malarskich.
Zbierając myślowo materyał do nakreślenia sylwetki Szymanowskiego, cofnąć się muszę w czasy dość już odległe... a tak zdaje się niedawne.
Było to w roku 1875.
Warszawa posiadała wtedy w swych murach osobistość niezwykłą, która działalnością swoją duży wpływ wywarła na życie artystyczne ówczesne. Mówię tu o Cypryanie Godebskim. Dom jego przez kilka miesięcy był rzeczywistem ogniskiem sztuki i literatury. Szczerze miłujący sztukę, był on przyjacielem młodych artystów, popierając pierwsze ich samodzielne kroki i garnąc ich do siebie.
W domu Godebskiego, a raczej w jego pracowni, poznałem Szymanowskiego; miał on wtedy lat szesnaście zaledwie i z zapałem oddawał się modelowaniu w glinie głowy z antyku.
Przyszły twórca „Kłótni Hucułów“ początkowo miał zamiar zostać rzeźbiarzem. Z myślą poświęcenia się rzeźbie opuścił w listopadzie r. 1875 Warszawę, udając się ze swym pierwszym mistrzem do Paryża, gdzie też równocześnie podążyłem i ja z Chełmońskim. Przez czas kilku miesięcy mieszkając pod jednym dachem, pracując w dwóch dużych, łączących się z sobą, pracowniach, stanowiliśmy jakby jedną rodzinę artystyczną, której głową był Godebski.
Miałem wtedy sposobność w codziennem obcowaniu patrzeć z blizka na pierwsze kroki Wacława Szymanowskiego. W młodym tym uczniu widniał już ogromny zapał do sztuki, ukazywał się umysł niezwykle rozwinięty i bystry, czarne, duże jego oczy rzucały błyski, w których przeczuwać już można było przyszłego artystę.
Szymanowski bawił w Paryżu do r. 1879, i wciąż pracował nad rzeźbą, przez czas jakiś korzystając z rad słynnego francuskiego mistrza, zmarłego już obecnie Delaplanche’a.
Przewrót w karyerze Szymanowskiego zaczyna się od jego przyjazdu do Monachium. Stopniowo opuszcza rzeźbę, a upodobanie swe przenosi na malarstwo. Kilka jednak charakterystycznych popiersi, a pomiędzy innemi „Góral z fajką“ powstało w tej epoce.
Zapisawszy się do akademii, pilnie zaczyna studyować malarstwo; nauka szła mu łatwo, gdyż miał już w sobie nabytą we Francyi tęgość w rysunku, i szerokie pojęcie modelacyi wyrobione przez kilkoletnią pracę rzeźbiarską.
Ukończywszy Akademię monachijską jako uczeń jednego z najlepszych tamtejszych profesorów, a do niedawna jeszcze dyrektora akademii Löfza - Szymanowski osiada na stałe w stolicy Bawaryi i zaczyna samodzielną pracę…
Jedna z pierwszych prac jego, portret panny Hermanówny w roli „Carmeny", wystawiony w Warszawie, znalazł uznanie u ogółu; następne zaś figury pojedyńcze, najczęściej Hucułów lub obrazki, jak znane z krakowskiej reprodukcyi „Opowiadanie", coraz bardziej zaciekawiały, wykazując przeważnie wielkie zdolności kolorysty.
Siła rysunkowa, szczere zamiłowanie do natury i dobrze przeprowadzony światłocień, przy efektownem oświetleniu - pewna jędrność i energia w wydobyciu wrażenia całości, charakteryzowały ten obraz. Właściwości te talentu Szymanowskiego ukazują się w następstwie we wszystkich jego utworach.
Drugiem znanem mi dziełem Szymanowskiego jest portret damy w oryginalnym kostiumie pierotki. Jest to właściwie mówiąc portret, chociaż nosi tytuł: „Pierotki“, a to dzięki kostiumowi, w jaki dama na nim namalowana jest przebraną.
