Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

O sztuce St. Wyspiańskiego


Stanisław Wyspiański. Portret własny (pastel, 1902).
Stanisław Wyspiański. Portret własny (pastel, 1902).

Cała wielka twórczość Wyspiańskiego, nietylko w zakresie sztuk plastycznych, ale także w dziedzinie dramatu i poezji - narodziła się z jego niezwykle bogatego daru fantazji i wizji, specyficznie malarskiej. 

Ten się też tłómaczy, dlaczego np. niektóre jego pomysły architektoniczne, niewsparte o konstrukcję, tylko o wizyjny obraz malarza, nie przemawiają nam dziś do przekonania. 

Wszystkie niemal jego dramaty, nie mówiąc już o poszczególnych scenach-obrazach Wesela - to całe cykle oryginalnie i śmiało pomyślanych kompozycyj malarskich, świetnych w kolorze, potężnie silnych w ekspresji: Legenda, Skałka, Bolesław Śmiały, Legjon, Akropolis, Noc Listopadowa, etc., - trzebaż jc tutaj przypominać?

Powróciwszy raz z Louvru, pisze Wyspiański do Rydla z Paryża:

“Dramat, wszędzie i zawsze, jakiemikolwiek obarczony skorupami, grzybem, chwastami literackiemi... ale dramat! To mi się w głowie poczęło w wielkiej sali Louvru”... - gdzie widział “przepyszne lalki Veronesa, śliczne marjonetki do teatru.” 

Jakże znamienną jest rzeczą, że różne pomysły sceniczne Wyspiańskiego krystalizują się u niego w kształt realny na podstawie istniejących już obrazów, Simmlera, Matejki czy innych. 

Studencki swój utwór sceniczny o Batorym pod Pskowem zamyka autor ugrupowaniem osób: “jak na obrazie Matejki.” Ostatnie zaś niemal słowa Wyspiańskiego przed śmiercią, zawierały wskazówkę, ażeby w dramacie „Zygmunt August“ scenę śmierci Barbary wzorować na obrazie Simmlera, a scenę Unji Lubelskiej ugrupować znowuż: “jak na obrazie Matejki.”

Wyspiański-poeta, Wyspiański-rysownik i grafik, myślał głównie kategorjami malarskiemi, i dbał przedewszystkiem o kolor. 

“Przez kompozycję rozumiem kolory i ustawienie światła, a nigdy kompozycję rysunkową.Jedynie od kolorów należy zacząć komponować, a zresztą maluj sobie co chcesz, i tylko taka kompozycja może mieć wartość. 

“...Sprzeciwiam się jednak temu komponowaniu bez koloru. Jeśli się myśli o teatrze, trzeba zaczynać od kolorów.”

Był tedy przedewszystkiem malarzem i pomimo tego, że po roku 1900 twórczość literacka wzięła u niego przewagę, nie zaprzestał pracy malarskiej aż do chwili, kiedy to choroba wytrąciła mu z ręki kredkę i pędzel. 

Nie zacieśniał się jednak wcale do jednej jakiejś dziedziny : 

“...Ja nic potrafię, nie mogę być jednostronnym, mnie prócz malarstwa interesuje wiele innych rzeczy, które chciałbym widzieć uosobione koło siebie.” 

To też zajmował się również historją sztuki i konserwacją zabytków, pisał o katedrach francuskich, o witrażach Dominikańskich, i o freskach w - kościele Św. Krzyża w Krakowie, a jak studjował zabytki, o tem najlepiej świadczą jego szkicowniki z podróży. 

Poznawał gruntownie sztukę dawną, ale marzyła mu się sztuka nowa, w której zamierzał się całkowicie wypowiedzieć: 

“Robię szkice do obrazów, których skoro będę miał całą serję, dopiero powiem sobie i drugim, jaki jest mój świat. 

“To będzie sztuka. Cieszę się tą przyszłością. Jest gruntownie moja i swojska, nasza, to muszą być cuda i dziwy. 

“Dramaty malowane, romanse malowane, poematy malowane i wydziwiane. Nieraz to się aż boję tego, co mi wyobraźnia przyniesie.” 

Wyobraźnia artysty miała jednak od dawna jasno wytknięty kierunek, o czem sam mów i w drobnym swym wierszu z r. 1888: 

Poszedłem błądzić w nieznane mi światy, 
Marzeniem senny - uczuciem bogaty, 
A hasłem mojem: Pro patria et fide.
Wawel, u którego stóp, w domu Długosza, spędził najmłodsze swe lata, - przesłonił mu z czasem świat cały. 

