Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(KARYKATURY)
USTALIĆ należy przedewszystkiem samo pojęcie karykatury, która jest sztuką specjalną, rodowód swój biorącą niemal w zaczątku sztuki plastycznej. Podstawową jej cechą jest dosadność w charakterystyce, ta pewna specyficzna zdolność artysty, który z mnóstwa innych szczegółów czy to całej postaci, czy też tylko twarzy, wybiera najbardziej uderzające, pomijając rzeczy drugorzędne – i w kilku kreskach, w kilku punktach i skrótach linji trzymających się dokładnie proporcji rzeczywistych, daje najdokładniejszą podobiznę człowieka. Ta uproszczona do ostatecznych granic charakteryzacja à outrance, jak mówi Robert de la Sizeranne, daje przeważnie rzeczy bliższe prawdy psychologicznej i fizjologicznego podobieństwa, niż często studjowane przez wiele miesięcy, skończone dzieło. W dobrej karykaturze podobieństwo postaci jest conditio sine qua non i tern się też tłumaczy fakt, iż przeciętny portrecista nigdy nie zdoła zrobić karykatury, stojącej na poziomie sztuki. Potworne wykoszlawienie kształtów, bezsensowne wyolbrzymianie ich tam, gdzie tego nie trzeba, ta jeśli tak można powiedzieć – elefantiasis rysunkowa i cudaczne przebieranie postaci, nic nie mają wspólnego ze sztuką karykatury!
Karykatura, którą etymologicznie wyprowadzić należy z włoskiego caricare, tj. przeciążać, przesadzać, obwiniać – z francuskiego charger, musi odtwarzać rzeczywiste, prawdziwe rysy modela, odpowiednio do charakteru duchowego przesadzone i zaakcentowane na sposób specjalny, komiczny, ale taki, by widz mógł je od razu poznać. Karykaturzysta musi przy tern być doskonałym psychologiem,- chcąc scharakteryzować jakiś typ, np. gracza, megalomana, pieniacza, skąpca, głupca, tchórza it. p. musi wniknąć głęboko w istotę tego rodzaju ludzi, w ich psychologję, często jakże głęboko ukrytą przed oczyma ludzkiemi, a następnie przez zaakcentowanie znamion zewnętrznych przedstawić wyraźnie ich fizjognomję duchową. Nie jest bowiem komunałem, że twarz ludzka jest zwierciadłem duszy! Tylko to zwierciadło nie dla każdego jest dostępne i tak trudno wyczytać w niem istotną prawdę. Karykaturzysta ma właśnie tę specjalną zdolność czytania owej prawdy, wyszukiwania jej i tłumaczenia, wydobywania i akcentowania!
Różne są rodzaje karykatury; jest śmieszna, ironiczna, nawet smutna i okrutna, jest karykatura niedostrzegalna dla przeciętnego widza w szeregu portretów, w których artysta pewne wyraźne cechy umyślnie przerysował dla tern dobitniejszego wydobycia psychologicznej strony portretowanego – jest karykatura, jeśli tak można powiedzieć, wizyjna np. u Goyi itd. Podstawowymi jednak typami zwykłej karykatury są dwa: jedna karykatura uwidacznia przesadnie naszą brzydotę i ułomności fizyczne – druga, prezentując człowieka w sposób śmieszny, zwraca się w pierwszym rzędzie przeciw jego namiętnościom i wadom. Dlatego słusznie o niej mówi Jules Janin, że »pomimo wszystko jest to dziewczyna tak dobra, iż niepodobna się gniewać na nią«. Karykatura, jak każda gałąź sztuki, przechodziła rozliczne dzieje i znana była w starożytności, a Grecy ten rodzaj sztuki posunęli wcale daleko.
W opisie uroczystości karnawałowych Atenajos tak się między innemi wyraża: »Pośród tych wszystkich pochodów uciesznych widziałem oswojonego niedźwiedzia, którego niesiono na krześle w ubraniu kobiecem. Małpa przybrana w haftowany czepiec, w sukni frygijskiej o barwie szafranu, trzymała złoty puhar, wyobrażając sobą Ganimedesa. Wreszcie był tam osioł, któremu na grzbiecie przyklejono pęk piór i za którym szedł starzec zupełnie niedołężny. Byli to Pegaz i Bellerofont i obaj tworzyli nadzwyczaj śmieszną parę«,
Historja przekazała nam ze starożytności imiona takich karykaturzystów, jak Pereikos, Ktezyloch, uczeń Apellesa, którego karykatura Zeusa rodzącego Bacchusa, zyskała wielki rozgłos, Klezides itp.
