Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(Ottyniowice 1837, Amelie les Bains 1867)
Te dzieła malarstwa polskiego od rozbioru zacząwszy, które nie idą śladem stylizujących epigonów, temat dla siebie przeważnie w mitologii klasycznej czerpiących - w ściślejszym zostawały związku z życiem otoczenia, przeszły rozwój od norblinowskiej ironii sarkazmu, karykatury po przez przedstawienie pogodne życia polskiego szlachcica i po przez rozpamiętywanie przeszłości aż do smutku, melancholii, rozpaczy uczuć narodowych.
W ten też ton uderza Artur Grottger.
Zrazu i jego pociąga rycerska fantazya, zrazu i on maluje wyprawy wojenne i polowania. Tworzy pod wpływem Kossaka, Orłowskiego. Maluje „Ekwipaż, zaprzężony czwórką", “Wyjazd na polowanie", "Walkę Czerkiesów z Moskalami", "Typy karykaturalne", rysunki do powieści Walter Scotta. W roku 1857 wesoły dwudziestoletni młodzieniec rzuca na papier ośm dowcipnych, hulanką i fantazyą studenckiego życia tryskających utworów, w których opowiada "wspólne przygody Artura Grottgera i muzyka Rafała Maszkowskiego w latach akademickich w Wiedniu", obydwóch "na balu", “po balu" i wracających "z balu", “w kawiarni" i na "Fensterpromenade", „przy śniadaniu", wreszcie i w komicznych „Snach młodzieńczych". Maluje „szkołę szlachcica polskiego".
Lecz i jego i otoczenia życie szybko płynie. Urodzeni w niewoli, okuci w powiciu porywają za broń, poraz wtóry. I jak poprzednio poezya spłynęła w koryto narodowe, tak teraz treścią malarstwa staje się byt nieszczęsnego, bohaterskiego narodu. W oczach jego synów tli się jakiś żar pod smutnem czołem, ich policzki ściągłe, wychudłe, w całej postaci jakaś godność i poświęcenie, na widowni zjawiają się bohaterzy smutni, zrezygnowani, bez wiary walczący, ale dla honoru, ostatni bohaterowie, otoczeni aureolą pesymistycznego idealizmu. Są cisi i czujni, noszą w sobie miłość i nienawiść, tryskające z ich chudego ciała i żarliwych oczu. Wszelki egoizm znikł, idea jeno im przyświeca, dla niej opuszczają, co im najdroższe i za nią idą walczyć; strój ich skromny, dawnego kroju fircyk i modniś istnieje już tylko we wspomnieniu. Wyglądają, jak święci męczennicy, narodowi pomazańcy, a że naród jest im najwyższą, najcenniejszą ideą, coś z religijnego charakteru wkrada się w ich życie, a przez nich w malarstwo.
I idea rozsadza ramy malarstwa. Tyle straszliwych scen jest do zanotowania, a wszystkie na jedno i to samo, na nędzę i okropność są przykładem. Nić niedoli i cierpienia wiąże je w jedną całość, zbliża wszystko do siebie. Powstają cykle. Twórca sam zbyt wielki bierze udział w tem bolesnem życiu, zbyt cierpi na jego widok, by w swym lirycznym wylewie nie wymienił i siebie. Zjawia się wszędzie, prowadzony przez dobrego geniusza.
Kochanka z gwiazdą promienną u czoła zjawia się zadumanemu z słowami: „Pójdź w dolinę łez“. Złe tam ogarniają ludzi przeczucia. Rozpostarty po niebie kometa trwoży wśród nocnej ciszy i spokoju zaciszną rodzinę, używającą ogrodowego chłodu nocy. Jej oparcie, jedyny mężczyzna - wyciąga los poborowy i odjeżdża. Horyzonty płoną łunami, drogi roją się od uciekających. Starcy i kobiety z dziećmi żyją na pustkowiach, wśród drzew i przymierają z głodu. Tymczasem dokonywają się straszliwości wojny, zdrady i ich ukaranie, obdzieranie poległych; już tylko nędzę wszędzie widno i świętokradztwo - że plemię ludzkie zda się plemieniem szakala i Bóg jeden na niebie jest uciechą zbolałej duszy.
