Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Problem wartości druku, znaczenia książki i prasy dla ogólnej kultury ludzkości jest już dziś, na ogół dostatecznie znany i wyczerpany. Każdy niemal, kto czyta książki, a choćby tylko dzienniki, spotkał się już gdzieś i kiedyś z oświetleniem problemu tego, zwłaszcza jego strony praktycznej iz punktu widzenia dnia bieżącego. Inaczej nieco ma się rzecz z oświetleniem problemu druku ze strony historycznej i estetycznej. Historja drukarstwa zajmuje, – zwłaszcza u nas, – niemal wyłącznie uczonych specjalistów, i to częściej bibliografów, aniżeli historyków kultury i sztuki, i omawianą bywa najczęściej w akademickich rozprawach i ściśle naukowych miesięcznikach, traktowana przytem zazwyczaj podrzędnie, jako przyczynek do bibljografji i historj i kultury. Jak traktowaną jest u nas w Polsce ta bezprzecznie bardzo ważna gałąź historji kultury, dowodem na to fakt, że jedyna monografja historyczna o polskiem drukarstwie J. S. Bandtkiego, wydana temu lat sto, obejmująca zresztą wyłącznie statystykę drukarń, w Polsce do wieku XIX., nie doczekała się do dnia dzisiejszego drugiego wydania, ani • też nie pobudziła dotąd nikogo z polskich uczonych!) do podjęcia pracy tej zgodnie z dzisiejszym stanem badań historycznych.
O wiele gorzej jeszcze przedstawia się sprawa J strony formalnej czyli estetycznej druku w ogóle, a książki w szczególności. Jeżeli bowiem można zrozumieć traktowanie historji drukarstwa jako nauki pomocniczej w ogólnej historji kultury, jako jednej tylko z tych cegiełek, z których historyk składa ogólną syntezę historyczną epoki i którą sam on już gotową w dziele swem podaje czytelnikom, nie łaknącym zwykle, by ich wtajemniczano w trudny i mozolny akt samej budowy, to zaniedbanie i lekceważenie strony estetycznej druku i książki wyklucza z dziedziny wychowania czynnik, któryby mógł i powinien mieć pierwszorzędne dla niej znaczenie. Jeżeli mówię o roli wychowawczej druku, to mam na myśli stosunek do niego zupełnie bliski, taki, który opiera się nie na powierzchownej znajomości samego aktu mechanicznego powstawania dzisiejszej książki, jako wytworu papierowego i drukarskiego przemysłu, ale który, poczynając od znajomości osobliwych warunków rysunku czcionki i drukarskiego zdobnictwa, dochodzi do poczucia i zdolności właściwego rozwiązywania płaszczyzny, rozmieszczenia zadrukowanych przestrzeni i opiera się na rozwiniętym i świadomym zmyśle dekoracyjnym czyli na poczuciu rytmu i formy, zgodnej z duchem treści i materjałem, co właśnie jest podstawą nie tylko wszelkiej artystycznej twórczości, ale i warunkiem wszelkiego świadomego estetycznego przeżywania. Dzielnym środkiem, prowadzącym do tego celu, byłaby bezprzecznie nauka pisma zdobnego czyli kaligrafja. Znajomość warunków powstawania i oddziaływania strony estetycznej tak pisma zdobnego, jak i druku, należałoby uważać za kardynalny punkt programu t. zw. estetycznego wykształcenia. Bez wątpienia, znajomość ta jest niezbędną w pierwszym rzędzie każdemu artyście, dekoratorowi i drukarzowi. Jeśli jednak zważymy, że w nauce pisma zdobnego i zdobnictwa drukarskiego zawarte są wszystkie te warunki i elementy, których się wymaga od nauki rysunków wogóle, a od nauki artystycznego rękodzieła w szczególności, jak warunek konstrukcyjnego ujęcia kształtu (litery) linją na płaszczyźnie, warunki oddziaływania wzajemnego białej i czarnej plamy (zapisanej, względnie zadrukowanej i wolnej od druku przestrzeni), płynny rytm (liter i wierszów), analogiczny do rytmu w muzyce, to naukę pisma zdobnego i zdobnictwa drukarskiego należy uważać bezprzecznie za najprostszą i najłatwiejszą drogę do rozbudzenia i zarazem pogłębienia estetycznej kultury i twórczości. A zresztą, czyż tylko artyście-dekoratorowi, rysującemu projekty ozdób drukarskich, i drukarzowi, składającemu książkę – potrzebna ta wiedza i kultura, ten bliski stosunek do warunków powstawania rzeczy pięknej ? Czyż nie wykazuje codzienna nasza rzeczywistość, że równie niezbędną jest ona wydawcy czasopism i książek, literatowi i uczonemu, pragnącym wszakże, by ich dzieła miały zgodną z duchem ich treści formę, dziennikarzowi wreszcie, który jednak i pomimo wszystko miałby możność zastosowania w swej pracy estetycznej wiedzy i kultury, jeśliby ją posiadał?...
Nie należy wreszcie zapominać i o tej też praktycznej stronie nauki pisma zdobnego, a mianowicie o wpływie jej na nasze pismo codzienne; moment to wszakże też niemało ważny, bowiem faktem jest, że w naszej gorączkowo spieszącej się epoce coraz mniej ludzi pisze czytelnie, a pięknie nie pisze już dziś wogóle nikt. Wreszcie pożądaną byłoby rzeczą, by każdy czytający człowiek orjentował się nie tylko w treści czytanego, ale też znał i rozumiał warunki i elementy pięknej formy druku, układu, zdobnictwa i oprawy książki i jak najwyższe w tym kierunku przywykł objawiać wymagania.
Z nauki, o której mowa, nie podobna wykluczyć historyi pisma i druku. Czyż bowiem może być mowa o istotnem zrozumieniu warunków koniecznych dla powstania tego, co nazywamy formą we wszelkiej sztuce, jeśli nie wie się nic o tem, w jaki to sposób przejawiał człowiek w ciągu wielu tysięcy lat swego istnienia ów rytm, co się budził w jego duszy, od owych pierwszych mglistych jeszcze prób, uogólnień i konstrukcji, od pierwszych niezgrabnych kresek rysunku na narzędziach z krzemienia, bronzu i gliny, tak pełnych uroku, jak wszelkie pierwsze przejawy budzącej się duszy dziecięcej, owych znaków – symbolów na ścianach jaskiń przedhistorycznych, poprzez przebogate dzieje swego rozwoju, aż do illuminowanych cudownie rękopisów średniowiecza i ruchomych czcionek Gutenberga?... Wszakże z owych to naiwnych jak gdyby niepewną ręką dziecka stawianych kreseczek na narzędziach z krzemienia i ścianach jaskiń wykształciło się w ciągu wielu tysięcy lat to pismo, które pozwoliło człowiekowi przezwyciężyć czas i przestrzeń, jak znów dalej idąc, z illuminowanych rękopisów wykształciła się ruchoma czcionka, czyli druk, owa pełna, krągła, pełnokrwista renesansowa antykwa i tchnąca jeszcze ascetycznym duchem Średniowiecza sztywna gotycka fraktura. Ażeby zrozumieć i zwalczać skutecznie zwyrodniałą brzydotę naszych współczesnych wydawnictw, należy wpierw poznać i zrozumieć monumentalne piękno inkunabułów w. XV. i ich bezpośrednich i Jeszcze wielkich pomników sztuki drukarskiej z w. XVI.
