Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

O wodnej armacie czyli marynarce polskiej


Polacy najchętniej walczyli konno, na koniach odnosili największe zwycięstwa. W dziejach naszego narodu są jednak karty, których milczeniem pominąć nie godzi się; mieliśmy flotę wojenną i kupiecką, bandera z białym orłem polskim ukazywała się na oceanie i Adryatyku, mieliśmy zwycięstwa morskie, mieliśmy wielu ludzi, którzy wsławili się na morzu walecznymi czynami. Wielka stąd wynikła dla nas szkoda, że nie dołożyliśmy takiego starania, jakie winniśmy byli położyć, aby posiąść potęgę na morzu. Wspomnimy tu tak o kupieckiej żegludze jak i o wojennych okrętach Rzeczypospolitej Polskiej.

Starożytne podanie mówi, że wnuk księcia polskiego Lecha, Wyzimierz, książę na Pomorzu, zwycięsko z Duńczykami na okrętach wojował. Pewnego jednak nic o tym księciu powiedzieć nie możemy. Słowianie północni jak Lutycy i Obotryci, zamieszkujący kraje z Danią graniczące, ciągle na morzu ze sąsiadami prowadzili walki, jak o tern wspomina Helmold w XII. w. Bolesław Chrobry przyłączył do Polski całe Pomorze aż po wyspę Rugię, musiał więc mieć okręty potrzebne do zabezpieczenia panowania swojego na Pomorzu. Marcin Bielski podaje, że Bolesław Krzywousty wyprawił się w r. 1124. z Gdańska na okrętach do Danii i wrócił z mnogimi skarbami. W w. XII. pomorscy książęta czynili nieraz wyprawy na Bukowiec przezwany przez Niemców Lubeką, i łupili osiadających tu kupców niemieckich. Oni to pierwsi mieli przewozić konne wojska na okrętach. Długosz pisze, że Świętopełk przez Leszka Białego potwierdzony księciem Pomorza, wielką miał na morzu potęgę.

Flota wojenna polska pod Gdańskiem. Malował ks. dr. Kruszyński.
Flota wojenna polska pod Gdańskiem. Malował ks. dr. Kruszyński.

Miasta pomorskie już za panowania Krzyżaków znacznie się podniosły i prowadziły ożywiony handel. W r. 1367. wszczęły miasta, należące do Hansy, wojnę z królem duńskim Waldemarem III. W tej wojnie, zakończonej, klęską Danii, brały udział miasta pomorskie i pruskie: Gdańsk, Elbląg, Toruń, Chełmno, Królewiec; a w Inflantach: Dorpat, Rewel i Parnawa. Gdańsk w r. 1370. prowadzi wraz Hansą wojnę przeciw morskim rozbójnikom t.zw. Witalienbrüder, a w r. 1393. buduje pierwsze dwa okręty wyłącznie w celu wojennym, dla zabezpieczenia się przed morskimi rozbojami. W r. 1398. wielki mistrz nadaje burmistrzom Arnoldowi Hechtowi z Gdańska i Arnoldowi Herfeldowi z Królewca godność swych admirałów. Żegluga jednak i kupiectwo rozwinęły się dopiero pod panowaniem polskiem. W czasie powitania przeciw Krzyżakom za Kazimierza Jagiellończyka król duński zaczął w r. 1455. posyłać morzem posiłki Zakonowi. Podobnie czyniła Lubeka. Kazimierz Jagiellończyk nie miał okrętów, ale przez nadanie znacznych przywilejów zachęcił Gdańsk do walki na morzu. Tego samego roku zawiązał Gdańsk ochotniczą flotę, która zatrzymywała nieprzyjacielskie okręty. W r. 1458. miał już Gdańsk 21. okrętów większych i mniejszych, które ubezwładniły Lubekę i zamknęły przystanie krzyżackie, między niemi nawet Królewiec, a Duńczykom znaczne zadawały klęski. W r. 1463. w bitwie morskiej odnieśli królewscy żeglarze świetne zwycięstwo nad Krzyżakami. Wszystkie statki nieprzyjacielskie uwięziono do Gdańska. Wielu nieprzyjaciół poległo, wielu wzięto do niewoli. Kawalerowie Mieczowa wysłali z Inflant swe okręty na pomoc Krzyżakom, lecz i te zwyciężyli i pobili królewscy żeglarze.

Miasta pomorskie, przez Kazimierza Jagiellończyka uwolnione od krzyżackiej pięści i obdarzone wielkimi przywilejami, do niezmiernej doszły potęgi. Odznaczył się zwłaszcza Gdańsk, o którego żegludze możnaby pisać całe księgi. W r. 1482. zabezpiecza on Wisłoujście i buduje latarnię morską, którą w późniejszych czasach nieraz umacniano. Latarnia ta spaliła się w r. 1709, odbudowano ją niedługo potem. Morze sięgało niegdyś aż po latarnię, z czasem jednak piasek morski usypał koło niej znaczne wybrzeże. 

