Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Przemówienie wygłoszone na obchodzie uroczystym w Akademji Sztuk Pięknych w Krakowie w dniu 26 listopada 1932 r.
Rocznica dwudziestopięcioletnia śmierci i artysty to etap sam w sobie wiele znaczący ; mówi nam ona rzeczy, którychbyśmy nie byli w stanic sobie uświadomić wtedy, kiedy znaleźliśmy się — przed dwudziestu pięciu laty — pod bezpośredniem wrażeniem śmierci Wyspiańskiego. Jeden więc taki etap minął, dalsze nadchodzić będą w miarowym pochodzie czasów, a ziemski, żyjący jeszcze w naszej pamięci ślad człowieka przysypywać zaczną piaski, niesione w powolnem a nieustannym tempie idących po sobie wieków, albo rzucone nań nawałnicą wypadków. Widoczny pozostanie już tylko ślad jego ducha, spuścizna artystyczna oglądana i sądzona z odległości coraz to większej, pod kątem coraz to zmieniających się wierzeń społecznych i artystycznych. Pokolenia, które nadejdą, zdane będą już tylko na to, co im powiedzą o człowieku badania historyczne, jakże często zawodne, i co im przekaże legenda, jakże często fantastyczna i odrzucająca to, co dla niej okaże się niedogodne.
Tymczasem dzień dzisiejszy ma jeszcze swoją wagę, jeszcze żywe jest wśród niektórych z nas wspomnienie człowieka; ten rumieniec życia będzie jednak stopniowo zanikał, ustępując miejsca papierowemu obrazowi, wciskającemu się natrętnie w bezbronną umysłowość naszych następców. Nic zapominajmy, że ktoś, co minął jasny krąg swego rzeczywistego, doczesnego bytu, i pogrążył się w niedostępną dla oczu naszych głąb ziejącą doczesnym niebytem, pozostawia już tylko wspomnienie, które jest jakby magiczne zwierciadło: pokolenia dopatrywać się w niem będą tego, czego dopatrzeć się pragną, albo pod naciskiem chwili — muszą.
Wśród ruchu, który zbudził się w umysłowości polskiej w 25 lat po śmierci Wyspiańskiego, wśród całego żniwa artykułów, przemówień, studiów a może i dzieł większych, które dzisiejsze pokolenie Mu poświęci, powinien obchód w Akademji Sztuk Pięknych urządzony zasłużyć na osobną uwagę.
Jesteśmy w murach, w których rozważa się i w rzeczywistość wprowadza prawa, kierujące powstaniem dzieła sztuki.
Jeżeli dzisiaj zebraliśmy się tutaj, to oprócz uczczenia pamięci wielkiego artysty powinna wyniknąć z tego korzyść i dla samej Akademji, dla profesorów i studentów, dla zebranych tu artystów i czcicieli Jego pamięci. Korzyść ta dopóki żyją ci, co Go znali i patrzyli na powstające Jego dzieło polegać będzie na wydobyciu na jaw i przekazaniu potomności wspomnienia Wyspiańskiego żywego. Innem wydaje się życie, które udało się ocalić od przysypania popiołem niepamięci i przekazać je słowem żywem na użytek potomności, a innem znowu życie odgrzebywane przez nią dopiero kiedyś w tym popiele. I dlatego postanowiliśmy zebrać w krótkich ramach dzisiejszego obchodu to, co dochowało się w pamięci niegdyś uczniów Wyspiańskiego, z tych czasów, kiedy uczył w naszej Akademji malarstwa dekoracyjnego. Będą to z natury rzeczy wspomnienia podane bez zamiaru wyciągania wniosków do utworzenia syntezy jakiejś prowadzących. To materjał, z którego czujący słuchacz budować sobie może człowieka i artystę, który pracował, jak mało kto, ogarniał duchem przestwory tak rozległe, jak mało kto, a także i—jak mało kto—przechodził męki.
Jeżeli w tej chwili wolno zdobyć się na coś więcej niż wspomnienia, a więc na coś, coby było już jakby dalszym krokiem ku objęciu i zrozumieniu Wyspiańskiego, to, przemawiając dzisiaj w imieniu Akademji Sztuk Pięknych zwrócę uwagę na pewne szczególne cechy, odróżniające twórczość Wyspiańskiego od wszelkiej innej. Z różnicy tej zdajemy sobie zresztą sprawę wszyscy. Wyspiański malarz i Wyspiański poeta, Wyspiański artysta i Wyspiański wieszcz.
Już dzisiaj patrzymy na Niego inaczej niż wtedy, kiedyśmy się znaleźli pod bezpośredniem wrażeniem Jego śmierci, kiedy pogrzeb Jego stal się manifestacją przedewszystkiem artystyczną. Była to chwila, kiedy cała ówczesna rzesza artystów opanowana była jakby spontanicznem jednem pragnieniem, a to: pochować Go jak najpiękniej, nie dopuścić, by Jego ciało wiezione na Skałkę, otoczone było zwykłym, zdawkowym aparatem pogrzebu. To była przysługa ostatnia kolegów, którymi kierował jakiś gorączkowy artystyczny poryw.