*****
Nie mała przepaść, i nie tylko czasu, legła pomiędzy „czterdziestodwu-wierszową“ i „trzydziestosześciowierszową biblją“, tłoczonemi pieiwszemi w Europje czcionkami przez Gutenberga, a naszym współczesnym dziennikiem, polityczną lub popularnie naukową, kilkuarkuszową broszurą dzisiejszą, w setkach tysięcy egzemplarzów na pospiesznych maszynach rotacyjnych, linotypie, typografie, monolinie lub monotypie-odlewaczu w ciągu godzin kilku tłoczonemi.
Sztuka tłoczenia była w tym pierwszym okresie swego istnienia istotną i wielką sztuką. Składny się na to: nieudoskonalone i niezmiernie proste narzędzia pracy, wymagające od rzemieślnika-artysty wiele inicjatywy, inteligencji, smaku, miłości dla pracy i znacznej technicznej wprawy, i duch owej wielkiej epoki, obejmującej wiek XV. i XVI. Była to epoka, w której geniusz rasy wyładowywał właśnie z swej głębi cały ogromny zapas energji i żywych sił, ujarzmionych i śpiących w Europie w ciągu wielu wieków Średniowiecza, przez czas tych olbrzymich zapasów, które toczyła myśl chrześciańska z chaosem barbarzyństwa, co zwalił się na Europę, zburzywszy w swym pochodzie światowe imperjum rzymskie, a z niem i klasyczną kulturę Hellady. Niezmiernie powoli, nieśmiało i z obawą dobijało się swych praw przywalone krzyżem ciało, budziła się wola do życia, światła, piękna i szczęścia na ziemi. Aż w XV. i XVI. wiekach parcie to stało się przemożnem, przełamało wszelkie tamy i strugą wrzącej lawy rozlało się po całej Europie. To epoka Odrodzenia. Klasyczny kult dla życia i ciała, siły i piękna, zrośnięty z kulturą starożytnej Grecji i Rzymu, zmartwychpowstał, ożywiony świeżemi siłami półdzikich jeszcze niedawno przybyszów z Północy i Wschodu. Ludy te przeszły już surową i głęboką chrześciańską dyscyplinę moralną w ciągu kilkunastu wieków średniowiecza i bogate nią, olbrzymim zapasem niezużytych sił i odkrytą na nowo klasyczną kulturą antyczną, tworzyć poczęły nowe życie.
Jakiejkolwiek dziedziny życia z epoki tej dotkniemy, w każdej uderza nas ogromna twórcza siła, niezmiernie bogata we formy i kontrasty. Ostre światło i głębokie – cienie; surowa moralna dyscyplina chrześcijańska i iście pogańskie uwielbienie dla życia i użycia; mroczny fanatyzm religijny i intelektualny epikureizm i sceptycyzm. Lecz właśnie w tym świecie silnych kontrastów było osobliwie szerokie pole dla popisu indywidualnych sił, inicjatywy, sprytu, talentu, odwagi i energji. I nie ma też drugiej, od czasu chwały starożytnej Grecyi i Rzymu, epoki tak w talenty bogatej, tak ruchliwej i twórczej w każdym kierunku, jak epoka Odrodzenia. Wtedy to powstała ta nowożytna rzeczywistość, której lwia część aż do naszych przetrwała dni i na naszą własną złożyła się dolę. Utworzenie się nowożytnych wielkich państw w Europie i emancypacja ich z pod bezwzględnej supremacji katolickiego Rzymu (Reformacja); koniec rycerstwa i feudalizmu, powstanie zamożnego i współzawodniczącego odtąd coraz skutecznej ze szlachtą w państwowej, społecznej i kulturalnej pracy mieszczaństwa; wspaniały rozkwit sztuk plastycznych; wydobycie się myśli europejskiej z mrocznych zaułków średniowiecznej scholastyki na swobodną, nieograniczoną niczem przestrzeń nowożytnych badań – pod wpływem myśli Platońskiej i Arystotelesowej, oto tylko niektóre z kolumn, podpierających tę niezmiernie bogatą architekturę rzeczywistości Renesansu, a które, choć zębem czasu już mocno nadgryzione i patyną kilku wieków pokryte, to jeszcze jednak sklep i nad naszemi głowami podpierają, niezastąpione dotąd nowemi. Ta epoka dała ludzkości Kolumba, Kopernika, Szekspira i Gutenberga, twórcę druku. Od tej chwili stał się druk kapitalnym czynnikiem w tej olbrzymiej pracy, jaką spełniła Europa w ciągu ostatnich pięciu wieków, t. j. od w. XV. aż do naszych dni.
Druk z pierwszego okresu swego istnienia, zw. XV. i XVI., ma swój odrędny charakter, piętno owej epoki: jest on wyrazisty, pełen monumentalnej prostoty i odznaczający się przedziwną miarą i harmonją wszystkich szczegółów.
