Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Zgodnie z uchwałą Zjazdu Artystów Plastyków odbytego w r. 1932 w Krakowie w związku z uroczystością 25-Iecia śmierci Stanisława Wyspiańskiego, powołaną została do życia instytucja ogólnopolskich wystaw, których celem ma być ożywienie ruchu artystycznego w Polsce. Pierwszem miastem, któremu w udziale przypadła zaszczytna rola zorganizowania tego rodzaju wystawy pod nazwą Salon 1934, jest Kraków, a z datą tą schodzi się rocznica 80-lecia istnienia Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Skolei podobne wystawy urządzane być mają w innych miastach Rzeczypospolitej, jako wyraz woli artystów, państwa i społeczeństwa celem zamanifestowania wartości współczesnej sztuki polskiej oraz jej roli w ogólnym dorobku kulturalnym narodu. Liczne nagrody ufundowane przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Gminę miasta Krakowa, instytucje oraz osoby prywatne w łącznej kwocie 10000 zł. świadczą o żywym oddźwięku, z jakim powszechnie spotkała się idea Salonu. Znaczenie takich wystaw, przy życzliwym stosunku Rządu i społeczeństwa do zbiorowej inicjatywy artystów, mogłoby być bardzo doniosłe.
Salon 1934 - trzeba to odrazu na wstępie stwierdzić - nie spełnił niestety tych nadzieji, jakie mogliśmy słusznie żywić, mając w świadomości bogaty i różnorodny obraz współczesnej sztuki polskiej. Można było spodziewać się czegoś w rodzaju powszechnego turnieju artystycznego, występu wybitnych przedstawicieli wszystkich dzielnic Polski i najwyższego wysiłku, na jaki stać każdego z nich. Katalog wymienia wprawdzie około 100 nazwisk, brak wśród nich jednakże wielu, bez których obraz współczesnej twórczości artystycznej w' Polsce nie może być zupełny. W modzie jest dziś statystyka, więc zacznijmy od niej. Spojrzawszy na zbiór ze stanowiska liczebnego w nim udziału poszczególnych środowisk, skupiających się dokoła wyższych uczelni artystycznych, udział owych środowisk przedstawi się następująco. Z Krakowa uczestniczy w wystawie 70 artystów, z Warszawy 18, z Poznania, Lwowa i Wilna po dwóch.
Ze Kraków, jako siedziba najstarszej w Polsce uczelni, Akademji Sztuk Pięknych wystąpi, najliczniej, nic było niespodzianką. Lecz doprawdy, czyż mamy aż tylu artystów w Krakowie, artystów w istotnem tego słowa znaczeniu? Tu tkwi jakieś nieporozumienie. Corocznie wydaje Akademja Sztuk Pięknych młodych adeptów sztuki, opuszczających mury Akademji z ambicjami artystycznemu Powołanych wielu, lecz mało wybranych. Powiększają się kadry proletarjatu artystycznego, którego dzieła nie są nikomu potrzebne. Dokonuje się pauperyzacja życia artystycznego w Polsce, majoryzacja małowartościowości. Te nienormalne stosunki są już naprawdę niepokojące. Organizacja artystycznego życia w Polsce wymaga stanowczo uzdrowienia.
Drugie pod względem swego znaczenia, środowisko warszawskie, ma na wystawie nielicznych przedstawicieli. Życie artystyczne stolicy bujne i ciekawe, zostało ukazane fragmentarycznie. Tak samo Wilno, Lwów i Poznań.
Ale jeśli już pozostać przy obecnym Salonie i nie wybiegać myślą poza jego ramy jakież wrażenie pozostawia on? Uczucie zawodu, uczucie rozczarowania!
Choć nie brak tu i owdzie dzieł interesujących, prób stawiania sobie poważnych problemów artystycznych, rzadko spotyka się dzieła doprowadzone w swem wykonaniu do ostatecznego, pełnego wyrazu artystycznego, gdzie każdy wycinek płótna byłby bez reszty określony artystycznie, bez niedomówień, bez niedociągnięć. Odnosi się wrażenie, że większość artystów nic włożyła w swą pracę najwyższego wysiłku i do wystawy nic przygotowała się. Czemżeż bowiem wytłumaczyć, że tak bardzo dla rozwoju sztuki polskiej zasłużony artysta i pedagog, Tadeusz Pruszkowski, profesor Akademji Sztuk Pięknych w Warszawie, nadesłał prace ani w części nic dające wyobrażenia o jego wielkim talencie, albo Władysław Lam z Poznania, którego krajobraz, niewątpliwie interesujący, nie wykracza poza poprawność.
