Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

HUCULSKA WYKŁADANKA W DRZEWIE


TECHNIKA WYKŁADANKI. (Dokończenie).

NAJGŁÓWNIEJSZEM narzędziem tokarza wykładacza jest tokarnia, W dziejach huculskiej rzeźby przechodziła ona różne okresy rozwoju. Najstarszym jej typem jest tokarnia, pomysłu starego Jurka Szkryblaka. Konserwatyzm ludowy długo wstrzymywać będzie nawet Wasyla Szkryblaka przed zmianą tego narzędzia. Kiedy w r. 1891 otrzymał z krajowej komisji przemysłowej nowoczesną tokarnię, nie używał jej przez wiele lat, posługując się tą, jaką przekazał mu jego ojciec. Ta „starożytna" tokarnia polegała na tem, że wałek, przytrzymujący z jednej strony żelaznemi zębami tworzywo tokarskie, az drugiej wpuszczony żelazną nóżką w pionowy słup, obracał tokarz, naciskając podnóże, do którego przymocowany był rzemień, owijający się około wałka, a przywiązany ugóry ponad tokarnią do prężnej żerdzi. Dzisiaj używają huculscy „rzeźbiarze" pospolitej tokarni wiejskiej, której wałek tokarki obracany jest za pośrednictwem pasa przez koło wprawiane w obrót nadeptywaniem podnóża. Jeden tylko Dewdiuk używa ulepszonej jednoramiennej tokarni, sprowadzonej z węgiersko-wiedeńskiej firmy Weissa. Obok dłótek i noży snycerskich, pilników, nożyc i t. p. przyrządów, na uwagę zasługuje t. zw. „druliwnyk". Jest to używany przez wykładaczy w drzewie i metalu przyrząd do wyżłabiania otworków na koraliki. Składa się on z grubego na palec patyka, okutego z jednego końca metalowym grotem („pysaczok") świderkowato rozszczepionym, zależnie od wielkości otworków, które ma żłobić. Patyków jest luźno wpuszczony w otwór poziomej deseczki zawieszonej z obu swych końców na sznurku, przyczepionym do nieokutego końca pionowego patyka. Posuwając ową deszczółkę do góry, to znów na dół, powodujemy rozkręcanie się i zwijanie sznurka dokoła patyka, aw ślad za tem obracanie się trzonka ze świderkiem, w czem zresztą pomaga nam umieszczony pod ruchomą deseczką nieruchomy krążek drewniany. Po wyżłobieniu tym przyrządem otworków wielkości obwodu koralika, nabiera się każdy z osobna koralik na miniaturowe szydło, wkładając nażywicowany koniec szydełka w otwór koralika, poczerń w tym samym porządku wciska się go w wyświdrowaną dziurkę. Koralik niezupełnie wpuszczony w ciasny otwór i wystający ponad powierzchnię zdobionego przedmiotu, pobiją się drewnianym młotkiem. Przy czynności tej szklane koraliki pękały często, to też nie dziw, że wnet w wyborze materjału dano pierwszeństwo porcelanowym koralikom, sprowadzanym z Czech przez kupców kosowskich lub nakładców niektórych, mało obrotnych wykładaczy. Porcelana wytrzymalsza jest na zgniatanie i spokojniejsza w naturalnym połysku. W związku z nabijaniem koralików nieodłącznym przyrządem wykładacza jest dłótko o kolistym przekroju, służące do wyciskania i wycinania małych krążków z czarnego rogu baraniego. 