Kupcy polscy, zwłaszcza z miast nad rzekami spławnemi położonych jak np. Morsztynowie z Krakowa, posiadali na morzu własne okręty. Statki Morsztynów woziły towary aż do Holandyi, Anglii i Hiszpanii. Kupiecka rodzina Fukierów z Krakowa, która się potem do Warszawy przeniosła, kiedy król przeniósł tam stolicę, prowadziła rozległy handel morski winem i zbożem. Dotąd jeszcze w Warszawie wisi w sklepie Fukierów okręt na znak, że właściciele prowadzili handel na morzu. Polscy panowie miewali na Bałtyku własne rybackie statki. Arcybiskup gnieźnieński, Mikołaj Kurowski, prowadził handel morski głównie zbożem, słoniną i solonem mięsem; statki jego szły aż do Flandryi. Jak rozległe było u nas morskie kupiectwo i jak wiele zależało cudzoziemcom na utrzymaniu stosunków z Polską, świadczy to, że królowa angielska Elżbieta, zabraniając członkom Hansy w r. 1596. wstępu do swego państwa, dopuściła jedynie poddanych króla polskiego. 

Nadmienić tu wypada na naszą chlubę, że jedynie w Polsce nie było nikczemnego prawa o rozbitkach morskich (ius naufragii), na mocy którego gdzieindziej wszystkie rzeczy rozbitków morskich, stawały się własnością tych, którzy na brzegu je znaleźli. Już Kazimierz Jagiellończyk odzyskawszy Pomorze, zniósł w zupełności niegodziwe to prawo. Powtarza to samo Zygmunt Stary i Batory, który tak się odzywa: »Jeżeli burza wszystko nieszczęśliwemu zabierze, dlaczego mielibyśmy być okrutniejszymi od wichrów i burz«. Kiedy za panowania Zygmunta Starego w r. 1520. Albrecht brandenburski, wybrany wielkim mistrzem krzyżackim, nie chciał uznać polskiego króla swym zwierzchnikiem, Gdańszczanie na pięciu swych okrętach przybili do Kłajpedy, zabrali jeden okręt krzyżacki i jeden holandzki, a miasto podpalili. Wielki mistrz zaskoczony i przestraszony tym śmiałym napadem, już się do zgody skłaniał, gdy dowiedział się. że do Kłajpedy przybywają mu na pomoc niemieckie okręty z czterotysięczną załogą. I tę jednak flotę pobili Gdańszczanie koło Braniewa (Brunsbergi), zabrali okręty, broń i jeńców, a część tylko załogi dopłynąwszy do brzegów uratowała się od zguby.

Twierdza morska Wisłoujście, albo latarnia, przy ujściu Wisły. (ze starej ryciny).
Twierdza morska Wisłoujście, albo latarnia, przy ujściu Wisły. (ze starej ryciny).

Powodem do powstania pierwszej floty wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, był zatarg z Kawalerami mieczowymi w Inflantach. Mistrz Zakonu Firstenberg przeszedł na Iuterską wiarę, a chcąc zostać świeckim księciem, uwięził arcybiskupa Rygi, Albrechta brandenburskiego, brata pruskiego księcia. Król Zygmunt August wysłał do mistrza posła, Kaspra Lackiego, którego w drodze zamordowano. Kawalerów mieczowych można było pokonać jedynie przy pomocy floty, gdyż mieli oni pomoc z za morza od Szwecyi, Lubeki i innych nadmorskich niemieckich miast. Aby ich obezwładnić, trzeba było odciąć im pomoc, wszelki dowóz przez morze i zabronić im prowadzenia morskiego kupiectwa. Zachęcił też króla do utworzenia siły morskiej także Albrecht, książę pruski, który także był w nieprzyjaźni z Kawalerami mieczowymi. Miał książę kilka wojennych okrętów i nimi ubezpieczył swoje morskie kupiectwo, a zawierał umowy bardzo dla siebie dogodne z Francyą i Anglią na dostawę surowych płodów. Okazywał książę królowi korzyści z tych kilku swych okrętów. Król z początku nie miał chęci do założenia floty. Tłumaczył się, że Polacy ochotni do walki konnej na Otwartem polu, nie będą mieli ochoty walczyć na morzu. Myślał zapewne tak, jak się wyraża Sebastyan Klonowicz we »Flisie«: 

»Z brzegu na morze patrzeć i na szumne wały 
Piękna rzecz o Pomorskie, gdy się łamią skały, 
Ale którzy na lądzie mieszkając, nie znają 
Morza, a z nieruchomej ziemi żywność mają, 
Szczęśliwi są: Neptuna wiosłami nie porzą, 
Ziemię depcą nogami, a wołami ją orzą.

W końcu jednak przekonał się Zygmunt August o konieczności tego przedsięwzięcia i postanowił w r. 1556. zawiązać wojenną ochotniczą flotę. Ustanowił król w tym celu swych komisarzy: Konarskiego, Klefelda burgrabiego gdańskiego, z Janem Kostką, gdańskim kasztelanem na czele. Flotę nazywano u nas »Wodną armatą«. Naczelnym admirałem czyli, jak mówi Paprocki »hetmanem wojska morskiego«, mianował król Tomasza Sierpinka. Dowodzili pod nim: Wąsowicz, Nanynkes, Genrich i Hausnerker. Załoga składała się z ochotników czyli, jak ich wtedy nazywano »freibiterów«. Klonowicz pisze: 

»Potym w okręciech począł wieść i wojny 
Na wodnym polu naród niespokojny. 
Tak wojsko wojskiem karmi bez pochyby na morzu ryby... 
Freibiterowie poczęli się za tem
W okręciech zbijać po morzu wichrzatem«.

