Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Czem raz więcej już zjawiało się artystów, czem raz bardziej dzielili się pracą i różnicowali w niej - tematy się wyodrębniały i rozmaici artyści z upopodobaniem poczęli się oddawać pewnym wyłącznie tematom.
Tak też wyodrębnił się pejzaż. Norblin chętnie przedstawiał polską wieś, zwłaszcza, gdy mu dawała możność stworzenia plansz w rembrandtowskim stylu. U Orłowskiego często bardzo spotkać można rysunki, wyłącznie pejzażom poświęcone, nieco romantyczne, z ruinami - ale częściej przedstawiające starą chatę, ruderę, drzewo jedno na pierwszym planie itd. I Sokołowski również chętnie poświęca temu tematowi swoje akwarele. Vogel, Richter malują Puławy, malują pejzaż romantyczny, Kościuszko ożywia swój heroiczny pejzaż zwaliskami architektury i ludźmi. Marcin Zaleski i Gryglewski uprawiają pejzaż miejski architektoniczny, Kraszewski notuje zakątki Polski. I Kossak często się na swych akwarelach zajmuje pejzażem.
Lecz temat ten zyskał sobie nadto wyłącznych przedstawicieli. W wyborze motywów kierowali się oni postulatem romantyczności, dużej przestrzeni i często nadto ważnością i znajomością, miejsca. Nie czysto malarskie pobudki kierowały nimi.
Al. Płonczyński szuka jeszcze ruin na wysokiej górze nad bystrą rzeką, z wysokości Wawelu patrzy na wijącą się wstęgę Wisły, przedstawia skałę Kmity pod Zabierzowem, oszańcowany i obronny dworzec hr. stolnika Czartoryskiego w Kalwaryi Zebrzydowskiej i t. d. Lecz jest Płonczyński tylko kontynuatorem wiernym sztuki Jana Nepomucena Głowackiego.
Na pół wieku wstecz jeszcze przed Wyczółkowskim odkrył on Tatry i po swojemu i ówczesnemu widział i przedstawił: Giewont, Pyszną, Łomnicę, Dolinę Kościeliską, Morskie Oko, Zielony Staw, Czarny Dunajec, Zakopane. Kiedy dzisiejszy artysta rzuciłby śmiało kleksy barwne, zatarciem konturów, uzyskał powietrze i światło - Głowacki i jemu współcześni pejzażyści zabierają się do pejzażu tak, jak się zabierali do ludzkiej postaci, malowanej w atelier szkolnem. Chodziło im o wyraźność rysunku i przedmiotów, ścisłe odrzynanie się jednych od drugich, nie działanie tonem i plamą, ale dokładne oddanie widzowi każdego kształtu z wiernością geografa. Przyzwyczajeni do zupełnie innych materyałów, najbardziej do gipsu, nie byli jeszcze w stanie oddać miękkości i powiewności w naturze. Głowacki bowiem nie ograniczał się na pejzaż. „Zwiedzałem niedawno przed kilku dniami jego pracownię. Pyszna Leda w naturalnej wielkości zajęła mię bardzo, podobnie, jak i Herkules siedzący, z modelu robiony; jest to bowiem portret przejeżdżającego przed kilku laty (1849) przez Kraków atlety, a obadwa te obrazy świadczą o głębokich studyach klasycznych i wielkiej znajomości budowy ciała ludzkiego w pojęciu kształtów starożytnych. Oświecenie Ledy jest przepyszne i po grecku rozkoszne. Pomiędzy obrazami, które Głowacki widać z zamiłowania przedmiotu wykonał, znalazłem kilka głów starców bardzo charakterystycznych, widocznie z modelów wprawdzie robionych, lecz dziwnie mistrzowsko pojętych. Zarysy są tu tak pełne prawdy, nałożenie farb tak śmiałe, pendzel tak nagły, a jednak dowodzący tak pewnej ręki, że uważam tę szkicę w duchu rubensowskiej szkoły zakreśloną, za utwór genialnej chwili. Do obrazów wykończonych policzyć tu należy portret księżnej Izy Sanguszkowej (en petit) w całej osobie z krajobrazem Ojcowa (Głowacki bowiem długi czas spędził w Ojcowskiej dolinie, w tym kraju nieprzebranych skarbów malowniczej natury pod Prądnikiem, z którego wiele ślicznych wyniósł krajowidoków na płótnie), świetnie bardzo oddany, tak, że jedno płótno mieści dwa malowidła, równie doskonale wykonane; można powiedzieć, iż w naszych czasach zaginął prawie zupełnie ten miniaturowy rodzaj olejnych portretów, w którym tak celowali artyści drugiej połowy zeszłego wieku i portret ten zajmuje pod tym względem bardzo oryginalne stanowisko w galeryi obrazów Głowackiego - równie jak portret panny Pik w naturalnej wielkości, artystki dramatycznej, przedwcześnie zmarłej dla naszej sceny. - Nikt nie pojął dotąd tak prawdziwie natury naszej ziemi, jej wód, jej skał, jej nieba, jak Głowacki. Jego widoki Tatr dają obrazy chłodnej alpejskiej natury na olbrzymie rozmiary, a słoneczne jego widoki ziemi krakowskiej stawiają piękności naszej ziemi w rozmiarach, do których więcej nawykło serce nasze".
