Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

ZAKOŃCZENIE


Już więc owa lepianka dla pomników mennicznych starożytnego Piasta została wykończoną. Trudno mi przewidziéć czy się czytelnikowi podobać będzie, czy znajdą zwłaszcza jéj podwaliny mocnemi, a jéj ściany we właściwych wyprowadzonemi odstępach. Za to jednak zaręczyć mogę, że co tylko wyżéj powiedziałem, powiedziałem z przekonania opartego na zasadach, i żem się usilnie starał, nietylko aby zasady same sprawdzić i należycie rozebrać, ale także aby je czytelnikowi jak najjaśniéj i najdokładniéj wyłożyć. Usprawiedliwiając tym sposobem zdanie moje, żadnéj za nie odpowiedzialności na siebie nie biorę, bo każdemu zostawiam pole otwarte do obalenia moich zasad jeśli je za słabe uważa, i do wskazania innych, któreby jego odmienne mniemanie popiérały.

Wiem ja że praca moja trafi w ogólności na badaczów, których umysły zaprawione są silnie zakorzenionym sceptycyzmem numizmatycznym. Tacy będą mię o płochość i łatwowierność pomawiać, będą wołać, żem tegoczesne wyrobki, wymyślone przez nadużycie albo źle zrozumianą narodową gorliwość, przyjął za pomniki przeszłości, i nieopatrzone w należyte świadectwa do świątyni historyi wprowadził. Niech się jednak z wyrzutami swemi wstrzymają. Jak nie jeden już fakt historyczny któremu wiary odmawiała filozofija ubiegłego stulecia, wyniosły do godności prawdy cierpliwe i wszechstronne badania dzisiejszego wieku, tak i niejeden pieniążek który dziś jeszcze za podrobiony uchodzi, może się późniéj okazać niewątpliwym przeszłości świadkiem.

Kiedy jednak wszystkie opisane w dziełku mojém pieniążki uważam za autentyczne, nie idzie zatém abym za tę autentyczność zaręczał. Zaręczenie to mógłbym dać tylko co do tych, które w wykopaliskach widziałem, np: Skromowskich, Golickich, Głogowskich, i większéj części Pełczyskich. Za inne ręczą czytelnikom inni badacze, jak P. v. Posern Klett w Lipsku, Żebrawski w Krakowie, niemniéj poprzednio drukowane dzieła. Jeśli ci się dali w błąd wprowadzić, ja za to odpowiadać nie mogę. Gdybym im wiary miał odmawiać, z równą zasadą wypadałoby odmówić wiary Czackiemu, mianowicie co do brakteatów z napisem: Dux Cazim. i S. Adalbertus; Koenemu co do brakteatu z napisem: Casimir, i kilku innych, Reichlowi co do brakteatu większego z napisem Dux Vladislaus, bo się także podobne brakteaty w żadném wykopalisku nie znalazły.

Zresztą obojętną nawet rzeczą było dla mnie, przyjąć Mieszki hebrajsko-napisowe, oraz Leszki i Przemysławy za autentyczne, albo im autentyczności zaprzeczyć. Wspiérają one wprawdzie rozwiniętą przezemnie teoryą porządkowania monet Piastowskich, ale dla niéj nie stanowią podstawy, i usunięcie onych z szeregu, żadnych w nim zmian innych nie pociągnie za sobą.

Jak z jednéj strony wielce jest dla badań starożytniczych pożytecznym zapas historycznych wiadomości, tak z drugiéj wielce szkodliwém uprzedzenie o bezwzględnéj onych prawdzie. Sumienny badacz buduje teoryą, ale się do niéj nie przywiązuje ślepo, radby ją w każdym takcie sprawdzoną widział, ale dla téj pociechy nie poświęci jeszcze własnego przekonania, i niezamilczy faktu któryby się jego teoryi sprzeciwiał, ani go do niéj nakrzywiać nie będzie. Ostrożnie i z zimném sercem szuka on prawdy, a dopiéro gdy ją dośledzi, i obejrzawszy się wszechstronnie silną o niéj poweźmie wiarę, wtedy mu wolno puścić wodze uczuciu, i rozpłomienioną wyobraźnią jak ogniem bengalskim ją oświecić aby się wydatniejszą stała.

