Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Jak w każdym innym wątku tak i tu rzeczą najpierwszą jest zwrócenie uwagi na celowość zastosowania. To znaczy – metal winien być użyty tam tylko, gdzie go nie może zastąpić drzewo, glina, tektura, skóra, czy inny materjał.
Zdawałoby się, że jest to zasada tak jasna i sama przez się zrozumiała, że o niej pisać niewarto. Ze nikomu nie przyjdzie do głowy wykonywać z żelaza np. koszyk na pieczywo, oprawę książki, pugilares i t. d. Niestety – jesteśmy w błędzie. Żyjemy w epoce wszelkich najbardziej niedorzecznych możliwości. Pewien skądinąd bardzo czcigodny ślusarz warszawski, zbieracz dawnych zabytków tej sztuki, rzemieślnik rozmiłowany w swej umiejętności, uspołeczniony, ofiarny i t. d. tak dalece nie rozumiał tej naczelnej zasady, że wykonywał – jako rzeczy popisowe, swoje, najbardziej pomylone pomysły. Np. rama do obrazu (czy może lustra?) sporych wymiarów – ażurowa kutego żelaza – z dużych, wyginanych w ogniu sztab 1... Kochając sztukę swoją, ów X nie spostrzegał, że używa jej w sposób najbardziej godny potępienia. Rama taka jest popisowym absurdem, a to dla powodów następujących: Jest bardzo a niepotrzebnie ciężka. Pochłonęła dużo pracy – musi więc być kosztowna. Jako rama nie spełnia swojej zasadniczej funkcji t. j. nie stanowi najbliższego tła dla obrazu – plamy barwnej, która winna kojarzyć się z jego tonem w jakiś miły akord, – bo te czarne pogięte pręty – takiej plamy barwnej nie stanowią. Daleko lepiej spełni to zadanie deska drewniana, pokryta w miarę potrzeby masą pozłotniczą, – złocona, albo bajcowana. Żelazo więc jest tu użyte bez najmniejszej potrzeby i sam pomysł jest równie pomylony, jak byłby nim pomysł „ glinianej siekiery" albo „ skórzanego widelca"...
W kancelarji tej samej szkoły rzemieślniczej widziałem szafkę do zegara, pełną zakrętasów, wisiorów, ozdóbek, również z kutego żelaza, – oraz duży wieniec z tegoż materjału – z naturalistycznemi liśćmi i kwiatami. Wszystko to są przykłady rzeczy, których się niepowinnow tym wątku robić.
Natomiast jest jasnem, że narzędzia do obróbki drzewa – a tembardziej metalu – muszą być możliwie twarde, – tutaj więc poprostu niema wyboru...
Nawet rodzaj metalu – bo jest ich wiele – musi ulec temu ogólnemu prawu celowości zastosowania, np. noża nie będziemy robili z ołowiu, – a srebro i złoto nie zastąpią żelaza. Przecież najpiękniejsze cywilizacje Nowego Świata padły pod ciosami zgrai gotowych na wszystko zbirów, łotrów i awanturników jedynie dlatego, że Meksykanie i Peruwiańczycy nie znali żelaza, a – na swoje nieszczęście – mieli dużo złota i srebra... I tak twardy metal rozstrzygnął tu o losach ludów, ras i cywilizacyj.
Większość metali jest nietylko ciężka, albo bardzo spoista i twarda; są to przymioty rzadkie i cenne, powodują jednak dużo trudności w obróbce wątka. Spoistość ich bowiem ustępuje dopiero w wysokiej temperaturze. Wtedy stają się miękkie, i możemy im nadać w taki lub inny sposób kształt pożądany.
Ale sposobów jest wiele, – zależą one od właściwości danego wątku. Z ich to natury wypływa styl, a poniekąd i kształt przedmiotów, w danym wątku wykonanych.
Dlatego musimy mówić o każdym wątku z osobna, każdy bowiem tworzy poprostu świat własny.
Żelazo. Jakkolwiek pospolitsze i tańsze od wielu innych metali, jest ono z pośród nich najcenniejszym, znalazło zastosowanie najszersze i wycisnęło wybitne piętno na całej cywilizacji europejskiej. Bez żelaza jest ona nie do pomyślenia.
Dwa są sposoby obróbki metali 1 – pławienie i odlew,- 2 – nadawanie kształtu przez młotkowanie.
Żelazo można odlewać. Jednakże w odlaniu jest ono wątkiem kruchym i nikczemnym, nadającym się do użytków poślednich. Szlachetnem staje się dopiero żelazo kute.
Znano je w całej starożytności, ale dopiero Rzymianie doprowadzili do doskonałości sztukę ślusarską.
Ta umiejętność przygasła w epoce najazdów, odradza się w łonie Benedyktynów i Cystersów, a w końcu XII w. zaczyna się świetny jej rozwój.
Narzędziem zasadniczem był tu po wszystkie czasy młot. Inne – jak szczypce, dłóta, pilniki i t. d. mają charakter pomocniczy. Dlatego stylową formą w żelazie będzie ta, która nosi na sobie piętno tego narzędzia. Inaczej mówiąc – w kształtach żelaza kutego winniśmy odczytywać twardość i spoistość tego wątku, opór, jaki stawia wysiłkom człowieka, rodzaj narzędzi, użytych w tej walce.
Naturalnie zbyt daleko posunięte ułatwienia techniczne, a przedewszystkiem nie rachująca się z niczem wola ludzka – może i żelazu zadać gwałt, doprowadzić je do formy naturalistycznej, w której zatrze się i "natura wątku i rodzaj narzędzi. Umiało dokonać tego już Odrodzenie włoskie, i znamy kraty z tej epoki, gdzie wśród naturalistycznie pojętych, powyginanych na wsze strony liści akantu – uwijają się... amorki... jakby z bronzu odlane.
