Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
We wszelkich dociekaniach na temat sztuki, bierzemy zazwyczaj pod uwagę dzieła z zakresu architektury, rzeźby i malarstwa, a opuszczamy prócz niezmiernie licznych dokumentów artystycznych zawartych w formach już uznanych, wszystkie inne przejawy, wyrażające uczucie ludzkie, takąż psychikę, lub materyał dostępny zmysłom naszym, które jednak nie zdołały jeszcze uzyskać miana form sztuki, lub form twórczości. Zazwyczaj powodem tego jest albo poziom tych przejawów uważany za niedość artystyczny, lub uzewnętrznianie w nich treści nie według kanonu, nieprzepisowo, zbyt prosto, zbyt jasno i zbyt bezpośrednio.
Z zimną krwią, (która tak często bywa przywilejem niewiadomości), rezygnujemy równie łatwo z dorobku w zakresie filozofii, jak i ze zdobyczy w wyrażaniu, poczynionych n. p. przez bajarstwo lub mimikę. Przez pomijanie zaś takie popełniamy błędy, wskutek których o poznaniu całokształtu twórczości ludzkiej mowy być nie może.
Przyczyną pomijania owych form twórczości jest zapewne fakt, iż żadna z nich nie jest kultywowaną tak wybitnie, jakby tego typowość wymagała, wskutek czego też do potęgi typu nie urosły i nie wzbudziły kaplanów profesyonistów takich, jakimi są artyści malarze w malarstwie, wirtuozi w muzyce i t. d.
A zatem w naszem przekonaniu, o przynależności do świata twórczości artystycznej, a temsamem do świata sztuki, decydują względy przeważnie formalne, a więc niesłuszne.
Z równym bowiem brakiem słuszności a z tymi samymi względami dla strony formalnej, możnaby postawić twierdzenie n. p. takie: człowiek, może być tylko wzrostu średniego; wyższy lub niższy już nim nie jest, bo formalnym warunkom nie odpowiada. Byłby to ten sam nieuzasadniony ukłon w stronę formy, który kosztem treści i istoty rzeczy tak często wykonujemy, pytając najpierw o formę, o znak, o fetysza! Duszy i treści szukamy od strony zewnętrznej. Usiłujemy je poznać okiem, uchem, dotykiem i niemal zębami.
A przecież wiadomo, że strona formalna nie przesądza i nie warunkuje ostatecznie ni treści, ni istoty rzeczy, nawet w encyklopedycznym, a nie dopiero w potocznem pojmowaniu przedmiotu. Podobnie, strona formalna, sposób i technika wykonania, jakość tworzywa i poziom artystyczny w dziele twórczości artystycznej, nie stwarzają, ale też i nie obalają przynależności do świata sztuki. Dowodem tego, t. zw. prymitywy, twórczość starochrześcijańska i byzantyjska.
Być może, że „sukienka" czyli wygląd dzieła sztuki dla tego dochodzi do nadmiernego znaczenia w t. zw. sztukach pięknych, że “absorbuje świadomość naszą za pośrednictwem zmysłów mających swe własne upodobania. Widz nie zawsze o tem pamięta; a mając przeciw swemu krytycyzmowi (uśpionemu urokiem piękna) zewnętrzność dzieła, zapomina o istnieniu jeszcze innej formy twórczości, skoro jej dzieła swym, wyglądem nie wbijają się w uwagę dość silnie.
Ulegając fetysżyzmowi, który sprawia, iż nie widząc artysty zapominamy łatwo o rodzaju twórczości przezeń uprawianej, przestaliśmy liczyć się z istnieniem pewnych form twórczości z tą chwilą, gdy umarł słynny mimik lub bajarz; nie przypuszczamy, by sztuka przez niego uprawiana mogła istnieć oderwana od artysty — oddzielnie. Najpierw szukamy artysty, człowieka, formy, znaku ...fetysza. Dzięki tymsamym skłonnościom, patrzymy na taniec i gimnastykę rytmiczną, jako na nowe przejawy sztuki— dopiero od czasu ukazania się Izadory Duilcan i J. Dalcroze’a.
Z faktu, że prawie wszyscy ludzie ulegają czarowi muzyki i kultywują pieśni i melodye, nie zdajemy sobie dostatecznej sprawy, lecz dalej brniemy w tych samych błędach, które wreszcie doprowadzają do cudacznego poglądu na wartość ludzi, do cudacznej klasyfikacyi i w konsekwencyi do dzielenia ludzkości na kategorye filistrów z jednej, a artystów z drugiej strony. Urobiliśmy sobie przekonanie, że tworzenie artystyczne jest bezkrytycznem uleganiem naporowi popędu twórczego i że krytycyzm jest śmiertelnym wrogiem twórczości. Stąd wszelką kalkulacyę i refleksyę usuwa się poza obręb sztuki zacieśniając go do rozmiarów koteryi. A przecież przyjdzie ten dzień, gdy zauważymy, że każdy, dosłownie każdy człowiek, uczestniczy w pracy twórczej , uprawiając wyłącznie lub okazyjnie, stale lub epizodycznie, ten lub ów rodzaj twórczości artystycznej, posługując się formą uznaną za formę twórczości, lub formą o uznanie walczącą, albo zgoła nową. Wówczas zgodzimy się też i na pogląd, że każdy człowiek jest artystą, bo jest twórcą. Różnicę stanowi jedynie stopień wirtuozowstwa, opanowania formy i środków wypowiadania, oraz stopień aktywności w reprodukowaniu (nie zaś przyjmowaniu ) wrażeń.
