Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Wśród licznych intelektualnych zainteresowań stolnika wielkiego koronnego Augusta Moszyńskiego nie brakło miejsca i na chemję. Jego wielostronny umysł obejmował także ten zakres, dość mglistej jeszcze i tajemniczej podówczas na ogól wiedzy. Przyjaciel lat młodych Stanisława Augusta, zamieszkawszy po jego elekcji, jako jego mąż zaufania, na zamku warszawskim, — pisząc na zlecenie króla memorjały z zakresu nauk politycznych, ekonomicznych, czy skarbowości, snując plany reform państwowych, czy biorąc udział w kolekcjonerstwie Stanisława Augusta i pomagając mu w zbielaniu dzieł sztuki,i znajdował zawsze jeszcze dość czasu na eksperymenty' chemiczne. Badania chemiczne, uchodzące w oczach służby i wielu z dworzan za coś osłoniętego mistyczną szatą tajemniczości z jednej strony, z drugiej zaś strony wieści o piastowanej przez niego wysokiej godności w osłoniętym również tajemnicą związku wolnomularskim, nadawały Moszyńskiemu w opinji ogółu znamion jakiegoś maga, czy średniowiecznego alchemika. Obawiano się jego ujemnego wpływu na króla, przypisywano jego wpływom niejedno złe, rzucające się w oczy na dworze Stanisława Augusta już w pierwszych zaraz latach jego panowania. W tej opinji ogółu leżała może jedna z przyczyn późniejszego upadku wpływów Moszyńskiego na dworze Stanisława Augusta.
W ówczesnym stanie nauki chemji przypadkowe najczęściej rezultaty eksperymentów chemicznych chroniono tembardziej zazdrośnic przed okiem drugich. Wyników badań nic uzasadniano naukowo, starano się jedynie zużytkować swój „sekret“ w sposób najwięcej przynoszący zysku. W produkcji przemysłowej pełno było różnego rodzaju „sekretów“. Do ich rzędu należała między innymi fabrykacja porcelany.
W ciągu XVIII stulecia fabrykacja porcelany w Europie doszła do wysokiej doskonałości. Był to przemysł artystyczny zasługujący na imię królewskiego. Panujący rywalizowali ze sobą w zakładaniu i doskonaleniu wyrobów swych fabryk, w pozyskiwaniu dla nich najlepszych sil technicznych i artystycznych. Sèvres pod Paryżem, saska Miśnia, Wiedeń i tyle innych królewskich, cesarskich i książęcych „manufaktur" porcelany walczyło ze sobą o lepsze.
Współzawodnictwo to miało także uzasadnienie teoretyczne w panującej teorji merkantylizmu, twierdzącej, że wytwarzanie przedmiotów zbytku, dające zatrudnienie i zarobek licznym rzeszom ludności, stanowi dźwignię ekonomiczną kraju i państwa. Poglądy te dzielił zarówno August Moszyński jak i sam Stanisław August. To też założenie królewskiej fabryki porcelany w Polsce miało zarówno uczynić zadość tym teoretycznym wymogom, jak i postawić Rzeczpospolitą i jej elekcyjnego króla w osobie Stanisława Augusta w rzędzie współczesnych kulturalnych państw, współzawodniczących ze sobą i na tem polu.
Równocześnie z założeniem fabryki chodziło o zdobycie „sekretu“ fabrykacji porcelany i o znalezienie w samej Polsce glinki kaolinowej nadającej się do fabrykacji wyrobów porcelanowych. Rozwiązanie tych zadań złożył Stanisław August w ręce zaufanego znawcy chemji - Augusta Moszyńskiego.
Nie brakło posiadaczy „sekretu“ fabrykacji porcelany. Zgłaszała się ich spora ilość w Warszawie w ciągu lat 1768 i 1769, na wieść o zamiarze króla polskiego założenia nowej fabryki porcelany. Niełatwo jednak było odróżnić podających się za właścicieli sekretu oszustów od fachowych znawców i posiadaczy tajemnicy fabrykacji.
Moszyński sam przedewszystkiem starał się zgłębić „sekret“. Zapoznawał się z opisami fabrykacji porcelany w Chinach, która dla Europy była pierwowzorem, a której tajemnicę przynieść mieli ze sobą z Chin misjonarze chrześcijańscy. Eksperymentował Moszyński sam prażąc w retortach różne rodzaje „ingredjencji“, zalecanych w różnych przepisach, badał skład chemiczny nadsyłanych z różnych stron Polski glinek kaolinowych. Ponadto zgłaszali się inni posiadacze sekretu fabrykacji porcelany.
