Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Uwagi ogólne


Spojrzawszy za siebie, widzimy, że nie małą przebiegliśmy drogę. Czterdzieści kilka kompozycyj, rozdzielonych na pięć serji, wytłumaczyliśmy wedle sił naszych, podnosząc przy każdej główne zalety, jak nie mniej wytykając znaczniejsze zboczenia. Uwagi nasze nie mogły być atoli wyczerpujące. Z umysłu unikaliśmy obszerniejszej oceny, aby nie odrywać słuchacza od wątku opowiadania. Dokonawszy zamierzonej pracy, zajmijmy się teraz bliżej talentem Artura Grottgera, określając stanowisko jakie on w sztuce zajmuje.

Nieraz zdarzyło mi się słyszeć lub czytać:

— Grottger to nie malarz, ale poeta, który zamiast słowem, przemawia rysunkiem.

Nie wiem co ten frazes oznacza, a gdybym o jego wytłumaczenie tych zapytał, którzy go używają, prawdopodobnie nie umieliby mi odpowiedzieć.

Poetą musi być każdy artysta, a artystą każdy poeta. Poezja i artyzm to wyrażenia, które się nawzajem uzupełniają, tworząc jednę całość. Rozdzielić ich nie można. Poezja jest natchnieniem, artyzm jego formą. Forma bywa rozmaita. U jednego zowie się kadencją, u drugiego melodją, u trzeciego linją architektoniczną, u czwartego kolorem i rysunkiem, a u piątego rysunkiem uwydatnionym przy pomocy kontrastu światła i cieniu. Grottger nie był malarzem w ścisłem słowa tego znaczeniu, gdyż nie używał farb do oddania swych myśli, ale ponieważ miał prawdziwe natchnienie i umiał rysować, więc jest skończonym artystą. Malarzem może z nas być każdy: artystą nie zostanie nikt bez wybitnego talentu. Jeżeli z drugiej strony zważymy, że dla wielu nierów nie łatwiej oddać kolorem to wszystko, co się do natury odnosi, natura bowiem jest pełną kolorów, to nie da się zaprzeczyć, że artysta mający na swoje rozkazy tylko linię, cień i światło, ma przed sobą niełatwe zadanie. Trudniej wlać życie w marmur aniżeli w płótno; trudniej ożywić człowieka kredą wyrysowanego, aniżeli tego, którego rumieniec i strój kolorowy zdobią. Ponieważ na wyobraźnię naszą więcej działają kolory niż same światło i cień, przeto przywykliśmy dawać pierwszeństwo malowidłom przed rysunkami. Ze stanowiska sztuki, sąd ten nie da się jednak usprawiedliwić. Rysownik - artysta stoi na równi z malarzem - artystą. Kartony Rafaela nie ustępują jego malowidłom. 

Ilekroć mamy przed sobą jakie dzieło sztuki, powinniśmy zmierzyć najpierw skalę pierwszego pomysłu,  następnie zapytać czy wykonanie pod względem charakterów, ugrupowania i harmonji odpowiada pomysłowi, a nakoniec poddać krytyce stronę techniczną. Pomysł to treść; wykonanie to zdolność uprzytomnienia pomysłu w jego duchowem i realnem znaczeniu; strona zaś techniczna to zwierzchnia szata, przyczyniająca się w wysokim stopniu do podniesienia całości.

Jako twórca i wykonawca swoich pomysłów, Artur Grottger jest genjalnym; natomiast jako technik nie jest bez stron ujemnych. 

Dołożymy starań aby to udowodnić.

Powszechnie wiadomo, że nie wszystko co natura obejmuje, może służyć za temat dla artysty. W naturze widzimy strony dodatnie i ujemne. Wyszukiwać pierwsze, a drugich użyć niekiedy do podniesienia pierwszych — oto zadanie artysty. Ilekroć artysta nie może znaleźć w rzeczywistości stron dodatnich w całej pełni, powinien sięgnąć w dziedzinę fantazji, aby realne uzupełnić i podnieść. W ten sposób powstaje ideał. Kobieta istnieje w naturze, ale kobiety takiej jaką jest Madonna Rafaela nikt na ziemi nie widział. Artysta wziął istotę ziemską, ale przy pomocy twórczej fantazji tak ją uzupełnił i podniósł, że stała się ideałem kobiety, matką Boga-człowieka.

