Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Obraz, o którym mowa, wyobrażał postać niewieścią w białej sukni, na tle białej ściany siedzącą, z umieszczoną na kolanach czarną parasolką. Samo to zestawienie kolorów, a przytem z wielką finezyą i artyzmem namalowana twarz blada młodej panienki, musiały uderzyć każdego. Większość jednak uznała, że obraz jest brzydki i nieprzyjemny. Zwracano większą uwagę na rysy modelu, niż na zalety malarskie. Obraz ten sporych rozmiarów, malowany szeroko i z zacięciem iście męskiem, nie znalazł amatora i dotychczas można go jeszcze w Salonie Krywulta oglądać.
Następnie również u Krywulta widzieliśmy kilka pomniejszych obrazków panny Boznańskiej, które każdego artystę musiały zaciekawić temperamentem, jaki w nich widniał.
Talent Olgi Boznańskiej - jest to talent szczery, wzmocniony sumiennemi studyami natury, - talent czysto malarski; zyskał też szybko zagranicą niemałą wziętość.
Już na wystawie berlińskiej roku 1891 utwory jej zwróciły uwagę znawców; w rok potem Monachium uznaje artystkę, jako wyjątkową naturę malarską, a przed niedawnym czasem wystawione w Berlinie dwa obrazy pobudzają krytykę do formalnych zachwytów i uniesień. Wątpić nie można, że, jeżeli artystka zechce co wystawić w Paryżu, odniesie i tam zwycięstwo, które ugruntuje ostatecznie sławę, szybko się rozwijającą.
Ciekawe studyum możnaby napisać o instynktach artystycznych naszego społeczeństwa, które nigdy nie odczuwało przez intuicyę talentu w rozwijających się artystach. Nasze wielkie sławy malarskie dopiero zagranicą potrzebowały patentu dojrzałości, zanim Warszawa uznać je się zdecydowała.
Chełmoński, Matejko, Aleksander i zmarły Maksymilian Gierymscy, Pochwalski, Bilińska i w. i., stanęli na wyżynach, jakie obecnie zajmują, nie, dzięki poparciu krytyki i publiczności rodzimej, lecz skutkiem medali i uznania zagranicy.
Naodwrót rzecz biorąc, ileż to okrzyczanych u nas talentów okazało się bańką mydlaną, mieniącą się barwami w umysłach ludzi, nie uznających malarstwa, jako sztuki samodzielnej, nie odróżniających talentu od plewy, a których porywał pierwszy lepszy pomysł kompozytorski, lub w obrazie ukryta myśl literacka.
Szczęściem Olga Boznańska należy do tej kategoryi artystów, którzy czują się w swoim żywiole na wielkich horyzontach sztuki.
Mamy obecnie na wystawie duży jej obraz „W cieplarni". Przyznam się, że co do mnie, uczułem wrażenie czegoś nieokreślonego, gdym pierwszy raz ujrzał utwór krakowskiej artystki. Zdawało mi się na chwilę, żem opuścił mury syreniego grodu, że jestem na jednej z wystaw paryskich, że tamtem oddycham powietrzem, tak ten obraz jest innym, tak nie przypomina tego, co tu przywykło się traktować na seryo, a co zagranicą, albo wcale miejscaby nie znalazło, lub stosownie do wartości umieszczone, majaczyłoby się zaledwie pod stropami wystawowych budynków.
Nie trzeba się dziwić, iż talent Boznańskiej, nie znajdując u nas poklasku, zrozumianym został odrazu na szerszej światowej arenie. Z każdego utworu artystki przemawia życie i natura, widziana przez zdrową i nie szkolnie rozwiniętą indywidualność. Boznańska widzi i odczuwa jasno świat otaczający, i idzie najkrótszą, bo prostą drogą, do zaklinania swych wrażeń w zmysłową formę.
Brak rutynicznych zapatrywań, wsparty trzeźwością poglądu, podnosi wartość jej obrazów do znaczenia prawdziwych dzieł sztuki.
Z niemałemi musiała artystka walczyć trudnościami, malując swoją „Cieplarnię". Postać dziewczęca, stojąca przy biało otynkowanej ścianie w słomkowym kapeluszu, jest oblaną światłem nieba, przechodzącem przez tafle szklanne dachu i szyby okien. Brak ostrych cieniów i ostrych świateł, wywołuje harmonię bladych, nie krzyczących tonów, doskonale z natury pochwyconych, tworząc jakby atmosferę właściwą malowanemu przez artystkę miejscu. Kwiaty, szerokiemi pociągnięciami pendzla naznaczone, nie krzyczą barwami, lubo je posiadają, zestosunkowane z tłem i na właściwym dla oka znajdują się planie. Twarz dziewczyny jest bardzo żywa, z finezyą wymodelowana, posiada doskonale przez artystkę pochwycony półton, wynikły z cienia rzuconego od kapelusza a silnie ze wszech stron zrefleksowanego. Dodać do tego należy rysunek, w proporcyi i w szczegółach bez zarzutu, malowanie proste i niewyszukane, wykończenie doprowadzone do właściwej miary. Całość jest oryginalną w linii i pociągającą w barwie.
Pisząc niniejsze sprawozdanie, czuję się szczęśliwym, iż mam sposobność oddać należne pochwały dziełu, należącemu do wyjątkowo wyróżniających się wśród naszej miejscowej produkcyi, dziełu, które raz jeszcze przekonywa, iż w malarstwie głównemi zaletami są: prawda, widziana przez pryzmat zdrowej indywidualności artystycznej, i szczerość w jej przedstawianiu.