Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

STANISŁAW LENTZ


W CHAOSIE pospiesznego życia współczesnego i w tem ustawicznem przewartościowywaniu wartości artystycznych usuwają się z pamięci nazwiska i indywidualności, które zeszły już z widowni, i tylko czasem wspomni się o nich, wreszcie zapomina i w tem zapomnieniu jakże często krzywdzi. Gorzej jeszcze, jeśli utrze się komunał, powiedzenie, mimochodem rzucona uwaga, nieodpowiedzialne określenie kogoś, którego niema już między nami, że właściwie skończył się ze swoim zgonem– bo wtedy »marka« taka dziwnie trwale przyczepi się i gorszą jest, niż najgrubszy pył niepamięci. Szczególnie dotyczy to artystów plastyków. Bo pisarz zostawia wiele egzemplarzy swych książek, które są długo jeszcze w obiegu, publiczność wyrabia sobie swe własne zdanie, czyta, daje do czytania dzieciom swym, wypożyczalnie oferują klientom. Dziś jeszcze przecie czyta się już nie takiego Kraszewskiego, który jest poniekąd obowiązkową szkolną lekturą, ale i autorów mniej zasłużonych, którzy nadal mają swoich nowych wielbicieli, pomimo, że krytyka obeszła się z nimi ostro i dawno ich nie wspomina. Artysta plastyk usuwa się już przez to z wyraźnej pamięci, że dzieła jego po śmierci posiada mała garstka ludzi, kilka wisi w jakichś publicznych zbiorach, czasem, i to rzadko, zamieści jeszcze jakieś pismo jedną reprodukcję przy jakiejś tam okazji. Tylko najwybitniejsi twórcy są nadal znani i cytowani. Z tą nomenklaturą jednak : »wybitny«, »najwybitniejszy«, »znakomity« jest rzecz trudna! Wiadomo: sąd ludzki– jak słusznie powiedział Leonardo– jest często mgłą, którą rozwiewa silniejszy wiatr przeciwny. Niespełna rok temu oglądałem na ślicznej wystawie w Wenecji <»I1 Settecento Italiano«) dzieła malarzy i rzeźbiarzy, których dawniejsza krytyka albo zupełnie przemilczała, albo niedoceniała. A tymczasem zdumionym naszym oczom ci sami artyści ukazali się jako mistrze pierwszorzędni, o których nas uczono, że są co najmniej... drugorzędnymi, i wywody te popierano najgorszemi ich dziełami ! LI nas specjalnie »kult« zapominania jest bardzo znany– jak również i ta pochopność w wydawaniu sądów ujemnych na podstawie tylko fragmentów twórczości. 

Nasunęło mi się to, kiedy naczelny Redaktor »Sztuk Pięknych« zwrócił się do mnie z prośbą o napisanie artykułu o Lentzu. Prawda! Znało się kiedyś, ale wypadło poprostu z pamięci. Zresztą był tak typowo warszawski, mało wystawiał gdzieindziej w Polsce, toczyły się wokół niego jakieś walki, brał medale i nagrody, nazywano go polskim Holendrem. Podpisany siedział wtedy przeważnie zagranicą i nie miał sposobności widzenia jakiejś zbiorowej jego wystawy, zaledwo kilkanaście obrazów spotkał na przygodnych wystawach. Określano go... Właśnie te dorywcze określenia, tkwiące potem w pamięci! To też w niemałym byłem kłopocie, kiedy spadła na mnie propozycja napisania o Lentzu. Nie odmówiłem odrazu, bo chciałem przedewszystkiem skontrolować ten narzucony mi pogląd na niego, choć przy puszczałem, ze nie zdołam nic napisać. Rozpoczęło się przedewszystkiem szukanie materjałów, w pierwszym rzędzie w Warszawie. i w trakcie tego szukania rósł szacunek dla pracy artysty i Jego wielkiego wysiłku twórczego, dla tej bądźcobądź silnej indywidualności i renesansowe iście bujnej natury, której nic nie zdołało ugiąć i nic zatrzymać w obranej, wyraźnej linji twórczej. To Jednak był typ, któremu warto się przypatrzeć bliżej i cokolwiek skontrolować sądy o nim.

STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY (ol.).

I jest to wielką zasługą Redakcji, że poświęca mu specjalny artykuł, który jest skromną próbą tylko rewindykacji pamięci ogółu i jakiego takiego ujęcia syntetycznego pracy Stanisława Lentza. 

Wystąpił na widownię w czasach, kiedy portret polski miał już świetnych przedstawicieli w osobach takich wielkości jak Rodakowski i inni, poszedł odrazu jednak inną drogą i wypracował sobie swój własny sposób patrzenia na człowieka, którego nie tylko nie upiększał, ale przeciwnie, z pasją jakąś dopatrywał się w nim często animalistycznych właściwości, choćby to był nawet purpurat, uczony, artysta, przesubtelniony pięknoduch. Może to było czasem brutalne, potrącające o karykaturę, w której Lentz tak się lubował, irytujące, ale zawsze poparte było kapitalną obserwacją tych właśnie, tkwiących mimo wszystko, w człowieku właści- wości, zawsze po malarsku bez zarzutu, pod względem środków technicznych wypowiedzianych z siłą, ba, często nawet z furją. tem może też tłumaczy się, że Lentz najchętniej malował reprezentantów mieszczaństwa, robotników, wogóle typy męskie, o zdecydowanym charakterze, a wreszcie i przedewszystkiem liczne portrety swego przyjaciela, znakomitego artysty Frenkla. Może sama fizyczność modela nastręczała wielkie pole do wypowiedzenia się, do wydobywania brutalności rysów linji ciała, którego życie w twardej walce nie oszczędzało. W Lentzu tkwiła jakaś żywiołowa pasja dopatrywania się wiecznej walki pięknie stworzonego ciałaz bezwzględnem życiem, które codziennie trawi i wyniszcza to ciało. Nie dlatego, by był pesymistą! Bynajmniej. Właśnie Lentz kochał życie i użycie, był w sztuce i życiu uosobieniem wesołości i pochwały darów życia. Jako jednak artysta umiał widzieć tę walkę życia z jego urodą i być może często w trakcie malowania, na przekór huczącej w jego piersiach witalności, malował zużyte resztki dawnej piękności. I to nie tylko powierzchownie. Sygnalizuje się to w wydobywaniu głębi psychicznej modelà, nad którym biadał, że już zmarniał fizycznie i zaznaczał to w oczach, w boleśnie zagiętych ustach, w porysowanych policzkach, w przygarbionych plecach i ociężałych ramionach, które dawno już przestały być skrzydłami. Widać to w »Vierzentag«, »Strajku«, »Wypłacie«, »Wilkach morskich«, »Rybakach«, »Wiecu«, w do- skonalých portretach staruszek i starców, w »Członkach Towarzystwa Naukowego«, »Baczność«. To ostatnie jest na znaczną miarę zakrojoną jakby wizją już prawie niematerjalnych postaci szlachetnych starców, którzy zagasłym wzrokiem patrzą w młodego żołnierza sprężonego na baczność przed powstańcami. Cała epopeja życia, walk, wyniszczenia i brutalnego kończenia się fizycznego tych niegdyś młodych zapaleńców, bije z tego płótna, aż bolesnego. 

Bujna– jak już podkreśliliśmy– natura Lentza nie ograniczała się naturalnie do takich tylko »modeli«.

STANISŁAW LENTZ, RYBACKA RODZINA (ol ).
STANISŁAW LENTZ, RYBACKA RODZINA (ol ).

STANISŁAW LENTZ, PORTRET M. FRENKLA (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET M. FRENKLA (ol.).

STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY ARTYSTY I M. FRENKLA (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY ARTYSTY I M. FRENKLA (ol.).