W Warszawie, Polonii, Lituanii, i pierwszych sześciu kartonach Zimowych wieczorów, Artur Grottger przedstawił nam walkę Polski z Moskwą. Na każdym z rysunków, z których składają się serje powyższe, widzimy inną scenę; wszędzie patrzymy na walkę pełną najszlachetniejszego heroizmu, na bój szczytny gdyż więcej moralny jak fizyczny, na cierpienia wszystkich stanów, obojej płci i każdego wieku, słowem, na ciężkie przejścia całego narodu — a mimo to nie widzimy nigdzie nieprzyjaciół, tylko się ich domyślamy. Czy liczne te sceny są żywcem schwycone z rzeczywistości? Czy ich autor nie potrzebował stwarzać we własnej fantazji? Niobe, obok której nie widać Apollina zabijającego jej dzieci, jest ideałem matki bolejącej. Z dwudziestu sześciu kartonów Artura Grottgera, które mimo rozdzielenia na kilka serji odrębnych, tworzą jednę wielką kompozycję — powstaje ideał narodu cierpiącego. Walka narodu polskiego, jak każda walka ludzka, miała strony dodatnie i ujemne. Artysta schwycił tylko pierwsze, podnosząc je do niepospolitej potęgi — a drugie pominął milczeniem.

Jako kompozytor, w pierwszym okresie swojego talentu, Artur Grottger jest idealnym. W okresie drugim, w którym stworzył jednę tylko Wojnę, hołduje on co do pomysłu więcej kierunkowi realnemu.

Prócz artysty i jego genjusza, dwóch postaci prawdziwie idealnych, kartony Wojny zapoznają nas ze scenami czysto ziemskiemi, które obudzają grozę, rzadko kiedy współczucie, a nigdzie uwielbienie. Ludzkość widzimy tu w najwyższem rozprzężeniu. Mimowoli pytamy się, dla jakiej szczytnej myśli zabijają się te stworzenia, jaki wielki cel pragną osiągnąć przez mordy, łupieztwa, zdrady i kradzieże! Rozstrój staje się tak wielkim, że w końcu sam genjusz w rozpaczy załamuje ręce nie widząc nigdzie ratunku. W świecie niestety sceny podobne zbyt często się zdarzają. Wojna jest zatem genjalną kopią pierwszej lepszej wojny, prowadzonej dla zaspokojenia kaprysu, lub czczej formułki nazywającej się raison d'etat; kopją nędzy ludzkiej i tem samem pod względem pomysłu kompozycją realną. Jeźli mimo to ogół wyżej stawia Wojnę aniżeli kartony przedstawiające walkę narodu polskiego, dzieje się to dla innych przymiotów, o których we właściwem miejscu pomówimy.

Aby nie powtarzać ciągle napisów pojedynczych serji, będę odtąd nazywał Warszawę, Polonię, Lituanię i pierwszych sześć rysunków z Zimowych wieczorów, Polską, ponieważ wszystkie te serje są właściwie jedną kompozycją.

Polska rozpada się na tyle pomniejszych kompozycji, ile pojedynczych kartonów, a te znowu tworzą trzy odrębne dramaty. 

W sześciu scenach warszawskich, mamy sześć scen prawdziwie greckiej tragedji, w której potęgowanie uczuć jest głównym celem i zadaniem autora. Akcji tu nie wiele, genjalność polega w tem, że artysta pokazuje nam coraz nowsze i silniejsze postacie; a jak niektóre tragedje greckie potrzebowały chórów aby być zrozumiałe, tak i tu potrzeba historycznego komentarza, aby utrzymać wątek między pojedynczemi kartonami. Sceny z powstania polskiego są już dramatem nowoczesnym, pełnym ruchu, życia, elektów i namiętności. Wątek między rysunkami większy a więc i całość zrozumialsza. Powstanie litewskie jest jako dramat ludowy najwięcej wykończonym i zrozumiałym, ponieważ ma głównego bohatera, wiodącego nas przez cztery akty najważniejsze, którego niestety nie posiada ani Warszawa ani Polonia. Te trzy dramaty razem wzięte i uzupełnione sześcioma kartonami z Zimowych wieczorów, tworzą prawdziwą epopeję narodową, poczynającą się na pogrzebie pomordowanych w Warszawie, a zakończoną w minach syberyjskich. Oto epos prawdziwy, wielki poemat bohaterski, w którym widzimy naród na szczycie siły duchowej. W Iliadzie Homera zwycięża podstęp i miecz— w Polsce Artura Grottgera zwycięża wiara i duch!

