Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

IV.


Rzym ma dla każdego człowieka północy jakiś nieopisany urok, pociągający go zawsze i wiążący do siebie na długo. Urok ten udzielił się i nam Polakom. Od najdawniejszych czasów pielgrzymowaliśmy do świętego miasta, a poeci nasi w pieśniach swoich stale je uwieczniają. Jest jakieś poczucie wspólne między tym potężnym grobem olbrzymiej cywilizacyi a kulturą narodu polskiego. Jakie? Dlaczego?

Zbiegiem historycznych okoliczności a geograficznego położenia, dochodziła do nas już od najdawniejszych czasów kultura zachodnia, i to łacińska, względnie romańska. Z Rzymu, pośrednio lub bezpośrednio, mieliśmy chrystyanizm i nasze wyznanie, poeci Italii wpłynęli na naszą literaturę, na umiejętności i na rozwój polityczny. Z Rzymem łączyło więc nas bardzo wiele, a sztuka włoska zostawiła niezatarte ślady tak w pomnikach architektonicznych, jak i całym artystycznym dorobku naszym. A w nowych czasach biły w Italii serca gorącem tętnem dla Polaków, i bardzo wielu z naszych sławnych rodaków tam przebywało, a nawet dotąd stale przebywa. I nie można się temu wcale dziwić. Z ogromnym postępem i rozwojem naszej cywilizacyi na wszystkich polach, zostało piętno Zachodu, piętno latynizmu. Literatura, a szczególniej sztuka nasza, wchłonęła go mimowoli w siebie, a pomimo dziesiątek artystów kształconych w Monachium na realizmie życia nas otaczającego, mimo obszaru wrażenia swojskiego — prawdziwe piękno przyszło do nas przecie z Rzymu i tylko tam znajdować je zawsze będziemy. 

Niemiec, Francuz lub Anglik, mają swoje własne pomniki artystyczne i przeszłość sztuki. Dla nich istnieje wprawdzie antyk i renesans, ale w pewnem własnem krytycznem oświetleniu; dla nas, dla Polaków, dla Słowian północnych, południowych i zachodnich — Rzym z całą swoją kulturą zawsze jako gwiazda świecić będzie. A chociaż się tego wyprzemy, chociaż niechętnie o tem mówimy, to przy pierwszej nadarzonej sposobności — idziemy do Rzymu.

SZKIC OŁÓWKOWY
SZKIC OŁÓWKOWY

Dla Siemiradzkiego całe Włochy, cała przyroda południa, na której tle zobaczył ruiny świątyń rzymskich w promieniach gorącego słońca, zostały wszystkiem. Serce i dusza człowieka czuły po polsku — oczy artysty widziały zmartwychwstały przepych Rzymu, albo prostotę Grecyi…

I pozostał na zawsze w świętem mieście. Na zawsze, to znaczy na stałe kilka miesięcy w roku, bo owa tęsknota za krajem i za ziemią rodzinną, te wysokie topole, ten cień lipy polskiej, ten dworek i lud polski, ciągnęły go do siebie i przyciągały co roku, aby mu dać siłę do pracy na południu, do pracy dla sztuki i cywilizacyi polskiej. Bo niezbitym dowodem będzie zawsze w sztuce narodowość artysty, a nie temat, który do opracowania wybiera. Chodowiecki chyba najmniej z polską sztuką miał do czynienia, wszakże był pierwszym nowoczesnym artystą niemieckim, ale ponieważ był Polakiem i do polskości się przyznawał, znajduje w historyi malarstwa naszego pierwszorzędne miejsce. 