Niezaprzeczenie jednak ten czynnik fantastyczny, jaki tu się po raz pierwszy zjawił, jest nieorganicznym. A nadto jest on jeszcze tak ubogi, na personifikacyi polegający. Gdy tymczasem jego wyobraźnia odtwórcza tak jest bogatą, tyleż przecie scen niezwykle silnych stworzyła, tak nowych, niebywałych dotąd w polskiej sztuce, tak niespodziewanie zaskakujących.
Ta sama moc twórczej wyobraźni, a nadto bez nieorganicznych skojarzeń fantastycznych kształtuje „Polonię". Jedynie tylko tytułowa karta pomyślana jest allegorycznie. Lecz i pobór i kucie kos i bitwa i schronisko i obrona dworu i jego spustoszenie i scena po bitwie w lesie i żałoba są scenami z życia, których wybór i koncepcya dowodzą niesłychanej jego odmienności od współczesnych, uwarunkowanej zaś jego przynależnością plemienną i uczuciową do niesłychanych, jedynych w swym rodzaju sytuacyi, stworzonych dusznem, rozpierającem pragnieniem wolności.
Wraca ten fantastyczny pierwiastek w „Lithuanii". Wraca już w cośkolwiek innej formie, zaczerpnięty z baśń i klechd ludu i wierzeń chrześcijańskich. Puszczą senną mknie mglista, przejrzysta mara z kosą w ręku. Widz wtrącony już w nastrój odpowiedni i w tym nastroju dalej ogląda dzieje nieszczęsnego męczeństwa. Przejmuje go groza, nieugiętość, twardość tego znaku, puknięcia ręką w szybę, przygnębia go ta (zdaje mu się: zrezygnowana - bo introjektuje swój pesymizm, wywołany pierwszą kartą, w klęczącą postać) przysięga; Bój wydaje mu się za słabym, nieprzygotowanym; współczucie, litość czuje nad matką, za którą stanął niemy i niewidoczny dla niej duch, którego obecność pies wyczuwa; gorzkim żalem napełnia go to zapomnienie, to ukojenie, jakie skazanej w katordze niesie widzenie Częstochowskiej Matki.
Gdyż prócz tej niebywałej odtwórczej wyobraźni, prócz tych niespodziewanie nowych sytuacyi, prócz tego ubogiego zresztą i przeważnie alegorycznego, przytem nieorganicznego pierwiastku fantastycznego zwraca na siebie uwagę cyklowość, pierwiastek literacki: On to, przy swej zdecydowanej tendencyi zawiódł go do graficznej techniki, jego, którego przecież bardzo nęciły barwne problemy, czego dowód złożył w wielu ostatnich swych pracach. Lecz tu chodziło mu o sceny, o treść, nie o dekoratywne problemy - on to także, ten literacki pierwiastek, przywiódł mu na myśl allegoryę. I nie jest to dziwne - bo, co przeżywa człowiek na wojnie, lub to co przeżywa człowiek intenzywnie wczuwający się w wojenne dzieje, zwłaszcza zaś, gdy sam osobiście uczuciowo jest w nią zaangażowany - to nie mieści się w ramach wzrokowych wrażeń samych, lecz stwarza stany, które tylko antropomorfizm lub animizm kształtować może we formy ciał.