STANISŁAW LENTZ, STRAJK (ol.).
STANISŁAW LENTZ, STRAJK (ol.).

STANISŁAW LENTZ, OSTATNI PROFESOROWIE SZKOŁY GŁÓWNEJ W' WARSZAWIE (ol.).
STANISŁAW LENTZ, OSTATNI PROFESOROWIE SZKOŁY GŁÓWNEJ W' WARSZAWIE (ol.).

STANISŁAW LENTZ PORTRET (ol.).
STANISŁAW LENTZ PORTRET (ol.).

STANISŁAW LENTZ, PORTRET ARC. POPIELA (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET ARC. POPIELA (ol.).

Nie mógł, on, kipiący życiem, fizycznie zdrowy, szczęśliwy i szukający radości, pozostawać tylko w tym kręgu. Maluje przeto sceny- powiedzmy– rodzajowe i tu jesteśmy u źródła tej etykiety »holenderskiej«. Jest coś istotnie w jego sposobie ujmowania beztroskiego bytu z Holendrów, których specjalnie umiłował, bo podłoże psychiczne jego było pokrewne tym zdrowym, sytym, zadowolonym artystom ojczyzny Rembrandta, którzy wiedzieli, jak użyć życia i jak się niem nacieszyć. Zachwycał się napewno radością Rembrandta z okresu jego szczęśliwości (jakże potwornie potem przemienionej w gehennę nędzarza), entuzjazmował się płótnami malarza śmiechu Halsa, podziwiał Cocxa, wydobywającego przedziwnie cichą szczęśliwość domowego ogniska, rozśmieszał rubasznością Brouwera i beztroską Teniersa, lub też malowanemi pijatykami Breughela i bezceremonjalnością awantur wesołych Steena, dopatrywał niejakiego podobieństwa w mieszczaństwie polskiem, którego potrafił być doskonałym wyobrazicielem, z sytą uciechą mieszczaństwa holenderskiego. Ale żeby to w innej formie narzucić widzowi i zająć go tern, trzeba było bezsprzecznie mieć talent nieprzeciętny, by nie wpaść tylko w naśladownictwo, czego żadną miarą nie można powiedzieć o Lentzu. Tę stronę twórczości Lentza dobrze określił Witold Bunikiewicz pisząc: »Nie tyle w pendzlu i w manierze artystycznej tkwi pokrewieństwo Lentza z krajem Rembrandta i Halsa, nie w kostjumie włożonym jak na maskaradę i w apoteozie charakterystycznej brzydoty, ile w sile żywiołu, który rozsadzał sztukę jego, czyniącją jednym z najkapryśniejszych anachronizmów polskiej twórczości malarskiej, przyodzianej w obce truchło. Kaprys, który kazał artyście przebierać Frenkla w kostjum holenderskiego birbanta lub malować sceny w rodzaju uczty z Saskią, zakwalifikował Lentza jako naśladowcę f lolendrówi krytyce nastręczał aż nadto dowodów, że artysta przeżywa po raz wtóry te same sensacje, które ożywiały Halsa i Haarlemczyków. Lecz tak, jak istotą sztuki Chełmońskiego i Brandta nie byłv »opite wódką twarze«, ani »stepowi oczajdusze« (jak się wyrażała niegdyś krytyka), tak samo holenderskość Lentza nie wypełnia istoty jego twórczości, ale jest taką samą siestą twórczą, jak dla dobrego poety tłumaczenie obcego arcydzieła«. 