Starożytne wazy i amfory mówią także wiele o silnie rozwiniętym zmyśle do karykatury u Rzymian i Greków, którzy chętnie nią się zajmowali. Już Cicero określa dobrze karykaturę w »De oratione«, mówiąco bardzo zabawnych obrazach dlatego, że »zazwyczaj polegają one na porównaniu jakiejś wady cielesnej do innego przedmiotu, jeszcze brzydszego«.
Delikatność w karykaturalnem traktowaniu ciała ludzkiego przejęli Rzymianie od Greków. Plinjusz mówi o Antifilusie, karykaturzyście, który zyskał ogromną sławę, narysowawszy komiczną osobistość, nazwaną przez siebie »Grillus«. Ta nazwa stała się wkońcu nazwą każdej kompozycji dziwacznej i śmiesznej. W muzeach i zbiorach w Rzymie, w Londynie, Paryżu i Berlinie wiele jest z rzymskich czasów karykaturalnych statuetek, jak np. uczonych i filozofów zoślą głową, senatorów z głową małp, wojowników z głową świni itd. Do najznakomitszych karykaturzystów rzymskich, których dzieła przekazała nam już historja, należeli Calades i Ludius. Calades był autorem »comica tabella«, obrazów, które odpowiadają dzisiejszym afiszom. Wywieszane one były na bramie teatru i przedstawiały scenę komiczną z tej sztuki, którą miano grać. Ludius celował w karykaturze swoich współczesnych, których ośmieszał nietylko w przygodnych rysunkach, ale i na wazach.
Specjalny rodzaj karykatury to owe wykwintne figurki z Tanagry i Mirrhiny, przedstawiające koszlawych człowieczków, ułomnych starców i śmiesznych garbusków, oraz maski aktorów, które prócz wyrazu bólu i grozy miały wyobrażać pewne cechy wynaturzone i śmieszne. Wśród tych właśnie rzeczy są istotnie kapitalne pod każdym względem, skończone już karykatury, które jeszcze dziś mogą służyć za wzór.
Karykatura rozwinęła się również doskonale we freskach i modnych podówczas ozdobach na drzwiach, a także na skrzyniach wy prawnych. Osobno możnaby dość dużo napisać o karykaturze na pierwszych w świecie paszkwilach, wydawanych przez praojca dziennikarstwa Pietra Aretino, który angażował do tego świetnych czasem mistrzów. Ale tu już wkraczarny w nowsze stosunkowo czasy, w których karykatura była niebezpieczną rzeczą, bo pociągnąć mogła autora nawet na stos ! Z nastaniem chrześcijaństwa karykatura przestaje zajmować się ułomnościami fizycznemi i zwraca się do ułomności duchowych. Wogóle w tym czasie ten beztroski pęd karykatury słabnie, staje się bojaźliwy, tern bardziej, że ojcowie Kościoła wyraźnie i otwarcie potępiają karykaturę. Święty Bernard z Clairvaux ostro i surowo karci liczne w owym czasie ornamenty karykaturalne. W wiekach średnich karykatura przejawia się w miniaturze i ozdobach Biblji. Pomimo jednak ostrych zakazów i przepisów, artyści nie mogli powściągnąć się od tworzenia karykatur. W roku 1298 na kapitelu jednej z kolumn katedry strasburskiej umieszczona była parodja Służby Bożej, gdzie występowały niedźwiedź, wilk, zając, osły, małpa i lis w strojach rytualnych. Kapitel ten zniszczono dopiero w drugiej połowie XVI wieku.
