Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

CHODOWIECKI I JEGO TEMATY POLSKIE


W PIĘKNIE wydanej książeczce, zatytułowanej: »Daniel Chodowiecki, Jego sceny dziejowe polskie oraz wizerunki królów, wodzów, dygnitarzy, uczonych i typów ludowych, rysowane na schyłku XVIII-go wieku, (Warszawa 1930)« wystąpił p. Aleksander Kraushar w obronie polskości Daniela Chodowieckiego, gdańszczanina, lecz uczynił to bardzo niezręcznie i, pozwalam sobie dodać, – całkiem niepotrzebnie. Książeczka ta powstała na tle polemiki gazet gdańskich zp. Adolfem Nowaczyńskim, któremu autor pracę swą dedykuje, aby »wbrew tendencyjnym zaprzeczeniom biografów niemieckich, polskość, patrjotyzm i umiłowanie przeszłości Polski arcymistrza Chodowieckiego ostatecznie stwierdzić«. 

Czy Szanowny Autor istotnie sądzi, że swoją publikacją zdoła zmienić poglądy owych gdańskich uczonych? Przecież mamy tu do czynienia z artykułami dziennikarskiemi, z wycieczkami tendencyjnemi. a nie z nauką niemiecką, która zajmuje w sprawie polskości Chodowieckiego raczej stanowisko neutralne, niż agresywne. Niema tu wogóle mowy o »obstawaniu Niemców przy rzekomem niemieckiem jakoby pochodzeniu Chodowieckiego«. Czytamy w tej samej książeczce p. Kraushara, że główni biografowie Chodowieckiego, jak von Oettingen, Kaemmerer, Schottmüller, wyraźnie podkreślają jego polskie pochodzenie. Niemiecka nauka i za nią też opinja publiczna podtrzymuje tylko i stale powtarza, że Chodowiecki, aczkolwiek Polak z pochodzenia, stał się reprezentantem sztuki niemieckiej, jak Francuz Norblin reprezentantem sztuki polskiej, że łączność Chodowieckiego z kulturą mieszczańską stolicy pruskiej za czasów Fryderyka Wielkiego, z »Berlinertum« i z literaturą niemiecką, zniemczyła go do reszty. Zapatrywania takie pokrywają się w zupełności z poglądami innych badaczy, wśród których wymieniam Fourniera Sarloveze'go (Les peintres de Stanislas Auguste, roi de Pologne, Paryż 1913), który twierdzi, że Chodowiecki zapomniał o swojej ojczyźnie, d’être devenue trop allemand de coeur. Niemieckie to stanowisko w sprawie polskości Chodowieckiego uwypukliło się w sposób jaskrawy niedawno temu, a mianowicie na berlińskiej wystawie jubileuszowej, urządzonej w roku 1926 w »Märkisches Museum«. Sztuka Chodowieckiego ma specyficzną, lokalną nutę: a na tem polega entuzjazm berlińczyków dla »swego Chodowieckiego«, jak dla swego Hosemanna i dla niedawno zmarłego Zille'go. 

»A ja sobie zaszczyt czynię – być prawdziwym Polakiem, chociażem w Niemczech osiadł. Ja jestem pierwszym z Chodowieckich, który w Niemczech osiadł. Stąd widzisz WPan, żem prawdziwy Polak«, tak pisał Chodowiecki na krótko przed śmiercią do Józefa Łąckiego. Mamy jeszcze drugie świadectwo, a mianowicie list, nieznany naszym badaczom, zr. 1793, adresowany do księżniczki Krystyny Hohenlohe-Kirchberg, w którym Chodowiecki swoją przynależność do narodowości polskiej z dumą podkreśla i z żalem dodaje, że naród jego w niezadlugim czasie przestanie istnieć <por. Charlotte Steinbrücker: Daniel Chodowiecki. Briefwechsel zwischen ihm und seinen Zeitgenossen, Berlin 1919>. Jak wiadomo, Chodowiecki podpisywał się przez całe swoje życie zawsze Chodowiecki, a nie Chodowiecky,- nigdy nie pozwolił na zniekształcenie swego nazwiska i innych także zachęcał do prawidłowej pisowni. Dn. 6 marca 1778 napisał Joh. Erich Biester, bibljotekarz berliński, do poety Burgera: Du schreibst unsern Künstler Chodowiecky – Chodowieky. Das ist aber falsch, das »c« darf nicht wegbleiben, es wird im Polnischen (er ist in Danzing von einer polnischen Familie geboren> bekanntlich wie »z« ausgesprochen, und als heisst er der Ansprache nach, wie er sich auch selbst nennt, Chodowiezki, schreibt sich aber, und zwar richtig »Chodowiecky«. Dodamy tu, że zakończenie »cky nie oznacza bynajmniej, jak niektórzy mniemają, zniemczenia się danej osoby polskiej,- według ówczesnej pisowni niemieckiej i polskiej używano często na końcu słowa zamiast »i« – »y«, jak np. Arzeney, Biídnerey, Arey. 

