Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział II. Wobec drugiego rozbioru.


I.

Tak wyglądał ów czyn dokonany, od którego ręce umyła Francya. Nadomiar wnet do tego z nim pogodziła się stopnia, że pospieszyła zacieśnić swe związki z dwoma mocarstwami podziałowemi, obładowanemi największą zdobyczą podziałową, z Austryą i Rosyą. Już nazajutrz po dokonaniu pierwszego rozbioru, wprowadziła arcyksiężniczkę austryacką, córkę Maryi Teresy, siostrę Józefa II, na tron św. Ludwika. Poddała odtąd swoją politykę zagraniczną coraz bardziej pod przyjacielski nacisk, nieraz wprost pod dyrektywę, braterskich wpływów wiedeńskich. Niebawem zaś śladem Austryi poczęła kusić się o zbliżenie z Rosyą. Wysługiwała się odtąd Katarzynie w sprawach krymskich, wydała jej z kolei Tatarów i Turków, skwapliwie szukając jej względów i stosownej dla siebie nagrody, wzamian za świeże straty tureckie i za niedawną, tak rychło puszczoną w niepamięć, krzywdę rozbiorową polską. 

Jedną z pobudek naczelnych tego ostatniego mianowicie zwrotu Francyi ku Rosyi, stało się w tym czasie historyczne a wciąż odradzające się przeciwieństwo anglo-francuskie. Znalazło ono sobie obecnie wyraz najdotkliwszy dla Anglii przez zbrojne w danie się Francuzów do wielkiego jej zatargu z koloniami amerykańskiemi i przechylenie go ostateczne na rzecz wyzwolonych przy pomocy francuskiej Stanów Zjednoczonych.

Otóż tam, na zamorskich polach bitew, w obronie wolności amerykańskiej, obok wojsk posiłkowych francuskich, jawili się także ochotnicy polscy. Nie brakło Polaków w starej armii królewskiej francuskiej, gdzie istniał słynny pułk Royal-Pologne, późniejszy piąty kirasyerski, niejedną i wtedy, i potem, świetną wsławiony szarżą. Byli polscy ochotnicy w huzarach francuskich, w legionie Conflansa, w utworzonej przez Lauzuna, przy wydziale marynarki, pierwszej Legii cudzoziemskiej, z którą najpierw odbyli kampanię w Senegalu, a następnie trafili aż do Ameryki. Tutaj, pod księciem „Lozańskim ”, jak przez pamięć polskich jego amorów zwano Lauzuna, służyli w szwadronie huzarów kapitan Mieszkowski, porucznicy Uzdowski, Grabowski i inni. Tutaj, obok Viomenila, dawnego instruktora konfederacyi barskiej, stanął tam teraz i zginął jego dawny podkomendny Pułaski; obok Lafayetta i kapitana Berthiera, późniejszego marszałka, walczył młody Kościuszko. Jednocześnie zaś w Petersburgu podejmowane były rokowania przez rząd wielkobrytański, w sprawie pozyskania sukursu Katarzyny i wzięcia 20.000 Rosyan na żołd angielski przeciw buntownikom amerykańskim.

Ale mimo to wszystko, nie na luźnych entuzyastów polskich oglądała się Francya, lecz właśnie na rosnącą potęgę rosyjską, którą przedsięwzięła oderwać od Anglii i przeciwniej spożytkować. A przedsięwzięcie takie tem więcej nabierało ponęty i znaczenia dla ówczesnych mężów stanu francuskich, że już poczynało zarysowywać się coraz jaśniej nowe, nieznane dotychczas, a nadzwyczaj doniosłe i głęboko uzasadnione, przeciwieństwo polityczne anglo-rosyjskie. Już Pitt Młodszy, obejmując rządy, — wbrew własnemu ojcu, Pittowi Starszemu, deklarującemu się ongi jako „dobry Rosyanin“, wbrew swemu spółzawodnikowi, w rażliw em u na pokusy petersburskie Foxowi, obstającem u przy pojmowaniu Rosyi jako „przyrodzonej przyjacióki Anglii, — rozpoznawał w niej bystrem w najdalszą przyszłość spojrzeniem ogromną dla Anglii groźbę. Już Katarzyna — wbrew właściwym intencyom morganatycznego swego małżonka, wszechwładnego Potemkina, skłonnego dla własnych tajnych, wyłam ujących się z jej polityki, ambitnych widoków udzielności małoruskotauryckiej szukać poparcia, morskiej raczej niż lądowej potęgi, a biorącego też pokryjomu milionowe kubany londyńskie, — coraz jawniej obracała się przeciw Wielkiej Brytanii. Nie zawahała się też imperatorowa, w krytycznej dla Anglii chwili, przez deklaracyę o neutralności zbrojnej targnąć się na wielkobrytańskie na morzach wszechwładztwo. Niebawem, złączywszy się z Austryą, usadowiwszy się w Krymie, uczyniła morze Czarne jeziorem rosyjskiem. Poczem otwarcie przełożyła swemu sojusznikowi austryackiemu „wielki projekt" podziału Turcyi. W reszcie, pospołu z Józefem II, ponownie druzgocącym na Portę natarła atakiem, wyciągając rękę po koronę grecką dla nieletniego w nuka, ochrzczonego już zgóry imieniem Konstantyna Wielkiego, po Byzancyum, klucz panowania nad światem, nad morzami, nad Azyą. Zaś sięgając równocześnie za Kubań, do Persyi, do Chin, już pod koniec przemyśliwać poczęła o wyprawie do Indyi, przywróceniu tam pod swoim protektoratem Wielkiego Mogoła i wygnaniu stamtąd Anglików. Wtedy to w gabinecie wersalskim, którego instynkt zaczepny, od czasu pogodzenia się i sprzymierzenia z Austryą, tein wyłączniej ześrodkował się na Anglii, zyskały sobie stale prawo obywatelstwa wielce obiecujące, a dotychczas dorywczo zaledwie, jak czasu wojny Siedmioletniej, stosowane pomysły zużytkowania przeciw Anglikom Rosyi. Streszczały się one w podstawieniu Rosyi niejako na miejsce starego system a tu szwedzko-turecko-polskiego, udzieleniu jej mniej lub więcej wolnej ręki na Wschodzie, wreszcie zapew nieniu sobie natomiast, przy jej poparciu, aw porozumieniu z Austryą, odpowiednich, pożądanych dla Francyi „odszkodowań”. 