Karykatura djabła zjawia się w Kościele około XI wieku i od tego czasu długo utrzymywać się będzie w witrażach, freskach i obrazach sztalugowych. Zaczyna się okres wyszydzania djabła, uzmysławiania jego złości i ohydy w rzeźbie, malarstwie i iluminowaniu ksiąg mszalnych. Okres ten, który trwał bardzo długo, odbił się głośnem echem i wypaczył, szczególnie w Niemczech, gdzie poprostu prześcigano się w przedstawianiu potworności i ohydy czarciej w sposób najczęściej nieudolny i brutalny, nic z prawdziwą sztuką nie mający wspólnego.
Karykatura polityczna prawie nie istnieje w wiekach średnich, lecz zwraca się głównie przeciw występkom duchowieństwa, przeciw pijaństwu, lichwie i niesnaskom domowym. Nie istnieje ona w celu obrazy religji, lecz po to, aby przedstawiając zło i wyszydzając je, naprawiać i prowadzić ku dobremu. Śmiejąc się, poprawia ona – castigat ridendo. W późniejszym okresie wieków średnich była karykatura potężną bronią w walce duchowieństwa świeckiego zzákonném.
Jak we wszystkich gałęziach sztuki, tak i w karykaturze od dawnych czasów przoduje światu Francja. Tam też szukać należy największego bogactwa i rozmaitości w karykaturze kościelnej, szczególnie w owych przepysznych ornamentach umieszczanych w stallach. Świetne, dziwaczne, nieoczekiwane w pomysłach karykatury zawierają katedry w Rouen, Chartrès, Amiens, i w owych licznych bezcennych kościołach, których obecnie już niema, bo je bezpowrotnie z powierzchni ziemi zmiotła brutalność wojny.
O tej to arcykarykaturze trzebaby napisać o wiele więcej, niż na to pozwala miejsce w piśmie i w artykule mającym traktować o jednym polskim artyście. Ciekawych odsyłam do mego studjum o karykaturze, wydanego w Krakowie <Księgarnia J. Czerneckiego>, z którego to studjum powtarzam najważniejsze ustępy. Obszerniej poruszyłem w niem historję karykatury francuskiej do czasów najnowszych, pozatem wspomniałem o karykaturze angielskiej, holenderskiej, niemieckiej, rosyjskiej, japońskiej itd. Zaznaczyć tylko choć pokrótce należy, że genjusz francuski stworzył w tej dziedzinie kapitalne dzieła i otworzył karykaturze nowe horyzonty. Udzielił jej przedewszystkiem lekkiego, subtelnego a kulturalnego, choć często złośliwego dowcipu, pełnego werwy i humoru l’esprit gaulois. Od tego też czasu karykatura stała się sztuką wysokiej miary i zdobyła już na stałe miejsce w światowej plastyce.
W Polsce karykatura musiała już dawno istnieć – nie mamy jednak dotychczas pewnych danych o jej początkach i jej właściwościach. Prawie napewno przypuścić należy, że z chwilą rozwoju malarstwa zjawiła się również i karykatura, początkowo nieśmiała, często przypadkowa, potem, zwłaszcza z księgami iluminowanemi, karykatura przeniesiona przez obcych mnichów. Odgłosy Reformacji, odbijające się u nas, jak wiadomo, głośnem echem, musiały sprowadzić wzmożenie się tej gałęzi sztuki
Pierwszą, zupełnie już wyraźną wzmiankę o karykaturzyście znajdujemy u Rastawieoe kiego. Był nim mistrz gdański, rodem z Królewca, Antoni Mueller <1580-1620>. »Umiał on – pisze Rastawiecki – ze szczególnym darem uosabiać moralne przywary i występki ludzkie, które na pierwsze wejrzenie zaraz się rozpoznać dają«. Są również ślady, źe kapitalny sztycharz Ziarnko robił coś w rodzaju karykatury. Mimochodem wspomnieć również wypada o Stwoszu, który wprawdzie nie rysował, ale dawał często postacie karykaturalne w swoich rzeźbach ołtarzowych, przeciwstawiając w ten sposób idealne piękno nadziemskie brzydocie ludzkiej. Nie wspominamy z braku miejsca o całym szeregu ilustracyj do »Marchołta« i innych facecyj średniowiecza.
