Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Wzięcie woli


Dnia a 5 września o godzinie 7-ej z wieczora spostrzeżono z wieży luterańskiego kościoła ogólny ruch armii rosyjskiej ku jej lewemu skrzydłu. Ruch ten był odpowiedzią na wyniosłe z naszej strony warunki. Jenerał Krukowiecki uprzedzony o tem został niezwłocznie, lecz nie dał innego rozkazu tylko ten, aby wojsko nasze równo z dniem stanęło pod bronią. Jenerał Umiński, z którym tego samego wieczora rozmawiałem, powiedział mi, że ma wiadomość o wielkim ruchu nieprzyjaciela, lecz o dyspozycyach odpowiednich z naszej strony nie wspomniał.

Dnia 6 września o godzinie 5-ej z rana nieprzyjaciel pokazał wielkie masy naprzeciw szańców N2 54 i 57. Były to korpusy jenerała Kreutza i Pahlena. Poprzedzała je liczna artylerya, która ogień swój na pół strzału armatniego od tych szańców rozpoczęła. Słaba ich artylerya wkrótce przytłumioną została, działa wszystkie zdemontowano. 60 dział nieprzyjacielskich przynajmniej, z tych wiele półpudowych jednorogów, wymierzone były przeciw N2 54. O 6-ej godzinie spotkałem przy rogatkach Wolskich jenerała Prądzyńskiego, wracającego z Czystego do miasta, który powiedział, że N2 54 długo się trzymać nie może, że Bem z artyleryą rezerwową nie pokazuje się i znaleźć go nie można. On sam pośpieszył na wieżę luterską, aby stąd obserwować ruchy nieprzyjaciela. Spiąłem konia ostrogami i przybyłem do Czystego. Tu znalazłem 4 bataliony 5-go pułku strzelców pieszych (Dzieci warsz.), pod komendą jenerała Młokosiewicza szukające zasłony za szańcami N° 21, 22, lecz żadnej innej dyspozycyi nie spostrzegłem, któraby zmierzała do uratowania szańca N° 54. Na prawo szosy stał Bogusławski z 4 batalionami 4-go i 10-go pułku piechoty, równie nieczynny. Jenerała Młokosiewicza starałem się nakłonić do ruchu w stronę N° 54; lecz ten, wskazawszy mi ręką gęste kolumny nieprzyjacielskie: Mamże — odpowiedział z 4-ma batalionami iść przeciwko całej armii bez żadnego odwodu za sobą? Wreszcie mam rozkaz wyraźny bronić tej pozycyi, na której stoją! W tej samej chwili nieprzyjaciel przypuścił atak do reduty N° 54 z prawego boku i obszedł ją od strony szyi. Załoga nasza pułku pierwszego strzelców pieszych, zamiast dać ognia w chwili gdy nieprzyjaciel zawikłany był wilczymi dołami, nie pokazała się na ławkach ani na przedpiersiu, zdawała się jakby sparaliżowana. W okamgnieniu ochotniki rosyjskie, na czele kolumn maszerujący, spuścili się do rowu, przestąpili palisady, i bez najmniejszej przeszkody wdrapali się po spadkach i ukazali się na przedpiersiu. Ani jednego granatu ręcznego nie rzuciła załoga, ani bagnetów, ani kos nie użyła do odparcia szturmujących. Od tej chwili ustał zupełnie opór. Oficer artyleryi, dowodzący działami, zabity został na samym początku; kolumna piechoty rosyjskiej wyłamała baryerę i weszła do reduty, zabijając wszystkich, których tylko spotykała, bagnetem. W tym momencie, przypadkiem dotąd niedocieczonym, wyleciał w powietrze magazynik prochowy napełniony amunicyą, zwycięzców i zwyciężonych bez różnicy okropnie rażąc. Przeszło 100 Rosyan poległo, między nimi jeden pułkownik; więcej ranionych zebrano, lecz i reszta polskiej załogi przy tym wybuchu zginęła, małą tylko liczbę ocalili oficerowie rosyjscy.

Wrażenie, jakie ten wybuch niespodziewany na nieprzyjacielu zrobił, musiał być bardzo wielki, przypisywali go bowiem naszej rozpaczy.