Artystyczna twórczość ludzka jest najwyraźniejszym synonimem człowieczeństwa, zgodnie z ogólnie zaobserwowanem zjawiskiem, że gdzie zaczyna się życie ludzkie, tam też powstaje twórcza praca dla sztuki. Wyciągnijmy jeden z nasuwających się wniosków. Sztuka powstaje, gdy się budzi człowiek, umiera zaś, gdy w człowieku rodzi się zwierzę. Artystyczna i twórcza praca, podejmowana w imię sztuki, a będąca wyrazem (najczęściej) bezwiednego hołdu składanego jej majestatowi, jest codziennie i tak powszechnie zachodzącem zjawiskiem, iż tylko zbytniej śmiałości przypisać trzeba usiłowanie uzurpowania sobie godności ambasadorów sztuki, jak to jeszcze niektórzy z pośród t. zw. patentowych i dyplomowych artystów czynią, zwąc w następstwie tego swego przekonania, cale masy ludzkie filistrami. Jest to objaw megalomanii, która nie pozwala widzieć wielkości sztuki, przesłanianej wielkością jej wyznawców. Sztuka musiałaby być mniejszą niż jest, gdyby wybrańcem mógł być tylko „on" lub „ty”, gdyby dla jej kultu wystarczała pewna, ograniczona, szczupła liczba wtajemniczonych. Tymczasem wielkość jej wymaga hołdu ogólnego, odwiecznego jeśli odwiecznym jest człowiek i wiekuistego, o ile wiekuistą będzie ludzkość. To też każdy człowiek, szczęśliwy czy cierpiący, miłując czy nienawidząc, milczący lub rozgłośny, mozoląc się nad stworzeniem harmonii kolorystycznej lub nad zrozumieniem przyczyn i skutków, źródeł i celów, gestem czy okrzykiem, spojrzeniem lub uśmiechem, wśród pieśni albo wśród westchnień, podniecony uczuciem wzniosłem jak i miażdżony klęską, hołd jej składa.
Pomiędzy formą najtreściwszej mowy, a formą najwymowniejszego milczenia, pomiędzy mową milczenia, wyrazistością gestu, wreszcie pomiędzy tępem milczeniem bezmyślności, a milczeniem filozofii, jest wielkie, nieprzejrzane, nie pojęcie różnorodne bogactwo form ekspresyi, wypowiadających bezmiar dusz ludzkich; bezmiar rozciągający się od praczłowieka, po ludzi dzisiejszych i jutrzejszych.
Czemuż więc człowieka umiejącego mówić słowem żywem, kolorem, linią, formą, gestem, zwiemy śmiele artystą, odmawiając podobnego miana temu, kto umie równie wiele powiedzieć milczeniem, spojrzeniem, uśmiechem, lub jękiem. Czyż to tylko „Laokoon" dal nam poznać ból ludzki i ojcowski? Spójrzcie na ulicę. Co krok spotkacie „Niobe", „Maję”, „Umierającą lwicę" lub znów „ Prometeusza”. Co więcej jednak, co krok spotkacie ludzi, którzy to rozumieją, widzą i odczuwają, chociaż brak im patentu.
Wszyscy służą temu samemu celowi. Ci i ci są twórcami, różniąc się nie istotnie, bo tylko formą.
Typowy społecznik jest artystą ideologii praw i doli człowieka, doprowadzając swą twórczą pracę, też do wyżyn wirtuozowstwa. Tworzy układem sił i wartości społecznych, ustosunkowaniem idei w odniesieniu do warunków rzeczywistych, a tworzy wedle przesłanek idealnych. Jest artystą, podobnie jak architekt tworzący ustosunkowaniem masy i formy; jest artystą podobnie jak.malarz, poeta, muzyk, lub aktor, tylko że operuje materyalem innym, wartościami odmiennemi, odrębnem tworzywem, lecz według tych samych praw logiki i harmonii. A ponieważ i logika i harmonia jako współczynniki prawdy są zarazem współczynnikami piękna, (boć bez nich nie dałoby się ono pomyśleć) przeto w rezultacie ostatecznym Solon, Savonarolla, Mara, Tołstoj i Bakunin, są podobnie artystami jak Ibsen i Bramante, jak Matejko i Chopin. Lecz nietylko oni, którzy tworzą, ale i posępny mużyk, lub ekstazujący derwisz, tak samo jak milczący inteligent, lub protestujący robotnik, odczuwają i tworzą: melancholią swej dumki, nieruchomością postaci, zagaszeniem spojrzeń, zaciśnięciem szczęk i tworzą ten sam szereg zapytań nierozwiązanych i tej samej idei — choć jakże różny nieraz — stawiają monument.
Mieliżbyśmy nie uszanować tych żarów i uczuć, które w każdej piersi płoną? Jakiemże prawem wyjątkom tylko udzielałoby się tytułu, do którego wszyscy prawo posiadają? Czy mniej pali ogień, którego nie widzimy? Czyż wolno przypuszczać, że jest on zimnym — jeśli wszystkie warunki pożarom właściwe - zachodzą?
Drogi i sposoby oraz formy, na których i w których ludzkość usiłowała i usiłuje wypowiedzieć swoje marzenia, porywy, sny, radości, zwątpienia i rozpacze, są na szczęście tak liczne, iż każdy człowiek znajdzie w nich tę, dającą wyraz jego uczuciom, jakiekolwiek by one były i jakimkolwiek byłby człowiek.
FRANCISZEK JANCZYK