W tym kierunku obecnie, w dobie Ludwika XVI, poszła polityka zagraniczna francuska i jej sternik ówczesny, Vergennes. Był to dawny poseł w Stambule za zawieruchy barskiej, gorliwy w tedy przyjaciel Rzpltej i Porty. Jeszcze i teraz żywił on w głębi duszy pewne wstręty i wahania niespokojne, wzdragał się na myśl zupełnego zgładzenia tych obu nieszczęśliwych pupilów francuskich. Ale już coraz snadniej godził się na stopniowe ich obu okaleczenie, ześlizgując się coraz bardziej po pochyłej płaszczyźnie tam tych pomysłów prorosyjskich, spychany po niej przyjazną ręką sprzymierzeńczą wiedeńską, łudzony pokusą hojnych, zagłuszających sumienie i rozum, „ekwiwalentów”. Pełno też odtąd, w korespondencyi gabinetowej wersalskiej z Wiedniem i Petersburgiem, rozpraw i targów o owe właśnie „ekwiwalenty”. Śród tych odszkodowań przede wszystkiem rachowano w Wersalu na stary przedmiot pragnień francuskich, doniosły wylot przeciw Anglii, Niderlandy. Miały one obecnie, rzekomo w drodze pokojowej, nie wojennej, jak dawniej, wpłynąć pod berło francuskie od Austryi, wzamian za sowite dla niej i dla Bosyi ustępstw a na Wschodzie.

W rzeczywistości było do tego jeszcze bardzo daleko. Albowiem, ze strony austro-rosyjskiej, zamiast pożądanych Niderlandów podsuwano Francyi nierównie wątpliwsze, egzotyczniejsze „odszkodowania”, ofiarowano jej—Egipt. „Część posiadłości państwa ottomańskiego,—z taką szczególniejszą ofertą występował Józef II pod adresem swego szwagra Bourbona, wyprzedzająco lat kilkanaście wyprawę zamorską Dyrektoryatu,—a mianowicie Egipt, wedle wieloletnich postrzeżeń moich, jest przedmiotem spekulacji Francyi. Istotnie, jeśli ta prowincya bogata, płodna, handlowa, zostanie kolonią francuską, to w krótkim czasie Francya, korzystając z portu sueskiego, ...opanowałaby cały handel w zatoce perskiej i na drodze do Indyi... Projektowane zdobycie Egiptu (przez Francyę) zadałoby cios najdotkliwszy handlowi angielskiemu”. W rzeczy samej, o zdobyczy egipskiej już dawniej przemyśliwano we Francyi, a ostatniem i jeszcze czasy przemyśliwał Choiseul. Zarazem zaś, o czem mniej wtedy wiedziano, już trafiały do Egiptu dalekosiężne wpływy rosyjskie, zachcenia nieokiełznane Katarzyny II, krzyżując właściwie zgóry i tutaj, jak w Korsyce, widoki francuskie.

