Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Trzeba przyznać, że młodzież zwykle się nie myli. Taki wybraniec, na którego rówieśnicy z dumą spoglądają, otaczając czcią i szacunkiem, gdyż w przekonaniu każdego przerasta on talentem innych kolegów - najczęściej zasługuje na podobne wyróżnienie; wśród młodych bowiem umysłów tkwi wrodzone uczucie sprawiedliwości, nie zaćmione jeszcze zawiścią, ani ukrytymi egoistycznymi celami.
Pamiętam, przed laty w szkole rysunkowej, mieszczącej się w pałacu Kazimierowskim, takim wybrańcem był Chełmoński. Koledzy poznali się na nim od początku i pokładali wielkie w nim nadzieje. Uważaliśmy go za artystę wyjątkowemi zdolnościami obdarzonego - i pomimo że w tym okresie czasu, wśród uczniów szkoły figurowały nazwiska: Wilhelma Kotarbińskiego, Władysława Czachórskiego, Walerego Brochockiego, Alfreda Kowalskiego, Piusa Welońskiego, Szyndlera i w. i., z których nie jeden dziś poważne w sztuce zajmuje stanowisko- Chełmoński był w przekonaniu wszystkich - pierwszym. Takim uznanym wśród kolegów w Akademii monachijskiej był Witold Pruszkowski; takim dla generacyi cokolwiek późniejszej był Leon Wyczółkowski.
Od początkowych kroków, stawianych w swoim zawodzie bądźto w Szkole rysunkowej, bądź pod kierunkiem profesora Gersona, Wyczółkowski okazywał niezwykłe zdolności.
Gipsy, przez niego rysowane, a w następstwie studya z żywego modelu, odznaczały się pewną krewkością wykonania, dającą bardzo piękne na przyszłość nadzieje. To też cieszył się on uznaniem i kolegów i profesorów. Był przodującym uczniem i w Warszawie i w Monachium, dokąd wyjechał w końcu r. 1875, i w Krakowie, gdzie w szkole dyrektora Matejki znalazł odrazu miejsce, jako jeden z najbardziej obiecujących talentów.
Obok artystycznego temperamentu, możności odczuwania natury i subtelności w jej plastycznem tłómaczeniu, Wyczółkowski posiadał rzadko się spotykający u ludzi talentu tej co jego miary - wrodzoną skłonność do pracy poważnej. Wszystko mu przychodziło łatwo, a jednak studyował z zamiłowaniem.
Pomijając pierwsze jego kompozycye, wykonane jeszcze w Warszawie, jak : „Ś-ty Kazimierz na modlitwie", i parę innych - gdzie bądź co bądź, znać wpływy poboczne i brak wprawy technicznej - już w studyach akademickich, malowanych u profesora Wagnera i nagrodzonych najwyższą nagrodą, t. j. medalem srebrnym - objawiło się wielkie poczucie koloru i zacięcie mistrzowskie w wykonaniu.
Wszyscy dotychczas pamiętają wrażenie, jakie wśród ogółu wywołał pierwszy jego poważniejszy obraz, zaczęty w Monachium, a ukończony w Krakowie, wystawiony w Warszawie r. 1880. „Ucieczka Maryny Mniszchówny “ - debiut wróżący niepoślednią siłę malarską na arenie sztuki!.
Z obrazem tym kończy się pierwszy okres działalności Wyczółkowskiego. Większą część tego okresu zajęła gorączkowa praca nad wykształceniem fachowem, sumienne studya - i odbieranie wrażeń od mistrzów z którymi się stykał. I lubo w „Marynie“ znać już w części samoistne dążności - są one jednak zasnute wspomnieniami niedawno porzuconej Akademii i wpływem - Matejki.
Obok wynikłych, skutkiem pierwszego powodzenia, portretowych obstalunków, którymi obsypywano młodego artystę w latach od 1878- 1882, i które wykonywał z talentem, lecz bez zamiłowania, Wyczółkowski zaczął malować obrazy; kilka z nich wykończył, większość jednak pozostała w formie szkiców kompozycyjnych. Z epoki tej dotychczas u Krywulta znajduje się jego fantazyjnie pomyślany obrazek „Śmierć Aliny“. Jako całość, nie dorównywa on „Marynie Mniszchównie" - znać już jednak pracę samodzielną, pewne cele artystyczne, które sobie zakreślił, pewne oderwanie się od otoczenia, wśród którego pracował - szukanie dróg własnych.
