Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Impresyonizm (Pruszkowski - Pankiewicz - Podkowiński)


I.

Dla każdego, obznajomionego, choć cokolwiek, z rozwojem malarstwa w okresie najnowszym, nie powinno obce być nazwisko Edwarda Manet a. 

Artysta ten, wysoko ceniony przez jednych, bezwzględnie przez innych potępiany, dla bezstronnego badacza jest wyjątkową postacią, której znaczenie dla sztuki w obecnej już chwili jest tak widoczne, że chcąc ściśle wyprowadzić genezę zwrotów, objawiających się od pewnego czasu w malarstwie nowoczesnem, musimy nazwisko Manet’a na miejscu naczelnem postawić. 

Manet należał do tych szczerych, samoistnych natur artystycznych, które, niezadawalając się drogami, tradycyjnie przez akademie utartemi, szukają nowych ścieżek, odpowiedniejszych ich subjektywnym zapatrywaniom na sztukę. Tego rodzaju organizmy artystyczne, wyjątkowo w historyi sztuki napotykane, są wprawdzie w największej części niezrozumiane przez otoczenie, niemniej jednak oddziaływają stanowczo na zmiany poglądów i kierunków. 

Głośny w swoim czasie, a dziś prawie zapomniany malarz, Tomasz Couture, był jedynym nauczycielem Manet’a, wpływu jednak na rozwój jego talentu nie wywarł. Początkowe prace Manet’a noszą cechy, pokrewne szkole hiszpańskiej, z silną już dozą indywidualizmu, który z biegiem czasu wzmagał się coraz bardziej. 

Chociaż przez wielu powierzchownie zapatrujących się krytyków Manet zaliczanym bywał do realistów, jednak w prawdziwem pojęciu słowa realistą nigdy nie był. Kierunek realny, ściśle na naturze oparty, wymaga, by prawda ujawniała się z równą siłą tak w układzie, jakoteż w liniach i barwie obrazów.

Realnym nie będzie obraz, gdy na tle fantazyjnego pejzażu lub warunkowo i bez głębszych studyów prawdy życiowej ułożonej kompozycyi znajdą się szczegóły, wprost z natury brane i do złudzenia odtworzonej realnym nie będzie również fotograficznie pojęta kompozycya, wykonana dowolnie i pamięciowo. Zadaniem realisty, jako kompozytora, jest przedstawić każdy przedmiot obrazu tak, aby robił wrażenie faktu, mogącego się zdarzyć w naturze i w niej podpatrzonego, jako wykonawcy zaś, aby przedmioty lub osoby, na obrazie znajdujące się, żyły, modelowały się, były stosownie oświetlone we właściwym do tła czy też otoczenia stosunku; krótko mówiąc, celem jedynym realistów jest dążność do prawdy pod wszelkiemi postaciami. 

W najcharakterystyczniejszych obrazach Manet’a, w tych, które mogą służyć, jako wzór jego kierunku, przedewszystkiem widnieje chęć przelania na płótno plam kolorowych w stosunku właściwym jednych do drugich - bez głębszego studyowania szczegółów i z pominięciem strony rysunkowej. 

Natura przedstawia mu się, jako zbiór różnych tonów, obok siebie położonych, które, rozjaśnione światłem atmosfery, starał się w obrazach swych ujawniać.

Celem, jaki sobie zakładał; było uchwycenie wrażenia, jakie przyroda, oblana światłem dnia zwykłego lub też słońca, sprawia na człowieku w pierwszej chwili, to jest nim zdoła on sobie widziane przedmioty zanalizować. 

Emil Zola w studyum wyczerpującem o Manecie, określając jego dążności, powiada: „Edward Manet zwykle przedstawia naturę jaśniej, niż ona wygląda. Malowidła jego są opromienione, pełne światła, silne, chociaż niejaskrawe. Białe światło pada szeroką strugą, oświetlając lekko przedmioty, niema najmniejszego przesadzonego efektu, figury i krajobrazy jego kąpią się w rozkosznej światłości, która cały obraz napełnia". Mówiąc ciągle o Manecie, pisze następnie: „Artysta, patrząc na jakikolwiek przedmiot, widzi go przedewszystkiem pod postacią szerokich plam, wspólnie na siebie oddziaływających. Głowa przy murze naprzykład jest dla niego plamą, mniej lub więcej białą, na tle, mniej lub więcej szarem, a ubranie w stosunku do twarzy odcieniem, naprzykład niebieskawym przy białawym odcieniu. Stąd wynika wielka skromność w przedstawieniu natury, zupełny prawie brak szczegółów, zbiór plam prawdziwych i delikatnych, które na pewną odległość dają obrazowi wypukłość nadzwyczajną". 

„Cała oryginalność artysty", - pisze dalej Zola, - „charakteryzuje się właściwością jego oka, które widzi jasno i w wielkich masach". 

Nic dziwnego, że w epoce, oddzielonej ćwiercią wieku od naszych czasów, obrazy, tak pojęte i w ten malowane sposób, niewielu znalazły zwolenników. Manet’a ogłoszono za nowatora, prowadzącego malarstwo do upadku; zarzucano mu brak rysunku, suchość i nieumiejętność malowania, a co do szerszych jego kompozycyi („Olimpia", „Śniadanie na trawie" i t. d.), trywialność i nieprzyzwoitość. 

Nieprzyjmowany na roczne wystawy (Salon), pracował dalej wraz wytkniętym kierunku, coraz bardziej wyswobadzając się z więzów tradycyi; zaczęło się około niego gromadzić pewne kółko artystów, pokrewnych mu duchem, i pomału pod jego egidą coraz wyraźniej zarysowywały się dwa kierunki. 