DANIEL CHODOWIECKI STUDJUM PORTRETOWE (rys. czerwoną kredką. 35X40 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
DANIEL CHODOWIECKI STUDJUM PORTRETOWE (rys. czerwoną kredką. 35X40 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).

DANIEL CHODOWIECKi STUDJUM PORTRETOWE (rys, czerwona kredka, 35x49 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
DANIEL CHODOWIECKi STUDJUM PORTRETOWE (rys, czerwona kredka, 35x49 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).

Tyle co do pochodzenia Chodowieckiego i jego przyznania się do polskości. O wiele większe trudności przedstawia analiza, czy twórczość Chodowieckiego, który za młodych lat osiadł w Berlinie i tam się stał ulubionym i przez publiczność niemiecką, poetów i nakładców pożądanym ilustratorem niemieckich dzieł literackich, miała jakieś wybitne cechy polskie. 

»Chodowiecki war! 
War! Wär er nicht gewesen, 
So blieb wohl eine Schar 
Von unsern Büchern ungelesen!« 

Tak woła Gleim po śmierci Chodowieckiego. Podziwiamy jego mrówczą pilność, a może jeszcze więcej jego nadzwyczaj gibką konstrukcję psychiczną, która mu pozwoliła każdej chwili wczuwać się w zadania ilustratorskie i swoją liczną i różnorodną klientelę zawsze i pod każdym względem zadowolić. Nazwisko Chodowieckiego jest za silnie związane z literaturą niemiecką i z jego przedstawicielami, ażeby Niemcy nie mogli mówić o »swym berlińskim Chodowieckim«. 

O polskich tematach w spuściźnie Chodowieckiego, zresztą liczebnie bardzo szczupłych, rzadko kto słyszał, a okoliczność ta, jak przypuszczam, zachęciła p. Aleksandra Kraushara do wydania wymienionej pracy, w której omawia ryciny treści polskiej, zawarte w dwu kalendarzykach berlińskich. Przytem jednak dopuścił się autor kilku nieścisłości wzgl. omyłek, które niniejszem zamierzam sprostować. 

Zarzut, jakoby niemiecka literatura naukowa nie podała żadnej wzmianki o ilustracjach treści polskiej, a w szczególności o rycinach we wspomnianych kalendarzykach, jest zupełnie niesłuszny. Naturalnie nie można się spodziewać wiadomości o nich w mniejszych i w popularnym tonie napisanych monografjach. Trzeba w tym wypadku przejrzeć literaturę poważną, jak np. pracę W. Engelmann'a: Daniel Chodowiecki ssämtliche Kupferstiche <1857), lub katalogi aukcyjne największych zbiorów rycin Chodowieckiego <Zbiór J. C. D. Hebicha, zbiór Stechowa,- ostatni przeaukcjonowano u Boernera w Lipsku w r. 1919>. 

Zdaniem autora wpłynęła na pominięcie prac rytowniczych Chodowieckiego o treści polskiej »oprócz tendencyjnych zamierzeń Niemców do ignorowania polskości rytownika«, wyjątkowa rzadkość bibljograficzna wspomnianych berlińskich kalendarzyków. Śmiem twierdzić i to z własnego doświadczenia, kiedy jeszcze praktykowałem w antykwarjatach berlińskich i monachijskich, że owe kalendarzyki lub też ryciny z nich pochodzące, pojawiają się stosunkowo często w handlu, także nabywanie ich zawsze jest możliwem, nawet za dość przystępną cenę. Nawiasem dodaję, że Muzeum Wielkopolskie posiada jeden z tych kalendarzyków w stanie kompletnym, a mianowicie drugi egzemplarz, wydany na r. 1797. 