Pomimo zamiłowania do samotności, która umożliwiała mu kontemplację, Wyspiański odznaczał się niezaprzeczonym instynktem społecznym, nie mówiąc już o jego uczuciach patrjotycznych, potęgowanych przez wczesne uświadomienie sobie piętna niewoli. 

Gdziekolwiek był, wracał zawsze myślą do kraju, i niejedno, co go zachwycało wśród obcych, chciał widzieć w analogicznej formie także u siebie, w Krakowie; pisał np. 1891 r. z Paryża : 

“Jak tylko mam czas wolny, chodzę wciąż do Panteonu, dla podziwiania fresków. Żeby to u nas można kiedy tak chodzić, wśród ścian pomalowanych Wawelu, Collegium Novum it. d. Myślę nawet o miejskiej sali w magistracie, gdzieby można przedstawić całą historję Krakowa”. 

Ten poeta i odludek nic wahał się zostać członkiem Rady miejskiej, obiecując sobie także wiele po pracy Rady Artystycznej, zwłaszcza w zakresie ochrony krakowskich zabytków. Interesował się obchodami ludowemi, szkicował kostjumy do Lajkonika. Rozwój Muzeum Narodowego leżał mu też na sercu; wzbogacił je przecież darem: dwoma witrażami Wawelskiemi. A z jakimże entuzjazmem odnosi się do założenia Tow. “Sztuka”, pisząc w r. 1897 do Rydla: 

“Bezmiernie się cieszę, na ten zawiązek Salonu, głównie mając jego ciągłość (suitę lat długich) na myśli; bo skoro np. ja już wiem, że mam Salon w Krakowie i grono malarzy, którzy swoje prace wystawią, to mnie to ogromnie podnieca i zachęca, aby na tem tle wystąpić ze swojemi rzeczami... Ogromnie sobie wiele obiecuję z tego, że nareszcie ci ludzie mi jakieś drogi otworzą, bo to są ludzie uczciwi, szczerzy, idealiści, którzy się żadnemi niskiemi skłonnościami nie powodują.” 

“Czuję się taki odświeżony, wykąpany, że się czuję ze skrzydłami i już się nie lękam, nie boję, nie trwożę się już wcale, i widzę, że nareszcie się zbliżam do jakiegoś początku działalności, jakąbym chciał rozwinąć.”

Niepowodzeń i przeciwieństw miał aż nadto wiele, ten wielki twórca, który, aż do czasów Wesela, żył zawsze w niedostatku. Mimo 10 jednak zrywał się ciągle do nowych prac: 

“Umieram co tydzień z rozpaczy i żalu nad niemożebnością pracowania, do jakiego nawykłem, i jakiego mi do dalszego rozwoju niezbędnie potrzeba, i coraz się zrywam na nowo.” 

Drobne i większe nawet niepowodzenia nie zabijały w nim silnej wiary w samego siebie; kiedy w r. 1894 Zachęta w Warszawie odrzuciła mu kilka prac, pisał: 

“Właśnie portrait’u Leszczyńskiej nie przyjęto m. i., ale to nic nie szkodzi, przecież nie pierwszy lepszy kiep będzie mnie uczył, jak mam malować.” 

Jak każdego rzetelnego artystę stać go było na gest szeroki, wielkopański, ale w dawnem tego słowa znaczeniu. Zadowolenia zaś własnego szukał gdzieindziej, mówiąc : 

“Jeszcze jest jedna kwestja, kwestja własnej satysfakcji; tę zawsze mieć można, pracując sumiennie i rozważnie, i idąc jedynie za własnem zdaniem”. 

Czuł się szczęśliwy, jeśli w najtrudniejszych nawet warunkach mógł zrealizować swój pomysł, stworzyć coś nowego i oryginalnego; nie dbał o zapłatę, któraby mu zresztą umożliwiła dalszą pracę. Oto przykład wymowny - ustęp z listu do Rydla w 1897 r.: 

“Witraże Franciszkańskie są ostatnią togo rodzaju pracą, którą daję za nie, bo biorę za wszystkie razem 360 złr., ale ponieważ chcę mieć tę pracę wykonaną i wiem najściślej, że takiej drugiej nigdzie w Europie niema, więc mnie to cieszy.“ 

Swoją rolę, jako artysty-plastyka pojmował w sposób szczytny i dostojny, i przeciwstawiał się wyraźnie - według słów swoich: 

“Malarzom, co muszą kopjować modę, i których na nowe rzeczy nie stać... 

“Ja już dzisiaj wiem, co mam zrobić i czego chcę i pragnę.” 