Wojna nie jest dramatem ani epopeją, gdyż brak w niej starcia namiętności, walki wzniosłej i szlachetnego tryumfu,— ale udramatyzowaną pieśnią Jeremiego, opowiadającego upadek człowieka, gniew Boży i zburzenie Jerozolimy; liryką pełną prawdy realnej i potężnych efektów, a jeżeli ogół wyżej ją ceni jako kompozycję, niżeli Polskę, to głównie dlatego, że myśl przewodnia jest w niej plastyczniej uwydatniona, rysunek poprawniejszy, a temat należy do wszechludzkich. Człowiek dzisiejszy nie lubi zagłębiać się w tajniki artyzmu, a gdy ma wybierać między treścią odnoszącą się do całego świata, a taką, która zaczerpniętą została z życia jednego tylko narodu — chętniej przyklaśnie pierwszej, łatwiej ją rozumiejąc. Grottger rysował Wojnę dla świata, — Polskę głównie dla Polski. Wojną uznał też świat jako swoją własność i tem samem bardziej ukochał. 

Chociaż za głosem krytyków zagranicznych poszedł ogół Polaków, mimo to pod względem wielkości kompozycji ośmielę się postawić wyżej Polskę aniżeli Wojnę. Wojna jest zrozumialsza, myśl przewodnia między pojedynczemi scenami logiczniej nawiązana, technika tu prawie wszędzie znakomita, podczas gdy w Polsce w wielu bardzo miejscach nie mało do życzenia pozostawia; ale za to Polska świadczy głośno, że Grottger był pierwszorzędnym kompozytorem, z którym stanąć mogą na równi tylko autorowie prawdziwych dramatów i epopej narodowych. W Polsce nie ma także najmniejszego naśladownictwa, tak tu wszystko samoistnie pojęte i wykonane — gdy tymczasem nie da się zaprzeczyć, że pojawienie się w Wojnie genjusza wiodącego oblubieńca przez dolinę łez, przypomina Wergilego, a później Beatricę, oprowadzających Danta po piekle, czyśćcu i raju. 

Nie chcę atoli przez to powiedzieć, by Wojna była kompozycją na wskroś realną. Bynajmniej! Mimo realnych motywów, stała się dzięki idealnemu tchnieniu, jakiem ją autor ożywił — dziełem wyższem ponad wszystko co ziemskie, a miłość głęboka i prawdziwa dla ludzkości jaka z niej wieje, lubo bezpośrednio nie podnosi, przyczynia się jednak do podniesienia duszy w krainę ideałów.

Wszystko com dotąd powiedział, odnosiło się do ogólnych pomysłów; czas teraz przypatrzeć się, jak Grottger wykonywał swoje kompozycje.

*****

Każda ze scen Grottgera, których tyle przebiegliśmy niedawno, jest wzniosłą w swojej prostocie, żadna nie powtarza się, mimo iż czasem powtarzają się sytuacje, i w każdej najzupełniejsza panuje harmonja. Na wszystkie te zalety zwracałem już uwagę czytelnika przy pojedynczych kartonach. Siła jego twórcza jest tak wielką, że czasem i w trzech, dwóch, a nawet jednej osobie zamyka całe dzieje narodu lub człowieka. Wystarczy jeśli przytoczę grupę żydów, wieśniaka z chorągwią w towarzystwie dwóch szlachciców, mnicha odbierającego przysięgę od gajowego, bernardyna, który kościół zamyka, Litwinkę modląca się w kopalniach, i artystę który kreśli postać gniewnego Boga. Aby wypowiedzieć co dusza czuje, nie potrzebuje on tłoku ludzi, licznych akcesorjów i znaków symbolicznych. Tylko mistrz prawdziwy wypowiada tak wielkie myśli tak małemi środkami. 