Jako rodzone dziecię i spadkobierca świetnych rękopisów illuminowanych Średniowiecza i niezrównanych drzewo i miedziorytów ówczesnych, druk XV. i XVI. wieków odziedziczył po tych swych bezpośrednich przodkach całą renesansową piękność i siłę. Drukarz ówczesny był istotnym artystą i zarazem świadomym pionierem nowej sztuki i nowych idei. Przystępował do swego dzieła z tą samą, co średniowieczny mnich kaligraf? powagą, „w imię Boże“, złożone na pierwszej karcie księgi i dziękował znów Bogu na karcie ostatniej, iż mu jego mozolną, trudną pracę do końca dowieść dozwolił. I rzeczywiście trudną była ta praca i mozolną i wymagała wiedzy, inicyatywy i smaku. Nasze wielotysięczne nakłady dzisiejsze tłoczą pospieszne maszyny rotacyjne, pędzone siłą elektryczną, w godzinach kilku. Nad doborem papieru, typów, nad układem – nie potrzebuje sobie łamać głowę drukarz, ma już bowiem raz na zawsze kilka gotowych, stale się powtarzających szablonów; główną część całej pracy wykonuje dziś maszyna. Tymczasem Gutenberg drukował jedno ze swych większych dzieł, słownik łaciński wraz z gramatyką, w ciągu dwu lat. Wszystko musiało być przy tem zgóry doskonale obmyślone i sporządzone rękami: i formy dla pisma, i przyrządzenie pod prasę, i ramki i farba, a wreszcie samo tłoczenie odbywało się rękami wręcznej, grubo wykonanej tłoczni. Papier był wówczas gruby, szorstki, o bardzo nierównej, guzkowatej powierzchni, farbę przyrządzano „na oko“ i nakładano ją szczotką. Ileż to musiało kosztować pracy, prób i czasu, zanim osiągnięto pożadany rezultat! I pomimo wszystko, niedokładności i niespodzianki zdarzały się co dnia. Dla nas, znudzonych precyzyjną, maszynową dokładnością i sztywną czystością niezliczonych współczesnych, podobnych do siebie kropka w kropkę wydawnictw, niedokładności owe mają osobliwy urok oryginalnego dzieła rąk ludzkich, niepodobnego w szczegółach do żadnego drugiego. Jest w nich zaklęta oryginalna myśli żywy odcisk pracującej samodzielnie dłoni majstra, i ten właśnie moment czyni je dla nas czemś tak interesującem, cennem i pożądanem. Dla twórcy jednak owych dzieł niespodzianki te musiały być nieraz źródłem wielu ciężkich trosk, ponownych prób i trudów i gorzkich rozczarowań; wszakże celem jego musiała być nie tylko poprawność, lecz pełna doskonałość!
Na to skupienie nabożne majstra, przystępującego do dzieła, wpływać też musiała w niemałej mierze, oprócz technicznych trudności, także poważna treść ksiąg ówczesnych, która bywała często, bez porównania częściej niż dziś, rezultatem wieloletnich żmudnych i oryginalnych dociekań teologicznych, filozoficznych lud filologicznych, owocem żarliwej wiary, wszechstronnej wiedzy i śmiałych odkryć, a których rozmiar i wpływ, dzięki sztuce drukarskiej, miał w ciągu najbliższych czterech wieków rozbłysnąć w to potężne światło, które nam dziś świeci. Miał więc wówczas drukarz i prawo i obowiązek traktować pracę swą jako wielce ważną misyę, nie mniej ważną od tej, którą przypisywał sobie sam autor dzieła. I przystępował też on do dzieła swego z powagą niemniejszą od tej, która towarzyszyła wówczas budowniczemu, kładącemu kamień węgielny pod nową świątynię! Świadczą o tem przed nami te stare, poważne księgi, oprawne w skórę foljały, a obok nich liczne zapiski, rachunki i korespondencje dawnych drukarzów i introligatorów, które się do naszych czasów po archiwach cechowych i innych przechowały. Cały układ tych starych ksiąg, prosty, spokojny, wyrazisty, z głębokim wykonany rozmysłem, zgodny zawsze z duchem, z treścią dzieła, poważna i solidna oprawa z wytłaczanej pięknie skóry, wszystko razem pełne harmonji, miary i smaku, świadczy wymownie o niemałej kulturze i pietyżmie dla dzieła majstrów – drukarzów i introligatorów z owej bogatej epoki.
Druki samego Gutenberga, jego uczniów i najbliższych ich następców, tak w Niemczech, jak we Francji, we Flandrji iWłoszech, są do dziś niedoścignionymi arcywzorami sztuki typograficznej. Tajemnicą ich doskonałości jest prostota, przedziwne poczucie miary, wniknięcie w ducha dzieła i sumienne wykonanie przy solidności materjału. Jakość papieru, forma czcionki, układ wiersza, odległość między wierszami, stosunek kolumny do wolnej od druku, białej przestrzeni, rysunek i proporcje inicjałów, winiet i końcówek, stosunek przy otwartej księdze jednej kulumny do drugiej, sąsiedniej, oprawa mocna i celowa, ozdobiona oryginalnie z poważną prostotą, wszystkie te szczegóły spojone są ze sobą przedziwną harmonią, wynikającą ze zrozumienia i pietyzmu dla dzieła i tworzą z ksiąg z XV. i XVI. w. skończone dzieła sztuki. Otwarta księga daje wrażenie równie estetyczne, co drzeworyt Dürera lub akwaforta Rembrandta. Należy tylko umieć patrzyć, nauczyć się rozumieć te cudowne proporcje, nieprzerwany, płynny rytm wiersza, silnie zwarty obraz dwóch kolumn sąsiednich, tak spokojnie i tak wyraziście występujący z pośród bieli szerokich, wolnych od druku brzegów! Ma on swą własną, zupełnie skończoną i w sobie zamkniętą architekturę, równie dobrze spełnione warunki piękna, jak spełnione są one w katedrze Notre Dame w Paryżu lub w Palazzo Strozzi w Florencji.
Piękno monumentalne tych ksiąg zrozumieć i ocenić można tylko na tle i w związku z całą epoką, które je nam zostawiła w spuściżnie. Tylko w wyniośle sklepionych i przestronnych salach bibjotecznych starych renesansowych lub gotyckich gmachów, w ogromnych dębowych szafach bibjotecznych, bogato rzeźbionych lub na ciężkich dębowych stołach, nakrytych wzorzystem makatami z złotogłowiu i brokatu, w rękach ludzi o umysłach, temperamentach i planach, przerastających naszą przeciętną miarę, księgi te były na swojem miejscu. W klatkach i warunkach, w których nam dziś żyć wypada, przytłaczają nas one swym ogromem, monumentalną powagą treści i formy, a piękność ich przypomina nam jeno szpetną nędzę i szarość naszego własnego istnienia.
Wzory, z których owe klasyczne pomniki drukarskiej sztuki korzystały, nie mało na ich dostojne piękno wpłynęły. Były to owe przepięknie iluminowane rękopisy średniowieczne, indywidualne dzieła trudnej sztuki, pracy i talentu. Z łacińskiego pisma powstała krągła i pełna, renesansowa „antykwa", z gotycko-niemieckiego pisma powstała sztywna „szwabacha“ czyli „fraktura“. Technicznie przejściem od rękopisu i oryginalnego rysunku do druku był drieworyt i miedzioryt w których już było ideowe i praktyczne założenie, względnie rozwiązanie problemu powielania rysunku i pisma przy pomocy kliszy drukarskiej, farby i pracy. Należało tylko jeszcze oswobodzić litery, rzezane w kliszy, wraz z ryciną rozbić je na poszczególne, ruchome czcionki, co Gutenberg właśnie uczynił, i ludzkość otrzymała najtęższy nowożytny czynnik oświaty i postępu.