Stanowisko prawdziwego artysty wobec sztuki dawnej i współczesnej określił Wyspiański jeszcze w 1891 r. w sposób nader jasny i słuszny, tak, że słowa jego można uważać wyprost za kategoryczny imperatyw malarza: 

“Chcąc być malarzem z tą sarnowiedzą, że się chce nim być, to trzeba patrzeć na całą sztukę przeszłości, na ogół, i trzeba sobie znaleźć miejsce oryginalne. Trzeba się widzieć innym niż poprzedni, innym niż otaczający.”

Studjując w Paryżu dawne arcydzieła Louvru, nie zaniedbywał Wyspiański sztuki współczesnej, i pisał przyjacielowi (w liście do K. Maszkowskiego): 

“Dobrze jest wiedzieć i widzieć dzisiejsze malarstwo francuskie na to, aby się przekonać, że każdy kierunek i każdy sposób patrzenia na naturę może mieć swoje uzasadnienie i jest w stanic złożyć na to dowody. 

“Jest dobrze wiedzieć i poznać dzisiejsze malarstwo francuskie, aby się dowiedzieć, że to, co się nieraz myśli, jest słuszne, że inni tak robią; potrzeba tylko mieć śmiałość być niezależnym. 

“Co rzeczywiście można się nauczyć tutaj, to tej śmiałości w położeniu koloru, tej pewności przywiązanej do samejże barwy. Niech ona dominuje, niech rzuca się w oczy. Na to jest barwa, aby ciągnęła ku sobie. Dopiero wtenczas może jakiś kolor opanować, jak jest dużym płatem, wybijającym się ponad inne.”

Przykład francuskich impresjonistów - który przejął Wyspiańskiego uwielbieniem dla koloru - nie zdołał zniewolić naszego artysty do naśladownictwa, do podpatrywania zewnętrznych efektów; sięgał on głębiej, do samych założeń artystycznych, a w sztuce paryskiej owego czasu zaczerpnął ochotę do tem silniejszego trwania we własnej wierze, pomimo różnych perswazyj ze strony starszych życzliwych mu osób, - i zwierzał się w jednym z listów (1891 rok); 

“Wprawdzie bardzo pożyteczne i według zdrowego rozsądku byłoby słuchać rad ludzi starszych i doświadczonych, ale według mnie, to cały urok młodości jest właśnie: iść za swojem przekonaniem. Niech się tam dziwią, kto chce, niech się krzywią, komu się podoba.” 

Pracę swoją jako malarz, pojmował Wyspiański bardzo sumiennie i poważnie, ze swoich studjów jednak nic eliminował bynajmniej pierwiastka uczuciowego, owszem, przeciwnie, kierował się nim jako głównym malarskim impulsem, starając się zarazem wyzbyć wszelkiej artystycznej zależności: 

“Każdą rzecz traktuję jako studjum i to maluję, lub przedstawiam, co mnie “uderza”, co mię “pociąga”, lub co mi się “podoba”. Nie będzie to łatwo zrozumieć, bardzo często są to niedołężne próby, ale nigdy imitacje, i to jest dostateczny powód, aby były wystawione. Wszelkich imitacji wyzbywam się, i już się wiele wyzbyłem... I zobaczycie, że nic banalnego w moich pracach niema.” 

Kształcąc ustawicznie swój wzrok urodzonego artysty-plastyka, patrząc objektywnie na dzieła cudze i swoje własne, starając się unikać wszystkiego, co trąci naśladownictwem, zapożyczeniem się, czy artystycznym komunałem, wyrobił w sobie Wyspiański zdolność świeżego i zupełnie oryginalnego spojrzenia na rzeczy, zdolność przetwarzania nawet dawnych motywów ludowych na elementy niemal całkowicie nowe i artystycznie cenne, choć tradycyjnym formom bardzo pokrewne. Utorował on w ten sposób drogę wielu naszym pracownikom na polu sztuki dekoracyjnej, ułatwił im poszukiwanie własnego stylu i wyrazu. 

Miał też rzeczywiście pełne prawo powiedzieć o sobie w “Notach do Bolesława Śmiałego”: 

W architekturze stworzyłem monument 
Ludowej sztuce, skoro po raz pierwszy, 
Sztuka budowę wzięła za instrument 
Poetyckiego kunsztu i zmysł szerszy 
Ogarnął motyw prastary, prostaczy. 

Mam ten dar bowiem: Patrzę się inaczej, inaczej niżli wy, co nie kształcicie wzroku…

Obejmując horyzontem swej myśli i głębią swego serca wszystkie dziedzin) duchowego życia narodu, Wyspiański zdawał sobie sprawę, jak nikt może inny, z wysokiego dostojeństwa sztuki i z doniosłości jej roli społecznej - sztuki we wszelkich jej odmianach, od teatru i poezji dramatycznej, poprzez różne gałęzie sztuk plastycznych, aż po muzykę włącznie. 

