Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ponieważ większe formaty zdjęć coraz bardziej wychodzą z użycia i już format 13X18 cm. jest uważany za duży — ogromna zaś większość zdjęć bywa dokonywana w formatach 9X12 cm. i niżej — przeto można bez przesady powiedzieć, że każdy udany negatyw jest tylko materjałem do przyszłego powiększenia, które jest ostatecznym celem pracy fotografika.
Powiększeń z negatywów dokonuje się dwoma sposobami : przy pomocy specjalnych aparatów powiększających i zwykłą kamerą fotograficzną.
Bardzo często jest i zalecany i praktykowany przez amatorów ten drugi sposób, ponieważ zaoszczędza wydatku na aparat specjalny. Aparat zwykły używa się do tego w kierunku odwróconym. Światło dzienne lub sztuczne oświetla negatyw umieszczony w miejscu szkła matowego, a przechodząc następnie przez objektyw i załamując się w nim rzutuje powiększenie na ekran lub na przypięty do deski papier światłoczuły. Aparat przytem i całe dalsze urządzenie muszą oczywiście znajdować się w cieniu i być całkowicie izolowane od światła, padającego na negatyw. O ile światło to jest sztuczne, a więc równomierne, nic nie można zarzucić takiej manipulacji, mającej zalety oszczędności.
Ale amatorzy najczęściej upraszczają ją sobie jeszcze przez stosowanie światła dziennego. Wstawiają aparat do otworu, wyciętego w okiennicy lub w zaciemnieniu okna — i powiększają w ten sposób, pragnąc zaoszczędzić sobie jeszcze koszt urządzenia światła sztucznego. Sposób ten musimy uznać za bezwzględnie niewarty zalecenia, gdyż światło dzienne jest i nazbyt silne i ustawicznie zmienne — więc czas naświetlenia w tych warunkach jest prawie nieobliczalny. Co więc fotograf zaoszczędzi na instalacji, to zmarnuje na zepsutym materjale.
Dlatego też poważniejszy fotograf powinien odrazu zaopatrzyć się w osobny aparat powiększający. Aparat ten posiada oddawna ustalony typ poziomy z kondensatorem — to jest z parą dużych soczewek ze zwykłego szkła, ześrodkowujących i wzmacniających działanie sztucznego światła (lampy, żarówki). Współczesna technika bardzo reklamuje typ odmienny, pionowy i bez kondensatora, w którym negatyw oświetla bezpośrednio dość silne źródło światła.
Typ pionowy, ustawiony z góry na dół, w kolejności takiej: żarówka, negatyw, objektyw i podstawka z papierem światłoczułym, posiada pewne niedogodności, które go czynią mniej polecenia godnym dla artysty. Wprawdzie nie kontrastuje negatywu z powodu braku kondensatora (którego własnością jest kontrastowanie), ale za to rzadko daje gwarancję równomiernego oświetlenia negatywu. Tworzy kręgi jaśniejsze i ciemniejsze, nie dające się uniknąć, przytem ma nieraz automatyczne regulowanie ostrości obrazu, rzutowanego przez negatyw, co niezawsze jest pożądane, a czasami wręcz szkodliwe artystycznie i wyrabia się przeważnie do negatywów tylko do formatu 9X12 cm. włącznie. Kto pracuje na negatywach 13 X 18 cm. ten więc nie może z niego korzystać.
Wreszcie aparat pionowy działa tylko do pewnej granicy, określonej wysokością jego ramienia, więc pozwala powiększać tylko do pewnej skali, niezbyt znacznej — tymczasem aparat poziomy takiego ograniczenia nie posiada, a raczej maje w długości miecha tak daleko, że praktycznie można je uważać za nieistniejące. Powiększenia w skali dwiestokrotnej (142) całkiem dostępne przy aparacie poziomym, byłyby przy pionowym niemożliwe.