Nie dziwna też, że owe wczesne pomniki drukarskiej sztuki były piękne, mając takie wzory przed sobą, jak drzeworyty i miedzioryty Dürera, Schongauera, Łukasza Kranacha, Andrzeja Mantegnii i w. i. Była też w owych czasach, w XV. i XVI. w., książka istotną i poszukiwaną cennością, dostępną tylko niewielu szczęśliwcom. Nakłady były zrazu niewielkie i książka była jeszcze długo rzeczą rzadką i drogą, zwłaszcza, że drukowano, w XV. zwłaszcza wieku, przeważnie na pergaminie. Z czasem dopiero, gdy się przemysł papierowy w Europie rozpowszechnił, przestała być książka przedmiotem zbytku.
*****
Druk i książka sprowadziły ogromny przełom w europejskiej kulturze. Rozpowszechnienie się druku postępowało w niektórych centrach europejskiej kultury w tak szybkiem tempie, przedewszystkiem w Niemczech, następnie we Włoszech, Flandrji, i Francji, że badania dzisiejsze piśmiennictwa europejskiego nawet z tej wczesnej epoki, z XVI. w., a więc z epoki w kilka zaledwie dziesiątków lat od wynalezienia druku, dzielić dziś między siebie muszą całe legjony uczonych specjalistów.
Za lat trzydzieści obchodzić będzie ludzkość jeden z najpiękniejszych swych „jubileuszów": pięćsetletnią rocznicę wynalazku druku. Gdy się obejrzymy wstecz na te pięć wieków historji drukarstwa w Europie, to się przekonamy, że pomimo swego zawrotnie szybkiego rozwoju w pierwszych dwóch wiekach swego istnienia, i jeszcze szybszego – w XIX. i XX. wiekach, rozwój ten miał też swoją stronę ujemną: im się bardziej druk bogacił technicznie, tem bardziej ubożał i upadał artystycznie! Najdoskonalsze i najpiękniejsze pomniki sztuki drukarskiej, to druki XV. i jeszcze XVI. w. Już ww. XVII. poczyna się era jego upadku; epoka zaniku jego pierwotnej czystości, prostoty i monumentalności schodzi się z epoką panowania baroku w Europie w w. XVIII., a w epoce panowania maszyny i elektryczności druk i książka przestają być wogóle czemś, od czego wymaga się stylowej, pięknej formy, zgodnej z duchem treści i z materyałem.
Druk, formę książki, przestała ożywiać twórcza, indywidualna myśl rzemielśnika-artysty, która niegdyś wiązała w jedną harmonijną, żywą całość wszystkie jej części, wszystkie szczegóły, sama przytem świadomie treści dzieła powolna; książka stała się produktem martwej maszyny, produktem masowym, szarym, ubogim i banalnym, jak szarem, ubogiem i banalnem jest życie, mieszkańca współczesnych miast, centrów nowożytnej kultury, mózgów nowożytnego świata. 2rąk rzemieślnika przeszła książka ww. XVIII. i XIX. w ręce wydawcy-spekulanta. On począł decydować o formie książki, o formie, która odtąd konkurować miała z drugą nie pięknością i solidnością papieru, pisma, układu, oprawy, ale taniością papieru, ilością nakładu, chwytaniem w lot zmiennych i brutalnych upodobań tłumu. Księgarskie witryny stały się w naszej epoce częścią ulicy.
Był czas z końcem ubiegłego i początkiem bieżącego wieku w Europie, w którym grupa marzycieli i fanatyków Ruskinowskiej idei wcielenia piękna w życie zdołała wytrwałą swą pracą i propagandą zmusić poszczególnych fabrykantów i wydawców – zwłaszcza w Niemczech i Anglji, do wskrzeszenia dawnych pięknych tradycji w architekturze wnętrza, w przemyśle, a przedewszystkiem w wydawnictwie czasopism i książek. Ruch ten już coraz bogatsze począł tuż przed wojną przynosić plony. \
W nasze życie poczęło już przenikać nieco piękna wraz z pięknie wydanym miesięcznikiem, piękną książką, prostym a stylowym meblem. Zdawało się, że wnet już przyjdzie czas, gdy z naszych mieszkań wyniesie się raz na zawsze i bez śladu szkaradna i krucha „wiedeńska" tandeta, z naszych ścian – bezmyślne, pstre olejodruki, a z księgarskich witryn 1i z naszych mieszczańskich szaf bibljotecznych – pstry jarmark „secesyi" i niemieckich pour le patee bourgeois „prachtwerków“... Wielka wojna rozbiła, stratowała te piękne wysiłki i zdobycze, i momentów odsunęła znów w mrok nieznanej przyszłości. Spekulant-wydawca znów dziś tryumfuje i najnikczemniejszy produkt jego bez smaku jest przyjmowany wdzięcznie i przepłacany przez tłum nowych i niewybrednych konsumentów-dorobkiewiczów. Przeżywamy już okres upadku kultury, i wkraczamy może w okres iali barbarzyństwa i dzikości. Oznak tego w żadnym razie dziś nie brak.
I w Polsce przeżywała sztuka drukarska w ścisłym związku z życiem duchowem Europy okres swej świetności i rozwoju, a następnie okres schyłku i upadku. Pierwszy – to wiek XVI, wiek złoty" polskiego piśmiennictwa i epoka polskiej Reformacji; drugi – to ciemny wiek XVII i jeszcze ciemniejszy XVIII., osobliwie w pierwszej swej połowie, o ile rzecz zwłaszcza idzie wyłącznie o piśmiennictwo. Pierwszą drukarnią w Polsce była założona w r. 1465. w Krakowie przez niemca Gintera Zeinera, a pierwszym drukiem w Polsce miał być druk tegoż Zeinera, książka pt. „Johannes de Turrecremata Cardinalis S. Sixti vulgariter nuncupati. Explanatio in Psalterium finit Cracis impressa“. Pierwsze polskie książki wyszły na świat ww. XVI. z krakowskich tłoczni: Florjana Unglera,'Jana Hallera, Wierzbięty, Marka Szarfenberga. Nie uchodzący już dziś za zupełnie ścisły spis drukarń J. S. Bandtkiego podaje ich ilość w XVI w. w samym tylko Krakowie na 40 i 50 nazwisk drukarzów krakowskich przytacza, działających w tej najświetniejszej epoce polskiego drukarstwa. Już w XVII. w. cyfra drukarń w Krakowie spada do 10. Rozpoczął się okres upadku piśmiennictwa i drukarstwa w Polsce w związku z rozpoczynającą się ciężką polityczną niemocą i destrukcją państwową, z rosnącym bezrządem, religijną nietolerancją i zanikiem skłonności do nauk wśród szlachty polskiej. Prócz tego na krakowskiem drukarstwie dotkliwie się odbiło przeniesienie stolicy państwa wraz z dworem królewskim do Warszawy. Rozpoczął się w Polsce okres religijnego fanatyzmu i ucisku; drukarnie i bibljoteki dyssydentów, złożone z szanownych edycji polskich i europejskich humanistówi myślicieli, pod wpływem propagandy jezuickiej palono i niszczono. Wreszcie za panowania Jana Kazimierza, z najazdem szwedzkim i kozackimi buntami, wszystko ostatecznie upadło: i handel i przemysł, dobrobyt i nauki. Z początkiem wieku ośmnastego już tylko jedna drukarnia Cezarych pracowała w Krakowie i jedna w Warszawie. Panowanie Sasów – to zarazem agonja polskiej państwowości i tak pięknie całym XVI. wiekiem rozpoczętej polskiej kultury.
