Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
O najstarszych osad w Polsce, których początek ginie w pomroce dziejów, których początku nie można wyśledzić na podstawie pisanych dokumentów, należy Stary Sącz. Osada starożytna położona w podgórskiej okolicy przy ujściu Popradu do Dunajca, na odwiecznym trakcie z Węgier do Polski, już w XIII w. była miastem dużem, bogatem i handlownein. Kwitły tu rzemiosła różnych kunsztów i zaopatrywały wyrobami swymi bliższe i dalsze okolice. Jednem z takich rzemiosł, których początek ginie w niepamięci byłoi jest kuśnierstwo. Wiemy, że już za czasów Kazimierza Jagiellończyka kuśnierze czyli kożusznicy sądeccy prowadzili handel z Krakowem, a Wisłą aż z Gdańskiem, na południe z Węgrami, a na wschód szlakiem przez Biecz z Rusią. Jeszcze do czasów wojny ostatniej żyli dobrze, dorabiali się majątków i wśród mieszczan tutejszych zajmowali wybitne stanowisko. Pod koniec XIX i w początkach XX w. stosunki u nas zmieniały się szybko: ginął dawny obyczaj, dawne stroje narodowe, więc też i kuśnierstwo sądeckie zaczęło chylić się do upadku. Wszelako jeszcze w 1914 roku było tu majstrów kuśnierskich 60, czeladników 15, terminatorów 20; oprócz tych przy robocie pomagały żony icórki kuśnierzy, bo tutaj pracowały zawsze całe rodziny i z dziada pradziada zajmowali się tem rzemiosłem Glińscy, Kołaczkowscy, Pruski, Skalscy, Szewczyki, Talarscy it. d. Teraz stosunki te zmieniły się na gorsze. Synowie kuśnierzy nie chcą się oddawać temu rzemiosłu, które wymaga zdrowia i sił, bo praca przy wyprawie skór jest ciężka; nadto dzisiaj potrzeba miljonowego kapitału na zakupno skóri wszelkich dodatków do roboty, a zarobek jest gorszy i nie wystarcza na koszta utrzymania. Synowie kuśnierzy garną się do szkół, albo idą do miejscowej szkoły szewskiej. Kilku z dawniejszych czeladników zginęło na wojnie, kilku rannych niezdolnych jest do pracy kuśnierskiej, więc musieli jąć się innego zarobkowania. Obecnie tylko zamożniejsi kuśnierze mają czeladników, których jest w mieście zaledwie 10, również 10 jest tylko terminatorówi to nie miejscowej młodzieży, ale sierot wziętych z zakładów wychowawczych w Krakowie i w Białej. W dawniejszych czasach pod jesień kupowano barany, bito je, mięso solono w beczkach, a baranina z karpielami (z brukwią) była ulubioną i częstą potrawą kuśnierzy. Ale skóry z ubitych w domu baranów nie wystarczały do wyrobu kożuchów, więc skupowano je na bliższych i dalszych jarmarkach, a nawet sprowadzano ze stron dalekich. Mamy ślady, że już w średnich wiekach handel skórami potrzebnemi do wyrobów kożuchów, był tutaj rozległy, a towar sprowadzano nieraz ze stron dalekich. Jeszcze przed niewielu laty jeździli kuśnierze sądeccy wozami po skóry owcze i baranie na Węgry, na Spisz i tam zakupywali je na jarmarkach w Lubowli, w Gniazdach, w Podolińcu, Keżmarku i Kamionce. A skóra kosztowała wtedy jeden reński i 50 centów, czyli 3 korony austrjackie, co na dzisiejszą walutę czyni dwie marki i 10 fenigów. Dzisiaj nie kupują skór na Spiszu, bo Czesi robią różne trudności na granicy, a powtóre wobec nader wysokiego kursu czeskiej korony towar jest tam nader drogi. Sprowadzają teraz skóry baranie i owcze z Rumunji, płacąc za jednę do 5000 Mk polskich. Skóry z białą wełną są tańsze od skórz czarną wełną. Dobre skóry powinny być suche i nieuszkodzone. Skóry zakupione wyprawiają sami, a robota ta jest długa i żmudna. Należyją tutaj opisać, ponieważ sposoby wyprawiania skór przekazywane tradycją przechodzą z ojca na syna i praktykowane bywają jeszcze dzisiaj prawie bez zmiany tak, jak ich używano przed wiekami. Najpierw moczy się skóry w wannach w wodzie przez 24 godziny, wymoczone wyjmuje i trzepie laskami, aby je otrzepać z nieczystości, jakie mogą być na skórach, np. z gnoju it. p. Wytrzepane dobrze skóry płuczą we wodzie, aby były zupełnie czyste. Potem zakładają skórę na pieliny, oparte o ścianę, i skrobią lewą stronę skóry (nie pokrytą wełną) skafą, to jest „flesują", aby ją oczyścić ze ścięgien, z mięsa.