Właściwa jednak karykatura, jako samoistny, odrębny wyraz sztuki, rozpoczyna się w Polsce wraz ze szkołą Norblina i za jednym zamachem zdobywa sobie wybitne miejsce w dziejach polskiej plastyki. Uczniowie ze szkoły Norblina to przedewszystkiem rysownicy, ich ołówkowi tedy nie mogły ujść charakterystyczne postacie na granicy dwu kończących się epok z ich przeżytkami obyczajowemi i zwyczajowemi, jakie rzucały się w oczy na każdym kroku. A rysownicy ci byli świetnymi obserwatorami i notowali skrzętnie wszystko, co ich otaczało. Była w nich ta świeżość spojrzenia i dostrzegania, która cechuje nie tylko dzieci, ale wszystkich nowych twórców budzącej się epoki. Bardziej wyraźne ostrze zwraca się u tych artystów z chwilą, kiedy karykaturują próżniaczy, pusty, beztreściwy świat ówczesnych salonów. Przedewszystkiem jednak, jak już wspomnieliśmy, ta olbrzymia ilość rysunków, jaka w tym czasie powstała, pełna werwy i humoru, to jeszcze raczej silna charakteryzacja i beztroska satyra a nie wyraźna karykatura. Przyjdzie i na nią czas, rozwinie się i ona w kapitalnych notatkach Płońskiego, Orłowskiego, Sokołowskiego, Smokowskiego, Pęczarskiego i innych, których rysunki, dziś rozrzucone po świecie i niestety nie zinwentaryzowane, są prawdziwą skarbnicą dla badania sztuki w Polsce.
Zapoczątkowana w ten sposób karykatura odtąd już znajdzie przedstawicieli w najwybitniejszych artystach polskich, którzy zaczną ją uprawiać albo odrębnie, albo też dorywczo, w przerwach między jednem a drugiem »poważniejszem« dziełem. Ujrzeć ją można w wysokiej mierze u MichałowsKiego, którego już sama natura techniki szkicowej, dorywczej a niezmiernie bystrej, podkreślającej najcharakterystyczniejsze cechy, popychała niejako do karykatury, dalej u Grottgera, Juljusza Kossaka, Matejki, Gierymskiego itd. Epokę jednak niejako w tej dziedzinie sztuki stwarza po Piwarskim Franciszek Kostrzewski (1826 -1911), jeszcze nie doceniony i stosunkowo mało znany następca Orłowskiego i Piwarskiego, który poza anegdotą, widoczną na każdym kroku u niego, zdobywa się na kapitalne rysy karykaturalne u chłopa, żyda, szlachcica, mieszczanina, oficjalisty, eleganta i włóczęgi, damy i służącej, pyszałka roztrącającego cały świat łokciami i niedorajdy. Kostrzewski czeka na swego krytyka, który na pewno »odkryje« w nim mnóstwo wartości, niezauważonych za jego długiego i przy końcu jakżeż żałosnego życia. Mając tak już utorowaną drogę, karykatura krzewić się będzie u nas nieustannie niestety nie mieliśmy pisma specjalnie oddanego karykaturze i dlatego pewnie nie wytworzyliśmy całego szeregu wielkich karykaturzystów, jakkolwiek mieliśmy wiele danych na to. W roku 1856 wychodziło »Zwierciadło Asmodeusza, czyli Galerja ilustrowana dziwactw i śmieszności ludzkich« i walnie przyczyniło się do ujawnienia pierwszorzędnych talentów w karykaturze, w 1856 Henryk Lewestam iJ. Gregorowicz założyli pismo satyryczne »Wolne żarty«, ale cenzura rosyjska zawiesiła je już po trzech miesiącach. Inne pisma jak »Kolce«, »Mucha« itp. nie zdolaly osiągnąć wyższego poziomu w karykaturze. Dopiero założone w Krakowie »Liberum Veto« wskrzesza na krótki okres karykaturę w sensie prawdziwej sztuki. Skupiło ono niemal wszystkich ówczesnych najwybitniejszych uczniów krakowskiej Akademji Sztuk Pięknych, jak Frycz, Jarocki, Pautsch, Sichulski, Procajłowicz, Uziembło, Niesiołowski, Rzecki, a nawet profesorów takich jak Fałat, Laszczka, Malczewski, Wyczółkowski. To »Liberum Veto«, które niestety zbyt wcześnie dla kultury polskiej upadło, ujawniło też w całej pełni pierszorzędny talent Sichulskiego jako karykaturzysty.