DANIEL CHODOWIECKI, CHODOWIECKI PORTRETUJE WOJEWODĘ HR. PRZEBENDOWSKIEGO (Podróż do Gdańska. 1773). (Akademia Sztuk pięknych, Berlin).
DANIEL CHODOWIECKI, CHODOWIECKI PORTRETUJE WOJEWODĘ HR. PRZEBENDOWSKIEGO (Podróż do Gdańska. 1773). (Akademia Sztuk pięknych, Berlin).

Przypatrzmy się tym kalendarzykom. Pierwszy z nich ma tytuł: »Historisch« genealogischer Kalender auf das Schaltjahr 1796. Enthält die Geschichte von Polen. Herausgegeben von J. Er. Biester. Mit zwei Karten, sieben Bildnissen und sechs historischen Vorstellungen von D. Chodowiecki. Berlin, bei Johann Fredrich Unger«. Drugi kalendarzyk na rok następny, który zawiera zakończenie zarysu historji polskiej <od r. 1572), zdobią: 6 illuminierte Vorstellungen polnischer Trachten und 6 historische Gegenstände von D. Chodowiecki. <Jak wynika z tekstu na stronie 312, zawiera ostatni kalendarz pozatem jako obraz tytułowy portret Antoniego Madalińskiego>. 

Zupełnie mylnie przypuszcza p. Kraushar, że wszystkie ilustracje w obydwóch kalendarzykach – z wyjątkiem mapy Polski i planu Warszawy oraz Pragi, rysowanych przez Sotzmanna – pochodzą z pod rylca Chodowieckiego. Przecież informacja nakładcy w podtytule książek nie może posiadać istotnej wartości dla naszych dociekań. Nakładca posługuje się pospolitym trykiem, albowiem nazwisko Chodowieckiego odnieść należy tylko do »scen historycznych«, a nie do mapy i planów, wobec tego też ani do »portretów«, ani do »kostjumów polskich«. 

Wśród portretów znakomitości polskich (razem 8 miedziorytów punktowanych: Władysław IV., Jan III. Sobieski, August II., Stanisław Leszczyński, Stanisław August, Kościuszko, A. J. Madalinski i Kopernik) znajduje się tylko jeden (portret Stanisława Augusta Poniatowskiego) oznaczony nazwiskiem autora=sztycharza: Krethlów (ulpsit) 795. (Joh. Ferd. Krethlów (Kretlow) ur. 1767 pod Berlinem, od r. 1818 profesor sztycharstwa nowozałożonego uniwersytetu warszawskiego, urn. 1842 w Warszawie,- por. Thieme«Becker, gdzie zestawione są jego prace). Na czem właściwie p. Kraushar opiera swe twierdzenia, jakoby Chodowiecki był autorem t. j. rysownikiem wymienionych portretów, nie wiem. Niema również żadnego dowodu na to, że Chodowiecki wykonał ryciny typów polskich w kalendarzyku zr. 1797 (6 rycin kolorowych, lub, jak je wówczas nazywano, »illuminierte« : Ułan, Adjutant królewski, Ułani piesi, Mieszczanin, Chłop, Szlachcic). Czyżby owych typów narodowych nie mógł wykonać również nie«polak? Polsko«niemieckie, raczej berlińsko«warszawskie stosunki artystyczne były przecież wtedy bardzo bliskie, sporo artystów niemieckich bywało w Polsce i też odwrotnie, dużo Polaków spotykano wówczas w Berlinie. Przypominamy tu tylko, że jednym z pierwszych nauczycieli młodego Chodowieckiego był jakiś Haid, uczeń Jerzego Filipa Rugendasa, zawezwany przez wuja Chodowieckiego, p. Ayrera, z Polski do Berlina celem wykształcenia utalentowanego siostrzeńca. Ry« cíny typów polskich mógłby wykonać ktoś, który nawet nie miał żadnej styczności z Chodowieckim, może znajomy wydawcy wzgl. nakładcy kalendarzyków berlińskich. Również odrzucić należy przypuszczenie p. Kraushara co do autorstwa owego zarysu historji polskiej, napisanego »w duchu bezstronności i wyraźnej sympatji dla Polski«.

