Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Przedmowa


Dnia 1 listopada 1895 r. 

Dwa lata temu, co do dnia, umierał Matejko. Zaczęto już badać dzieło malarza, znaczenie jego w historyi sztuki i cywilizacyi polskiej, osobistość człowieka. Zważywszy krótkość czasu, zrobiono już tym początkiem wcale niemało. Katalog wystawy lwowskiej, to inwentarz obrazów i rysunków Matejki, z oznaczeniem dat, zatem podstawa, bez której żadna dalsza praca udaćby się nie mogła. Rozprawy takie, jak prof. Maryana Sokołowskiego (Przegląd Polski, sierpień 1895 r. i Sprawozdania Komisyi do badania historyi sztuki w Polsce, tom V, zesz. IV) i dr. Konstantego M. Górskiego (Biblioteka Warszawska, sierpień i grudzień 1895 r.) — to już ocenienie malarza i światło rzucone na duszę człowieka. P. Maryan Gorzkowski podał wiadomość o młodości i rodzinie Matejki; a jego własne listy, ogłoszone przez p. A. L. Serafińskiego, dają poznać, jakim on był w latach młodzieńczych, jak czuł, jak myślał, jak się sam sądził i jak się chciał kształcić.

Do tego rozpoczętego studyum o Matejce, które dokonać się może zbiorowemi siłami tylko i w długim przeciągu czasu, a dziś jest przygotowaniem materyału dlatego przyszłego krytyka i biografa, który niegdyś osądzi wszechstronnie malarza a postać człowieka godnie odtworzy, do tego przygotowawczego studyum niech mi się godzi rękę przyłożyć. Rękę nieumiejętną? zatem nie sposobną do takiej pracy, a może jej nie godną? — Matejko był malarzem; co było wielkiego w jego duszy i myśli, to wyrażało się, wylewało się na zewnątrz, pod postacią obrazów. Świat dzisiejszy mówi, i słusznie, że kto chce sądzić artystów i ich dzieła, ten powinien mieć umiejętne znawstwo, odbyć nauki, które do takiego prowadzą. Prawda. Przyznając więc z góry, że tych warunków nie posiadam, gotów jestem przyznać, że kiedy się zrywam mówić o Matejce, wyglądam zapewne tak, jak ów szewc co sądził Apellesa. Ale dzieło sztuki jak nie powstaje z nauki i biegłości samej, tylko z duszy tworzącego człowieka, z jego uczucia, wyobraźni, i wzruszenia, tak i u swojego czytelnika, słuchacza czy widza, porusza nie samą tylko stronę refleksyi, nie do samej jego wiedzy przemawia, ale trafia do jego znowu wyobraźni i uczucia. Te poruszyć, na te wywrzeć wrażenie, to przeznaczenie i zadanie dzieła sztuki. Zatem i w sądzie, o każdem dziele zosobna, czy w całości o artyście, to wrażenie ma swoje miejsce, swoje uprawnienie. Na nic się nie zda tłómaczyć mu, że ono nie powinno głosu zabierać; ono może skromnie trzymać się w tyle i głosu wysoko nie podnosić, ale odzywać się zawsze musi i zawsze będzie. Indywidualne, zależne od natury, a często od chwilowego stanu każdego człowieka zosobna, tak rozmaite zatem, tak bez liku i bez granic odmienne, jak usposobienie w milionach ludzkich jednostek, wrażenie, skutkiem tej swojej chwiejności i różnorodności, nie może być regułą, jedyną podstawą sądzenia. Ale mylne i chwiejne z natury, ono jeżeli przez pokolenia, przez wieki, powtarza się w milionach dusz, a zawsze podobnie, z małemi różnicami taksamo, ono tą trwałością i zbiorowością swoją nabiera powagi prawie niemylnej, i kto wić, czy nie staje się najwyższym trybunałem, od którego apellacyi już niema, a którego wyroki nauka tylko swojem badaniem rozumowo uzasadnia i stwierdza, ale ich nie znosi, nie zmienia, tak, jak ich nie wyprzedziła. Jeżeli instynkt ludzkości całej, zgodnie przez wieki, uznawał piękność w greckim posągu, lub włoskim fresku, to ona tam być musiała. Dzieło sztuki zaś działa na nas prostych ludzi taksamo, jak na uczonych. Nie równi pod względem krytycznego sądu, pod względem wrażliwości jesteśmy równi. Wrażenie zaś każdego zosobna, samo w sobie bardzo omylne, może pomimo tego mieć swoją względną wartość i swoje prawo do głosu, jako jedna milionowa cząstka tego communis consensus, który daje sankcyę wielkości Fidiasza i Rafaela, Beethovena i Szekspira.

To na usprawiedliwienie człowieka, w rzeczach sztuki nie uczonego, który sobie pozwala mówić o Matejce. Ale prócz tego może on przytoczyć drugi wzgląd na swoją obronę. Ludzie, należący do tego samego pokolenia, rozumieją się między sobą lepiej, aniżeli oddaleni czasem. Rośli pod podobnemi wpływami, wypadki przynosiły im te same wrażenia, i w tej samej szkole — nieraz smutnej — kształciły ich dusze. Ztąd człowiek współczesny rozpozna nieraz w drugim to, czego sam doświadczył; nie potrzebuje, i nie waży się, przenosić na tego drugiego swoich własnych uczuć czy myśli, ale ma ułatwione spojrzenie w duszę tamtego, i może w niej czasem coś trafnie spostrzedz, zrozumieć, odgadnąć. Jeżeli zaś prócz tego okoliczności życia dawały mu sposobność zbliżenia się do znakomitego człowieka, słyszenia go mówiącym o wielu rzeczach, to zeznanie takiego świadka może się potomnym przydać do lepszej znajomości tego, o którym z pewnością wiedzieć będą chcieli jak najwięcej.

A zresztą! Czyż trzeba daleko szukać powodów tego uczucia, które nam każe o Matejce pamiętać, myśleć, mówić? Jest ono wspólne wszystkim, i każdy nosi je w sobie. Kiedyśmy sypali mogiłę Kościuszki, nikt nie miał pretensyi podnieść ją znacznie swojemi własnemi rękoma; ale każdy dbał o to, żeby choć jedną taczkę ziemi przywieźć i wysypać. Dziś chodzi o wielką chwałę, i większą od chwały cnotę, której pamięć uwiecznioną być powinna. Każdy ma prawo, każdemu się godzi, nabrać w taczkę co może i zsypać ją na ten pomnik, który w pamięci narodu postawić się należy — oby godny człowieka!

Jan Matejko.
Jan Matejko.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new