Nic zostało przyjęte zgłoszenie niejakiego Jana Eberharda Ludwika Ehrcnrcicha, Niemca lekarza w służbie króla szwedzkiego Adolfa Frydryka. Ehrenreich miał kierować królewską fabryką porcelany pod Stokholmem, a następnie założył był w Stralsundzie, na szwedzkiem Pomorzu, fabrykę porcelany na wzór stokholmskiej. Nie osiągnęły także rezultatu starania w Warszawie kapitana Potza i majora, przedtem w służbie pruskiej, Süssmilcha, który jako komendant wojskowy w Miśni, miał rzekomo sposobność zapoznać się z fabrykacją porcelany saskiej. Zatrzymano się zaś nad zgłoszonymi ofertami pułkownika Ludwika Rogalińskiego i Franciszka Józefa Teodora br. Schüttera. Obaj pragnęli swe „sekrety fabrykacji“ poświęcić, na korzystnych zresztą dla siebie samych warunkach, fabryce królewskiej w Polsce, obaj przedkładali opracowane przez siebie projekty jej założenia i prowadzenia, krytykując się nawzajem. Opinja Moszyńskiego zdawała się skłaniać do wyboru raczej Rogalińskiego, zdanie Stanisława Augusta przeważyło za Schütterem.
Moszyński zapatrywał się sceptycznie na Schüttcra i jego fachowe kwalifikacje.1 Rodem z Bawarji, wypędzony z ojczyzny wskutek zatargu z ministrem, po konfiskacie majątku przybył do Warszawy, gdzie czasjakiś był „maître de chapelle“ biskupa warmińskiego, później w służbie u Wielhorskiego. Przypisując sobie znajomość fabrykacji porcelany, pierwsze próby w tym kierunku miał Schütter wykonywać w Grzybowie. Chcąc się dać poznać królowi, starał się o przystęp do niego i uzyskał zezwolenie na eksperymentowanie w kuchniach pałacu ujazdowskiego, gdzie postawił był w tym celu niewielki piec do wypalania porcelany. Próby te oparte na teoretycznych wywodach jakiegoś rękopisu nie doprowadzały jednak do rezultatu. Dlatego usiłował Schütter związać się z dwoma chemikami, Potzem i Rogalińskim i wydobyć od nich ich sekret. Miał też uzyskać jakieś fundusze, — prawdopodobnie od kanonika Wyszyńskiego i kapitana Wodzickiego, — za które rozpoczął budowę fabryki na Solcu pod Warszawą, nigdy zresztą nic wykończoną. Na tej przeszłości Schüttera, poprzedzającej jego wdanie się w sprawy fabryki królewskiej w Belwederze, nie mógł Moszyński opierać nadziei pomyślnej jego działalności.
W tern, że nie forytowany przez Moszyńskiego Rogaliński, lecz Schütter został dyrektorem fabryki i zająć się miał jej budową, może pewną rolę odegrała żona Schüttera. Obrotna „Baronowa“ jak ją zwie krótko w listach swych do króla Moszyński, była z pochodzenia Greczynką, z domu Cumano. Na własną rękę szukała ona finansowego rozwiązania sprawy fabryki, przedkładała na ten temat projekty wprost Moszyńskiemu, usiłując wciągnąć' w interes osoby postronne, — jak daje do poznania Moszyński — kogoś ze swych wielbicieli. Od Rogalińskiego usiłowała wydobyć jego „sekret“, starając się zyskać na niego osobisty wpływ. Możliwe, że udało jej się także uzyskać pewien wpływ na króla, wrażliwego zwykle na wdzięk niewieści.
O wyborze miejsca, w którem fabrykę założono, zadecydowało znalezienie glinki kaolinowej na Mokotowie, w pobliżu Belwederu. Jeszcze w r. 1768 rozpoczęte zostały prace przygotowawcze celem założenia fabryki w Belwederze. I urządzono ją w zabudowaniach stajennych pałacu belwederskiego. Mieszkania pracowników znajdowały się w samym pałacu. W myśl wskazówek Schüttera, budowniczy królewski Dominik Merlini rozpoczął w stajniach budowę pieców do wypalania porcelany, których liczba z czasem doszła do ośmiu.
Prawdopodobnie w ciągu r. 1768 zawartą została umowa z Schütterem, w której Schütter zobowiązał się z funduszów dostarczanych przez króla uruchomić w ciągu czterech miesięcy fabrykę tak, aby w piątym miesiącu miała już sama pokrywać swe wydatki ze spodziewanych dochodów, zaś w' szóstym miesiącu dawała już czysty dochód. Gdy według współczesnej opinji pod względem wykonania najwyżej stać miała chińska porcelana, po niej saska, na trzecim miejscu zaś wiedeńska, — postanowiono, że wystarczy jeśli wyroby belwederskich odpowiadać będą jakością porcelanie wiedeńskiej. Zapieczętowano zatem kilka wybranych sztuk wiedeńskiej porcelany, jako wzory, by według nich w przyszłości osądzić, czy wyroby Schüttera będą im odpowiadać pod każdym względem, z wyjątkiem dekoracji malarskiej, która w grę nic wchodziła i miała być zupełnie oryginalna.