A znów ten głęboki sentyment, jaki towarzyszy tej twórczości i dobiera sceny głęboko bolesne, rozpaczliwe, szlochające, lub zrezygnowane - sceny widzeń i wierzeń - on nadaje tej twórczości zabarwienie romantyczne. Romantyzm przy całej prawdzie, życiowości tych scen. A nadto, poza tymi scenami najstraszliwszych objawów życia, taka ogromna ich ilość odnosi się do życia miłosnego, bądź luźne, bądź wplecione w jego pełne liryzmu epopee wojenne. Przeżywał w swej wyobraźni to pełne zaufanie i zupełne poleganie i wiarę kobiety w jej bezpieczeństwo wobec ochrony mężczyzny, nawet kiedy złowróżbny znak na niebie się pojawia; rozpacz żony, matki, nie mogącej wprost patrzeć na odjeżdżającego w bój męża lub rozpacznie w drzwiach upadającej, kiedy go nocą zabrano, a ta scena z trzech osób, z których jednej ledwie tył znikający widać, jak i te wszystkie sceny po największej części z niewielu osób złożone, mają olbrzymią siłę ekspresyi. A ostatecznie cała ta niedola odczutą jest, jako niedola, nieszczęście, które burzy rodzinę, ognisko domowe w niwecz, w perzynę obraca, gubi synów, ojców, mężów. Gdyż zdaje się właśnie te uczucia były u Grottgera najsilniejsze i tym uczuciom wyrządzoną krzywdę przedewszystkiem uważał za najstraszliwszą, konieczną, nieodwołalną ofiarę, wynikającą z walki o wolność. Lecz w męczeńskich jego bohaterach stoicyzm do ostatecznej rozwinął się siły. Kochanek żegna wśród księżycowej nocy kochankę; rączkę jej całuje, a ona z opanowanym bólem duszy i serca wpina mu różę. Wdowy, dzieci i starcy mają w sobie jakieś skołatanie, jakieś znękanie bólem - zarazem jednak fatalistyczną rezygnacyę.
Takim jest w swej treści, temacie i jego rozwoju od tematów Orłowskiego, Kossaka - aż do Polonii, Lituanii, Warszawy, Wojny, Pochodu na Sybir.
Niemniej ciekawym jest on jako etap ewolucyi polskiego malarstwa w swej formie. Gdyż zjednoczył on w swej sztuce wszystkie rozbieżne kierunki dotychczasowe. Bywały u niego w młodości rysunki manierą podobne do rysunków Orłowskiego; a silny wpływ wywarła na nim sztuka Kossaka. Lecz obok tego działał nań wpływ szkoły krakowskiej, a potem wpływ klasycznego epigonizmu, Stattlera. Te same wzory klasyczne otaczały go także we Wiedniu, a nadto przyłączyły się inne - te które kryło w sobie wiedeńskie muzeum sztuki i sfery artystyczne Wiednia, Makart, a potem Monachium, Schwind. Więc też obok takich prac, jak „Polowanie z sokołem”, „Szkoła szlachcica polskiego”, są u niego takie, jak „Amor i Psyche” „Allegorya komedyi”, tytułowa karta „Polonii".
Ów pierwiastek kossakowski modyfikuje się z czasem silnie - ale zato klasyczny, szwindowski i realistyczny historyków walczą ze sobą wzajemnie.
I stąd też „Wojna" na przykład nie jest jednolitą w swej formie, bo podczas gdy osoby, które jej okropność dotyka, narysowane są z tendencyą realistyczną prawdy - ów geniusz tak nieorganicznie, tak scenicznie z resztą związany - mocno jest stylizowany w ruchu, budowie, rysach i draperyach.