Technika wykładania tłomaczy się sama przez się. Obserwującemu tę pracę rzuca się w oczy to przedewszystkiem, że Hucuł-wykładacz rzadko posługuje się rysunkiem na kartonie, nawet gdy chodzi o zawiłą kompozycję zdobniczą. Robią to tylko wyjątkowo tacy artyści, jak W. Szkryblak lub Dewdiuk. Zazwyczaj zaznaczają lekko gwoździem ogólny plan ornamentacyjny na drzewie, przeznaczonem do nabijania, tak jak hafciarka z pod Krakowa lub Kartuz znaczy sobie igłą ogólny zarys ozdoby na płótnie, następnie wykładają stosownem tworzywem ogólne wytyczne wzorca, a gdy idea zdobnicza jest „rozwedena" wykonywują szczegóły bez uprzedniego rysunku, a tylko wedle logiki wyłożonych form i kształtu pustej powierzchni, przyczem wszystkie owe bliższe dopowiedzenia wytyczają w symetrji linijką i cyrklem („szaszkirnia"). Zaznaczone na drzewie figury geometryczne wyżłabia wykładacz dłótkami (dolitci) i nożykami snycerskiemi (kształt japońskiego nożyka drzeworytniczego jest tu nieznany) na grubość 1 ½ - 2 mm., aw zagłębienia te wkłada odpowiednio przycięte kawałeczki drewna t. zw. firmaki, posmarowawszy je ze strony łożyska klejem (karukiem) rozpuszczonym w kąpieli wodnej. Ponieważ klej nie czepia się metalu, masy perłowej, koralików, a czasem i rogu, przeto materjałów tych nie przytwierdza się w wykładankach ani klejem, ani żywicą lub jakimkolwiek kitem. Dostosowanie kształtu firmaków metalowych do wielkości zagłębienia w drzewie musi być tak ścisłe, aby brzegi wyżłobionych jamek ujmowały silnie, jak kleszczami, wkładany materjał i zszczepiały się z nim w jedno ciało. Podobnie żłobi się rowki na drut mosiężny lub bakfonowy, skręcony we dwoje, który często okonturowuje pewne części ornamentu lub służy do podkreślania podziału kompozycji na poszczególne kompartymenty. Wycinanie części drzewa i metalu, ściśle dostosowanych do wielkości żłobków, kręcenie drutu, spiłowywanie, gładzenie it. d. jest pracą, wymagającą nadzwyczajnej cierpliwości i oddania się. Nie dziw, że zajęcie to odpowiadało swym charakterem mnichom dominikańskim we Włoszech, a Karmelitom i Kartuzom w Niemczech w czasach, gdy przepisywanie ksiągi malowanie minjatur było nie na czasie, wobec rozpowszechnienia się druku oraz drzewo-i miedziorytu. Dodać wreszcie należy, że „rizbary“ nie używają do wygładzania wykładanek skrobaczki zwanej przez stolarzy cykliną (Ziehklinge), bo przyrząd ten wnet stępiłby się na ćwiekach i drutach metalowych. Posługują się nim tylko w wygładzaniu nienabijanej części styliska ciupag, dna kasetek, odwrocia ram it. d. Do ścięcia zadziorów wykładanki i wygładzenia jej powierzchni używają drobnoziarnistych pilników i oszklonego papieru, którym pociągają drzewo wzdłuż biegu jego włókien. Następnie, jeżeli zachodzi potrzeba, barwi się przedmiot na ton odpowiedni, a po zupełnem wyschnięciu farby, polituruje zapomocą gąbki lub szmatki. Do politury używa się białego szelaku i spirytusu 97%. Rozpuszczanie szelaku w spirytusie denaturowanym jest niestosowne, gdyż politura, w ten sposób przyrządzona, pozostawia na powierzchni ciemnego drzewa gruszkowego lub barwionego na czarno białawy proszkowy osad, psujący wygląd przedmiotu, nie dający mu należytego połysku, a czepiający łatwo pot i brud. Do tajemnic Dewdiuka należy sposób prymitywnego odczyszczania denaturatu. W tym celu zalewa on popiół z wywrażonego kamienia sinego spirytusem do palenia, a po 2 dniach odlewa mniej więcej naturalizowany spirytus z naczynia, na którego dnie pozostanie osad z odciągniętemi przez ów popiół nieczystościami spirytusowemi. Spirytus taki nadaje się do politury na szafy, krzesła i inne grubsze przedmioty. Politura do szkatułek musi być robiona z czystego spirytusu i czystego białego szelaku; nadaje ona powierzchni wykładanki żywiczno-szklisty połysk, grając jednocześnie ważną rolę utrwalacza dla sztucznych, roślinnych barwników różnych drewienek. Politurowanie stanowi końcowy etap pracy wykładacza. Wykładanka przechodzi zatem następujące koleje: wytoczony lub wyrzezany przedmiot naprzód rzeźbi się na powierzchni, następnie wykłada wpierw metalem potem drzewem, a po spiłowaniu nierówności i wygładzeniu powierzchni, jeśli trzeba, barwi się go odpowiednim kolorem, suszy, przeciera szczotką, potem nabija koralikami, a wreszcie polituruje.