Tych warunków i terminów umowy Schütter nic dopełnił. Już pod datą 30 grudnia 1768 zdawał Moszyński królowi sprawy, że wyprodukowane przez Schüttera przedmioty nic wstrzymują próby ogniowej dłużej, jak 20 minut.Tasamo było i później. Pod datą 15 stycznia 1769 przesyła Moszyński królowi relację, że wyroby Schüttera pozostają 15 do 30 minut w trzecim stopniu ognia, podczas, gdy fabrykaty saskie i wiedeńskie zdolne są przetrwać po 2 godziny w piątym stopniu ognia niezmienione, z wyjątkiem zmiany barw. Według opinji Moszyńskiego porcelana Schüttera podobna jest raczej do białego fajansu, barwy kwiatów na niej malowane są brudne, a całość robi wrażenie zupełnie nieudanej.
Porównanie wychodziło tern bardziej na niekorzyść Schüttera, iż równocześnie doświadczenia z wypalaniem porcelany prowadził i sam Moszyński i Rogaliński i Potz na własną rękę, konkurując wr tem z Schütterem. Potz równocześnie miał wykonać 4 sztuki porcelany białe i równie przeźroczyste, jak porcelana wiedeńska.
Minęły już były pierwsze cztery miesiące przewidziane w umowie, lecz Schütlcrow i nic udawało się ani wypalanie masy porcelanowej, ani glazury, ani wreszcie fajansu. „Sekret“ Schüttera Moszyńskiemu zdawał się być wogóle bez wartości. Był on za rozwiązaniem umowy z niedotrzymującym jej warunków Schütterem i sądził, że on sam tj. Moszyński z pomocą Rogalińskiego i jego „sekretu“, z dzielnym praktykiem, jakim jest Potz, potrafią zdziałać więcej, zwłaszcza rezygnując z fabrykacji porcelany, a ograniczając się do fabryki fajansów, która przynosić może więcej, jak fabrykacja porcelany, gdyż naczynia fajansowe będą przedmiotem codziennego użytku szerokich sfer, a fabryka, której produkcja skierowana będzie w tym kierunku, nie wymagała tylu wkładów, jak fabrykacja porcelany.
Planu tego jednak Moszyński w całości przeprowadzić nie zdołał. Stanisław August zgadzał się w zasadzie z jego opinją o konieczności zaniechania fabrykacji porcelany, a przejścia do fabrykacji wyrobów' fajansowych, po czemu w Polsce było więcej warunków naturalnych. Jednak kierownictwo przedsiębiorstwa powierzył znów Schütterowi. Pod datą i marca 1770 stwierdzoną zostajc pisemnie umowa,12 którą król zobowiązał się wypłacać miesięcznic ze swej szkatuły po ioo±t. Resztę wydatków' na utrzymanie fabryki fajansu, obliczanych miesięcznie na 2317 zip. 22 gr., ponosić miała fabryka sama ze sprzedaży swych wyrobów'. Z dochodów fabryki przypaść miała część Schütterowi i to dożywotnio, a w razie jego śmierci jego żonie. „Baronowej“ zdaje się wogóle przypadać ważna rola w przedsiębiorstwie. Jej miał być powierzony „sekret“ fabrykacji, który baronowa w razie śmierci męża miała obowiązek wydać Stanisławowi .Augustowi i to zobowiązanie stwierdzała pisemnem swem oświadczeniem.
Dla technicznego udogodnienia fabrykacji wyrobów fajansowych miały być rozszerzone oba skrzydła belwederskiego pałacu. Ograniczenie produkcji do wyrobów fajansowych nie miało jednak zamknąć raz na zawsze drogi do podjęcia kiedyś znów fabrykacji porcelany. Zależne to było od tego, czy dalsze próby prowadzone przez Schüttera doprowadzą do pomyślnego rezultatu. Do wytwarzania porcelany jednak fabryka belwederska nie wróciła już nigdy. Nieznane nam są też próbne wyroby porcelanowe pochodzące z Belwederu, względnie może nie umiemy icli dziś rozpoznać, gdyż znakiem fabrycznym prawdopodobnie zaopatrzone one nie były.
Z ograniczeniem się do wytwarzania przedmiotów fajansowych a zaniechaniem wytwarzania porcelany, weszła królewska fabryka belwederska na właściwą drogę. Z początkiem r. 1772 produkcja zdaje się ustalać, w rachunkach spotykamy się z coraz większymi sprzedażami fajansów. Prócz zwykłych sprzedaży, wymienić należy większe zamówienia wykonane dla p. Humieckiej (kilka serwisów, zastawy do kawy i czekolady, świeczniki itd.), dla kasztelana sierpskiego, wśród których znajdujemy „soupières en panneaux et feuillage en reliefs“, wielkie koszyki itd., dla wojewodziny płockiej Sapieżyny, dla kasztelanowej Wyhowskiej, dla generala-adjutanta Fissela. Na rachunkach wystawionych nabywcom zaznacza niekiedy Schütter, że zamówienie dokonane zostało za zezwoleniem JKMci. Rachunki fabryczne prowadził Ghr. Gottfr. Guthman, przydzielony do fabryki belwederskiej z zarządu mennicy królewskiej.