To szukanie, które w następstwie stanie się najcharakterystyczniejszą cechą indywidualności Wyczółkowskiego, w tym okresie czasu każe mu być pod wpływem mistycyzmu malarskiego, dzięki zbliżeniu się z Adamem Chmielowskim. Wpływ ten widnieje w kilku rzuconych na płótno pomysłach, a najbardziej w przepysznym „Chrystusie w grobie". Obraz ten, zdaniem moim, jest dotychczas jeszcze najlepszą skończoną artystyczną całością, jaka powstała w umyśle Wyczółkowskiego. Widać w niej przedewszystkiem opanowanie przedmiotu, - wyzyskanego w najdrobniejszych szczegółach. Artysta włożył w ten utwór dużą sumę twórczej pracy, na podstawie bardzo samodzielnych pojęć i studyów, stąd Chrystus jego nie przypomina w niczem typu, od tylu wieków panującego w malarstwie.
W znaczeniu tradycyi kościelnej obraz Wyczółkowskiego może nie jest dziełem wykonanem podług formuł przyjętych, - jest on wszakże kompozycyą na wskroś oryginalną, odczutą, i dającą piękne świadectwo o twórczości malarskiej autora. Obok wysokich zalet technicznych, jak pięknie malowanego ciała i akcesoryów, wieje z płótna tego jakiś spokój mistyczny, jakaś powaga i smutek, doskonale licujące z zadaniem, jakie sobie autor zakreślił.
„Chrystus w grobie“, przez kilka lat zdobiąc rozmaite wystawy, nie znalazł nabywcy. Do niedawna jeszcze oglądać go było można w salonie artystycznym na Nowym-Świecie, w końcu artysta ofiarował go do kościółka parafialnego w miejscowości swej rodzinnej.
Teraz zaczyna się okres ciągłej wędrówki Wyczółkowskiego, - nietylko zmienia bowiem miejsca pobytu, przemieszkując czas dłuższy to w ciszy wiejskiej nad brzegami Rosi, to w Warszawie; - wędruje on również w dziedzinie sztuki, przebiegając kolejno różne jej ścieżki, a starając się głównie natrafić na taką, która dotychczas przez artystów deptaną nie była.
W gubernii kijowskiej i wołyńskiej, gdzie przez lat kilka spędzał większą część roku, - na tle dostatniego życia ziemian tamtejszych, Wyczółkowski maluje przeważnie portrety. Pracy portretowej jednak nie uznaje. To jest charakterystyczne, iż żadnego z portretów, w ciągu czasu tego wymalowanych, wystawić nie chciał na widok publiczny.
Piękne wnętrza komnat, bogate meble i akcesorya, półmroki buduarów, służą autorowi „ Maryny“ i „Chrystusa“, jako motywa do kilku obrazków z życia potocznego, w które obok wprost branych z jego najbliższego otoczenia żeńskich i męskich postaci, wkłada artysta swe pomysły, na romantycznej potrosze kanwie osnute. „Obrazek jakich wiele“, powtórzony dwukrotnie przez Wyczółkowskiego, przedstawiał młodą parę, siedzącą na kanapie przed obrazem, stojącym przy ścianie. „Wspomnienie “ wyobraża młodego człowieka z ruchem pełnym rozpaczy, tulącego do ust welon ślubny i kwiaty - pamiątki po niej. W innej kompozycyi widzimy dwoje młodych ludzi przy pianinie. Nieznane są ogółowi portrety, wykonywane na zamówienie, w których malarz musiał się stosować i do gustów, i do wymagań osób portretowanych, często nawet wielkość malowideł stosując do miejsca dla nich przeznaczonego na ścianach, - pomijamy je, aby się trochę zastanowić nad obrazami, które nazwałbym cyklem buduarowym.
Tu widoczne są już aspiracye przeważnie kolorystyczne. Trudne, zagadkowe oświetlenie, wspaniałe materye, jaskrawe barwy, nawet kobiety o niezwykłym kolorze włosów lub twarzy, pociągają artystę. Wrodzone Wyczółkowskiemu, marzące, romantyczne zachcianki, znajdują miejsce w samej treści, opartej zwykle na stosunku sercowym bohaterów akcyi obrazów.
Po pewnej dłuższej przerwie, w końcu roku 1889 na urządzonej przez czterech tutejszych malarzy wystawie noszącej miano „przeglądu pracowni malarskich", Wyczółkowski zjawił się wraz z całym, licznym szeregiem studyów z natury. Koledzy i nawet publiczność nadzwyczaj zajęli się nowemi produkcyami talentu od tak dawna na drugim planie trzymającego się własnowolnie. Po młodzieńczej jeszcze „Marynie Mniszchównie", po poważnej pracy, jaką był „Chrystus", po buduarowych obrazkach pełnych elegancyi i smaku, Wyczółkowski wystąpił z robotą malarską, nic wspólnego nie mającą z poprzednimi jego utworami.