I istotnie – jednym z najlepszych przedstawicieli karykatury, jako sztuki stojącej bardzo wysoko, jest Kazimierz Sichulski. Karykatura jego przeważnie nie jest djabelsko złośliwa, ani przesadnie szydercza, nie wyciąga z zaciekłością ułomności i złych przywar natury ludzkiej – jest to raczej może swobodne, chochlikowate, pełne znakomitego humoru »naciąganie«, wydobywanie pewnych najbardziej typowych rysów fizjonomicznych i przerysowywanie ich, jednakowoż przy zupełnie ścisłem trzymaniu się rzeczywistych form i kapitalnie uchwyconego podobieństwa. Jest to właśnie ta charakteryzacja à outrance w sposób tak precyzyjny, że kartony Sichulskiego to dzieła wielkiej sztuki, które karykaturę naszą stawiają w pierwszym rzędzie dzieł europejskich w tym kierunku.
Talent Sichulskiego, ten nieokiełzany, wyłamujący się często z pod wszelkich praw i kanonów talent, tu może święci największe triumfy. Widać jak świetnym rysownikiem jest artysta, jak czuje i rozumie formę, jak przenikliwie umie się wżyć w psychologję karykaturowanej postaci, którą wydobywa w sposób niezwykle śmiały i tak odpowiadający charakterowi danej jednostki. To rzeczywiście karykaturzysta na miarę niecodzienną, którego ta gałąź sztuki przebija się nawet w portretach lub postaciach huculskich tam, gdzie uderza go jakiś szczegół bardziej znamienny, przy którym nie może się powstrzymać, aby go wydatnie nie podkreślić
Wacław Husarski słusznie pisze o nim: »Sichulski to najświetniejszy bodaj przedstawiciel tej sztuki w Polsce, rysownik na miarę europejską, dotychczas niestety nie doceniony dostatecznie przez szerszy ogół. Jego poczucie charakteru i podobieństwa, graniczące z rodzajem wizjonerstwa, całkowite opanowanie rysunku, oryginalna kolorystyka, wreszcie poczucie groteski, z którem tak szczęśliwie godzi się kapryśna, niezwykle żywa linja – wszystko to pozwala postawić Sichulskiego w pierwszym szeregu współczesnych karykaturzystów europejskich «.
Dowodem również wartości tych kartonów jest i to, że jakkolwiek karykatura opiera swe powodzenie na aktualności, dzieła Sichulskiego zostaną zawsze ciekawe, nawet bez tej koniecznej literatury, bez której przeważnie trudno się obejść karykaturze. Doskonale ujął to prof. Władysław Kozicki, pisząco Sichulskim: »Co karykaturzysta traci na trwałości swej sławy w czasie (powiedzmy patetycznie na nieśmiertelności), to zyskuje na jej intenzywności w danej chwili. Dzieli pod tym względem losy wielu wielkich śpiewaków, aktorów i wziętych fejletonistów. Pospolitą jest rzeczą, że zdolni współpracownicy malarscy pism humorystycznych cieszą się często większym rozgłosem, aniżeli artyści przewyższający ich powagą swej twórczości. I to nie tylko wśród swego społeczeństwa. Jest to jednym z przykrych objawów naszej współczesnej kultury umysłowej, że przeciętny nasz inteligent, nie mogący się obyć bez lektury kawiarnianej, zna o wiele lepiej T. Th. Heinego, Guíbranssona, Režnicka, niż wielkich twórców plastycznych, zachodnich i własnych. To też za wielką zasługę kulturalną poczytać należy Sichulskiemu, że stworzył własnemi siłami nowożytną karykaturę polską, która jest narodową, bo z czysto polskiego gruntu wyrosła i nawskróś artystyczna, bo posiada wszystkie zalety talentu tego malarza. A stworzył ją sam, bez niczyjej pomocy i współdziałania, bo artystycznych pism humorystycznych u nas niema, a one to są zazwyczaj wylęgarnią i szkołą karykaturzystów «.