Fabryka wciąż jeszcze była daleką jednak od tego, by zysk ze sprzedaży jej wyrobów' miał pokrywać wydatki połączone z jej prowadzeniem. Stosunek wzajemny wpływów i rozchodów waha się różnymi czasy. W latach 1772—1773 osiągnięte ze sprzedaży wyrobów sumy wynoszą miesięcznie od ⅙ do ½ sumy równoczesnych wydatków. Moszyński obliczał, że Stanisław August dopłacał do każdej sprzedanej sztuki fajansów drugie tyle, ile wynosiła jej cena sprzedaż. Zgłaszali się jednak kupcy, którzy chcieli objąć wyłączną sprzedaż bcłwcderskich fajansów. Około r. 1780 były one już wystaw ione na sprzedaż w sklepach w Warszawie, w Dubnie, w Grodnie, Wilnie, Lublinie, Krakowie i Poznaniu. Zdarzało się, żc zezwalano na wywiezienie pewnej ilości wyrobów fabryki na prowincję w okresie wielkich jarmarków, jakie się tam właśnie odbywały, jak np. w r. 1776 do Łowicza.
Reskrypt królewski z kwietnia 1777 ustanawiał dla nadzoru nad fabryką farfurową w Belwederze specjalną komisję fabryczną, w której skład wchodził między innymi generał Rieule, interesujący się gorliwie sprawami fabryki.
Dla rozszerzenia zbytu i opanowania rynków krajowych posunięto się do tego, iż w maju 1778 spowodowane zostało wydanie osobnej konstytucji, zakazującej przywozu do Polski fajansowych naczyń z zagranicy. Zakaz ten był skierowany szczególnie przeciwko przywozowi fajansów angielskich, znacznie przewyższających doskonałością wyrobu fajansy belwederskie.
Jednym z największych odbiorców fajansów belwederskich był sam król i jego dwór. Królowi miło było czynić podarki z wyrobów swojej fabryki. Nadto dekorował wspanialszymi sztukami wyrobów belwederskich swe siedziby. Fajansowe „chinoiseries“, pojęte w guście epoki rococo, stanowiły doskonałe uzupełnienie dekoracyj wnętrz niektórych pokojów górnego piętra Łazienek, Myślewic, Białego Domku, w których w analogicznym stylu malowano ściany i zawieszano obrazy.
Fajanse królewskiej fabryki dosięgały pod względem artystycznym wyżyny zadowalającej wymogi Stanisława Augusta i jego wytwornego gustu. Nawet krytycznie wobec wytworów fabryki, ze względu na osobę jej kierownika Schlattera, usposobiony Moszyński przyznając, że przynajmniej wazy na kwiaty i garnitury stołowe, wytwarzane w Belwederze, są możliwe." Nie przedmioty codziennego użytku, lecz właśnie luksusowe, o charakterze dekoracyjnym, były najlepszym wytworem fabryki.
W r. 1780 zamówił król dla siebie we fabryce belwederskiej paradny serwis podwójny na 40 osób, z dekoracją opartą na wzorach japońskich (imitée du japon), składający się łącznie z 88 sztuk różnego naczynia fajansowego.
Największą chlubą fabryki zdawał się być jednak wykonany w r. 1777 serwis, przeznaczony jako dai dla sułtana Abdul Hamida (1773 -1780). „Lc service turc“ składał się z 160 sztuk. Wzór dedykacji na nim w języku tureckim wypisał był tłumacz tego języka na dworze królewskim Krutta. Generał Rieule nazywa ten serwis „fort belle“. Możliwe, że jedną z intencyj ofiarowania go sułtanowi była myśl znalezienia w Turcji rynku zbytu dla wyrobów fabryki belwederskiej ; taksamo jak myślano o drodze zbytu ich za kordonem austrjackim w Galicji.
„Le service ture“ do dnia dzisiejszego znajduje się w Stambule, przechowywany obecnie w Muzeum Starego Seraju. Księgi inwentarza Starego Seraju stwierdzają pod datą r. 1192 ery mahometańskiej, odpowiadającą dacie 1777 ery chrześcijańskiej, tę samą ilość 160 sztuk, z jakich się serwis składał, gdy wyszedł z Warszawy. Odnośny zapisek w tłumaczeniu z tureckiego brzmi jak następuje: „W związku z raportem szlachetnego (Esseid) Numan Bey’a z Rady Państwowej i profesora, wysłanego w charakterze ambasadora do Rzeczypospolitej Polskiej, następujące przedmioty ofiarowane przez króla zostały przez niego przywiezione :
W typie wiedeńskim talerze małe i duże okrągłe i owalne sztuk 73 (ryc. 1 i 2)
w typie wiedeńskim talerze okrągłe z kratką sztuk 16
w typie wiedeńskim koszyki sztuk 16
w typie wiedeńskim solniczki sztuk 12
talerzy sztuk 35
małych waz sztuk 8“
W Muzeum Starego Seraju w Stambule wystawionych jest obecnie 13 sztuk tego serwisu, kilkanaście innych sztuk tego samego serwisu złożonych jest ponadto w magazynie tego muzeum. Tak znaczne umniejszenie serwisu, liczącego niegdyś 160 sztuk, tłumaczy dyrektor Muzeum Starego Seraju (obecnie Tahsim bcy) zwyczajem panującym na dworze padyszacha, darowywania po przyjęciu wyróżnionym gościom części serwisu i poszczególnych talerzy, na których spożywali posiłek.