Z tych wszystkich powodów fotografik będzie wolał pozostać przy aparacie powiększającym z kondensatorem starego typu, rzutującym poziomo. Kondensator czyni aparat większym i kosztowniejszym, przytem prowadzi do kontrastowania negatywu, ale za to daje oświetlenie całkowicie równomierne i silne przy stosunkowo nieznacznem źródle światła, jak np. przy żarówce 100 świecowej. Zaletą takiego aparatu jest możność powiększenia bez innego praktycznego ograniczenia, jak rozporządzalna przestrzeń ciemnicy. Składa się z blaszanego korpusu, mieszczącego żarówkę, z kondensatora o średnicy równej przekątni największej płyty, z jakiej mamy powiększać, z ramki do wstawiania negatywu, miecha, regulowanego przez zębatkę i objektywu. Odległość żarówki od kondensatora musi być starannie regulowana, zgodnie z jego ogniskową i zmienia się w zależności od rozmiaru powiększenia. Na czołówce, to jest na desce przedniej dobrze jest umieścić pierścień tęczówkowy, ażeby ułatwić szybką zmianę objektywów, gdyż współczesne powiększanie posługuje się nietylko anastygmatem do powiększeń precyzyjnych, ale i specjalnymi miękko rysującymi objektywami, które z negatywu precyzyjnie ostrego dają powiększenie o szczegółach syntetycznie uproszczonych. Papier bromowy do powiększeń rozpina się iksami na osobnym ekranie, lub w jego braku na ścianie albo drzwiach, na których przymocowana jest deska rysunkowa. Przy wyborze aparatu powiększającego pożytecznem jest zatrzymać się odrazu na większym kalibrze o kondensatorze 23 cm. średnicy, bo tylko taki pozwala na powiększanie z negatywów 13X18 cm., gdy nabycie mniejszego aparatu uczyni użytkowanie tych negatywów niedostępnem. A przecież niezawsze się ma negatywy wyłącznie niższych formatów do powiększania.
Powiększanie jest niezmiernie ważną czynnością, gdyż bez niego obraz, wykonywany przeważnie w mniejszych formatach, nie mógłby uzyskać całego swego efektu, a fotografowanie odrazu na płytach 18 x 24 cm lub większych należy do rzadkich i niepraktycznych wyjątków. Właściwości zaś wzroku ludzkiego wymagają conajmniej tego rozmiaru, ażeby obraz mógł osiągnąć całkowite swe działanie estetyczne. Zwykle też rozmiary obrazów fotograficznych na wystawach międzynarodowych utrzymują się w sąsiedztwie wymiaru 24 X 30 cm., który wydaje się być najracjonalniejszym. Jeśli zresztą potrzebujemy negatywu powiększonego do pracy gumowej lub olejowej, to i w tern bez aparatu do powiększeń nie moglibyśmy się obejść. Sporządzamy z negatywu przeźrocze sposobem kontrastowym, a następnie z przeźrocza otrzymujemy dowolne powiększenie, rzutowane na papier negatywowy, błonę lub negatyw szklany. Wywoływanie tych wszystkich powiększeń odbywa się zupełnie tak samo, jak wywoływanie zdjęć bezpośrednich i odbitek kontaktowych. Widzimy więc, że aparat powiększający jest narzędziem codziennej pracy artysty i jest mu absolutnie niezbędny.
Biorąc w powiększeniach za stały punkt wyjścia aparat z kondensatorem, którego właściwością jest wzmacnianie kontrastowości negatywu, przekonamy się rychło, że pomimo użycia najmiększego papieru bromowego, z negatywów twardych i bogatszych w kontrasty nie zdołamy otrzymać powiększenia, któregoby walory były nienaganne. Mimo wszelkich zabiegów otrzymujemy cienie przeczernione i światła nazbyt rażące, ze szczegółami jakby wypłókanymi. Otrzymujemy wogóle w powiększeniu obraz uboższy w półtony, niż negatyw, z którego powiększamy. A ponieważ i bezpośrednie kopjowanie bromowe prowadzi nieraz do tego samego wyniku, więc wypada wogóle przystosować charakter negatywu do tych warunków, i już przy naświetleniu i wywoływaniu dbać o jego miękkość, o skondensowanie walorów w stanie potencjalnym, jak to zostało opisane w rozdziale o naświetleniu (rozdział XI), słowem o wytworzenie takiego negatywu, którego gama tonalna dopiero po rozsunięciu i spotęgowaniu przy powiększeniu dawałaby pożądaną skalę i stosunek wzajemny. Jeśli negatyw, z którego mamy powiększać, powyższych cech w dostatecznej mierze nie posiada i jest nazbyt kontrastowy, to jedynem wyjściem jest osłabienie jego nadsiarczanem amonu, które zawsze jest w stanie zredukować krytość świateł do pożądanej przeźroczystości i przywrócić w ten sposób negatywowi jego harmonijność.
Przy samej pracy powiększeniowej mamy pewną możność wyzwolenia się z jej automatyczności. Znajdujemy ją w regulowaniu czasu naświetlenia i sposobu wywołania, a także w przykrywaniu części obrazu, rzutowanego na papier bromowy, celem poprawienia wzajemnego stosunku świateł i cieni. Tak zmodyfikowany obraz, po wywołaniu przechodzi jeszcze opracowanie lokalne zapomocą osłabiacza Farmera. Opiszemy kolejno te zabiegi, nadające powiększeniu bromowemu pewną podatność i giętkość, zbliżającą go do sposobów indywidualnych — aczkolwiek w pewnej tylko mierze.