Nie raz zdarza się artyście, że gdy mu się powiedzie jaka scena lub postać, później rozmyślnie lub mimowoli ją powtarza, popadając w ten sposób w manieryzm. Grottger ustrzegł się tego zboczenia. Po dwakroć widzieliśmy scenę, w Polonii i Lituanii, w której wieśniak otoczony powstańcami był osią sytuacji, a każda z nich odrębnie pojęta i odrębnie wykonana. Po dwakroć zaglądaliśmy do izb, których mieszkańców nieprzyjaciel pozabijał: w Polonii, i Wojnie, a przecież nie znaleźliśmy nawet w układzie leżących osób jednego rysu wspólnego; dwa razy ukazał nam Grottger genjusza zniszczenia: w Lituanii i Wojnie, a mimo to każdy z nich odrębnie został pojęty; po dwakroć nareszcie widzieliśmy pobojowisko: w Polonii i Wojnie, a jak odmienne pierwsze od drugiego!

Co się tyczy harmonji w kompozycji, to Artur Grottger może śmiało służyć za wzór najpierwszym nawet artystom. U niego nie ma postaci oderwanych, nie należących do całości; scena rozdzielona na kilka grup ma zawsze nić artystyczną, która je w jednę całość wiąże, słowem nie ma nigdzie ani za wiele, ani za mało. Co więcej, jako kompozytor z głębokiem poczuciem piękna artystycznego, podnosi zawsze osobę najgłówniejszą — tak że ona panuje nad otoczeniem. Niejednokrotnie zwracaliśmy na to uwagę. Tego rodzaju harmonja była właściwą tylko mistrzom włoskim. Tak postać Chrystusa wznosi się w Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci.

Dla dobrze pojętego piękna, Grottger takim jest przejęty pietyzmem, że nie zapomina o niem nawet wtedy, gdy ręka ma skreślić scenę przykrą dla oka i duszy, jak n. p. mord, zdradę, łupiestwo na pobojowisku. Ukrywając przed naszym wzrokiem wstrętną walkę konania, w której nie jeden malarz się lubuje, ukrywając wszędzie oprawców, i nie dopuszczając by nawet ci żołnierze, którzy zdrajcę trzymają, zbyt brutalnie z nim się obchodzili (Wojna) pozwala nam dzięki tchnieniu idealnemu, które z najsmutniejszych nawet wieje epizodów, zatrzymywać się dłużej przy scenach tragicznych, nie zostawiając w naszej duszy niemiłego wrażenia. Czy może być co przykrzejszego jak śmierć, a jednak który z jego trupów jest odrażającym? Trudno o boleśniejszą scenę jak ta, gdy wśród nocy żołnierze uprowadzają młodziana z rodzinnego domu, a mimo to ta idealnie obmyślana dziewica jak błogie wywołuje uczucie, chociaż w tej chwili tragicznej rozpacz jej prawie granic nie ma! Ból ustąpił miejsca pięknu. Grottger rozumie piękno jak Grek starożytny. Ponieważ kobieta nie zawsze może cierpieć z tym spokojem co mężczyzna, więc ilekroć przewiduje, że objawiona boleść na twarzy jego bohaterki mogłaby być przerażającą, lub nawet wstrętną — natychmiast całą twarz jej zasłania. Nie uczynił tego jeden raz tylko w Polonii, gdy wdowa poznaje swego męża między zabitymi na pobojowisku — i wskutek tego zboczenia wkradła się plama do jego ry­sunków. 

Najwznioślej pojmuje Grottger mężczyznę i dzieci, słabiej za to kobietę. Mężczyźni jego to po większej części skończone typy, stojące na równi z ideałami, jego dzieci to same ideały. Kobiety natomiast nie dorywnywają stosunkowo mężczyznom potęgą ducha, ani dzieciom pięknością form zewnętrznych.