Podobnież i w naszych czasach pospolite są kraty z łodyg i liści, pogiętych na wszystkie strony, nawet kwiatów udających prawdziwe, z ich płatkami, słupkami, pręcikami, pylnikami i t. p. jakie widzimy np. w bogatej kracie, otaczającej pomnik Mickiewicza w Warszawie. Wszystko to są objawy odchylenia od form stylowych, – mimo całe bogactwo i nakład pracy, nie można polecać ich do naśladowania. Przeciwnie – prowadzą one z reguły do jaskrawych niedorzeczności.
Taką niedorzecznością żelazną jest górna część portalu gmachu sądu dyscyplinarnego (Amtsgericht) w Berlinie. Z niesłychanym nakładem pracy i głupoty wykuto tam obraz naturalistyczny, z budynkiem w głębi, posągami Temidy, rycerzami, smokami, liśćmi, łodygami i t. p. nagromadzonemu tu bez potrzeby, sensu i bez śladu poczucia stylu.
Wymienione wyżej narzędzia są w stanie spełnić swe zadanie, dopiero kując żelazo rozpalone do białości. Wówczas staje się ono uległe i daje się przekuwać, spłaszczać, wyginać, skręcać, spawać, przyczem wszelkie kształty wyprowadzone są z dwóch zasadniczych: mniej lub więcej cienkiej sztaby o dowolnym przekroju (ciągniony drut także jest rodzajem cienkiej sztabki), oraz – blachy, doprowadzonej młotem do pożądanej grubości. Nigdy żelazo racjonalnie użyte nie tworzy masywnej bryły, która byłaby niepotrzebnie ciężka, kosztowna, trudna do rozgrzewania i obróbki. Jedynie gwichty, hantle lub niektóre narzędzia, gdzie chodzi o ciężar, są potraktowane jako masywna bryła. Prawo przystosowania kształtu do celu, jako zasadnicze prawo wszelkiego stylu, jest tu w mocy bardziej niż gdzieindziej. Kształty strzemion, hełmów, młotów i t. p. nie są dziełem swobodnej fantazji, ale przedewszystkiem wynikają ze zrozumienia ich zadań. O to przykład:
Siekiera. Trudno o narzędzie bardziej logiczne w kształcie. Jeden brzeg jej jest zaostrzony – zbyteczne wyjaśniać dlaczego. W całości ma kształt klina, co również jest konieczne, bo przecież ma ona rozszczepiać kłody i szczapy drzewa przy rąbaniu... Tylce ma grube, aby całość była ciężka... Bez tej wagi uderzenie nie miałoby siły... Ostrze jest zlekka wygi ę te, w przeciwnym bowiem razie (gdyby było proste), albo uderzałoby całą długością i rozpraszało siłę uderzenia na wszystkie jej punkty... jak to widzimy na rysunku; albo też przy najmniejszej niedokładności uderzenie przypadłoby tylko na górny lub dolny koniec siekiery i również chybiałoby celu. Robiłoby dziurę w pewnym punkcie, zamiast rozszczepiać. Widzimy to na rysunku b. Tym sposobem to niewinne wygięcie jest znakomicie obrachowane na spotęgowanie skutków uderzenia. Wynikiem podobnych kombinacyj jest kształt drzewca i jego długość.
Widzimy więc w tym kształcie wyniki doskonałego zrozumienia przeznaczenia narzędzia.
Sztuka obróbki żelaza rozpada się na wiele specjalności, jak: kowalstwo, ślusarstwo i płatnerstwo. W tych trzech dziedzinach wieki średnie pozostawiły wiele zabytków doskonałości niezrównanej. Żaden z dzisiejszych kowali czy ślusarzy nie wykona skromnej nawet roboty np. XIII w.
Wśród pięknych zabytków dawnego kowalstwa godne uwagi są kraty okienne. Zadziwiające jest, jak w tych prostych robotach zrozumiano wdzięk pewnych metod np. skr ę cania sztaby o kwadratowym przekroju. Sztabka skręcana (niezbyt gęsto), nawet prosto wyciągnięta, ma prześliczną, żywą, drgającą rytmicznie linję i grę światła. Jest to ciekawy przykład dekoracyjnej wartości stylowej, wypływającej z techniki, nie odwołującej się po wzory do sztuk innych, jak n. p. architektura, rzeźba albo malarstwo.
Bardziej pomnikowe były kraty, używane do ochrony skarbców, kaplic, relikwjarzy, albo grobowców bogatych. Składały się one z pewnej ilości sztuk pojedynczych, zawczasu obrobionych, potem spajanych z pomocą nitów \ bądź też pierścieni osobnych, albo oczek w jednej sztabie, przez które przechodzą pręty drugiej sztaby. W podobny sposób powstała krata, której ogniwo podajemy osobno. Na ogniwku tem widać z boku dziurki do nitów.
Część tej kraty już po połączeniu ją w całość będzie wyglądać jak niżej.
Może najpiękniejszym przykładem kraty, jaki znajduje się na ziemiach dawnej Polski, jest przepyszny okaz, zapewne XVI w., kraty z kościoła Marjackiego w Gdańsku. Zarówno technika jak i przepiękny rysunek robią z niej pomnik pierwszorzędny, godny pilnych studjów współczesnego kowalstwa.
Kraty takie odlewano niekiedy w bronzie. Grobowiec Maksymiliana w Insbruku jest istnem muzeum zarówno odlewów bronzowych, jak i kutego żelaza.
Skromniejsze, ale często bardzo piękne są kraty, które niekiedy możemy jeszcze oglądać w starych domach nad drzwiami, wiodącemi do sieni, gdzie zamykają półokrągły przyczółek zaporą, skuteczną wobec złodziei, a nie tamującą dostępu światła. Kraty te nierzadko mają prześliczny rysunek. W starych dzielnicach Warszawy zabytki podobne nie są jeszcze rzadkością.
Wspomnę – obronach, potężnych kratach z kolcami, któremi zamykano bramy zamkówi miast. Od nich to pochodzi dzisiejsza „brona", która jednakże już nie broni, ale bronuje ziemię...
Arcyciekawą grupę zabytków wielkiej epoki kowalstwa stanowią okucia drzwi i bram.