Dla wytłómaczenia wprawdzie tytułu artysta starał się nadać twarzy wyraz wesołości, nie zdołał jednak dać typu charakterystycznego pierotki. Pamiętam w Paryżu wystawiony w roku 1878 obraz hiszpana Madrazzo tejże treści, - przewyższał on co do prawdziwości typu o wiele utwór Szymanowskiego.
Główną zaletą tej pracy jest strona malarska. Takiej brawury, takiej pewności ręki w kładzeniu farby na płótno, dawnośmy nie oglądali na naszych wystawach. Widać prawie, jak artysta igra z trudnościami technicznemi, jak wiele umie i jak to, co umie, z łatwością okazuje.
Niemałym szkopułem było wyjść zwycięsko z nagromadzenia białych tonów, prawie jednakiej wartości. Pierotka w białej atłasowej sukni siedzi na tle prawie białem, mając u stóp białą skórę niedźwiedzią. Figura jest bardzo plastyczną, okrągli się i od tła oddala doskonale. Twarz uśmiechnięta, oświetlona z góry, jest trochę za różową w ogólnej tonacyi, oświetlenie zaś sprawia, że cienie są za silne, szczególnie przy ustach, przez co robi się grymas. Atłas malowany prześlicznie, szeroko, na lewej nodze jednak brak ściślejszej modelacyi sprawia, że noga ta wydaje się płaska. Ręce, a mianowicie prawa z wachlarzem, są bardzo dobrze narysowane i wymodelowane.
Obraz ten, aczkolwiek nie może iść w porównanie z innemi większego zakresu pracami Szymanowskiego, jest w każdym razie dobrem studyum, w którem wyjątkowe zdolności tego artysty objawiają się w najmniejszym szczególe.
Rok 1888 przynosi naszemu artyście pierwszy większy tryumf. Na wystawie międzynarodowej w monachijskim Kryształowym pałacu, pojawia się jego większa kompozycya, złożona z kilku figur, o dramatycznej treści. Treścią tą jest „Kłótnia Hucułów “. Obraz ten robi niezwykłe wśród sfer artystycznych wrażenie i przynosi swemu twórcy medal złoty klasy II-giej, przysłany następnie do Warszawy zdobywa pierwszą nagrodę na konkursie malarskim, w końcu na powszechnej paryskiej wystawie 1889 r. otrzymuje medal złoty klasy I. Po medalu honorowym udzielonym Chełmońskiemu, była to najwyższa nagroda, jaką artysta polski wtedy zdobył - żadnemu innemu z naszych malarzy medalu I klasy nie przyznano.
„Kłótnia Hucułów" zbyt jest znaną, abym się dłużej nią zajmował, spopularyzowała ona nazwisko Szymanowskiego i postawiła go w rzędzie pierwszorzędnych artystów.
Od tego czasu zajęty olbrzymią pracą nad całym cyklem obrazów, którego jedną z części stanowi tryptyk p. t. „Modlitwa" - Szymanowski mało w ostatnich czasach produkował. Mam jednak do zanotowania, wystawiony w Paryżu na pierwszej wystawie na Champs de Mars obraz, znany i u nas następnie p. t. „Z kościoła" - oraz wystawiony w Berlinie oryginalny w pomyśle utwór p. t. „Tkacz". - Były to obrazy jednak robione w chwilach wolnych od wielkiej pracy, którą jest zajęty nasz artysta od lat już kilku.
Najnowszy obraz Wacława Szymanowskiego przybył do Warszawy poprzedzony sławą zdobytą w Monachium, gdzie na wystawie secesyonistów naczelne wśród masy obrazów tam się znajdujących zajmował miejsce. A wystawa owa mieściła same wyborowe tylko dzieła, powstanie swe bowiem zawdzięcza protestowi artystów, przeciw zwykłej, szarej, codziennej produkcyi malarskiej, zalegającej dotychczas wszystkie ściany przybytków sztuki. Każden z obrazów znajdujący się u secesyonistów musiał posiadać cechy wyższego artyzmu, nic więc dziwnego, że całość przedstawiała się imponująco pod względem rzeczywistej wartości. Na tle tak zorganizowanej wystawy, utwór Szymanowskiego zajął miejsce wyjątkowe - był on jej największą ozdobą, dziełem kapitalnem.