Lentz jest przedewszystkiem portrecistą i ma niejednokrotnie wszystkie cechy wielkiego malarza charakteru. A ponieważ twarz męska przeważnie ma więcej cech tego »charakteru«, bardziej wyraźnie sygnalizuje niejako walkę z życiem, więc też i Lentz przedewszystkiem maluje portret męski. Dla niego nie tylko twarz jest »zwierciadłem duszy«, ale cała postać, którą umie w zdecydowanych linjach ująć i zaznaczyć. Nigdy nie upiększa, o, przeciwnie, widzi przeraźliwie wiele i nie ukrywa tego, nie boi się powiedzieć wyraźnie, bez obsłonek, że natura to jest często złośliwa małpa, wykrzywiająca rysy nawet szlachetne grymasem brzydoty źle maskowanej. Przed nim robili to genjalnie wielcy Hiszpanie z Velasquezem na czele (Habsburgowie !), lub też z djabelską złośliwością Greco a potem Gova. Lentz nie jest złośliwy– jest tylko prawdziwy, bezkompromisowy, dokładny tą dokładnością, jaką odznacza się doskonała soczewka. Ta ostrość widzenia– wyraźmy się tak– Lentza, być może zasłaniała mu często ogólną piękność całej postaci, przerysowywała pewne markantne szczegóły ginące w całości i na pierwszy rzut oka niedostrzegalne, przynajmniej nie w tym stopniu, ale to już jego charakterystyczna cecha, którą musi się brać taką, jaka była. 

STANISŁAW LENTZ, PORTRET WINCENTEGO KOSIAKIEWICZA.
STANISŁAW LENTZ, PORTRET WINCENTEGO KOSIAKIEWICZA.

STANISŁAW LENTZ (Złoty medal. Monáchium 1913) (Wł. Pinaboteka w Monachium) PORTRET PROF. JABŁONOWSKIEGO (ol.).
STANISŁAW LENTZ (Złoty medal. Monáchium 1913) (Wł. Pinaboteka w Monachium) PORTRET PROF. JABŁONOWSKIEGO (ol.).

STANISŁAW LENTZ PORTRET P. KARPIŃSKIEJ (ol.) (Nagrodzony złotym medalem w Paryżu, 1912).
STANISŁAW LENTZ PORTRET P. KARPIŃSKIEJ (ol.) (Nagrodzony złotym medalem w Paryżu, 1912).

STANISŁAW LENTZ, WILKI MORSKIE Z SCHIEVENINGEN.
STANISŁAW LENTZ, WILKI MORSKIE Z SCHIEVENINGEN.

STANISŁAW LENTZ, SERENADA (ol.) (Wł. Muzeum miejskie we Lwowie).
STANISŁAW LENTZ, SERENADA (ol.) (Wł. Muzeum miejskie we Lwowie).