Tym to sposobem, na co własnemi oczyma patrzałem, dokonane zostało zdobycie N2 54. 

Ani jeden batalion nie posunął się, ażeby przeszkodzić szturmowi, ani jeden strzał z polowych dział naszych nie odezwał się. Można powiedzieć, że armia nasza „w ramię broń" asystowała temu pierwszemu aktowi. Nieprzyjaciel dość długo strzelał do bateryi Ns 55 w przekonaniu, że jest obsadzoną. Skoro tylko stał się panem N2 54, zaraz w nim zrobił wchód od swojej strony, zasypał bramę z naszej strony i w prowadził kilka dział, z których rozpoczął ogień przeciwko N2 21 i 22. Prócz tych dział rozwinął kilka pozycyjnych bateryi przeciwko Czystemu, pod którem okrywał nasze bataliony, i przeciwko Woli.

W tym samym prawie czasie korpus jenerała Pahlena przypuszczał atak do N2 57 przed Wolą. Po kanonadzie godzinnej 60 dział przeciwko czterem naszym, gdy ogień ostatnich zupełnie umilkł, poruszyły się szturm ow e kolum ny najprzód ku prawemu bokowi, starając się obejść dzieło z tyłu; lecz przyjęte ogniem armatnim od Woli i ogniem karabinowym z poza palisad szyi, powróciły, z przeciwnej strony nie odważywszy się na szturm . Postanow ił natenczas jenerał Pahlen atak przypuścić z przodu. Tym razem kolumny rosyjskie śmielej poszły i, wszelkie przeszkody usunąwszy, dostały się na przedpiersie. Tu się rozpoczęła w alka najchwalebniejsza 130 piechoty polskiej przeciwko kilku tysiącom nieprzyjaciół. Żołnierze, zapaleni przykładem oficerów sw oich, z kosami i bagnetami w ręku bronili się na przedpiersiu. Wyparci stamtąd, ścisnęli się w kupkę w jednym z narożników i drogo okupili życie. Gdy kilku z nich zawołało pardon, w łaśni oficerowie szpadami ich przebili i sami potem polegli. Schmidt w swojej historyi (tom III karta 380) twierdzi, że 80 naszych wzięto do niewoli; inne podania o czterech tylko mówią.

Jakkolwiekbądź, obrona dzielna tej garstki walecznych zatrzymała korpus Pahlena przez dwie godziny i zaimponowała nieprzyjacielowi. Załoga Woli, sama się czując za słabą, nie zrobiła żadnego ruchu dla wsparcia N2 57, tylko ogniem swoich 11 dział starała się spóźnić stanowczą chwilę szturmu. Dodać i to trzeba, że sama rażona była najgwałtowniejszym ogniem kilkudziesięciu dział nieprzyjacielskich.

Po wzięciu N2 54 pojechałem do korpusu jenerała Umińskiego w zamiarze przedstawienia mu stanu rzeczy koło Woli i potrzeby spiesznego sukursu z jego strony. Spotkałem tu prezesa rządu, jenerała Krukowieckiego. Objeżdżał w tej chwili wolnym krokiem linie piechoty jenerała Umińskiego od lewej ku prawej. Wielkie zadziwienie okazał, gdy mu doniosłem o stracie N2 54, o czem się mógł naocznie przekonać.

Nieprzyjaciel pod Rakowcem ustawił około 20 dział i kilka batalionów piechoty i stąd wypuszczał kule na nasze szańce i na linie piechoty Umińskiego. Nasza artylerya połowa i wałowa z N2 70 żywo odpowiadała; zdawało się jenerałow i Umińskiemu, iż ma przed sobą cały korpus nieprzyjacielski i przygotowania robił do odparcia szturmu. Lecz to był tylko atak fałszywy dla odwrócenia naszej uwagi od Woli.

W tej chwili 25 batalionów naszych i 12 szwadronów odstrzeliwało się 7 batalionom i 8 szwadronom nieprzyjacielskim, kiedy dywizya Bogusławskiego, z 12 batalionów złożona, z 8 szwadronami Dłuskiego, stawiać musiała czoło całej nieprzyjacielskiej armii, z czterech korpusów i przeszło 300 dział złożonej.