Szerokie uznanie wśród grona artystów, pełne zachwytów krytyki miejscowych sprawozdawców, zrozumiałe mi się stały w zupełności, gdym ujrzał obraz autora „Kłótni Hucułów". Pierwsze spojrzenie rzucone na olbrzymią kompozycyę Szymanowskiego dało mi możność jasno zdać sobie sprawę, że się znajduję wobec dzieła niezwykłej siły i potężnego nastroju.
Talent Szymanowskiego, tryskający wrodzonymi zadatkami w pierwszych jego młodzieńczych utworach, okazujący się następnie w słynnej „Kłótni Hucułów" w pełni swego rozkwitu, wkracza zwycięsko obecnie w sferę mistrzowstwa… dostępną wyjątkowym już tylko naturom artystycznym.
W karyerze malarskiej tego artysty „Modlitwa" stanowi punkt kulminacyjny rozwoju twórczego.
Dla wielu powierzchownie sądzących osób „Modlitwa" jest do pewnego stopnia niespodzianką; na pozór, tryptyk Szymanowskiego nie licuje z dotychczasową jego działalnością, choćby już nawet treścią swoją, która jest tak różną od poprzednio przez niego podejmowanych.
W rzeczywistości rzecz ma się całkiem inaczej. Tryptyk i w wykonaniu i w założeniu doskonale charakteryzuje swego twórcę i jest najzupełniej konsekwentny zdążnościami i celami w każdej nieledwie z prac poprzednich jasno występującemi.
Dotychczasowe obrazy Szymanowskiego odznaczały się zawsze, po za niezwykłemi zaletami technicznemi w wyzyskaniu natury, dążnością do wyjątkowego zgłębiania myśli, opanowania treści kompozycyi i dosadnego jej uplastycznienia.
Artysta widział zawsze jasno cel do którego dążył. Cel ów okazywał, tak w ogólnym nastroju obrazu, jakoteż w najdrobniejszych szczegółach, motywując każde nieledwie pociągnięcie pędzla i układając w ten sposób części składowe swych kompozycyi, aby z całości każdego utworu wybijała się w górę myśl przewodnia. Dość pierwszej lepszej pojedynczej nawet figury z licznego już szeregu stworzonych przez Szymanowskiego postaci, jak każda z nich wyraża to co ma wyrażać, jak niczem nie wykracza po za granice działalności, zakreślone jej wolą twórcy.
O ileż widoczniejszą się staje ta dążność, gdy się znajdujemy wobec kompozycyi złożonej, uplastyczniającej pewną zdeterminowaną akcyę, jak to ma miejsce np. w „Kłótni Hucułów". Tu widoczną jest, pod sukienką realnego wykonania i prawdy życiowej, rozlanej w układzie kompozycyjnym, wielka praca myślowa w nadaniu obrazowi stosownego do chwili nastroju. Ludzie, biorący udział w momencie, uzmysłowionym na płótnie, są jakby pojedynczymi klawiszami, składającymi się na wytworzenie pełnego akordu. Ich ruchy, wyrazy twarzy, przedmioty ich otaczające, wreszcie tło obrazu, składają się na całość, plastycznie tłómaczącą ideę utworu, zamykającą w sobie moment psychologiczny, który artysta pragnął przedstawić. Patrząc na „Kłótnię Hucułów", czuć było w atmosferze dramat nieunikniony, wybuch namiętności ludzi nieokiełznanych, prawie na pół dzikich. Obraz poruszał może więcej tą nieokreśloną siłą motywu psychologicznego chwili, która się unosiła niewidzialna, niż tem, co było rzeczywiście wymalowane.
Szymanowski, gdy po trzech czy czterech latach pracy podpisywał swoją „Modlitwę", nie przestał być tą samą organizacyą artystyczną, której malarstwo nasze zawdzięcza wzruszającą scenę, rozegrywającą się w huculskiej gospodzie.