Część jedna zwolenników Manet’a specyalnie zajęła się studyowaniem oświetlenia pod gołem niebem (plain air), nie porzucając jednak formy. Pod wpływem nowego tchnienia uszlachetniła ją bardziej, wlewając w nią nowe czynniki: światła, refleksów, stosunku tonów i t. d. W tym kierunku, lubo zupełnie samodzielnymi artystami, stali się: Alfred Stevens (w najnowszej fazie swej karyery malarskiej), Bastien-Lepage, de Nittis, Henryk Gervex, Duez, Boldini, Bereaud, Collin, Dagnan-Bouveret i w. i. 

Inni malarze charakterystyczne, oryginalne cechy Manet’a wzięli za jedyny cel; poszli dalej jeszcze od mistrza, odrzucili całkiem formę, t. j.: rysunkową tradycyę, a dążąc do zaklęcia światła na płótnie, zaczęli malować naturę, tak przeinaczoną, tak odmiennie widzianą, że były to raczej notatki wrażeń chwilowych, nie zaś studya przyrody.

Pamiętam, gdym był raz w pracowni Manet a, ujrzałem na sztalugach obraz dużych rozmiarów, na którym mistrz wyobraził klęczącego na jednem kolanie Strzelca ze sztucerem w ręku, patrzącego wprost na widza. Powalone cielsko zabitego lwa spoczywało tuż obok. Był to portret, jeżeli się nie mylę, znanego myśliwca afrykańskiego, - Bombonelle’a. Co mię uderzyło w tym portrecie, to fioletowy kolor, który rozlany był na całym obrazie. Strzelec był fioletowy, lew fioletowy, - cienie tegoż koloru. 

- Widzi pan, - odpowiedział na moje pytanie Manet, - jeżeli się jest na pustyni, na piasku, pod olśniewającem promieniowaniem słońca, to wszystko w pierwszej chwili, gdy pan patrzysz na przedmioty, zrobi wrażenie fioletu przez kontrast niebieskiego nieba i żółtego piasku. Mnie chodziło o wydobycie tego wrażenia kosztem może prawdy w szczegółach. 

Wrażenie światła! - Złudzenie słońcem oblanej przyrody! Oto cel, do którego dąży cały zastęp artystów, - zwących siebie impresyonistami, nieprzejednanymi (intransigeants) wibrystami, wreszcie dekadentami, ogólny bowiem kierunek rozpada się na wielką ilość odcieni. 

Pozostawiwszy tym razem na stronie tych wszystkich, którzy studyując specyalnie plain air, znacznie naprzód posunęli malarstwo nowoczesne, i których, jak dotąd, ostatnie słowo widzimy w pracach nieodżałowanego Juliusza Bastien-Lepage’a, w tej doraźnej notatce przejdę pokrótce rozwój impresyonizmu we Francyi i niedawne jego objawy na naszych wystawach. 

Pierwsze okazy tej nowej szkoły przed ośmnastu lub dwudziestu laty, obok obrazów Manet’a zgrupowane, widniały corocznie na tak zwanych wystawach odrzuconych. (Salon des refuses). „Salon” bowiem oficjalny z zasady nie uznawał tego kierunku i drzwi swe przed nim zamykał. Wtedy prace ich pomieszane były z rozmaitego rodzaju nieudolnymi utworami początkujących malarzy, odrzuconych nie z przyczyny kierunku, lecz jako płody niedojrzałe.  

Jeżeli mię pamięć nie myli, pierwszy raz wystąpili impresyoniści w zwartym szeregu pod własną firmą w końcu roku 1875 przy ulicy le peletier w sklepie handlarza obrazów, Durand-Ruel’a, z własną wystawą. Obok Manet’a mieli wtedy tam swoje obrazy i szkice: Degaz, hr. Lepie, Paweł Renouard, Pissaro, Caillebote, Desboutin, Klaudyusz Monet, Cezanne i wielu innych, których nazwiska wyszły mi z pamięci.  

Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wystawa ta na mnie wywarła. Było to dla mnie coś tak nowego, coś tak dalekiego od tego, co wpajano nam w akademii monachijskiej, że przez czas jakiś nie mogłem wyjść ze zdumienia. Impresyonizm taki, jakim się wtedy przedstawił, uderzał prawdą, dawał tak nowe sztuce motywa, studya koloru i światłocienia, tak delikatne a rzeczywiste, że mógł oddziałałać na wrażliwsze natury malarzy. 

Caillebote wystawił ze dwadzieścia obrazów, w których jedynym motywem byli froterzy, czyszczący podłogę, - studya, wprost jakby jednym rzutem pędzla chwytane na gorącym uczynku. Złudzenie prawdy było zdumiewające. Degaz pastelami rysował sceny z prób baletowych lub typy grajków z orkiestry z fantastycznem oświetleniem lamp u dołu sceny umieszczonych. Monet miał przepyszne szkice i notatki pejzażowe, szczególnie widoki zimowe. Obok tego były portrety Renouarda’a, w których karnacyę wydobywał malutkimi plackami najrozmaitszych kolorów jaskrawych, zblizka robiących wrażenie mozaiki, z daleka jednak dość plastycznych, - lubo nieprawdziwych w ogólnej gamie. Obok tego znajdowały się tam roboty, wprost niemożebne skutkiem swej dziwaczności, jakby umyślnie nieudolne, naiwne często. Do takich należały obrazy Cezanne’a i Pissara.   

