Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

O SŁAWNYM GARNCARZU POLSKIM ALEKSANDRZE BACHMIŃSKIM, RECTE BACHMATNIKU


PIĘKNIE mięczone, toczone i zdobione pokuckie wyroby ceramiczne nie skłoniły nikogo do wniknięcia w życie i warunki pracy malejącej z roku na rok gromadki naszych garncarzy kresowych. A przecież rzuciłoby to pewne światło na charakter ich wyrobów, a niejednego krytyka powstrzymało od zbyt wygórowanych wymogów, jakieby zechciał stawiać tej dziedzinie sztuki ludowej. Technika t. zw. majolikowych naczyń, polegająca na pobiałkowaniu, rytowaniu i oszkliwianiu czerepu ołowianem szkliwem, znana była na Pokuciu od dawna i - to podkreślić należy sumiennie - od wieków uprawiana tu była przez Polaków. Najstarsze, jakie znamy, zabytki t. zw. pokuckiej majoliki ludowej znajdują się w Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie. Są to dwa obrazy (Nr. 2531) z wizerunkiem Matki Bożej i św. Mikołaja, zakupione przez Włodz. Szuchiewicza w przysiółku Jaworowa, Bukowec. Oba noszą datę 1811 r. oraz podpis garncarza: „Mateusz Kowalski malarz". Czerep ich ceglasty, pobiałka jasno-biała, rysunek grubo rytowany i polichromowany szkliwami barwy jasno-zielonej i ciemno-błękitnej oraz glinką żółtą i brunatną. Technika i rodzaj szkliw niczem nie różni się od dzisiejszych ludowych majolik na Pokuciu.

Ów Mateusz Kowalski, nazywający się malarzem, żył współcześnie z Piotrem Bachmatnikiem, ojcem sławnego później garncarza, Aleksandra „Bachmińskiego". Przodujące miejsce w garncarstwie Pokucia zajmuje ów Aleksander Bachmiński. Powszechnie poczytuje się go za twórcę do dziś dnia istniejącego stylu w pokuckiem zdobnictwie ceramicznem. Był to człowiek bądź co bądź niepośledni. Dokoła jego osoby snują się ogólniki i legendy. Tradycja ludowa robi zeń mędrca, który „wszystko umiał", lecz z zawiścią średniowiecznego alchemika krył się przed ludźmi ze swoją mądrością. Polscy badacze sztuki ludowej (niewiadomo dlaczego?) przysądzili go narodowi ruskiemu. Ludwik Wierzbicki nazwał go „Bachmetiukiem", Włodz. Szuchiewicz ochrzcił go imieniem „Iwan", a w ślad za nimi zarówno Polacy, jak i Rusini znają „Bachmińskiego, recte Iwana Bachmetiuka". 

Jakże nazywał się ów garncarz? Nazwisko „Bachmetiuk" wogóle nieznane jest na Huculszczyźnie i jako takie niezapisane w parafjach grecko-katolickich. A zatem Bachmiński? Czyżby to był zubożały szlachcic polski, na podobieństwo takiego Janiszewskiego, obecnego wójta na Hołowach, który, acz zhuculał w mowie i stroju, jednak czuje po polsku nie gorzej niż dziad jego, powstaniec. Nie. Dzięki usłużnej pomocy ks. Majewskiego, proboszcza w Kosowie, udało mi się stwierdzić w księgach parafjalnych, że nietylko „Bachmetiuk" nigdy nie żył w parafji kosowskiej, ale i „Bachmiński" jako nazwisko rodowe, nie ma uzasadnienia. Ów rzekomy potomek kresowej szlachty polskiej, wedle parafjalnej „Liber natorum" urodził się 10.XII 1820 r. z ojca Piotra Bachmatnika, garncarza i Anny z Sitników. Czytamy bowiem wyraźnie: „Aleksander Bachmatnik parens: Petrus Bachmatnik figulus, mater Anna de Sitnikówna". Twierdzenie więc, jakoby Bachmiński pochodził z okolic Bochni, pozbawione jest wszelkich podstaw. W r. 1845 bierze ślub Aleks. Bachmatnik z Teresą Sitnik. W „Liber copulatorum" zapisano w rubryce „nomen et conditio": Aleksander Bachmiński, recte Bachmatnik, figulus, natus in Kossów, filius Petri Bachmiński recte Bachmatnik, figuli de Stary Kossów et Anna nato Sitnik". W 62 roku życia, po 37 latach pożycia małżeńskiego umiera nasz „Bachmiński" 15.III 1882 r. W „Liber mortuorum“ figuruje imię i nazwisko, Aleksander Bachmiński, jako nazwisko rodowe, bez żadnych bliższych określeń. Tak zwała się także ostatnia z rodu Bachmatników, niedawno zmarła córka naszego garncarza, Anna, tak też znany jest w tradycji miejscowej i on sam. Nazwiskiem tem pieczętuje się dzisiaj także i styl majoliki pokuckiej. Tyle księgi parafjalne o dziejach nazwiska tego garncarza. Co do innych faktów życia naszego artysty, dodać należy, że nauczył się rzemiosła swego od ojca, Piotra, który zapewne wykonywał majoliki podobne do wyrobów rówieśnika swego, Mateusza Kowalskiego. Warsztat odziedziczył po ojcu w r. 1851 i od tego czasu rozwija ojcowskie zdobnictwo własną pomysłowością i wrodzonym talentem. W pracy garncarskiej pomagały mu dzieci (córki). W Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie znajduje się piec składany z kafli wypalanych w r. 1877 i 1878, a wykonanych przez ojca i córki. Na przodzie pieca głosi napis, że „Aleksander Bachmiński Pan Miester od Roboty Garncarskiej Robił ten Piecz Kossowa 1878“, na dole jednak znajduje się kafel, przedstawiający orzącego Hucuła, z mniej ortograficznym napisem: „Rozalja curka Bachmińsk Olykszaur (Aleksandra) risowała z skoszowa“.

