Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

GARNCARSTWO LUDOWE W PRZEMYŚLE CERAMICZNYM


W DZIEDZINIE rzemiosł ludowych związanych z formą i ozdobą zajmowało garncarstwo u nas poczestne miejsce. Miało ono swoisty charakter zgodny z upodobaniem odbiorców, miało swą gwarę, która dziś powinna stać się zarodkiem stylu odradzającej się ceramiki krajowej. Dotąd nie posiadamy opracowanej historji rozwoju ceramiki w Polsce, a powodem odstręczającym od badań może być brak skompletowanych zbiorów minionej doby, i niemożliwość porównania wyrobów pewnego okresu czasu z różnych okolic kraju, także brak jakichkolwiek zapisków, któreby zajmowały się osobami majstrów garncarskich. Zachowane okazy z Korca na Wołyniu, Tomaszowa, Belwederu pod Warszawą, Horodnicy nad Słuczą, Baranówki, Ćmielowa i Lubartowa itd. są obrazem doskonałych fabrycznych marek z końca 18 i początku 19 stulecia. Nie mają one jednak wspólnych nici z ceramiką ludową i jej istotną wartością, z rozmachem zdobniczym, tak dobrze przystosowanym do codziennej potrzeby gospodarczego życia ludu, rozmiłowanego w pewnym naiwno-artystycznym wykwincie. 

Jednym z najświetniej zachowanych zabytków sztuki ceramicznej w Polsce są drzwi kościoła Św. Jakóba w Sandomierzu, wykonane w glinie palonej, w części polewanej. Sposób wykonania jest chlubnem świadectwem technicznego rozwoju ceramiki w Polsce przed 700 laty, (kościół fundowany przez Leszka Białego w 1208 r.) jest także dowodem pewnej odwagi artystycznej majstra wyprowadzającego szczegóły wielkiej architektury w niezwykłym materjale. Oprócz tych drzwi i ozdoby podokapowej, która się przy nich zaczyna, są łuki półkoliste nad oknami kościoła ozdobione polewanemi płytami, wyobrażającemi ptaki między drzewami. Juljan Kołaczkowski przytacza w swych „Wiadomościach tyczących się przemysłu i sztuki w dawnej Polsce" cały szereg zachowanych zabytków ceramicznych i umiejętności stosowania ceramiki z pożytkiem nie tylko do domowych potrzeb. Niezwykłem jest np. wnętrze kościoła Bazyljanów w Grodnie na Kołoży, wyłożone naczyniami. Otwory naczyń podobnych do dzbanów zwrócone są do wnętrza kościoła, a ludność miejscowa nazywa je „hłaśnikami", z czego możnaby wnosić, że przeznaczeniem ich miało być wywołanie potężnej resonacji głosowej. Garncarstwo rodziło się w miejscach obfitujących w złoża glin, których u nas nie brak, a dobroć surowca była z natury rzeczy okolicznością sprzyjającą przemianie drobnego przemysłu domowego w przemysł rękodzielniczy. Łączył się on w cechy garncarskie, rządzące się prawami określającemi szczegółowo obowiązki uczniów, czeladzi i majstrów. Sława dobrych wyrobów garncarskich jednała często łaskę królewską i prawo wyłącznej sprzedaży wyrobów np. u bram stolicy, które posiadał cech zIłży, lub przywilej spławu ich do Gdańska. Piękność staropolskiej ceramiki nie pozostała bez echa i w literaturze pięknej, a wiersz Kochanowskiego zaczynający się od słów „Dzbanie mój pisany, dzbanie polewany" określa jasno techniczny sposób wykonania ówczesnych glinianych naczyń. 