Nie zapominajmy, źe Lentz był doskonałym na swe czasy karykaturzystą. Wszakże był uczniem i uwielbiał genjalnego Daumiera! Tylko, że ten wielki Francuz miał to nieuchwytne esprit, tę finezję złośliwości i subtelną gryzącą ironję, a Lentz nikogo nie wyszydzał, bawił się tylko i śmiał, chwytając na gorąco typy, proszące się oołówek. Jedno ma jednak wspólne z Daumierem : Tamten był w karykaturze najświetniejszym ilustratorem współczesnej sobie Francji– Lentz pozostawił również w swej karykaturze dokumenty współczesności warszawskiej w jej typach, jakże nieraz świetnych. Pierwszy zresztą młodzieńczy sukces zawdzięcza Lentz właśnie karykaturze. W. Wankie podaje, że w krakowskiej Akademji Sztuk Pięknych, gdzie przez krótki czas studjował Lentz, Matejko zaśmiewał się z karykatur Lentza, wyobrażających korowód postaci nadnaturalnej wielkości, narysowanych na podłodze. A wśród tego pochodu był Gorzkowski, Matejko, Jabłoński, Szynalewski, Cynk i ich uczniowie, wszyscy podobni, żywi w ruchu, w gestach, nieporównanie prawdziwi, cudaczni. To było pierwsze oficjalne uznanie Lentzowskich zdolności, wyrok bowiem wygłosił jeden z cudotwórców sztuki: Matejko. Już wtedy tkwił w Lentzu pasjonowany karykaturzysta, już wtedy była w nim ta ostrość widzenia, która miała potem zaznaczyć się wyraźnie w portrecie, osiągając swój najświetniejszy wyraz w takich dziełach, jak portret Arcybiskupa Popiela, portrety Górskiego, Kronenberga, Mireckiego, Jabłonowskiego, Frenkla, Lubomirskiego, Kallenbacha i inne. Historykowi sztuki niepodobna przejść obok tych dzieł obojętnie, tyle w nich siły wyrazu, tak znakomicie uchwycone psychiczne właściwości, tak skomponowane jako bryły, takie niezrównane mają szczegóły. Jak ten wyraz nigdy się nie powtarzał– najlepiej świadczy zbiorowy portret »Ostatni profesorowie« i »Członkowie Tow. Naukowego«. Nie szło w nich Lenztowi o szczegółową jakąś kompozycję, którą jakby świadomie nawet rozbił, raczej jest przypadkowość i brak zgóry przewidzianej łinji kompozycyjnej– lecz zastanowiły go te twarze, będące niejako otwartemi księgarni przeżyć. Każda jest inna, w każdej jest inny wyraz, inne są przeżycia, inne charaktery. A wydobyte to z taką siłą przekonania, z taką precyzją, a jednak tak jakoś poprostu, że narzuca się wszystko oczom patrzącego i wdraża w pamięć. Być może, że dlatego, iż Lentz w pierwszym rzędzie starał się uchwycić w rysunku nietylko całość postaci, ale te właśnie utajone często cechy charakterystyczne modelà i to go przedewszystkiem animowało, nie wkładał zbyt wiele wysiłku w koloryt, w sensie eksperymentowania barwną plamą. Daleko jednak od tej utartej wersji, że były to rzeczy zupełnie pozbawione kolorytu, jednostajne w swym »sosie«, który nle pozostał jako nawyk ze szkoły monachijskiej. Nic podobnego ! Prawda, że jest pewna jednostajność w jego kolorach, ale skalą barw, którą operował, choć był to tylko akord, a nie cała symfonja, umiał wydobyć to, czego chciał, umiał posługiwać się tak, że nie ustępował zupełnie innym w osiągnięciu swych zamierzeń, tylko drogą inną, pozbawioną czaru kunsztownie uchwyconych wibracyj barwnych, które obce mu były od początku, jakkolwiek wzrastał w epoce triumfu impresjonizmu. Bo taka już była natura jego talentu i zaciętość w kroczeniu raz obraną drogą, która mimo wszystko zaprowadziła go jeśli nie na szczyty, to w każdym razie wysoko ponad przeciętność. 

STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY W STROJU HOLENDERSKIM (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET WŁASNY W STROJU HOLENDERSKIM (ol.).

I to właśnie– zdaje mi się– należało podkreślić. 

Zmarł 19 października 1920 w pełni sił twórczych, rozpocząwszy dzieło, które miało przekazać potomności podobizny pierwszych posłów Sejmu odrodzonej Polski. Wykonał część tego dzieła, dwadzieścia autolitografij, wydanych w roku 1919 w Warszawie. 

Nie przylepiając żadnej nomenklatury talentowi Lentza, stwierdzić bezstronnie należy, że sztuce polskiej przysporzył dzieł wartościowych, ciekawe, że był typem w malarstwie niecodziennym, że dzieło jego życia było nie wynikiem przypadku, lecz wielkiego zamiaru i wielkiego wysiłku twórczego, oraz wielkiego uczucia. A jak mówi La Rochefoucauld, »każde potężne uczucie ma swój głos, ruchy i miny, które mu są właściwe. I ten stosunek dobry lub zły, miły lub niemiły, rozstrzyga o tern, że ktoś się komuś podoba, lub nie«. 