Choć nie brak tu i ówdzie dzieł interesujących, prób stawiania sobie poważnych problemów artystycznych, rzadko spotyka się dzieła doprowadzone w swem wykonaniu do ostatecznego, pełnego wyrazu artystycznego, gdzie każdy wycinek płótna byłby bez reszty określony artystycznie, bez niedomówień, bez niedociągnięć. Odnosi się wrażenie, że większość artystów nie włożyła w swą pracę najwyższego wysiłku i do wystawy nie przygotowała się. Czemżeż bowiem wytłumaczyć, że tak bardzo dla rozwoju sztuki polskiej zasłużony artysta i pedagog, Tadeusz Pruszkowski, profesor Akademji Sztuk Pięknych w Warszawie, nadesłał prace ani w części nic dające wyobrażenia o jego wielkim talencie, albo Władysław Lam z Poznania, którego krajobraz, niewątpliwie interesujący, nie wykracza poza poprawność.
Czyżby fałszywie pojęte względy kurtuazyjne podyktowały niektórym artystom pewną wstrzemięźliwość? Jeśli tego rodzaju względy osobiste odegrały tu jakąś rolę, byłoby to dowodem niedoceniania społecznej roli tego rodzaju wystaw. Kraków nieczęsto ma sposobność oglądania dzieł artystów poza miejscowych i właśnie przy urządzaniu Salonu ogólnopolskiego należało postarać się o liczniejszy udział tych artystów. Brak jest przedstawicieli pewnych artystycznych grup warszawskich jak “Bractwo ś. Łukasza”, “Loża Wolnomalarska” i innych, skupiających wybitne nieraz indywidualności. Mówi się, że “Bractwo ś. Łukasza” nie wystąpiło, ponieważ miało dotąd w Krakowie złe krytyki. Znowuż nieporozumienie i swoiste pojmowanie swego powołania.
A urządzenie samej wystawy, ocena i wybór dzieł? Jury i Komitet urządzający wystawę nie uchronił się przed jednostronnością i stronniczością. Prawda, Pałac Sztuki mógł pomieścić jedynie ograniczoną ilość dzieł, ale selekcja odbyła się zbyt może pobłażliwie dla zalewu przeciętności młodszej generacji malarzy a niedoceniająca wysiłku starszego pokolenia, - bez względu na poziom artystyczny prac. Pominięto prace malarzy dobrze sztuce polskiej zasłużonych.
Wreszcie sprawa nagród, znana dobrze z prasy codziennej. Jakikolwiek byłby skład Komitetu rozdzielającego nagrody, miałby on zadanie niezmiernie trudne. Wobec nielicznej ilości dzieł wyróżniających się suggestywną mocą oddziaływania i przeważającej ilości dzieł przeciętnej wartości, każde wyróżnienie mogło być odczute przez pominiętych jako krzywda. W tych warunkach zrozumiała jest secesja pewnej grupy niezadowolonych z podziału nagród, którzy utworzyli w Domu Plastyków odrębny Salon 1934- To nawet nie bunt młodych przeciwko starym, to manifestacja zawiedzionych ambicyj. Jest zrozumiałe, że w chwili najcięższych warunków , z jakimi walczy malarz, nagroda pieniężna jest zarazem wsparciem materjalnem, chociażby jednorazowym, jest rzeczą pierwszorzędnej wagi. Ale to nie wszystko. Datek w postaci nagrody jest zarazem wyrazem uznania, jest wykładnikiem opinji o danym artyście. Właśnie o te opinje malarskie głównie chodzi, ze względu na ich duże społeczne znaczenie, zwłaszcza jeżeli to jest odznaczenie publiczne. Inny jeszcze moment nie pozwala uważać rozłamu krakowskiego za sprawę jedynie lokalną i traktować go w oderwaniu od prądów nurtujących w malarstwie polskiem. Jest to wyraz walki toczącej się już od szeregu lat. Towarzyszy ona różnym wystawom, zjazdom i niedawno odbiła się głośnem echem na lamach prasy w polemice ideowej pomiędzy dwiema grupami w malarstwie polskiem w związku z wystawą “Kapistów Grupa ta wywodząca się ze szkoły paryskiej prof. Pankiewicza, czerpiąc podniety z dojrzałej kultury plastycznej we Francji, dąży do jedności kompozycyjnej czysto malarskiej a źródłem twórczości to byle jaka podnieta. Interesuje ich jedynie działanie plamy barwnej, czysty dźwięk koloru o tonie spotęgowanym, konstruowanie obrazu za pomocą formy zbudowanej kolorem. Artysta szuka wizji kolorowej, która staje się jedynie obrazem świetlnej materji a nie odtworzeniem konkretnej rzeczywistości. Wybitniejszymi przedstaw icielami tego kierunku na obecnej wystawie jest Józef Czapski z Warszawy i Adam Gerżabek z Krakowa. Ideologja drugiej grupy została wyrażona przez T. Pruszkowskiego w odczycie wygłoszonym w Warszawie na wiosnę b. r. a jej namiętnym szermierzem jest krytyk Ilustr. Kurjera Codz. Marjan Dienstl-Dąbrowa.