Fabryki szlachetnych wyrobów garncarskich powstają w Polsce z końcem 18 stulecia, najznaczniejsza zaś w Korcu na Wołyniu wyrabiająca porcelanę osiąga w krótkim przeciągu czasu rzeczywistą wartość pod względem technicznego wykonania, dzięki umiejętnemu kierownictwu Franciszka i Michała Mezera z Warszawy. Moment ten należy zaakcentować, bo musimy sobie uplastycznić warunki w jakich mogła się rozwijać u nas pierwsza fabryka porcelany. Przedewszystkiem „tajemnica" wyrobu była jeszcze pewnego rodzaju nowością, zazdrośnie przez garncarzy strzeżoną, wymagała wielkiego doświadczenia kierownika i sprawności robotników, ponieważ produkcja nie była tak zmechanizowaną jak w dzisiejszych czasach. Dobór materjałów surowych przy składaniu masy porcelanowej jest pierwszorzędnej wagi, jeśli więc bracia Mezerowie umieli ocenić złoża kaolinów wołyńskich, umieli je zastosować do masowej produkcji, dali dowód niezwykłego opanowania strony technicznochemicznej. Trudności techniczno-mechaniczne, az niemi samo uruchomienie fabryki pokonali przy pomocy majstrów ze Saksonji, którzy wyszkolili cały zastęp robotników bądź z Warszawy, bądź z ludności miejscowej. Zastęp ten był spory, skoro w r. 1793 przy samych toczydłach garncarskich siedziało około 1000 robotników, w malarni zaś zdobiło 73 malarzy pod kierunkiem Sowińskiego. Znakomicie prowadzona fabryka nietylko rugowała zagraniczną porcelanę z kredensów pańskich, ale była zachętą do dalszych wysiłków na tem polu. W roku 1797 w nocy z 1 na 2 stycznia fabryka korecka spłonęła a odbudowana nie przodowała już świetnością swych wyrobów, z powodu braku odpowiedniego kierownictwa. Mezerowie rozłączyli się. Michał osiadł w Tomaszowie, gdzie około 1800 r. uruchomił fabrykę, a Franciszek w Horodnicy nad Słuczą wybudował fabrykę fajansu, który nie ustępował wyrobom tego rodzaju z zagranicy sprowadzanym. Dobry początek jaki bracia Mezerowie zrobili nie zapewnił bytu innym wytwórniom u nas powstałym, narażonym na konkurencję zakładów obcokrajowych, prowadzonych ogromnymi zasobami pieniężnymi i uzdatnionym, fachowym robotnikiem. Doprowadzone do pewnego rozkwitu podupadałyi ostatecznie zę znanych firm dotrwała dzisiejszych czasów fabryka porcelany w Ćmielowie, założona prawdopodobnie około 1790 roku. Jaki wpływ mogła mieć ceramika szlachetna na ludowe warsztaty i na wrodzony ludowi konserwatyzm upodobań artystycznych? Powiemy mały, jeśli uwzględnimy tę okoliczność, że fabryczne wyroby nie były ówczas dostępne ze względu na cenę i nie były nawet pożądane ze względu na formę i ozdobę. Wykonane w wykwintnym materjale były dla wsi czemś obcem, raczej cackiem, którego nie umiała dotknąć spracowana ręka. 

Wiejski garncarz czerpie surowiec z najbliższej okolicy. Surowiec ten posiada często te lub owe wady, które można częściowo usunąć cierpliwością ludowi wrodzoną. Czerep, o ile jest wykonany z gliny biało wypalającej się, więc mniej lub więcej ogniotrwałej, jest zanadto porowaty z powodu zbyt niskiego wypalenia. Ludowy piec garncarski w konstrukcji swej pełen usterek i „humorów" należy w dzisiejszych czasach do okazu muzealnego. Garncarz jednak umie nim pracować, bo go zna od dzieciństwa i kocha synowską i ojcowską miłością. Szkliwo ludowe jest niewyszukanym stopem rudy ołowiowej zwanej w gwarze „kruszcem", względnie tlenku ołowiu z mielonym kwarcem i dodatkiem rudy żelaza dla koloru żółtego i czerwonego, a zendry miedzi dla zielonego. Ołowiem przeładowane szkliwo jest nisko topliwe i wykazuje dosyć nawet silne własności trujące, dla organizmu ludzkiego szkodliwe. Cząstki bowiem wolnego ołowiu zawarte w szkliwie dają się łatwo wyługować nawet słabym kwasom, z któremi dostają się w jadle do żołądka i wywołują ostre stany zapalne jelit, krwawienie i kurcze, ciężką chorobę zwaną „kolik". Zatrucie ołowiem szerzy się wśród górników pracujących w kopalniach rud ołowiowych, wśród garncarzy, którzy nieumiejętnie obchodzą się ze swym materjałem do polew. Naprzykład na Podolu rosyjskiem, na którem istnieje nawyczka pudrowania podeschniętego czerepu delikatnym pyłem ołowiowym, kolik szerzy się w zastraszający sposób w rodzinach garncarzy, tak samo u nas na Pokuciu. W ten sposób wymierają dziś resztki starych majstrów, młodsi garną się do fabryk, niezdolni do pełnej zaparcia się pracy. 