Żadna odmiana w szyku naszym nie nastąpiła; żaden nowy rozkaz nie był wydany. Jenerał Krukowiecki poza ogrodem Czystego wyjechał na wzgórze, na którem stał N2 23. Stąd widać było jak najlepiej całą równinę około Woli. Nieprzyjaciel przygotowania robił do szturmu. Etyka godzina 9-ta. Jenerał Bem około 20 dział wystawił w lewo szosy, obok JST° 22, ażeby zatrzymać nieprzyjaciela. Szw adrony Dłuskiego z 12 działami artyleryi konnej manewrowały na równinie pod ogniem artyleryi nieprzjjacielskiej. Za N2 23 stały cztery bataliony brygady Węgierskiego z naczelnym wodzem Małachowskim; w lewo szosy cztery bataliony pułku 5 strzelców pieszych Młokosiewicza i jeden batalion 8 pułku. I to była cała siła nasza. Ogień artyleryi bardzo żywy szedł z obu stron. Dawno nie pamiętam tak gęstego gradu kul, a jednak bataliony nasze niewiele cierpiały od niego, a kanoniery nasze z najzimniejszą krwią za 10 kul oddawali jedną, lecz zwykle trafną. W tej chwili z jenerałem Bontemps i z kapitanem inżynierów Szymańskim posunąłem się przed linią szańców N2 23 ku Woli, zsiadłem z konia i perspektywę obróciłem na Wolę. Kolumny rosyjskie już dochodziły na strzał karabinowy od stoków. Posłałem kapitana Szymańskiego do jenerała Krukowieckiego z wiadomością o tem, co sam widziałem, i kazałem się zapytać, czy to nie b}da chwila ruszyć ku Woli z 9 batalionami, które miał pod ręką. Na mój raport odpowiedział: Wola stracona, nie poświęcę napróżno wojska! i zwrócił konia. W naszych oczach wtedy kolumny Pahlena obróciły się ku prawemu bokowi N2 55 (Wola), a to chcąc uniknąć frontowego ognia; a ponieważ ta część słabo była obsadzona wojskiem i artyleryi nie było na flankach, przebyły rów bez przeszkody i okazały się na przedpiersiu. Batalion 10-go pułku piechoty pod komendą majora Wysockiego (Piotra), skoro spostrzegł nieprzyjacielską piechotę na brzegu przeciwskarpy, bez wystrzału opuścił stanowisko i tył podał sromotnie. Nie mogli oficerowie zwrócić tej młodej piechoty napowrót na nieprzyjaciela!

Rosyjska piechota, dostawszy się w środek, w pień wycinała wszystkich, których spotykała. Lecz nie spodziewała się nowego oporu w ogrodzie. Tu z za szpalerów zastanowił ją żywy ogień ręcznej broni. Z przekopu odezwąły się jednocześnie liczne strzały naszej rezerwy. Widziano w tej chwili piechotę rosyjską uciekającą, wielu żołnierzy tłumnie wpadało napowrót w rowy. Szybki ruch kilku batalionów w tej chwili mógł jeszcze wiele naprawić. Lecz nikt rozkazu nie wydał, świeże kolumny rosyjskie nadeszły. Te podwojonemi siłami od strony szosy szturm przypuściły i dostały się w środek schronu.

W aleczny jenerał Sowiński, pamiętny swojej obietnicy Krukowieckiemu, że Wolę z życiem tylko odda, z garstką piechoty zamknął się w kościele i z karabinem w ręku stanął naprzeciwko wschodu. Nieprzyjacielska piechota wybiła drzwi i tłumnie wpadła do kościoła. Pierwszych zastanowiła poważna postać Sowińskiego. Zdajcie się, wasze błahorodje! zawołało kilku. Sowiński odpowiedział wystrzałem. Natenczas rzucili się na niego i bagnetami waleczne piersi przeszyli. Tak zginął ten dzielny starzec, w życiu poważany i kochany od wszystkich, w śmierci jeszcze groźny. Taką waleczność, takie poświęcenie uczuł sam nieprzyjaciel! Pamięć twoją, zacny Sowiński, podadzą do potomności żal współtowarzyszów broni i pieśni wdzięcznego ludu.

Tym heroicznym zgonem zakończyła się obrona Woli.