Zachodzi pytanie, co stało się przyczyną, że ów Bachmiński zyskał sobie większy rozgłos od takiego Michała Baranowskiego („Mychajło“), dlaczego w twórczości zdobniczej stał się „aere perennius", dlaczego z jego osobą wiąże tradycja wynalezienie całej techniki majolikowej, pomimo że, jak wspomnieliśmy, technika ta znaną była na Pokuciu na wiele lat przed Bachmińskim, a wreszcie pomimo artystycznej kompozycji zdobniczej niewiele przewyższył rówieśników i następców swoich? Skąd się wzięło błędne twierdzenie u ludu ruskiego, że „wse, szczo umiw, z sebe umiw“, że on sam powiadał o swojej mądrości „Boh mni to dał“, że nikt, prócz niego, nie znał tej techniki, bo „buła to jeho tajnia, a tajnia sia piszła z nym do hrobu“ (Ruska czytanka dla szkół wydziałowych - Lwów 1913). Odpowiedź na to da nam fakt, że tradycja każdej sławy wspiera się zawsze na autorytecie, a tym było nadzwyczaj przychylne przyjęcie przez prasę wyrobów tego artysty na kraj. wystawie we Lwowie w r. 1877 oraz odznaczenie go złotym medalem. Sława Bachmińskiego rozniosła się szeroko, gdy jeden z arcyksiążąt austrjackich zamówił u niego kilka majolikowych świeczników, w których estetycznej budowie i dekoracyjnej ornamentyce żaden z garncarzy nie prześcignął tego mistrza. Wielkością ludową, autorytetem stał się przedewszystkiem wtedy, gdy na wystawę etnograficzno-przemysłową w Kołomyji w r. 1880, na którą wysłał swoje wyroby, zjechał cesarz Franciszek Józef i złożył mu osobiście gratulację, odznaczył go nagrodą pieniężną, a nawet zamówił u niego piec majolikowy. Bachmiński wyrósł przez to o głowę ponad swoje otoczenie. Dla ruskiego ludu, rozmiłowanego w kulcie austrjackiego tronu, wystarczyło to, aby uwierzyć w tajemniczą wielkość Bachmińskiego. Reszty dokonały szkoły. Ustępy w czytankach ruskich nie zajmują się istotną wartością ceramiki kosowskiego garncarza, natomiast z entuzjazmem podnoszą fakt, jak to cesarz „promowył do neho kilka łaskawych śliw“. Więcej znanym od szczegółów biograficznych jest portret tego poczciwego, sieraczkowego mieszczanina, znajdujący się w Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie, na talerzu z napisem „Bachmiński sławny garncarz z Kosowa". Jest to wizerunek wykonany ciemno-brunatną farbą podszkliwną przez malarza nieznanego nazwiska. Patrzy zeń miejski poczciwina, nie zdradzając ani jednym rysem twarzy samorodnego talentu, który znamionował tę niepoślednią organizację artystyczną. Przyjdzie jednak czas, kiedy charakterystyka jego obfitej twórczości otoczy tę postać czcią, jaką darzy się zasłużonych. Tadeusz Seweryn.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new