Wodna armata miała żeglować, po Bałtyku i zatrzymywać okręty wiozące broń żywność i towary do InfIant Szwecyi i Bosyi, z którą też Polska wojnę prowadziła. Żeby żeglarzy zachęcić do śmiałości, zarządził król, by im oddawano całą zdobycz, a skarbowi koronnemu zastrzeżono tylko dziesiątą część jako podatek. Admirał Sierpinek pobierał znaczną płacę, bo 150 talarów na miesiąc. Ilość okrętów zaczęła się od trzech, a doszła w końcu do piętnastu. Książę Albrecht pruski jako lennik polski dołączył też trzy swoje. Polska wzrosła w znaczną potęgę morską tak, że nawet potężny związek Hansa w r. 1557. upraszał króla polskiego o przyjaźń i opiekę. Po utracie Rewia, Parnawy i Połocka postanowił król powiększyć jeszcze ilość okrętów. Tak dowiadujemy się, że Gdańszczanin Figenow wystawił dwa nowe okręty »Gryt« i »Lew«, które zaraz po ich urządzeniu zdobyły szwedzki okręt »Abraham«. W r. 1563. zawarł król przymierze z Danią i Lubeką w Szczecinie, aby zabezpieczyć sobie pomoc na morzu. Dania zobowiązała się nie przypuszczać obcych okrętów przez Sund. Skarżyły się na to obce państwa, lecz król odpowiadał, że broni tylko własnych praw. Wodna armata opanowała raz okręty niemieckie, wiozące towary do Narwy w Estonii, którą właśnie wtedy posiadał Iwan Groźny. Niemcy odwoływali się, że cesarz pozwolił na stosunki z Narwą. Z tego powodu sekretarz królewski, ks. Franciszek Krasiński posłował do cesarza i udowadniał prawa króla polskiego. Doznała wprawdzie raz Wodna armata porażki w r. 1568., gdy dwanaście polskich okrętów, czatujących na statki, płynące do Narwy, napadli Szwedzi. Szwedzkie okręty w przeważającej sile pod admirałem Piotrem Larsonem napadły na naszą flotę i ścigały ją aż po Gdańsk. 

Przyniosła jednak Wodna armata wielkie korzyści w inflanckiej wojnie, gdyż pokonani zostali Kawalerowie mieczowi, a ostatni ich mistrz Gotard Kettler poddał się Polsce, został księciem hołdowniczym na Kurlandyi, a Inflanty oddał Polsce.

Zakaz prowadzenia kupiectwa ze Szwecyą, Rosyą i Inflantami był bardzo uciążliwy dla Gdańska i narażał na wielką stratę w zyskach. Gdańszczanie odmawiali królowi prawa do takiego zakazu, a przywilej Kazimierza Jagiellończyka z r. 1457. tłumaczyli tak, że panowanie nad morzem przywłaszczali Gdańskowi a Rzeczypospolitej chcieli zostawić tylko brzegi: »dokąd koń dopłynie, a kula armatnia dosięgnąć może«. Rozumie się, że i inne państwa, jak Anglia, niemieccy książęta i niemieckie miasta wrogo były usposobione dla tego nowego objawu potęgi Rzeczypospolitej. Pod wpływem innych państw odstąpiła Dania od przymierza, a nasza Wodna armata ścigała teraz i duńskie okręty. Duńczycy wraz ze Szwedami podburzali ciągle Gdańszczan przeciw królewskiej sile morskiej tak, że ci coraz jawniej występowali przeciwko królewskim okrętom. Sierpinek zajmował nieraz z tego powodu gdańskie okręty, lecz dobrotliwy król rozkazywał je zwracać. Skarżył się tylko na niewdzięczność mieszczan. Niechęć i zuchwalstwo Gdańszczan doszły wkońcu do szczytu. W czerwcu r. 1568. na targu w Gdańsku królewscy żeglarze chcieli kupić kury, a gdy chłopi za wielką podali cenę, rozgniewani żołnierze wydarli im je przemocą. Powstała stąd bitka, w której kilku ludzi pokaleczono, ale nikogo nie zabito. Zuchwali Gdańszczanie sami sobie wymierzyli sprawiedliwość: pojmali i śmiercią ukarali jedenastu królewskich żeglarzy; wypowiedzieli królowi posłuszeństwo i przygotowali się do oporu. Nie wpuszczali odtąd do miasta królewskich żeglarzy i z dział strzelali do polskich okrętów. Burmistrz Ferber i burgrabia królewski Klefeld, który jako namiestnik króla winien był bronić jego praw, najwięcej się przyczynili do wywołania tych rozruchów. Król, chcąc zakończyć sprawę, wysłał do Gdańska swych komisarzy z biskupem kujawskim, Karnkowskim na czele. Dumni jednak Gdańszczanie nie chcieli wpuścić w bramy miasta królewskich komisarzy. Sejm w Lublinie w r. 1569. osądził tę sprawę; burgrabiego Klefelda uznał winnym obrazy majestatu. Nowa komisya przybywa w r. 1570. Upamiętali się już teraz mieszczanie, a przestraszeni usiłowali nawet przekupić Karnkowskiego, jednak biskup ich oskarżył jeszcze za to a do mieszczan tak się surowo odezwał: »Królowie polscy i Korona nie ma sobie Gdańszczan za sąsiady, ale im rozkazuje jako poddanym swym«.