Aby być zrozumiałym muszę pokrótce wytłumaczyć jak typ pojmuję. Każda rasa ma odrębne znamiona, po których można ją od innej odróżnić. Wybierzcie te rysy charakterystyczne tak moralne jak fizyczne, i wzniesione do potęgi uwidocznijcie je na skończenie pięknej twarzy, a otrzymacie typ ideał. Oto żywe przykłady: W borowym, gdy przed kapłanem przysięga, a jeszcze widoczniej, gdy ze sztandarem w ręku zachęca powstańców do ataku na nieprzyjaciela, występuje prawdziwy typ - ideał. Na pierwszy rzut oka poznajemy w nim litewskiego wieśniaka, tak znakomicie są schwycone wszystkie rysy charakteryzujące tę rasę, a mimo to czy widzieliśmy kiedy równego mu w rzeczywistości? Ta dziwnie piękna i szlachetna twarz taką jest otoczona aureolą, taki z niej bije zapał i taka ducha potęga, że aby zobaczyć żywych takich wieśniaków, trzeba po nich sięgnąć chyba do nieba. Nie mniej skończonym polskim typem-ideałem jest powstaniec z głową zranioną, którego kobieta usiłuje do domu wprowadzić; zakonnik odbierający przysięgę od borowego, wieśniak postępujący ze sztandarem na pogrzebie, wreszcie młodzian opowiadający chłopcom przebyte dzieje naszego narodu, i wiele innych. Typem - ideałem nie polskim już, ale ogólnym, jest młodzieniec losujący na III kartonie Wojny, — hebrejskim rabin na I. kartonie Warszawy. Dzieci Artura Grottgera są bez wyjątku ideałami niewinności i wdzięku, a mimo to z ich twarzyczek poznać z jakiej rasy pochodzą. Takich dzieci nie umiał malować Murillo. Co do kobiet, to mówiłem już wyżej, że są one najsłabszą stroną Grottgera, ale chociaż bardzo mało między niemi rozmaitości, chociaż cała grupa kobiet zgromadzonych w kościele, na kartonie V Warszawy jest nadto monotonną, z wyjątkiem dziewicy składającej ręce chłopczykowi, mimo to po czterykroć powiodło się Grottgerowi stworzyć ideał kobiety typowej. Taką jest wdowa wchodząca o dziećmi do kościoła; Litwinka lejąca kule dla męża; ta sama kobieta modląca się w kopalniach sybiryjskich, i żona płacząca w ogrodzie, gdy mąż na wojnę odjeżdża. Ideałem form zewnętrznych, bez odpowiednej atoli siły duchownej, jest także dziewica podająca chleb dzieciom zgłodniałym.

Ilekroć Grottger nie mógł, lub nie potrzebował stwarzać postaci co do form zewnętrznych skończenie pięknych i duchowo silnych, przelewał na kartony ludzi na wskroś żyjących, pełnych rześkości i energji. Figuranta, który stoi nic nie mówiąc, nie ma u niego. Każda z jego głów mówi, każda uzupełnia kompozycję, i żadnej od całości oderwać nie można. Jeżeli się zważy, z jaką trudnością przychodzi artyście uprzytomnić w oczach i na twarzy niewidzialną duszę człowieka, i jeżeli przeglądnąwszy wszystkie rysunki Grottgera nie znajdziemy ani jednej głowy manekina, to bez pochlebstwa musimy przyznać, że Grottger był mistrzem w całem tego słowa znaczeniu. Starożytni, kując posągi, prócz idealnie pięknych kształtów potrzebowali tylko pulsacji krwi pod marmurową powłoką; dla nich wystarczała krew; o duszę nie dbali. Artysta nowoczesny, przykrywając suknią formy cielesne, musi stworzyć krew i duszę w całej ich potędze tem polega główna różnica między artyzmem starożytny ma średniowiecznym i nowoczesnym.

Jakeśmy się przekonali, Grottger umiał stawiać ludzi na wysokości ideału; umiał rzeczywistych podnosić, uszlachetniać. Za to gdy miał stworzyć ideał, że się tak wyrażę czysto abstrakcyjny, któremu zawadza nawet ziemska powłoka, talent jego okazywał się za słabym. Madonna jego to nie przeczysta matka Zbawiciela, ale smutna kobieta ziemska; Chrystus to człowiek pełen łagodności, smutku i dobroci, ale nie Bóg; wreszcie Beatrix to nie genjusz z nieba zesłany, ale piękna kobieta ziemska, która nawet grzeszy zbytnią cielesnością. Gdyby nie układ, w jakim Madonnę zwykle przedstawiają, nie zbyt bliska jej obecność obok Chrystusa w Zimowych wieczorach i nie aureola dokoła głowy, niktby nie przypuścił, że to Matka Boga; gdyby nie ciernista korona na skroni Chrystusa, niktby w nim nie widział Zbawiciela świata; gdyby nakoniec nie gwiazda świecąca nad czołem Beatriczy i strój idealny, niktby i w niej nie przeczuł nadziemskiej istoty. Tych dodatków nie potrzebowały ideały ludzkie. Z kąd to pochodzi? Oto żyjemy w odmiennych czasach, filozofja religijna przestała zajmować ogół, ascetyzmu nigdzie nie widać, człowiek zrósł się nadto z rzeczywistością — słowem zatraciliśmy tradycję abstrakcyjnych ideałów. Wobec tych danych okazuje się bezsilnym najpotężniejszy genjusz nowoczesny. Dla tego to religijne malarstwo upadło, a miejsce jego zajęło dramatyczno - historyczne, jak o więcej odpowiadające dzisiejszemu życiu i jego wymaganiom.