Sichulski posługuje się przeważnie techniką uproszczoną: wystarcza mu nieraz jedna zamaszyście wygięta linja, kilka kresek, kropki, kółko, przecinek, a powstaje postać świetna pod względem podobieństwa, uchwycona pysznie w ruchu, wyrażająca jakimś drobnym szczegółem właściwe sobie przyrodzone cechy. Rzeczy te powstają od jednego rzutu linji niezmiernie pewnej i nigdy nie zawodnej, co możliwe jest tylko u artysty, który posiadł w wysokim stopniu technikę rysunkową, nie potrzebuje niczego poprawiać i tłumaczy się odrazu w sposób jasny a mówiący o niepospolitym talencie i umiejętności. I jeszcze jedno: tkwi w tern wszystkiem duża znajomość psychiki ludzkiej, ta pewna filozofja rozumienia wszystkiego i tłumaczenia, bez której niepodobna pomyśleć sobie właśnie takiej karykatury.
Skąd Sichulski do tego doszedł, gdzie nauczył się tego zrozumienia, kto poza okiem i ręką kształcił jego umysł i serce, nie wiadomo. Jest to zdaje się owa platońska »wiedza wspominająca«, która pozwala mu być aż tak doskonałym psychologiem, że zadziwiłby niejednego psychologa z katedry. Przed tą wiedzą nie ukryje się żaden szczegół przywar i śmieszności, które Sichulski umie rozpoznać na pierwszy rzut oka, nie wysilając się na to i wydobywając to potem po mistrzowsku jednem nieraz dotknięciem ołówka. Możnaby robić specjalne studja psychologiczne karykaturowanej przez Sichulskiego postaci i na pewno wynik tych choćby najbardziej drobiazgowych obserwacyj i dociekań pokryłby się w zupełności z tymi w kilku minutach rzuconemi linjami artysty. Co za bajeczna pamięć najmniejszych drgnień twarzy, skurczów ust czy oczu, sekundowych ruchów nerwowych, na które składa się całość tych arcyrysunków ! One artyście wszystko mówią, są wytycznemi w wydobywaniu istotnej treści, właśnie takiej, jakiej szuka pod maską układnosci i opanowania. A pozatem humor! Jakżeż go mało mamy w Polsce, jak często jest trywialny, dokuczliwy, żółciowy lub blady. LI Sichulskiego przeciwnie: kipi humorem, zaraża nim wszystkich.
Techniczna strona tych rysunków jest ściśle złączona z ową, jak już wspomnieliśmy, zdolnością dobywania z »modeli« wszystkich tajników duszy, stron złych, przywar i śmieszności, jakie nigdy nie ukryją się przed okiem prawdziwego artysty. Są to istotnie dokumenty etat d’ame, którą Sichulski zawsze widzi w pryzmacie satyry, doszukując się tkwiących w każdym człowieku pewnych nieodłącznych niestety śmieszności, jakie stwarza życie. U Sichulskiego, w przeciwieństwie do naukowca psychologa, który dochodzi do tego drogą mozolnej analizy, dzieje się to drogą jakiejś błyskawicznej syntezy, jemu tylko właściwej. On odrazu wie wszystko i nigdy się nie myli. Daleki od moralizatorstwa, nie chcąc nikogo poprawiać i nauczać, rysuje Sichulski z jakimś lekko szyderczym uśmiechem, nie popadając nigdy w trywialny paszkwil. Ma on przytem specjalną »metodę«, która nie oburza się na nic, ciesząc się jedynie z tego, że pod maską powagi, uczoności, cnoty, głębi, wyższości stanowej czy duchowej, kryje się jednak tyle często mimowolnej humorystyki, o której nie wiedzą bardzo często ci, których on karykaturuje. Te karykatury też są najlepszymi właściwie, i najprawdziwszymi portretami ile idzie o maximum psychologji, nie tej zdawkowej na codzień, ale właśnie tej przykrej dla nas, nie mniej jednak prawdziwej.
Jak chiromanta lub grafolog z linji rąk lub pisma, umie Sichulski wyczytać wszystko z linji twarzy i całej postaci. Jakże ciekawą byłaby próba portretowania czy karykaturowania jakiegoś dajmy na to zbrodniarza, o którym artysta nie wiedziałby, jakim był jego tryb życia. Prawie napewno można się domyśleć, że Sichulski poznałby to odrazu i uwidocznił. I to jest tytuł do sławy jego i nasza chluba, że posiadamy Sichulskiego. Znamy go a jednak jest dla nas tajemnicą, jak wszystko co jest wielkie. Nie bójmy się użyć tego słowa! Tkwi w tern naprawdę wielkość i ten rozdział twórczości Sichulskiego sta« nowić będzie w dziejach polskiej plastyki etap.
