Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Wspomnienie pośmiertne.
Andriolli zmarł w Nałęczowie po kilku tygodniach strasznych cierpień.
Śmierć ta, aczkolwiek spodziewana, smutne i przygnębiające musi wywrzeć wrażenie, wśród tych szczególnie, którzy patrzyli zblizka na tego człowieka, tak pełnego życia i ognia wewnętrznego, którzy znali ten umysł bystry i ruchliwy, tak do niedawna jeszcze tryskający siłą i krewkością.
Stało się, znakomity ilustrator zamknął powieki, po zaciętej walce ze śmiercią, złamany w pełni sił żywotnych nieuleczalną chorobą, której nawet tak wyjątkowo zahartowany i mocny organizm uledz w końcu musiał.
Stojąc wobec otwartego jeszcze grobu, pod wrażeniem pierwszej chwili, trudno mi jest dać wyczerpujący obraz działalności na polu naszej sztuki artysty, który potrafił w niej wyrobić sobie niepoślednie miejsce, zajmując w jednej z jej gałęzi pierwszorzędne nawet stanowisko. Andriolli przedewszystkiem był ilustratorem, w najszerszem znaczeniu tego słowa i należał do tych, którzy dział ten w naszym kraju podnieśli i na szersze pchnęli tory.
Elwiro Michał Andriolli urodził się w r. 1837 w Wilnie. Ojciec jego z Włoch przybył w r. 1812 z Napoleonem, ożenił się i na stałe tu pozostał. Jeżeli mię pamięć nie myli, był on rzeźbiarzem czy snycerzem, pierwsze więc zamiłowanie do sztuki musiał syn wynieść z rodzicielskiego domu. Jak młodo Andriolli sztuce się poświęcił dowodzi ukończenie moskiewskiej Szkoły malarskiej w 1857, t. j. w dwudziestym roku życia.
Pierwszy ślad pracy na polu ilustracyi, które miał z czasem tak uświetnić, istnieje w roczniku Tygodnika ilustrowanego z r. 1859- 1860, gdzie się znajduje niewielki rysunek Andriollego, nieznanego wcale naówczas szerszej publiczności, do poezyi Laskarysa. W epoce od 1860 do 1871 r. Andriolli wciąż zmienia miejsce pobytu. Po zdaniu ostatecznego egzaminu z ukończenia kursów akademickich w Petersburgu, wyjeżdża za granicę, zwiedza Niemcy, Francyę, Włochy. W Rzymie uczęszcza przez czas jakiś do Akademii św. Łukasza, gdzie pomiędzy innemi maluje duże studyum nagiej kobiety w leżącej pozie (zbiory ś. p. Feliksa Gebethnera). Przebywa kolejno w Anglii, Paryżu, następnie w Turcyi i Rumunii, dłuższy czas zamieszkuje we Wiatce, gdzie znowu wykonywa wiele portretów i obrazów do świątyń Pańskich, w końcu w r. 1871 przyjeżdża do Warszawy.
Nazwisko Andriollego znane było wtedy bardzo niewielkiemu kółku ludzi, którzy w pierwszej młodości wykonane prace mieli sposobność oglądać; szerszej publiczności był on obcy, gdyż zaledwie parę jego rysunków do wierszy Znatowicza Tygodnik ilustrowany pomieścił. W rok potem Andriolli jest już najpopularniejszym ilustratorem pism warszawskich.
W szeregu niezliczonej ilości utworów, wykonanych przez Andriollego, osobne miejsce zajmie z czasem grupa jego pierwszych rysunków, pomieszczonych w Tygodniku a przeważnie w Kłosach, w 1871 i 1872 r. Tymi rysunkami wyrobił on sobie odrazu miejsce, przypadł do smaku publiczności, i ożywił pisma obrazkowe. A właśnie przypadło to na chwilę, gdy znakomity nasz ilustrator, Juliusz Kossak, wyjechał do Krakowa i dorywczo już mógł się rysowaniem do pism warszawskich zajmować, gdy dawał się czuć brak pierwszorzędnego ilustratora. Na taką chwilę trafił Andriolli, opróżnione miejsce zajął i odrazu zabrał się do gorączkowej pracy, której już do samej niemal śmierci bez przerwy się oddawał.
Śliczne, owiane poetycznym urokiem pejzażowe ilustracye do „Sonetów Krymskich* Mickiewicza, pomieszczone w Tygodniku ilustrowanym, oraz pełen fantazyi i elegancyi rysunek, wyobrażający dyabła grającego na skrzypcach na łożu śpiącego muzyka, pomieszczony w Kłosach, dały odrazu rozleglejszym kołom możność poznania i ocenienia niezwykłego talentu Andriollego.