Ale ostrożny Vergennes do tych podsuwanych sobie wątpliwych nie kwapił się widoków, nie poprzestawał na wątpliwem odczepnem afrykańskiem. Natomiast bliższe niderlandzkie wciąż mając na oku, brnął coraz dalej w usłużnej ustępliwości. Ofiarował Rosyi Krym i Kaukaz, Austryi Mołdawię i Wołoszczyznę. Co więcej, dla dobicia targu, dla uniknięcia wszelkiej w jego dojściu przeszkody postronnej, godził się nawet na zaspokojenie Prus, przez oddanie im – Wielkopolski. Gdyż o pogwałconą już raz Polskę, o nietykalność jej granic, dopiero co okrojonych przez pierwszy rozbiór, o dalszą bodaj jej istność, przestano już zgoła troszczyć się w Wersalu, gdzie teraz, na miejscu dawnych kruchych sympatyi polskich, kwitły coraz gorętsze afekty rosyjskie. Rosya — pisał Vergennes do posła swego nad Newą — „wyobraża pole rozległe, otwarte dla przemysłu francuskiego, ...skąd wyrosnąć powinno powinowactw o interesów obu naszych krajów”. Natomiast Polska, zbiedzona, bezsilna, „państwo nieszczęsne, będące igraszką sąsiadów, w połowie już podzielone, zakończy byt swój z chwilą, gdy tylko owi sąsiedzi potrafią porozumieć się między sobą celem całkowitej jego zagłady... Wszelka zatem spekulacya względem przyszłego jej (Polski) losu staje się zbyteczną (toute speculation sur son sort a venir devient superflue)“. Jak najmocniej tedy wystrzegać się należy jakichkolwiek bądź kroków (demarches) w interesie Polski, „zważywszy, żebyłyby one bezcelowe, a zapewne niemiłe dla którego z mocarstw podziałowych, albo dla wszystkich trzech Przepisując tym sposobem polityce francuskiej abstynencyę zupełną w rzeczach polskich, Vergennes równocześnie z naciskiem doradzał Stanisławowi-Augustowi, przez będącego na utrzymaniu francuskiem powiernika królewskiego, generała Komarzewskiego, trzymać się oburącz związku z Rosyą i protekcvi Katarzyny II. Radził mianowicie Poniatowskiemu oddać się wraz z Rzpltą na usługi rosyjskie w otwierającej się właśnie drugiej wojnie tureckiej, podejmowanej pospołu z Austryą przez imperatorową. Sam zaś, schodząc już z widowni, Vergennes w przededniu tej wojny uwieńczył swą działalność przez korzystny traktat handlowy francusko — rosyjski 1787 r., podpisany z jego polecenia przez dowcipnego posła francuskiego w Petersburgu, zdeklarowanego podobnież zwolennika systemu rosyjskiego, Segura, w czasie odbywanej przez carową tryumfalnej podróży kaniowskiej. Za te dogodne przywileje handlowce, za skóry, tłuszcze, rudy rosyjskie przywożone do Marsylii, za wina, mydła, galanterye francuskie wywożone do Odesy, kwitowała Francya. bez zająknienia z krzywd tureckich i polskich. 

Następca Vergenna w ministeryum spraw zagranicznych, Montmorin, z rosnącym niepokojem sprawował wziętą po nim sukcesyę, bo już pośród niebezpiecznych powikłań rozgrywającej się wojny tureckiej a pierwszych groźnych zapowiedzi żywiołowego przewrotu wewnętrznego w samej Francyi. Jednak on również w tym samym podążył kierunku, jaki po poprzedniku swym przejął, a w jakim popychali go coraz dalej lekkomyślni, zaślepieni pomocnicy i doradcy. Objęli teraz prym w rządzie Francji dyplomaci, wyłącznie zapatrzeni na Austryę a zwłaszcza na Rosyę. Pogrzebany został w archiwum ministeryalnem znakomity operat historyczno-polityczny Rulhiera o Polsce. Ludzie, sympatyzujący z Polską, z Turcyą, przestrzegający przed Rosyą, a z dawniejszej swej służby dyplomatycznej naocznie obeznani najdokładniej ze sprawami polskiemi, tureckiemi, rosyjskiemi, jak Rayneval, Hennin, Hauterive, Maret, Caillard, pozbawieni byli wpływu, na drugorzędne zepchnięci stanowiska. Pierwsze skrzypce natomiast grali ludzie, jak Segur, Choiseul-Gouffier e tutti quanti, zahypnotyzowani wszech potęgą świeżej przyjaciółki francuskiej, Katarzyny II, a zarazem opanowani myślą doszczętnego zgnębienia dziedzicznej nieprzyjaciółki francuskiej, Wielkiej Brytanii. Rozprawiano zawzięcie o umocnieniu i dopełnieniu niedawnych przeciw Anglii sukcesów amerykańskich, o zniweczeniu raz na zawsze jej snpremacyi przy pomocy wszechwładnej imperatorowej; marzono o wyprawie francusko-rosyjskiej do Indyi; przyjmowano w Paryżu posłów zbuntowanego przeciw Anglii sułtana Tippo-Sahiba. Zaś równocześnie układano podział Turcyi, ofiarowano Konstantynopol W. Księciu rosyjskiemu, planowano rozwinięcie traktatu handlowego do rozmiarów ścisłego przymierza francusko-rosyjskiego, sterowano ku zupełnemu sprzężeniu się z Rosyą, zupełnej z nią solidarności politycznej. A wszystko to czyniono w samym przededniu nadciągającej coraz bliżej i podziemnym grzmotem już zbliżenie swoje zapowiadającej Rewolucyi.

II. 