Naświetlenie krótkie powiększa kontrasty negatywu, a przedłużone zmniejsza je i łagodzi. Tę samą rolę odgrywa w drugim wypadku wywoływacz świeży i mało bromowany, o mniejszej ilości alkaljów, a w pierwszym — wywoływacz nieco zużyty, bromowany obficie i bogatszy w alkalja. Stosując te dane doświadczalne do negatywów o rozmaitym charakterze krytości i ustosunkowania światłocienia, możemy w dużej mierze ulepszyć obraz powiększony. Negatywy mdłe i cienkie naświetlamy krótko i wywołujemy twardziej, negatywy mocne i kontrastowe naświetlamy długo i wywołujemy miękko. W wypadkach, gdy to nie wystarcza uciekamy się do przykrywania ręką lub tekturą z odpowiedniem wycięciem tych części negatywu rzutowanego na papier czuły, które groziłyby zbyt ciemnem oddaniem, naświetlając je tylko pewną część czasu, obliczonego na resztę. Części zaś mocno kryte naświetlamy osobno dłużej i w ten sposób wyrównywujemy braki negatywu i osiągamy harmonijne jego oddanie w powiększeniu. Wywoływanie powiększeń przy czerwonem świetle, tak samo zresztą, jak wywoływanie odbitek powinno być prowadzone dłużej, niżby się wydawało potrzebnem, sądząc z wyglądu odbitki przy świetle czerwonem, gdyż ten jest łudzący i wydaje się zawsze ciemniejszy, niż przy świetle dziennem. Odbitka przeto, której wywoływanie przerwiemy w chwili, kiedy się wydaje w świetle czerwonem dostatecznie mocną, będzie w istocie za blada i chybiona.
Najlepszy materjał do powiększeń stanowi papier bromowy. Papiery chlorobromowe, zwane gazówemi mniej się nadają do tego celu, ponieważ wymagają przeważnie dłuższego czasu naświetlenia i posiadają gamę światłocienia uboższą i mniej giętką, niż papiery bromowe. Te ostatnie pomimo predylekcji okazywanej papierom gazowym, również fabrykowane są obecnie w różnych gradacjach czułości i kontrastowości i z różną powierzchnią, więc dają możność bogatego wyboru. Najlepsze może są kartony bromowe białe lub kremowe o drobnem ziarnie i niecałkiem matowe, lecz posiadające lekki połysk, który wpływa dodatnio na soczystość cieni.
Przy wywoływaniu powiększeń bromowych (do czego się najlepiej bodaj nadaje wywoływacz z metolem i hydrochinonem) będziemy musieli pamiętać nietylko o dobrem opracowaniu świateł i przejrzystości cieni przy ich wzajemnem sharmonizowaniu, jak to było przy wywoływaniu negatywów, ale prócz tego jeszcze — o nadaniu odbitce już samem wywołaniem tonu czystego, szlachetnego, możliwie zbliżonego do tonów grawiurowych. Ton negatywu mógł być obojętny, ton powiększenia bromowego jest sprawą pierwszorzędnej wagi.
Jeśli powiększenie bromowe, pomimo wyżej opisanych manipulacyj lokalnych naświetlenia, posiada pewne braki tonalne t. j. miejsca zbyt ciemne albo wymagające rozświetlenia i akcentów świetlnych, wówczas radzimy sobie lokalnem osłabieniem przy pomocy osłabiacza farmerowskiego.
Na sztywnej desce, blasze lub wannie umieszczamy powiększenie bromowe, rozmoczone uprzednio i obsuszone bibułą z nadmiaru wody. Tuż obok mamy dwie małe flaszki, jedną z rozczynem podsiarczynu sodu, drugą z rozczynem żelazicjanku potasu, następnie parę kłaków (tamponów) waty, także mokrej i parę pendzelków do retuszu, mniejszy i większy. Do osobnej szklaneczki nalewamy obydwuch rozczynów w proporcji, czyniącej z nich osłabiacz powolny (słaby) w ilości niewielkiej. Nie należy mięszać go dużo, gdyż osłabiacz już po kilku minutach traci swą moc, co poznać można po zmianie koloru złocistego na blado zielony — wówczas należy go wzmacniać, dolewając kroplami żelazicjanek.
Na mokrej odbitce osłabiamy płaszczyzny większe tamponem, a mniejsze pendzelkiem, zanurzonemi w osłabiacz i przy tern trzymamy w pogotowiu mokry kłak czystej waty, ażeby natychmiast nią usuwać osłabiacz z obrazu, gdy już zaczął działać i rozświetlił plamę prawie tyle, ile to uważamy za potrzebne. Powtarzam: prawie tyle, gdyż reszta dojdzie sama — należy się strzec zbyt głębokiego osłabienia, które może niepowrotnie zepsuć obraz, a natomiast trzeba uzbroić się w cierpliwość i zabieg osłabiający uskuteczniać kilkakrotnie rozczynem słabszym.