W tym stuletnim okresie świetności, w XVI w., dały Polsce krakowskie przedewszystkiem drukarnie długi szereg wydań, godnych wytrzymać porównanie ze wszystkiem. co wychodziło wówczas drukiem w Europie Zachodniej, w Niemczech, we Francji, Flandrji, Włoszech i Anglji. Drukarze krakowscy: Haller, Ungler, Wietor, Szarffenbergowie, Wierzbięta, uchodzili w opinji współczesnych za ludzi uczonych, i być też musieli istotnie ludźmi nieprzeciętnej wówczas wiedzy i kultury. Takie druki, jak Psałterz Wróbla, Kronika świata Marcina Bielskiego z drukarni Hieronima Szarffenberga, jak Żywot Josepha z pokolenia żydowskiego Mikołaja Reja, z drukarni Florjanowej Wdowy, jak Biblja Leopolity, „Ogródek duszny" Biernata z Lublina – w edycji tak Wieterowskiej, jak – Szarffenbergowskiej i Piotrkowczyka, jak Jana z Koszyczek: „Rozmowy, które miał król Salomon mądry z Marchołtem grubym a sprośnym", druk Wietora, jak „Żywot Ezopa Fryga" Biernata z Lublina, jak Andrzeja z Kobylina: „Gadki o składności członków człowieczych", jak wydania utworów Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, i wielu innych, świadczą naocznie po dzień dzisiejszy o wybitnym poczuciu smaku ówczesnych drukarzów, a zarazem o rzetelnym ich kulcie dla dzieła, który z każdej karty ksiąg tych indywidualnie i wymownie do czytelnika przemawia. A choć dzieła z tej epoki drukowane były w znacznej części obcą naszemu duchowi i łacińskiej naszej kulturze gotycką „szwabachą" („frakturą"), to fakt ten jednak nie umniejsza w niczem artystycznej wartości i technicznej solidności tych pierwszych druków polskich. Nie ma tam niczego zbytecznego, zapożyczonego ze sztuk i technik obcych grafice, niczego, wyrywającego się nieoczekiwanie i niepotrzebnie na plan pierwszy ze szkodą dla całości; każda kolumna, zwarta i skończona, wiąże się harmonijnie z szerokim, białym brzegiem, oraz z kolumną sąsiednią, i działa, jak skończony obraz, czarnobiałą rysowany techniką, i jak obok niej położona rycina, będąca składową i konieczną częścią całości, lub jak inicjał, winieta, końcówka, harmonijnie się z kolumną w jeden obraz zlewające. Wszystkie wogóle warunki techniki graficznej są w tych książkach znakomicie zastosowane i jak najpiękniej w najprostszy przytem sposób, rozwiązane. Rozglądając się w tych starych książkach ma się wrażenie, że rzemieślnik, tworząc układ, wcale się nad nim nie namyślał, nie szukał, ale wiedziony nieomylnym instynktem, czuciem, tworzył tak, jak tworzyć był powinien. Oto są właśnie cechy dawnych druków, polskich i innych, z XV. i XVI. w. Podobnie jak z układem, rzecz się też miała z oprawą. Oprawy ksiąg z owej wczesnej epoki są właściwie skromne, nie rzucają się w oczy; dopiero przy bliższem rozejrzeniu się w nich budzą uczucie dostojnej, monumentalnej powagi.
Położone obok współczesnych, suto wyzłacanych „prachtwerków“, nie tylko nic one na tem nie tracą, ale dopiero wtedy występuje w całej pełni na jaw ich wytworna stylowość. Każdy szczegół ich ozdoby odpowiada celowi i w zupełnej jest zgodzie z solidnym materjałem, formą i duchem książki. Oprawy były pierwotnie z desek, obciągniętych tłoczoną ozdobnie skórą. Tę samą miarę, smak, co drukarz, umiał też zachować dawny introligator; tymsamym zdrowym wiedziony instynktem nie kusił się on nigdy o efekt czysto malarski lub plastyczny w zdobnictwie oprawy, nie narzucał materjałowi obcej mu techniki, lecz znajdywał zawsze jedynie właściwą dla oprawy i dzieła ozdobę, tłoczoną płasko w skórze, pozostawiając samemu materjałowi naturalną jego barwę, blask i wdzięka nadając mu tylko właściwą i starannie wykonaną formę. Przy tem starał się on być zawsze w zgodzie z duchem dzieła, miał dla niego zrozumienie i respekt, jakaż przepaść między taką oprawą, a oprawą dzisiejszą, w której nawet introligator sumienny i w kunszcie swym doskonały sadzi się na banalny i bezmyślny przepych i żongluje wszelaką techniką, w ten sposób starając się okazać swą techniczną biegłość, a nie pomny, żetą idąc drogą, przynosi jeno szkodę i dziełui swojej sztuce i psuje piękny materjał! Oprawa książki powinna istnieć i działać sama dla siebie, lecz nie bez związku z duchem dzieła. Przy tem wiadomą jest już dziś ogólnie rzeczą, że każdy materjał ma swoje własne warunki piękna i zdobnictwa, których złamać, bez popadnięcia równocześnie w artystyczną herezję, w banalność i szpetotę, nie wolno. Nie wolno więc narzucać drzewu formy i ozdób, właściwych kamieniu, i naodwrót, nie wolno imitować wyzłoconem tłoczeniem w skórze czy płótnie metalowych okuć, zawiasów i płaskorzeźb; nie wolno malować we wszelakie pstre kleksy, marmurki i figury-skóry, która jest w oprawie już sama dla siebie materjałem tak szlachetnym i pięknym, że tego rodzaju zdobnictwem tylko ją zeszpecić można. Rozumieli to, czy też „czuli nieomylnym, instyktem“ starzy majstrowie – introligatorzy XV. i XVI. w. i pozostawiali zawsze skórze jej naturalną barwę i blask, tłoczącją jeno misternym rysunkiem, a rzadko i umiarkowanie wytłoczony napis lub ozdobę złocąc. Celem oprawy było zawsze i jest ochraniać rękopis i druk przed zniszczeniem. Lecz starzy majstrowie, rozmiłowani w swem rękodziele i idąc za naturalnym i silnym popędem do tworzenia rzeczy pięknej, starali się dobierać zawsze materjał piękny i dostojny i treści dzieła i własnych rąk, i ozdabiali go z wytworną prostotą iz przedziwnie trafnem zawsze poczuciem dla tych warunków i możliwości, które, sobie tylko właściwe, każdy materjał zawiera, i które on rękodzielnikowi i artyście, jako granice i warunki zdobnictwa bezwzględnie narzuca. Solidność w samem wykonaniu, piękny materjał i wytworna prostota w zdobnictwie, jedynie właściwem danemu materjałowi, to były cechy, związane z twórczością rękodzielniczo-artystyczną XV. i XVI. w., cechy, które czynią tę twórczość tak cenną dla nas, którzy się właśnie o nie w beznadziejnym wciąż kusimy wysiłku. Ci starzy mistrze tworzyli piękno, nie rozumując, nie szukując, ani pojęcia nieraz nie mająco wszystkich tych teorjach i wyrozumowanych warunkach piękna, o których my co dnia wypisujem tomy! A jednak my umiemy ich co najwyżej naśladować licho.... A to, że na obronę naszą mamy zawsze w pogotowiu mnóstwo argumentów, istoty powyższego faktu wszakże nie zmieni.
