Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Lubo podstawą malarstwa i przyczyną jego istnienia była natura, a dążność do jej naśladowania stanowiła cel, jaki sobie zakreślali artyści wszystkich epok, to jednak drogi, jakiemi do urzeczywistnienia tego celu dochodzili, były różne.
Do jednych przemawiała ona pod postacią linii czyli rysunku, drugich nęciła barwą, którą starali się zakląć w swe prace. Mówię tu o dwóch najważniejszych kierunkach, gdyż każdy artysta, własnemi spoglądając na przyrodę oczami, inaczej ją widzi i inaczej też odtwarza.
W zamierzchłej starożytności, gdy idea sztuki zaledwie kiełkować zaczynała, pierwotni malarze przedmioty ich otaczające, postacie widziane, jednem słowem wszystko to, co podpadało pod ich wzrok, rozumieli tylko rysunkowo, kreśląc niewprawną ręką kontury. Najprzód więc rzeczywistość widziana umysłom ich przedstawiała się w formie brył, które odtwarzali, obrysowując ich granice. Poczucie barw wyrodziło się następnie, i wtedy zaczęto zamalowywać płaszczyzny kolorami lokalnymi, bez właściwego oświetlenia. Potrzeba modelacyi, światłocienia i w następstwie perspektywy powietrznej powstała, gdy uwzględniono działania światła na naturę.
Rozwój malarstwa idzie równolegle z rozwojem ogólnie-ludzkim, odzwiereiadlając prądy, panujące w pewnych epokach. Gdy prądy te były przeciwne rozwojowi sztuk, gdy ludzkość dążyła ku innym celom i inne sobie zadania stawiała, - sztuki piękne jakby zamierały, schodziły z raz zdobytego stanowiska, wyczekując przyjaznej chwili, która znów nadejść mogła. Pobudzone do życia, za impulsem nowych geniuszów, wyrażających potrzebę epoki, postępują one krokiem naprzód, związane już z poprzednimi stanami, przez jakie sztuka w swym pochodzie postępowym kroczyła, tradycyą i płodami poprzedników.
W wędrówce dziejowej idei piękna, idei sztuki, widzimy, że granice, z początku bardzo szczupłe, z biegiem czasu coraz się rozszerzają, w zakres sztuk plastycznych coraz nowe wchodzą czynniki, odkrywają się cele, przedtem nieznane.
Gdy w odtwarzaniu ludzkich postaci malarstwo już od tak dawna doszło do możebnej nieledwie doskonałości, mając w swej historyi zapisane nazwiska: Van Dyck’a, Velasquez‘a, Franciszka Hals’a, Ribery i w. i.; gdy Tycyan, Paweł z Werony, Rubens, Rembrandt stworzyli epos koloru; gdy w pracach Rafaela, Tintoretta, Holbeina, Corregia, Poussin’a doskonałość form walczy o lepsze ze wzniosłością pomysłów; gdy cała szkoła flamandzka drobiazgowem naśladowaniem natury pozostawiła nam wierny obraz życia codziennego w najdrobniejszych szczegółach, - jedna strona przyrody była do niedawna bardzo słabo uprawianą, a mianowicie: krajobraz.
Pejzaż uważano zwykle albo jako tło, dowolnie tak w rysunku, jakoteż kolorze zastosowywane do treści obrazu, lub też jako połączenie motywów jego składowych, t. j.: ziemi, drzew, wody, nieba, budynków, ujętych w konwencyonalne linie kompozycyjne, bez zachowania stosunków właściwych jednego motywu do drugiego.
Najznakomitszy pejzażysta, Ruysdael, odznacza się przedewszystkiem rysunkiem pojedynczych szczegółów; nie widać jednak w nim wcale chęci odtworzenia natury, owianej powietrzem i światłem. Pejzaże jego, aczkolwiek mające ogromne zalety, nie są prawdziwe w zrozumieniu istoty pejzażu, nie dają nam natury takiej, jaką się przedstawia, są bezwarunkowo zaciemne, i nie znać na nich refleksów nieba. To samo prawie widzieć się daje i w pracach Hobbemy, drugiej gwiazdy holenderskiej szkoły pejzażowej.
Pierwszym, który zaczął uwzględniać potrzebę przedstawienia natury w otoczeniu atmosfery, który przez niewyszukane linie kompozycyjne starał się o ich prawdziwość, był malarz angielski, Constable. Nie jest on uważany za pierwszorzędnego mistrza, jednak od niego to bierze początek krajobraz teraźniejszy.