Stworzył też nową, własną prawdę artystyczną, nieopartą o żadne cudze autorytety; zawładnął tak ogromnie bogatą skalą wyrazu, o takiej potędze i mocy zniewalania ludzi, że sprowadził odrodzenie polskiej duszy, t. j. że zdołał wreszcie obudzić z letargu, ze snu chochołowego, drzemiącą duszę Polski ówczesnej. Twórczość jego stała się dla nas niezbędnem ogniwem w łańcuchu dziejowych wydarzeń, a on sam, choć tylko artysta, stał się koniecznym prekursorem tego wielkiego czynu, który cały naród wyzwolił z pęt hańbiącej niewoli. 

Znal Wyspiański tę moc, zrodzoną z jego artyzmu: 

Ja nic jestem, jak tylko fantazją, 
Ja nie jestem, jak tylko poezją 
Ja nie jestem, jak tylko duszą... 
Ale za mną przyjdzie moc, 
Poczęta z moich słów, 
moc, co pokruszy pęta, 
co państwo wskrzesi znów.

Jaką-że magją czarodziejską dokazał tego Wyspiański, że cały naród przyjął jego ideologię za swoją, że mu uwierzy! na jego artystyczne “słowo”. 

Wyspiański przemówił do zbiorowej polskiej jednostki, trafiając nic do jej mózgu, ale do jej serca; przemówił nie argumentem, ale plastycznym obrazem, i w ten sposób ujarzmił wyobraźnię narodu. 

Taka jest bowiem prze dziwna moc poezji, z ducha artysty poczętej, wyrażającej się zarówno językiem słów jak i językiem kształtów i barw, taka jest potęga sztuki i jej artystycznej formy, że trafia do najbardziej nawet tajemnych i niedostępnych zakątków ludzkiej psyche! 

Zwłaszcza kiedy ta sztuka nic jest tylko wyrozumowana, ale kiedy jest produktem istotnie twórczego i niezależnego ducha. A taką była i taką jest dla nas dzisiaj sztuka Wyspiańskiego, który nic hołdował żadnym cudzym hasłom czy formułom:

Chłop mnie na swoją hetkę nie przerobi, 
magnat nie będzie w mowie sztuk sternikiem. 
Sztuka jest z ducha; stwarza się, nie robi, 
a raz stworzona duchem, jest pewnikiem. 

Wszystko co się zdarza nieraz czy tać lub słyszeć o naturalizmie twórcy wawelskich i franciszkańskich witraży, to fałsz wierutny. Inna jego była postawa wobec człowieka i natury: 

“Natura to nie model, to nigdy model nie był - jakże się mylą wszyscy ci, co modela studjują ciągle, człowieka należy studiować, ale nic modela!” 

Dlatego to portrety Wyspiańskiego posiadają czar tak osobliwy, że w osobach portretowanych widział artysta człowieka, a nie modela, i że starał się wydobyć na jaw charakter człowieka. Dlatego liczne jego obrazy i kompozycje tyle mają w sobie głębokiej ekspresji, że są szczerą i nie sfałszowaną projekcją własnego jego ducha, że są twórcze. 

Na ten twórczy pierwiastek w sztuce Wyspiańskiego nader silny trzeba położyć nacisk. Treski paryskiego Panteonu dlatego właśnie wywarły na artystę naszego tak wielkie wrażenie, że są dziełami twórczemi: 

“Obrazy” Puvis de  Chavannes” pisał o nich, “komponują się naturalnie, i prosto jakby w takt własnej myśli fantastycznej, bo nic szukanej w naturze, ale wysnutej z głowy artysty.” 

Pamiętajmyż o tem, że taki to właśnie twórczy duch, malarz-poeta, Wyspiański a nie kto inny, nic jakiś mąż stanu czy polityk, stał się najwspanialszym wyrazem uczuć, trosk, nadziei, marzeń i zwątpień tej najlepszej cząstki naszego społeczeństwa, która stanowiła sól krystaliczną ujarzmionej jeszcze wtedy Rzeczypospolitej. 

I czerpmy stąd wielką otuchę dla siebie, my wszyscy, którzy pracujemy na niwie polskiej sztuki, wierząc w olbrzymią i trwałą jej doniosłość dla naszego państwa i narodu.

Stanisław Wyspiański. Dziewczynka z dzbankiem, pastel (1902).
Stanisław Wyspiański. Dziewczynka z dzbankiem, pastel (1902).

Mieczysław Treter

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new