Dzisiaj u Jego sarkofagu staje Wolna Polska.
Gdyby nie było się stało to coś niesłychanego, o czem się nie mogło i nie śmiało myśleć jako o rzeczywistości, nawet wtedy, kiedy się o tom marzyło, i kiedy się stwierdziło jako pewnik, że to się stać musi, kiedy się to zmartwychwstanie prorokowało — a proroctwa, nawet wtedy kiedy się mają spełnić, dzieli od spełnienia nieokreślona ilość lat, podobnie jak wtedy, kiedy niezmierzona ilość lat dzieliła proroków' od zapowiedzianego przez nich przyjścia Chrystusa — otóż, gdyby to coś niesłychanego do dziś dnia nie było się stało, to cały wysiłek twórczy Wyspiańskiego, oglądany przez dzisiejsze pokolenie, jakże inaczej by mu się wydawał ! Wolna Polska zapragnęła uczcić Go jako tego, który w chwilach, kiedy się wszystko wokół sprzysięgło, aby słowo „nadzieja“ wymazać ze słownika czującego Polaka, zaczął głośno domagać się Polski. Dzisiaj zestawia się słowa Jego z tem co zaistniało; zaprawdę ciężka próba dla artysty i Jego dzieła!
Bo czyż gdzieś nie powiedziano, że Wesele dla dzisiejszego widza nie budzi interesu, że anegdotyczna strona przebrzmiała, i że miejsce Jego już tylko na półkach bibljoteki teatralnej? I czy ci, co tak myślą, warci są, aby w narodzie do którego należą, mieli wielkich artystów? I dlatego dzisiaj, kiedy te 25 lat przyniosły z sobą materializację zjawy, zadaniem nas tu zebranych jest zaznaczyć, że artysta na wskroś, jakim był Wyspiański i jakim Go na Skałce składano, nie powinien w umysłach naszych ustąpić miejsca wieszczowi, a jeżeli chwilowo ustąpił, to staraniem naszem niech będzie to godne miejsce artysty Mu zachować.
Ale oprócz tego dwoistego charakteru jest jeszcze inny: malarz i poeta.
Wyspiański zaczął pisać jako malarz. Warszawianka, Wesele, Bolesław Śmiały, 1 akt Wyzwolenia, Noc listopadowa, są mimo całej swej ideologji koncepcjami malarza. Przypuszczam, że kiedyś naukowa krytyka określi dokładnie, dlaczego to są koncepcje malarskie;jako takie określane one były jeszcze za Jego życia. I chcąc się wytłómaczyć jaśniej, wskazałbym na różnicę, jaka zachodzi między niemi a np. raczej tylko zewnętrznie malarskim sposobem patrzenia 1 ujmowania zjawisk u Mickiewicza, mimo, że krytyka już podniosła i określiła malarskość jako wybitną cechę wizji Mickiewiczowskiej. To była wielka epiczna wizja, niedościgniona w swej poezji unoszącej nas w błękity. Błękitem nazwę tę atmosferę właściwą dziełu czystej poezji, bez przymieszki z innego świata zaczerpniętej. Poezja jest tą cudotwórczynią i to właśnie u Mickiewicza; proste wymienienie słowem dwóch kolorów, najprostsze określenie, że coś zupełnie codziennego się stało, że jakieś przedmioty w najzwyklejszy sposób znalazły się obok siebie, niedoścignionym artyzmem i niezbadanym czarem przenosi nas jakgdyby w czwarty wymiar. Niewymowna rozkosz ogarnia nas tylko dlatego, że te dwa kolory zostały wypowiedziane, że te przedmioty znalazły się obok -siebie, że ten właśnie najprostszy wypadek miał miejsce. To jest misterjum poezji. I dlatego Mickiewicz nie potrzebuje wcale, aby robiono z niego malarza dlatego, że ujrzał i ucieszył się blaskiem czerwonych butów albo urokiem jagód na tle zielonej murawy…
Ale zato Władyka Bolesław w swem drewnianem dworzyszczu, ale Chłopicki w otoczeniu młodych i śpiewających Warszawiankę oficerów i panien z polskiego dworu w Grochowie, ale satyry na theatrum w Łazienkach i głębie zakulisowe Wyzwolenia zostaną koncepcjami malarskiemi, bo powołała je do życia wrażliwość malarska.
Twórczość Wyspiańskiego była ekstraktem wrażliwości niezmiernej, chciwej i nastawionej jak najczulszy instrument. Wyspiański był jakby myśliwym, łowiącym z otaczającej go knieji podniety wrażeniowe.
