Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

NOTATKI BIOGRAFICZNE


Wbrew przypuszczeniom jednego z biografów Siemiradzkich (Tygodnik Illustrowany z roku 1875), jakoby rodzina ta początek swój miała w Siedmiogrodzie, śmiem stanowczo twierdzić, że jest ona czysto polskiego pochodzenia, i to z ziemi Sandomierskiej z pod Radomia. Obok tego miasta była w swoim czasie wieś Siemieradz, w której właśnie Siemieradzcy, z czasem zamienieni w Siemiradzkich, mieszkali. Rozszerzone miasto Radom wchłonęło w siebie później i Siemieradzczyznę.

Za Jana Kazimierza, około roku 1660, jeden z Siemiradzkich herbu Trzaska (biała) sprawował urząd pisarza grodzkiego w Radomiu. Drugi z członków tej rodziny, Wojciech, był kanonikiem kapituły krakowskiej i został wysłany w charakterze deputata na trybunał koronny w roku 1714.

Zdaje się, że w drugiej połowie XVII wieku rodzina Siemiradzkich opuściła Sandomierszczyznę i jedna gałąź przeniosła się do dzisiejszej Galicyi, a druga na Litwę w Nowogródzkie, gdzie nabyła majątek Jaroszyce, i z tej to właśnie linii pochodzi znakomity malarz polski Henryk Hektor Siemiradzki.

Ojciec Henryka, Hipolit, syn podkomorzego nowogródzkiego powiatu, obrał sobie zawód wojskowy i był pierwotnie w Szkole podchorążych w Warszawie, a później przez cały przeciąg życia służył w jednym z pułków kawaleryjskich na południu Rosyi. Dosłużywszy się rangi generała, opuścił wojskowość i jako emeryt osiadł w roku 1872 w Warszawie. Ożeniony był z panną Michaliną Prószyńską, z którą miał synów Henryka i Michała, obecnie adwokata przysięgłego w Warszawie, oraz córkę Maryę, zamężną Obrąpalską, znaną z przekładów dzieł włoskich na język polski. Henryk Siemiradzki urodził się 23-go października 1843-go roku w Biełgorodzie, koło Charkowa. Dotąd podawano zawsze mylnie jako miejsce jego urodzenia Pieczeniegi. Gimnazyum skończył w Charkowie, tamże i uniwersytet ze stopniem kandydata nauk przyrodniczych, mając lat 21, poczem wyjechał do Petersburga, gdzie po dwóch latach został przyjęty na stałego ucznia Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych.

W roku 1873 był w Warszawie u mieszkających tam już stale rodziców i tutaj ożenił się za dyspensą Papieża z cioteczną siostrą swoją, panną Maryą Prószyńską.

Pozostawił córkę Wandę i dwóch synów, z których starszy, Bolesław, ukończywszy wyższą szkołę rolniczą oraz Politechnikę w Berlinie, poświęcił się chemii i objął posadę asystenta na uniwersytecie we Fryburgu, młodszy zaś Leon, ukończył z powodzeniem Aleksandrowskie Liceum w Petersburgu. 

*****

Henryk Siemiradzki, jako człowiek, odznaczał się przedewszystkiem spokojem i łagodnością. Wysoce inteligentny, wykształcony i obyty w świecie, w którym go na pierwsze wyniósł miejsce ogromny talent i praca, nie szukał nigdy rozgłosu i reklamy. 

Maryan Gawalewicz, znający bliżej znakomitego malarza, wypowiada o nim takie zdanie:

»O sobie nie lubił mówić i zwierzać się obcym; jeśli miał co do powiedzenia, wypowiadał to pędzlem dopiero na płótnie, nie słowami. Jakaś skromność i powściągliwość prawdziwie artystycznych natur cechowała go w obcowaniu z ludźmi: nikt go nigdy nie widział, aby się wysuwał przed innymi i domagał hołdów, przeciwnie, raczej ich unikał i czuł się nimi skrępowany. Pomimo, że mieszkał w Rzymie, lato zawsze przepędzał w kraju, w majątku przez siebie nabytym w okolicach Częstochowy, w Strzałkowie. Nabrawszy na ziemi rodzinnej nowych sił, wracał do nowej i niezmordowanej pracy do Rzymu, do swojej pracowni przy ulicy Gaeta N. I.

