Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W kompozycjach historycznych szukamy wielkich myśli, w historycznorodzajowych wystarczy myśl drobniejsza, byle ją artysta ze szlachetnej ujął strony i narysował na tle historycznem. Do rzędu tych drugich utworów należą między pracami Jana Matejki: Stańczyk, Wit Stwosz, Zygmunt i Barbara, Sędziwój, Borkowicz, Kochanowski nad zwłokami Urszuli, i Zawieszenie dzwona Zygmunta. Z tego, co powiedziałem o obrazach prawdziwie historycznych, jasno ponoś wypływa, dlaczego powyżej wyszczególnione zaliczani do historyczno- rodzajowych. Historycznemi są one dla tego, że na każdym z nich spotykamy bądź osoby, bądź zdarzenia zanotowane na kartach naszej historji, — a rodzajowemu ponieważ myśl, która im przewodniczy, nie ma dziejowej doniosłości. Bez Unji, Batorego, Skargi i Rejtana, nie ma historji Polski; ale jest ona prawie cała bez Stańczaka, Wita Stwosza, miłości Zygmunta i Barbary, Sędziwoja, Borkowicza, Kochanowskiego gdy cierpi nad zwłokami dziecka, i Dzwonu Zygmunta. Co więcej, wszystkie te sceny, jakkolwiek wydarte z naszych dziejów, mogłyby się łatwo powtórzyć, a nawet powtarzały się nieraz w innych epokach i u innych narodów, nie tracąc nic na swoim charakterze i swojem znaczeniu. Czyż ten błazen, Stańczyk, nie mógłby tak samo dumać w komnacie Filipa II, którego dwór szalał, gdy strumienie krwi niewinnej lały się w Hiszpanji? A ten zbolały kochanek, do którego łona ta strojna kobieta tak namiętnie się tuli, Zygmunt i Barbara, czyż to nie pierwszy lepszy magnat z ubiegłych wieków, choćby zresztą król jaki, którego nieszczęśliwa miłość niepokoi? Czyliż jak Wit Stwosz, nie może wyglądać tysiąc innych ludzi, jak Borkowicz, pierwszy lepszy brygant skazany na śmierć przez zagłodzenie, jak Sędziwój, każdy alchemik na dworze któregokolwiek króla, a jak Kochanowski, każdy szlachetniejszy i z wyższym umysłem ojciec, bolejący nad zwłokami ukochanej dzieweczki? Zawieszenie zaś dzwonu wobec dworu monarszego, czyż tysiące razy nie powtórzyło się w innych miejscach i u innych narodów?
Patrząc na historyczne dzieła Jana Matejki, muszę wszystkie postawić na równi pod względem ważności pomysłów. Zdaniem mojem nie ma między niemi wznioślejszych i niższych; każdy jest epokowy. Natomiast w jego utworach historyczno-rodzajowych dostrzegam uderzającą skalę w pomysłach. Jak to rozumiem, zaraz wytłumaczę. Ważniejszym będzie w każdym razie ten pomysł, który jako pełniejszy co do swojej strony psychicznej , jest tern samem trudniejszym do wykonania. W kompozycjach rodzajowych najtrudniej przedstawić ludzi z pełnym i wybitnym charakterem, to też najwięksi tylko artyści o to się kuszą; łatwiej przedstawić takich, których oglądamy pod wpływem przemijającego uczucia, lub wrażenia chwilowego, a najłatwiej ludzi obojętnych. Pierwszych znajdziemy tylko na trybunie, w boju, wśród walki życia rodzinnego, w kościele; drugich nie trudno spotkać w czterech ścianach każdego domu, a trzecich widujemy co krok na ulicy. Otóż trzymając się tych wskazówek, których ważność okazuje się najdobitniej w utworach scenicznych, muszę w pierwszym rzędzie ustawić Stańczyka, Wita Stwosza i Kochanowskiego, albowiem w pierwszych dwóch widzimy potężne charaktery, a w trzecim potężne uczucie; po nich przyjdzie kolej na Zygmunta i Barbarę, których piersi wypełnia także szlachetne uczucie miłości, ale za to nie zbyt szczęśliwie uwydatnione, co później wyjaśnię, — na końcu zaś staną Borkowicz, Sędziwój i Dzwon Zygmunta.
Borkowicz jest zbrodniarzem na wskroś, którego dusza w złem zahartowana tak na wszystko zobojętniała, że stanął na równi z dzikim zwierzem, którego nawet widok śmierci nie przeraża; Sędziwój to genjalna facecja, coś w guście farsy scenicznej, główny bowiem bohater pokazujący królowi kawałek przez siebie zrobionego złota, ma na twarzy zadowolenie i dumę, zamiast chytrości i obłudy, które w rzeczywistości przecież być musiały; wiadomą bowiem rzeczą, że żaden alchemik prawdziwego złota nie robił, lecz każdy z nich swoich chlebodawców najhaniebniej oszukiwał; a co do Dzwonu Zygmunta, to wzięty „sam dla siebie,“ ma on znaczenie przedewszystkiem dekoracyjne. Fakt zawieszenia dzwonu, jest sam w sobie zbyt drobiazgowy, by mógł wywołać głębsze wrażenie na twarze osób, które były świadkami tej uroczystości. Na takim obrazie artysta potrzebował wymalować tylko piękne twarze i piękne szaty, co też Matejko uczynił aż do zbytku, gdyż to uroczystość dworska — etykietalna — pełna kokieterji — dekoracyjna.