Jak z rogu obfitości zaczęły się sypać kompozycye, z pod ołówka niezmordowanego ilustratora. Kto z nas dotychczas nie pamięta owych scen „z życia dworu wiejskiego", owych fantastycznych obrazków, uplastyczniających obchody, zwyczaje, święta uroczyste, pory roku; owe rysunki do poezyi, lub legend? Życie i werwa, zamaszystość i wdzięk w ludzkich postaciach, nastrój poetyczny w krajobrazach, i wielka wprawa techniczna, odznaczały te utwory, które, bądź co bądź, w karyerze artystycznej Andriollego do najlepszych zaliczone być powinny. Z czasem właściwości jego temperamentu przekształciły się w manierę i przesadę, zbyt wielka produkcya spowodowała pewne wyczerpanie się w pomysłach; w pierwszych jednak latach swego pobytu w Warszawie tworzył rzeczy wyjątkowo dobre, odpowiadające i duchowi czasu i potrzebom artystycznym społeczeństwa i wywarł niemi bardzo silny wpływ na rozwój ilustracyi, oraz udoskonalenie drzeworytnictwa.
Rok 1873 przynosi nam jego olbrzymią kompozycye „Mikołaj Kopernik”. Zdaje mi się, że dotychczas jest to największy rozmiarami drzeworyt, wyszły z pod ołówka i rylca polskich artystów. Obrazowo skomponowany i efektownie wykonany, rysunek ten ugruntował sławę Andriollego, już bardzo rozprzestrzenioną w kraju.
W latach następnych zaczynają wychodzić ozdobne wydawnictwa arcydzieł naszej literatury, które niezmordowany rysownik upiększał swojemi kompozycyami. Z ilustracyami Andriollego wyszły: Marya, Pan Tadeusz, Pamiętniki kwestarza, Stara baśń, Lilia, Weneda, Trzy legendy, Bohaterki poezyi polskiej, Kunigas, Branki w Jassyrze, Meir Ezofowicz, Dęboróg i t. d.
Równocześnie z wydawnictwami, Andriolli zaczyna wypuszczać ze swej pracowni większych rozmiarów kartony, ilustrujące pojedyncze epizody, bądź Mickiewiczowskich poematów jak n. p. Polonez, Uczta, Alf i Halban, Śmierć Wallenroda, bądź własne jego kompozycye.
W roku 1883 Andriolli wyjechał do Paryża a wszedłszy w stosunki z tamtejszymi wydawcami, wykonał wielką ilość ilustracyi do wydawnictw obrazkowych. Ilustrował kolejno Romea i Julię i Kupca weneckiego do dzieł Shakespeare’a, powieści Cooper’a, robił rysunki do monumentalnego dzieła o Joannie d'Arc, do Historyi wieków średnich i t. d.
W ostatnich trzech latach Andriolli przemieszkiwał w posiadłości swojej pod Otwockiem, corocznie robiąc wycieczki po kraju, często konno, z notesem podróżnym w kieszeni. Wrażenia odbierane piórem i ołówkiem notował i częstokroć w pismach pomieszczał. Malował również wielką ilość obrazów dla kościołów; niedawno ukończył kilka dla katedry kowieńskiej.
Z tego bardzo pobieżnego i suchego wyliczenia ważniejszych dzieł zgasłego artysty, widać olbrzymią twórczość jego, która rzeczywiście była nieledwie gorączkową. Tworzył z łatwością i szybko, tworzył więc ciągle.
Andriolli był przedewszystkiem ilustratorem, nie zaś rysownikiem. Miał charakterystyczne zalety i wady pierwszorzędnego ilustratora. Robił wszystko z pamięci, a jeżeli posługiwał się naturą, to tylko dorywczo i pobieżnie. Czuł się u siebie tylko w sferze fantazyi, dlatego najpiękniejsze jego rzeczy są te, gdzie miał pole do rozwinięcia skrzydeł, gdzie go nie krępowała rzeczywistość i natura, której nigdy z zamiłowaniem nie studyował i nie lubił. Za dowód służyć może cykl rysunków do Starej Baśni, jedna z najznakomitszych jego kreacyi, oraz karton „W puszczy".
Pewna pokrewność pojęć łączy Andriollego z Gustawem Dore’m; obaj dążyli do wywołania jak można największego efektu światłocieniem. Efektowność i malowniczość, dwie pierwszorzędne cechy ilustratora, widniały w każdej niemal pracy Andriollego, wsparte poetycznością nastroju i fantazyjnośeią układu. Andriolli w człowieku szukał zawsze typu a nigdy jednostki, stąd uposażał częściej postacie przez siebie stworzone cechami, czerpanemi ze swej imaginacyi, niż z natury. To było również powodem, że powtarzał się w typach i mało je urozmaicał, nie szukając nowych motywów w świecie go otaczającym.
Przez kilka lat ostatnich mniej prac Andriollego ukazywało się na widok publiczny; zeszedł on dobrowolnie ze stanowiska, pracował jednak wciąż z energią, jaką się całe życie odznaczał. Był wszakże czas, że artysta ten silnie oddziaływał w swoim zakresie, wywierając wpływ na szersze warstwy interesującej się sztuką publiczności.
Nazwisko Andriollego na długo związane będzie w pojęciu ogółu z epoką rozkwitu naszego ilustratorstwa, dla którego swym niezwykłym talentem zrobił wiele, bardzo wiele!