Stopień złośliwości, nieodzowny w karykaturze, jest u Sichulskiego dość różnolity: inną miarę stosuje do ludzi, których szanuje, inną, którzy są mu obojętni, tylko ciekawi jako »modele«, inną do tych, których musi wychłostać swym, często naprawdę bezlitosnym biczem. Kiedyś pisał do niego niezapomniany St. Witkiewicz, gdy Sichulski donosił mu o przebytej swej chorobie: »Niech pan zdrowieje, silnieje i będzie spokojny. Skupia siły fizyczne i myśli – i czyni. Jest w Polsce coś do zrobienia: poważna, żrąca satyra rysowana. Nie krotochwila, nie kpiarstwo, nie paszkwil, ale ta satyra, w której myśl stapia się z formą i targa za samo dno dusz ludzkich. Warto to zrobić. Niech więc drogi pan zdrowieje«. Właśnie taką satyrę uprawiał Sichulski i w tej dziedzinie ma dzieła kapitalne. A poza tern, jako że ma witalną siłę humoru, rysował w sposób żartobliwy kolegów, przyjaciół i znajomych. Czasem jednak z pod ołówka wychodziła zupełnie inna karykatura: tragiczna. Takim jest jeden z nieżyjących redaktorów krakowskich, prawdziwa wizja zadręczonego przez życie człowieka, którego splot stosunków ośmieszył. Człowiek dobry, pragnący przesadnie dla każdego znaleźć słowa uznania, z konieczności piszący o wszystkiem, wiecznie zajęty i w tym młynie ciężkiego życia popełniający śmieszności. Ta karykatura zaiste godna jest stanąć obok »Kaprysów« Goyi! I ona właśnie dowodzi do jakich wyżyn zrozumienia dramatyczno«śmiesznego życia jednostki jest zdolny Sichulski.
Artysta wydał swego czasu kartony z karykaturami ze świata politycznego b. Galicji i Wiednia i one to od razu zjednały mu taką sławę, że zaproszono go do Londynu, by stworzył tekę karykatur z członków parlamentu. Sichulski propozycji tej, tak bardzo zaszczytnej i... dochodowej nie przyjął, gdyż zaszczyty go nie nęciły, z pieniędzmi nie było najlepiej, ale jakoś tam się łatało, a w Polsce miał jeszcze tyle do zrobienia! Potem przyszła kolej na karykatury legionowe, ze świata sztuki itd. Początkowo nie używał artysta do tych rzeczy żadnego sztafażu, nie tłumaczył się ani tłem ani szczegółami. Sama już postać dokładnie się tłumaczyła, w dodatku Sichulski nie opowiadał zbyt wiele o niej. Przyszła następnie era na satyrę, gdzie występuje już »literatura« w postaci pysznego tła i ubocznych szczegółów. I wtedy się znowu okazało jak np. Sichulski umie czytać i korzystać z przeczytanej literatury w odniesieniu do karykaturowanego poety, powieściopisarza, dramaturga, krytyka. Karykatury Kasprowicza, Reymonta, Tetmajera, Siedleckiego z Mikuckim, Rydla, Witkiewicza, Lemańskiego, Berenta, Boy'a, Nowaczyńskiego i tylu innych najwyraźniej o tern przekonywują. A wreszcie te najzłośliwsze w odniesieniu do mecenasów sztuki i krytyków! Starzewski (redaktor »Czasu«), Srokowski <b. redaktor »Reformy«), Rutowski, Piniński, cała galerja. Naturalnie i świat kulis. Jak przewyborni: Siemaszkowa, Solska, Solski, Frenkel, Leszczyński. Niektórych karykaturował wielokrotnie, jak Kasprowicza, lub Solskiego. Naturalnie każdym razem inaczej, jakby chciał wszystko o nich powiedzieć. Osobny dział to wyborne »karty« u Karpowicza w Zakopanem z całym światem malarzy, literatów itd. Gdyby choć w przybliżeniu chciał ktoś tylko wyliczyć te karykatury, które wykonał Sichulski, zajęłoby to o wiele więcej miejsca, niż cały niniejszy