W tym samym właśnie czasie Polska, niepogodzona bynajmniej z ulegalizowanym gwałtem pierwszego podziału, ani z narzuconym stanem zupełnej podległości reszty Rzpltej, niechybnie do strat nowych i ostatecznej wiodącym zguby, podejmowała wielką próbę odrodzenia ratunku. Te usiłowania, wcielone od 1788 r. w Sejmie Czteroletnim, aczkolwiek w niejednym względzie duchowym spokrewnione z dawniejszem przedsięwzięciem Baru, musiały przecie pod względem czysto politycznym w zgoła odmiennym potoczyć się kierunku, a to naskutek zmian zasadniczych, dokonanych tymczasem w ustosunkowaniu wzajemnem mocarstw europejskich. 

Przedewszystkiem więc Sejm Wielki nie mógł już jak Bar, rachować na Francyę. Sejm warszawski i tym razem, jak przedtem konfederacya barska, podnosił się przeciw naturalnemu wrogowi Rzpltej, przeciw’ wykonawczyni podziału i gwrarantce anarchii polskiej, przeciw Rosyi. Aliści nie była to już tym razem, jak przed dwudziestoleciem, Rosya z Prusami fryderycyańskiemi ściśle sprzymierzona i łącznie z niemi przeciw Austryi i Francyi idąca. Była, wyrost naopak, Rosya z Prusami następcy Fryderyka Wielkiego obecnie na ostre skłócona, wstępująca natomiast ramię o ramię z sojuszniczą Austryą do wojny tureckiej, a w związku traktatowym z powolną sobie Francyą do wspólnej akcyi przeciwangielskiej. Z takiej zaś konjunktury wynikało dla Sejmu Wielkiego wskazanie proste, niewolne od stron złych, niebezpiecznych, ale narzucające się samo przez się, konieczne: zwrot ku Prusom i Anglii. I rzecz znamienna: przy pierwszem jeno zaznaczeniu się tego zwrotu, jęła przeciwdziałać mu Francya do spółki z Rosyą. Pod tem to hasłem „zabezpieczenia Polski od zamysłów króla pruskiego“, t. j. zostawienia jej na łaskę i niełaskę cesarzowej rosyjskiej, wznowioną została między Wersalem a Petersburgiem, na przełomie 1788 – 1789 r., przez usłużnego Segura i towarzyszy, myśl aliansu francuskorosyjskiego, do której wnet, wyrzekając się „przesądów swoich względem osoby imperatorowej”, przychyliła się królowa Marya-Antonina. Dojściu tego aliansu, godzącego właściwie w najistotniejsze ówczesne dążenia wyzwoleńcze polskie, przeszkodziło w ostatniej niemal chwili — wzięcie Bastylii, rozpętanie burzy rewolucyjnej, która, zewnątrz targając podwalinym onarchii bourbońskiej, równocześnie rwał a na zewnątrz węzły polityczne, łączące ją ze starą Europą a przede wszystkiem z Austryą i Rosyą. Tak więc samorodny, przedśmiertny, zwichnięty tylko przez niezawisłą, nieobliczalną przeszkodę rewolucyjną, odruch polityczny starej Francyi monarchicznej kierował się przeciw Polsce.

Polska tymczasem chwyciła się owej szansy obosiecznej lecz jedynej, poszła jedyną otwartą w okolicznościach owoczesnych drogą działania narodowego, poszukała jedynego możliwego wtedy dla siebie oparcia: prusko-angielskiego. Stanęło przymierze polsko-pruskie 1790 r.; dokonało się równocześnie ścisłe porozumienie polsko-angielskie; dojrzewał zarazem związek polsko-turecki. Gotowała się, pośrodku trwającej wojny wschodniej, wielka ofensywa polsko-prusko-angielska przeciw Rosyi. By wraz przyspieszyć i uprzedzić przewlekające się niebezpieczne wypadki, Sejm Wielki, pod dzielnym Ignacego Potockiego przewodem, zdobył się na nieodbity dłużej, zbaw czy zamach stanu, Ustawę 3 Maja 1791 r., stanowiącą dziedzictwo tronu w domu saskim, zrywającą ostatecznie z anarchią domową i z zabójczą kuratelą rosyjską. Tu przyszedł zawód okropny. Zawiodła nasampierw Anglia: oręż, już dobywany przeciw Rosyi przez Pitta, a powstrzymany przez opozycyę Foxa, schowała do pochwy. Zawiodły z kolei Prusy: wyparłszy się swej antyrosyjskiej w Warszawie podniety, łamiąc zawarte Rzpltą przymierze, zaczęły nawracać do pogodzenia się jej kosztem z imperatorową. Polska ujrzała się nagle osamotnioną zupełnie, wydaną zemście Katarzyny, wystawioną w pojedynkę na sztych zbrojnej jej przemocy. Wojska rosyjskie, zwolnione przez pacyfikacyę turecką, bez wypowiedzenia wojny wtargnęły do Rzpltej, wiodąc za sobą gorszą od zdrady ślepotą targowickę. Kampania polsko-rosyjska 1792 r krótkim ledwo rozświecona przebłyskiem obronnym, wysiłkiem daremnym młodej, niedoświadczonej armii polskiej pod ks. Józefem Poniatowskim i Kościuszką, wnet opłakany wzięła koniec. Rosyanie wkroczyli do upokorzonej Warszawy; objęła rządy zwycięska Targowica. Rozpierzchł się Sejm Wielki; uszli za granicę jego przywódcy; odeszli naczelnicy osieroconej, skazanej na zagładę armii. Zebrał się spędzony do Grodna, okrojony, pogwałcony sejm targowicki, by usłyszeć wyrok gotującego się drugiego podziału.