Od tego czasu w Paryżu impresyonizm uznanym został, jako coś nowego, coś, co się w pojęciu zbliżało do japońskich malowideł, lecz dozwalało spostrzegać poza brutalnością pomysłów i wykonania - nowe horyzonty.

Manet w końcu życia dzięki poparciu swego przyjaciela, Antoniego Proust’a, przez czas pewien ministra sztuk pięknych, wszedł zwycięsko do rocznych salonów, został uznanym jako głowa kierunku, z którym coraz bardziej i artyści, i krytyka, i ogół nawet publiczności oswajać się zaczynali. Obecnie obrazy jego i drugiego impresyonisty, lecz idealnego zakroju, Puvis de Chavannes’a, twórcy malowideł w Panteonie, cenione są na wagę złota, pomieszczane w muzeach i galeryach, i to w największej części te same, które poprzednia generacya, dziś jeszcze żyjąca i działająca, odrzucała i poniewierała.    

Dość spojrzeć na jakikolwiek z katalogów salonu, aby się przekonać, że impresyonizm wyrobił sobie prawo bytu na równi z innymi kierunkami, ma wielu zwolenników, specyalnych amatorów i jest uznanym.  

Do najznakomitszych jego przedstawicieli liczą się teraz: Rafaelli, Klaudyusz Monet, Besnard, a obok nich stary Puvis de Chavannes, który na szerokich płótnach płody swej wyobraźni w formie sennych marzeń w niezwykły i bardzo indywidualny sposób przedstawia.  

Niemcy, wierne tradycyi naśladowczej w lat kilka po Francyi stworzyły i u siebie impresyonizm, ku czemu poniekąd przyczyniły się wystawy powszechne, urządzane od lat kilku w Monachium, gdzie Francuzi zwykle licznie są reprezentowani. Niezwykłością kompozycyi i kolorytu odznacza się w tym kierunku malarz monachijski, Franciszek Stuck, autor okrzyczanego z ognistym mieczem archaniołai lucypera, oraz H. Thoma z Frankfurtu, który bodaj pierwszy w Niemczech, jeszcze przed kilkunastu laty, idee Manet’a wprowadził. 

Impresyonizm bardzo się rozwinął pomiędzy szwedzkimi i duńskimi malarzami; wielu też Amerykanów hołduje mu, lecz powodem tego jest stałe przebywanie artystów tych narodowości w Paryżu; - zaliczyć ich raczej należy do impresyonistów francuskich, nowych bowiem motywów do sztuki nie wnieśli.  

Impresyonizm na tle sztuki naszej będzie przedmiotem następnego artykułu.  

II.

Prądy, w sztuce obecnie panujące, znoszą wszelkie szkoły, wszelkie formuły i systemy, - kojarzą w pewne grupy artystów nie zewnętrzną formą ich prac, lecz celami, do których każdy z osobna, swoją własną drogą idąc - dąży.   

Stąd impresyonizm w prawdziwem znaczeniu tego słowa ma zakres, bardzo rozległy. Nie redukuje się on do czysto technicznych stron, nie ujawnia pod postacią lub treścią. Jedni znajdują możność wypowiedzenia swych tendencyi w odwzorowywaniu świata otaczającego, inni wkraczają w sferę fantazyi. Impresyonistą jest i Manet, i Rafaelli, i Puvis de Chavannes, i Monet, i niemiecki Thoma, a jednak, jak każdy jest inny!   

Ślady kierunku, opartego na czysto abstrakcyjnym gruncie wyrażania pewnych uczuć lub wrażeń, w naszem malarstwie spostrzegać się dają od dość dawna, i, jeżeli dotychczas nie posiadaliśmy artystów, specyalnie uprawiających impresyonizm, taki jakim jest w ostatnim swym rozwoju we Francyi, to w każdym razie dążność tę spostrzedz łatwo można w działalności niektórych malarzy.     

Nie był to ów impresyonizm, którego zwiastunami byli bracia Goncourt’owie, a kolebką malowidła japońskie i chińskie, nie był to w pewien system zamknięty kierunek Manet’a, przez jego uczniów rozszerzony w następstwie, lecz najzupełniej samodzielna, bezwiedna często dążność do celów, bardziej oderwanych; chęć biorąca początek w charakterze rasy, skłonnej do poetyzowania i ubierania w formy zmysłowe nieujętych idei i marzeń.

Jakże nazwać Witolda Pruszkowskiego, malarza, może najbardziej charakteryzującego w swych pracach oryginalne, właściwe cechy społeczeństwa, z którego powstał, - jakież nadać mu miano, jeżeli nie impresyonisty? Dość wymienić niektóre z jego kreacyi; jego portrety, w jednem posiedzeniu narzucone, jego pejzaże, malowane pod wpływem wrażeń, odbieranych z pewnych nastrojów przyrody, - jego „Dyabła, rozkochanego w suchej wierzbie", stworzonego, jako uzmysłowienie Szopenowskiego nocturnu.   

W pracach tych ujawnia się dążność, wyrażenia czegoś przekraczającego o wiele to, co nam daje sumienne naśladowanie natury. Pruszkowski nie ma może wspólnych cech z malarzami zagranicznymi, kroczy innemi niż oni, drogami, posługuje się innymi, niż oni, środkami technicznymi, lecz w zasadzie pokrewny jest im duchem. Czerpie on więcej z siebie, niż z przyrody; - obszar, jaki sobie zakreślił, jest szerszy, gdyż wkracza w sfery czystej abstrakcyi, tłómacząc zamkniętą w kształty plastyczne - dusze pejzażu i człowieka.    