Urodził się Stanisław Lentz w Warszawie w r. 1862. Jako szesnastoletni chłopiec wstępuje do szkoły Gersona, zasłużonego pedagoga i artysty. Młody adept sztuki już w początkowych swych studjach zwraca na siebie uwagę profesora, który swą szkołę utrzymywał na wysokim poziomie, ucząc przedewszystkiem rysunku, o którym zwykł był mawiać, że jest podstawą rzetelnej sztuki. Stary majster, niechętny tzw. realistom w sztuce, wpaja u swych uczniów zamiłowanie do piękna, którego nie widzi »w brutalności natury– trzeba ją przeto uszlachetniać i upiększać«. Już wtedy w zadatkach talentu Lentza tkwił realista i bystry obserwator natury, nie mógł się przeto zgodzić z teorjami swego mistrza i po roku wyemigrował do Krakowa, gdzie głośnem echem rozbrzmiewa sława Matejki i na nowo zorganizowanej ówczesnej Szkoły Sztuk Pięknych. Nie czuł się jednak tu dobrze, nie potrafił się znowu nagiąć do bezwzględnego powtarzania na różnolity sposób tego, co w płótnach swych wyczarowywał genjalny historjograf=malarz, przenosi się więc do Monachjum. 

Na ten okres (około roku 1880) przypadł właśnie cały exodus polskich artystów do pięknego miasta nad Izarą, gdzie po »Sturm und Drang« perjodzie i zwycięstwie młodych zapowiadała się nowa era. Zastał tam lub potem witał S. Witkiewicza, Axentowicza, Kędzierskiego, Malczewskiego, Dębickiego, Szymanowskiego, Popiela, Wodzinowskiego i innych, łącznie z dawniej osiadłym Brandtem i Wierusz Kowalskim, a ci wszyscy ówcześni artyści polscy talentem swoim, szerokością natury i temperamentu zdobyli sobie mir i zwracali szczególniejszą uwagę na siebie profesorów i mecenasów sztuki. 

Monachjum odrazu pochłania Lentza. Zapisuje się na kurs uwielbianego podówczas prof. Wagnera i do klasy rysunkowej prof. Bencsura. Wagner lubił Polaków i opiekował się nimi, a dla Lentza od pierwszej chwili miał wiele sympatji i otoczył go specjalną troskliwością. Niedługo też otrzymuje Lentz medal Akademji za studjum p. t. »Włoszka«.

STANISŁAW LENTZ, PORTRET P. H. (ol.).
STANISŁAW LENTZ, PORTRET P. H. (ol.).

Pierwszy obraz wystawia artysta w roku 1881 w Warszawie (»Mnich«), potem »Typ z okolic Dachau«. Są to rzeczy malowane pod widocznym wpływem solidnej szkoły monachijskiej. Ten sam »sos«, to samo podejście do tematu, trochę przyciężki rysunek, jednak bez zarzutu, i ten chłodny stosunek do tego wszystkiego, czem podbili już świat impresjoniści francuscy. Cztery lata spędza Lentz w Monachjum, pracując wytrwale, a kiedy wyjeżdża do Paryża, dostaje gorące polecenie od Wagnera do jego przyjaciół, między innymi do Munkacsy'ego. Wielkie tempo Paryża porwało bujną, żywiołową naturę Lentza. Malarstwo francuskie nie wywiera na niego prawie żadnego wpływu, nie zachwyca się niem, jest tylko obserwatorem, zato upaja się karykaturą Daumiera, on sam urodzony karykaturzysta,- porywa go ulica Paryża i jej typy, z pasją przebywa w muzeach. Tu w Paryżu można już było przewidzieć, że Lentz zostanie wierny raz obranej drodze i nie zepchnie go z niej triumfalny pochód nowatorów impresjonizmu, z okresu paryskiego pochodzą obrazy rodzajowe, jak »Serenada«, »Medytacje«, »W lombardzie«, »Zaloty«, »Antykwarjusz« i inne. 

Po trzech latach pobytu w Paryżu wraca do Warszawy i odrazu wpada w sam wir walki, rozpoczętej przez Stanisława Witkiewicza, który pamiętnymi swymi wy« stąpieniami poruszył całą opinję, »okłamaną przez krytykę«, która chwaliła tylko »mydlarstwo«. Lentz w walce tej udziału nie bierze już choćby z tego względu, że nie tyczyła się ona jego przekonań, idących po linji nie dotykających obu obozów. Maluje swe świetne postacie mieszczańskie i coraz kapitalniejsze w dosadnej charakterystyce portrety, o czem wyżej była mowa. 