Odbywało się to wszystko znowuż poza obrębem wszelkiego czynnego udziału Francyi, obezw ładnionej w te dy zupełnie na zewnątrz, pochłoniętej całkowicie przez własne, rozdzierające jej wnętrzności, przesilenie rewolucyjne. Co więcej, te wszystkie nadzwyczajne powikłania polskie, zarówno poryw majowy jak i katastrofa targowicka, odbywały się postaremu najzupełniej poza obrębem wszelkiego ze strony Francyiuśw iadomienia politycznego. Nie dziwota zresztą, gdyż tym razem rozeznać się należycie w rzeczach polskich było istotnie zbyt trudnem dla niej zadaniem. W zawrotnej dobie ów czesnej, na przełomie dwóch epok, dwóch światów, staczające się równolegle pędem gwałtownym sprawy polskie a francuskie, pomimo głębszych analogii w swej treści dziejowej, przecie w widomych przejawach swoich zbyt wiele wystawiały uderzających sprzeczności, aby mogło dojść do wzajemnego pojmowania się, aby raczej nie musiały ujawnić się najpoważniejsze, najgrubsze nieporozumienia obustronne.

Przede wszystkiem, jak powiedziano, rząd francuski, po oficyalnem ongi ze rw an iu stosunków z rządem Stanisława-Augusta, właściwie od czasów barskich nie posiadał żadnych porządnych informacyi bezpośrednich z Polski. Wysłany do Warszawy dopiero w 1791 r., po ćwierćwiekowej przeszło przerwie, poseł urzędowy francuski, szlachetny Normandczyk, postępowo myślący i Polsce szczerze przyjazny, Descorches de Sainte Croix, otrzymał od Montmorina instrukcyę bezwzględnie bierną. Miał on sobie nakazane nie tylko wstrzymać się od wspomagania patryotów polskich, lecz nawet „starannie unikać odezwania się z czemkolwiek, co mogłoby wskazywać, iż J. K. M. (Ludwik XVI) pragnie wziąć udział w sprawach wewnętrznych lub zewnętrznych Polskiu. Wcześniejsi informatorowie półurzędowi francuscy w Warszawie byli bądź bez wpływu, jak sprowadzony jeszcze przez prymasa Podoskiego, uczciwy lecz ograniczony Bonneau, lub sprowadzony przez Ignacego Potockiego zacny i ruchliwy Parandier, bądź też zaprzedani Rosyi, jak obdarzony tytułem „agenta Francyi“ w Polsce, a naprawdę prosty szpieg ambasady rosyjskiej w Warszawie, Aubert, lub dowcipny, ze szkoły komedyowej Beaumarchaisa, wyższego gatunku Figaro szpiegowski, Mehee de Latouche.

Z drugiej strony, wrażenia w samej Francyi o Polsce odbierane od Polaków niewiele były lepsze. Jeżdżono, jak się rzekło, dużo z Warszawy do Paryża za Stanisława-Augusta. Lecz niekiedy tylko w myśli poważnej przychodzili do Sorbonny, Hotel Dieu, Szkoły wojskowej czy malarstwa, pracownicy cisi, jak młody Kościuszko albo Śniadecki, na których nikt się nie oglądał. Głównie zaś dla celów quasi politycznych, a naprawdę dla zabawy, przybywali nad Sekwanę wielcy polscy panowie i panie, którzy wiele tu czynili hałasu, więcej zostawiali pieniędzy i długów, wraz z lichą o sobie opinią szerzyli nieszczególną o kraju, w nosili odgłosy swych waśni wewnętrznych, wywlekali niecnym zwyczajem wszelkie brudy domowe przed forum obce, pomnażając jeszcze i utwierdzając zadawnione uprzedzenia pogardliwe Francuzów do rzeczy i ludzi polskich. Co się tycze Polaków, przemieszkujących we Francyi na stałe, to o ile pochodzili z czasów Stanisława Leszczyńskiego, zdążyli oni w drugiej już generacyi scudzoziemczeć, sfrancuzieć, a przeniknieni zastarzałą ideologią i żalami lunewilskimi, stracili łączność z krajem i nowoczesną w nim falą pojęć i stosunków. O ile zaś należeli do nieprzejednanych, mocno zresztą przerzedzonych, niedobitków wychodźczych barskich, trwali w ostrzejszym jeszcze anachronizmie wstrętów i sympatyi, mieszcząc przytem, obok jedno stek dzielnych i czystych, dość lichy tak że materyał ludzki, sporo awanturników, plamiących imię polskie nędzną żebraniną, lub nawet zdolnych zohydzić je zdradą przeciw sainejże Francyi. Starania, podejmowane z Warszawy, zwłaszcza za Sejmu Czteroletniego, celem oddziaływania na opinię rządową i publiczną francuską w duchu istotnie oświecającym o Polsce i dla niej przychylnym, nazbyt były dorywcze, aby mogły skutek osiągnąć. Zresztą wychodziły one głównie od Stanisława-Augusta, szukającego raczej dla siebie subwencyi francuskiej, niż poparcia dla sprawy narodowej, a działające go przez ludzi nieodpowiednich, niezdatnemi środkami, pod niewłaściwym adresem. To też bezpłodne te starania świadczyły o zupełnym braku oryentowania się w stosunkach paryskich, wikłających się nadmiar niesłychanie, pod wpływem ogromnego przewrotu rewolucyjnego.

