Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Wstęp: Literatura o Piotrze Michałowskim


.Jest w tem coś niewymownie tragicznego, że największy niemal talent malarski sztuki polskiej XIX-go wieku, pierwszy jej romantyk i jedyny w historji polskiego malarstwa prekursor dążeń europejskich, był artystą, skazanym na wieloletnie tęsknoty za wolnem prawem wykonywania umiłowanego zawodu. Przeciążony sprawami, żądającemi bezwzględnej opieki jego przenikliwej myśli i mocnego charakteru, nie zdołał wykonać ani jednego z wielkich dzieł, które rodziły się w jego fantazji, fugą niesłychanych napięć uczuciowych wylewały się na papier i na płótno i w tych ledwie narzuconych szkicach gasły, bo nie było czasu ich wykończyć. Tragiczne jest, że krzywda ta stała się właśnie sztuce polskiej, tak ubogiej na początku XIX-go wieku.

I nie na tem koniec. Dziwny los ukrył dzieła Michałowskiego w rękach rodziny, a tem samem wyrwał z biegu życia polskiego. Więc i tego Michałowskiego, który dzieł swoich nie kończył, ale tworzył ich genjalne szkice, nie poznano. A brak w ówczesnej polskiej sztuce artysty, niemal jedynego, rozumiejącego sens i istotę malarstwa, spowodował fatalne skrzywienie w pojmowaniu zadań i celów sztuki. Zawisło ono nad plastyką polską dziewiętnastego wieku i nie pozwoliło docenić ludzi takich, jak Rodakowski czy Aleksander Gierymski. Gdyby bujna i samorzutna indywidualność Michałowskiego stanęła u progu wieku i dziełem swojem nauczyła patrzeć na sztukę i ją rozumieć, malarstwo polskie XIX-go wieku posiadałoby mniej zapóźnionych momentów w stosunku do sztuki europejskiej. Michałowskich poza Polską posiadała tylko Francja. Postaci, jemu równej nie posiadał ani romantyzm niemiecki, ani ówczesne Włochy. Nawet Anglja, która w twórczości swojej, nie znającej, niestety, ciągłości, wyprzedziła w dziele Constable’a, Turnera i Bonningtona to, co mocne i logiczne w konsekwentnym rozwoju form powstawało we Francji, romantyka typu Michałowskiego nie posiadała.

Niestety, o Michałowskim artyście nie wiedziano nic. Człowiek czynu i zasług społecznych przesłonił artystę nawet w oczach ludzi najbliższych. Poza kręgiem rodziny i kilku przyjaciół - nikt w Polsce artysty naprawdę nie znał. I to, nie bacząc na istotną jego sławę we Francji. Kiedy Edward Rastawiecki w roku 1857-ym drukował trzeci tom swojego Słownika Malarzów Polskich, mógł był w ,,Przydatkach i Uzupełnieniach", pod literą M, umieścić nieżyjącego już od dwóch lat Michałowskiego. Rastawiecki drukował życiorysy malarzy dopiero po ich śmierci. O istnieniu tego artysty musiał jednak wiedzieć niewiele, skoro umieścił go w ostatnim dodatku, zatytułowanym „Ostatni przyczynek wiadomości, w ciągu druku tego tomu przybyłych". Poza kilkoma datami, otrzymanemi od rodziny, wydrukował to tylko, co wyczytał we wspomnieniu pośmiertnem, umieszczonem w „Czasie" w czerwcu 1855 roku przez Pawła Popiela. Własnej charakterystyki artysty nie podał. W katalogu, o innych artystach zwykle bardzo obfitym, przy Michałowskim wyliczył zaledwie dwie pozycje - trzy akwarele, znane mu w Warszawie. Podał natomiast notatkę, że już w 1841 roku, w Historji Malarstwa Niemieckiego, hr. Atanazy Raczyński wspomniał o Michałowskim i że Nagler w Słowniku Malarzy cytuje nazwisko artysty. W istocie, najwcześniejsze znane nam wiadomości o Michałowskim - artyście ukazały się w języku obcym. Hr. Raczyński w pracy swojej „Histoire d el’Art moderne en Allemagne", w tomie trzecim, wyliczając kilkunastu polskich malarzy, pisze o Michałowskim: „Akwarele Michałowskiego, przedstawiające konie zaprzęgowe, wnętrza stajni i inne tego rodzaju tematy, posiadają sławę europejską". Nagler, w Słowniku, wydanym w roku 1840-ym (praca Raczyńskiego zaczęła wychodzić w roku 1836), wymienia malarza Michajłowskiego z Polski i w notatce powołuje się na Raczyńskiego: „Michajłowski, malarz z Polski, obecnie żyjący znakomity artysta, poświęcił się malarstwu w latach już dojrzałych, około roku 1830, w krótkim jednak czasie doszedł do wielkiej doskonałości w malowaniu zwierząt. Hr. Raczyński sądzi, że artysta w chwili obecnej doszedł do najwyższej doskonałości... Michajłowski mieszka w Paryżu i dzieła jego są na wszystkie strony poszukiwane przez miłośników". Czy te jedyne, znane nam wzmianki o twórczości Michałowskiego,  drukowane za jego życia, doszły do społeczeństwa polskiego, trudno dzisiaj osądzić. Należy raczej wnioskować, że nie.