Raz wszedłszy na właściwą drogę, malarstwo w tym kierunku zaczęło się nadzwyczajnie rozwijać, tem bardziej że potrzebowało zrównać się z innemi gałęziami, rozwiniętemi znacznie wcześniej. Francyi w tym razie przypadło w udziale przodować innym narodom. Szkoła francuska pejzażystów, powstała około r. 1830, zabłysła, pozostawiając daleko za sobą to wszystko, co dotąd w tym rodzaju zdziałano. Zjawili się: Marilhat, Dupre, Rousseau, Courbet, Francais, kolorysta Diaz de la Pena, poetyczny Corot, realista Daubigny i w. i., tworząc szkołę pejzażu, opartą na tłómaczeniu natury, na przedstawianiu jej sumiennem.
Pejzaż, dotychczas lekko przez artystów traktowany, usuwany na drugi plan, stał się w ostatnich czasach czynnikiem tak ważnym w malarstwie, że był powodem kardynalnego przewrotu. Rozwój pejzażu wpłynął nadzwyczajnie na rozwój całego malarstwa, wprowadził bowiem konieczność przedstawiania przedmiotów we właściwem oświetleniu. Studyowanie działania światła dziennego na naturę (plain air) stało się źródłem nowych i dotychczas nie wyzyskanych efektów. W obecnej chwili każdy malarz musi znać wartość i stosunek wzajemny tonów, choćby nawet nie był pejzażystą; pojęto nareszcie, że, aby obraz był dobrym, figury, w nim przedstawione, powinny we właściwym być stosunku do tła, na którem się znajdują.
Warunkowe, nieprawdziwe tło pejzażowe nie ma już prawa bytu, gdyż jest nielogicznem, tak samo jak nieproporcyonalnie narysowana postać lub nieuwzględnienie praw skracania się przedmiotów w oddaleniu.
W naszym kraju, pierwszym, co zaczął produkować się z pejzażami o większej artystycznej wartości, był cudzoziemiec z pochodzenia, lecz u nas na stałe osiadły, Chrystyan Bresslauer. Należał on do rozgałęzionej w połowie obecnego wieku szkoły pejzażystów idealnych, dla których bogiem był Ruysdael, wielkim zaś mistrzem, głową, szwajcarski malarz, Aleksander Calame. Na wzór więc mistrza Bresslauer zapatrywał się na naturę, jako na coś niezupełnie doskonałego czego należało czerpać poniekąd, lecz, zatracając cechy charakterystyczne, dawać w obrazach wytwór własnych pojęć o pięknie, opartych na utartej tradycyi. Utwory Bresslauera, skończone do granic możebności, wymuskane, przyjemne w kolorze, dają nam naturę upiększoną, czystą, porządną, lecz bez głębszych studyów i prawdy.
Znaczenie tego artysty jest o wiele donioślejsze, jako pedagoga. Będąc profesorem w b. szkole sztuk pięknych w Warszawie, wykształcił on cały zastęp pierwszych polskich pejzażystów i aczkolwiek z godną lepszej sprawy cierpliwością ciągle wpajał zasady Calame’a, pozostawił jednak kilku uczniów, samodzielnie zapatrujących się na naturę.
W pierwszym rzędzie artystów, którzy na tle swojskiej przyrody potrafili znaleźć motywa nowe i wprost z natury czerpane, należy postawić: Szermentowskiego i Gersona. Przyszły historyk naszego malarstwa nie będzie mógł pominąć tych dwóch nazwisk, najprzódz powodu ich wyjątkowych talentów w tym kierunku, a następnie dlatego, że w pracach swoich pierwsi w artystyczne ujęte formy odważyli się malować kraj rodzinny, rodzinne lasy i niebo, góry i łąki.
Szermentowski, od natury obdarzony wielkiem poczuciem koloru, wykształcony w następnej dobie swego rozwoju na wzorach mistrzów francuskich, pozostawił cały szereg obrazów, w których znać zamiłowanie artysty do swojskich motywów. Żywo mi stoi w pamięci jego większy krajobraz, „Kościółek wiejski”, oblany atmosferą słoneczną, w pośród drzew i traw zielonych.
Natury bardziej kontemplacyjnej, poetycznej, Wojciech Gerson w zaraniu swego zawodu stworzył kilka prześlicznych widoków, czerpanych głównie z przyrody tatrzańskiej. Główny nacisk kładł zawsze na nastrój ogólny, na ducha natury, że się tak wyrażę; stąd majestat gór, upowitych chmurami, stąd horyzonty smutne a prawdziwe wychodziły z pod jego ręki z niezrównaną subtelnością. I teraz nawet, pomimo tylu lat, poświęconych przez niego pracy na polu historycznem, gdy się przypadkiem szczęśliwym zjawi jaki pejzaż tego artysty, znać w nim, ze poczucie prawdy, że miłość do otaczającej natury w nim nie zagasły, że artysta jest w stanie pracami swemi być wzorem pejzażysty polskiego.