W naszych dzisiejszych oprawach, tych przedewszystkiem, co się kuszą o efekt czy miano „artystycznych", jest wszystko, co chcecie, tylko nie piękno.... Wszystko tam jest fałszem: papier imituje skórę, drzewo lub płótno; płótno imituje skórę, marmur, bronz lub malowankę; skóra imituje płaskorzeźbę, metal lub traci swe naturalne piękno pod zbytkiem ozdoby. Czyż może być mowa o pięknie tam, gdzie jest ordynarny fałsz, imitacja, kłamany blask lub przeładowanie w ozdobach. Kardynalnymi warunkami piękna były i pozostaną na zawsze: szczerość, uczciwość i prostota.
Powracając do polskich tłoczni z epoki rozkwitu drukarstwa w Polsce, wspomnieć jeszcze należy, że skutkiem bliskiego sąsiedztwa Polski z niemcami i przeniesienia do Polski druku właśnie przez drukarzów niemców, z których rąk pierwsze druki w Polsce wyszły, większość polskich nakładów z tej epoki tłoczoną była pismem gotyckiem, tzw. szwabachą. Wprawdzie z przyjazdem do Polski Bony Sforza i jej dworu, i dzięki ożywionym odtąd stosunkom Polski z Włochami-przyszła do Polski już w trzecim dziesiątku lat XVI. w. także piękna, renesansowa „antykwa", przewaga jednak pozostała jeszcze na długo, zwłaszcza w krakowskich tłoczniach za szwabachą, która wśród mazurów zadomowiła się już na zawsze. Szwabacha to ułatwiła niemcom bezprzecznie germanizację mazurów, uczyniwszy im nasze bogate piśmiennictwo z XIX. i XX. w., wyzwolone już od dawna z gotyckiej szwabachy i drukowane wyłącznie łacińską antykwą, obcem i wpłynęła w ten sposób na znany rezultat niedawnego plebiscytu na mazurach.... Z faktu tego wynika logicznie nader dla nas, polaków, pouczający wniosek: że w łańcuchu zjawisk, który zwie się narodową kulturą, nie ma ogniwa bez znaczenia, a zaniedbanie choćby jednego z nich rozluźnia lub rwie spoistość i ciągłość łańcucha....
Własnego, polskiego typu pisma, a nawet jakiejkolwiek oryginalnej, własnej odmiany łacińskiego typu pisma polskie drukarstwo do dzisiejszego dnia nie wytworzyło, pomimo, że istniały w Polsce już w XVI. w. odlewarnie czcionek. I na tem polu polski duch twórczością się nie objawił, a polskie drukarnie posługiwały się zawsze, jak posługują się i dotąd, wzorami i typami, sprowadzanymi z zagranicy.
w ciężkiej męce i w trudzie ogromnym tworzyła się kultura polska w ostatnich kilku dziesiątkach lat przed Wielką Wojną i powstaniem nowego państwa polskiego. Nieuświadomienie, ciemnota i zupełna bierność mas ludowych w Polsce; szczerze lub zamaskowanie wrogi polskości, polskiej myśli i kulturze, stosunek do nas wszystkich bez wyjątku zaborczych rządów; najzupełniejsza obojętność i nieobecność w najważniejszych sprawach narodowej oświaty i kultury sfer najwięcej posiadających środków i możliwości, istotnie do niedawna uprzywilejowanych i doskonale swobodnych – od poczucia obowiązku wobec ojczyzny, nędza wśród inteligencji w dzielnicy, w kulturalnym dorobku z tych lat nabardziej czynnej i produktywnej, a wreszcie skończony, monumentalny gmach nowożytnej cywilizacji Europy zachodniej – z jej odwiecznemi i bogatemi kulturami narodowemi : wszystkie wymienione czynniki olbrzymiem i ponad siły brzemieniem ugniatały barki każdego polskiego i pracownika na polu sztuki, literatury, nauki, narodowego wychowania, i krępowały mu na każdym kroku ręce i nogi. Groźnym był dla polskiego pioniera nie tylko Zachód, nęcący go swą już gotową i wszechstronną cywilizacją i kulturą i oddający mu jej skarby za cenę marzeń i dążeń do narodowej, państwowej i kulturalnej odrębności, ale także, – i nawet, – Wschód, nęcący go bogactwem środków i wszelkich możliwości.... A jednak, i pomimo to, polska praca w ostatnich kilku dziesiątkach lat miała naprawdę młodzieńczy, śmiały rozmach i dokazała niemało.
