Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Henryk Siemiradzki


Henryk Siemiradzki

(Charków 1843, Strzałków 1902)

Kiedy tak w Polsce atmosfera staje się duszną i przytłaczającą i wkrótce mają uderzyć gromy Matejki - Siemiradzki, opanowawszy wszystkie środki, jakie mu były dostępne, cały tonie we formach i duchu klasycznego świata, takiego, jak go pojmował. W Rzymie, gdzie spędził życie rozgrywały się rzeczy, które zaważyły silnie na losach malarstwa zachodniego. Tam to właśnie, we Włoszech, w Rzymie urobił się Boecklin, który tak bardzo zmodyfikował pojmowanie świata klasycznego. Wobec niego - Siemiradzki uchodzić może za wzór epigonizmu, klasycznego epigonizmu. Gdyż i jego pojęcie tego świata opiera sie silnie na linii - a jakkolwiek z innych względów niema Siemiradzki nic wspólnego z epigonami, jakkolwiek po za linią ma on rozliczne problemy, o których nie śniło się kopiującym posągi epigonom, jakkolwiek i sama ta linia inny ma u niego niż u nich wyraz - to jego pojmowanie rzeczy bliższem jest ich niż naszego pojmowania, więc, choć w porównaniu z nimi niezmiernie pogłębionem, tu przynależnem.

Bo naprawdę jest Siemiradzki w ogromnej mierze realistą i jest malarzem dzisiejszych Włoch. Ani już tych draperyi niema u niego, co u tamtych, ani tych patetycznych ruchów koturnowych - natomiast miłość słońca, jasności, pięknych nagich ludzkich kształtów, marmurów, zieleni traw, błękitu nieba, pogody. Jak Brandt z zastosowaniem do swoich tematów, tak Siemiradzki z zastosowaniem do swoich wziął wszystko, co do niego stworzono w malarstwie, wszystkie spostrzeżenia oka, śledzącego naturę i użył tego na przedstawienie tych, wyobrażeń, jakie wyhodowali w nim klasycy petersburgscy, w których środowisku wszedł w sztukę. A jak Kossak mimo uznania wszystkich obowiązkowych poglądów szlacheckich na życie, nie dał w swej sztuce oddźwięku uczuciom narodowym i religijnym, lecz tworzył sobie, co mu było najmilszem, nie co go bolało - tak i Siemiradzki dalekim był od tego wszystkiego w swej sztuce, co było współczuciem dla walczących blizkich - lub co się tyczyło stosunku jego do religijnych zagadnień. Malował religijne obrazy, lecz nigdy nie były to obrazy kultu, lecz zawsze genre - a znów ilekroć się pokusił o przedstawienie bolesnej strony, krwawych objawów życia - tylekroć tworzył rzeczy, którym brakło odpowiedniego wyrazu. To też tak „Pochodnie Nerona", jak „Dyrce chrześcijańska w cyrku Nerona" nie mają w sobie tych wszystkich warunków, jakie są potrzebne do suggestyonowania widzowi grozy. A przytem i tu i tam miłość kształtów każe mu uczestnikom przedstawianych scen dać ciało i stroje tak piękne, świeże, zdrowe i zajmujące, że to podniesienie na pierwszy plan piękna jego ludzi osłabia już i tak słabe wrażenie kompozycyi.

Zato tam, gdzie przedstawia pogodne sceny codziennego życia, sceny przy źródłach, jak dziewczęta czerpią wodę, a dzieci bawią się puszczaniem okrętów lub igrają z psami, sceny rodzinnego szczęścia, zabawy rodziców z dziećmi, pogadanki chłopców z dziewczętami, wróżbitów, przekupni, huśtające się przy grze etyopki rzymianki, taniec wśród mieczów etc. etc. - tam, gdzie promienie słoneczne przez liście jak przez sito na ziemię się sypią, na kamienie, marmury, trawę, kaktusy, pnie, stroje, gdzie chodzi o złote lektyki, naramienniki, uszniki, nagie ciało, tańce, pocałunki, gdzie chodzi o spokój, kwitnienie gibkiego ciała - tam jest sobą. A już najbardziej ten jego kult piękna ciała i słońca wypowiada się na jego „Sądzie Parysa", „Fryne" i „Wazon czy kobieta". Kult piękna klasycznego, ale takiego, jak on je pojmował. Więc są tam i makartowskie pierwiastki w pojmowaniu dekoracyi i dość dalekim jest od waz etruskich, a zato dość tam z dzisiejszych Włochów. To też, kiedy przedstawia Chrystusa i Samarytankę, przedstawia w historycznych kostyumach Włoszkę i Włocha o poważnych, dość subtelnych rysach twarzy. Wogóle jest to dekorator, choć nie w naszem dzisiejszem znaczeniu. Ale dekoracya pojmowaną być może rozmaicie, a to dzisiejsze jej pojmowanie jest tylko jednem z wielu możliwych jej pojmowań. Kiedy dzisiejsza rozwiązuje swoje problemy ornamentacyjne, zapłodniona japońszczyzną - tam ta, co wyrosła na klasycyzmie skojarzonym z realizmem i stąd ta dążyła stale do plastyki, a w koncepcyi trzymała się allegoryi i to z pojęć klasycznych zaczerpniętych. Takiemi też są obie kurtyny teatralne Siemiradzkiego. A w porównaniu dalej do dzisiejszej, jest ta dekoratywność w swej barwności niezmiernie ubogą i nieśmiałą, stonowaną w ton jakikolwiek, a jednak zawsze z rudym, asfaltowanym tonem wyrywającym się przed inne - choć w porównaniu z poprzednią produkcyą kolorystycznie stoi ogromnie wysoko.

Świat to ludzi mało zróżnicowanych, jako indywidua - gdyż kilka postaci typowych stale się w całej produkcyi powtarza. Ale też nie o indywidua tu chodzi, ale typ pięknego człowieka, który z lubością przedstawia. A nadto - ani Grottger, ani żaden inny z epigonów nie stawiał sobie problemu indywiduum. Jednostka dla nich nie istniała, uogólniali oni. Tylko ta „domowa" szkoła karykaturzystów, batalistów, malarzy zwierząt, wsi, szlachty, szkoła prymitywów, dyletantów, ta, co malowała życie, co się z niem zetknęła - ta wniosła ten pierwiastek indywidualizowania; a Matejko charakterystykę indywidualną postawi na kolosalnej wyżynie i uczyni z niej jedną z cech polskiego malarstwa.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new