Zasługą jego pozostanie, że on właśnie zreformował warszawską Szkołę Sztuk Piękn., obejmując dyrekcję po Stabrowskim. Szkole tej oddał się całą duszą i postawił ją na znacznej wyżynie. On to sprowadził z Paryża Ignacego Pieńkowskiego i powołał na profesora rzeźby Xawerego Dunikowskiego. W tym czasie i w tych stosunkach był to wielki krok naprzód. A sam pracował z uczniami i wiele czasu im poświęcał, będąc dla nich nietylko pedagogiem, ale ukochanym starszym kolegą i doradcą. 

W życiu prywatnem niezwykle miły, kulturalny, lubiący wykwint, którym potem się otoczył, gościł każdego prawdziwie »po polsku« i skupiał wokół siebie artystów wszelkich odcieni i ludzi kochających sztukę. Dom Lentzów był zawsze pełny gości, a nastrójw nim panujący niezapomniany, jak mi opowiadali stali jego bywalcy. Ton temu wszystkiemu nadawał gospodarz, który był typem istotnie niezwykłym, przypominającym naprawdę holenderską beztroskę wielkich majstrów pendzla, z domieszką słowiańskiej lekkomyślności i rozmachu życia. 


ARTUR SCHROEDER


STANISŁAW LENTZ, POŻYCZKA (ol.).
STANISŁAW LENTZ, POŻYCZKA (ol.).
JOZEF PUSCHMAN (XVI. Franciszka Jordanu, Kraków) STANISŁAW CZACKI (ol.) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JOZEF PUSCHMAN (XVI. Franciszka Jordanu, Kraków) STANISŁAW CZACKI (ol.) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
GIOVANNI BATTISTA LAMPI, JÓZEFA Z MNISZCHÓW SZCZĘSNOWA POTOCKA Z CÓRKA (ol.) (Wt. Fr. hr. Potockiego Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-w'a Przyi. Sztuk Pięk
GIOVANNI BATTISTA LAMPI, JÓZEFA Z MNISZCHÓW SZCZĘSNOWA POTOCKA Z CÓRKA (ol.) (Wt. Fr. hr. Potockiego Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-w'a Przyi. Sztuk Pięk" Kraków 1930).
JÓZEF TISCHMAN, TADEUSZ CZACKI (pastel)  (WŁ. Zdzisława Mr. Tarnowskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
JÓZEF TISCHMAN, TADEUSZ CZACKI (pastel)  (WŁ. Zdzisława Mr. Tarnowskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
FRYD. HENRYK FÜGER IAN IACF.K TARNOWSKI (ol.) (WŁ. Zdzisława Hr. Tarnowskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
FRYD. HENRYK FÜGER IAN IACF.K TARNOWSKI (ol.) (WŁ. Zdzisława Hr. Tarnowskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JÓZEF GRASSI JANUSZ ST. ILIŇSKI. 1NSP. KAWALERJI (ol.) (Wt. Adama Hr. Zamoyskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JÓZEF GRASSI JANUSZ ST. ILIŇSKI. 1NSP. KAWALERJI (ol.) (Wt. Adama Hr. Zamoyskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JÓZEF (GRASSI FRYDERYK MOSZYŃSKI MARSZAŁEK W. KOR. (ol.) (Wł. Hr. Szembeków, Poręba) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk” Kraków 1930).
JÓZEF (GRASSI FRYDERYK MOSZYŃSKI MARSZAŁEK W. KOR. (ol.) (Wł. Hr. Szembeków, Poręba) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk” Kraków 1930).
MARCIN KOEBER KRÓL STEFAN BATORY (ol.) (Wł. Zgromadzenia XX. Misjonarzy, Kraków) Wystawa “Stary Portret