POGADANKA PRZY ŹRÓDLE
POGADANKA PRZY ŹRÓDLE

Tak samo będzie z każdym artystą, który dla jakichkolwiek powodów mieszka i pracuje poza granicami swego kraju. Powody, które przywiązały Siemiradzkiego do Rzymu, są tak wielkie i artystycznie usprawiedliwione, że nikt się im dziwić nie może i nie powinien. Wszakże one dały sztuce polskiej, tak szybko i gwałtownie się rozwijającej, artystę piękna, szlachetnej formy i owej rozkosznej, świetlanej i przepysznej barwami natury południowej. W obec tak potężnej siły dramatycznej, jaka cechuje genialność Matejki, wobec rozhukanej szlachecko - kozackiej fantazyi Brandta, w obec romantyzmu miłości swego narodu Grottgera, była konieczna potrzeba równowagi, spokoju kompozycyjnego i harmonii barw. Ta równowaga znalazła się w ogromnym twórczym talencie Siemiradzkiego. On to pierwszy wprowadził w ten, naówczas już znienawidzony, pseudoklasycyzm polskiej sztuki nowe tchnienie i ożywił go realnymi prądami pojęcia i naturalnego kolorytu. A że jego talent, jego twórczość i sposób, w jaki dzieła swoje stworzył, były w owym okresie sztuki koniecznością i potrzebą, najlepszym tego dowodem przyjęcie przez cały świat artystyczny obrazu jego p. t. »Jawnogrzesznica«. Jest to pierwszy obraz większych rozmiarów, a malowany był w roku 1872 i wysłany na Wystawę światową w Wiedniu w roku 1873. Skomponowany znakomicie, pomimo biblijnego tematu, czyni wrażenie sceny wziętej w prost z życia.

W śród kolumn prześlicznego tarasu zasłoniętego przed promieniami słońca rozpiętą draperyą, bardzo mało na obrazie widoczną, ucztuje hetera biblijna w gronie swoich przyjaciół. Otoczony uczniami, zbliża się do niej Chrystus, patrząc przenikliwie w jej oczy. Pod wrażeniem tego spojrzenia, jawnogrzesznica słania się, wypuszcza z ręki złoty puhar, zasłaniając równocześnie drugą nagie piersi. Cała scena przedstawiona jest z ogromną prostotą i prawdą, a koloryt tak świeży, tak jasny, taki naturalny pełnią powietrza, a typy takie charakterystyczne, że młody malarz wstępnym bojem zdobył od razu uznanie i stanowisko artystyczne w świecie sztuki zagranicznej. 

W znakomitych listach wiedeńskich, jakie wówczas pisał Stanisław Tarnowski do »Przeglądu Polskiego«, znajdujemy bardzo ciekawą jego ocenę. Przytaczamy ją jako zdanie człowieka światłego, kierującego pewną opinią, a osobistego przyjaciela Matejki. Trudno żądać, aby się entuzyazmował: tego od przyjaciela Matejki i wszystkiego, co z historyą polską j jej czynami chwały ma do czynienia, wymagać nie możemy. Charakterystycznem jest, że nazywa młodego artystę: Siemioradzkim — nie wiem z jakiego powodu, prawdopodobnie jednak z błędnej pisowni w katalogu Wystawy wiedeńskiej Zaznacza p. Tarnowski, że obraz jest w oddziale rosyjskim, i dziwi się z tego powodu. Wytłomaczyć to jednak trzeba tern, że artysta urodził się w cesarstwie Rosyjskiem, skończył Akademię petersburską i za stypendyum rządowe mieszkał w Rzymie.

SZKIC OŁÓWKOWY
SZKIC OŁÓWKOWY

Wówczas, w roku 1873, był to talent »nowy, nieznany, a bardzo obiecujący«. Wchodząc w samą treść obrazu, pisze p. Tarnowski: »Pierwsza rzecz, która obrazowi temu jedna sympatyę, a zapewnia miejsce odrębne wśród obrazów polskich, jest jego przedmiot. Malarstwo religijne, jak się na Wystawie dowodnie o tern można przekonać, najmniej dziś ze wszystkich rodzajów jest uprawiane. Na setki obrazów historycznych, widoków, portretów, na tysiące może obrazków z potocznego życia, znajdzie się jeden obraz religijny, a ten jeden będzie w regule od tam tych wszystkich gorszy. Kompozycya religijna zatem, jeżeli się zdarzy, odróżnia się w tym tłumie już samą swoją treścią, a ta jest, o ile wiemy, jedyną na Wystawie większą i znaczącą kompozycyą Polaka. A prócz tego jeszcze malarz, który sięga po laury w tym zawodzie tak wysokim i trudnym, zdobywa sobie innym sposobem jeszcze współczucie; widząc bowiem taki kierunek myśli i usiłowań, myślimy zaraz, że to człowiek, co ma przed sobą wysoki i prawdziwy ideał artystyczny, że kocha Rafaela, a jeżeli to prawda, że przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi, to i to niezawodnie, że czciciele tego, co sami czcimy, łatwo mogą nas dla siebie usposobić«.