Barwy w serwisie tym zastosowane, to tło białe, część tła niebieska. Kwiaty (chryzantemy z japońskich wzorów wzięte, jak i cała kompozycja ornamentu tego serwisu) są w kolorze pomidorowo-czerwonym (tomate), liście zielone, napisy i niektóre arabeski złote.
Prócz przechowalnych w Stambule resztek serwisu sułtańskiego, znajdujemy rozprószone niekiedy poszczególne sztuki, najczęściej talerze tegosamego typu, niewątpliwie również pochodzące z fabryki belwederskiej. Niektóre z nich mają analogiczne sultańskiemu serwisowi napisy tureckie wykonane zlotem w medaljonach, inne napisów tych nie mają, w innych wreszcie napisy tureckie zastąpiono wyobrażeniem motyla, lub innym ornamentem. "Talerze takie spotykamy w zbiorze w Willanowie, w Muzeum Narodowem w Krakowie (nr. inwentarza 135501), w Muzeum Narodowem w Warszawie (nr. inw. 20669), w Muzeum Przemysłu Artystycznego we Lwowie, w posiadaniu firmy antykwarskiej B. Gutnajera w Warszawie, wreszcie w Schlossmuseum w Mannheimie.
W tych analogicznych do serwisu sułtańskiego sztukach mamy do czynienia może z próbnemi wytworami, które pozostały były w Warszawie, a które w ilości 60 sztuk talerzy płytkich i 50 głębokich wymienia inwentarz przedmiotów znajdujących się w' „garde-meuble zamku warszawskiego, pod opieką Sussona. Inwentarz ten pochodzi z marca 1795 Powtórzenie większych sztuk serwisu tego, jak wazy, poza Stambułem znajdujemy nadto w Muzeum Narodowem w Krakowie (nr. inw. 135501 b). Półmisek z napisem tureckim i datą 1776 znajduje się w zbiorach Muzeum Sztuki Uniw. Jagiell. w Krakowie.
Powyższe archiwalnie stwierdzone wiadomości, pochodzące zarówno ze źródeł polskich jak i tureckich, prostują podany za Gołębiowskim przez Korzona szczegół, jakoby serwis ten zawieziony bvl do Konstantynopola przez Piotra Potockiego starostę szczerzeckiego, który w1 r. 178t) jechał w poselstwie do Stambułu. Serwis ten znajdował się w Stambule już na 12 lat przed dalą poselstwa Potockiego i zawiózł go w darze od Stanisława Augusta poseł turecki Numan-bey, którego przyjęcie i pobyt w Warszawie w r. 1777 opisał szczegółowo Antoni Krutta tłumacz języka tureckiego na dworze Stanisława Augusta.
Wszystkie wymienione tu typy fajansów belwederskich pozostają w związku z formami dekoracyjnemi sztuki rococo. Rzadsze od nich musiały być wytwarzane w fabryce w Belwederze okazy fajansów nawiązujący eh do nowych w sztuce form, jakie współcześnie niósł z sobą nawrót do antyku. Zwolennikiem i propagatorem tego prądu w Polsce bvl między innymi Moszyński. Stanisław Potocki wspomina o autentycznej wazie etruskiej, rzadkiej piękności, darowanej ks. Stanisławowi Poniatowskiemu, bratankowi Stanisława Augusta, na dworze króla neapolitańskiego, której to wazy „tyle i tak dokładnych przeobrażeń dostarczyła nam fabryka Belwederska". Tego typu wyroby belwederskich to zapewne dwa wazony zachowane na Zamku warszawskim fryc. 8). Fabryka belwederska wyrabiała najwięcej wazonów dekoracyjnych. Waza bowiem czy wazon (Stanisław Potocki np. mówił „ten wraz“) stał się w tym czasie jedną z przewodnich postaci form dekoracyjnych. Mógł to być wazon na kwiaty, lui) raczej kształt dekoracyjny, bez określonego przeznaczenia i użytku, przedmiot o cechach zdobniczo-reprezentacyjnych. Wazony miały też najwięcej zbytu. Kształt ich, to najczęściej kulisty lub gruszkowaty korpus na nodze, podobnej do odwróconego kielicha, z szyją również kształtu kielicha o wywiniętym wydatnie brzegu. Inny typ, to wazony gruszkowate o szyi cylindrycznej.
Fajanse belwederskie noszą markę fabryczną „Varsovie“, w różnych barwach pod glazurą, lub też nie mają wcale marki. W serwisie sułtańskim marki zamieszczono tylko na większych wazach i półmiskach, nie zamieszczono .ich wcale na talerzach. Poza tym serwisem poszczególne wazony noszą zwykle tę markę, jednak gdy mamy do czynienia z parą wazonów jednakowych, to markę „Varsovie“ nosi zwykle tylko jeden z niej (Łazienki).