Dzwon Zygmunta ustawiony obok Iwana groźnego, ma natomiast znaczenie, że się tak wyrażę, krytyczne, ale nad tem zastanowimy się uważniej dopiero wtedy, gdy będziemy mówili o tendencji, o ogólnym duchu, wiejącym zgodnie prawie z wszystkich dzieł Mistrza krakowskiego.
Z kolei wypada wspomnieć jeszcze o pomysłach Jana Matejki w jego kompozycjach religijnych i portretach. Co do pierwszych, wystarczy jeśli nadmienię, że wymalował Wskrzeszenie Łazarza i Posłannictwo N. Panny Marji. Każdy przyzna, że pierwszy pomysł jest stary, bo tysiące razy używany. W tym więc kierunku nie dał nam nic nowego. Obrazudrugiego nie widziałem do tej chwili. Co do portretów nakoniec, to o pomyśle w tem znaczeniu, jak to powyżej określiłem, w portretach osób nam współczesnych, nie odgrywających głównej roli wśród starć teraźniejszych, mowy być nie może. Nie słyszałem zaś aby Matejko malował jakąkolwiek osobistość, którąbyśmy mogli uważać za przedstawiciela naszych czasów.
Pozostaje zatem portret historyczny.
Z portretów historycznych dał nam dotąd jeden tylko. Jest nim Kopernik.
Są portrety historyczne, a wystarczy, jeźli tu wspomnę o papieżu Leonie X, portretowanym przez Rafaela, które dobrze obmyślane i odpowiednio do pomysłu wykonane, stanowią same skończoną kompozycję, prawdziwe dzieło historyczne. Jedna taka postać może nam dać obraz czasów, w których żyła, a nawet całej epoki. Kopernik, ten mąż wielkiej pacy i zimnej, bo matematycznej nauki; który wstrzymał słońce w biegu, a ziemi kazał wirować; Kopernik, który mimo „przymieszki mistycyzmu, był „przedewszystkiem badaczem natury i człowiekiem wielkiego rozumu Kopernik, który żył w epoce Reformacji, kiedy rozum zaczął wieść spór z wieloma rzeczami, podtrzymującemi wiarę, a które nie wytrzymywały jego krytyki; ten Kopernik, który swojem odkryciem obalił jeden z przesądów, uświęcony wiekami — mógł być takim portretem prawdziwie historycznym, epokowym, gdyby Jan Matejko pojął go był właściwie i wykonał stosownie do pomysłu. Tymczasem stało się wręcz przeciwnie. Zamiast Kopernika, który rozumem i doświadczeniem doszedł prawd przedtem nieznanych. Mistrz krakowski dał nam postać błędnie wyidealizowaną, człowieka, który miał objawienie, a „przedewszystkiem mistyka“ któremu chyba duchy powiedziały, że ziemia wiruje a słońce stoi. Jeżeli takim był Kopernik i takim cały wiek jego, to na co tych narzędzi i znaków astronomicznych, których zimna obecność kłóci się z obliczem głównej osoby, zachwyconej mistycznie?... Pomysł to więc chybiony, a jeżeli dodamy wymuszoną, teatralną, co więcej, prawdziwie komiczną pozę Kopernika, to wcale dziwić się nie będziemy, dlaczego ta kompozycja nie robi dodatniego wrażenia.
Wspomniałem w miejscu właściwem, co nie jednemu mogło się nie podobać, że krytyka nasza przeceniała czasem Jana Matejkę. W Koperniku mamy tego pierwszy dowód. Gdy się ta kompozycja pojawiła, wszystkie pisma wołały: arcydzieło! a ogół przypuszczając, że się nie rozumie na sztuce, wzruszał ramionami i nic nie mówił. Ogół, jakkolwiek z wrażeń odniesionych na widok dzieł sztuki sprawy sobie nie zdaje, ma jednak zmysł cudowny, instynkt niezrównany, który w sądzie niemal zawsze na prawdziwą wprowadza go drogę. Chcemy być wyrazem tego ogółu, gdy z naciskiem raz jeszcze powtórzymy, że Kopernik jest na wskroś chybionym portretem historycznym.
Wszystko, com dotąd powiedział, odnosi się wyłącznie do pomysłów Jana Matejki. Niech to czytelnika nie dziwi, że przy tej jednej części mego założenia zatrzymałem się tak długo, rozbierając ją wedle możności. Pomysł jest rzeczą ważną, bo to fundament, na którym gmach stawa. W drugiej połowie XIX wieku, gdy sztuka prawie wszędzie ograniczyła się samym prawie rysunkiem i kolorytem — pomysł wielki stał się rzadkością, i dlatego to prócz jednego Kaulbacha, Jan Matejko nie ma na tem polu współzawodnika. Ztąd też pochodzi, że każda historyczna praca Mistrza krakowskiego, chociażby pod względem wewnętrznego układu nie zawsze bez nagany wykonana — dla samej potęgi myśli w niej zawartej, pada jak grom, wywołując dokoła okrzyki uwielbienia.
Nie sądzę, by to kogokolwiek zdziwiło, że mówiąc o portrecie historycznym, przeciwstawiłem Matejce taką potęgę jak Rafael. Mistrza krakowskiego nie można porównywać z pierwszym lepszym artystą, a ponieważ nie raz dał nam już wiele, więc przy każdej sposobności możemy od niego żądać wiele; że zaś w pomysłach historycznych jest potężnym, genjalnym, mierzmy go zatem miarą potęgi i genjalności innych mistrzów.
Tyle o pomysłach. Teraz przypatrzmy się, jak Jan Matejko wykonywa swoje pomysły.