Impresyonistą również był Adam Chmielowski. Jest to jedna z ciekawszych postaci malarskich z ostatnich lat dwudziestu. Silny o tyle duchem, że był w stanie oddziaływać na artystów jednej z nim generacyi, i że wpływowi jego podlegali tacy malarze, jak : Maks Gierymski i Chełmoński, - rwał się ciągle ku celom, nieznanym ogółowi w chwili, gdy on je tworami swymi pragnął urzeczywistnić. Wyprzedzał o wiele panujące pojęcia, kroczył w labiryncie zagadnień, w sztuce napotykanych, subtylizując uczucia, pragnąc je wyrazić za pomocą tworzonych z ideą wyższą - kompozycyi.  

Chmielowski był samoukiem malarskim, gdyż akademicznego, rutynowanego wykształcenia prawie nie posiadał, a jednak, wiedziony intuicyą, zaklinał w swych pracach chwile, napotykane w świecie przyrody z prawdą i uczuciem, - przeoblekał fantazyjne pomysły w sukienkę, im właściwą. Pamiętam jego duży obraz, ilustrujący bajkę o złotym gaju, nieoceniony i niezrozmiany przez ogół, - jego „Pogrzeb samobójcy”, obraz, malowany, aby wywołać wrażenie smutku i grozy, i doskonały w przeprowadzeniu tej dążności. 

Pamiętam jeszcze o brzasku rannym śpiących żołnierzy i noc w obozie; jak tam natura dzięki studyom i zrozumieniu jej objawów przemawiała z obrazu swym nieokreślonym językiem. 

Artysta ten przestał malować, - czuł zawsze więcej, niż był w stanie wypowiedzieć, ślady jednak swej działalności zostawił. Pominąć go, gdy się pisze o impresyonizmie u nas, - niepodobna, dążności bowiem jego były tej natury, że przekraczały o wiele cele teraźniejszych nawet reprezentantów tego kierunku i miały dużo wspólności z ideami bardziej skrajnemi, dekadentów malarskich.           

Impresyonizm Pruszkowskiego, oparty na nadzwyczajnie subtelnych uczuciach, pragnących malarstwem wywoływać wrażenie muzyki nieledwie, tak samo jak dekadentyzm Chmielowskiego, uwydatniający ogólne nastroje przyrody lub wskrzeszający ducha baśni fantastycznych, - dalekimi są od impresyonizmu najnowszej doby.  

Kierunek ten obecnie jest już do pewnego stopnia szkołą, gdyż obok tendencyjnie wyrobionej jednostronności w poglądach na przyrodę zdołał wynaleźć pewne formuły, pewne środki, czysto techniczne w wykonaniu, jak np. używanie płótna matowego, posługiwanie się kilku zasadniczymi kolorami i t. d., a przedewszystkiem nie łączenie kolorów na palecie, lecz kładzenie ich w pierwotnej formie: jest to już rodzaj zamkniętej świątyni, dostępnej znającym hasło.    

Taki, jakim się nam przedstawia, jest już jednolitem ciałem; - zaledwie spostrzegane przez pierwszych pionierów cele - są to jasno określone, stanowiące zaokrągloną całość zasady.   

Nie znam najnowszych objawów impresyonizmu w jej kolebce, gdyż od lat kilku opuściłem Paryż i sądzę o nim z dzieł, wystawionych w Warszawie przez Podkowińskiego i Pankiewicza, - słowa więc moje stosują się tylko do produkcyi tych artystów, pozostawiając na stronie utwory francuskich malarzy. 

Pankiewicz
Pankiewicz

Podkowiński
Podkowiński

Że impresyonizm francuski wpłynął głównie na twórczość obu wyżej wymienionych, artystów, że w odczuciu płodów tego kierunku zaczerpnęli materyał do rozwoju swych poglądów na sztukę, - nie ulega wątpliwości; prawdopodobnem więc jest, iż w ogólnych zarysach muszą mieć wiele wspólności ze swoimi pierwowzorami.

Podkowiński i Pankiewicz w pracach, wystawionych przez siebie po powrocie z Paryża, przedstawiają się, jako wyznawcy skrajnego impresyonizmu, który w początkach rozwoju tego zwrotu w sztuce widniał w pejzażach Klaudyusza Monet’a i portretach Renouard’a. Dalekim on już jest od Manet’a.

Mimo wszakże jedności w poglądach i celach - obaj oni zdołali zachować swoją indywidualność i na tle jednakowego kierunku potrafili silnie ją zaakcentować. Widoczne jest, że Pankiewicz do urzeczywistnienia wrażenia, które pragnie wywołać, dochodzi drogą analizy, - Podkowiński zaś żywszym temperamentem obdarzony - intuicyą.

Przerzucanie się malarzy z jednego kierunku w drugi zwykle bywa przez ogół krytyków poczytywane za chwiejność zdania i chęci naśladownicze. Sądzenie takie jest często powierzchowne, gdyż nie uwzględnia wewnętrznej potrzeby, wspólnej wszystkim wrażliwym artystycznym naturom, odzwierciadlania w swej duszy prądów, w danym momencie panujących.

Im artysta jest młodszy, im bardziej w sztuce swej zakochany, tem łacniej oddziaływa na niego każda nowa idea, którą w lot chwyta, aby przetrawioną we własnym subjektywizmie, w pracach swych ujawnić. Dalekiem to jest od bezmyślnego naśladownictwa ludzi bez talentu, i jest tak wielka różnica pomiędzy nieudolnymi tworami tych ostatnich, a płodami malarzy, którzy szukają i odczuwają, - że poważna krytyka nie powinnaby nigdy w sądzie swym - jednych stawiać obok drugich.