DANIEL CHODOWIECKI MADAMI. OEHMOHEN. ZARZĄDCZYM. DOME PRYMASA B.SKLIPA HR. PODDSKIEGO (czerwona kredka 35 – 49 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).
DANIEL CHODOWIECKI MADAMI. OEHMOHEN. ZARZĄDCZYM. DOME PRYMASA B.SKLIPA HR. PODDSKIEGO (czerwona kredka 35 – 49 cm.) (Zbiory graficzne Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu).

Nie udało mi się sprawdzić, czy napisał elaborat ten Johann Erich Biester, już poprzednio wymieniony bibljotekarz królewskiej bibljoteki w Berlinie {od r. 1784), a zarazem wydawca tych kalendarzyków,- w każdym razie poszlaki prowadzą w tym kierunku. Swoją tezę, wedle której Chodowiecki ma być autorem tego zarysu historji polskiej, uzasadnia p. Kraushar nieco dziwnem pytaniem: »Któż zresztą mógł być owym doradcą przy wyborze charakterystyczniejszych epizodów historycznych z czasów piastowskich i następnych ? Czyżby Chodowiecki, Polak, autor sztychów, osnutych na epizodach z dziejów naszych, nie znał historji polskiej?« Sądzę, że każdy ilustrator kalendarzyków, choćby nawet nie-polak, znalazłby bez trudu w dorobku artystycznym ubiegłej epoki dose obfity materjał obrazkowy, z którego mógłby czerpać natchnienie do swych utworów. {Nadmieniam jako przykłady: Zernicke: Thornische Chronica {1727) z sztychami berlinczyka G. P. Busch, w tem »Schema Sessionis in Colíoquio Charitativo Thoruniensi«, lub książkę Jana Krzysztofa Kolba p. t. Merkwürdigkeiten (1735)

Wyniki badań p. Kraushara nie mają należytej podstawy i są pozbawione siły dowodowej, a kwestji narodowościowej Chodowieckiego nie można przedyskutować, opierając się na tak ciasnym materiale, jaki zawierają berlińskie kalendarzyki. Lecz gdzie i kiedy objawia się w twórczości Chodowieckiego jego polskość ? I [słuchajmy rady p. Nowaczynskiego : »Równocześnie {sc. z ogłoszeniem »listu Chodowieckiego, przypominającego w swym tonie dumę i innego jeszcze wielkiego Niemca z owych polskich {.*} Nieckich t. j. Nietschego«) zaś należałoby wydać z polskim wstępem »Artysty podróż do Gdańska«. Książeczka ta, zdobna 108 arcydziełami czcigodnego następcy Houdinsówi Falckow, byłaby najartystyczniejszym – jaki sobie można wymarzyć – prezentem dla członków Ligi Narodów, dla angielskich parlamentarzystów, dla odwetowców niemieckich, dla goszczących u nas co jakiś czas etranżerów – Chodowieckiego bibelocik, jakim jest »Artysty podróż do polskiego Gdańska« dałby im dużo do myślenia«. Bez kwestji, – lecz obawiam się, rac-ej w sensie przeciwnym, niż zamierzano. Niemcy wydali szkicownik ten, który przechowuje się w bibljotece Akademji sztuk pięknych w Berlinie, już kilkakrotnie. Cóż tam polskiego w nim? Po 30-letniej nieobecności w rodzinnem mieście styka się Chodowiecki znowu bliżej z polskiem towarzystwem. Ktoś {radca von Waasberghe) obiecuje zapoznać go z jakimś szlachcicem polskim,- w domu kupca Gerdesa poznaje on starostę Franciszka Ledóchowskiego wraz z żoną i córką,- uwiecznił ich w swoim szkicowniku, a dla pani starościny malował małą miniaturkę, przedstawiającą Matkę Boską Częstochowską, zapewniwszy sobie poprzednio na to zgodę ewangelickiego pastora. Za pośrednictwem p. Grieschego zamawia u niego wojewodzina Przebendowska portret swój en miniature, fort aise efe trouver un peintre polonais. Kilka dni później portretował nasz artysta jej małżonka hr. Ignacego Przebendowskiego, właściciela Pucka, Rzucewa i Wejherowa. Również arcybiskup gnieźnieński Gabryel Jan Podoski, który wtedy przebywał w Gdańsku (5 lat), zanim wyjechał z kraju do Francji, zaszczycił Chodowieckiego zamówieniem portretu na kości słoniowej. {Jest to jeden z największych portretów miniaturowych, jakie Chodowiecki wykonał,- Chodowiecki malował jeszcze drugi portrecik, wystawiony w r. 1837 na wystawie lwowskiej). Kilka dni później portretuje on hr. Czapską. W związku z temi zamówieniami napełniły się kartki jego szkicownika różnorodnemi studjami i obrazkami z życia towarzyskiego polskiego Gdańska. Pozatem widzimy tam kilka typów polskich, jak bądź to parobek stajenny (kozak), postać szlachcica polskiego i flisaka, bądź też studja zrobione podczas nabożeństwa w kościele OO. Dominikanów – nie bez lekkiej ironizacji katolicyzmu,- Chodowiecki bowiem był, jak wiadomo, protestantem, wychowanym w duchu »racjonalizmu«. 