Najwinniejszych przewódców rozruchu, między nimi Ferbera i Klefelda uwięziono i odesłano do więzienia w Sandomierzu i Piotrkowie. Karnkowski zajął dla Rzeczypospolitej przystań i zobowiązał Gdańszczan do płacenia podatku tak zw. »palowego«, wybieranego od okrętów, zawijających do przystani. Dla króla otrzymał, jak to było za Kazimierza Jagiellończyka przyrzeczone, dwór i trzy domy nad Mołtawą. Gdy się zadość stało sprawiedliwości, Karnkowski wyrobił u króla dla miasta przebaczenie. We Warszawie burgrabia i miejskie stany na klęczkach przebłagały króla, otoczonego senatem. Ze wstąpieniem na tron szwedzki Jana III. ustały nieprzyjazne stosunki ze Szwecyą, ale trwał dalej zatarg z Iwanem Groźnym. Zakaz jednak dowozu do Narwy obraził króla duńskiego, spowinowaconego z Iwanem, a Duńczycy w odwet za chwytanie swych okrętów zabrali Polakom dziewięć okrętów. W r. 1570. wyruszyły z Gdańska trzy okręty i jedna pinka, t. j. mały okręt przeciw Moskalom pod Rewel. W r. 1571. doznała polska flota znacznej porażki pod Helem, a król starał się u sejmu o zasiłki na nową flotę. Do końca panowania Zygmunta Augusta zachowały się resztki polskiej floty; król wcale jej nie rozpuszczał, jak to niektórzy podają. Że naród zrozumiał potrzebę Wodnej armaty, świadczy to, że w umowie o koronę z Henrykiem Walezym w r. 1673, wyraźnie zastrzeżono utrzymanie morskiej floty. Przyrzekali tożsamo arcyksiążę Ernest i Alfons, książę Ferrary. »Henryk przyrzekł Polakom armatę na morzu chować« mówi Paprocki. W czasie powstania Gdańska za Stefana Batorego starosta pucki Ernest Weyher miał statki strażnicze, którymi strzegł wybrzeża i schwytał nawet dwa duńskie okręty koło Helu. Batory, chcąc odciąć miastu wszelkie posiłki, postanowił 28. lipca 1577. utworzyć dorywczą siłę zbrojną na morzu. Urządzenie floty polecił król swemu sekretarzowi Piotrowi Kłoczewskiemu, staroście małogojskiemu i zwierzchności miasta Elbląga. Zastrzegł król, by jego żeglarze walczyli uczciwie jak rycerze: »Milites nostri, quos non piratos neque freibileros esse volumus«, by nie zatrzymywali żadnych innych okrętów, jak tylko wiozących pomoc dla Gdańska. Całą zdobycz zostawił król żeglarzom i dowódcom; zapewnił im nadto stałą płacę, a właścicielom okrętów stosowną zapłatę i przyrzeczenie uwolnienia statków przed zimą. Pozwolił im nadto przy powrocie z wyprawy wprowadzić okręty z towarami bez podatków do przystani. Flota ta nie była jednak stałą, a Batory nie miał czasu na utworzenie stałej morskiej potęgi.

Była nadzieja, że Zygmunt III., który z za morza ze Szwecyi do Polski przybywał, utworzy potężną flotę. Uczynił to on, ale nie odrazu udając się z Gdańska do Szwecyi, aby po ojcu należny mu tron szwedzki objąć, płynął na najętych u Szwedów okrętach. Kiedy po raz drugi udawał się do Szwecyi, by położyć koniec zaburzeniom, które przeciwko niemu tam się wszczynały, najął okręty u duńskich kupców, a panowie polscy towarzyszący mu jechali na własnych okrętach w Gdańsku zamówionych. Przyszło tedy pod Stegeborgiem do utarczki na morzu, która jednak została nierozstrzygnięta. Szwedzi podburzeni przez księcia Karola Sudermańskiego nie chcieli uznać królem Zygmunta, a w r. 1604. samego Karola obrali królem. Niebawem zaczęła Szwecya wojnę z Polską w Inflantach. We wojnie tej zadziwienia godne zwycięstwo odniósł Karol Chodkiewicz. Miał on parę mniejszych polskich statków i wiele łodzi, nadto dwa większe, Szwedom w Parnawie zajęte okręty. Dokupił kilka innych od Anglików i Holandczyków, umocnił je, uzbroił i obsadził swoją załogą. Do bitwy morskiej przyszło pod Szalcem 1609. Stała szwedzka flota bez zachowania najmniejszej ostrożności, nie wiedząc, że Polacy mają okręty. Chodkiewicz napadł ich znienacka. Polska Wodna armata odniosła świetne zwycięstwo: dwa wielkie szwedzkie okręty zatopiono, inne uszły z pola bitwy. Mimo tego zwycięstwa admirał Gustawa Adolfa Guldenhielm, korzystając z braku stałej floty w Polsce, pustoszył wybrzeże polskie. Konieczne zatem było stworzenie stałej siły morskiej. Namawiała do tego króla i Hiszpania, przyrzekając wysłanie w razie potrzeby swoich okrętów z pomocą. Król hiszpański Filip III. wysyłał nawet w tej sprawie do Polski posła hrabiego Soria. Książę pruski myślał już o niepodległości, porozumiał się ze Szwedami, którzy idąc z pomocą księciu, wkroczyli do Prus Książęcych. Król widząc, że do wojny ze Szwecya niezbędna flota, utworzył ją własnym nakładem. Na twierdzę morską wybrano Puck, położony w głębokiej zatoce, nazwanej od tego miasta Zatoką Pucką. Tworzy ją z jednej strony wybrzeże morskie, ciągnące się od Gdańska ku północnemu zachodowi, a od strony południowo-wschodniej wązki a długi półwysep Hel.