W ślad za Głowackim poszedł w Tatry Schuppe, pokrewny mu nadto upodobaniem, wyborem motywu, formą i tylko nieco zdolniejszy artysta. Wiedli się oni wszyscy ze szkoły Calame’a i w tem blizcy byli warszawskiemu pejzażyście - Breslauerowi. Romantyczny ich pejzaż nie mógł się trzymać dolin i równin, nie byli jeszcze w stanie odczuć ich uroku, jak potem Kochanowski, Chełmoński i i . - to też pejzaż ich jest przeważnie górskim pejzażem.
Tak samo też pojmował pejzaż i Lang. „Do chłodnych górskich lesistych okolic ożywionych grą wód spienionych, mogą jego widoki posłużyć jak oryginalne typy; i nie zaraz znajdzie się malarz, któryby tak sympatyzował z naturą naszego kraju i tak głęboko pojął tajemnicę jej oddechu. Wszystkie nasze okolice górskie mają w naturze chłodny koloryt i zimne oświecenie. Te mgły przy ciemnych skałach, bladem niebie, czarnych lasach i sinych górach, mają coś dziwnie ponurego w sobie, brak tam całej świetności kolorytu, bez którego się krajobraz i malarstwo obejść nie może i widoki tych okolic naszego kraju z całą prawdą pojęte, są obok włoskich podobne do okolicy w szarym świcie, lub widoków w oświeceniu miesięcznem. Lang umiał też sobie poradzić i pamiętam, co mi raz o tem powiedział: "Ptaki nasze trza robić w barwie godowej na wiosnę, a okolice nasze w szacie godowej, to jest w jesiennym kolorycie, kiedy się liść mieni; bo to jest wiosna malarza".
Po tych początkach pejzażu, pełnych obcych pierwiastków, co przedewszystkiem na jaw wychodziły w tym pejzażu, jaki służył tylko za tło kompozycyi (a mówiąc o pejzażu jakiejś epoki koniecznie i ten śledzić trzeba) - potem zjawia się wreszcie szereg znakomitych pejzażystów a wśród nich jeden szczególnie świetny i szczególnie zapomniany, Szermentowski.
Pejzaż jego schodzi w doliny, na wieś - i nie tylko przedstawia wioski, chałupkami, jak grzybami porosłe, wiejskie kościółki, drogi leśne, słotę, słońce i to wszystko, co wypełnia życie wsi, ale i w swej formie jest czemś niebywałem dotąd, czemś, co dowodzi zrozumienie istotne czysto malarskich wartości w dwuwymiarowej sztuce plastycznej, co dąży do przedstawienia światła i słońca, a przez wżycie się w moment, do dania nastroju polskiej wsi. Znaleźli się później kontynuatorzy tej myśli - Szermentowski zaś wkrótce przepadł dla niej osiadłszy na stałe we Francyi.
Gerson, co do własnych upodobań i uzdolnień, i co do wartości treści w malarstwie zdesoryentowany największą właśnie twórczą intenzywnością rozporządzał w pejzażu. Jak Głowackiemu i Schuppemu, tak i jemu najbardziej odpowiadał pejzaż tatrzański, górski - przyczem większą już rozporządzał ilością środków na jego oddanie niż tamci i inne, już bardziej malarskie stawiał sobie problemy, nie jedynie etnograficzne i nieco inna, prostsza, naturalniejsza, a bardziej rozwinięta była skala jego uczuć wobec natury. Wraz z nim zjawia się potem cały szereg innych pejzażystów, jak Grabiński, Obst, Brzozowski - a to pilne obcowanie z naturą, z wyrzeczeniem się sztafażu i idei, a baczenie tylko na to, co człowiek w niej widzi i na jej widok doznaje jako wrażliwe na światło, powietrze, kształty i barwy indywiduum - to prowadzi tych artystów zwolna do realizmu, do szukania i zdobycia środków na oddanie tego, co oddać muszą w pejzażu, zdobycia nowej techniki - i pejzaż staje się łącznikiem i drogą między starą a nową sztuką, tą nową, co zerwała potem z wszelką ideą i za naczelne hasło powzięła dewizę: sztuka dla sztuki, co przy pomocy zagranicy w ręce swe schwyciła największą zdobycz dzięwiętnastego stulecia: impressyonistyczną metodę w technice - a później i w treści.
