Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(1809, Paryż 1891)
Grottger zjednoczył w swej sztuce wszystkie te pierwiastki, jakie malarstwo polskie do jego wystąpienia wytworzyło. Zyskały one u niego intenzywny charakter i stąd mają taką siłę ekspressyi. W swej fantastycznej twórczości, obejmującej allegoryę i klechdy lub wierzenia - nie jest on jedynym. W pierwszej, jest naśladowcą - w drugich, jednym z wielu illustratorów ludowych baśni, jakich wówczas mnóstwo powstało. Wogóle mianowicie illustratorstwo rozpowszechniło się niezmiernie. Gerson, Gerdziejewski malowali te baśnie. „Strachów się żadnych nie lękaj“, „Dante i furye", „Dżuma i topielec“, „Bolesław Śmiały i duch św. Stanisława", „Twardowski, rozmawiający z dyabłem" - oto jego tematy, które wykonuje techniką uiezmiernie szeroką, a formą wcale klasyczną. Zupełnie innym jest najtęższy z fantastyków, Teofil Kwiatkowski.
Urodził się w Pułtusku w roku 1809, umarł w Avallon (Yonne) we Francyi w r. 1901. Był to rówieśnik Szopena, przeżył go o wiele. Twórczość jego najintenzywniejsza schodzi się w czasie poniekąd ze szczytem twórczości innego genialnego artysty - Piotra Michałowskiego, ale i jego przeżywa o wiele.
Kiedy Szopen, kiedy Michałowski z innych, z życiowych czerpali źródeł i formę swą do nich zastosowywali - naogół klasycyzm był bardzo jeszcze zakorzeniony. Ale forma jedynie była klasyczną - uczucia, nastrój, przedstawiane sytuacye zupełnie już współczesne. Nie allegorye, nie Amor i Psyche, nie Helena, Parys i Hektor, ani też Edyp ni świat cały grecki zajmuje artystów, wśród nich wkrótce i Grottgera, ale niemal wyłącznie świat im współczesny - a jedynie kształty jego zewnętrzne stylizuje on podług klasycznych swych formalnych upodobań.
U tych ostatnich klasyków, jakkolwiek treść obrazu stanowiła wciąż jeszcze główną jego wartość, przecież przebijają się już pewne problemy techniczne, pewne usiłowania i rozwiązania czysto malarskie, czysto formalne.
To malarskie poczucie, zamiłowanie w technice, dekoratywne czysto upodobania przebijają się w tej epoce poza Michałowskim najsilniej może u Teofila Kwiatkowskiego. Jak Michałowski, tak i on jest wyjątkiem w swej epoce, oazą na pustyni inwencyi termalnej, technicznej, dekoratywnej. Lecz obaj przeciwstawiają się sobie niemal. Kiedy środowiskiem Michałowskiego, światem jego malarskiej wyobraźni jest koń, żołnierz, wieś, chłop, żyd - Kwiatkowskiemu tworzą się w duszy obrazy smętnych, poważnych, pełnych godności polskich kobiet i dziewic, rozkochany jest w przeduchowionej postaci Szopena, lubi tajemnicze otchłanie, aniołów przedziwne postacie, kocha się w przeszłości, w polskim stroju i w zbroi rycerskiej. Nie tylko jednak w treści przebija się ta różnica. Powtarza się ona, wraca i w formie i w technice. Kiedy Michałowski nie lubi dawać tła wogóle, jeżeli je daje - daje fragment natury, a ostatecznie, jeżeli je czyni jednostajnem, zakłada je lekko, mało intenzywnie - Kwiatkowski lubi, by jego postacie ginęły w zmroku i ciemności. Kiedy Michałowskiego technika polega na zamaszystem rzucaniu szerokich plam - Kwiatkowski uzyskuje je delikatniejszem przesunięciem pendzla po płaszczyźnie, gdy Michałowski lubi wymiar duży - Kwiatkowski najlepiej się czuje na małym, drobnym.
Ale obaj to mają wspólne, że dążą do zdobycia stylu iście malarskiego we formie, że pragną wielkich, dekoratywnych płaszczyzn - tylko, gdy Michałowski jest impressyonistą, Kwiatkowski jest najczystszym dekoratorem.
Jest rozmiłowany w kładzeniu kombinacyi barw na i obok siebie, jest kolorystą dekoratorem, w akwareli wydobywającym przedziwne, iście lazerunkowe tony. By otrzymać dekoratywną całość, chwyta się skrobania swego Bristol-paperu, dodaje złota, dodaje srebra, ogromnie dyskretnie, nie iżby te dwa tony miały działać same przez się, ale dla wspomożenia, podniesienia niemi innych.