MAŁY ARGONAUTA
MAŁY ARGONAUTA
 

W dalszym ciągu Tarnowski opisuje przedstawioną scenę i »z większą jeszcze niż zawsze nieśmiałością« omawia samo wykonanie obrazu. Przedewszystkiem zaznacza, zapewne zresztą bardzo słusznie, że obraz stosunkowo do wielkości figur pół-naturalnej jest za wysoko zawieszony. Grzesznica najmniej się krytykowI podoba: wydaje mu się dość pospolitą, a pomimo wstydu, czy przestrachu, wyrażającego się w ruchu i postawie, nie może on się dopatrzyć duszy w tych bujnych formach i w tej okrągłej twarzy; w końcu jednak podaje: ”jakkolwiek bądź, jeżeli przebaczono jej na świecie, to na obrazie nietylko przebaczyć, ale winniśmy jej dziękować, bo błędy, jakie mieć może, okupuje pięknemi zaletami”. Chrystusa uważa sprawozdawca za najpiękniejszą ze wszystkich figur, typem, uświęconym przez mistrzów włoskich — a wszystko zdaje się zapowiadać i talent prawdziwy, i wysoki, a rzadki dziś kierunek talentu. 

O to był pierwszy polski głos o talencie Siemiradzkiego. Był młodym i nieznanym w kraju zupełnie — z W ystaw y światowej w Wiedniu w roku 1873 światowy rozgłos imię jego zyskało. Ale już wówczas, po tym pierwszym sukcesie, uważamy jeden błąd, jaki pozostał na zawsze w dziełach wielkiego artysty — a tym jest brak duchownego szamotania się jego bohaterów i brak wyrazu w twarzach osób w obrazach działających. Zauważył też to słusznie p. Tarnowski — ale niesłusznie brał talent Siemiradzkiego za »religijny«. Nigdy nie był on malarzem scen religijnych, ani wówczas, ani w późniejszej swej działalności. Brał temat, który my nazywamy schematycznie »religijnym», dlatego, że wchodzi w czasy Starego lub Nowego Testamentu — ale obrabiał go plastycznie tak, jak tego jego talent wymagał. Siemiradz kiemu nie chodziło o uduchowienie lub uzmysłowienie religijności osób wprowadzonych do scen biblijnych: na myśli miał głównie obraz rodzajowy, z pełnem słońcem południa, na tle czarownego krajobrazu, z mieniącemi się barwami różnokolorowych strojów wschodnich. Przeciw strojom ma p. Tarnowski do powiedzenia parę uwag, opartych na archeologii, a więc zapewne słusznych. Powiada mianowicie, że biały kolor u Żydów, »jak świadczą ewangelie«, wdziewany był na pośmiewisko, a nie zgadza się również i na krój płaszcza, który jest oryentalny, beduiński.

Otóż, o ile mnie pamięć nie zawodzi, to Munkaczy o wiele później po Siemiradzkim używał w obrazach swoich, na tle życia Chrystusa osnutych, tak samo płaszczów białych i krojem beduińskim. Trudno bowiem, aby tegocześni malarze, mający pod ręką wydawnictwa etnograficzne i kostyumowe, naśladowali tradycyjne ubiory patryarchów i apostołów, pozostałe po mistrzach włoskich. 

Siemiradzki rozpoczął właśnie działalność swoją w latach ogromnego realizmu, który niedługo przeszedł w obrzydliwy naturalizm, więc pomimo kierunku innego starał się być artystą swego czasu, a tern samem, o ile jego pojęcia pozwalały — realistycznym.