W cieniu wspaniałych palm, które sam wyhodował, z olbrzymierni kadzielnicami róż, pnących się po ścianach, ogrodzona murem od zacisznej ulicy, złociła się w blaskach słońca ta siedziba polskiego malarza, z której tyle świetnych dzieł rozniosło jego sławę wśród swoich i obcych. Tę samą w ytw orność, estetyzm, dobry smak, które cechowały jego obrazy, miała i fizyonomia jego domu zewnątrz i wewnątrz; odczuwało się je w atmosferze nieobszernych, ale z wielkim gustem urządzonych komnat, w olbrzymiej, doskonale oświetlonej pracowni, na wysokości drugiego piętra, w przyjęciu i ugoszczeniu przybyłych gości, którzy po przekroczeniu tej klasycznej willi mieli odrazu złudzenie, że się znajdują znów nad Wisłą, nie nad Tybrem. 

Przez długie lata kolonia polska w Rzymie gromadziła się pod gościnnym dachem państwa Siemiradzkich, gdzie można było spotykać najświetniejszych przedstawicieli ze wszystkich sfer społecznych, miejscowe i przejezdne znakomitości, artystów i literatów. Królowa Małgorzata bywała tu również, gdy ją zwabiła wiadomość o nowym obrazie na stalugach del celebre maestro polacco. 

Dzisiaj Mistrza samego nie mamy już przy życiu. Pozostała jednak po nim wielka pamięć artysty i człowieka. I dzisiaj prowadzą ciceroni zwiedzających Rzym na Via Gaeta do pracowni Siemiradzkiego, pozostawionej z podziwienia godnem uznaniem w takim samym stanie, jak była za jego pracy. Pozostała w rękach rodziny willa i pracownia stworzyła muzeum polskiego artysty w Rzymie, dostępne zawsze dla obcych i rodaków którzyby je zwiedzić chcieli.

Dla artystów młodszych, przebywających w Rzymie bądź to stale, bądź tylko przez pewien czas na studyach, Henryk był zawsze pełen serdecznego koleżeństwa. Niejednemu podał dobrą radę i wskazał drogę w sztuce, a czynił to z wyszukaną grzecznością, bez ironii i goryczy. Nie znał wcale zazdrości, owej choroby wielu wielkich nawet artystów, a jeżeli proszony o zdanie, musiał je wyrazić krytyką, czynił to zawsze w słowach tak uprzejmych, że nikogo nią nie dotykał. Krytykę swojej działalności przyjmował dość obojętnie: pochlebna nie pochlebiała mu, nieprzychylna zaś nie bolała, a jeżeli była uczciwą i prawdziwą, znajdowała nawet pewien oddźwięk w jego duszy. 

DWÓR W STRZAŁKOWIE
DWÓR W STRZAŁKOWIE

W ostatnich latach dopiero miał pewien żal do młodych krytyków polskich, którzy, w imię nowych haseł sztuki, bezwzględnie obchodzili się z artystami starszymi, mającymi po za sobą cały szereg prac i uznania. O takiej krytyce powiedział: »Krytyka ma swoje prawa. Ona jest koniecznie potrzebną, pod warunkiem, aby miała dobrą wolę i znała się na rzeczy; rozumiem, że musi się zmieniać razem ze sztuką i nowemi prądami, sądzić z rozmaitych punktów i nowym ideałom hołdować, może jej się podobać to, co wczoraj potępiała, i na odwrót: to wszystko są wyniki ciągłej ewolucyi w dziedzinie twórczości i temu dziwić się nie należy. Nie rozumiem jednak, dlaczego koniecznie posługiwać się musi brutalną formą do wygłaszania swoich prawd i sądów?... dlaczego ma koniecznie pienić się żółcią, plwać jadem i dyszeć nienawiścią przeciw temu, co nie stoi z nią na jednym gruncie, czego nie może sama odczuwać, albo wyrozumieć nie chce? Po co obraża i wymyśla, czemu zaraz odsądza od czci i wiary, jeżeli jej się co nie podoba?... Można powiedzieć artyście, że nie umie wymalować Apollina, ale dlaczego mu przy lej sposobności kazać malować karety albo wylepiać parawany?... Mnie się zdaje, że gdyby Rafael ożył, posłał co swojego na wystawę i dostał się pod pióra dzisiejszych krytyków, toby zapomnieli o Loggiach i o »Madonnie Sykstyńskiej« i o »Della sedia« i zmieszali go z błotem, zaprzeczywszy mu wszelkiego talentu. Powiedzieliby mu może, że partacz, który nie ma ani kolorytu, ani rysunku, ani pojęcia nie ma o malowaniu«…