PIELINY, to przyrząd zrobiony z drzewa: dwa drążki wysokości człowieka, górą zakrzywione i złączone górą dwoma poprzecznemi wąskiemi a na 1 ½ m. długiemi deseczkami, z których niższa jest umocowana stale, a wyższa ruchoma, obraca się jak na osi na jednym drążku poziomo. Między te dwie deszczułki zakłada się brzegiem skórę i w ten sposób przytrzymuje się ją mocno przy robocie.
SKAFA to kawałek grubej blachy żelaznej, długiej do 2 dm, a szerokiej doi dm, z jednego boku dłuższego w łuk wycięta przeciwległym brzegiem równym wprawiona wrękojeść drewnianą. Brzeg wolny jest gładki, ale tępy i tym skrobie się skórę.
WYFLESOWANE skóry muszą kisnąć, do czego potrzebna jest braja sporządzona z otrąb żytnich, mąki żytniej i pszenicznej i soli kuchennej. Mianowicie na sto skór bierze się 25 kg otrąb, 15 kg mąki w połowie żytniej, a w połowie pszenicznej i 6 kg soli, to zaprawia się ciepłą wodą i robi rodzaj rzadkiego ciasta, którem z lekka smaruje się skóry po lewej stronie i układa w wannie, jedną na drugiej, aż do pełna. Teraz zalewa się to wszystko ciepłą wodą, licząc trzy konewki wody na sto skór. Tak mają przeleżeć skóry przez tydzień, ale codziennie przekłada się je, gdyż w przeciwnym razie skóry leżące na wierzchu zczerniałyby i zepsułyby się. Po tygodniu wybiera się skóry z wanny, rozwiesza na żerdziach, albo rozkłada na dachu, aby wyschły. Jeżeli skóry są tłuste, to po wysuszeniu naciera się je rzadką, garncarską gliną, rozrobioną wodą, tak zwanym „szlikiem", suszy a następnie glinę zeskrobuje. Tę czynność powtarza się nieraz kilka razy, to jest tak długo, dopóki glina nie wyciągnie wszystkiego tłuszczu. Wewnętrzną lewą stronę skóry, to jest tę stronę, na której nie ma wełny, nazywają ladrem i zawsze smarują skórę, czy to brają, czy szlikiem po ladrze. Teraz skóry strychuje się, to jest zwilża się je, nacierając kwasem przestałym z kiszenia skór w wannie, zwija się je wełną w środek i układa gdzie wkącie jednę na drugiej, aby tak przeleżały dni kilka. Tę czynność powtarza raz jeszcze. Stąd bierze się skóry jedną po drugiej wiesza na sznurze za nogę u powały i ryżową szczotką czyści z otrąb, a następnie ciągnie kulą. Kula to przyrząd zrobiony z gałęzi, zakrzywionej w kulę i w to zakrzywienie wprawiony jest niby nóż żelazny tępy, a u dłuższego ramienia wisi strzemię. Ciągnąc skórę kulą, bierze kuśnierz wiszącą u powały skórę dołem lewą ręką, w prawej trzyma w górnej części kulę, w strzemię zakłada nogę, i teraz posuwa owem żelazem w kuli po ladrze skóry. Od tej czynności znajdujące się jeszcze tu i ówdzie resztki zeschniętego mięsa na skórze pękają, odpadają, a skóra daje się łatwiej ostatecznie wyczyścić. Później przysuszają skóry i czyszczą (chędożą) na garbunku, przyczem po kawałku pocierają skórę kredą.