Piotr Wysocki mniej szczęśliwy, ranny w nogę, dostał się w ręce nieprzyjaciela. 30 oficerów i 1200 ludzi złożyło broń; około 600 naszych tylko zginęło lub raczej pomarło. Wnosić stąd można, jak słaba była obrona. Marszałek użył do zdobycia tego szańca przeszło 100 armat i 25 batalionów piechoty, a pomimo tak słabej obrony załogi, stracił w tej akcyi przeszło 2000 ludzi. Armia nasza asystowała temu wzięciu, podobnież jak stracie N2 54. Tylko batalion 8-go pułku liniowego, wysłany w czasie szturmu dla wzmocnienia garnizonu, wrócił w rozprzężeniu zupełnem, zostawiwszy swego dowódzcę rannego w szańcu.

Zaledwie W ola dostała się w ręce nieprzyjaciela, a zaraz skutki tej straty uczuć się dały. Marszałek zbliżył swoje masy piechoty i artyleryę do Woli, oparł pierwszą linię o N2 54 i 56, kazał poprzerzynać strzelnice w froncie ku nam zwróconym, obsadził go artyieryą i żywy ogień kazał rozpocząć przeciwko N2 21, 22 i 23. Przeszło 100 dział z jego strony zagrzmiało. Widziano masy piechoty formujące się przed laskiem w prawo szosy; na prawej stronie Woli zbliżały się inne kolumny i liczne baterye artyleryi, lecz ogień nieprzygaszony dotąd N2 59 znacznie przeszkadzał rozwijaniu się tych sił.

W tej chwili wyższy oficer pułku 10-go piechoty, przyjaciel ścisły Wysockiego, dowiaduje się, że Wysocki jest w ręku Rosyan; przybywa pomieszany do naczelnego wodza Małachowskiego i prosi o pozwolenie iść z drugim batalionem tegoż pułku na pomoc Wysockiemu.

Jenerał Małachowski, tak wielkim dowodem przyjaźni rozczulony, odpowiada mu: Bardzo pięknie z twojej strony, panie majorze; idź pan ratować przyjaciela! Te były słowa Małachowskiego!! 

Oficer kazał zaraz wystąpić batalionowi i poprowadził go w prawo szosy w nieładzie ku laskowi, pod którym formowały się masy rosyjskie. Jenerał Bogusławski, widząc, że się tym ruchem kompromituje, wysyła za nim z rezerw y parę batalionów 4-go pułku dla wsparcia; bataliony 5-go pułku strzelców pieszych za tym przykładem idą także naprzód ku Woli, po lewej stronie szosy. Artylerya rezerw ow a nasza, 50 dział, staje po prawej stronie piechoty i ogień żywy rozpoczyna na pół strzału armatniego.

Na ten widok nieprzyjaciel posuwa swą piechotę. Zacięta walka się rozpoczyna, nie przychodzi jednak do starcia między masami; wszystko się kończy na okrzykach hura! zdaleka z obydwóch stron, którym wtóruje potężny ogień armatni. Po godzinie takiej walki piechota nasza cofa się na stanowisko swoje pod Czystem. Ruch ten, zupełnie niepotrzebny teraz, przed dwoma godzinami byłby ocalił Wole. Kosztował nas kilkaset ludzi…

Był moment, w którym się obawiano, aby nieprzyjaciel po wzięciu Woli (godzina 10 z rana) me posunął się z świeżemi kolumnami do ataku Czystego. Dyspozycye piechoty i artyleryi jego do tego zmierzały. Nie wątpię nawet, że atak silnie wykonany byłby się zatrzymał dopiero na rogatkach Wolskich. Tak wielkie nastąpiło zwątpienie w naszych szeregach po wzięciu Woli! Zdaje się jednak, jakoby rozwinięcie naszej artyleryi i atak piechoty po szosie wrażenie na nieprzyjacielu zrobiły, bo zatrzymał się i poprzestał na silnej kanonadzie, bez wielkiej dla nas szkody; 150 dział z strony rosyjskiej grzmiało przeciwko 14 działom naszym wałowym, i moździerzowi i 62 zaprzężonym działom Bema. Żaden szaniec nie był uszkodzony, żadne działo zdemontowane. 

(Wspomnienia jenerała Klemensa Kołaczkowskiego, księga V, sir, 101 — 107).

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new