Dziwna rzecz, że mimo silnie rozwiniętego mosiężnictwa na Huculszczyżnie i wielkiego zamiłowania do ozdób metalowych, nie zrodziła się w tej części Karpat technika „zalewania", znana naszym góralom a polegająca na tem, że wycięte w drzewie wgłębione wzory zalewa się roztopem cyny lub aljażu z 1 części bizmutu i 2 części cyny, a następnie powierzchnię tej „zalewki" spiłowuje się igładzi. Wymieniona powyżej technika wykładanki huculskiej zależnie od rodzaju ornamentacji posiada kilka odmian, a raczej stopni swego rozwoju. Stary Szkryblak znał głównie dwa rodzaje zdobienia: „wyrizuwanie" i „żyrowanie“ czyli rzeźbę i wykładankę drzewną, a obok tego nabijanie drutem kręconym oraz świeczkami („ćwioczkamy, cietkamy") i guzami, czyli jak mówią francuzcy markieterzy,, pique d’or et cloute d’or“. Wasyl Szkryblak i Mehedeniuk wprowadzili jeszcze „wpuskanie“ koralików porcelanowych i ornament (Wasyl) wycinany („pose d’or“). U starego Szkryblaka przemawia wyłącznie piękno samej rzeźby, pomimo, że i on czasem „bohaćko żyrował“, u współczesnych „rizbarów" bogactwo materjału zepchnęło rzeźbę na ubocze, do tylnych ścian skrzynek i szkatułek, do powierzchni skośnych otoków talerzy i bocznych ścian krzyżów. W tem zasadnicza, ogólna różnica między „drzewiej", a „dziś“ huculskiej wykładanki. 

CHARAKTERYSTYKA I SYSTEMATYKA ZDOBNICTWA. Bogate, geometryczne zdobnictwo huculskie pobudziło wielu powołanych i niepowołanych do snucia hypotez, zestawień i zawrotnych domysłów, których celem było wykazać, że huculskie pierwiastki zdobnicze sięgają korzeniami w świetną, przedhistoryczną przeszłość. Stwierdzono, że huculskie ornamentacje mają wiele podobieństwa z wykopaliskami etruskiemi, celtyckiemi, fińskiemi i naszym skarbem Michałowickim. Trapezoidalne wisiorki naczółków (,,cziłce“) i kolczyków („koutkie") Hucułek dziwnie przypominają w kształcie i ornamentacji analogiczne znaleziska Schliemanna na wzgórzach dawnej Troi. Ozdoby drutowe, jakby wzorowały się na filigranach egipskich, assyryjskich i greckich. Flaszki Jurka Szkryblaka stylem formy i rodzajem zdobnictwa, zdaniem wiedeńskiego historyka sztuki Dr. Exnera, dorównywują w piękności hindostańskim wyrobom, a prof. Eitelberger uważa je nawet za piękniejsze od indyjskich rzeźbz drzewa sandałowego. Kaz. Mokłowski łączy węzłami pokrewieństwa elementy huculskich wyszywanek z ornamentacją przedhistoryczną i normańsko-romańską. Lud. Wierzbicki, wydawca „Wzorów przemysłu domowego włościan na Rusi“ w Serji VI wywodzi daleko idące analogje między ornamentem nakrywek fajek huculskich a palmetą o pastoralnie zakręconych liściach, częstym motywem sztuki Wschodu, Grecji i Rzymu. Ornament ten, mający na Huculszczyżnie identyczny kształt z płomienistemi promieniami krzyżów żmudzkich, przyrównywa Wierzbicki do kształtu perskiego drzewa „Soma“, mahometańskiego „Sidre“, giermańskiego krzewu wieczności, „Yggdrasil", wizerunków na pomnikach assyryjskich, oraz wzorów na dywanach perskich i kurdynastańskich. W związku z tym ornamentem dopatruje się w huculskiem zdobnictwie starożytnych symbolów płodności, a więc tybetańskiego i indyjskiego „lingam" i rzymskiego „phallusa". 

Zestawienia te, niepozbawione tajemniczego wabika dla filologów i archeologów, choćby wysnute były z poważnych prac badaczów starożytności, jak A. Henry Layard, Gottfr. Semper, W. S. W. Vaux, Perrot, Chipiez i Karahasek, można porównać z ryzykownem wyprowadzeniem szczepu huculskiego od scytyjskich Uców, palmirskich Issedunów, Partów, trackich Karpów, którzy zlali się z Hunnami, Połowców, Greko-Rumunów it. d. Samo stwierdzenie podobieństwa pierwiastków zdobniczych u różnych ludów nie uprawnia jeszcze do hypotezy wzajemnych wpływów, aw historji sztuki nie tłómaczy ewolucji form. Możliwe, iż niejeden kształt zdobniczy wskazała nie potrzeba estetyczna, lecz kult religijny, który symbole ujmował w zewnętrzną, geometryczną formę, dzisiaj traktowaną przez nas jako ornament. Możliwe, że wymagania estetyczne określały tylko sposób wykonania. Gdyby nawet tak było, nie wyjaśniłby się nam ani taki, a nie inny kształt pierwiastków zdobniczych, ani ich treść metapsychiczna, a właściwe piękno tego zdobnictwa, leżące w pewnych, specjalnych zestrojach tych pierwiastków nie uchyliłoby nam ani rąbka tajemnicy swojej dynamiki twórczej. To pewne, że sztuka Hucułów jest więcej pierwotna, niż którakolwiek sztuka ludowa w Polsce: świadczy o tem jej geometryczny charakter ozdób, królujący niepodzielnie we wszystkich dziedzinach artystycznej wytwórczości tej części Karpat. Niezawodnie najwięcej światła w przeszłość tej sztuki rzuca zawieszona w XII sali Muzeum im. Dzieduszyckich mapa zatytułowana: „Wzory zdobienia zabytków z grobów pogańskich (podług Dr. Ed. Sackena: Groby w Hallstadt i Seitfaden) wedle oryginału zarządzonego dla Gabinetu archeologicznego Uniw. Jagiell. przez prof. J. Łepkowskiego". W uwidocznionych tu przedhistorycznych pierwiastkach zdobniczych inkrustacyj z epoki hallstadzkiej, odnajdujemy nietylko znamiona dzisiejszej ornamentyki huculskiej, ale, co więcej, nawet podobne idee kompozycji, sposób rytmicznego układu i podobną logikę konstrukcji form, wypływającej, jak się zdaje, z podobnej techniki wykonania. Niełatwo określić naukowo źródła tej ornamentyki. W niej bowiem krzyżują się i zazębiają właściwości plemienne tego dziwnego ludu z wpływami podbojów, wędrówek szczepów, plemion i ras. 