STUDYUM WĘGLEM
STUDYUM WĘGLEM

Wiedeńskie pisma niemieckie, przedewszystkiem zaś stary Friedrich Pecht, piszący wtenczas w Neue Freie Presse, nie jest zadowolony z obrazu Siemiradzkiego. Zarzuca mu: »nowomodny kierunek naturalistyczny, ściąganie boskości Chrystusa do pospolitych czynności codziennego życia i malowanie krajobrazu sposobem nowym, nieliczącym się z kompozycyą i jej liniami«.

Pecht tedy wystawia w roku 1873 Siemiradzkiemu świadectwo modernizmu, którego my mu dzisiaj zupełnie odmawiamy. Naturalnie, my jesteśmy jeszcze inaczej »modern« i nie chcemy przyznać starszym od nas, że i oni, wchodząc na arenę, walczyli ze starszymi od siebie, tak jak my dzisiaj to czynimy. 

PIEŚŃ NIEWOLNICY
PIEŚŃ NIEWOLNICY

ZAGADKA. 1886
ZAGADKA. 1886

Taki był pierwszy wstęp Siemiradzkiego w artystyczny świat europejski. “Jawnogrzesznica”, wysłana do Petersburga, wywołała tam ogólny podziw tak wśród publiczności, jak i u krytyków. Obraz ten nabył zaraz następca tronu, późniejszy cesarz Aleksander III, a kopię sepią malowaną W. Ks. Włodzimierz Aleksandrowicz. Akademia Sztuk pięknych odznaczyła dawnego swego ucznia stopniem akademika.

W Warszawie bardzo mało wiedziano wówczas o młodym artyście polskim. To też wystawienie tego obrazu w czasie, kiedy tak niewiele zajmowano się tam sztuką i tak ospale traktowano ją wogóle, a o artystach, mieszkających stale, zaledwie opowiadano sobie na przyjęciach tygodniowych, było wypadkiem dnia. Obraz ten, pełen światła słonecznego i jasności barw, jego niebo błękitne i zieleń przeźroczysta i gorące plamy słońca, przerzynające się przez liście drzew, to logiczne i artystyczne związanie w całość kompozycyjną tylu nagromadzonych figur, wszystko to razem było takim efektem dla publiczności warszawskiej, że w prost nie umiano znaleźć słów do wyrażenia swego entuzyazmu dla jego twórcy. Publiczność i krytyka zgadzały się na jedno, a pełen ognia i serdeczności, młodziutki naówczas estetyk i poeta Gomulicki w Kuryerze Warszawskim wyraził cały ten zachwyt i upojenie. 

Dla Siemiradzkiego to przyjęcie było bodźcem do dalszej pracy. To też w krótkich bardzo przerwach ze stalug w jego pracowni wychodzą w świat obrazy coraz to rozkoszniejsze, zadziwiające barwnością kolorytu i świetnością kompozycyjną. Zbliżał się on w tym kierunku do Makarta, tak bardzo cenionego w Wiedniu, różnił się jednak wiele, tak pod względem wspaniałej techniki rysunkowej, jak i głębokością swoich pomysłów. O ile Makart był tylko kolorystą i dla barw dobierał tematy zwykle dekoracyjne i zmysłowe lub na zmysły działające, o tyle nasz polski malarz starał się zawsze o tworzenie obrazów ideowych albo obrazów na tle rodzajowem życia starogreckiego, a najczęściej rzymskiego.

W okresie, w którym powstała »Jawnogrzesznica«, dzieło, należące bez wątpienia do najlepszych w sztuce dzisiejszej, znajdował Siemiradzki upodobanie i w tematach starochrześcijańskich. Być może, przyczyniło się do tego zamówienie, dane mu z Petersburga, na wykonanie kilku takich obrazów, jak: »Chrzest Chrystusa Pana«, »W jazd Chrystusa do Jerozolimy« i »Wieczerza Pańska«. W tym samym czasie powstała również praca, przedstawiająca »Chrześcijan ukrywających się w katakumbach«, która także w Petersburgu znalazła nabywcę w osobie pana Iwaszewa.