Nie polski polityk – tak w austryjackim, mielącym wiecznie puste plewy parlamencie, jak w pruskim ginący bez śladu sejmie, albo w rosyjskiej milczący dumie, tej śmiesznej parlamentu parodji, – nie polski kupiec ani przemysłowiec, do wszelkich zawsze kompromisów skłonny, świadczyli przed światem, że Polska nie zginęła, lecz polski uczony, polski poeta, muzyk, malarz, rzeźbiarz, polski wreszcie nauczyciel, polski język i ducha polskiego w szkole i poza szkołą pielęgnujący. Ma się rozumieć, że wysiłki te, na pewne tylko dziedziny życia i rzeczywistości ograniczone, i to właśnie na dziedziny przeważnie obce potrzebom codziennym i upodobaniom mas, czujących i myślących na wskroś materjalistycznie, nie mogły stworzyć, i nie stworzyły bogatej i wszechstronnie pełnej kultury polskiej, którą moglibyśmy dziś postawić obok którejkolwiek z wielkich kultur narodowych w Europie i któraby nasze wszelkie potrzeby zaspokoić była zdolną. Nie mamy nie tylko wielu pożądanych, ale zbyt wielu nawet niezbędnych czynników i elementów w tym skarbcu skomplikowanych różnorodnych zjawisk, który zwie się narodową kulturą. Jedynie nasza produkcja duchowa rozwijała się w okresie czasu przed wielką wojną samodzielnie i prawie że równorzędnie z produkcją duchową Europy. W produkcji tej książka zajmowała miejsce bezwzględnie naczelne, a wpływ Zachodu zaznaczył się w tym kierunku u nas tylko jako impuls dający. W naszem położeniu politycznem w okresie czasu pomiędzy ostatniem powstaniem w 63. r., a Wielką Wojną, jedynie książka, polska myśli polskie słowo – ratowały naród przed ostateczną zagładą i utrzymywały w duszy narodu gorejącem zażewie, przysypane popiołem i tylekroć przez swoich i obcych brutalnie rozdeptywane. Książka polska była też w tej epoce istotnie codzienną troską, miłością i rozkoszą polskiej inteligencji. I nigdzie też pewnie w Europie nie odegrała książka tak ważnej roli, nie spełniła tak wysokiej misji, jak na ziemi polskiej!
Hasło przywrócenia książce jej dawnej piękności, rzucone przez Ruskina i prerafaelitów w Anglji, i przyjęte w Anglji i Niemczech z chłodnym, choć owocnym entuzjazmem przez zamożnych bibljofilów epikurejczyków, znalazło w Polsce z końcem XIX. w. grunt posilny, i rozbudziło żywą twórczość i szlachetne współzawodnictwo. Do pracy stanęli na przełomie XIX. na XX. w. niemal wszyscy polscy artyści, polscy literaci, drukarze, a w końcu i znaczna część wydawców, zmuszonych względami konkurencji, wymaganiami polskiego literata i kulturalnego polskiego inteligenta. Do ilustrowania książek, projektowania opraw, winiet itd., brał się każdy, kto tylko umiał nieco rysować, lub sam o sobie tak mniemał. Naturalnie – nie zawsze dobrze wychodziły na tem wydawnictwa, zdobione często przez dyletantów, nie mających o grafice pojęcia. Lecz ogólny entuzjazm i masowy wysiłek musiały też przynieść w ogólnym dorobku bogate i cenne plony. W ruchu tym wybitna przypadła rola drukarniom krakowskim: Teodorczuka, Anczyca, Uniwersyteckiej i Telca. W drukarni Uniwersyteckiej tłoczył się pierwszy w Polsce modernistyczny tygodnik „Życie", redagowany przez St. Przybyszewskiego, zdobiony przez St. Wyspiańskiego, tłoczyły się wszystkie książki St. Wyspiańskiego, przepyszne wydawnictwa jubileuszowe dzieł M. Reja i w. i. W drukarni Teodorczuka tłoczył się miesięcznik „Poradnik graficzny" piękną antykwą Grasseta, przy współpracownictwie K. Frycza, A. Procajłowicza, H. Uziembłyii. W drukarni Anczyca tłoczyły się wykwintne wydawnictwa J. Mortkowicza: dzieła F. Nietszego i cykl utworów młodszych poetów polskich „Pod znakiem poetów", tłoczyła się „Chimera" Miriama Przesmyckiego i Dzieła Cyprjana Norwida. Wymieniam tu wydawnictwa tylko co najcelniejsze, te, co miały swą własną oryginalną fizyognomię i większy lub mniejszy wpływ na twórczość polską w owym okresie czasu. Typowym też dla owych lat był fakt, tak przecie w historji polskiego ruchu wydawniczego niezwykły, że niemal każda z wybitniejszych krakowskich tłoczni zatrudniała u siebie jako stałego artystycznego kierownika – artystę grafika. I tak: w drukarni Uniwersyteckiej działał Jan Bukowski, w drukarni Telca – A. Procajłowicz, w drukarni Teodorczuka – Gramatyka-Ostrowska, w drukarni Anczyca – Karol Frycz. Każda wówczas książka, zwłaszcza z zakresu krytyki artystycznej, historji sztuki, literatury pięknej, artystyczno-literacki tygodnik lub miesięcznik, książka dla dzieci, była istotnym wysiłkiem i egzaminem artysty-grafika i drukarza, traktowanym poważnie i sumiennie tak przez krytykę, jak i przez czytającą publiczność.