Niełatwo io systematykę tego zdobnictwa ciągle żywego, rozwijającego się, a tak różnorodnego, że trudno tu znaleść dwóch rzeczy jednakowych podobnie, jak trudno doszukać się dwóch pasów polskich o takim samym rysunku wzoru i barwie. Niema tu tej barwistości jaka panuje w stroju huculskim, w tych keptarach, koszulach, haftach, pończochach, zapaskach it. d. W przeciwieństwie do stroju huculskiego i polskiej ornamentyki ludowej wogóle, kolor nie panuje tu wszechwładnie. Prawa jego podporządkowane są linijności, która nawet w wybitnie barwistych rzeczach silnie akcentuje się. Cecha ta jednak w ostatnich czasach ulega zmianie. Zwięzła, rzec można, lapidarna linja Jurka Szkryblaka przeobraziła się w wyrafinowaną kombinację splotów form i linij Dewdiuka, a niektóre szkatułki i talerze ostatnich lat świadczą, że rysownicy-rzeźbiarze zaczynają sobie stawiać założenia kolorystyczne, usuwają rzeźbę na plan dalszy, a powoli przekształcają się w malarzy. Nigdy jednak dekoracja ich nie traci charakteru płaskości. Najmniejszy przydatek modelacji odebrałby jej całewłaściwe znamię tak, jak wazy greckie i etruskie straciłyby swój urok przez wypełnienie ich mistrzowskich konturów światłocieniem. 

W rzeźbie kształty rzezane są z zamiłowaniem, poczuciem harmonji form i praw budowy ornamentu. Oderwana od rzeczywistości treść pierwiastków zdobniczych, obok ich monumentalnego zestroju, sprawia, iż od ornamentyki tej wieje nieraz jakieś uroczyste, obrzędowe, prastare tchnienie. W barwie włada niepodzielnie prawo kontrastu barw zdecydowanych, silnie odbijających od siebie, nie znoszących żadnych wahań, prawo, które uwypukla się wybitnie w układzie barwnym prawdziwych kilimów huculskich. Ostre kontrasty barw we wykładankach, wypływające zresztą z charakteru tworzywa, nabierają kosztownej harmonji, gdy na neutralnym tle czarnem wybłysną metale, kość lub masa perłowa takiemi efektami, jakie porównać się dadzą z kolorystycznym stosunkiem srebra i kremowej kości słoniowej do stonowanego tła hebanowego markieterji francuskiej z XVI w. 