Gdy się ma przed sobą utwór artysty z talentem, zawsze należy mieć szacunek dla niego. Można się na kierunek nie zgadzać, można go nawet potępiać, - to zależy od specyalnych upodobań patrzącego - lecz malarz szczery zasługuje na poważne traktowanie.

Józef Pankiewicz od pierwszego zarania swej karyery okazywał niepospolite zdolności; rysunki jego początkowe były kolorowe, z siłą i poczuciem robione. W akademii petersburskiej, gdzie wspólnie z Podkowińskim czas jakiś się kształcił, obaj pozostawili wspomnienie niezwykle utalentowanych uczniów.

Obrazy jego pierwsze - są to bardzo logiczne i z uwzględnieniem prawdy życiowej tworzone kompozycye, wiernie w naturze czerpiące swe części składowe. „Targ za Żelazną-Bramą“ nagrodzony medalem drugiej klasy na powszechnej wystawie paryskiej, ogólnie został uznanym.

Wpływ Aleksandra Gierymskiego był widocznym na pracach Pankiewicza, ale po za nim widniała szczera dążność do realnego przedstawienia natury, inteligencya i wiedza artysty i umiejętność w posługiwaniu się środkami technicznymi. Był to wtedy zwolennik realistycznego kierunku, w którym własnemi studyami, na tle przyrody opartemi, dążył do wynalezienia swej ścieżki.

Wyjazd do Paryża i kilkomiesięczny w nim pobyt stanowczo zwrócił Pankiewicza z obranej dotychczas drogi. Przywieziony przez niego do Warszawy obraz: „Targ na kwiaty na placu Ś-tej Magdaleny “, w stronie wykonawczej i w pojęciu nie był do poprzednich prac jego podobnym.

Natury wrażliwej dwudziestodwuletni artysta uderzony został nowemi ideami i przyswoił je sobie. Dla mnie ta zmiana frontu jest tylko dowodem żywotności Pankiewicza. Czyż nie lepsze jest to ciągłe szukanie, ta ciągła moralna praca twórcza od prędkiego wyrobienia się w ciasnym zakresie i dojścia do względnej doskonałości tanim kosztem wprawy i rutyny.

Los, jaki spotkał na wstępie obrazy Pankiewicza, już w kraju robione, był zupełnie innym od losu pierwszego obrazu; gdy bowiem „Targ na kwiaty “ pomieszczono na wystawie Tow. Zach. Sztuk Pięknych i kupiono do rozlosowania, trzech innych pejzaży Komitet Towarzystwa nie przyjął, mimo, że w zasadzie wszystkie te prace niczem się nie różniły. Pankiewicz stał się rodzajem ofiary swoich zapatrywań - i tendencyi, impresyonizm stał się głośnym, i pierwsze objawy kierunku, nieznanego dotąd w tej formie u nas, zainteresowały ogół więcej niż wtedy, gdyby miejsce swe znalazły wśród innych obrazów, - a zawdzięcza to bezwarunkowo Komitetowi.

Obecnie oprócz dotychczas znajdującego się na wystawie „Targu na kwiaty“ Pankiewicz ma w salonie Krywulta cztery pejzaże, - studya z okolic Kazimierza; - kilka tych prac jest dostatecznym materyałem na wyrobienie sobie zdania o tendencyach i celach ich autora.

Pankiewicz przedewszystkiem pomieszcza na płótnie tylko taki motyw, który jednym rzutem oka objąć można; że jednak motywa te często rozszerza, nie zadawalając się oderwanymi fragmentami, musi brać z konieczności bardzo oddalony punkt widzenia. Następnie, wierny zasadom impresyonizmu, maluje przedmioty w tym stanie wyraźności, w jakiej się one przedstawiają w odległości, z której się na nie patrzy, przez co znikają zupełnie szczegóły, widoczne zblizka, a natura przedstawia się w ogólnych, masą powietrza od widza oddzielonych, plamach. Brak obrysowania, brak wyraźnych granic pomiędzy przedmiotami tłómaczy się właśnie tą okolicznością.

Kolor lokalny, to jest, właściwy każdej rzeczy, któreśmy we wszystkiem przywykli widzieć, dla impresyonisty tych, co Pankiewicz tendencyi, nie istnieje. Wszak biała suknia w słońcu jest oślepiającą, w cieniu szarą, a w mroku nocy czarną prawie plamą, - to samo da się zastosować i do jaskrawszych kolorów, które w miarę działania światła zmieniają swe rdzenne barwy. Impresjoniści nie starają się więc naśladować koloru, który jest, gdy się zblizka patrzy na przedmiot jaki, lecz wrażenie barwne, które ten przedmiot w danem oświetleniu i w danej odległości wywołuje. Większe naprężenie światła, n. p. słonecznego, sprowadza lokalne zafarbowanie widzianej natury do minimum, zastępując je barwami, biorącemi początek w kolorach tęczy, - które są zasadnicze.

Siła światła słonecznego, oblewającego strugą niepomiernego blasku przyrodę, - tworzy nieskończoną ilość refleksów, które oddziaływają na cienie, wprowadzając do nich tony zneutralizowanego światła.

To są mniej więcej idee, wprowadzone przez impresyonizm nowoczesny. Rzucają się one jaskrawo w oczy w robotach Józefa Pankiewicza. 