Do zwycięstwa i zdobycia przez Koniecpolskiego w r. 1627. Pucka, zajętego chwilowo przez Szwedów, przyczyniły się już w znacznej mierze polskie okręty, które zawinęły do przystani i stąd raziły z armat wroga. Dowódcą twierdzy Pucka został Lanckoroński, o którym będzie jeszcze mowa. Z początkiem wiosny następnego roku miała polska flota 3. wielkie okręty i 6. szkut, a w jesieni, już 9. wielkich okrętów. Do bitwy morskiej przyszło 28. listopada r. 1627. Szwedzi wtedy właśnie obstąpili przystań we Wisłoujściu i uczynili tak zwaną blokadę. Gdy raz odesłali Szwedzi cztery swe okręty w stronę Helu, napadli Polacy pod wodzą Arendta Dickmana w sile 9. okrętów na 11. szwedzkich, dowodzonych przez Mikołaja Sternskielda i odnieśli nad nimi świetne zwycięstwo. 

Dwa okręty zdobyli Polacy, kilka okrętów, między nimi admiralski sami Szwedzi wysadzili w powietrze, nie chcąc, by wpadły w ręce Polaków. Niedobitki uciekły do portu w Piławie. Polska Wodna armata zyskała światową sławę. Niektórzy wprawdzie twierdzą, że Polacy mieli w bitwie więcej okrętów niż Szwedzi, co jest nieprawdopodobne, bo blokady, tak jak to Szwedzi uczynili, nie zaprowadza się siłami słabszemi od nieprzyjacielskich. Polacy więc musieli tylko skorzystać z tego, że Szwedzi odesłali cztery swe okręty w stronę Helu, i wtedy na Szwedów natarli. Dnia 5. Iipca r. 1628. Gustaw Adolf napadł na okręty polskie, stojące na Wiśle między Gdańskiem a Wisłoujściem. Działa jego, ustawione na brzegu, zniszczyły dwa okręty, a trzeci, choć uszkodzony uszedł z innymi do Gdańska.

Dowódcą twierdzy morskiej w Pucku został Lanckoroński, który wiele miał dokazywać. Raz pod Helem ugrzął na mieliźnie szwedzki okręt. Lanckoroński strzelał z brzegu do okrętu z dział i sypał okopy, wciąż do okrętu się przybliżając. W końcu gdy nie starczyło mu już zapasów, wezwał okręt do poddania się, grożąc strzelaniem z granatów, których jednak nie miał. Przestraszona załoga w liczbie 300. ludzi z dwoma kapitanami, t. j. kapitanem okrętu i kapitanem piechoty okrętowej, poddała się, wydając okręt o 36. działach. Admirał z czterema ludźmi uciekł na szwedzkie okręty trochę dalej stojące.

Cesarz Ferdynand II. i Hiszpanie prosili Zygmunta, by wysłał flotę do Wismaru w pomoc flocie cesarskiej przeciwko Danii. Zygmunt dał się namówić, spodziewając się uzyskać poparcie w odzyskaniu szwedzkiej korony. Zanim jednak przyszło do połączenia z flotą cesarską, Duńczycy w połączeniu ze Szwedami pobili polską flotę. Taki smutny koniec spotkał Wodną armatę Zygmunta III.

Syn i następca Zygmunta III. Władysław IV. zajął się utworzeniem silnej stałej Wodnej armaty, któraby niezależnie od tego, czy Polsce zagraża nieprzyjaciel, czy nie, broniła praw polskich na morzu i trzymała w karbach pruskiego księcia. Król sam osobiście wziął się do dzieła, sam zwiedzał brzegi i prowadził budowę morskich warowni. Tczew, Okopy Spiryngowe wzmocniono. Jakób Wejher, wojewoda malborski umocnił przystań i zamek w Pucku. Pomagał też królowi w tych pracach Krzysztof Arciszewski. Na półwyspie Helu, w miejscu, gdzie dzisiaj wieś Hałupy, wzniesiono w r. 1638 twierdzę morską Władysławowo, nazwaną tak od imienia króla, a nieco dalej twierdzę Kazimierowo, nazwaną tak od imienia brata królewskiego, późniejszego króla Jana Kazimierza, w miejscu, gdzie dziś wieś Kusfeld. W tych dwóch miejscach były w piaszczystym półwyspie przerwy, przez które okręty nieprzyjacielskie z pełnego morza mogłyby przepłynąć wprost do zatoki puckiej. Twierdze te zabezpieczały tedy Puck przed niespodziewanym napadem nieprzyjacielskich okrętów, a zmuszały je do drogi dalszej naokoło Helu niedaleko Gdańska, gdyby zechciały napaść na Puck. Ustanowił król komisyę morską, której przewodniczył Gerard Denhoff i Zygmunt Guldenstern. Obaj ci ludzie nosili wprawdzie obce nazwiska, ale Denhoff należał do rodziny zupełnie już spolszczonej i zasłużonej dla Rzeczypospolitej, a Guldenstern posiadał polski indygenat t. j. nadanie obywatelstwa i uznanie zagranicznego szlachectwa. Była też komisya morska celna, której przewodniczyli Jerzy Ossoliński, Denhoff opat oliwski i trzej bracia Spiryngowie. Komisya ta zawiadywała wybieraniem cła, które król na utrzymanie floty ustanowił tak, jak to wszędzie indziej czyniono. Cło wybierano od okrętów kupieckich, przybywających do Prus Królewskich w Gdańsku, a w Piławie i Kłajpedzie, od okrętów, przybywających do Prus Książęcych. Król zastrzegł bowiem przystanie księstwa pruskiego dla Rzeczypospolitej, przypominając obowiązki poddańcze księcia. Głównymi poborcami mianował król trzech wspomnianych braci Spiryngów, Abrahama, Izaaka i Ernesta. Rodzina ta pochodziła z Delft w Holandyi, osiadła zaś na Pomorzu i wiernie służyła królowi polskiemu. Naród dobrze wiedział, jakie są pożytki z floty, bo nawet sławny kaznodzieja ksiądz Sarbiewski dowodzi potrzeby ceł morskich. Książę pruski poczuł teraz, że jest lennikiem Rzeczypospolitej, bo gdy w r. 1637. okazywał niezadowolenie z ceł, przez króla nałożonych, Ernest Spring stanął z jednym polskim okrętem wojennym pod Piławą i mimo ognia z książęcych dział, uwięził wszystkie kupieckie okręty, znajdujące się w przystani.