III.

Przede wszystkiem wobec tego przewrotu nie mogła Polska liczyć zgoła na ginący rząd Ludwika XVI. Jakże miał troszczyć się o nią dwór wersalski, z dawna pociągany przez Austryę ku Rosyi, a teraz zajęty wyłącznie ocaleniem własnem, które widział w inwazyi sprzymierzeńczej trójrozbiorców do Francyi? Tędy też z Wersalu wszelkiemi tajemnemi pchano sposoby, popełniając zdradę stanu w osobie króla Bourbona i królowej Austryaczki. Zup rag n ien iem czekano tu koalicyjnego przeciw Francyi skojarzenia się z Austryą i Rosyą również i Prus, jakimkolwiek bądź kosztem, co znaczyło wtedy nasampierw kosztem Polski. Nieudana ucieczka czerwcowa rodziny królewskiej z Paryża w ramiona gotującej się koalicyi, nazajutrz po dokonanym w Warszawie zamachu majowym 1791 r., obnażałan am acalnie całą sprzeczność interesów w narodowych polskich a monarchicznych francuskich. Ministrowie królewscy spraw zagranicznych, Montmorin, potem Delessart, pracować musieli w duchu takich widoków koalicyjnych, a tem samem antypolskich, swego dworu, kryjąc się z niemi przed własnym posłem w Warszawie, Descorchem, przed Bonneau i Parandierem, a porozumiewając się poza ich plecami z figurami w rodzaju Auberta i Meheego. Z drugiej strony, opinia francuska, w swych przywódcach, organizacyach, prasie i trzech wielkich kolejnych ciałach przedstawicielskich, Konstytuancie, Legislatywie, Konwencyi, względem spraw polskich obałamucona zo staław zupełności.

Wprawdzie Ustawa majowa warszawska, chwalona pod niebiosa przez Anglików, przez Burka i Foxa, w tej samej chwili gdy przez odwrót Anglii łącznie z Prusami wydawano ją na zagładę, ogłoszona była natychmiast w Paryżu w przekładzie francuskim, — który jeszcze po dwudziestoleciu szukany będzie na gwałt dla jej rzekomego, nie mającego o niej pojęcia, wyznawcy Aleksandra. Wprawdzie spotkała się też zrazu z pięknem i komplementami umiarkowańszych mówców i pisarzów Francyi spółczesnej. Chwalił ją w samej Konstytuancie, jako „wypadek szczytny, wielką dla monarchów naukę“, sprawozdawca zgromadzenia, późniejszy wódz naczelny egipski, Abdallah-Menou. Chwalili mówcy i publicyści rojalistyczni, pomieszani z republikanami, Mallet du Pan, Garran de Coulon, Condorcet i inni, do których udało się trafić Stanisławowi-Augustowi przez swoich, mniej lub więcej pew nych i zaradnych, polskich a zwłaszcza cudzoziemskich, w Paryżu agentów. Ale to były sposoby zbyt sztuczne i kruche i nie starczyły też nadługo, zwłaszcza w obec celowej naganki przeciw polskiej. Wnet, też za odkrytego w konstytucyi majowej warszawskiej ducha wstecznictwa, szlachectwa, absoluti dominii, potępiła ją przeważna większość opinii rewolucyjnej francuskiej, dokąd podziemnem i drogami trafiały wrogie wpływy domowe i sąsiedzkie. Potępił najbezw zględniej w szechm ocny wtedy klub Jakobinów, gdzie śród członków affiliowanych świecił Szczęsny Potocki, który w przeddzień swej roboty targowickiej był ukazał się w Paryżu w roli gorliwego republikanta i obrońcy wolności polskiej przeciw tyranowi Poniatowskiemu. Bratał się on tutaj z większym od siebie magnatem, obrońcą wolności francuskiej przeciw despotyzmowi Bourbona, z Filipem ks. Orleańskim, i za jego poleceniem a prezentacyą jego syna, ks. Chartres, późniejszego króla Ludwika-Filipa, wpisany został do pocztu klubistów jakobińskich. Jako radykalny pogromca zacofanej ustawy warszawskiej i zawodowy w sprawach polskich rzeczo znawca, wystąpił obok Potockiego, i nie bez jego za pewne zachęty, nieporównany Mehee. Był to agent policyi tajnej Ludwika XVI; urzędnik generał-gubernatora mohylowskiego Passeka; konfident admirała Katarzyny, Nassaua i jej faworyta, Zorycza; donosiciel posła rosyjskiego w Warszawie, Bułhakowa; redaktor Gazette de Varsovie z niefortunnego polecenia doradcy Stanisława-Augusta, księdza Piatolego; oddany wielbiciel Szczęsnego Potockiego; wpływowy członek klubu Jakobinów, sekretarz Komuny paryskiej, kreatura Dantona, Talliena, Fouchego; sekretarz w ministeryum wojny, podszef w ministeryum spraw zagranicznych; spiskowiec rewolucyjny przeciw cesarstwu, szpieg policyi tajnej cesarskiej; wiernopoddańczy wreszcie, za Restauracyi, płatny legitymista. Ten to mąż, tak wszechstronny, obecnie w swych „Dziejach rzekomej rewolucyi polskiej", opłaconych przez Rosyę, inspirowanych przez Targowicę a wydanych w Paryżu właśnie w chwili najazd urosyjsko-targowickiego na Rzpltę, obnażał całą reakcyjność Ustawy majowej, całą ohydę Polski szlacheckiej. Z oburzeniem też protestował tu Mehee przeciw „wmawianiu w Francuzów, jakoby Polacy byli naszymi przyjaciółmi pochwalali naszą rewolucyę", albowiem „mało jest krajów, gdzie głupstwo i pycha większą przeciw nam zieją nienawiścią”.