Biorąc rzecz całą z punktu czystej abstrakcyi, impresyoniści mają słuszność; w praktyce jednak, a raczej w fazie, w jakiej kierunek ten widzimy obecnie, celu zamierzonego nie osiągają. Gdy się ma do czynienia z impresyonizmem idealnym, że się tak wyrażę, gdzie widocznem jest, iż artysta chciał pewne swoje specyalne uczucia lub myśli narzucić widzowi, ze sfer duchowych czerpiąc materyał do obrazu, - prawda realna może być pominiętą i szkody tem obrazowi się nie zrobi, - lecz tam, gdzie malarz silił się na przedstawienie efektu, w naturze widzianego, gdzie z możliwą drobiazgowością działanie światła przeprowadzał w każdym utworze, jak to czyni Pankiewicz, - w objawach tego impresyonizmu realnego należy bardziej uwzględnić prawdę. Mówię tu o tej prawdzie względnej, prawdziwości, która mimowolnie patrzącemu na obraz nasuwa wspomnienie rzeczy, w naturze widzianych. 

Tego w obrazach Pankiewicza nie widzę. Przedmioty, malowane przez niego, tak są dalekie od spotykanych w naturze, iż na takie przedstawienie rzeczy zgodzić się nie mogę. Jeżeli się na nie patrzy zblizka, są bezkształtnemi masami bez modelacyi i rysunku, gdyż wyobrażają dalsze plany; w pewnej zaś odległości widziane, w takiej, z jakiej należy na tego rodzaju obrazy patrzeć, przestają interesować, gdyż są zbyt jednostronnie pojęte. Tony lokalne są zrozumiałe dla wszystkich, - malarz realista, malujący naturę z punktu, z którego jasno się szczegóły przedstawiają, zawsze jest w stanie natrafić na mniej więcej właściwy kolor i obrysować granice przedmiotów; tymczasem, natura widziana w dalekiej odległości, jest już bardziej nieuchwytną. Działanie światła w większej masie i atmosfery powietrznej robią i kolor, i rysunek niewyraźnymi; artysta zmuszony jest drogą czysto subjektywnych wrażeń dochodzić do odtworzenia natury. Jeden może tak widzieć, drugi inaczej, kryteryum więc jest niemożebnem. 

Zresztą takie panoramiczne przedstawienie przedmiotów i krajobrazów nie odpowiada wszystkim potrzebom ducha artystycznego. 

Dla mnie zrozumialszymi byłyby obrazy, w kilka chwil narzucone pod wpływem momentu, widzianego w przyrodzie. Takie doraźne notatki Monet'a uderzały prawdą i życiem. Tymczasem w obrazach Pankiewicza widać, że on drogą poważnych studyów dochodził do rezultatu. Niemożebnem jest, aby mózg ludzki mógł być długo pod wpływem jednego wrażenia, aby efekt widziany mógł przez czas jakiś z równą siłą oddziaływać na wyobraźnię.

Nie będę szczegółowo rozbierał wszystkich kolejno wystawionych przez Pankiewicza obrazów. 

Starałem się scharakteryzować jego ogólną działalność, kierunek, któremu jest wiernym. 

Nie wiem, co nam przyszłość pokaże, zdaje mi się jednak, że artysta ten, bardzo od siebie wymagający, - w późniejszych swych pracach nie zadowoli się osiągniętymi dotąd rezultatami i przeinaczy swe dążności na pozytywniejsze. Teraz jest on szczerym wyznawcą kierunku, w który, o ile sądzić mogę, nawet zdołał włożyć dużo oryginalnych odcieni, ale na który w rezultacie trudno się zgodzić, jeżeli nie w zasadzie, to w sposobie przedstawienia.  

W następnym artykule poświęcę więcej miejsca Władysławowi Podkowińskiemu i wpływowi, jaki impresyonizm francuski wywarł na innych naszych malarzy.  

III.

Każdy malarz, choćby największemi uposażony zdolnościami, ma zwykle jedną stronę swojej artystycznej natury, bardziej od innych rozwiniętą. 

Władysław Podkowiński należy do rysowników, to jest: do umysłów, do których otaczająca przyroda przemawia dobitniej kształtami, niż barwą. Skłonność ta przebija się w każdej przez niego wykonanej pracy, i pomimo wbrew przeciwnych dążności impresyonizmu, któremu obecnie hołduje, - zatraconą nie została, nawet w najskrajniejszych jego produkcyach. 

Ta wrodzona zdolność uzmysłowienia treści za pomocą określonych granic, proporcyi i modelacyi, stanowiących zasadę rysunku, - zaszczepiona na kierunku nowym, stworzyła w Podkowińskim pewną samodzielność, wyraźną już, i bardziej, niż w Pankiewiczu, oryginalną.

Pierwiastkowe prace Podkowińskiego nie posiadały nic, coby znamionowało w nich przyszłego pioniera impresyonizmu. Były to sumiennie wykonane rysunki lub obrazki, którym za podstawę służyła natura, w ogólnie przyjęty sposób widziana i tłómaczona. Jako ilustrator, szczególnie odznaczał się on wrodzonymi przymiotami: - rysunki jego były ozdobą pism obrazkowych.

Do Paryża wyjechał wspólnie z Pankiewiczem, lecz zupełnie w różnych warunkach, - kiedy bowiem autor „Targu za Żelazną-Bramą“ był już wyrobionym malarzem, i obrazami swymi mógł rywalizować z najlepszymi u nas artystami, - Podkowiński miał zaledwie parę prac samodzielnych, które poza obręb dobrze na przyszłość wróżących aspiracyi - nie wkraczały.