Lud ulega krok za krokiem nowoczesnym prądom, zatracają się zewnętrzne różnice między wsią a miastem, jałowieje przytem romantyczna twórczość ludu i zdolność wyrażania swoistym symbolem wrażeń czerpanych z kroniki codziennego dnia. Pod względem formy i ozdoby zaczyna działać fabryczna tandeta, schlebiająca upodobaniom chwili, oparta na pozorach ludowości odartej z tego, co było duszą człowieka o wrażliwości dziecka. W takich warunkach kurczy się sztuka ludu, która jest wymownym wyrazem poczucia piękna danego społeczeństwa. W parze z tem idzie brak zrozumienia dla sztuki rzeczowej, owa jednostronność wymagań estetycznych miasta, które pozbawione pędu ku upiększaniu życia, nie może wytworzyć sztuk zdobniczych opartych na rodzimych tradycjach. Drzemią one dotąd w okazach zgromadzonych przez „dziwaków”, czułych nie tylko na wysiłki sztuki czysto uczuciowej. Ceramika jest w kraju potrzebną, a staje się modną, więc ma widoki rozwoju. Może być i popularną ze względu na niższą cenę od jakichkolwiek innych wyrobów z dziedziny sztuk dekoracyjnych. Prąd tej mody idzie od Zachodu, który w obecnej dobie rozwija bardzo żywo hutnictwo artystycznego szkła, jako dalszy ciąg techniki naturalnie z ceramiką spokrewnionej. Trudno dziś prorokować w jakim kierunku artystyczno-dekoracyjnym rozwinie się nasze garncarstwo. Fachowcy, którzy pracę poprowadzą są odpowiedzialni nie tylko za stronę techniczną, ale i za zewnętrzny wygląd. Troska o strojną szatę musi być pozostawiona artyście i w żadnym wypadku technik nie może tyranizować i lekceważyć tego, co już było instynktowną tęsknotą pierwotnego garncarza-twórcy. 

Ludowa ceramika jest niezrównanym przykładem przemysłu, który umiejętnie związał formę z materjałem, a ozdobę z formą. Forma wypływa niby samowolnie z czułych palców garncarza i czy ona będzie przysadzistą i pękatą, jak u mieszkańców nizin, czy smukłą, strzelistą, jak u majstrów okolic górzystych, czy wreszcie prosto-ścienną, jakby zbliżoną do naczyń drewnianych, jak u Kurpiów, zawsze jest naturalnym wynikiem własności grudy gliny, która może przybierać najrozmaitsze kształty, raz jędrne i zgodne z zasadami toczenia, to znowu kapryśne narzucające się. Wiejski garncarz umie wyczuć te granice swobody i umie dziełu swej ręki nadać zdecydowaną, a spokojną, nawet miękką linję. Czasami zażłobi powierzchnię rowkiem i rozdzieli naczynie na części, to znowu zagnie ją w kilku miejscach, jednak jej nie pomnie, nalepi wężyk, lub paciorki ale tak, by stały się częścią całości i spełniały rolę dekoracyjną. Podstawa naczynia jest zawsze dostatecznie szeroką w stosunku do wysokości, a wątpliwość gdzie jest szyja, a gdzie noga naczynia, w ludowem garncarstwie nie istnieje i w tem właśnie leży jasne określenie kształtu nie dającego się odwracać. Szyja naczynia jest krótką i silną, odwiniętą na zewnątrz w wyrobach niskich, baniatych, lub smukłą w wysokich, dzbanuszkowatych. 