Jednakowoż rzecz główna była w tem, że, niezawiśle już od wpływów podobnych, od platonicznych pochwał czy zachwytów ideowych, Polska w realnych rachubach politycznych nowej Francyi rewolucyjnej, tak samo zupełnie jak starej monarchicznej, pozostała przedmiotem nikczemnym, wzgardzonym, co najwyżej przypadkowo uwzględnianym do wyzyskania go bez miłosierdzia, i co gorsza, bezrozumnie. Uwydatniło się to na rozmaitą modłę, lecz w sensie zawsze jednakowym, ze strony wszystkich, kolejno zmieniających się we wpływie kierowniczym na umysły i wypadki, czynników orleańskich, żyrondy sto w sk ich, dantońskicli czy robespierrowskich, i to zaraz od początku otwierającej się dopiero walki rewolucyi z koalicyą. Wpływowa pierwotnie za Konstytuanty, przed wybuchem tej walki, fakcya orleańska, w wielu punktach do wykluwającej się Żyrndy zbliżona, szła na zerwanie z Austryą, łudziła się pozyskaniem Anglii i Prus. Owóż miała ona już z tego powodu pewną ideową styczność z Polską. Miała nawet pewną styczność osobistą, między innemi przez Lauzuna Birona, niegdy bywalca salonów warszawskich, przyjaciela Izabeli Czartoryskiej, i jego przyjaciół Polaków w służbie francuskiej, jak kawaler św. Ludwika, waleczny Mieszkowski, jak eksbarzanin, utalentowany lecz nieobliczalny Miączyński. Pragnęła też chwilowo ta partya orleańska wyzyskać sprawę polską w drodze dywersy i anglo-prusko-polskiej przeciw Austryi. To była myśl początkującego wtedy w dyplomacyi młodego Talleyranda, niepozbawiona kiedyindziej znaczenia. Obecnie jednak podniesiono ją zgoła po niewczasie, gdy o urzeczywistnieniu jej mowy być nie mogło, ze śmieszną nieznajomością zmienionej już niepowrotnie konjunktury. Podniesiono nadomiar pod kątem widzenia naw skróś fałszywym ze stanowiska polskiego, bez żadnego względu na ak tu aln ą groźbę śmiertelną, walącą się na Rzpltę nie od Austryi bynajmniej, lecz od Rosyi i Prus. Z kolei żyrondyści, górując w Legislatywie, objęli ster polityki zagranicznej, w osobie sprawozdawcy Komitetu dyplomatycznego, Brissota, ministrów Dumourieza, potem Lebruna. Wbrew stanowczej wtedy opozycyi Robespierra, prowadzili oni gwałtownie do wojny, straszliwą biorąc na siebie odpowiedzialność za jej powodzenie, pod grozą pogrążenia siebie w zdradzie dworskiej. Owóż żyrondyści liczyli się z krytycznem położeniem Polski jedynie jako z nader pomyślną w swoim rachunku pozycyą, gdyż w klęskowych powikłaniach przedpodziałowych widzieli ze wszechmiar pożądany, ratunkowy dla siebie czynnik opaźniający, obezwładniający koalicyę antyfrancuską.

W istocie, tejże samej wiosny 1792 r., nastąpiło wydanie wojny Austryi przez Żyrondę, oraz Polsce przez Katarzynę; tegoż lata obalenie Ustawy majowej w zajętej przez Rosyan Warszawie, oraz tronu bourbońskiego w Paryżu powstańczym; tejże jesieni napoczęcie i ubezpieczenie negocyacyi podziałowej prusko-rosyjskiej, oraz niefortunna inwazya prusko-austryacka do Francyi i sromotny stąd odwrót. Pomiędzy wszystkiemi temi zjawiskami istniał nie tylko prosty paralelizm czasowy, lecz głęboką łączność przyczynowa. Francya rewolucyjna, w tej pierwszej, najgroźniejszej potrzebie, uratowana została nie tyle przez siłę własną, ile przez słabość swych przeciwników, rozdwojonych głów nie na punkcie sprawy polskiej. Została uratowana przez nieobecność Rosyi, zajętej egzekucyą nad Wisłą; przez nieporadność Austryi, krępowanej tą odbywaną na jej tyłach operacyą; przedewszystkiem zaś przez dwulicowość Prus, zostawiających Austryi ciężar wojenny francuski i narzucających Rosyi swoje spólnictwo w łupie polskim.