Sądzićby więc należało, iż grunt artystyczny, wyrobiony dłuższą twórczą pracą w pewnym, jasno określonym kierunku, u Pankiewicza - był mniej podatny do przyjęcia nowych teoryi i idei, niż u Podkowińskiego, który szukał swej drogi i łacniej mógł odczuć wpływy nowej wiary. Tymczasem stało się odwrotnie. Impresyonizm owładnął tak Pankiewiczem, że zatarł ślady działalności jego poprzedniej, - przeistoczył go zupełnie, tworząc nowy organizm artystyczny, który z poprzednim nic nie ma wspólnego, - zrobił z niego przeświadczonego o doskonałości szkoły, do której się zaciągnął, apostoła. Temperament artystyczny Podkowińskiego w zasadniczych swych cechach nie zmienił się o tyle, wziął od impresyonistów strony ich powierzchowne, modną pomiędzy nimi technikę, - użycie kolorów pryzmatu i t. d., w gruncie jednak pozostał sobą, zdolnym bardzo malarzem, którego ostatnie słowo jeszcze wypowiedziane nie zostało, - kiedy w działalności Pankiewicza tak w poprzednim realistycznym okresie, jako też w ostatnim, mamy do czynienia z wyrobionym artystą, skończoną w danym kierunku całością.

Pierwszy obraz większy, z Paryża nadesłany, p. t. „Jesień”, nieprzyjęty przez Komitet wystawy, a następnie zawieszony u Krywulta, dowiódł od razu, że Podkowiński idzie przez naturę wskazaną mu drogą. 

Obok koloru, w którym mimo umyślnego użycia tonów, subtelizujących materyalną stronę przyrody, dużo było poezyi, - uderzały charakterystycznem narzuceniem kontury drzew, perspektywa parkanu i chart na pierwszym planie, z życiem i umiejętnością narysowane. Był to, że się tak wyrażę, impresyonizm zrozumialszy, mniej chaotyczny, niż większość produkcyi tego zwrotu. 

Widzieliśmy następnie cały szereg prac Władysława Podkowińskiego: „Latarnik” (motyw z Paryża), wnętrze lasu w Fontainebleau, portret mężczyzny na zielonem tle, mały pejzażyk, trzy większe studya pejzażowe i nareszcie duży portret Czesława Jankowskiego, poety i literata.

Najbardziej wrażenie studyum z natury robił obrazek, któremu za tło służył las w Fontainebleau, trzeba jednak przyznać, że nosił na sobie najmniej cech impresyonizmu; najlepszym zaś bez zaprzeczenia jest „Latarnik paryski“. 

W płótnie tem uwydatnia się dostatecznie wpływ szkoły Klaudyusza Monet’a, tony są świetlane, przejrzyste, niebo szare paryskie, wybielone i jakby uidealnione, zieleń szmaragdowa, oddalenie niebieskawe z różowym odcieniem, - całość robi miłe wrażenie barw, wytrzymanych w ogólnym, bardzo delikatnym tonie. Człowiek dobry w ruchu, prawdziwy w kolorowej sylwecie. Co mógł wziąć Podkowiński z mistrzów francuskich, to wziął, lecz wlał w swą pracę własny temperament, który mu kazał dobitniej kłaść plany przy planach, bardziej uwzględniać tony lokalne i nareszcie widzieć formę w każdym szczególe. Obraz jest bardzo dobry przez to; nie można go zaliczać do skrajnego dekadentyzmu, lecz odpowiada wymaganiom przeciętnego malarza, który kocha naturę i w niej widzi jedyną skarbnicę dla produkcyi artystycznych. 

Te same cechy, chociaż w mniejszej dozie, noszą trzy u Krywulta wystawione pejzaże. Kolory w nich są już bardziej wyszukane, dowolne, doprowadzone do wymagań szkoły, rysunek jednak brył i szczegółów wytworny w swojej prostocie. 

Wiem o tem, że w sądzeniu dzieła sztuki sposób wykonania, technika powinny grać rolę podrzędną, nie należy na nie zwracać uwagi, gdyż służą one, jako środek do wywołania optycznego wrażenia, a wrażenie owo, sam obraz, powinien być celem rozbioru. Tymczasem u naszych impresyonistów technika tak bije w oczy, tak jest na pierwszy plan wysuniętą, że mimowoli przychodzi na myśl pytanie, czy obrazy w tym samym nastroju - tychże tendencyi, ale inaczej wykonane, byłyby przez impresyonistów za impresyonistyczne uważane. 

Zarzucaliśmy starszej generacyi malarzom zbytek sosów, laserunki, preparaty, skrobania i t. p. sztuczki, tymczasem najnowsi pracownicy pod względem wykonawczym wpadli w podobnąż przesadę. Różne werniksy i sosy zastąpili matowem płótnem, preparaty i sztuczki umyślnem grubiaństwem i niedbałością położeń pędzla, laserunki mozaikową rozmaitością kleksów i punktów, drobiazgowość wykończenia dekoracyjnem traktowaniem. Można więc zupełnie z czystem sumieniem zarzucić impresyonistom to samo, cośmy, dajmy na to, zarzucali pilotystom: brak prostoty i szczerości, zbytek sposobów i zajmowanie się niepotrzebne stroną techniczną, która w obu razach jest jakby celem tworów artystycznych. 

Podkowińskiego, tak jeden, jak drugi portret, są dobre w proporcyi, dużo mają wyrazu i życia, lecz czyż konieczną jest owa technika, która czyni z obrazów dekoracye, na które należy patrzeć z takiej odległości, jakiej nie dadzą zwykłe pokoje mieszkalne. Portret, choćby Jankowskiego, zawieszony w mieszkaniu, będzie wzbudzał tylko podziw, a wrażenia żadnego nie wywrze, gdyż każdy obaczy płatki kolorów najrozmaitszych bez zdania sobie sprawy z całości. Takie malowanie - jest to poprostu dobrowolnie zacieśnianie sobie widnokręgów malarskich; w pejzażu dziwaczne, w portrecie staje się poprostu niemożebnem, nawet trzymane w karbach prawdziwie poczutej modulacyi i uwzględnienia proporcyi, które widnieją w portretach Podkowińskiego.  