***
Schütter zdołał fabrykę przynajmniej pod względem artystycznym postawić na wysokim poziomie. Nie udało mu się dokonać tego samego pod względem techniki ceramicznej i zbliżyć się do ideału fajansów angielskich, co miało być jego celem.
Zrazu wydobywano w Mokotowie glinkę w okolicy Belwederu i to może zadecydowało o miejscu, w którem fabryka została założona. Następnie prób z „ziemią białą“ ze Skrzynna koło Drzewicy dokonywał w królewskiej odlewami ďAlster w r. 1776. Niejaki Samuel Lorenz Koch polecał do fabrykacji przedtem w r. 1773 glinkę z miejscowości „Zborowskie“ na Śląsku w późniejszym czasie, od r. 1777 począwszy, używano do wypalania naczyń fajansowych „ziemi białej“ ze wsi Brodla koło Spytkowic w województwie krakowskiem, wydobywanej na terenie należącym do wojewody ruskiego Czartoryskiego. Próbki tej białej ziemi przywiózł był do Warszawy' reformat, definitor prowincji małopolskiej tego zakonu ks. Diedlewski. Przedtem już glinkę tę wysyłano do Holandji. W jednym z układów z Schütterem jest mowa o fabrykacji „de la finance commune“ z glinki białej lub żółtej (terre blanche ou jaune)
Glazury i emaljc sprowadzano z Gdańska, —kobalt der sporządzania niektórych barwików z Saksonji.
Biorąc rzecz z punktu widzenia technologicznego, zaliczyć należy wyroby fabryki belwederskiej do tzw. fajansów emaljowanych. Wykonywano je z gliny marglowatej z przymieszką bardzo miałkiego piasku. Fajanse te pokryte są polewą nieprzejrzystą, cynową, barwy białej, z odcieniem sinawymi. Dekorację malarską naczyń wykonywano farbami naszkliwnemi, nieznoszącemi zbyt wysokiej temperatury garncarskiego pieca. Farby te podczas wypalania nic łączą się ściśle z polewą i nie stapiają się w jej tło tak, że dekoracja ta odbija nieco od polewy. Tło zwykle pokrywano cienką warstwą farby. Do dekoracji używano najczęściej barw: zielonej w tonie jasnym i ciemnym, ciemnoniebieskiej, różowy, pomidorowo-czerwonej, czarnej. Kontury rysunku często obwodzono czarno. Złota polerowanego używano dla podkreślenia pewnych linij, napisów, np. w serwisie tureckim. Naczynia wypalano prawdopodobnie czterokrotnie, najpierw w wielkim piecu surowy czerep, drugi raz pokryty emalią, poraz trzeci dla utrwalenia nałożonych już farb, ostatni raz złoto.
Strona artystyczna fajansów belwederskich polegała z jednej strony na samej formie wytwarzanych naczyń, z drugiej na rysunkowej i na kolorystycznej ich dekoracji. Te rzeczy zależały od tzw. modclerów, nadających różnorodny kształt wyroiłom fajansowym przed ich wypalaniem, zależnie od ich przeznaczenia, oraz od zatrudnionych w fabryce malarzy.
Etaty pracowników’ fabryki wspominają o modelach. „Maitre modeleur" był niejaki Bornheim. Osoby innych, jak ich zwano „arkanistów“ pozostają prawic anonimowe. Nazywano ich zwykle samem tylko imieniem, licz podawania nazwisk. Wymienione w jednym z początkowych etatów fabryki imiona pod rubryką „tourneurs et modeleurs“ — Feidynand, Franz, Johann, Michel, wskazują na niemieckie ich pochodzenie. Mogli oni pochodzić z Miśni w Saksonji, lub z Wiednia i w tamtejszych fabrykach czerpali naukę swej umiejętności. Prócz tego zatrudnionych było w Belwederze dwóch „Vanniens tourneurs". Najwyżej wśród wszystkich z nich wynagradzanym był ów Ferdynand. Jednym z pierwszych modelerów fabryki belwederskiej był Jan Waltzer, pochodzący z krajów austrjackich, a pracujący przedtem także w Częstochowie.
Na pierwszem miejscu wśród malarzy stoi Bachmayer, jako najwyżej wynagradzany. Podpisywał się on także Gerhard Pachmaier. Wiemy o nim skądinąd, że zanim wstąpił w poczet pracowników fabryki belwederskiej, zajęty był przedtem w fabryce fajansów w Częstochowie. W Belwederze w służbie królewskiej pozostawał Bachmayer do końca panowania Stanisława Augusta, a spotykamy go jeszcze i po rozbiorach. W latach 1793 — 1796 oddany mu był dozór wszystkiego, co się znajdowało w Belwederze, wraz z zapasem pozostałych wyrobów fajansowych łącznie. Akta zwą go wtedy „concierge de Belweder". W r. 1 795 w spisie osób w służbie dworskiej, sporządzonym przez Bacciarellego, wymienia go tenże w kategorji „differents personnes de service sous ma disposition".W służbie wre fabryce belwederskiej zyskał sobie zatem Bachmayer zaufanie. Ale nie przymioty charakteru zaprowadziły go do niej. Musiała nią być niewątpliwie fachowa biegłość specjalisty malarza na porcelanie. To też wiele przemawia za tern, że ręce Bachmayera przypisać należy najlepsze dekoracje belwederskich fajansów' i kierunek stylowy malowideł na nich zamieszczanych zawisł był w znacznej części od niego.