Twierdza morska i przystań w Piławie. Ze starego miedziorytu.
Twierdza morska i przystań w Piławie. Ze starego miedziorytu.

Jak wpierw tak i teraz potęga Rzeczypospolitej nie podobała się sąsiadom. Król duński Krystyn IV. w r. 1637. uderzył pod Gdańskiem w przeważającej sile na polskie okręty i dwa z nich uprowadził ze sobą do Kopenhagi. Dopomagali mu w tem i Gdańszczanie, niezadowoleni z ustanowienia morskich ceł. Król postawił ich zato przed sąd sejmowy i winnych zamierzał ukarać. Duńczycy widząc stanowczość króla, zwrócili dwa zabrane okręty, wyrażając nadzieję, że król zniesie cła morskie.

Sejm w r. 1639. radzi nad umocnieniem Pucka i Tczewa. W r. 1642, umocniono przystań w Piławie. Jak silnie ubezpieczony był Puck, widać stąd, że za Jana Kazimierza w czasie napadu na Polskę, Szwedzi napróżno dwa razy usiłowali go zdobyć. Po śmierci Władysława IV. upada znów Wodna armata. Jan Kazimierz starał się wprawdzie postawić ją na nowo, ale nie zdołał już tego uczynić. 

Lennik polski, książę Kurlandyi, posiadał silną flotę wojenną. Za księcia Jakóba (1643-1682) liczyła ona 20 wojennych okrętów i tyle samo kupieckich. Flota owa zapuszczała się do brzegów Afryki i Ameryki. Anglia za Kromwela i Francya za Ludwika XIV zawierała z lennikiem Polski osobne sojusze.

Może ktoś pomyśleć, że Polska zanadto małe posiadała wybrzeże, aby rozwinąć należycie potęgę morską, pamiętać jednak należy o tem, że Polska rozporządzała także przystaniami księcia pruskiego, jako swego lennika. Chociaż wybrzeże polskie nie było zbyt rozległe, to jednak połączone było doskonale Wisłą z wnętrzem kraju i to równoważyło szczupłość morskich polskich brzegów. Rozległość wybrzeża nie jest jedynym wymogiem do rozwinięcia się morskiej potęgi, bo gdyby kraj był pusty, to i nie na wiele szerokie wybrzeże morskie mogłoby się przydać.

Na Czarnem morzu nie miała Polska nigdy floty wojennej, ale tylko kupieckie statki. Jak Wisłą szły statki do Gdańska, tak z Podola do Czarnego morza szły Dniestrem, a z Ukrainy Dnieprem. W czasie głodu w r. 1415 posłowie od cesarza greckiego i patryarchy carogrodzkiego błagali Jagiełłę o pomoc. Posłał Jagiełło żywność Grekom do przystani w Kuczubeju. Władysław Warneńczyk nadał w r. 1442. szlachcicowi z Podola Buczackiemu w dożywocie przystanie nad morzem Czarnem: Kuczybej, Czarnygrod i Karawuł, z nakazem aby te miasta i przystanie utrzymywał w porządku. Przy ujściu Dniestru obok przystani Kuczubej był jeszcze Białygród czyli Akerman. Teodozya czyli Kaffa na Krymie, będąca w posiadaniu kupców genueńskich, zagrożona przez Tatarów i Turków poddała się w r. 1462. Kazimierzowi Jagiellończykowi, ale niebawem zdobyli ją Turcy, przez zdradę niektórych Włochów. Za Zygmunta Starego doszedł do znaczenia port Oczaków. W tych to czasach Polska prowadziła ożywiony handel z Włochami i Francyą przez Morze Czarne. Miechowita podaje, że z Rusi do Florencyi dostarczano tyle czerwcu, że z samego cła miał skarb polski 6000 dukatów. Czerwiec był to owad, używany niegdyś do barwy czerwonej. Nuncyusz papieski Commendoni za czasów Zygmunta Augusta objeżdżał Podole, ażeby nawiązać kupieckie umowy Włoch z Polską.

Wielka szkoda, że w Polsce nie było zawsze stałej siły zbrojnej na obu morzach. Polska miała dogodne przystanie, miała rozwinięty morski handel, miała ludzi na morzu do boju ochotnych, miała wszystko do budowy okrętów potrzebne, bo z Polski wywożono do innych krajów drzewo, smołę, żywicę, liny konopne. Dostarczała Polska drzewa na okręty nawet Hiszpanii i Portugalii. Dotąd jeszcze Włosi nazywają grube żaglowe płótno »polacco«, co świadczy o jego pochodzeniu. 