Przy tern granice brzeżne plamy osłabionej będą tern ostrzejsze i wyraźniejsze, im mniej mokry jest obraz bromowy. Daje to nam możność osłabiania np. nieba i chmur całkiem na mokro, bez obawy otrzymania nienaturalnych konturów granicznych danej plamy. Gdy zaś będzie chodziło o położenie akcentu o konturze wyraźnie odciętym, ułatwimy sobie robotę dokładnem obsuszeniem odbitki zapomocą bibuły.
Po skończonem osłabianiu następuje płókanie równie gruntowne jak po utrwaleniu odbitki, gdyż idzie o usunięcie z papierów śladów tego samego podsiarczynu.
Lokalne osłabienie, przeprowadzone umiejętnie, może nadać obrazowi bromowemu wartość tonalną, przewyższającą znacznie efekt mechanicznego powiększenia z najlepszego nawet negatywu. W tym celu należy już przy powiększeniu naświetlać brom obficie i wywołać go tak miękko (i oczywiście na papierze tak miękkim), ażeby dostać cienie nie czarne tylko szare.
Odbitka taka będzie miała narazie wygląd niepozorny, monotonny i pozbawiony potrzebnej kontrastowości, wskutek braku gęstych cieni i wskutek zaszarzenia świateł. Ale niechno tylko przyjdzie osłabienie lokalne, niech ręka położy parę jasnych akcentów i rozświetli parę plam, a przekonamy się, jak obraz zagra doskonałą harmonją tonów przy zachowaniu pełnej ich gamy, zróżniczkowanej subtelnie od przejrzystych cieni do olśniewających świateł. Szczególnie zyskują na takiem opracowaniu widoki zimowe ze śniegiem, gdyż wolne są od stałej swojej wady — od cieni głębokich a ślepych, poza tern wszelkie tematy, zbudowane z tonów jaśniejszych i środkowych gamy czarnobiałej z wyłączeniem ciemnych. Ażeby jednak osiągnąć wyniki tu opisane, potrzeba dobrać brom o wyjątkowej miękkości i giętkości skali, gdyż już cokolwiek twardszy będzie reagował zbyt kontrastowo i da efekt chybiony. I z tern jest ustawiczny kłopot, ponieważ produkcja papierów bromowych jest wogóle mniej staranna i mniej zróżniczkowana, niż chlorobromowych i zresztą jest obliczona nie na wymagania nielicznych fotografików, lecz raczej na masowy popyt amatorów, ceniących przedewszystkiem kontrastowość i twardość. W swoich pertraktacjach z wielu fabrykami światowego rozgłosu o miękki papier bromowy, polecano mi z całą naiwnością, jako bardzo miękkie te papiery, które przy największej bezstronności uważać musiałem za dalekie od tej cechy. Z pomiędzy wielu fabryk i marek bromu z trudem udało mi się znaleźć jedną, odpowiadającą stawianym wymaganiom.
Anglosasi udoskonalili inny, również bardzo skuteczny sposób powiększeń bromowych — tak zwaną metodę negatywu papierowego. Dokonywa się powiększenia na cienkim papierze bromowym o nieznacznym ziarnie, a z niego kopjuje się na tym samym papierze drugą odbitkę, która jest negatywem. Światła i cienie obydwuch odbitek opracowuje się ołówkiem lub grafitem i w ten sposób doprowadza się gamę walorów negatywu ostatecznego do pożądanej rozciągłości i należytego ustosunkowania. Wówczas już z tak opracowanego negatywu pozostaje tylko zrobienie kopji kontaktowych.
Powiększenie bromowe soczysto czarne na dyskretnie połyskującym i lekko ziarnistym kartonie kremowym, albo też platynowo szare o skali tonów bogatej a jasnej i przejrzystej nie musi być objektem artystycznie bezwartościowym, skoro na wszystkich wystawach międzynarodowych świata takie bromy stanowią znaczną większość eksponatów z wyraźną przewagą nad ilością gum, bromolejów i przetłoków. Lubuje się w bromach zwłaszcza świat artystyczny anglosaski w Europie i Ameryce Północnej, gdzie technika bromowa jest doprowadzona do wysokiego stopnia doskonałości.
Wypowiadanie się fotografika w bromie należy uważać z tego powodu za uprawnione i skuteczne w wielu wypadkach — a już z całą pewnością ustalić można zasadę, że imać się technik indywidualnych powinien tylko ten, kto uprzednio całkowicie opanował technikę bromową. Pomijanie jej odrazu na korzyść gumy lub przetłoku może czasem utrudnić pracę, zamiast jej ułatwienia, ponieważ zdarzyć się mogą i takie motywy, które się interpretują w bromie lepiej, niż w innej technice.
W przyswajaniu technik pozytywowych należy iść wolno i stopniowo, nie lekceważąc i nie pomijając żadnego ich etapu.