Motywem wszystkich prawie niewielkich płócien było życie rybaków, na tle krajobrazu, w oświetleniu jaskrawo zachodzącego słońca. Te same prawie postacie, ta sama woda, toż niebo, zaczerwienione łuną zachodu, powtarzały się bez przerwy, ale przedstawione tak realnie, z takiem poczuciem prawdy rzeczywistej, z takiem wielkiem usiłowaniem ku zaklęciu wrażeń, w naturze czerpanych, w formy plastyczne, iż odrazu autor tych studyów stanął na wyżynie, dostępnej tylko pierwszorzędnym malarskim talentom.
Do zadań krytyki należy badanie przyczyn zmian, jakie w rozwoju indywidualności artystycznych spostrzegać się dają. Ostatnia faza, w jaką weszła twórczość Wyczółkowskiego, nie jest logiczną konsekwencyą, poprzednio przez niego przebieżonej drogi. Genezy całego cyklu studyów nad rybakami i stworzonych w następstwie na ich podstawie trzech obrazów: „Rybacy “ (wystawa berlińska r. 1891, obecnie wystawiony u Krywulta), „Łowienie raków“ (wystawa krakowska), oraz „Kopanie buraków“ (wystawa berlińska, obecnie Towarzystwo Zach. Szt. Pięk.), szukać trzeba w ogólnych prądach panujących obecnie w malarstwie. Niema kwestyi, iż na Wyczółkowskiego oprócz samej natury, która przemówiła doń świeżością nietykanych motywów, oddziałały widywane w Kijowie utwory realistów, oraz echa płynących z Zachodu zwrotów. Wrażenia te jednak przetrawił tak w sobie, iż to, co nam podał w skończonej formie, jest na wskroś jego własnym, subjektywnym sposobem zapatrywania się na przyrodę.
Dziwnym trafem działalność artystyczna twórcy „Rybaków“, której punkt ciężkości przeniósł się obecnie do Warszawy w formie najnowszych jego produkcyi, zetknęła się z przywiezionym z Francyi przez Pankiewicza i Podkowińskiego impresyonizmem. Postawiwszy jednak obok siebie utwory tych ostatnich, oraz którykolwiek z obrazów Wyczółkowskiego, widzi się całą różnicę celów i metody.
Wyczółkowski jest przedewszystkiem kolorystą, świat cały przemawia doń barwą; i pomimo, że pragnie zużytkować efekta światła, wybiera jednak motywa, gdzie światło to osiada jaskrawo, i ozłaca barwnie przedmioty. Poza tem jeszcze, Wyczółkowski nie poświęca modelacyi dla celów światłocieniowych, nie lęka się tonów ciemnych i gorących, i tem znacznie odróżnia się od naszych impresyonistów par excellence, których obrazy przy nim (mówię o owych typowych obrazach) wydawać się muszą płaskie i niekolorowe.
Przed paru laty wystawiony obraz p. t. „Zwierzenia“ treścią należał do cyklu buduarowego, wykonaniem jednak i pojęciem zbliżał się już do ostatnich prac zdolnego kolorysty. W całości przedstawiał się barwnie, przemawiał poezyą wyszukanych, lecz umiejętnie zharmonizowanych tonów. To samo da się powiedzieć o kompozycyi obecnie zawieszonej w salonie Krywulta „Wesołe pacholęta”, lubo obraz ten nie jest na wysokości innych utworów Wyczółkowskiego.
Dwudziestoletnia prawie działalność tego malarza, wielka ilość prac, które stworzył, dają możność wyrobić sobie o nim pewne pojęcie. Nadziei, pokładanych w nim, nietylko nie zawiódł, lecz może rozwinął się szerzej, niż znając początkowe jego prace, można się było spodziewać. Jest to temperament na wskroś artystyczny, powiem nawet wyłącznie malarski, ciekawy, szukający, dociekający często niepochwytnych technicznie tętn życia.
To ciągłe zaciekanie się, to częste zmienianie celów i dążności, wpływa może ujemnie na sławę Wyczółkowskiego wśród ogółu, nie pozwalając mu dotychczas jeszcze stanąć na stanowisku uznanych wielkości rodzinnej naszej sztuki. Nie zajął on miejsca wśród koryfeuszów, i raczej jako artysta przyszłości, lecz nie mistrz skończony, jest uważany przez krytykę i publiczność. Niemniej jednak artysta to pierwszej wody, idący z samowiedzą i zaparciem się, własną drogą, niedbający o względy poboczne tam, gdzie mu chodzi o wewnętrzne zadowolenie, o pokonanie trudności, o przeprowadzenie pewnej malarskiej myśli. W karyerze swej, której tłem ogólnem zawsze jest idea kolorystyczna, Wyczółkowski przeszedł już trzy etapy, których znamiennymi płodami są: „Maryna Mniszchówna", „Chrystus w grobie" i „Zwierzenia" - obrazy tak różne pod każdym względem, a tak pełne zalet, każdy w swoim kierunku.