Piwarski nie był tylko archeologiem. Tkwiły w jego pojmowaniu sztuki i inne, bardziej biologiczne czynniki. „Niezapomniane są dla wszystkich owe wycieczki artystyczne, które ś. p. Piwarski, będąc jeszcze profesorem szkoły sztuk pięknych, przedsiębrał z młodymi jej wychowańcami w przyległe naszemu miastu okolice. Otoczony gronem kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu uczniów, szanowany nauczyciel przewodniczył im ku miejscom najwłaściwszym dla studyów z natury, obierał punkta i sadowił każdego stosownie do potrzeby; obchodząc potem kolejno wszystkich, zaglądał do rysunków, wskazywał błędy, zachęcał, radził, poprawiał i nareszcie, dobywszy sam książkę szkicową, siadał gdzie na uboczu, pracując razem z młodzieżą". Pilny i gorliwy człowiek zajmował się akwafortą i litografią i rozpowszechniał niemi swe i obce prace, przed Lesserem i Matejką stworzył swą „Galeryę królów polskich“ podług Bacciarellego, i swą galeryę portretów dawnych i jemu współczesnych Polaków. „Byłto artysta czysto polski, za granicą mało przebywał, nie kształcił się, jak inni, we Włoszech, lecz na żywiołach wyłącznie krajowych i wszystko, rzec można, winien był sam sobie. To też z upodobaniem zawsze wracał do typów ludowych, do scen i uroczystości barwy miejscowej, które przedstawiać umiał z talentem sobie właściwym, pełnym prawdy, jędrności i swojskiego nieraz dowcipu. Podniesienie sztuki krajowej przez własne prace i kształcenie młodzieży było głównym celem jego życia. Z jakąż chlubą i radością lubiał on wspominać o swoim „Albumie cynkograficznym", że wydał go środkami czysto miejscowemi: na cynku krajowym, na papierze z Jezierny, w zakładzie Banku polskiego i używając nawet drukarza Polaka". Pierwszy też był to w Polsce człowiek, co wydał „Wzory i naukę rysunku“.
To jego podwójne zamiłowanie przeszło i na jego uczniów i następców z jego środowiska, na Pillatiego, Gersona i innych. Z wypadkowej zaś obu prądów powstał genre historyczny. Najwybitniejszym jego reprezentantem jest Henryk Pillati i Loeffler. Cofają się oni w przeszłość, ale nie poto, by przedstawić te chwile, co ważyły na losach dziejów, ale te co zdala od historycznego znaczenia toczyły się po dworach i domach, nigdzie nie notowane, wymyślone, sfingowane. Chodziło tu przedewszystkiem o dawny strój, o pewien historyczny czynnik w malarstwie, gdyż inaczej nie byłoby podstawy do tworzenia. I w ten sposób przemycano anekdotę, która się zresztą wkrótce miała rozpanoszyć nadmiernie, a z tą anekdotą otaczające życie, obserwacyę natury. I już też ci sami wszyscy malarze w pewnej dziedzinie swej twórczości zbliżają się do życia, stają się zwolna tak samo blizcy życiu, jak dawniejsi prymitywi: Kossak i Michałowski. A nadto, co ciekawe, pewien wesoły, humorystyczny rys wkrada się w ich sztukę. Wszystkie niemal anekdotyczne obrazki Loefflera odznaczają się tym pierwiastkiem, Pillati zaś, dość szkolny w swych historycznych obrazach, pełny życia i humoru jest w swych niezliczonych illustracyach, zamieszczanych w warszawskich illustrowanych pismach. Podobnie i Franciszek Kostrzewski, pejzażysta uzdolniony i malarz wsi, oddaje się niemal nawet zupełnie karykaturze i zrazu świetny wprost, staje się jednak zwolna czem raz bardziej płytki i traci związek z wszelkiemi problemami sztuki.