W systematyce huculskich pierwiastków zdobniczych podkreślić należy, że jest to ornamentyka nawskróś geometryczna w większym jeszcze stopniu, niż ornamentyka Podhala. Tu i ówdzie mocno stylizowane kłosy pszenicy („kołosky, kołosowy sznur“), barokowe skręty listków, zdobiące wykroje świeczników oraz rzeźbiony tylko na krzyżach śródkaplicznych krzew, jakby rozwinięty i wyolbrzymiony w romańskiej formie podhalański „podstol“ (Lunaria rediviva) to wszystko, coby można tu odnaleść jako reminiscencję świata roślinnego. Brak tu tych różnorodnych leluj, dzwonków, gajów, rząs, ostrewek, dziewięciorników, które wgóralskiej ornamentyce poważną grają rolę. Mimo to nietrudno odnaleźć w huculskiej ornamentyce motywy wspólne podhalańskim snycerzom. Na Podhalu „recica koziata“ czyli rzeszoto z linij krzyżujących się w romby („kozy“), tam rozwinięty ornament, pocięty w pozytywy dołków oszczypkowych, zwany „sływki", aw hafciarstwie „mereżka“. Tu „recica prosta", rzeszoto z linij przecinających się pod kątem prostym, tam „reszitky"; tu „mirwa“ czyli recica o romboidach bardzo wydłużonych, tam „kosce, kiska“; zygzakowaty, wypukło rzeźbiony „warkoczyk" odpowiada płasko lub wypukło ryzowanym „krywulom"; tu „ząbce", tam „zubci"; jednym i drugim rzeźbiarzom wspólne są jamki, karbowania, piłki, gadziki, krzyże równoramienne, maltańskie i t. d. Gwiazdy zaś wpisane w koło, powszechne zresztą u wszystkich ludów słowiańskich i na Skandynawji, tem chyba tylko różnią się od podhalańskich, że nawet w najdrobniejszych szczegółach podlegają w konstrukcji prawom czystej geometrji. Nie w tej wspólnocie jednak leży charakter stylu huculskiego, lecz we właściwym mu sposobie łączenia tych pierwiastków. Prócz tego uwzględnić należy, że zarówno góral nasz, jak i Hucuł nie pozostali bez wpływu obcych kultur artystycznych, jeden i drugi jednak przyswoił je sobie na swój sposób. Na Huculszczyźnie, jak to wypływa z jej położenia geograficznego i dawnych stosunków kulturalnych z chrześcijańskim Cherzonezem, rozwinąć się musiał przedewszystkiem krzyż, który, rzec można, stał się osią każdej kompozycji ornamentalnej. Jeśli na Podhalu zjawia się krzyż, to albo w formie elementarnej albo jako „znak niespodziany" lub krzyż św. Andrzeja, inaczej zwany burgundzkim albo skośnym (crux decussata), wybijany lub naciosywany „brodą" siekiery jakby od niechcenia na rysiach, sosrębach i sprzętach, a celem jego raczej odwracać uroki i zażegnywać „złygrzyk", niż zdobić (Wład. Matlakowski; „Zdobnictwo i sprzęt ludu polskiego na Podhalu" Warszawa 1901). 

Na Huculszczyźnie natomiast rozwinęły się krzyże tak bogato w formie, jak nigdzie na świecie. Niepodobieństwem jest opisać wszystkie ich odmiany, tem więcej że każda dziedzina wytwórczości artystycznej tworzyła tu sobie typy osobne. Usunąwszy krzyż z inkrustacyj zarówno Szkryblaków, jak Wasyla Dewdiuka czy Semena Korpaniuka, pozbawilibyśmy je cech zasadniczych i osi konstrukcyjnej. Krzyż stanowi tu bowiem jakby podstawę architektonicznego porządku, którego bliższe dopowiedzenia w linjach i barwach stosowane są naogół bez stałych form, w celu wypełnienia tylko powierzchni geometrycznemi kombinacjami. Zdobnictwo huculskie obfituje w wielką ilość pierwiastków zdobniczych. Szuchiewicz wymienia w „Huculszczyźnie" (tom III) aż 122 nazwy huculskich pisanek i wyszywanek. Są to określenia często dziwaczne, pozornie nieoparte o rzeczywistość, bo nieodpowiadające nieraz treści ornamentu tak, jak geometryczny pazdur góralski niema nic wspólnego z pazurem. Świadczy to jednak odługiej drodze ewolucyjnej huculskiego zdobnictwa, w którem niektóre formy ulegały specjalnym zmianom, nie zatracając swej pierwotnej nazwy i charakteru żywotnej ewolucji. Wiele z wymienionych przez Szuchiewicza ozdób małoróżni się od siebie. Trudno jednak, po dokładnem rozejrzeniu się w materjale zdobniczym, rozpoznać co tu jest czystą melodją, a co akompanjamentem. 

Czyste pierwiastki zdobnicze zarówno w prostocie wyrobów starego Szkryblaka, jak i w plątawie kompozycyjnej Dewdiuka, same przez się nie są bogate. Bogactwo ich występuje dopiero w ich specjalnych zestrojach, w oddaniu przez cenny materjał i w mistrzowskiem technicznie wykonaniu. Do najpospolitszych motywów należą wspomniane krzyże i krzyżyki („chrestyky"), których typów jest sporo. Jest to więc krzyż, składający się z czterech równoramiennych trójkątów, zwróconych wierzchołkami do siebie; albo pocięty „ilczietem pyśmem“ krzyż składający się z pięciu kwadratów, narożami spojonych ze sobą, czyli ustawionych przez połączenia przekątni tych figur, albo równoramienny krzyż z pięciu kwadratów, przylegających do siebie bokami (crux immissa); równoramienny krzyż o końcach rozpłaszczonych w trzy półkola lub koła; krzyż z pięciu różyc zrośniętych ze sobą przysadkowatemi szypułkami; krzyż z dwiema lub trzema przecznicami itd. „Chrestykamy" zwą się też boki kwadratu, które zamiast łączyć się w narożach, załamują się poza polem kwadratu dwukrotnie pod kątem prostym; rzadko zdarza się też najdawniejsza grecko-rzymska forma krzyża, podobna do litery T, zwana też krzyżem rozbójniczym lub św. Antoniego (crux commissa), albo „Twerdo – krest" od litery „twerdo" w alfabecie cyrylickim. 