szkic. Bo do tego trzeba dodać to mnóstwo karykatur robionych na skrawkach papieru, nieraz nawet na stolikach marmurowych kawiarń, na marginesach książek i listów, które niestety nie zostały sfotografowane i zaginęły. Były i są karykatury SichuU skiego tak djabelsko złośliwe a jednak tak bardzo bliskie prawdy, że nie można ich było reprodukować. Sam autor z litości tego nie robił, by nie uśmiercać »delikwenta«. Znakomity krytyk prof. Władysław Kozicki słusznie zauważył, że gdyby Sichulski żył na dworze Ludwika XV-go, a jego polityczne ofiary były dworakami tego monarchy, biedny autor karykatur razem z Diderotem znalazłby się w Bastylji. Na szczęście dla sztuki żyje nie w tych czasach i stosunki już się gruntownie zmieniły! Czasem ktoś za bardzo dotknięty tern zdzieraniem maski oburzy się, bywało, że zwracał się do Sichulskiego z żądaniem nie publikowania danej karykatury, ale wkońcu porwany wysoką wartością karykatury, »uspokajał się« i nawet był dumny z tego, że go karykaturować zechciała capacitas w tym rodzaju, jaką jest Sichulski.
Rozległość skali w tej dziedzinie plastyki jest u Sichulskiego imponująca,- nie zacieśnia się w pewnym tylko kierunku, nie poprzestaje na jednym sposobie – ma ich zawsze mnóstwo i tern różni się zasadniczo od całego szeregu innych karykaturzystów. On wskazał im drogę,
on ich niejako wychował, ale dotąd, jakkolwiek mamy obecnie w Polsce szereg bardzo zdolnych karykaturzystów, żaden mu nie dorównał w inwencji twórczej, w kapitalnem ujęciu psychologji, w tern wszystkiem, o czem mówiliśmy powyżej.
Ma w tem karykaturowaniu Sichulski już swójwłasny, odrębny »styl«, tak indywidualny, że łatwo go poznać a niezmiernie trudno naśladować w tej nonszalanckiej lekkości, pewności, zwinności linji o specjalnym wyrazie i w tern doszukiwaniu się w człowieku cech proszących się oołówek, cech, nieraz a właściwie przeważnie bardzo głęboko przed przeciętnem okiem schowanych, zwłaszcza u ludzi, pragnących je zatuszować w dostojnym geście i dyscyplinowanej układności. A nie powinno się nigdy zapominać, że Sichulski poza karykaturą jest malarzem wysokiej klasy i tak jak w karykaturze, w malarstwie swojem obejmuje szerokie horyzonty, jak pejzaż, portret, kompozycja, witraż, dekoracja ścienna i gobelinowa, projekty nawet architektoniczne. To różnorodne życie emocjonalne, wyrażone kolorem i kształtem, jest zawsze na wielkiej wyżynie i właśnie może dlatego karykatura jego dosiągnęła takich szczytów.
Podkreślić z naciskiem należy, że szlachetna w pojęciu sztuki karykatura Sichulskiego niema nic wspólnego z płaskim paszkwilem, choćby podanym w formie artystycznej. To jest raczej często zręczna walka na florety, w błyskawicznych zwrotach ścierających się z śmiesznościami i zabawnemi stronami człowieka – ucieszna walka, w której fechtmistrz-Sichulski, świadomy swego kunsztu, jest zawsze djabelnie pewny swego pchnięcia: nie zabija, jak ktoś powiedział o satyrze, wtedy, gdy ma zamiar uszczypnąć, zadrasnąć, rozruszać, albo wziąć w szczypczyki, obejrzeć... pincer sans rire.
Więcej w tem wszystkiem śmiechu niż bólu, a dobry śmiech, według Schopenhauera, jest podstawą zdrowia! Tern specjalnem »zdrowiem« sztuki odznaczają się karykatury SichuU skiego, w plastyce polskiej naszego okresu jedyne i nieprześcignione.
ARTUR SCHROEDER