Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Nigdy może jeszcze przysłowie osłonia zrodzonym z muchy nie da się właściwiej zastosować niż w tak zwanej „kwestyi impresyonizmu", wylęgłej na bruku warszawskim.
Przed czterema laty powrócili z Paryża, po ośmiomiesięcznym tam pobycie, dwaj młodzi malarze: Pankiewicz i Podkowiński, i w szeregu obrazów zamanifestowali niezwykłe wrażenie jakie odnieśli z oglądania utworów Klaudyusza Monet’a. Monet, jak wiadomo, jest twórcą nowego kierunku a raczej systemu malarskiego. Wyrobiona przez Moneta pewna maniera wykonawcza, wypływa u niego z czysto subjektywnych idei i przekonań.
Że około wybitniejszych talentów samoistnych formują się grupy uczniów i naśladowców, Monet ujrzał się jednego pięknego poranku głową nowej szkoły. Wyznawcy i tym razem okazali się, jak zwykle, zagorzałymi i osobiste przekonania mistrza podnieśli do wysokości doktryny, stworzyli świątynię prawd niezachwianych, potęgując w swych utworach wady pierwowzoru, a zatracając jego rzeczywiste zalety.
Traf zrządził, że wśród rzeszy olśnionych nowymi prądami znalazło się dwóch naszych malarzy, czasowo w Paryżu przebywających; wstąpili do świątyni i po swym do kraju powrocie stali się pierwszymi krzewicielami zasad Monetowskich, w formę określonego kierunku przybranych.
Że na wrażliwe umysły artystów mógł nowy kierunek podziałać, że w następstwie chcieli zdobyte idee w czyn wprowadzić, to leży w naturze rzeczy i dziwić nikogo nie powinno.
Mieliśmy w ostatnich dwóch dziesiątkach lat tyle szkół i kierunków, że trudno je zliczyć; że wymienię tu panowanie stimmungu, grono uczniów Matejki i t. p. Z kolei zjawili się impresyoniści, a właściwiej mówiąc, Monetyści, gdyż znana Warszawie ewolucya tego kierunku od niego wprost pochodzi, nie mając żadnej wspólności z innymi zagranicznymi przedstawicielami impresyonizmu.
Byłoby więc wszystko w porządku, nowy zwrot zamanifestowałby się jak wszystkie poprzednie, nie wywierając może głębszego wrażenia, gdyby nie działalność ówczesnego komitetu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i dyletancka krytyka pism naszych. Komitet odrzucając pierwsze prace Podkowińskiego i Pankiewicza, otoczył mimowoli obu artystów nimbem męczeństwa za ideę i pośrednio zainteresował publiczność utworami zawieszonymi z konieczności w Salonie Krywulta, które, gdyby wystawione były w Towarzystwie Zachęty, w połowie nie sprawiłyby tego wrażenia.
Odrazu zaczęto bardzo się zajmować nowym kierunkiem; stał się rumor, i to wyłącznie dzięki omyłce komitetu.
Rumor ten wzmógł się znacznie po paru tygodniach, gdyż zadanie wyjaśnienia impresyonizmu nieprzygotowanej wcale publiczności, wzięli na siebie krytycy, niewiele jaśniej zdający sobie sprawy nietylko z tego kierunku, lecz wogóle ze sztuki.
Posypały się artykuły i wyrobiły się specyalności w tłómaczeniu zasad nowego zwrotu, - zaczęto przydługie polemiki, chwytali za pióro ludzie, którzy dotychczas nigdy malarstwem się nie zajmowali… i w końcu sprawy nie wyjaśniono.
Subjektywne poglądy na malarstwo Klaudyusza Monet’a, przyobleczone w szaty kierunku, dotychczas są ciemnią, w którą nawet najuczeńsi nasi krytycy nie potrafili wprowadzić promyka światła.
Nie będę i ja się starał o wyjaśnienie, gdyż com mógł w tej kwestyi powiedzieć, powiedziałem dość obszernie w swoim czasie, pragnę natomiast zbadać stan impresyonizmu w Warszawie w obecnej chwili t. j. w cztery lata zaledwie po jego pierwszym występie.