Pomówiwszy o kompozycjach i sposobach, w jakie je Grottger wykonywał, przystąpmy teraz do strony technicznej. Rzadko o którym artyście można to powiedzieć co o Grottgerze: jako technik był on genjalnym i słabym.

Nie bez powodu napisałem na początku niniejszej rozprawy, że gdy Grottger usłyszał o tragicznych scenach, których widownią była Warszawa, zaprzestawszy dalszych studjów, zaczął gorączkowo tworzyć swoje kartony. Tę gorączkowość widzimy wszędzie; żal mu było myśli, która się w duszy zrodziła, więc przelewał ją coprędzej na karton, więcej dbając o jej treść niżeli o formę. Ztąd pochodzi, że w bardzo wielu miejscach, szczególnie w Polonii, rysunek nagich ciał i draperji nie mało pozostawia do życzenia. Obnażone ramiona nie mają jędrności, a draperje kobiece niejednokrotnie rażą układem i pobieżnem wykończeniem. Wina za te niedostatki cięży nie tyle na nim co na współczesnych mu krytykach. Jednogłośnie chwalono go za to, że rysuje zawsze z pamięci, nie wytykając mu w rysunku żadnych zboczeń, owszem nazywając każdą linję nadzwyczaj poprawną. Niezręczne te pochwały nie oddziałały korzystnie na talent Grottgera, jako rysownika. Rafael nie kusił się rysować bez modelów, a Michał - Anioł nie poprzestając na żywych wzorach, uczył się długie lata anatomji, wiedział bowiem jak trudno poznać tę wątłą skorupę, w którą nas natura oblokła. Jak długo ten wielki mistrz studjował naturę, tworzył skończone arcydzieła. Później, gdy zaczął malować z pamięci, utwory jego utracały dawniejszą siłę, i już w Sądzie ostatecznym nie widzimy tej jędrności rysunku, jaką można podziwiać w dawniejszych jego pracach. Zkąd to pochodzi nie trudno zrozumieć. Jak długo patrzymy na naturę, tak długo mamy jej żywy obraz przed oczyma; rozstając się z rzeczywistością, musimy ją sobie później przypominać. Obraz w myśli wyrobiony, będzie już nieco mdły, jako pierwsza kopja natury, a jeżeli go na płótno przelejemy, mdłość co najmniej się podwoi, gdyż z porządku rzeczy stanie się on kopją kopji. Niech artyści pamiętają, że bez dobrych wzorów nie wolno rysować i malować. Widz nigdy nie zapyta jakiemi posługiwałeś się środkami, ale co i jak zrobiłeś.