Do pospolitych motywów zdobniczych należy też „ruziy“ czyli gwiazda wpisana w koło, wycinana często na naszych sosrębach; „zubci“, ząbce, wpisane między dwie krzywe linje („krywulky"); „hołow kate“ czyli meander wijący się na siatkowem tle w romboidalnych czyli „koziatych" przegubach; „sływky“ czyli pionowo uszeregowane między dwiema linjami „dołki oszczypkowe" (pozytyw wyciskadła) w obramieniach rombowych; „krywulky" czyli łamanina lub „gadzik" wijący się, jak zygzak na grzbiecie żmiji, na tle rytowanem w siatkę czyli „ilciete pyśmo". Do częstych pierwiastków zdobniczych należy też „rjeska", przedstawiająca szereg smukłych trójkącików wklęśle lub wypukłe rzezanych, ponad których wierzchołkami rozpięta jest czółenkowata forma, przypominająca spadającą kroplę wody. Ornament ten obiega zazwyczaj otok przedmiotów toczonych. „Kuczeri" czyli kędziory, kształt spotykany często u mosiężników, kowali i kuśnierzy, przedstawia kwadrat o wgiętych ku środkowi bokach, którego dwa przeciwległe wierzchołki rozwidlają się w kształt rogów kozicy albo tylko same owe rogi w pewnem oddaleniu zwrócone do siebie grzbietami. Ornamentem, który występuje jedynie w formie rzeźbiarskiej w wykładankach, jest silnie stylizowane „kłósko" pszenicy, osadzonej na dość grubymm trzonku (kołosky). Koło, otoczone półkręgami rautów romańskich, występuje zazwyczaj na pokrywach jaszczyków, oboniek i wogóle przedmiotach okrągłych. W związku z tą kolistą ozdobą zjawia się u brzegów otoku ornament, spotykany i w indyjskich rzeźbach, a mianowicie szereg podłużnych, wklęsłych listków, żłobionych łyżeczkowatem dłótem. Są to góralskie „jamki" i analogiczne im „kanele" klasyczne, tylko użyte w odmiennem od nich zastosowaniu. Pierwiastkami zdobniczemi innego rodzaju są „zajacze uszka" czyli trójkąt z trzema listkami u wierzchołka, figura mająca przypominać sylwetę zająca z tyłu „kakłuczky" ornament powstały jakby z dwóch pastorałów grzbietami odwróconych do siebie; trójząb (“trezub“) herb księstwa włodzimiersko-halickiego oraz zarys kwadratu, którego boki wywisają się wpółkola, a naroża w koła. W systematyce powyższej nie można opuścić jednego jeszcze, bardzo czystego pierwiastka zdobniczego. Jest nim podkówka („kopyt’cia“), zrobiona ze zgiętej w kabłączek blaszki lub drutu aluminjowego, miedzianego, mosiężnego lub bakfonowego. Motyw ten, używany często w mosiężnictwie, powstał niezawodnie z rzezania w drzewie, a mianowicie z dwóch półksiężycowych nacięć łyżeczkowatych, wklęsłych dłótek. Różyca zarówno rzeźbiarska, jak kombinowana z podkówek, jest tylko rozwinięciem powyższego motywu. Podobnie nabijanie ćwiekami powstać musiało z techniki drewnianej, z ciesiołki, a głównie kołkowania, które, jak wykazać się to da na budownictwie ludowem, występowało pierwotnie jako konieczność konstrukcyjna. Takie źródła ma nabijanie kołeczkami od drzwi chat i łuków bram wjazdowych i taki początek nabijanie guzami i kółeczkami polskich kieryzyj i pasów skórzanych. Doskonałym na to dowodem są drewniane bukłaki i skrzynki Jurka Szkryblaka, na których gruszkowe guzy w otoku kręconego drutu albo większe ćwieki mosiężne, opasane rogiem, występują zawsze tylko w węzłowych punktach architektoniki ornamentacji środkowej, a toczone guzy z żelaza i gruszki ustawione są szeregiem wzdłuż skrzynki, zatem w miejscach, gdzie dla spojenia ścian powinny być wbite w brzegi deseczek gwoździe. W pracach natomiast synów Jurka widzimy już guzy otaczające rzeźbione ozdoby, zatem ornament usamodzielniony, wyzwolony z więzów konstrukcji. 