Podziwienia godną jest niesłychana płodność polskiego malarza. W czasie niespełna pięciu lat, bo po roku 1873, wykonał oprócz powyżej wymienionych jeszcze kilkanaście obrazów, z których większe są: »Elegia«, »Sprzedaż amuletów«, »Rozbitek« i »Wazon czy kobieta«.

Jeżeli porównamy obrazy z tego okresu, to zobaczymy, że artysta dąży coraz to więcej do zdobycia jak najdoskonalszej techniki, tak pod względem rysunku, jak malowania. Nabiera on niesłychanej łatwości malarskiej oraz smaku w zestawieniu figur jakiejś sceny, lubuje się w pięknej naturze, w krajobrazie południowym, słonecznym, przez niego niewymownie umiłowanym i mistrzowsko malowanym. Równocześnie czyni studya klejnotów starorzymskich, marmurowych schodów i architektury wspaniałych świątyń, a przedewszystkiem i nagiego ciała. To wszystko, co pociąga wzrok ludzki, co czyni wrażenie barwnością i błyskiem, to, co należy do dekoracyjnej części obrazu, znajduje w Siemiradzkim niedoścignionego mistrza.

O ile jednak samą malarskość swoich obrazów podnosi wyborem tematów bądź to religijnych, bądź rodzajowych, o tyle czyni to z ujmą wyrazu uczuć duszy ludzkiej.

Dlaczego? Wszakże artysta, obdarzony tak ogromnym talentem i tak ogromną inteligencyą, popartą jednolitem wykształceniem, powiniem sobie zdawać sprawę z wrażeń i dramatów życiowych, powinien odgadnąć duszę ludzką i dać jej wyraz zewnętrzny? Właśnie ten ogromny talent i to ogrom ne wykształcenie nie pozwalało Siemiradzkiemu na studya duszy, talent wykonawczy, talent malarski zawsze w czasie roboty brał górę, kosztem uczucia i wyrazu.

SZKIC KREDKOWY
SZKIC KREDKOWY

W obrazach, gdzie działające postacie są w pewnym nastroju, jak np. w »Elegii«, potrafi Siemiradzki działać na widza tern poetycznem tchnieniem, które żąda tylko ciszy i marzenia. Nawet w »Sprzedaży amuletów« udaje mu się w zupełności wywołać wrażenie zaciekawienia. W obrazie tym cała akcya rozgrywa się w bogatem mieszkaniu rzymskiem na tle fontanny Bachusa i różnobarwnych marmurów, którymi wyłożono ściany. Czarny Etyopczyk pokazuje mały przedmiot i wykłada jego czarodziejskie zalety. Prześliczna młodziutka dziewczyna o jasnych włosach nachyla się ku niemu i patrzy na drogocenny amulet. Prawą nogą klękła na marmurowym stopniu, lewą ręką wsparła się, odsłaniając obnażone ramię z pod osuniętej draperyi. Za tą parą stoi na drugim planie piękna kobieta z wachlarzem w dłoni i patrzy z pewnem niedowierzaniem na zachwalany przedmiot. Całość tego obrazu jest bardzo zręczna, a akcesorya z ogromnym realizmem malowane. Postacie same mają ogromnie wiele wyrazu tak w ruchach, jak i twarzach. Obraz ten obiegł wystawy miast Europy, aż w końcu znalazł się w Ameryce na Wystawie powszechnej w roku 1876, gdzie został odznaczony złotym medalem. 