Bachmayerowi przypisać należy mojem zdaniem może, wazon o chińskiej dekoracji, znajdujący się w Muzeum Narodowem w Warszawie pod nr. inw. 21049. Prócz marki „Varsovie“ nosi on nad nią umieszczoną literę „B“, stanowiącą jak sądzę signum Bachmayera. W guście chińskim wykonaną dekoracyjną kompozycję figuralną na tym fajansie przypisuję ręce Bachmayera, a on sam lub jego współpracownicy powtarzali ją na innych wazonach wychodzących z fabryki belwederskiej, jak np. w pośród zmienionej dekoracji kwiatowej, na parze wazonów' znajdujących się w Łazienkach.
Gdzie poza Polską przedtem pracował Bachmayer i jego pomocnicy? czy była to Miśnia, czy Wiedeń, trudno rozstrzygnąć. Porcelanę saską stawiano współcześnie ponad wiedeńską. Mamy też ślady, iż zgłaszali się do Stanisława Augusta pośrednicy, ofiarowujący się pozyskać dla fabryki belwederskiej pracowników z Saksonji. Jednak w programie układanym przez Stanisława Augusta i Moszyńskiego z Schütterem, wzory wiedeńskiej porcelany przyjęte były jako te, do których pod względem technicznym i artystycznym zbliżyć się miało być staraniem Schüttera, jako odpowiedzialnego kierownika belwederskiej fabryki. W okresie, w którym zrezygnowano z fabrykacji porcelany, a ograniczono się do wyrobu naczyń fajansowych, za wzór postawiono sobie w Belwederze fajans angielski.
Pod względem artystycznym tendencje stylowe ujawniające się w dekoracji wyrobów' belwederskich nie odpowiadały Moszyńskiemu, który występuje z ich krytyką. Zdaniem jego pracownicy fabryki nie mają ani dość gustu, by fajansom nadać piękny kształt, ani dość talentu, by stworzyć piękne modele i rysunki. Moszyńskiego rażą zwłaszcza wazy o guście staroświeckim, ozdobione na wierzchu liśćmi, lub źle skomponowanemi grupami. Podobna krytyka dotyczy świeczników i przedmiotów zastawy stołowej.
Znając skądinąd stylowe tendencje Moszyńskiego, idącego za współczesnym prądem nawrotu do sztuki antyku, łatwo pojmiemy motywy tej krytyki. Schütter i Bachmayer szli za dawnymi wzorami fabryk saskiej i wiedeńskiej, o dekoracji rokokowej. To jest ów “I’ancien goût“ przeciwny klasycyzmowi. Wyznawcą klasycyzmu i wielbicielem antyku był Moszyński.
Mimo to przyznaje Moszyński pewne zalety wielkim wazonom, czy też paradnym zastawom fajansowym, w których chwali niezłe barwy i podnosi błyszczącą glazurę. Najdalej idącą krytykę skierowuje Moszyński przeciw wytwarzanym we fabryce belwederskiej przedmiotom zwykłej zastawy stołowej, przeznaczonym na sprzedaż. W stosunku do zagranicznych fajansów kosztują one nie o wiele mniej, a co do jakości nie dorównują fajansom angielskim, czy strassburskim. Jego zdaniem ich dekoracja malarska jest słaba, składa się z niewycieniowanycli plam barwnych o niedbałym rysunku itd. Podniesiony przez Moszyńskiego przeciw kierownictwu fabryki zarzut wysokich kosztów produkcji, powoduje w konsekwencji jego projekt przeniesienia fabryki z Belwederu do Kozienic, dalej od Warszawy, gdzie koszt jej prowadzenia byłby mniejszy.
Wysokie koszty produkcji i konieczność ciągłego dokładania pieniężnego do fabryki ze strony króla, przywodziły na myśl konieczność reformy. Moszyński sądził, że korzystna dla niego chwila nadeszła, gdy Schütter poróżnił się z żoną. Przypuszczał też, że nikt od niego samego bardziej nie był powołany do przeprowadzenia reform i postawienia fabryki na innych podstawach. Zdaniem Moszyńskiego król, nie dopuszczając do upadku fabryki i dokładając wciąż do nie opłacającego się finansowo przedsiębiorstwa, miał na oku dwa cele, — pożytek kraju i danie chleba Schütterowi. Sądził, że Schlattera można było zepchnąć na drugi plan, gdy obok niego nic stała już nadal jego żona, umiejąca wywierać wpływ na Stanisława Augusta.