Dobry papier, staranny i poprawny, a często wykwintny układ, piękny typ pisma, dobrze skomponowane okładki książek, zgodne z treścią i graficznie pojęte ilustracje i ozdoby drukarskie – wyróżniają wydawnictwa z tego okresu czasu wśród dawniejszych i dzisiejszych. Niemały wpływ na cały ten okres polskiej twórczości wywarła potężna i wszechstronna indywidualność St. Wyspiańskiego. Jako kierownik artystyczny tygodnika „Życie" pod redakcją St. Przybyszewskiego, jako wydawca własnych utworów dramatycznych, tłoczonych w drukarni Uniwersyteckiej, jako illustrator „Iljady" Homera w przekładzie J. Słowackiego, objawił się nam St. Wyspiański twórcą równie oryginalnym w dziedzinie drukarskiego układu i zdobnictwa, co i w całej swej niezmiernie bogatej i wszechstronnej twórczości artystycznej. Przy zupełnie oryginalnej i bogatej pomysłowości, układy i zdobnictwo graficzne St. Wyspiańskiego cechuje zawsze niezwykła sumienność i pracowite dążenie do doskonałości, dzięki której zdołał on uniknąć tych rażących błędów, w jakie wpadają tak często właśnie wybitni artyści, nie chcący się liczyć z warunkami drukarskiego układu i zdobnictwa, tworzącego wszakże odrębną w sztuce dyscyplinę. Ze sposobu, w jaki St. Wyspiański rozrzucał po wielkich kartach tygodnika „Zycie" swe przepiękne winiety-kwiaty, w jaki układał szpalty i kolumny tekstu, urozmaicając je tu i ówdzie dużą, wolną od druku płaszczyzną, działającą jako „plama biała", w jaki dobierał wielkość i formę czcionek dla napisów tytułowych, widać, że zdawał on sobie doskonale sprawę z warunków dekoracyjnego oddziaływania pisma iz wielkim nakładem pracy szukał zawsze jak najdoskonalszych sposobów rozwiązania zagadnienia, nie idąc nigdy drogą najmniejszego mozołu, nie folgując nigdy wyuzdanej i ślepej fantazji i nie przeoczając nigdy żadnego z szczegółów, lecz każdy z osobna obmyślając. Można się z tym lub owym szczegółem w układach St. Wyspiańskiego nie zgadzać, (można mu zarzucić np. nie bez słuszności zbyt hojne szafowanie przestrzenią wolną od druku, wśród której zbyt nieraz daleko od masy pisma pomieszczona winieta w formie drobnego kwiateczka traci z pismem związek i usychać się zdaje samotnie na zbyt dużem białem polu), lecz niepodobna mu odmówić rzetelnych i niezwykłych u nas na tem polu studjów, prób, wysiłków, dążeń do jak najdoskonalszego opanowania danej formy i ogromnych zarazem zasług. Nie jedna, skończenie piękna karta z tygodnika „Życie", niejedna, doskonale wydana książka, uwieńczyła jego iście benedyktyńską pracę i może dziś nauczyć umiejącego patrzeć – więcej, niż samodzielne błąkanie się w dziedzinie grafiki po manowcach malarskiej fantazji. Obok St. Wyspiańskiego, zasłużył się wielce polskiemu drukarstwu Jan Bukowski, jako kierownik artystyczny drukarni Uniwersyteckiej, pod którego okiem wyszły przepyszne jubileuszowe wydania niektórych dzieł M. Reja i cały szereg książek, kalendarzów, afiszów i wydawnictw t. zw. akcydensowych, Do wszystkich dziedzin grafiki, do owego okresu czasu najzupełniej dla sztuki jałowych lub grzęznących w beznadziejnie banalnej „secesji" wiedeńskiej, wtargnęli gromadnie artyści polscy i wnieśli oryginalne piękno tam, gdzie, zdawało się, nie może być dlań miejsca. Reklama handlowa i przemysłowa, zwłaszcza zaś afisz, stały się terenem popisów i konkursów artystycznych. Zniknęły z rogów ulic Krakowa, a później i Lwowa, brzydkie, niezdarne i bezbarwne płachty, a miejsce ich zajęły istne dzieła sztuki dekoracyjnej, o żywych i czystych barwach, dobrze skomponowane i narysowane, co przyciągały już z daleka oczy przechodnia i nowego w Krakowie typu zbieracza artystycznej grafiki. Występował tu w szranki litograf, wykonawca na kamieniu projektów, skomponowanych przez artystę: od jego pracy i talentu zawisł też w znacznej mierze ostateczny efekt. Wierne przeniesienie rysunku na kamień, trafny dobór farb, ścisłe wpadanie koloru w kontury rysunku, staranne, czyste wykonanie: wszystkie te warunki spełnić, to obowiązek dobrego litografa.
Także w dziedzinie czystej sztuki, czyli „sztuce dla sztuki", stała się w owym czasie grafika terenem ożywionych prób, konkursów, wydawnictw zbiorowych (teki graficzne) i wystaw. Litografja, akwaforta, drzeworyt barwny – pociągnęły ku sobie i ożywiły niezmiernie twórczość najświetniejszych polskich artystów. Wystarczy wspomnieć tu nazwiska takie, jak prof. Wyczółkowskiego, Pankiewicza, następnie Weissa, Jastrzębowskiego, Tadeusza Richtera, Opieńskiego, Krasnodębskiego, Jabłczyńskiego i w. i.
Ten ruch tak żywy, różnorodny i tak płodny w błogie dla polskiej kultury skutki przygasać poczynał w kilku ostatnich latach tuż przed Wielką Wojną. Podtrzymać go usilnie próbowało w czasie tym Miejskie Muzeum przemysłowe im. A. Baranieckiego w Krakowie z grupą artystów, zrzeszonych w „Krakowskich warsztatach artystycznego rękodzieła". W kierunku wskrzeszenia najpiękniejszych dawnych tradycji drukarstwa i oprawy książki, a zarazem utrzymania na europejskiej wyżynie polskiej na tem polu twórczości, działał gorliwie zwłaszcza kierownik kursów introligatorskich w wspomnianem Muzeum, B. Lenart, fanatyczny wielbiciel pięknego materjału obok prostoty w zdobnictwie i celowej konstrukcji w dziedzinie rękodzieła. Pod jego to kierunkiem wydało w latach tych Krakowskie Muzeum przemysłowe druków kilka, czyniących zadość najwybredniejszym wymogom na tem polu. Szereg przepysznych opraw, sporządzonych przez niego samego lub pod jego okiem w introligatorskich warsztatach Krak. Muzeum przemysłowego nie ustępują tak pod względem artystycznym, jak i technicznym, świetnym oprawom w. XV. lub XVI., a mają chyba tę wadę, że dostępne być mogą ludziom tylko bogatym.... Gdy mowa o pracach introligatorskich, to nie mogę przemilczeć też o bogatych oprawach,, które pozyskały sobie zasłużoną sławę w Polsce, sporządzanych już od kilku dziesiątków lat przez pracownię introligatorską Jahody w Krakowie, artystycznie wielce nierównych, bo ozdobą nieraz zbyt przeładowanych, lecz technicznie wykonywanych zawsze wzorowo.
* * *
Nie wesołe budzi refleksje po tem wszystkiem, co powiedziałem wyżej, stan obecny polskiego drukarstwa. Jak gdyby nigdy nie istniał ten zgodny i płodny wysiłek, całego zastępu kulturalnych pracowników.
W Polsce zmartwychwstałej i odrodzonej stała się książka, ta źrenica w oku całej inteligencji polskiej od półwieku, przedmiotem brudnej spekulacji w ręku lichwiarza-wydawcy i odpowiednią do tego przybrała formę! Zasada: wydać jak naj taniej, sprzedać jak najdrożej, stała się zasadą powszechną na księgarskim rynku. Potwornie lichy papier, jarmarcznie krzykliwa karta tytułowa, układ o pomstę do nieba wołający, druk niedbały, korekta fatalna, oto ogólne cechy dzisiejszych książek polskich, którym też zbyt często odpowiada licha, jarmarczna treść.... Najgorzej wydana książka z okresu czasu przed wojną wygląda dziś na księgarskich pułkach, jak kwiat na bagnisku.... Zapotrzebowanie książki z dnia na dzień w kraju rośnie, kalkulacje wydawniczoksięgarskie przerastają wszelkie najśmielsze marzenia i nadzieje wydawców, a jednak poprawnie wydana książka jest u nas wciąż jeszcze niezmiernie rządkiem zjawiskiem.
PRZECŁAW SMOLIK.