„GARBUNEK", to znowu ława, na której w jednej połowie, oprawnej w drewniane rama jest żelazny, duży szeroki, niby nóż łukowaty, ale tępy. Kuśnierz siada okrakiem na tej ławie, i skórą ladrem przeciąga mocno po owym nożu w garbunku. Wreszcie posypują skórę ładną, suchą, pszeniczną mąką i znowu „ociągają“ ją skafą na pielinach. Po dobrem wytrzepaniu z tej mąki i z wszystkich innych prochów dopiero skóra gotowa jest do krajania i szycia, jeżeli kożuch ma być biały. Jeżeli wierzch ma być żółty; to przed przykrawaniem trzeba skórę zabarwić. Farbę przygotowują z bryzelji żółtej i kamienia żółtego (?) w ten sposób, że do trzech konewek wody wsypują 150 dg. bryzelji, a gdy się woda zagotuje, wsypują do tego 2 dg. kamienia. Letnią farbą naciera się skóry (strychuje), potem się je suszy i znowu strychuje drugi raz; po wyschnięciu wyciąga się je kulą, następnie rozkłada na stole i znowu dobrze wyciąga rękami, potem jeszcze przystępuje skórę bosą piętą na podłodze i ręką z pod pięty smyka się, ażeby skóra była wszędzie miękka. Teraz wreszcie można skórę krajać i szyć z niej kożuchy. Dzisiejsi starsi kuśnierze pamiętają już różne mody, według których musieli krajać i szyć kożuchy. Przed 20 laty jeszcze szyto kożuchy białe, długie, od pasa mocno fałdowane, z wielkimi do połowy piec zwisającymi okrągłymi, czarnymi kołnierzami. Przody kożucha wyszywano pięknie pstremi włóczkami i ozdabiane tak zwanemi, przeplatkami. Były to długie, wąskie paski z białej irchy, nacinane w poprzek i przeplatane czerwonymi i zielonymi paseczkami skórki safjanowej. U pasa przyszywano nadto kutasy z różnokolorowej włóczki. Krój takiego kożucha przypominał czamarę polską; zapinał się też w pętlice kręcone z irchy i baryłeczki sporządzone z irchy zwiniętej twardo. Ponieważ takie białe kożuchy brudziły się szybko, zaczęto je szyć z żółtej skóry. Nie były jednak długo w modzie. Szyto później żółte, długie kożuchy, bez wcięcia w pasie, całkiem gładkie z małymi wykładanymi czarnymi kołnierzami, podobne do paltotów i te nazywane paletony – Równocześnie szyli kuśnierze kadłubki; były to kożuszki krótkie do kolan, żółte, równo wyszywane włóczką barwną czerwoną i zieloną skórką safjanową.