DANIEL CHODOWIECKI, WIEŚ KASZUBSKA (Podróż do Gdańska 1773) (rys. piórkiem i tuszem).
DANIEL CHODOWIECKI, WIEŚ KASZUBSKA (Podróż do Gdańska 1773) (rys. piórkiem i tuszem).

Z czasu krotko przed podrożą do Gdańska pochodzą dwa rysunki czerwoną kredką zrobione, przedstawiające młodą polkę i szlachcica (w owalach, sygn. Dan. Chodowiecki del. Jan. 177 3), które sprzedano w r. 1916 na aukcji w Frankfurcie n. M. <w firmie F. A. C. Prestel), a po powrocie z Gdańska sztychował jeszcze trzy rysunki, zrobione w Gdańsku (Engelmann) 138a, E. 138b, E. 138c>. Pominąwszy zupełnie rycinę tytułową do wydanego w Berlinie wtłómaczeniu niemieckiem dziełka Krasickiego (»Verjüngter Greis«, Berlin 1785, przetł. J. Bernouilli) nie znamy istotnie żadnych dalszych rycin polskiej treści, oprócz wyżej wymienionych. 

Podczas swej podroży do Gdańska prowadził Chodowiecki także dziennik w języku francuskim (w posiadaniu prywatnem potomkow artysty). Tu odsłania artysta na różnych miejscach prawdziwe swe uczucie zarówno w stosunku do katolicyzmu, jakoteż do polskich zwyczajów towarzyskich, lekko ironizując to, co duszy jego było obce (por. scenę w domu Czapskich, lub jego niezadowolenie, gdy widział, jak panna Gousseau, guwernantka młodej Ledóchowskiej, całuje rękę księdza katolickiego). 

Nasuwa się pytanie, czy Chodowiecki istotnie był jeszcze Polakiem, kiedy napisał ów list do Łęckiego. Dr. Kaufmann, dyrektor archiwum miejskiego w Gdańsku kwestjonuje nawet istnienie tego listu (w bibljotece Jagiellońskiej), opublikowanego w wiernem tłómaczeniu przez J. S. Bandtkego w swej »Historji drukarń krakowskich (1815)«. List ten może jednak w najlepszym razie potwierdzić tylko polskie pochodzenie Chodowieckiego, który językiem polskim wcale nie władał. Portretującp. Ledóchowską, która nie umiała po francusku ani po niemiecku, nie mógł on prowadzić z nią konwersacji, jak się sam przyznaje, bo nie znał języka polskiego. Fakt ten potwierdza także napis na jednym z jego sztychów (nr. E. 138*), zatytułowanym przez artystę: »Dewotka popolska«. Błędny ten napis należy tem tłómaczyć, że Niemcy nie znający języka polskiego nieraz sądzą, że »polnisch« oznacza w języku polskim »popolski« (polnisch=polski po polsku). 

Dr. ALFRED BROSIG

DANIEL CHODOWIECKI (Muzeum wielkopolskie w Poznaniu) U MODNIARKI (ol.).
DANIEL CHODOWIECKI (Muzeum wielkopolskie w Poznaniu) U MODNIARKI (ol.).

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new