W jakim układzie i własnej logice występują powyżej przytoczone pierwiastki, niech posłuży nam jeden przykład, a raczej opis jednej, bocznej ściany szkatułki Dewdiuka! Oto w środka deseczki z jasnej gruszki szeroki na palec pasek czarnego rogu, przecięty wzdłuż pasemkiem macicy perłowej, obramionej z obu stron rzędem wbitych wróg mosiężnych podkówek. Wzdłuż rogowego pasa inkrustowane ząbki, składające się ze smukłych równoramienych trójkątów z ciemnej śliwki. U wierzchołków trójkątów kółka z czarnego rogu z ćwiekami mosiężnemi w pośrodku. Czerwonawa śliwka oraz zielonawo-złoty mosiądz tworzą, jako kolory wzajemnie się uzupełniające, harmonję prostą o efekcie, jaki w stroju huculskim daje nabijana torba („tabiwka") na tle pąsowych spodu żabiowskich. Kompozycję tę, stosowaną zresztą z upodobaniem przez P. Gonduraka i braci Korpaniuków, ujmuje z obu stron rzeźba: pas pionowo ustawionych wzgórków oszczypkowych, a wreszcie stylizowany geometrycznie kłos pszenicy w aureoli ćwieków. Zastanowiwszy się krytycznie nad artystyczną wartością rzeźby i wykładanki huculskiej, uderza nas oryginalna i ciekawa w swym prymitywie budowa tych wyrobów oraz ornamentacja („pyśmo"), która, pomimo ścisłej geometryczności nie wpada w szablonowość. Ogólną wadą tych wyrobów, wedle poczucia piękna człowieka zachodu, jest zbytnie przeładowanie kompozycyjne, które nawet w najlepszych okazach nuży oko. Mimo to przyznać trzeba, że poszczególne pierwiastki zdobnicze, w istocie swej proste, rozłożone planowo i rytmicznie, zastowane często do uwypuklenia form konstrukcyjnych przedmiotu, świadczą o poczuciu istoty dekoracyjności, cechy wrodzonej rzeźbiarzom tym i wykładaczom. Więźbę kompozycyjną upraszcza często, szczególnie w starszych wyrobach, podział poszczególnych płaszczyzn na pola prostokątne lub koliste, z których jedno środkowe jest główne, inne poboczne. Szczegóły, wplatane w owe kompartymenty, mają wypełnić puste płaszczyzny i harmonizować rytmem form z budową przedmiotu, materjałem i celem. To są znamiona lepszych wyrobów, co nie wyklucza faktu, że pod wpływem szablonowego gustu letników (“cholerniki“), aż nadto często wypaczają się artystyczne wartości rzeźby i wykładanki, dając miernoty jaskrawe w swym wyglądzie, czczo skomponowane i bez określonego celu, jeśli o ich użytkowość chodzi. Pod tym ostatnim względem sporo nagrzeszono oddawna. Wiele tu rzeczy chybionych w pomyśle i przechwalonych, mimo, że wyraźnie mijają się z celem przez zły dobór materjału i środków grze technicznych. Do takich należą niesłusznie przechwalone, starego Szkryblaka flaszki na wódkę, puhary i cacka wykonane z jaworu. Rzeczy te nasiąkłei zbrukane cieczami, albo pokryte brudem i pyłem, stojąc bezużytecznie na półce („griedci“= grzędy), przedstawiać muszą obraz godzien litości. Nie ratuje ich pomalowanie olejną farbą, które stosował Szkryblak, bo sposób ten nie da się pogodzić z wymogami stawianemi technice barwienia drzewa. Inaczej być nie może. Wdarcie się snycerki w autonomiczne prawa ceramiki, musi, jako pomyłka w wyborze materjału i środków, przynieść nieporozumienie z celem. Podobnie wycinania a jour w talerzach nie mogą kusić się o piękno koronek lub szukać efektów piłeczkowych robótek. A wprost nie do zniesienia są owe drewniane kutasiki, kształtu dzwonków, przyczepione drucikami do spodu rozłożystych świeczników, klekocące o siebie za każdem poruszeniem. Drzewo jako materjał, nie może naśladować metalu lub wełny. Ozdoby te zwą się po huculsku „darmowysy“. Mazur przetłumaczyłby to: szkoda, że wisi, i miałby słuszność. Podobnie z celem kłóci się pokrywanie ornamentem drewnianej lub metalowej ciupagi (“bartka“) i to właśnie od ostrza aż do obuszka; nabijanie masą perłową i koralikami drewnianych ostrzy nożów i t. d. 