Było to w r. 1777 Moszyński przedłożył był królowi projekt stopniowego usunięcia Schüttera od kierownictwa fabryką i poddania jej pod nadzór „Komisji budowlanej"' (Commission de bâtiments), sprowadzenia „arkanisty“ z Anglji za pośrednictwem polskiego rezydenta w Hamburgu Henry Wickede i Jana Willi. Obermana, utrzymującego w Warszawie skład fajansów angielskich. Kierownictwo fabryki objąć miałby sam Moszyński, który zapewniał, że do sześciu miesięcy przy pomocy Potza zdoła doprowadzić do tego, że fajansy belwederskie równe będą jakością angielskim.
Projekt Moszyńskiego spotkał się z krytyką generała Rieule, przewodniczącego Komisji budowlanej, którego Stanisław August pytał o zdanie. Znając dobrze usposobienie Moszyńskiego obawiano się, że on eksperymentując, przetworzy fabrykę na swe laboratorjum chemiczne, a zapomni o jej właściwych celach.
Projekt Moszyńskiego odpadl, natomiast Schütter wystąpił z innym projektem, który został przyjęty przez Stanisława Augusta i z dniem I-go lipca 1779 stal się podstawą nowego układu stosunków. Fabryka, która zatrzymywała nazwę królewskiej, została oddana Schüttetowi w dzierżawę na okres 4-ch lat. Z działalności swej miał Schütter składać sprawę królowi co miesiąca na ręce Komisji budowlanej. Zresztą prowadzić miał produkcję według swego uznania i własnym nakładem pieniężnym.
Lecz ten stan rzeczy, stanowiący triumf Schuttera nad Moszyńskim, nie miał trwać długo. Schütter me był już w stanie podołać zadaniu, zarówno administracyjnie, jak i finansowo. Produkcja upadała, pracownicy opuszczali fabrykę.
Pod bokiem Schuttera wyrastali nowi konkurenci, którzy go prześcigali. W Warszawie powstała w r. 1779 nowa fabryka fajansów, założona przez dwóch spólników — Bernardiego i Wolffa. Schütter skarżył się, że ktoś z ich ramienia wysłany buntuje i odbiera mu robotników. Już przedtem zdarzało się, że robotnicy fabryki belwederskiej opuszczali ją, udając się do fabryki założonej koło Sloníma przez hetmana Ogińskiego. Stopniowo postępujący upadek fabryki zaznaczał się na każdym kroku. Schütter, nie mogąc opanować sytuacji, zwracał się do króla z żalami, których słuszności nie uznaje jednak Komisja budownictwa królewskiego z generałem Rieule na czele.
Fabryka belwederska wiodła czas jakiś jeszcze żywot w warunkach coraz trudniejszych. Niestrudzony Moszyński nie przestawał przedkładać królowi memoriałów, obmyślając sposoby jej zreformowania i przewidując, że pewnego dnia Schütter opuści fabrykę z kijem w ręku. Tak też ostatecznie stać się musiało. Królewska fabryka farfurowa, jak ją powszechnie nazywano, musiała przestać istnieć, gdy król nie mógł dokładać nadal znacznych sum na jej podtrzymanie, a dzierżawca jej Schütter innych źródeł na to nie miał. Zdaje się, że w r. 1783 produkcja byki już zastanowiona.
Natomiast rozwijała się w Warszawie, jako prywatne przedsiębiorstwo przemysłowe, nowa fabryka fajansów Bernardiego i Wolffa (na Bielinie), później w ręku samego już tylko Karola Wolffa. Sporządzano w niej wytwory fajansowe zrazu nie wiele różniące się od belwederskich w dekoracji i kształcie naczyń Odróżnia je może bardziej fantastycznie ujęta dekoracja według wschodnio-azjatyckich wzorów malowanych ptaków i kwiatów, oraz marka fabryczna W. W fabryce Wolffa jednak z biegiem czasu sporządzano fajanse w innym „guście“. Zapanował styl naśladownictwa antyku. Z pieców fabryki Wolffa wychodziły wazy tzw. etruskie i zastawy wzorowane na pompejańskich motywach dekoracyjnych. Sam Stanisław August zamówił w niej w r. 1789 ,.unc grande yasse étrusque“, w rok zaś później nabywa tam drugą wazę, jak to stwierdzają pochodzące z tego czasu rachunki. Pod względem technicznej doskonałości wyrobów fabryka Wolffa przewyższała belwederską.
Fabryka farfurowa J. Król. Mci w Belwederze upadła, lecz przez jej zapoczątkowanie dał Stanisław August inicjatywę, na podstawie której rozwinęły się w Polsce z końcem XVIII wieku zarówno fabryki możnowładców, idących w ślady króla, jak Ogińskiego, Czartoryskich, Radziwiłłów, traktujących sprawę często z punktu widzenia ambicji i próżności, ale także i fachowych przemysłowców, jakim był np. Wolfi.
Dążenie króla „faire une chose utile au pais“, jak o tern wyrażał się Moszyński" osiągnęło swój cel, chociaż pośrednio.
TADEUSZ MAŃKOWSKI