Okucia na Zachodzie weszły w użycie w czasach, kiedy nie znano jeszcze w drzewie konstrukcji ramowej, a klepki obrobione – kant jednej na „pióro", drugiej – na „wpust" – spajano temiż kantami przy pomocy kazeiny. Mimo całą doskonałość wykonania rozumiano, że lepiej jest zabezpieczyć tło, złożone z podobnych klepek, z pomocą okuć, które będą je chronić od zwichrowania i rozpadnięcia.
Punktem wyjścia okucia było oczko zawiasy, od niego szły listwy w poprzek dźwierzy, rozgałęziając się w miarę wielkości tychże – oraz pewnych ambicyj zdobniczych. Naturalnie okucie takie, wzmacniając drzwi wogóle, utrudniało ich wyłamanie albo rozbicie toporem.
Niektóre okucia, zwłaszcza kościelne, miały przepyszny rysunek, który kojarzył wymagania konstrukcyjne oraz potrzeby smaku.
Polska nie odrzuca bezwzględnie typu okuć Zachodnich, ale trzeba przyznać, że ich nie zrozumiała i z bardzo nielicznemi wyjątkami okucia nasze tego rodzaju są wprost brzydkie w rysunku i pomyślane bez zrozumienia wartości konstrukcyjnych żelaza. Przykład, który tu załączamy, jest jednym z nielicznych i skromnych, ale szczęśliwych wyjątków.
Natomiast upowszechnił się u nas typ okuć inny, prześlicznie rozwinięty. Mianowicie pokrywanie całych dźwirzy grubemi blachami żelaznemi, odpowiednio umocowanemi. Zadaniem ich nie jest związanie całych drzwi z zawiasą przez rozgałęzienie listwy oczka zawiasy, – ale zabezpieczenie dźwirzy od ognia i topora.
Były różne sposoby tak łego okucia. Niekiedy np. kładziono poziomo szerokie na dłoń listwy żelazne i przybijano je gwoździami. Kiedyindziej drzwi okryte są wielkiemi arkuszami kutej blachy, nieregularnie, jak kołdra, gwozdkami pikowanej. Ale najpospolitszy i najpiękniejszy jest typ, gdzie arkusze blachy umocowane są z pom ocą wąskich listew, wiązanych w kratę. Listwy leżą pionowo i poziomo, albo też ukośnie, – tworzą pola kwadratowe, albo ukośnie wydłużone łazanki, co jest jeszcze piękniejsze. Czarem jest tu powierzchnia i rysunek rytmiczny, a nieregularny i naiwny, – czarują nas łebki gwozdków duże i pięknie – niby kwiaty – wykute. W bogatszych -poletka blachy zdobi monogram, albo Orły i Pogonie, albo napisy wypukło młotkowane w żelazie przy pomocy foremek (negatywów).
Typ ten przetrwał wiele średnie, a nawet XVI i XVII z nieznacznemi zgoła zmianami. Dopiero w XVIII w. zastąpiono go listwami wąskiemi, bez sensu i celu nabijanemi na drzwi i okiennice, powyginanemi w rysunku odpowiednio do panującej mody rococo. Te okucia, ciekawe jedynie jako przyczynek do obyczajów, są technicznie i artystycznie bez wartości.
U drzwi domów zarówno jak i kościelnych – wisiały żelazne (niekiedy bronzowe) kołatki. Stanowią one piękny dział naszego kowalstwa, gdzie pomysłowość dekoracyjna walczy o lepsze z techniką. Kołatka jest rodzajem młotka – ma dlatego specjalny sączek pod spodem, który przypada na odpowiednią płytkę żelaza, nieruchom o do drzwi przybitego. P rzy użyciu kołatki sączek uderzał w płytkę, alarmując odźwiernego lub mieszkańców. Muzeum Narodowe w Warszawie ma pewną ilość pięknych kołatek polskich. Ryc. 263.
Podobne bogactwo pomysłów znajdziemy w dawnych zamkach, zasuwach, wywieszkach, godłach. Uderzającym poprostu przykładem dobrego smaku jest godło cechu kowali podków, znajdujące się w lwowskiem Muzeum im. Jana III. Przez symetryczne powiązanie kilku podków różnej wielkości otrzym ano tu bardzo prosty a śliczny efekt dekoracyjny.
Niewątpliwie obmyślił to i wykuł sam majster kowal, bez pomocy artystów i estetyki, kierując się wyłącznie własnem poczuciem. Ryc. 266.
Specjalny a przebogaty odłam zabytków przekazało nam dawne płatnerstwo.
W zakresie oręża odpornego mamy przepyszne przykłady hełmów, pancerzy, a wreszcie drobniejszych szczegółów, jak kołnierz, zarękawek, nagolennik, misiurka i t. d.
Celem tych blach było nietylko osłonić daną część ciała od ciosu nieprzyjaciela, ale także ułatwić broni tegoż ześliznięcie się po powierzchni pancerza. Cały dowcip płatnerstwa w tym się wysilał kierunku, i stąd te kształty o ostrych, wysuniętych kantach i zaraz od nich ustępujących na Śliskich powierzchniach. Jest to zasada wprost przeciwna broni Greków i Rzymian, gdzie pancerzom (bronzowym) nadawano mniej więcej kształt ciała. Ażeby ocenić piękno tych przedmiotów, musimy koniecznie pochwycić nitkę celowości w ich kształcie, to znaczy – przystosowania formy do idei czyli zadania oręża. Ryc. 267 i 268.
Podobnież musimy odczuć potęgę krzywizny… Stawia ona opór podobny temu, jak skorupka jaja, która działa nie mocą wątku, ale mocą kształtu…
Z tych idei wypłynął kształta wreszcie i konstrukcja tych blach kutych, spajanych potężnemi nitami w najdogodniejszych miejscach. W tem tkwi ich najwyższe piękno.
Jednak mają one – zwłaszcza bogatsze – i inne wdzięki, już czysto dekoracyjne.
Europa a zwłaszcza W schód kochał się po wszystkie czasy w broni bogatej, zdobionej. Jednakże zdobienie również należało przystosować i do techniki żelaza i do idei danego przedmiotu. W pięknych epokach to przystosowanie było wprost znakomite.