W „Modlitwie" widzimy tenże sam cel, tenże sam punkt wyjścia, tegoż samego wreszcie artystę. Jeżeli jest jak a widoczniejsza zmiana, to chyba we wzmocnieniu się siły twórczej w kierunku nastroju duchowego, co się zresztą tłómaczy bardziej abstrakcyjną treścią kompozycyi.
Tryptyk Szymanowskiego nie jest wcale rodzajowym obrazem, - jest to plastyczne wyrażenie idei wznoszenia się dusz wierzących ku Stwórcy. Modlitwa słowami nabożnej pieśni płynie w górę z piersi zalegającego kościół wieśniaczego tłumu, płynie roztopiona w złotym słonecznym promieniu, napełnia całą atmosferę, drga w każdym atomie i odbija się w duszy widza, który musi odczuć wysoki artyzm w przeprowadzeniu tak trudnego w swem założeniu zadania.
Widz jakby pod wpływem suggestyi zaczyna odczuwać wrażenia, którym podlegają wymalowane przez Szymanowskiego postacie, mimowoli przenosi się wśród nich i oddycha temże, co one, powietrzem.
Trzeba nielada silnej indywidualności, aby dziełem swem, tworem swej myśli takie osiągać rezultaty.
Dla wzmocnienia ogólnego wrażenia, symbolizując już niejako treść swojej kompozycyi, artysta, z obu stron głównego obrazu, umieścił dwa inne. Na jednym z nich wyobraził w dymie kadzideł ołtarz wraz ze świecami i monstrancyą, na drugiej, rozkołysany dzwon. Trzy w ten sposób rozmieszczone części tryptyku, poza nicią przewodnią treści, nie łączą się z sobą. Artysta jednak uznał za stosowne połączyć je szerokiem pasmem promienia słonecznego, który padając z okna kościółka i oświetliwszy część grupy klęczących i zatopionych w śpiewie ludzi, na środkowym obrazie, przedziera się przez ramy i znaczy swój pochód jasną smugą na dwóch bocznych. Promień ów będąc najzupełniej realnym wśród kościelnej nawy, staje się idealnym tłómaczem idei obrazu, gdy łamiąc warunki fizyczne, równocześnie jednym snopem światła opromienia trzy zupełnie różne wnętrza. Efekt ten nie jest przypadkowy, służy on do jaśniejszego, dosadniejszego sformułowania idei obrazu, który, raz jeszcze powtarzam, wkracza najzupełniej w dziedzinę oderwanych pojęć.
W założeniu kompozycyjnem, w dążności twórczej „Modlitwa “ jest dziełem typowem kierunku, szeroko już rozprzestrzenionego na Zachodzie, a do którego u nas ogół jeszcze wcale nie jest przygotowany. Dążnością artystów ostatniej doby jest: środkami czysto malarskimi, to jest barwą i linią, uplastyczniać idee abstrakcyjne. Pragną oni widokiem swojego utworu wzbudzić w widzu nastrój duchowy taki, jakiby odpowiadał i zlewał się niejako z nastrojem panującym na obrazie.
Myśl artysty, uzmysłowiona w dziele jego, stara się hypnotyzować niejako widza, poddając mu odczuwane przez twórcę wrażenia i zmuszając do zupełnego skojarzenia się z niemi. Myśl przewodnia obrazu tak powinna opanować umysł patrzącego, aby jej refleks odbił się głęboko w jego duszy i nią zawładnął.
Pokrótce starałem się scharakteryzować kierunek, który jest najnowszym zwrotem malarstwa współczesnego. Przyznać trzeba, że do pewnego stopnia rozszerza on granice jego, a raczej pierwiastki widniejące w twórczości wielu z poprzednich artystów, często bezwiednie ujawniające się w ich pracach, formułuje i podnosi do potęgi.