Jest to poeta, romantyk emigracyi. Mimo intenzywnych tonów tych szerokich, wielkich, naprawdę dekoratywnie działających, choć drobną techniką osiągniętych, płaszczyzn - przez rozwianie konturu postacie jego są jakieś rozwiewne, nie dość materyalne. Ludzie też jego nie mają być z krwi i kości, jak u Michałowskiego, lecz duchami, przyobleczonymi w ciało i ciało to przenikającymi tak, że się czuje, iż się ma z nie ziemskiego, nie zwykłego pokroju ludźmi do czynienia, z ludźmi, u których wszelka żądza zamarła, w których jest smutek i rezygnacya, którzy chodzą z tęsknotą wstecz zapatrzoną, z jakimś cichym bólem w głębi duszy, z ludźmi, którym zostało nieukojone wspomnienie dumnej i wielkiej przeszłości, a którzy, utraciwszy ją, utraciwszy władzę, nie utracili honoru i zdala się trzymają codzienności. Wyglądają, jak duchy przodków.
Organizacyę taką, jak Kwiatkowskiego, nazywa się powszechnie kobiecą. Wyczuwa się z jego dzieł wielką tkliwość i wrażliwość usposobienia. Jest w nich jakaś melancholia. Jego “Bal w hotelu Lambert”, znajdujący się w Gołuchowie, tem przedziwnem dziele arcy-przedziwnego kwiatu kultury, Izy Działyńskiej - na którym przedstawił wszystkie najwybitniejsze osobistości emigracyi, sprawia wrażenie, jak gdyby w dziwnem, upiornem, obłąkanem z melancholii zielonawem świetle, zebrali się oni wszyscy na jakąś wspólną mszę, na godzinę myśli i wzajemnych wspomnień, a całą ich rozmową była wymowna nieruchomość i milczenie. Jakby ci ostatni, wygnani, wielcy lecz nieszczęśni potomkowie wielkich raz jeszcze zaklęci przyszli się ukazać w całym swym majestacie niemym i z hartem duszy ból znoszącym. Orkiestra na galeryi wygląda, jakby tylko przytknęła trąby do ust, ale żaden dźwięk się nie wydobywa, wszystko skamieniałe, milczące, nieruchome stoi ze smutkiem w twarzy, wśród nich Szopen z natchnioną twarzą, człowiek, który zawsze do najpiękniejszych, najbardziej jego własnych, stylowych wiedzie Kwiatkowskiego kreacyi. Rysuje go nieskończone razy. Kiedy umarł, Kwiatkowski z niesłychaną lekkością maluje przeduchowione rysy dziwnego muzyka i pisze: „Sercu i duszy przyjaciółce Szopena ofiaruje Teofil Kwiatkowski". Szopen staje mu się motywem cudownego, lirycznego poematu akwarelowego z galeryi Lubomirskich we Lwowie. I tak stoi smutny na tym balu ks. Adam w długiej, powłóczystej szacie i ks. Władysław Czartoryski w zbroi z żoną i ks. Witold i zimna, surowa, wykwintna Iza Działyńska i pani Grocholska i wszyscy oni w dawnych strojach, w zbrojach i kontuszach. W swem iście malarskiem zamiłowaniu do technicznych pomysłów, w swej indywidualnej i niezwykłej na swój czas formie, w swej ostatniej doskonałości rysunku, dzieło to, jak i inne Kwiatkowskiego, wznosi się na najwyższe wyżyny ówczesnej sztuki, w niejednem indywidualnością i pomysłowością przynosi nowości.
Lecz to nowe nie rozpowszechnia się, ale ginie z nim razem, jak ginie ów świat emigracyi, przez tego „Theophil Kwiatkowski, officier de l’armee de Pologne“ w hołdzie, w "l’homage“ temlu światu przedstawiony. Bo polska sztuka, jak poska polityka ześrodkowuje się w pracy w kraju, rdzennie polska sztuka skupia się i rozwija w Krakowie. I w tej właśnie dezoryentacyi, w tej nadziei zdobyczy politycznych, przez emigracyę wywalczonych, leży przyczyna, że pełna francuskich i angielskich pierwiastków sztuka Kwiatkowskiego, ze stygmatem Ary Schaeffera poszła w zupełne zapomnienie, w tem ta wielka tragedya, że to życiodajne, twórcze żadnego nie wydało potomstwa, nikomu nie wskazało drogi. I w tym względzie dzieli Kwiatkowski los Płońskiego, Michałowskiego, a zarazem dlatego też obowiązkiem jest wielkość tę jego stawić przed sprawiedliwe oczy dzisiejszych.
Bo nawet „Bulletin polonais” paryski, donosząc o jego śmierci, pisze: Le 14 aout est mort a l'age de 82 ans T. Kwiatkowski, eleve de ’Ecole des Beaux-Arts de Varsovie, un de combattants de l'insurrection de 1830-31, artiste-peintre de plus distingues. - Tyle tylko, choć umarł obok nich.