PŁASKORZEŹBA HENRYKA SIEMIRADZKIEGO NA GROBOWCU RODZINNYM W WARSZAWIE. WYKONAŁ W MARMURZE ST. R. LEWANDOWSKI
PŁASKORZEŹBA HENRYKA SIEMIRADZKIEGO NA GROBOWCU RODZINNYM W WARSZAWIE. WYKONAŁ W MARMURZE ST. R. LEWANDOWSKI

Oto zdanie Siemiradzkiego o dzisiejszej krytyce i charakterystyka zapatrywania się nowych krytyków na »starą« sztukę. Kto wie, czy nie prawdziwa? 

*****

Umarł w Strzałkowie pod Częstochową dnia 23-go Sierpnia 1902. Ze Strzałkowa przywieziono trumnę ze zwłokami zmarłego Mistrza do Warszawy i złożono w kościele św. Krzyża. Stopnie katafalku zarzucone były kwiatami, laurami i wieńcami dla nieśmiertelnego twórcy »Pochodni Nerona« i założyciela Muzeum Sztuki narodowej. Cały świat niejako pośpieszył oddać cześć artyście — a oddawał ją na ziemi, na której się artysta ten urodził i na niej, nie na obcej umarł. A ze światem i społeczeństwo polskie, które zastąpiła cała prawie Warszawa, wzięło udział w ostatniej usłudze zmarłemu. Kondukt prowadził przyjaciel zgasłego Mistrza, dziekan z Grodziska ksiądz Maciążkiewicz, a trumnę wzięto na ramiona przy tonach żałobnego marsza Chopina. Dziesiątki tysięcy ludzi szły za pogrzebem aż na sam cmentarz. Tutaj, stojąc na kamieniu grobowca, przemówił Maryan Gawalewicz wyrazami wspaniałej mowy, którą zakończył słowami nawiązanemi do daru, jaki zmarły Mistrz zrobił dla Muzeum Sztuki w Krakowie: »Żaden artysta najcelniejszego, największego swego dzieła w chwili najwyższych tryumfów nie poświęcił w taki sposób na cel podobny. Na taki wzniosły pomysł, na taką hojność mógł się tylko zdobyć wielki malarz-obywatel«…

*****

I zsunęła się trumna w cienie grobowca, i zapadły się nad nią podwoje żelazne, i rozszedł się tłum żałobny, pozostawiając na zimnym kamieniu stosy wieńców i gorące łzy, które nigdy nie oschną po stracie wielkiego człowieka. Wielki artysta bowiem żyć będzie wiecznie sławą pracy swojej, żyć będzie razem z historyą kultury i cywilizacyi swego kraju i narodu, dla którego pracował, żył i tworzył.

*****

I dał się słyszeć głos całego Społeczeństwa polskiego, aby drogie Narodowi ciało i serce wielkiego artysty, pochowane zostały w grobach zasłużonych Polsce mężów, na Skałce w Krakowie.

Po uzyskaniu pozwolenia Rodziny zmarłego, uczyniono to w roku 1905. Złożono Siemiradzkiego obok Kraszewskiego, Lenartowicza, Siemińskiego i innych, których praca oddaną była Narodowi polskiemu, których serca biły żywą miłością do swego kraju, a których czyny i pamięć o nich, świecić będą przykładem wszystkim następnym pokoleniom naszym.

SARKOFAG NA SKAŁCE
SARKOFAG NA SKAŁCE

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new