Gdyby na Bałtyku była zawsze silna, stała Wodna armata, to nie dopuściłaby Szwedów w granice Polski, książę pruski nie urósłby w siłę, Prusy Książęce nie połączyłyby się z Brandenburgią i nie przyczyniłyby się do naszej zguby. 

Na Czarnem morzu gdyby miała Polska silną flotę, mogłaby przy niej zatrudnić kilkanaście tysięcy Kozaków, nad którymi miałaby władzę.

Kozacy na swych lotnych czajkach czynili ciągłe wyprawy na Czarne morze, łupili nieraz i palili nadmorskie miasta. Widziały ich nieraz wody Carogrodu i Synopy, Kozacy nadawali się na bitnych żeglarzy. Wodna armata na Czarnem morzu mogłaby przyczynić się do utrzymania Kozaczyzny przy Polsce i zapewne uchroniłaby od utraty Zaporoża. Niestety znany brak zrozumienia rzeczy i wytrwałości nie dał urzeczywistnić się tym wielkim dziełom. Silna flota na Czarnem morzu mogłaby sprawić to, że kupiectwo ze Wschodem przeszłoby w ręce polskie, tembardziej, że Polacy wiele rzeczy ze Wschodu sprowadzali, jak broń ozdobną, kosztowności, kobierce. Przypomnieć należy, że w Persyi osobno wyrabiano dla Polski pewien rodzaj kobierców. Pod koniec niepodległości Rzeczypospolitej były starania, aby rozwinąć kupiectwo na morzu Czarnem. Za czasów konfederacyi Barskiej biskup kamieniecki czynił starania o zawarcie układów kupieckich z Francyą. Na rzece Dniestrze zaczęto usuwać przeszkody, zapory, aby ją mieć spławniejszą. Czacki popierał dzielnie tę sprawę i sam zajął się sporządzeniem planów rzeki Dniestru. Powstało towarzystwo kupieckie czarnomorskie. Dzieduszycki dopłynął do Benderu. Prot Potocki utworzył przystań w Jampolu nad Dniestrem. Hetman Ogiński starał się o połączenie morza Czarnego z Bałtykiem. 

Wspomnimy wkońcu o kilku Polakach, którzy wsławili się walecznością w obcej służbie i na obcych morzach. Za Kazimierza Jagiellończyka Jan z Kolna, miasteczka pod Łomżą, w służbie duńskiej został admirałem. W podróżach swych dotarł do Grenlandyi.

Ciekawe i głośne swego czasu były dzieje Marka Jakimowskiego. Marek Jakimowski, szlachcic polski, wzięty do niewoli pod Cecorą w r. 1620, przebywał jako jeniec na wyspie Lesbos w przystani Mitilene. Tu w r. 1627. zmówił się z towarzyszami niedoli, Stefanem Szatanowskim i Janem Stolczyną. W stosownej chwili uderzyli oni na straż turecką, znajdującą się na pokładzie okrętu i mimo to, że Jakimowskiego dwukrotnie raniono, przedarł się on do składu broni na okręcie. Na tym okręcie było 212 więźniów chrześcijańskich którzy chwycili za broń przez Jakimowskiego zdobytą, Turków wycięli, rozwinęli żagle i wypłynęli na pełne morze. Turcy ścigali zbiegów, lecz wskutek gwałtownej burzy musieli powrócić do przystani. Jakimowski, obrany kapitanem okrętu, zdobył po drodze kilka tureckich okrętów z Egiptu płynących i szczęśliwie dopłynął do Messyny. Stąd udano się dalej do Rzymu, gdzie złożono Ojcu św. zdobytą banderę tureckiego okrętu. Drugą banderę zawiesił Jakimowski u grobu św. Stanisława na Wawelu. Pierwszą wiadomość o Jakimowskim podaje już Szymon Starowolski w r. 1639.

Drugim bohaterem, którego obce poznały morza, był Krzysztof Arciszewski, urodzony w r. 1592. w Szmiglu. 

Arciszewscy, herbu Prawdzie, wywodzili się z Arciszewa w powiecie gdańskim. Krzysztof za młodu wraz z bratem Eliaszem był dworzaninem u księcia Krzysztofa Radziwiłła na Litwie. W wojnie szwedzkiej r. 1621. i 1622. biją się obaj w Inflantach. Za zemstę nad Brzeźnickim, który ciężko ich skrzywdził, bo zagarnął im Szmigiel i nawet zaprzeczył szlachectwa, skazano obu braci na wygnanie. Udali się obaj do Holandyi, gdzie chcieli zostać żeglarzami. W Hadze na koszt swego opiekuna Radziwiłła, uczą się umiejętności żeglarskich i warowniczych. Eliasz był potem rotmistrzem wojska duńskiego, a wróciwszy do Polski był dworzaninem Zygmunta III; podczas wojen został pułkownikiem niemieckiej piechoty, a potem przełożonym nad polską artyleryą czyli »starszym nad armatą«. Krzysztof zaś wraz Holandczykami, którzy królowi francuskiemu pomagali, brał udział w oblężeniu twierdzy Ia Rochelle. Później wstąpił do wojska zaciężnego Towarzystwa Indyi Zachodnich, zorganizowanego za wiedzą rządu holandzkiego. Towarzystwo to chciało odebrać Portugalii wybrzeża brazylijskie. W r. 1629. wypłynął Arciszewski za morze. Między rokiem 1630. a 1640. przybywał dwa razy do Europy. W Brazylii odznaczył się niesłychanem męstwem. Mianowany kapitanem, potem naczelnym wodzem wojsk Towarzystwa, zdobył Olindę, wybrzeże Pernambuco i twierdzę Reale. Niezwykły ten człowiek w obozie, wśród szczęku oręża pisywał wiersze.