Szymanowski, wierny zasadzie kierunku, którego stał się odrazu jednym z wybitniejszych przedstawicieli, posługuje się naturą, lecz bierze z niej to tylko, co mu nie zamyka drogi z góry oznaczonej, nie zaciemnia celu.
Dość porównać tryptyk jego z obrazem o takiej treści Chełmońskiego, wystawionym przed trzema laty w Towarzystwie Zachęty.
Autor „Babiego lata“ drogą samodzielnych studyów natury i prawdy życiowej stworzył dzieło na wskroś realne, mimo poetycznej, unoszącej się nad niem atmosfery.
Wszystkie szczegóły składały się na wytworzenie całości, uplastyczniającej wnętrze skromnego wiejskiego kościółka, podczas nabożeństwa niedzielnego, gdyż chodziło mu o to przedewszystkiem. Była to więc żywcem na płótnie zaklęta chwila, gdy lud pobożny, zapełniając świątynię, korzy się przed Stwórcą, chwila charakteryzująca doskonale moment podpatrzony w rzeczywistości; było to, jednem słowem, nabożeństwo w kościółku wiejskim. Chełmoński zawsze należał do artystów, którzy z nadzwyczajną subtelnością odczuwają język przyrody. Rozumiejąc naturę i mogąc plastycznie ją odtwarzać, zaklina on zawsze w swoje dzieła specyalne nastroje, jakie natura posiada, a które on, wiernie ją tłumacząc, z konieczności wywołuje.
Nastrój więc, bijący z obrazu Chełmońskiego, tkwił już w rzeczywistości, w momencie widzianym w naturze; artysta nie wytworzył go, lecz raczej odzwierciedlił.
Szymanowski za punkt wyjścia dla swej kompozycyi wziął nie rzeczywistość, lecz ideę. I kiedy Chełmoński, tworząc nabożeństwo w kościółku wiejskim, wskrzeszał je w swej pamięci, autor tryptyka abstrakcyjne pojęcie modlitwy zaczął drogą pracy myślowej przyoblekać w szaty plastyczne, wytwarzając i linie kompozycyi, i koloryt, i postacie obrazu i wszelkie szczegóły w ten sposób, aby obraz swoją całością i wszystkimi składającemi go czynnikami uczynił zrozumiałą ideę, która była jego genezą.
Co wobec tak postawionego zadania mówić o szczegółach. Szczegóły służą na to, aby tłómaczyć myśl główną, nastrój, mający być nimi wywołany, - Szymanowski poświęca je często. W tym zatuszowywaniu szczegółów na korzyść całości, autor „tryptyku“ jest niedościgniony. Całe wnętrze kościółka, grupy dalszo-planowe, tyle wyrażające, tak pełne uczucia, są zaledwie naznaczone; wiele figur ginie w niejasnych zarysach. Na całym obrazie malowanym bardzo umiejętnie i dekoracyjnie, jest podkreślone i wyzyskane to tylko, co jest koniecznem dla jasnego wytłómaczenia przedmiotu, stąd obraz pozbawiony niepotrzebnego balastu, jest jasnym, zrozumiałym, i wyraża wspaniale myśl artysty.
Tryptyk Szymanowskiego, poza wyjątkowemi zaletami koncepcyi, wykonania i oryginalnością ogólnego wyglądu, posiada jak dla nas jeszcze jedną wielką zaletę. Jest on na wskroś swojski.
Najnowszy utwór Szymanowskiego jest jedną z owych płyt kamiennych, z których pomału ale nieprzerwanie, artyści najświeższej doby zaczynają budować przyszły gmach nowej, własnej, samoistnej sztuki. Indywidualne dotychczas usiłowania pojedynczych jednostek, pomnożone z upływem lat pracą ich następców, wytworzą w końcu malarstwo związane ze społeczeństwem nietylko treścią kompozycyi.
Dzieła tej miary co “Modlitwa“ Szymanowskiego będą zawsze pełnymi znaczenia drogowskazami na ścieżce konsekwentnego rozwoju sztuki samodzielnej.