MARCIN KOEBER KRÓL STEFAN BATORY (ol.) (Wł. Zgromadzenia XX. Misjonarzy, Kraków) Wystawa “Stary Portret" T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
FRANCISZEK XAWERY FABRE ST. MAŁACHOWSKI, MARSZAŁEK SEJMU CZTEROLETNIEGO (ol.) (Wł. Hieronima Hr. Tarnowskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
FRANCISZEK XAWERY FABRE ST. MAŁACHOWSKI, MARSZAŁEK SEJMU CZTEROLETNIEGO (ol.) (Wł. Hieronima Hr. Tarnowskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
GIOVANNI BAIPISTA LAMPI. JÓZEFA Z NNISZCHÔW SZCZÇSNOWA POTOCKA (ol.) (Wł. Fr. Hr. Potockiego, Kraków) (Wystawa „Stary '*Portret T-wa Przyj. Sztuk Pię-k., Kraków 1930).
GIOVANNI BAIPISTA LAMPI. JÓZEFA Z NNISZCHÔW SZCZÇSNOWA POTOCKA (ol.) (Wł. Fr. Hr. Potockiego, Kraków) (Wystawa „Stary '*Portret T-wa Przyj. Sztuk Pię-k., Kraków 1930).
JUSTUS SZUSTERMANS (Wt. Zdzisława Hr. Tarnowskiego. Kraków) PORTRET MŁODZIEŃCA (ol.) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930.
JUSTUS SZUSTERMANS (Wt. Zdzisława Hr. Tarnowskiego. Kraków) PORTRET MŁODZIEŃCA (ol.) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930.
SZKOŁA FRANCUSKA X. ELEONORA FRYDERYKOWA MICHAŁOWA CZARTORYSKA (ol.) (WŁ Marji Epstein. Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
SZKOŁA FRANCUSKA X. ELEONORA FRYDERYKOWA MICHAŁOWA CZARTORYSKA (ol.) (WŁ Marji Epstein. Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
MARCELO BACCIARELLI (?) KRÓL ST. PONIATOWSKI (pastel) (Wl. Hieronima Hr. Tarnowskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 193(1).
MARCELO BACCIARELLI (?) KRÓL ST. PONIATOWSKI (pastel) (Wl. Hieronima Hr. Tarnowskiego. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 193(1).
JÓZEF GRASSI TEKLA KS. JABŁONOWSKA (ol.) (Wł. Edwarda hr. Tyszkiewicza. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
JÓZEF GRASSI TEKLA KS. JABŁONOWSKA (ol.) (Wł. Edwarda hr. Tyszkiewicza. Kraków) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
JEAN BAPTISTE GREUZE (Wł. Fr. Hr Potocki. Kraków) STUDJUM PORTRETOWE (o!.) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
JEAN BAPTISTE GREUZE (Wł. Fr. Hr Potocki. Kraków) STUDJUM PORTRETOWE (o!.) (Wystawa “Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk.. Kraków 1930).
TOMASZ DOLLABELLA ST. TENCZYŃSKI. SYN JANA WOJEWODY KRAKOWSKIEGO (ol.) (Wł. Krystyny hr Potockiej, Krzeszowice) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
TOMASZ DOLLABELLA ST. TENCZYŃSKI. SYN JANA WOJEWODY KRAKOWSKIEGO (ol.) (Wł. Krystyny hr Potockiej, Krzeszowice) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JÓZEF GRASSI, ANTONINA ELEONORA Z KOMOROWSKICH ILIŃSKA (ol.) (Wł. Adama Hr. Zamoyskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).
JÓZEF GRASSI, ANTONINA ELEONORA Z KOMOROWSKICH ILIŃSKA (ol.) (Wł. Adama Hr. Zamoyskiego, Kraków) (Wystawa „Stary Portret“ T-wa Przyj. Sztuk Pięk., Kraków 1930).

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new