Kilku z byłych wychowańców szkoły sztuk pięknych poszło śladem tradycyi, przez Bresslauera zaszczepianej; do ich liczby należą: Aleksander Świeszewski i Brzozowski, że pominę wielu innych. Nad poziom wybił się był na krótko Władysław Małecki, którego obrazy pomiędzy 1870 a 1878 rokiem, spotykane na wystawach krajowych i zagranicznych, a szczególnie duży „Widok Krakowa“, nagrodzony złotym medalem w Londynie w r. 1874, do najlepszych tego kierunku utworów polskich zaliczone być mogą. Smętkiem i oryginalnym nastrojem odznaczały się także małe w największej części pejzażyki zmarłego przedwcześnie Zygmunta Sidorowicza.
Obecnie jesteśmy w fazie nadzwyczajnego rozwoju pejzażu. Coraz nowi zjawiają się artyści w tym kierunku, prowadząc dalej zaczęte przez przeszłe pokolenie dzieło.
Nie wymieniam tu nazwisk, gdyż szczegółowe studyum o krajobrazie polskim współczesnym nie jest zadaniem niniejszej notatki, - pozostawiając więc na stronie artystów, specjalnie pejzażom się poświęcających, obecnie pragnę tylko parę słów poświęcić tym malarzom, którzy, niespecyalnie traktując pejzaż, wielkie dlań położyli zasługi.
Tu znowu mi się nasuwa wspaniała postać Maksymiliana Gierymskiego, genialnego twórcy tylu pereł naszego malarstwa; działalność jego była tak wielkiego znaczenia dla naszej sztuki, że w każdej prawie gałęzi wybitny swój ślad zostawiła.
Nie miejsce tu szeroko rozpisywać się o tym artyście, gdyż zasługuje on na bardziej wyczerpujące studyum, zaznaczyć jednak muszę, że, jako tłómacz natury, nie ma on dotychczas u nas równego.
Szczerość, z jaką zapatrywał się na przyrodę, finezya, z jaką umiał wrażenia, od natury doznane, odtwarzać, wyrobiły z niego pierwszorzędnego artystę, najbardziej może oryginalnego. Usiłowania pojedynczych malarzy celem schwycenia charakterystycznych cech naszego pejzażu znalazły w M. Gierymskim najdoskonalszego przedstawiciela, który potrafił i formę i ducha ująć w skończoną artystycznie całość.
Pewne właściwości stepowych krajobrazów, szerokość linii, bezmiar horyzontów, widnieją często w utworach Józefa Brandta; - Alfred Kowalski; Antoni Piotrowski, Jacek Malczewski, a szczególnie znakomity marzyciel, Witold Pruszkowski, są wybornymi pejzażystami, lubo w ich obrazach krajobraz służy przeważnie, jako tło, na którem każą się poruszać stworzonym przez siebie postaciom.
Zawsze sumienny i na oryginalnem, czysto subjektywnem stanowisku stojący Józef Chełmoński jest również silnym malarzem krajobrazu, jak figur i koni. W ostatnich nawet czasach specyalnie oddał się temu kierunkowi, tworząc prawdziwe arcydzieła nowych i niezwykłych motywów.
Pejzażystą jest również Aleksander Gierymski, któremu poświęciliśmy jeden z poprzednich artykułów, rozbierając szerzej jego działalność.
Obecnie krajobraz stoi na gruncie, na który panujący w sztuce teraźniejszej realizm popchnął go, każąc malarstwu dochodzić do swych celów drogą logicznych badań i studyów.
Droga ta bez żadnej domieszki teoretycznych poglądów, dążących do upiększenia natury, dała już jak najlepsze rezultaty. Teraźniejsze obrazy wzbudzają w widzach uczucia i wrażenia, jakie tenże widz może odbierać i z przyrody, ubrane tylko w formę subjektywizmu artysty o tyle, o ile zdolność twórcza tegoż artysty jest w stanie piętno swe na dziełach wycisnąć. Horyzont się rozszerzył, - tradycyjne bowiem, przez klasyków wynalezione pojęcia o liniach i kolorycie ustępują, pozostawiając miejsce zawsze pięknej, zawsze nowej, otaczającej zewsząd nas naturze, a przemawiającej do nas z obrazów nieznaną dotychczas mowa.