Celowość kształtu wykluczała np. wszystkie wypukłe ozdoby, na których z łatwością zatrzymywałby się zamiast ześlizgiwać cios miecza lub topora. Również niewłaściwem byłoby użycie zbyt kruchej emalji. Zdobić więc można było jedynie dekoracją płaską (a więc barwną, bo inaczej nie byłaby widoczna) – mocną – a więc metalową. Zadanie rozwiązało nabijanie, zwane jeszcze damaskinowaniem (w dawnej Polsce,,demeszkowaniem“), od Damaszku, gdzie słynne szable w ten sposób zdobiono.
Dla nabijania ryto w żelazie dany rysunek, a następnie w brózdy, tą drogą otrzymane, wpuszczano druty lub płatki mosiężne, srebrne albo złote, odpowiednio do rysunku pogięte. Przez pobijanie tych drutów młotkiem metal ustępliwy wchodził we wszystkie nierówności brózdki, wypełniał ją doskonale i łączył się najściślej ze swem Żelaznem gniazdem. Pozostawało tylko zeszlifować go i wyrównać na powierzchni. W ten to sposób otrzymywano wspaniałą, nad wyraz stylową dla metalu dekorację, bezwzględnie trwałą i szczególniej piękną, dzięki harmonji tonów mosiądzu – (względnie – złota) i żelaza.
Dopiero w późniejszych czasach powstały takie dziwolągi, jak hełmy i tarcze dekoracyjne, pokryte wybijaną wypukłą, naturalistycznie potraktowaną rzeźbą! Był to jednak w. XVI i XVII, kiedy nauczono się robić rzeczy nie do użytku, ale do parady, – stąd te formy tyleż zwyrodniałe, ile bogate. Nabijano także i broń sieczną zwłaszcza szable. Zdobiono jeszcze broń żelazną przez dziurkowanie w sposób, któryby nie osłabiał jej mocy, a tworzył na jej powierzchni piękną w rysunku plamę. I tu znalazło się ogromne pole dla pomysłowości zdolnych płatnerzy. W reszcie można żelazo ryć rylcem, groszkować jego powierzchnię z pomocą tępej spiczastej puncy, którą pobij ano młotkiem gęsto – raz przy razie i t. p.
Celowość kształtu doprowadzoną do ostatecznych granic, znajdziemy i w orężu siecznym, mieczach, szablach, szpadach, rapierach, a wreszcie w toporach, dzidach, halabardach i t. d. Wszędzie kształt ma na celu spotęgowanie sprawności ciosu. Dlatego szacunek budziła nie bogata rękojeść, ale żelazo – brzeszczot albo klinga.
Ale i w jelcu czyli rękojeści sztuka płatnerska znajdowała pole do popisu. Niemieckie rapiery, a niekiedy i polskie szable, miały rękojeść otoczoną rozmaicie kombinowanem żelazem, czasem istną siecią prętów pięknie nitowanych,i która jest nietylko doskonale celową jako osłona dłoni, ale zarazem dziełem niezwykłego smaku dekoracyjnego.
W warszawskiem Muzeum Narodowem znajdują się liczne i bardzo godne uwagi przykłady dawnej broni polskiej i obcej.
Piękno tych przedmiotów niezwykle odczuwał genjusz Matejki. W jego malowanych zbrojach i orężach czuć zachwyt wobec barwy żelaza, jego połysków, refleksów i bogactwa tonu,- jego szlachetnych linij, piękna ozdób nabijanych i t. d. Maluje te rzeczy z namiętnością manjaka i doskonałością, jakiejby się nie powstydził żaden Van-Dyck.
Kto czuje szlachetność tego metalu, ten nigdy nie będzie pokrywał go farbą olejną, albo lakierami metalicznemi, jak to dziś niekiedy się praktykuje i to w starych, pięknych zabytkach.
***
Wiek XIX wniósł do obróbki żelaza nowe i niesłychane metody techniczne, rozwinął blacharstwo i giserstwo, a także dał olbrzymie zastosowanie żelazu w budownictwie. Z żelaza lanego wiek XIX robił użytek okropny. Okropnością są kraty balkonów – a zwłaszcza wsporniki balkonów, tak pospolite w tym okresie (II poł. XIX w. ). Idiotyczne są głowice korynckie – albo i całe kolumny z lanego żelaza, które możemy oglądać bądź w sali ratusza warszawskiego, bądź w podjeździe do pałacyku w Bagateli.
Obok tego jednak tenże wiek XIX genjalnie użył żelaza do budownictwa, jako wątku wyłącznego, używanego w ogromnej, nieznanej dotąd skali. Jednakże jest to genjusznauki, niesztuki...
Olbrzymie i nawet imponujące konstrukcje żelazne świadczą mimo wszystko o zaniku zmysłu estetycznego w epoce naszej, tak bardzo naukowej i tak mało artystycznej.
O współczesnem zastosowaniu żelaza do budownictwa było mówione gdzieindziej. Tu pozostaje powiedzieć parę słów o żelazie w przemyśle.
Czem wyjaśnić, że współczesne noże, topory, młoty, cęgi nie budzą żadnego zainteresowania artystycznego?
Myślę, że przyczyną tego jest ich fabryczne wytwarzanie.
A więc z jednej strony przedmioty te wykonywa maszyna, która pozbawia każdy z nich piętna indywidualnego, i nadto – dany kształt produkuje masowo, czem banalizuje go doszczętnie. Z drugiej – zarówno przemysłowiec jak i robotnik nie myślą o sztuce wogóle, nie wiedzą nic o niej i nie mają żadnej ambicji wprowadzenia jej do swej wytwórczości. Życie współczesne – to znaczy – barbarzyństwo naszej kultury duchowej – wyrzuciło ją poprostu poza nawias.
***
Bronz i mosiądz. Metali tych przeważnie nie obrabia się młotem, ale wyzyskuje ich topliwość i podatność do przyjęcia wszelkiego kształtu po wlaniu do „formy". Inaczej mówiąc – odlewa się je.