Zarzutów, co do samej techniki, nie stawiałem Pankiewiczowi, gdyż jest on dla mnie charakterystycznym przedstawicielem szkoły w prawdziwem znaczeniu tego słowa. Można go chwalić lub ganić, ale należy go brać takim, jakim jest, gdyż w działalności swojej, jakem to wyżej nadmienił, ukazał nam całość skończoną. Widać, że drogą studyów analitycznych doszedł do zbratania się zupełnego z impresyonizmem, przyjął jego zalety, wady jego posiada, jednem słowem w swoim rodzaju stał się typowym. Wpłynęło to nawet na zatracenie cech indywidualnych, które dopiero prawdopodobnie po pewnym czasie artysta zdoła w sobie wyrobić, oparte na tym nowym gruncie. Tymczasem prace Podkowińskiego z punktu widzenia impresyonizmu wykazują pewną powierzchowność, pewien brak szczerszego przekonania. Nie widać w nich wniknięcia w dążności, lecz owładnięcie specyalnemi cechami zewnętrznemi. Drogą nie przeświadczenia, lecz intuicyi dochodzi on do rezultatów, gdzie środki stają się celami.  

Oprócz dwóch wyżej wymienionych artystów impresyonizm w naszem malarstwie ma i innych zwolenników. Czystą, bez żadnych następnych domieszek, tradycyę Edwarda Manet’a przejęła i z niepoślednim w swych tworach talentem odtwarza Olga Boznańska.  

Boznańska idzie w prostej linii od Edwarda Manet’a, stąd różni się ogromnie od Podkowińskiego i Pankiewicza, których prototypami są Renouard i Klaudyusz Monet. Więcej do tych ostatnich zbliżonym był w obrazie swoim: „Na targ", Ludwik de Laveaux. Spostrzegała się w pracy jego pewna dążność kolorystyczna, biorąca początek w impresyonizmie, lecz użyta z wielką oględnością; wpłynęła ona bardzo korzystnie na całość obrazu.  

Impresyonizm, użyty w miarę, t. j. bez przesady, a zastosowany do obrazów, w których i całość i szczegóły są sumiennie wzięte z natury, jest bardzo zdrowym czynnikiem, mającym ogromne w całości utworu znaczenie. - We Francyi jest już obecnie cały szereg znakomitych nazwisk, które motywa swych kreacyi czerpią w impresyonizmie, zmodyfikowanym do warunków natury tak pod względem koloru, jako i rysunku. Wspominałem już wyżej o tem.

W naszem malarstwie oprócz Chełmońskiego, na którego pracach zwrot nowoczesny piętno swe pozostawił, przetrawione potężnym indywidualizmem artysty, kilku innych malarzy zmieniło dzięki impresyonizmowi swoje zapatrywanie się na naturę; że wspomnę z bardziej znanych, krakowskiego artystę Malczewskiego, a z warszawskich Masłowskiego i Wyczółkowskiego.   

Każda droga w malarstwie ma prawo bytu, każdy nowy kierunek aspiracyę ku celom, dotąd nieznanym; są to cegiełki, znoszone przez pojedynczych artystów lub pewne ich grupy ku pożytkowi sprawy ogólnej, ku wznoszeniu gmachu postępu. Z małych, często mało znaczących powodów bywają wyniki o wiele przerastające najwygórowańsze nadzieje pionierów pewnych idei.

Z zaznajomienia się ze sztuką japońską i chińską, z prac Manet’a, Stevens’a i innych wyrosło pojęcie o powietrznem malowaniu (plan air), które tak znakomite już wydało rezultaty. Ja sądzę, że z jaskrawych, mało dla ogółu zrozumiałych utworów impresyonizmu najnowszego wyrodzi się dzieło geniusza, który, skrystalizowawszy w swojej działalności wynik pozytywny usiłowań szkoły, zasady te, rażące nas chwilowo, przeoblecze w formę zmysłową tak doskonałą, iż będzie ona wyrazem pojęć ogółu artystów. Materyały, luźnie rozrzucone, - teorye, jak obecnie, zbyt jeszcze szkolne i zasklepione w zbyt małym obszarze, - staną się podwalinami nowego kierunku kolorystycznego, zgodnego z potrzebami epoki.  

W fazie, w jakiej obecnie widzimy skrajny impresyonizm, jest to równoleżny do zwrotu literackiego, znanego pod nazwą dekadentyzmu, - bunt umysłów niepodległych przeciw panującym teoryom realizmu i pozytywizmu, - dążność w sfery wyższe, oderwane; jest to rewolucyjny przełom, oparty na szukaniu estetycznych wierzeń, subtelniejszych, bardziej abstrakcyjnych i bardziej niepochwytnych.  

Tak samo w literaturze, jak i w malarstwie, chwila to jest przejściowa, ale brzemienna w nieznane dla nas, lecz może znakomite, wyniki. Możnaby to porównać z rewolucyą w dziedzinie muzyki spowodowaną przez Wagnera, którą z początku rozumieli wybrańcy, a która u schyłku tego wieku owładła już w innej trochę formie całym obszarem świata muzycznego. Jak się impresyonizm rozwinie czy przeobrazi, - przyszłość nam ukaże.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new