Prof. Pruszkowski zaatakował wówczas wymienioną grupę, jej zapożyczanie się u Francuzów i nawoływał do powrotu do tematów ości i do własnej narodowej sztuki. Dienstl-Dąbrowa odmawia sztuce “Kapistów” miana sztuki polskiej i uważa ją za rewję obcych kierunków i cudzych myśli w Polsce a artystów hołdujących tym kierunkom za kolonję cudzoziemców Polaków w Polsce. Kapiści naodwrót uważają szkołę. Pruszkowskiego za nic dość strawione resztki przedwczorajszych mód tejże, samej Francji. Oglądając prace artystów wyszłych ze szkoły T. Pruszkowskiego, spostrzegamy pewną ciągłość rozwoju, nierzadko spotykaną w dziejach naszej sztuki. Linja rozwojowa biegnie tu od portretów Krzyżanowskiego, poprzez prace Pruszkowskiego ku dziełom Eugenjusza Arcta, Gizeli Hufnaglówny i braci Seidenbeutlów reprezentujących na wystawie młodszą generację warszawską. Ogólną cechą ich stylu to powrót do tonacji barwnej opartej na jednym zasadniczym tonie, w przeciwieństwie do analitycznej metody wszystkich kierunków postimpresjonistycznych, wywodzących się z Francji. Takie, stanowisko prowadzi do zubożenia palety, do stłumienia barwność i obrazu, co nic byłoby jeszcze samo przez się jakąś cechą ujemną, gdyby ograniczenie to było w służbie nowych wartości duchowych, wybiegających poza założenia czysto malarskie, jednakże takich nowych celów artyści ci sobie nie stawiają.
Ideologji T. Pruszkowskiego pokrewne są założenia Tow. “Sztuka”, w którem skupiają się między’ innymi profesorowie Akademji Sztuk Pięknych w Krakowie. Są to nazwiska znane i uznane, a jedynie z młodszych wymienię tu zjawiska artystyczne bardziej interesujące jak P. Dadlez, J. Fedkowicz i J. Szancer. W walce dwu obozów7 artystycznych prawda leży w pośrodku. Jesteśmy narodem młodym a więc z natury rzeczy odbiorczym. Postulatem narodowej polityki artystycznij winno być stworzenie, w oparciu o zdobycze obce, sztuki o własnym wyrazie odpowiadającym naszej uczuciowości i naszej umysłów ości. Nic chodzi mi w tej chwili o “wpływanie” na grupę “Kapistów”. Gdybym takie miał zamiary, stanąłbym w jaskrawej z sobą samym sprzeczności. Obstalunkową sztuką ojczyźnianą nic nie wskóramy. Kapiści już tacy będą i na to niema rady. Niech malują jak umieją. Muszą wypowiedzieć to co w ich psychice jest założone, musi z nich bić to źródło, które w nich jest, a nie to, którego w nich niema. Nie bardziej tępego w krytyce, niż to poprawianie źródeł. Krytyk nie jest poganiaczem malarzy i nie jego rzeczą jest malarzy urabiać. Zresztą nic wierzę w prawdziwego malarza, któryby dał się urobić. Widzi po swojemu - to dobrze. Niech maluje jak umie. Ale wolno stawiać postulaty, które wprawdzie nie spełnią się dziś, lecz mogą spełnić się jutro. Hasło sztuka dla społeczeństwa, sztuka dla zbiorowości rozbrzmiewa dziś coraz głośniej u obu naszych sąsiadów i w Niemczech i w Rosji. I w tem można się zgodzić z T. Pruszkowskim. Grupa pragnąca uchodzić za elitę malarską głosi dziś hasła cgotystycznego hedonizrnu. Ojej nastawieniu społecznern dowiadujemy się z wyznań opublikowanych w 10 numerze miesięcznika Światy gdzie czytamy: “Społeczeństwo to są żarty, to zupełnie niepoważna rzecz”. Stąd zrozumiała i słuszna jest reakcja, wypływająca z troski o przywrócenie sztuce polskiej tego znaczenia jakie miała w niedawnej jeszcze przeszłości.
Te refleksje nasuw ają się przy zwiedzaniu obecnego Salonu. Budzi się tęsknota za wielką sztuką polską, sztuką, któraby porywała i wzruszała. Odrodzenie przyjdzie i przyjść musi jedynie od wewnątrz. Z chwilą pogłębienia się osobistej kultury duchowej artystów i kultury zbiorowości, z chwilą wzbogacenia się życia uczuciowego znajdą się i środki artystyczne, które życiu temu dadzą własny, oryginalny wyraz. Zawód jaki nam sprawił tegoroczny Salon ogólno polski wynagradza zbiór grafiki. To chluba i duma nasza. S. Chrostowski i J. Kluska wznoszą się w swych drzeworytach do tej wyżyny wyrazu artystycznego, jaka jest udziałem artystów wybitnych.
Władysław Terlecki