Należy pamiętać, że kształt odlewany właściwie powstaje winnym wątku – w glinie, z której się robi „model". Glina jest bardzo plastyczna, podatna na każde dotknięcie palca, szpachli czy innego narzędzia. Odlew zaś powtarza ten kształt wiernie, o ile nie ma on zbyt ostrych kątów oraz członków prostolinijnych, które się gorzej udają w odlewach. Trudność polega tu więc przedewszystkiem na obmyśleniu takiego kształtu, żeby roztopiony metal wypełniałgo jednym wylewem możliwie szybko i łatwo, bez pozostawienia próżni.
Zarówno bronz (spiż) jak i mosiądz, podobne zresztą do siebie w swym składzie, jednakowo ulegają tej technice i wymagają podobnych sposobów postępowania. Bronz jednakże jest twardszy i temperatura jego pławienia – wyższa.
O technice odlewów było mówione w innej księdze – patrz „Rzeźba, Wątek".
Tu więc należy dodać, że w przemyśle artystycznym pospolite są również przedmioty drobne, które mogą być pełne (masywne). Do odlewania większych stosowano te same sposoby, co dla posągów.
Starożytność i wieki średnie paliły się do bronzów, jako do wątku pomnikowego, którego pożądały ich szlachetne ambicje artystyczne. W wiekach średnich słynne były odlewnie niemieckie. Jeszcze w XI i XII w. pracownie nadreńskie, pracownie w Hildesheim, Magdeburgu, wydawały wspaniałe dzieła. W tumie w Hildesheim po dziś dzień można oglądać kolumnę bronzową, opasaną wijącą się wstęgą scen, wypukłe rzeźbionych na podobieństwo kolumny Trajana. Tamże stoi przepyszna chrzcielnica bronzowa, – a wreszcie drzwi tego kościoła kryte są słynnym spiżem ze scenami z księgi Genezy. Podobne drzwi dość liczne spotykamy we Włoszech średniowiecznych, wykonane przez artystów bądź byzantyjskich, bądź miejscowych. Wreszcie i w Polsce mamy dość skromne w katedrze Gnieźnieńskiej, – a wspaniałe były niegdyś w katedrze Płockiej, tylko dziwne losy zapędziły je aż do Wielkiego Nowogrodu.
Piękną kategorję odlewów spiżowych stanowią grobowce,- az przedmiotów drobnych – medale.
Medale znała już starożytność helleno-rzymska. Później sztuka ta odradza się w dziełach genjalnego Pisanello w XV w.
Niektóre jego medale są przepiękne. Stylowe, lekko bez pedantyzmu i zbytniej drobiazgowości traktowane profile osób, ku czci których medal bito – są niekiedy arcydziełami formy. Ale niemniej godne uwagi są odwroty tych medali, gdzie widzimy zadania czysto dekoracyjne, rozwiązane ze smakiem, zdumiewającym w tej epoce, kiedy uwagę świata artystycznego pociągały wyłącznie postępy formy naturalistycznej. Już następny XVI i późniejsze wieki – dają w tym zakresie dzieła przeważnie przekończone i suche.
Z przedmiotów większych – i to bardzo mało dających pola pomysłowości twórczej – wymienię tu dzwony.
Na dawnych dzwonach, poza formą ogólną, wykwintną zresztą, ale mało odchylającą się od typu przyjętego i wypróbowanego,- widujemy nierzadko piękny dekoracyjny szlak, biegnący dookoła w górnej części dzwonu, a także godny uwagi napis, często przepięknemi literami pisany i śliczny w układzie.
Nawet działa, dziś przeniesione najściślej do działu techniki i odgrodzone od sztuki murem nieprzebytym, dawniej szukały z nią czucia. Np. w wielu razach widzimy lufy dział ozdobione bogatą wypukłą dekoracją, z godłami, napisami, datami i t. p. z wielkim smakiem rozłożonemi. Mosiądz również najczęściej odlewano, jest on jednak miększy od bronzu i po wyjęciu go z formy można wiele jeszcze zrobić na odlewie z pomocą dłóta, młotka, rylca czy pilnika.
Metal to ulubiony na Wschodzie bądź jako ozdoba innych metali – bądź jako wątek sam w sobie. Wykonywano z niego kadzielnice, lampy, dzbany i inne naczynia, pełne, ażurowe, dziurkowane, zdobione na wszelaki sposób. Prześliczne i przerozmaite w kształcie są naczynia do wody – akwamanile. Najczęściej nadawano im kształt zwierząt fantastycznych lub realnych, ale tak przestylizowanych, że się stały fantastycznemi – i bardzo dalekiemi od naturalizmu. Słynęła z tych robót Persja i Hiszpanja arabska.
Wreszcie widzimy przedmioty mosiężne lub miedziane zdobione rylcem, a przedewszystkiem nabijane srebrem, niekiedy wspaniale. Wschód dokonywał cudów stylu w tej technice, jak to widzimy na załączonem naczyniu, inkrustowanem (nabijanem) srebrem o przepysznym rysunku.
Jakże ubogo i nędznie wygląda obok tego dzieło sztuki europejskiej XVIII w. – świecznik z South-Kensington muzeum.
Ani śladu stylu. Ubranie chłopca trzymającego donicą, łodygi, liście, kwiaty i t. d. napiętnowane najbardziej płaskim i nudnym naturalizmem, bez odrobiny smaku, troski o linję, o rytm, o styl. W tych dwóch przedmiotach żyją dwa światy poprostu. Cóż to trywialne małpowanie natury ma wspólnego z tak twórczą i pomysłową sztuką Wschodu? z jej nieporównanem poczuciem wartości dekoracyjnych ?...
W synagogach Żydów polskich po dziś dzień są jeszcze pospolite świeczniki, ołtarze i różne naczynia niezbędne w rytuale, najczęściej mosiężne lane i mimo pewną jednostajność piękne w kompozycji i owiane duchem Wschodu. Zwłaszcza godne uwagi są świeczniki, często złożone z kilku kawałków, spajanych z sobą... Ryc. 274.