Nic zaś tak nie hańbi badacza, jak stronnictwo bez przekonania. Sfałszowany rozmyślnie fakt, by téż w najlepszym celu, jest zgwałceniem historyi, a im zręczniéj to jest dopełnioném, im podrobiony pomnik więcéj się z autentycznemi zgadza, tém większa odpowiedzialność ciąży na podrabiaczu, lub na tym, kto taki pomnik z wiadomością o rzeczy za niewątpliwy podaje. Żaden cel nie może tu być wymówką, kiedy środek ku osiągnieniu jego użyty głos powszechny potępia; kiedy wyrzuca przeniewiercy, że tym sposobem mąci czystą historyi krynicę, i prawdy na jéj dnie ukrytéj dojrzéć nie pozwala. Cóż dopiéro jeśli tym celem zysk materyalny. Ludzie którzy się za nim na téj drodze uganiają, pogardy tylko warci.

Teraz przywodząc sobie na pamięć przyjazne i przeciwne okoliczności na jakie się w czasie pracy napotkało, z prawdziwą pociechą przychodzi mi wyznać, żem od numizmatyków średniowiekowe monety Polskie zbiérających, gorącego doznał spółczucia. Byli wprawdzie między nimi tacy, którzy niedowierzając siłom moim, swojéj mi odmówili pomocy, byli inni którzy tę pomoc z wielką wydzielali oszczędnością, w ogóle jednak żalić się nie mogę. Książe Wilhelm Radziwiłł w Berlinie, P. v. Posern Klett w Lipsku, Erbstein w Dreznie, Żebrawski w Krakowie, Hr. Franciszek Potocki, P. P. Bayer i Faust w Warszawie, Dr. Kuczyk w Międzyrzécu, Naczelnik powiatu Piątkowski w Miechowie, otworzyli mi zbiory swoje, w których nie małe materyały znalazłem. Niewspominam już tych, których kollekcye nic nowego nie mogły mi dostarczyć. P. Ignacy Zagórski pozwolił mi także z niektórych zgromadzonych przez siebie rysunków korzystać. Za ułatwienia które mi tym sposobem zrobili, publiczną składam im podziękę. Jaką zaś miałem materyalną pomoc w wydaniu dziełka, lista prenumeratorów najlepiéj czytelnika objaśni.

Z drugiéj strony, aby czytelników uczynić pobłażliwszemi na uchybienia od tego rodzaju dzieł nie odłączne, powinienem im pokazać przeszkody, jakie mi w ciągu pracy mojéj pokonywać przychodziło. Znają je dobrze ci, którzy kiedykolwiek zajmowali się podobną naukową zabawką. Ci zaś którzy tego nie doświadczyli, niech rozważą, że aby książkę tę wystawić, potrzeba było oprócz skreślenia mozolnych i nudnych wywodów, każdy niemal pieniążek dwanaście razy przynajmniéj rysować, i niejednę rzecz drugi i trzeci raz przerabiać. Zbywało mi do tego na potrzebném usposobieniu, na właściwych narzędziach, a częstokroć i wzrok słabnął i niedopisywała cierpliwość. Na ten karb, niech czytelnicy policzą niedokładność wielu kliszowych mianowicie figur, i zaniedbaną w niektórych robotę. Do przerobienia ich na nowo już nie miałem odwagi, a jeśli tylko z nich pieniądz poznać można, wolałem je umieścić, niźli rzecz bez nich zostawić.

Teraz puszczam w świat książkę, owoc kilkunastoletnich szperań, które w ostatnich dwóch latach, wszystkie niemal wolne godziny życia zajmowały wyłącznie. Los jéj już mię nie obchodzi. Ani mnie pochwały nie nadmą, i do własnéj teoryi ślepo przywiążą, ani mię téż zbiją z toru ostre przeciwników krzyki. Jednych i drugich udało mi się w życiu więcéj usłyszéć, niż sobie na to zasłużyłem. Zimna krytyka na dobrze zbadanych źródłach historycznych oparta, ta jedna może trafić do mego przekonania, i zdanie moje odmienić, ta jedna będzie dla mnie pociechą, żem nie napróżno czas trawił, i żem się do rozjaśnienia téj części dziejów naszych choć pośrednio przyłożył.

Warszawa dnia 1 Lipca 1847 roku.
K. Stronczyński.
keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new