Główny, a raczej jedyny samowiedny propagator tego kierunku, Józef Pankiewicz, po odmalowaniu kilku typowych dzieł Monetowskich, i to zresztą w samym początku, w następnych coraz bardziej odbiegał od chwilowych ideałów, aż w końcu w obrazie p. t. „Zmierzch, motyw ze starego miasta" odnajduję go szczerym i rozkochanym w naturze realistą, jakim był dawniej. Powiem nawet, że realizm jego zdmuchnąwszy z siebie pianę impresyonizmu, wyszedł owiany prawdą bardzo inteligentnie podjętych i przeprowadzonych studyów, które w całokształcie usiłowań artystycznych dały Pankiewiczowi możność stworzenia bodaj czy nie najlepszego z jego obrazów.
W szczerość wyznawanych przez Podkowińskiego impresyonistycznych idei nigdy co prawda nie wierzyłem. Wrażliwy umysł malarza uderzyły przedewszystkiem cechy zewnętrzne kierunku i niemi przedewszystkiem się posługiwał, nie badając bardziej oderwanej strony samej idei. Od idei tej odchodzi też ciągle, jakby daremnie i gorączkowo szukał właściwej sobie drogi. Takie wahanie się ustawiczne jest powodem, iż Podkowiński dotychczas jeszcze nie stoi pewno na własnych nogach, szukając czegoś jakby po omacku, przerzucając się z jednego w drugie przeciwieństwo. W licznych studyach z natury tak pejzażowych jakoteż portretowych daje dowody bardzo obiecujących usiłowań, w krajobrazie ku uzmysłowieniu efektów oświetlenia słonecznego lub wprost powietrznego, w portrecie ku scharakteryzowaniu odwzorowanych postaci. Lecz poza temi pracami zbacza z prostej drogi dość często i dając taką np. „Ironję“ lub „Taniec Szkieletów”, a przedewszystkiem tak okrzyczany a tak dziwnie słaby „Szał“ - umacnia nas w przekonaniu, że dotychczas jeszcze nie zajął stanowiska sobie właściwego i będąc przed paru laty impresyonistą powierzchownym, jest obecnie echem również paryskiego lecz już nowszego kierunku dekadencko-symbolistycznego. Sądzę, że to są fazy tylko przejściowe, wybryki niejasno określonych aspiracyi.
Widzimy więc, że główni koryfeusze kierunku, po trzech latach zmienili swoje poglądy i do odmiennych już dążą celów; jakież ślady Monetowskie teorye pozostawiły w działalności innych artystów?
Prąd impresyonizmu przeszedł, musnąwszy potroszę kilku z warszawskich malarzy.
Wyczółkowski zamanifestowawszy swoje tendencye kolorystyczne jeszcze w końcu 1889 r. na wystawie urządzonej u Krywulta pod nazwą: „Przeglądu pracowni", łamie się i boryka wciąż ze stworzeniomi przez siebie trudnościami.
Trudności te zwyciężał kilkakrotnie w nadzwyczaj szczęśliwy sposób, jak np. w doskonałym obrazie „Zwierzenia", lub w efektownych „Rybakach", lecz zarazem często wpadał w przesadę i wychodził z równowagi w innych swoich utworach.
To samo da się poniekąd powiedzieć o Stanisławie Masłowskim. Jaskrawiej i mniej harmonijnie zaczął też malować Wacław Pawliszak i paru jeszcze innych.
Ślady impresyonizmu bezwarunkowo pozostały, lecz wsiąknięte, przeistoczone, w zwykłej naszej produkcyi codziennej.
Wielu artystów, dzięki jemu, jaśniej maluje, a trzymając się prawdy i natury, kroczy raczej w kierunku tak zwanego plein-air’u.
Wprawdzie w obrazkach młodych, bardzo młodych aspirantów na malarzy, jeszcze i dotychczas publiczność wystawowa, od czasu do czasu ujrzy ze zdziwieniem czysty grynszpan, kobalt i wermilion, dowolnie obok siebie kładzione, lecz brać tego za objaw panowania kierunku nie należy. Są to zabawki początkujących artystów, popełniane bez jaśniejszego pojęcia o celu tego rodzaju karykatur kolorystycznych.
Kierunek, zrodzony w swoim czasie w Paryżu, a przetranslokowany na nasz grunt, w pierwotnej swej przesadnej, doktrynerskiej formie, panował w rzeczywistości bardzo krótko, i śmiało to rzec można, że mniej u nas stworzono obrazów impresjonistycznych, niż artykułów dziennikarskich, traktujących o tutejszem impresyonizmie malarskim.