Mosiądz ma piękny kolor i połysk, daje łatwo śniedź (patynę), jednakże ani tak trwałą, ani tak piękną, jak śniedź bronzu. Przytem jasna zielonawa śniedź na ciemnym spiżu wygląda pięknie – na mosiądzu zaś nikle i brudno. Dlatego wyrobom mosiężnym nie dają sztucznej patyny, lecz utrzymują je w czystości i połysku. W wiekach średnich i później słynęły ze swych odlewni mosiądzu Limuzyn (Limoges), Arras, a zwłaszcza belgijskie miasto Dinant.
Podobnie jak mosiądz można pławić i odlewać miedź, zwykle jednak odwołują się tu do procedury innej.
Wybijanie metalu. Zarówno mosiądz i miedź, jak złoto i srebro można nietylko pławić i odlewać, ale także nadawać tym metalom kształt z pomocą młotkowania czyli wybijania. Nazywa się to jeszcze inaczej – cyzelowaniem. Można zresztą obu tych metod używać współrzędnie, kombinując z sobą części odlewane, wybijane, a wreszcie ciągnione (drut), i łącząc je przez lutowanie.
Metody te znała starożytność, znali Celtowie w czasach Cezara, znało średniowiecze. Zdegenerowane – trwają one aż po dzień dzisiejszy.
Wybijanie polega na tem, że kształtujemy w odpowiedni sposób nie bryłę – ale metal spłaszczony młotem na blachę.
W tym celu pokrywa się blachę zamierzonym rysunkiem, a następnie przy pomocy licznych dłótek i punc, pobijając je zlekka młotkiem, zagłębia się lub uwypukla te czy inne części, a to korzystając z wysokiej ustępliwości tych metalów. Blacha podczas tego musi leżeć przyklejona do rodzaju asfaltu, który pod uderzeniem również ustępuje. W trakcie roboty przewraca się ją wielokrotnie na obie strony, pobijając to jedną to drugą.
Wybijanie uzupełnia się pracą rylca, albo też odpowiednio przygotowanych punc. Np. jeżeli chcemy jedne części mieć gładkie i błyszczące, a inne zmatować, to można mat osiągnąć, wybijając gęsto na nich drobne kropki, kółeczka, krzyżyki i t. p. dla utworzenia rodzaju gęstej siateczki. Czasem taką siatkę w zwykłą krateczkę robiono rylcem. Efekt potęguje jeszcze patyna, która się w zagłębieniach lepiej trzyma.
Podobną procedurę stanowi wybijanie na „foremce" czyli matrycy. Foremka jest negatywem kształtu, – to, co ma być na blasze wypukłe, na foremce musi być wklęsłe. Na taką foremkę, zrobioną z twardego materjału, kładzie się blachę dostatecznie grubą i pobija z lekka tak długo, aż wypełni ona wszelkie zagłębienia foremki – możliwie dokładnie.
Dokładność ta jest jednak zawsze względną. Zależnie od grubości blachy, a także przypadku, otrzymujemy kształt w jednem miejscu więcej, w drugiem mniej czysty – stąd każda sztuka – nawet otrzymana z jednej i tej samej foremki, będzie w szczegółach odmienna trochę – i nigdy nie dadzą one pozoru fabrykatu jak np. dzisiejsze galwanoplastyki.
Przepyszne efekty dają się osiągać przy zastosowaniu metody przebijania (ażurowania) na wylot. Wówczas płytka metalowa, położona na barwnem tle, nietylko uwydatnia sylwety rysunku, ale tworzy pewien barwny zespół. Na załączonej płytce dawnej oprawy widzimy prześlicznie wkomponowane w pola sylwety ewangelistów z symbolicznemi dzbanami w ręku. Sylwety uzupełnia przedziwny w stylu i odczuciu linji rysunek ryty.
Metody te znane są i po dziś dzień, jednakże ze względu na taniość zastąpione zostały przeważnie przez sztancę i galwanoplastykę. Wyroby metalowe dzięki temu utraciły dawny najcenniejszy rys – piętno ręki ludzkiej, inteligentnej i indywidualnej. Utraciły dlatego, że zbyt daleko posunięta wiedza w zakresie chemji i mechaniki, i wynikająca z nich sprawność i dokładność pracy – zastąpiły indywidualność żywą i odzwyczaiły rękę człowieka od pracy bezpośredniej i myślącej.
Złotnictwo. Przedmioty wybijane w kruszcach drogich, a nawet w miedzi, należą już właściwie do kategorji złotnictwa. To ostatnie korzysta jak tamte z młoteczka, z odlewu, z rylca, foremki i puncy, ciągnienia w drut i t. d., jednakże prócz tego posługuje się ono metodą zdobienia bardzo specjalną, dziś zaniedbaną, świetnie rozwiniętą w wiekach średnich zarówno w Europie jak i na Wschodzie.
Tą sztuką była emalja.
Emalję powołała do życia potrzeba estetyczna,- zrozumienie, że mimo największe bogactwo i wyszukanie kształtu złoto w większej sztuce staje się zbyt jednostajnem i nudnem. Odczuwano konieczność barwnego urozmaicenia metalu. Przy bardzo małej skali przedmiotu wystarczały tu drogie kamienie i perły, ale dla większych wymiarów drogi kamień był i za drobny i za kosztowny. Zwrócono się więc do emalji.
Emaljowanie znali Rzymianie, Celtowie, Grecy, nawet Egipcjanie. Posługiwał się nią jeszcze wiek XVI i XVII, ale klasyczną epoką emalji, podobnie jak witrażu, były wieki średnie.
Znały one dwa zasadnicze typy emalji. 1° Emalję komórkową (cloisonnee), 2° emalję w „gniazdach" albo wpuszczaną (champslevee, encreux). Prócz tych – z rzadka używano malowania na powierzchni metalu farbą emaljową, a jeszcze rzadziej posługiwano się emalją przezroczystą, na tle modelowanem, albo zgoła bez tła – w oczkach metalowej oprawy a jour.