Były to podniety działające przedewszystkiem na malarza. I wtedy Wyspiański był czystym malarzem. Ale w Nim także poeta ekscytowany zapragnął przyjść do głosu. I tu zapytujemy, kiedy zrodziło się w Nim odczucie, że podniety te niekoniecznie muszą odziać się w kształt dzieła malarskiego? A kiedy wreszcie w dalszych przemianach Jego istoty artystycznej odezwał się w Nim już tylko czysty poeta, aby nas przenieść w sferę tego elementu, który nazwałem poprzednio błękitem, w sferę czystej, oderwanej od wszelkich wpływów poezji? Tych chwil może nie było wiele, ale były.
Niepodobna abyśmy mogli pytania te postawić, nie czując jednocześnie, że znajdujemy się wobec niezwykłego w sztuce zjawiska. To słowo: „zjawisko“ może nam odrazu ukazać Wyspiańskiego artystą takim, jakim Go należy brać i rozumieć, pomoże też do należytego ocenienia zarzutów i krytyk, jakie ściągnęła na siebie jego sztuka, będąca, jak mówiono w7 nieporozumieniu z prawdziwem malarstwem a może i z prawdziwą poezją. Wszakże ostatnie czasy odznaczają się tem, że po tysiącach lat została wreszcie wynaleziona i ustalona definicja rzekomo prawdziwego dzieła plastycznego.
Jeżeli mówimy, że Wyspiański był zjawiskiem, to zastanowić się trzeba, na czem polega to pojęcie. Na polu sztuki określamy tą nazwą coś, co nic daje się ująć w karby, w szablon, w przepisy, coś co nas zadziwia. Wyspiański zjawiwszy się na polu sztuki naszej, nie stawia! swej własnej doktryny, ani nie przyjmował jej od innych gotowej. Różnił się tem od tych, co przed laty przyjęli w Paryżu l. zw. principe od Gauguin’a i stali się apostołami. Poza formą, którą zresztą dałoby się odszukać u Jego współczesnych (np. u Hodlera), w jego pracach malarskich tkwiła nowa i dziwna treść wewnętrzna. Jego „Macierzyństwo“, obrysowane czarnym twardym konturem, było równie twarde, nieubłagane, batalistyczne w swej treści, przerażające prawic w zestawieniu takiej właśnie kobiety i takich dziewcząt wpatrujących się w dziecko. Z innych Jego rzeczy szedł powiew taki, jaki idzie z zimnej wiosny, apodyktycznie zjawiającej się na polskich błoniach i ugorach zrzadka zasianych kwiatkami. Wyspiański sam był apodyktyczny, kapryśny i nieubłagany. W tej treści Jego wewnętrznej mieści się pojęcie zjawiska; tern zadziwiał a potem wytrącał broń z ręki przeciwników. Z otaczającym Go światem znalazł się w niezgodzie — do czasu — bo przynosił swą własną treść, a za treścią szła jego forma. Dzisiaj inaczej: na ołtarzu umieszczono formę jako godło „nowej“ doktryny, która co trochę ustępuje miejsca innej, jeszcze nowszej. Gdyby nic te zmiany, częste jak w modzie, która z natury swej przemija, możnaby sądzić, że to religje się zjawiają: z tak nieubłaganą zawziętością padają wyroki na tych, co są „w nieporozumieniu ze sztuką“.
Tak więc Wyspiański = zjawisko ma na sobie rodzaj pancerza, odbijającego pociski. Nic czepiają się Go one z tej samej racji, sądzę, co nic czepiłyby się np. św. Franciszka z Assyżu —- również zjawisko—na innem zresztą polu, któremuby współczesny jakiś prałat, uporządkowany najzupełniej w swem sumieniu wobec hierarchii i swego otoczenia, uczynił zarzut, że w inny zupełnie sposób na świat spogląda a zachowanie się jego jest co najmniej dziwne.
Do tej wrażliwości artystycznej doprowadzonej do najwyższego stopnia czułości i do tej zjawiskowości zagadkowej dołącza się trzeci jeszcze element w twórczości Wyspiańskiego : wewnętrzna mechanika artystyczna, doprowadzająca do wysokiej sprawności działania otrzymany od natury dar inwencji, plastycznej i poetyckiej. Obie zasilane ciągłem, nerwowem poszukiwaniem podniety. Podnietą był mu świat otaczający, natura i ogrom twórczości artystycznej przekazany przez rasy i wieki. Wszystko to było nasieniem, które zapładniało jego artyzm, jakby glebę niezwykle urodzajną. Nasienie kiełkowało, chwytane, przerabiane i pędzone przez tę niezmordowanie czynną inwencję, ćwiczoną codzienną gimnastyką.
Wyspiański — to za wszelką cenę wrażliwość, jako źródło, z którego przedarła się przez skały rzeka, Wyspiański — to za wszelką cenę treść artystyczna, oparta na inwencji, jako rzeka, która z tego źródła szeroko wypłynęła.
JÓZEF MEHOFFER