W tymże samym czasie zrodził się obraz p. t.: »Rozbitek«. Przy schodach, prowadzących jako zejście do rzeki, stoi wspaniała, srebrem wykładana i kolorami ozdobiona łódź, do której schodzi młoda piękna kobieta. Jedną nogą zawisła w powietrzu, szukając oparcia w gondoli i pozwalając się podtrzymywać za lewą rękę młodemu chłopakowi. Wzrok jej zwrócony jest na stojącego obok półnagiego starca, z zawieszoną na szyi tablicą, przedstawiającą rozbicie statku. W gondoli, pod baldachimem, widać drugą kobietę oraz starego wioślarza, odwiązującego sznur od nadbrzeżnego pala. Na murze, ponad żebrzącym rozbitkiem, rozłożyło się w słońcu trzech chłopców, przyglądających się z ciekawością całej scenie. W obrazie tym jest tyle barwy i tyle jasnego słońca, że prawie wzrok przyćmiewa ta jasność, refleksująca odbiciem się od srebrnych figur, zdobiących dziób gondoli. Obraz ten znalazł nabywcę w osobie jakiegoś bogatego Szwajcara, który darował go następnie Muzeum sztuki w Lozannie. 

PODPATRZONA SCHADZKA
PODPATRZONA SCHADZKA

W pracy tej da się bardzo łatwo sprawdzić ogromne zamiłowanie Siemiradzkiego do rzeczy architektonicznych, do błyszczących ozdób i ornamentyki wspaniałej. Jasność rozlana na tym obrazie spotęgowana jest kontrastami cieni, jakie nie we wszystkich dziełach artysty są technicznie dobrze zastosowane. Na niektórych późniejszych obrazach daje się mianowicie widzieć — nie wiem z jakiego powodu — umyślne rozjaśnianie cieni i unikanie kontrastów, potęgujących światło i barwę.

Kilka małych obrazków, należących do tego okresu, szczególniej pejzaże, są pierwszorzędnej wartości artystycznej i stawiają Siemiradzkiego na równi z francuskimi malarzami krajobrazów, a stanowczo na pierwszem miejscu wśród malarzy krajobrazów włoskich. 

We wszystkich tych obrazach zaznaczony jest tak silnie cały późniejszy kierunek talentu, taka indywidualność w nim się przejawia, że z trudnością wyobrazićby go sobie można innym, jak właśnie takim. Kroczy on z pełnią uciechy z istnienia pięknej natury południowej, idzie z tern wrażeniem piękna w bogato zdobne mieszkania patrycyuszów albo w rajskie ustronia okolic Rzymu. Dla niego niema na świecie zimna, głodu i zmęczenia, niema nędzy i biedy z troską o chleb powszedni — dla jego sztuki istnieje zawsze tylko wiosna i jasne, gorące słońce, albo uroczy mrok wieczorny pełen rozkosznej zadumy, albo noc księżycowa, wśród której cieszą się jego ludzie z piękności życia olimpijskiego.

Wszędzie są żyjące, światłe i przeźroczyste kolory, prześliczne linie, wiążące się w harmonijną całość ornamentu, wszędzie spokój i rodzaj rozkosznego przesytu, graniczącego z błogą obojętnością na wszystko, co się dzieje wokoło.

»Kult słońca« — byłby może najtrafniejszą nazwą talentu Siemiradzkiego.

Oczywiście, zazdrościć mu trzeba tej błogiej wiary w piękno, zazdrościć mu trzeba tego spokoju, w którym pracuje i który potrafił w sobie stworzyć, zazdrościć mu trzeba sławy i dochodów materyalnych, słowem wszystkiego, co pracą i talentem zdobył, nawet domowego zacisza i szczęścia. To też niema u nas artysty, któremuby tak zazdroszczono tego wszystkiego... On jednak, obojętny na przejawy tej zazdrości krytycznej, nigdy nie okazał, że go to boli — zawsze łagodny i spokojny szedł własną drogą, nie pragnąc, aby mu ją inni prostowali... 

Ale oprócz kultu piękna i przyrody, żyło na dnie jego duszy inne uczucie — pełne wyrazu i idei, uczucie, które szukało ujścia i wybuchło potężnym płomieniem i zamieniło się w olbrzymi obraz, przedstawiający scenę z epoki męczeństwa chrześcijan za Nerona.

ZA TYBERYUSZA NA CAPREI
ZA TYBERYUSZA NA CAPREI

SZKIC DO OBRAZU: “WOJOWNICY ŚWIATOSŁAWA”
SZKIC DO OBRAZU: “WOJOWNICY ŚWIATOSŁAWA”

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new