Charakter emalij średniowiecznych wypłynął z ich techniki, dlatego należy jej się przyjrzeć.
Emalja komórkowa jest pochodzenia wschodniego, a najwspanialej rozwinęła się w Byzancjum. Stosowano ją na blachach złotych.
W tym celu pokrywano je rysunkiem rytym, tworzącym siatkę mniej więcej zamkniętych konturów. W te brózdki wpuszczano i przylutowywano drucik cienki, o ostrej, skręcanej jak linka powierzchni. Drucik wystawał, tworząc wypukłą siatkę na powierzchni metalu, przypominającą siatkę ołowiu w witrażach.
W komórki, powstałe tą drogą, sypano proszek emaljowy odpowiedniej barwy i wstawiano blachę do piecyka, gdzie proszek topił się, wypełniał dokładnie komórkę i przywierał do jej dna, zarówno jak i do ostrych boków wystającego drutu. Po wyjęciu z pieca i ostudzeniu pozostawało tylko zeszlifować emalję dla wyrównania i połysku.
Ale narody Zachodu – uboższe a bardziej pomysłowe – wynalazły inną jeszcze – prostszą a dowcipniejszą metodę. Zamiast złotej – brano płytkę miększej i tańszej od złota miedzi pozłacanej, grubości 2-3 milim.
Ta właśnie grubość ułatwiła zastosowanie nowego sposobu.
Po pokryciu płytki jak poprzednio rysunkiem, w miejscach przeznaczonych do emaljowania wyjmowano – z pomocą dłótka i rylca – gniazda, głębokości około milimetra, tak aby jedno gniazdo od drugiego dzielił wąski pasek nietkniętej powierzchni miedzi. Prócz tego nasiekiwano dno, aby lepiej chwyciło emalję.
Reszta tak samo jak w emalji komórkowej.
Niekiedy zresztą łączono obie metody, np. umieszczając wśród wyjętych gniazd – komórki z drutu, przylutowanego do ich dna.
Ta metoda pozwalała na emaljowanie tylko części danej płytki, pozostawiając resztę nietkniętą, a raczej – tkniętą rylcem, który dawał właściwy rysunek kompozycji. Np. można było pozostawić metalowe, gładkie, ryte figury na barw nem emaljowanem tle, albo odwrotnie. Zresztą często emaljowano całość, z wyjątkiem jedynie nagich części twarzy, rąki stóp.
Paleta emaljera średniowiecznego jest uboga. Brakuje tonów pomarańczowych, – żółty kolor jest chłodny, jasny i niemiły, czerwony – jeden tylko – barwy starego laku. Poza tem niebieska-szafir – tonu łamanej ultramaryny. Ten ciemny niebieski kolor rozbielając, da się doprowadzić do jasno-szarego błękitu, gdzieindziej zaś osiąga wspaniały ciemny granat. A jeszcze gdzieindziej – piękny turkusowy ton. Przez mieszanie ich z żółtą emalją otrzymuje się parę odcieni zielonej.
To ubóstwo środków stało się – choć to brzmi paradoksalnie- źródłem najcenniejszych przymiotów emalji ówczesnych. O no to zmusiło emaljerów do streszczania, do śmiałych uproszczeń formy. Idąc po drodze najmniejszego oporu, osiągnęli w kompozycji styl, dali mu powagę i szlachetność.
Poprostu podziw bierze, kiedy się widzi, jak zręcznie złotnik operuje temi skromnemi środkami dla osiągnięcia efektów pięknych i nawet – bogatych... Jak umie np. potęgować siłę tonów barwnych, rozsypując na nich plamy em alji białej: kropy, kółeczka, krzyżyki i t. d.
W muzeum Cluny jest plakieta od relikwjarza: dwóch świętych w polach barwnych, łukiem nakrytych. Te barwne pola tła są szafirowe, ale biegną po nich poziome – bardzo ciemne granatowe pasy, a na nich rozsypane desenie i kropy, złote, a także jasno i ciemno-zielone. W całości – przepyszna aksamitna harmonja granatowych, mieniących się, złotem nakrapianych tonów.
Naogół w emaljach zachodnich przeważają tony niebieskozielone, – w niektórych jednak widać piękną ciepłą gamę, technicznie bardzo trudną do osiągnięcia.
Niepokryte emalją prążki metalu są nietylko środkiem jej wzmocnienia, ale zarazem – konturem złocistym, którym ją emaljer opasuje dla celów rysunkowych i zdobniczych. I robi to czasem z genjalnem poczuciem linji.
Takim jest twórca Chrystusa z muzeum Cluny. Figura Chrystusa wskutek osobliwych proporcyj ma tu w sylwecie dziwną wielkość i powagę zjawy apokaliptycznej... Barwy tworzą szlachetny zespół tonów granatowych, zielonych i jasnych, niebieskawo-szarych – ze złotem oraz czerwonem obrzeżem tuniki.
Ale czemś wprost nadzwyczajnem jest harmonja linijna prążków metalu, jaką widzimy w rysunku fałd płaszcza, rękawów i tuniki. Trudno pomyśleć doprawdy więcej naiwnej i szczerej prostoty i szlachetności stylu zarazem.
Niekiedy umieszczano w jednem gnieździe emalje dwóch różnych barw, nie dzieląc ich od siebie metalową ścianką, a nawet osiągając świadomie delikatne stapianie się tonów.
Np. morze kołyszące się pod łodzią Piotrową – wyobraża złotnik z pomocą falujących rytmicznie linij prążków złotych, między niemi zaś paski wypełnia: u góry emalją białą, niżej – jasno-malachitową. Obie stapiają się delikatnie w linji zetknięcia. Trudno wyobrazić sobie bardziej śmiały i jasny w stylu symbol (symbol – nie wizerunek!) morza, zrozumiały nietylko w linji, ale i w tonach, które napomykają o ruchu zielonawych fal...
Kwiaty na zielonej górze, na którą Samson wnosi bramę miasta Gazy, promienie łaski, spływające na głowy apostołów, skrzydła cherubinów i t d. stają się punktem wyjścia ślicznie stylizowanych kompozycyj.