Taki zaś obrót rzeczy z całą świadomością prowokowany był w miarę sił przez samą Francyę. Nie tylko nie przeszkadzać, lecz owszem sprzyjać podjętemu przez Rosyę podziałowi Polski, odsądzić od niego Austryę, pchnąć do niego Prusy, przez wytworzone tędy spółzawodnictwo przygotować grunt nie tylko do pokoju, lecz do sojuszu Francyi z Prusami przeciw Austryi, bez narażenia się Rosyi: taką była w danej chwili dyrektywa, powszechnie przyjęta przez statystów rewolucyjnych. Zgadzali się w tym względzie wszyscy, zarówno żyrondyści rządzący, jak i Marat, zalecający „dyplomatyzowanie“ z Prusakami, jaki Danton, wręcz naglący o nawiązanie rokowań sekretnych z generalicyą pruską. Stare wygi, postawione na czele armii francuskiej, sprytny Prowansalczyk Dumouriez, niegdy dowódca naczelny i organizator piechoty barskiej, wytrawny Alzatczyk Kellermann, niegdy instruktor jazdy konfederackiej i uczestnik wzięcia zamku krakowskiego, teraz „najpierwszy generał-sankiulota”, prowadzili osobiście układy tajne ze stojącą naprzeciw nich w polu kwaterą główną najezdniczej armii pruskiej, zrów nie dobrze znanym i w Polsce generałami Kalckreuthem i Mansteinem, z nadbiegłym eksposłem w Warszawie Lucchesinim. Wynurzali się po przyjacielsku, ci Francuzi przed tymi Prusakami, „iż wprawdzie wiadomo we  Francyi, że zmierzacie do drugiego podziału Polski, ale Francya widziałaby z przyjemnością, jeżeli w ten sposób pomnoży się potęga “mocarstwa, które prędzej czy później winno zostać sprzymierzeńcem naszym”. Pod osłoną tej wstydliwej negocyacyi, odbywającej się podówczas, już po detronizacyi Ludwika i ogłoszeniu republiki, za pełną wiedzą i zgodą nowego rządu i przedstawicielstwa narodowego, t. j. Rady wykonawczej i Konwencyi paryskiej, dokonała się rejterada Prusaków, wypuszczonych cało z Francyi, choć mogli zostać zniesieni ze szczętem, wypuszczonych naprawdę poprostu na Polskę. Sprawa polska, rozbijając doraźnie pierw szą koalicyę w samym zaczątku, zanim po paru leciech uczyni to ostatecznie, rozwiązywała z zewnątrz ręce rewolucyi francuskiej do najwalniejszych na wewnątrz ciosów. Umow a prusko rosyjska, zgodnie z intencyą francuską, bo bez Austryi, dekretu jąca powtórną kaźń Polski, została podpisana w dwa dni po ścięciu Ludwika XVI. Sankcya jej wymuszona została na niemym sejmie polskim w tydzień po ścięciu Maryi-Antoniny.

Jeśli drugi traktat rozbiorowy polski był właściwie w danej chwili okupem Francyi, to przecie był zarazem straszliwem dla niej na przyszłość memento. Rozbiór Polski miał i mógł być przegrywką do rozbioru Francyi. W korespondencyi Katarzyny, ujawniającej tyleż nienawiści i pogardy dla buntowników paryskich, co dla warszawskich, w tym samym najściślej czasie, tuż obok toczących się rokowań drugopodziałowych polskich z Prusami, jednym tchem i o przyszłym francuskim była mowa podziale. Była tu mianowicie mowa o tern, „ażeby wznowić w ielkie len na we Francyi, traktować w tym względzie z generałam i francuskimi, podnieść te lenna do godności elektoratów i oddać je pod zwierzchnictwo głowy cesarstwa (niemieckiego), wyk re ślając Francyę z karty europejskiej. Co więcej, w samym traktacie drugiego rozbioru wyraźnie było zaznaczonem, iż nowe dzielnice rozbiorowe polskie na rzecz spólników pruskiego i rosyjskiego stanowią „wynagrodzenie za koszta” dotychczasowej i przyszłej walki zbrojnej z rewolucyą francuską. Zapłata czy zadatek w każdym razie na sutą wymierzone były miarę. Mocą aktu podziałowego petersburskiego ze stycznia, oraz przyznanych pod bagnetem cesyi sejmowych grodzieńskich z lipca i września 1793 r., traciła Polska do Rosyi około półpięta tysięcy, do Prus tysiąc z górą mil kwadratowych, z odpowiedniem zaludnieniem przeszło trzech milionów w zaborze rosyjskim, przeszło miliona w pruskim.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new