Estetyczne przyczepienie ucha jest jednym z najtrudniejszych zadań formy garncarskiej. Wyszkoleni artyści mozolą się często w wyszukaniu najstosowniejszego miejsca umieszczenia ucha, któreby służąc swemu przeznaczeniu było utrzymane w ogólnej linji przedmiotu, stanowiło jego ozdobę i było czemś nowem w stosunku do rzeczy już wykonanych. Na tem tle powstają dziwolągi nieokreślone w charakterze, lub nadające się do kucia w metalu, cięcia w kości albo drzewie. Garncarz urodzenia uznaje tylko garncarskie ucho, które ręcznie z gliny ciągnie i przylepia bez jakiejś stałej recepty, zawsze szczęśliwie dla kształtu naczynia. Pomysłowość ludowego zdobienia ceramicznego jest przystosowana do formy i utrzymana w powściągliwości tak ornamentalnej, jak kolorystycznej. Z tego powodu skróty płaszczyzny nie niszczą rytmiki ornamentalnej i nie budzi się przypuszczenie, że powierzchnia może istnieć tylko po to, by dźwigała jak największą ilość możliwie najbarwniejszych ozdób. Technicznie rozporządza garncarz małymi środkami. Pobiałką oblane naczynie i ozdobione ubarwionemi glinami, to cały zasób jego umiejętności. Paleta barw składa się z koloru białego, żółtego i czerwonego, brunatnego, czarnego i zielonego. Niebieskiego tonu nie spotykamy w naszem garncarstwie, z wyjątkiem pewnych okolic na Podhalu, które produkowały majolikę i malowidła na cynowej, białej polewie. W wielu miejscowościach zdobienie w zupełności zamarło, aw innych podupadło i ostało się tylko kolorowe szkliwo jasno żółte, zielone, czerwone lub brunatne. Na tych wyrobach obserwujemy ciekawy sposób polewania, wynikający z technicznych względów, a wspólny bodaj wszystkim garncarzom. Oto dolna część naczynia jest nieoblana szkliwem, które może w punkcie swej topliwości spływać z górnych części przedmiotu i układać się zarębionemi zaciekami, dając swoisty wyraz dekoracyjny, w przeciwstawieniu do matowej nieoblanej powierzchni. Przy tej manierze układamy w piecu garncarskim wyroby jedne na drugich bez obawy, że się nam mogą polepić podczas wypału. Tym sposobem wyzyskujemy należycie miejsce i materjał opałowy. 

Motyw dekoracyjny jest na pokrewnych sobie formach zbudowany wedle zbliżonych prawideł, których uzasadnienie widzimy w dobrem rozwiązaniu ozdoby, okalającej umiarową bryłę. Powstaje on jako wysiłek zbiorowy pewnych okolic iz tego powodu ma jakieś stałe cechy, po których można go rozpoznawać i dzielić na grupy. Wartości indywidualnej pracy są przez lud cenione, budzą zazdrość i naśladownictwo. W ten sposób staje się pewien sens zdobniczy gromadzkim majątkiem, ma cechy właściwe charakterowi ludu i jeśli ulega jakimś wpływom z zewnątrz, to przybiera formę przetransponowaną na swojską nutę. Samo wyprowadzenie techniczne jest sprawne i naturalne, a to nadaje pracy uroku lekkości i bezpośredniości ręcznego wykonania. Treść ornamentu ludowego opartą jest na uszeregowaniu pewnych zasadniczych form natury, którym odebrano wyraz realistycznego tworu i zastąpiono go twórczą wolą. Dlatego też nazwy kwiatu i ptaka wyrażonego przez artystę wiejskiego nie określi przyrodnik, konstelacji gwiazdek nie odszuka astronom, zna je tylko lud i łączy w harmonijną mowę, a tę musimy szanować jako własność wyodrębniającą nasze wartości artystyczne. Wartości te należy kultywować i wyzyskać dla wielkiego przemysłu ceramicznego, który ulegając rodzimym wpływom ludowym, wyróżni się pod względem artystycznym na światowym rynku. 

Tadeusz Szafran

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new