Niepodobna wreszcie pominąć szlachetności powierzchni emalji. Ta w epokach wczesnych nie ma połysku porcelany polewanej, ale raczej delikatny półmat, o który ubiegają się wjmajolice najwięksi ceramiści współcześni. Dopiero w XV w. emalja staje się błyszcząca, szklisto-lakierowana...
Technika emaljowania jest łatwa, o ile mamy do czynienia z powierzchnią płaską. Inna sprawa, jeżeli chcemy emaljować przedmiot bryłowaty, kielich, posąg i t. p. Proszku w tych razach nie można używać, bo się wysypie, trzeba więc było wypełniać gniazda czy komórki – ciastem dość gęstem, aby nie spłynęło ani na zimno, ani w ogniu.
W XII i XIII w. wykonano sporo takich robót, jednak nigdy pracownie europejskie nie dorównały znakomitym podobnym wyrobom indyjskim, chińskim i japońskim.
Dlatego jeżeli chodzi o kształt bryłowaty np. świątynki, jaki chętnie dawano np. relikwjarzom, to tworzono go z oddzielnie przygotowanych płytek, łączonych z sobą z pomocą ćwieczków.
Emalję stosowano także na posągach bronzowych, zdobiąc je zwykle tylko częściowo.
Sztuka ta objęła wszystkie kraje europejskie, nie wyłączając dalekiej Skandynawji. Słynne były pracownie nadreńskie i w miastach Doliny Mozy, – a także limuzyńskie – we Francji. Niewszystkie jednak tak zw. limuzyny pochodzą z Limoges. Jest to naturalne. Dla emaljera wystarcza stół, piecyk, trochę.miedzi, parę niekosztownych narzędzi. Pracę można było wykonywać w malutkim pokoiku i pod każdą szerokością geograficzną. W epoce, kiedy pracę ręczną tak bardzo kochano, każdy chętnie się imał techniki tak wdzięcznej. Limuzyny oryginalne służyły często tylko za wzory dla tych odległych pracowni.
Już w drugiej połowie XIV w. zaczęto używać t. zw. emalji białej, niekiedy zlekka podkolorowanej, z pomocą której robiono ornamenty a nawet figury, cieniując je silnie dla otrzymania efektu wypukłości. W tym rysie jest zaród zwyrodnienia emalji.
Ale podobne emalje w XIV w. są rzadkością, tymczasem w. XV przekazał nam bardzo liczne zabytki.
W Limuzynie, gdzie znów zakwitają pracownie emaljerskie, pokrywają teraz całkowicie emalją pędzlem nakładaną wszelkie formy – płaskie lub bryłowate. Środki techniczne udoskonaliły się znacznie, paleta zbogaciła przepysznemi aksamitnemi tonami zielonemi, wiśniowemi, fjoletowemi i t. d. ale z tem wszystkiem dawny styl dekoracyjny upada – pod wpływem tryumfalnego pochodu malarstwa naturalistycznego. Emalja przestaje być płaską ozdobą płaskiej powierzchni blachy i usiłuje rywalizować z obrazami. Ornamenty albo figury, i to na tle perspektywicznego krajobrazu, budynków silnie modelowanych i pełnych szczegółów – zastępują dawne plamki barwne, ujęte w metaliczne obrąbki.
W tej epoce pospolite są monochromje białe albo granatowe, na nich to najłatwiej się wyczuwa, że usiłowaniem emaljera nie jest dekoracyjny rozkład linij i sylwet barwnych, ale efekty wypukłości – nudne, sztuczne i bezcelowe.
Ta sztuka trwa i w XVI w. Odrodzenie wprowadziło do niej zastępy nagich bogiń i bohaterówi wydało dzieła niezmiernie bogate, dalekie jednak od dawnej prostoty, szlachetności – i poczucia stylu.
Zresztą złotnictwo tej epoki chętniej odwołuje się do pomocy rzeźby aniżeli malarstwa, – najznakomitszy jego przedstawiciel wprowadza wszędzie suto formy rzeźbiarstwa, jak o tem była mowa we wstępie do tej księgi.
Prócz tego we Włoszech w epoce Odrodzenia odżywa znowu dawny, byzantyjski sposób zdobienia – niel.
Niellowanie polega na tern, że daną powierzchnię srebrną lub złotą, ryje się rylcem w odpowiedni rysunek, a następnie brózdy owe wypełnia – nie innym metalem przez młotkowanie, jak to widzieliśmy wnabijaniu, ale – substancją czarną, topliwą-niellem (siarkan srebra), którą się wtapia i po ostygnięciu poleruje.
W pokrewny sposób „pisano" gdzieindziej na złocie srebrem, albo na srebrze złotem, tworząc cudowny zespół tych dwóch tonów.
***
Złotnictwo świeckie w ciągu tysiącoleci wydało niepoliczoną ilość przedmiotów, z których stosunkowo niewiele dotrwało do naszych czasów, ze względu na wartość materjału, budzącą chciwość ludzką. W tych bransoletach, naszyjnikach, kolczykach, pierścieniach, broszach, szpilach i t. p. rękodziełach – artysta operuje mniej lub więcej wymienionemi wyżej sposobami, kombinując z sobą zarówno procedury jak i wątek. Wszystko to jednak jest niczem, wobec przepychu złotnictwa kościelnego.
Wieki średnie i późniejsze przekazały nam mnóstwo arcydzieł sztuki złotniczej i to – przeważnie sztuk dużych, złożonych, o kształtach bogatych – jak krzyże, monstrancje, pacyfikały, relikwjarze, puszki do hostji, kielichy, pastorały i t. d. Po dziś dzień z rzadka tylko trafiły one do muzeów, tkwiąc przeważnie w skarbcach kościelnych. Należy je obejrzeć w większej ilości dla uprzytomnienia sobie całej rozmaitości form, bogactwa pomysłów, oraz rozróżnienia większej lub mniejszej szlachetności kształtu i wykonania... Rzeczy te są gromadzone w Bibljotece Sztuki i Rękodzieła w dziale „złotnictwo kościelne".