Król polski Władysław IV. wezwał Krzysztofa do powrotu do Polski, słysząc o jego zdolnościach i męstwie. W r. 1663. przybywa Arciszewski do Hagi, lecz tu Towarzystwo Indyi Zachodnich, nie chcąc utracić walecznego człowieka, mianuje go pułkownikiem. Powraca Arciszewski do Brazylii, wygrywa kilka bitew z Hiszpanami i zdobywa miasta Parahibe i St. Laurent. W czasie oblężenia twierdzy Paravaçon ułożył plan oblężenia i przez to rozstrzygnął zwycięstwo.

Otrzymuje znów od Władysława IV. nowe wezwanie ze zaszczytnemi obietnicami. Wraca, lecz w Amsterdamie znowu nakłoniono go do pozostania. Jak Holandczyczy cenili Arciszewskiego widać stąd, że na jego cześć wybito medal i zamianowano go naczelnikiem artyleryi brazylijskiej. Wraca więc znów do Brazylii, lecz tu niedługo bawi. Wskutek nieporozumień z księciem Maurycym Nassauskim, rządcą zdobytych krajów, opuszcza Amerykę i udaje się do Polski, gdzie otrzymuje godność starszego nad armatą. Poruczono mu zbadanie uzbrojenia całej Rzeczypospolitej. Ze zadania tego umiejętnie się wywiązał. Sejm konwokacyjny po śmierci Władysława IV. w r. 1648. mianuje go jednym z komisarzy, a niebawem dowódcą wojsk. Kieruje on obroną Lwowa przeciw Kozakom. Pod Zborowem wznosi obronne okopy. Niezadowolony z układów z Kozakami prosi o uwolnienie ze służby. Jan Kazimierz przychyla się do prośby i niezwykle go zaszczyca. Udaje się teraz Arciszewski do Węgier, a stąd do krewnych pod Gdańsk, gdzie życie kończy w r. 1658. 

Wspomnieć należy jeszcze, pod jaką banderą pływały polskie okręty Bandera, łacińskie słowo, oznaczać może każdą chorągiew, lecz zazwyczaj banderą nazywamy chorągiew, wywieszaną w przystaniach morskich i na okrętach dla zaznaczenia, do jakiego należą państwa. Znane są trzy rodzaje polskich bander: Pierwsza ma białego orła na czerwonem polu; druga przedstawia rękę białą z mieczem w polu czerwonem, na trzeciej w białem polu niebieski ukośny krzyż, łączący rogi, w górnym zaś rogu, po stronie, którą przytwierdza się do liny, na małem kwadratowem czerwonem polu, biały orzeł. Pierwszy rodzaj, t. j. orła na czerwonem polu widzimy już w gdańskim Artusowym Dworze na obrazie z drugiej połowy XV. w. przedstawiającym okręt Kościoła. Na drugim maszcie okrętowym na tym obrazie, zatknięta gdańska bandera, taka sama jak herb Gdańska, gdyż jest zwyczaj, że właściciele oprócz bandery oznaczającej państwo, zawieszają też banderę, oznaczającą posiadacza.

Polskie bandery.
Polskie bandery.

Pierwsze dwa rodzaje bander wyobrażone są na atlasie flag wydanym w Norymberdze w r. 1718. To samo podaje atlas flag wydany w Augsburgu w r. 1790. Tomasz Święcki w rozprawie: »Historyczna wiadomość o ziemi Pomorskiej, mieście Gdańsku, oraz żegludze i panowaniu Polaków na morzu Bałtyckiem«. Warszawa 1811, podaje rysunki z dzieła augsburskiego. Podpisane tu pod banderą z orłem: »Pawilon narodowy polski«. Pod drugą, przedstawiającą rękę z mieczem, napis: »Pawilon królewsko-polski«. Na starej portugalskiej mapie z XVIII. w., którą w Kurytybie znalazł prof. Siemiradzki, znajduje się trzeci rodzaj flag. Na latarni morskiej w Tryeście napotkałem starą francuską mapę flag, na której jednak nie było podane ani miejsca, ani roku wydania. Na tej mapie umieszczona była flaga polska jedynie trzeciego rodzaju, pod którą napis; »Polska, wojenna i handlowa«. 

Andrzej Borszkowski, podpułkownik polski opowiada, że w początku XIX. w. oglądał w Tulonie wszystkie trzy bandery polskie, przechowane tam jako zabytki. Trzeba bowiem wiedzieć, że na latarniach morskich w portach, przechowuje się bandery rozmaitych mocarstw, a wywiesza się je dla oznaczenia władzy morskiej w porcie, do jakiego państwa należy okręt, do portu przybywający.

Nie możemy bezwzględnie oznaczyć, jakie która z bander miała znaczenie. Prawdopodobnie najpierw istniała bandera pierwsza z białym orłem na czerwonem polu, zawieszana na wszystkich polskich okrętach, a więc i na okrętach Gdańska, Elbląga it. d. obok bandery danego miasta. Potem, gdy utworzono wojenną flotę polską, dano jej za oznakę drugą banderę, rękę z mieczem na Czerwonem polu. W końcu obie te bandery zastąpiła trzecia, t. j. na białem polu niebieski, poprzeczny krzyż z orłem na czerwonem polu w rogu u góry.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new