Żywe ciało i draperje kobiece, po zostały do samego końca słabą stroną Grottgera. Chociaż w Wojnie, stanął on najwyżej jako rysownik, mimo to nie możemy powiedzieć, aby ramiona i powiewna szata Beatryczy były nienaganne. W pierwszym wypadku rysunek nie wyprowadził życia, skutkiem czego Beatrix cała robi wrażenie posągu marmurowego; w drugim fałdowanie nieharmonijnie się rozlało. Proszę spojrzeć na VIII karton Wojny. Są atoli miejsca, w których Grottger okazał, że umie rysować jak Rafael. Najpierw głowy jego są prawie wszystkie z niezrównanym rysowane talentem, a następnie każdy karton ma ustępy, które na zawsze pozostaną wzorem najpoprawniejszego rysunku. Nie mogąc przechodzić szczegółowo każdego kartonu z osobna, zwrócę uwagę na niektóre tylko miejsca. Białe ubranie siostry, padającej przy drzwiach, przez które brata wyprowadzono (Polonia) jest pełne wdzięku i niezrównanej melodji; kołyska z poduszeczką i królik objadający listki kapusty (Lituania) są rzadkiej doskonałości; to samo można powiedzieć o całym pierwszym planie, na ostatnim rysunku Lituanii, a jeżeli spojrzę na szlachcica bijącego się w piersi pod figurą w Zimowych wieczorach, doprawdy nie wiem, czy postać tę rysował artysta nowoczesny, czy starożytny mistrz włoski. Stron dodatnich, świadczących o znajomości natury jest wszędzie poddostatkiem; niepoprawnością rysunku grzeszy najwięcej Polonia. Zdaje się, że całą tę serję Grottger rysował prędko i z pamięci, rzadko posiłkując się wzorami. Nieprześcignionym będzie również Grottger w tem jak osadza każdą swoją postać. Weźcie pierwszego lepszego z jego ludzi i pociągnijcie linję od czoła do stóp, a przekonacie się, że każdy z nich stoi silnie, nie chwiejąc się na nogach, że wszystkie proporcje są wzorowo zachowane, i że prawdziwe życie czuć nawet pod tą kutą zakonnika, która
spadając w grubych fałdach całego człowieka zasłania. Artyści wiedzą, jak trudno dojść do takiej doskonałości. Tego nikt się nie nauczy, bo jest to darem prawdziwego talentu. 

Nie rozpisując się dłużej nad stroną techniczną, ponieważ aby wyczerpać ten temat musiałbym być nader rozwlekłym, gdy tymczasem każdy widz z dobrym smakiem łatwo pozna gdzie są liczne zalety, a gdzie rzadkie błędy, zakończę uwagą, że idealny kierunek Grottgera, okazany w kompozycji i jej wykonaniu, spada czasem w technice do zwyczajnego realizmu. Tak realnym jest układ nóg borowego, Lituania, karton IV, a jeszcze bardziej cały biust ślepego grajka w Zimowych wieczorach. Są to atoli rzadkie wyjątki. Cień i światło, jak niemniej drzewa i kwiaty nie pozostawiają nic do życzenia... I tu idealizm przeważa. 

Grottger długo się wpatrywał we wzory starożytne, inaczej bowiem nie byłby się przejął tak wielką szlachetnością artystyczną, ale mimo to nie naśladuje on nikogo, będąc zawsze sobą. Jeden tylko karton Warszawy (V) przypomina układem i rysunkiem starą szkołę niemiecką. Wzory wyrobiły w nim smak dobry — i oto dowód, że bez doskonałych wzorów żaden z nowoczesnych artystów obejść się nie może. Gdyby się był dłużej wpatrywał w mistrzów starożytnych, technika jego byłaby także wszędzie doskonałą. W Wojnie widzimy już ogromny postęp w rysunku; z małemi wyjątkami jest on tu wszędzie niezrównany, co zawdzięcza mistrzom francuskim, rysownikom par exellence, których dłuższy czas studjował w Paryżu w r. 1867. Gdyby był nie umarł tak wcześnie, jak daleko mógł jeszcze doprowadzić! Strata jego dla sztuki polskiej jest ogromną!

Od r. 1853 do 1863 Artur Grottger kształcił się we Wiedniu. W ciągu tych 9 lat nie stworzył nic uwagi godnego, chociaż znajdował się w okresie życia, w którym artysta najpiękniej się rozwija. Od 17. do 26. roku, rysował rzeczy drobniejsze, doświadczając sił w malarstwie, które nie odpowiadało jego kierunkowi. Dopiero gdy wypadki warszawskie poruszyły go do głębi, genjalność zbudziła się z uśpienia, i oto w ciągu czterech łat następnych dał nam cztery wielkie kompozycje, stawiające naszą sztukę na wyżynie prawdziwego artyzmu. Wielka katastrofa zbudziła Grottgera. Wśród wielkich tylko katastrof kadzi się genjusz polski. 

Artur Grottger umarł r. 1867 w grudniu, mając lat 30. Był on pierwszym, który w świecie artystycznym rozgłosił imię Polski. Oby znalazł jak najwięcej godnych siebie następców! 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new