Niektórzy kuśnierze szyli białe kożuszki, krótkie nie dochodzące do kolan, bez wcięcia w pasie, naszywane włóczką i kolorowemi skórkami, a te zwano spancerami. Robiono również kamizelki męskie, żółte, krótkie bez rękawów, wyszywane skórkami zielonemi i czerwonemi, jako też i spodnie skórzane, przeważnie czarne. Damskie serdaki były dawniej od pasa silnie fałdowane i naszywane kolorowemi skórkami. Później szyto dla kobiet kaftany bez fałdów, zwane alkierkami. Szyją też dla nich długie zakopiańskie ciemne bronzowe saka, wyszywane na szwach czarną lub bronzową bawełną i oblamowane piękną, lśniącą, astrachanową oprymką. Zmieniła się także robota męskich kożuchów o tyle, że zarzucono wszystkie ozdoby, szyją tylko żółte kożuchy, ubrane najwyżej na szwach czarną bawełną. Wszystkie te rodzaje kożuchów wykonywano albo na zamówienie okolicznych włościan, albo i to najczęściej robił kuśnierz większą ilość kożuchów i jeździł z nimi po jarmarkach, aby je sprzedać. I tak wieźli kożuchy na jarmarki w Tarnowie (2 lutego i 14 września), w Bochni, w Brzesku, w Dąbrowie, w Mielcu, w Niepołomicach, w Szczucinie, w Szczurowej, w Zakliczynie nad Dunajcem it. d. Jest także kilku kuśnierzy katolików w mieście, którzy kupowali u rzemieślników gotowy towar i rozwozili go po jarmarkach. Dzisiaj przeważnie sprzedają towar w domu kupcom, którzy po kożuchy przyjeżdżają z Dąbrowej, z Gorlic, z Jasła, z Krakowa, z Kolbuszowej, z Majdanu, z Przemyśla, z Tarnowa, zwykle żydzi; ale przyjeżdżają też do Starego Sącza po kożuchy kupcy katolicy z dawnej Kongresówki. Lepsi i zamożniejsi kuśnierze podejmują się większych dostaw za kontraktem dla służby kolejowej, akcyzowej w Krakowie, dla dóbr hr. Potockich w Krzeszowicach 11. p. Kuśnierze tutejsi nie pracują cały rok bez przerwy przy szyciu kożuchów; każdy z nich ma kawałek gruntu, na którym gospodarzy i w łecie pracuje w polu. Zresztą nikt nie kupuje kożucha w łecie, więc kuśnierze przygotowują sobie tylko w tym czasie skóry, wyprawiają je, poczem skóra musi schnąć przez czas dłuższy. Przed wojną zarabiał majster mniej więcej 2 Korony (1 Marka 40 fenigów) od sztuki; czeladnikom dawano całe utrzymanie i 200 Koron (140 Marek) rocznie; kobieta wyszywająca kożuchy brała od jednego 40 halerzy (28 fenigów). Był to zarobek bardzo mały, ale przy ówczesnej taniości artykułów najpierwszej potrzeby życia, przy małych wymaganiach rzemieślników wystarczał. Dzisiaj zarabia kuśnierz 4 do 5 tysięcy Marek dziennie, ale te tysiące nie wystarczają na utrzymanie. Biedniejsi kuśnierze i czeladnicy bez stałego miejsca pracy, którzy nie mieli funduszów na kupno skór do szycia kożuchów, zajmowali się dawniej „korpaniem“ kożuchów, naprawą i łataniem starych. Szedł wtedy taki kuśnierz „na korpackę” na wieś, wziął ze sobą torbę z obrzynkami skór, które tanio kupił, albo darmo dostał od majstra, wziął nożyce, nici i igły i wstępował do bogatszych gazdów na wsi, pytając czy nie mają kożuchów do korpania. Tam się odżywił przez czas roboty i dostał jeszcze parę groszy na tytoń.
KUSNIERKA jak tu mówią, z dnia na dzień upada: o towar (skóry) bardzo trudno; gdy dawniej przywieziono go nieraz kuśnierzow i do domu, to dzisiaj musi sam jeździć za skórami często daleko; noszono przeważnie kożuchy białe, a zatem odpadało farbowanie skór i robota około kożucha trwała krócej; dawniej można też było dostać w miejscu wszystkich przyborów, potrzebnych kuśnierzow i do pracy, teraz musi je sam sprowadzać ze Śląska, z Czech, z Wiednia, co zabiera więcej czasu i podnosi koszta, wreszcie do prowadzenia tego rzemiosła, potrzeba miljonowego wkładu, a takimi kapitałami tutejsi kuśnierze nie obracają, o kredyt zaś trudno i jest bardzo drogi. Jeżeli dzisiejsze stosunki nie zmienią się na lepsze w najbliższych czasach, to kuśnierstwo sądeckie, kwitnące przez wieki całe zaginie i już się więcej nie dźwignie.
Seweryn Udziela