Filarem natomiast tego kierunku staje się Kotsis. Jak Głowacki i Schouppe oddawali się pejzażowi tatrzańskiemu, tak znów Kotsis przedstawia pierwszy życie górala; w innych znów ludowych scenach jest poprzednikiem Tetmajera i jemu treścią pokrewnych - kiedy maluje życie chłopów krakowskich, a jak potem Chełmoński po swojemu przedstawiał życie pastuszków pasących bydło, tak i Kotsis, podobny w tem do Grottgera, chętnie oddaje się temu tematowi. Życie wiejskie stało się obok historycznego malarstwa ulubionym tematem. Kostrzewski, Szermentowski chętnie na swych pejzażach przedstawiają kręcący się lud. Tak samo lubił Kotsis malować życie przedmiejskie, sceny z życia biednych rodzin. Kiedy zaś sztuka Matejki i przedewszystkiem Grottgera nadała malarstwu obowiązujący, poważny, smętny ton, uległ mu i Kotsis i ten jego nastrój stworzył „Wieczorną modlitwę kosiarza" i „Pogrzeb i wesele u bramy floryańskiej“ . To zajęcie się ludem zaś cechuje sztukę Młodnickiego, Lipińskiego i i.
Forma ich zaś, zwłaszcza Kotsisa znaczy już olbrzymi postęp od form dawnych. Już go interesują rozliczne problemy malarskie, jak w samym pejzażu Szermentowskiego, już jego technika nie uwzględnia linii i wyrazistości postaci. A zarazem wszystko oddala się od wielkich wzorów piękna, a dąży ku codziennemu, szaremu, obtarganemu życiu. Ponad wszelkie problemy ważna jest, co prawda, treść. Ale właśnie w genrze tkwią pierwiastki największej swobody i najsilniejszych tendencyi ku walce o malarstwo. I jeżeli później wystąpi Witkiewicz z hasłem sztuki dla sztuki, to wystąpi właśnie z grona genrzystów i pejzażystów i temat jego przy nich zostanie. Bo wszakżeż oni najbliżsi byli życia, a hasło sztuki dla sztuki zjednoczyło się z hasłami realizmu.
I jest zupełnie naturalnem, że wśród nich właśnie spotyka się postacie tak znakomite - takich malarzy czystych, jak Tepa i Chlebowski.
Tepa wyszedł z tego środowiska we Lwowie, jakie tworzyli: Maszkowski Marceli, Młodnicki, Leopolski - jak oni studyował dalej w Wiedniu, w Monachium - a wreszcie dostał się do Paryża. Jak Delacroix lubiał tematy ze Wschodu zaczerpnięte, bo dozwalały one rewolucyoniście malarskiemu tem bardziej być malarzem, tem większym czcicielem i zdobywcą formy, kolorystą - tak też odwrotnie podróż dalsza Tepy na Wschód uczyniła z niego jednego z pierwszych kolorystów. Jakkolwiek jest on pierwszorzędnym portrecistą (w tej dziedzinie przeważnie miniaturowym) - najbardziej jako malarz rozwinął się i pokazał w swych szkicach wschodnich, na których wielkiemi, dekoratywnemi płaszczyznami modelował swe świetnie w charakterystyce schwycone postacie, a przy całym tym rozmachu jego techniki rysy tych ludzi, ich naprzykład profile niejednokrotnie mają zdumiewającą subtelność rysunku. - Ta sama forsa w kierunku barwy cechuje i twórczość Stanisława Chlebowskiego. Niemal tą samą drogą, z dodatkiem tylko Hiszpanii, dostał się on na Wschód, do Konstantynopola, gdzie został nadwornym malarzem sułtana Abdul-Azisa. O ile płótna jego z historyi ottomańskiej noszą na sobie rys jakiegoś wymuszenia, braku swobody w tworzeniu - o tyle czysto rodzajowe wschodnie obrazki odznaczają się nadzwyczajnym w porównaniu z dotychczasowem malarstwem kolorytem.
Bo też już czas się zbliża, kiedy z tego kierunku ma wyjść hasło nowych wartości, hasło sztuki dla sztuki, ma się nawet zwrócić przeciw macierzystemu kierunkowi, a w Gierymskich, Tetmajerze, Pruszkowskim, Szyndlerze: przynieść światło i barwę. Jak w całej Europie, tak i w Polsce stanowi pierwsza połowa dziewiętnastego stulecia tylko Werdejahre malarstwa, co wyhodowane przez obcych zaczyna od prymitywnych rysunków, nieudolnych, któremi notuje sytuacye i ruchy, dotąd nie notowane, rozszerza zwolna niebywale zakres treści z obrazu religijnego, allegorycznego, portretu i sielanki na pejzaż, genre, historyę, ze wszystkiemi możliwemi w tych trzech kierunkach konkretami; po powolnej nauce rysunku przez ciągły kontakt z zagranicą dochodzi wreszcie do wielkiej umiejętności i w pejzażu i genrze zwraca się ku istotnym malarskim wartościom; wydaje kilka znakomitych indywidualności; zdaje sobie sprawę z konieczności narodowego pierwiastka w sztuce.