Podhalański artysta postępuje w tym względzie z większym umiarem. Nieraz znów ujemnie działa złe połączenie materjałów w zastosowaniu do pewnego typu wzorów. Hafciarskie ozdoby z koralików koronkowo rozsypanych nie mogą obramiać ciężkiego w kompozycji ornamentu, wyłożonego twardym materjałem, masą perłową i metalem. Tem właśnie grzeszą niektóre rzeczy Mehedeniuka, a szczególnie gniado-pąsowe szkatułki Dewdiuka. Usunięcie tych braków wiąże się jednak z samem poczuciem estetycznem i artystyczną inteligencją, wzniesioną ponad poziom, choćby uświęconego przez tradycję typu ludowości. Od wyrobów tych żądamy nie dawności, lecz piękna. Nie każdemu bowiem przypada do smaku pierwotna kołomyjka, z kwart i kwint składająca się, rytmicznie wygłaszana raczej, niż śpiewana. Sam Hucuł także woli często posłuchać innego śpiewu. 

ZAKOŃCZENIE. Huculszczyzna, którą ukochali artyści polscy tej miary, co Wyczółkowski, Dębicki, Jarocki, Sichulski, Pautsch, Szymanowski, Maszkowski, Jaroszyński, W. Wąsowicz, sztuka huculska, którą polskie ręce piastowały i uczeni polscy z prof. Włodz. Szuchiewiczem na czele, kryje w sobie wiele źródeł twórczych, obfitych w tajemnice, a tak bogatych i mało zbadanych, jak łono naszych Karpat. Mylił się L. Wierzbicki, biadającw VI serji swojej publikacji w 1882 r.: „Kto wie czy za kilkadziesiąt lat to nasze wydawnictwo nie będzie jedynem już pomnikiem ornamentyki tego ludu“. Prawda, że pod wpływem opodatkowania rzemiosł ginąć musiały poszczególne warsztaty ślusarzy, cyzelerów, tokarzy, farbiarzy wełny i t. d., prawda, że, pod wpływem powolnego przenikania cywilizacji miejskiej w dzikie góry, zmieniać się musiały warunki i sposoby życia ludności tego zakątka, jednak nie wszystko tu dziś uległo zagładzie, co tchnie urokiem lat dawnych. Żyje jeszcze w Riczce kłusownik, Lajbiuk, który w swem życiu zabił ponad dwadzieścia niedźwiedzi, żyje jeszcze w Perechresnem analfabeta Wasyl Szekieryk, doskonały inżynier górski, budowniczy oraz bitny partyzant w ostatniej wojnie; pracuje jeszcze znakomity cyzeler i mosiężnik, Kiszczuk Ilko w Riczce na Bukowcu i Mikołaj Dupaczuk, który „wsie premudriszkie znaje“ i Jakibiuk Fedor na Szmidawce, umiejący z pamięci wykonać wszelkie antyki sztuki huculskiej z taką wiernością, że niejednego zbieracza muzealnego wyprowadził już w pole. Z bednarzy, wypalających wzorzyście swe wyroby, pozostał Jura Hrymaluk w Riczce, z artystycznych kuśnierzy Dymitr Jakobczuk na Miejskiej Górze w Kosowie, az pośród spadkobierców stylu majoliki Bachmińskiego wybija się grupka polskich ceramików: Józef Baranowski z Moskalówki koło Kosowa, Petronela Napowa z Kut oraz stary Piotr Koszak z Pistynia. A poza tą gromadką stoi barwny lud, piękny w swym stylu, a ciekawy przez dziwne umiłowanie swej sztuki. 

Ze wszystkich dziedzin huculskiej wytwórczości artystycznej wykładanka w drzewie wykazuje najwięcej sił żywotnych jako sztuka poszukująca coraz to nowych środków artystycznego wyrazu. 

Czy pracownia Dewdiuka pójdzie po linji obranego przez siebie kierunku, czy wzbogaci swe środki pokrewnemi technikami: wytłaczaniem w blasze, rytowaniem, niellowaniem, saraceńskiem damascenizowaniem czyli wkuwaniem drutów i blaszek w szorstką powierzchnię płaskiego podkładu metalowego, czy właściwej sobie techniki użyje do szerzej pojętego, artystycznego meblarstwa – niewiadomo. Wykładanka w drzewie, od źródeł swych, ciesiołki i prymitywnej rzeźby, po kształty ostatnich lat, nieraz już w swojej rozwojowej dynamice upodobniła się do ficus elastica, owego symbolu ciągle odradzającego się życia, tego drzewa, którego gałęzie wrastają, jakby korzeniami, w swoje konary, by wystrzelić ku górze odmłodzonemi gałązkami i drzewami. 

Tadeusz Seweryn

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new