Najbardziej wypowiada się charakter artysty każdego w jego pracach bardziej szkicowo traktowanych. To też odrazu bije w oczy pokrewieństwo Grottgera z tymi artystami niemieckimi, co żyli w czasach Waldmullera, Dauffingera, Schwinda etc. Ogranicza się on na małych rozmiarach, a rysunek jego ma charakter miniaturowy. Miękkim, niezmiernie ostro zaciętym ołówkiem wykonuje swe niezmiernie już pod względem znajomości form opanowane postacie a w pojmowaniu rysunku jest antytezą tego, co się dziś jednostronnie przez artyzm rozumie. Gdyż unika się tu gwałtownych ruchów ręki, wyrażających, pewność i łatwość, a natomiast, równie pewnie i łatwo, tylko o wiele żmudniejszą pracą, używając dawnej, renesansowej rombowej siatki dochodzi się do tych samych rezultatów, ale z tem przeświadczeniem, że się stworzyło rzecz o ogromnej dystynkcyi. Tak pracował on, tak pracował tak niezmiernie mu pokrewny, z tej samej szkoły ojca Jana Maszkowskiego - Marceli Maszkowski, Penther, Młodnicki, Szwejkart.
Grottger jest jedną z dwu przełomowych w dziejach polskiego malarstwa postaci. Od niego zaczyna się nie tylko prawdziwe, bo oryginalne tworzenie - ale nadto tworzenie naprawdę w artystycznej, opanowanej formie. On nadto skierowuje ów narodowy, dotąd bujny i wesoły, a odtworzony z życia temat ku literaturze i nastraja go na ton niezmiernej powagi, uroczystości. I odtąd popłynie malarstwo szeroko tem narodowem korytem - zmienią się tylko indywidualności twórcze, techniki, metody, formy - lecz czy przyjdzie proroczy, historyozoficzny, barokowy, Matejko, czy symbolik, dekoratywny Malczewski, czy fantasta smutny Pruszkowski, czy patologiczny, gotycki Wyspiański - w różnej koncepcyi i w różnej formie zawsze się w nich objawi narodowe uczucie.
Ten romantyczny, erotyczny a idealizujący pierwiastek sztuki Grottgera w samem jego usposobieniu i życiu silną odgrywał rolę. Piękny, o męskich wybitnych i charakterystycznych rysach szedł od miłostki do miłości i od miłości do miłostki, a te jego przeżycia odbijały się później w jego kreacyach. "Wspólne przygody Artura Grottgera i Rafała Maszkowskiego w latach akademickich we Wiedniu" są wesołem odzwierciedleniem wspólnej miłości ku jednej i tej samej uroczej Wiedence - lecz koniec jej, tak smutny i przygnębiający nie jest tu domówiony. Punkt centralny tych przygód i kończących je snów, dziewczyna, wybrała pięknego muzyka. Ten jednak mimo całej gorącej miłości wyjechał z Wiednia i o najdroższej zapomniał. A Grottger, odepchnięty a rozkochany głęboko - głęboko też oburzony zerwał z serdecznym przyjacielem. W idealizującej tymczasem wyobraźni romantyka inna śmiertelna urosła na geniusza.
Tak narodowe i osobiste życia pierwiastki stworzyły jego liryczne dzieło życia i wraz z chorobą płuc z wesołego lekkoducha uczyniły smutnego pessymistę i zagnały w śmierć.
Epigonizm zaś, który żył dalej, dwóch jeszcze poza Jabłońskim, Szynalewskim i i. wydał wybitnych mistrzów, z których zwłaszcza jeden, Krudowski umysłem swym i swą twórczością tak niezmiernie się oddala od typu nowoczesnego kulturalnego człowieka! Bo przedewszystkiem temat jego jest niemal wyłącznie religijnym, mimo, że działalność jego sięga daleko już w głąb dziewiętnastego stulecia. I tylko znakomitość jego formy i ogromna siła ekspresyi zbliża go do tych wszystkich współczesnych, którzy reprezentują rozwojowy pierwiastek.
Natomiast we wielu punktach pokrewnym i dzisiejszym ideałom są ideały Henryka Siemiradzkiego. Jedyny to twórca w polskiem malarstwie, wyznający kult ciała. Gdyż zresztą - sztuka polska jest niezmiernie poważną, uczuciową, metafizyczną, skromną i - ubraną. Jak zresztą całe życie polskie jest pełne fałszywej pruderyi.