Pierwszą wiadomością, jaka o twórczości malarskiej Michałowskiego przeniknęła do szerokiej publiczności polskiej, było wspomnienie pośmiertne, ogłoszone w „Czasie" w r. 1855 przez Pawła Popiela. Popiel był zaledwie o siedem lat młodszy od Michałowskiego. Łączyły go z artystą osobiste stosunki. We wspomnieniu, poświęconem niemal wyłącznie zasłużonemu obywatelowi, Popiel opowiada o wszystkich obywatelskich cnotach artysty, a wśród nich wylicza jego „genjalne zdolności" malarskie. Nie podkreśla ich zbytnio. Traktuje je, jako jeden z wielu talentów wszechstronnego człowieka. Wprawdzie podaje rozpowszechnioną, widać, wówczas wersję, że „po śmierci Géricaulta, Michałowski, uznany pierwszym malarzem koni, przechodzi do europejskiej sławy i miłośnicy sztuki rozrywają sobie po niesłychanych cenach genjalne szkice, które łatwa a dobroczynna ręka puszcza na cele miłosierdzia", - ale we wspomnieniu, zajmującem w wydaniu książkowem pięć stron druku, pracy artystycznej poświęca zaledwie te kilka wierszy. 

O wiele większe zrozumienie dla znaczenia talentu Michałowskiego wykazuje tenże Popiel w swoich pamiętnikach, zaczętych jednak dopiero w roku 1879, więc 24 lata po śmierci artysty. Wydane w roku 1927, pozostały bez znaczenia. Cytujemy je, żeby wykazać, jak wielkiego mniemania był Popiel o artyzmie Michałowskiego i jak niewiele z tego mniemania wypowiedział we wspomnieniu pośmiertnem. Charakteryzując Michałowskiego, jako Naczelnika Rady Administracyjnej na W. Księstwo Krakowskie, pisze: ,,Piotr od lat najmłodszych odznaczał się szczególną do nauk pracą i zdolnością, ale odznaczał się także oryginalnością i ostrością dowcipu, która objawiała się nietylko słowem, ale i ołówkiem. Obok zdolności wszelkiego rodzaju górowała zdolność do rysunku, który odrazu zdradzał genjalność... Ani grecki, ani łaciński język, ani hiszpański, ani angielski nie przeszkadzały mu głęboko uprawiać muzyki, a nie przeszkadzały także rysunkowi i malarstwu; pełne teki z owego czasu świadczą, jak ta wyjątkowa natura na wszystko starczyła... Wyrzucony z urzędowego życia, zyskuje wolność oddania się sztuce: bawi 8 lat w Paryżu i wtedy to powstały te niezliczone, genjalne, nieszczęściem rzadko płótna, częściej ze szkicami kartony, które podziwiano, rozrywano, a które dlatego mniej znane, że pietas, czy zazdrość familijna trzyma je w zamknięciu. Kiedyś historja sztuki polskiej osobny Michałowskiemu poświęci rozdział". Szkoda, że zdanie to napisał dopiero 24 lata po śmierci artysty. 

Drugi rówieśnik Michałowskiego, kolega z czasów pracy w górnictwie, Leon Sapieha (ur. w 1803-im), we Wspomnieniach swoich, pisanych już w trzeciej ćwierci XIX-go wieku, pisze o Michałowskim zaledwie, że „był to człowiek niepospolitych zdolności i energji", dalej, że „oddział hutniczy Książe Lubecki oddał Piotrowi Michałowskiemu. Ten kończył nauki w Getyndze, gdzie się specjalnie oddawał nauce języków starożytnych. Naturalnym rozumem i pracowitością prędko się w nowe czynności wdrożył, energją położył koniec kradzieżom i innym nadużyciom, jakie się działy pod ministerjum spraw wewnętrznych''. O artyście nie daje ani słowa wzmianki. 

Nekrolog, który ukazał się wkrótce po śmierci w poważnym sześciotygodniku poznańskim „Przegląd Poznański", wspomina przedewszystkiem o człowieku zasług społecznych. Pisze jednak i o artyście, traktując malarstwo, jako zajęcie całkowicie uboczne. ,,Po upadku sprawy (r. 1830) emigrował do Francji i tam dał się poznać jako znakomity artysta. Jego konie wodnemi farbami doszły wysokiej wziętości. Próbował także z niemałem powodzeniem sił swoich w rzeźbiarstwie". I tutaj dodaje kilka słów, charakteryzujących stosunek współczesnych do artysty: „Całe życie Michałowskiego przedstawia wzór wierności dla obowiązku i gorliwości obywatelskiej, a uderza tudzież pociąga wdzięcznemi sukcesami w zawodzie sztuki". Autor nekrologu nazywa tęsknotę całego życia artysty „wdzięcznemi sukcesami". 

W mowie pogrzebowej, wygłoszonej w Paryżu, w kościele Wniebowzięcia, ks. Jełowicki, pozostający pod bezpośrednim wpływem rodziny i znający życie artysty w Paryżu, wyliczając wielkie zasługi obywatelskie Michałowskiego, mówi z emfazą również i o jego sztuce. „Wspomnę więc raczej o sztuce, której pamiątki po nim pozostały i długo żyć będą. Chcę mówić o malarstwie jego. Od dzieciństwa w niem rozmiłowany, a zadziwiający, przybywszy do Paryża, chciał być jeszcze uczniem, lecz za pierwszem poruszeniem pendzla mistrz jego uznał go swym mistrzem, i jak słońce, któremu nikt nie przeczy, chyba ślepy, na całym widnokręgu sztuki zajaśniała odrazu Michałowskiego malarska sława. Płodność niesłychana tego zadziwiającego swoją śmiałością, łatwością i żywotnością pendzla, rozrzuciła po całym świecie arcydzieła jego, wnet rozchwytywane po cenach, jakie mu się nakładać podobało". I tutaj mówca przechodzi już do swoistego wartościowania twórczości artystycznej: „Cenił malarstwo nietylko jako sztukę, lecz jako umiejętność i tak się w niem kształcił, by zostać, jak się sam wyrażał, malarzem narodowej chwały. Czego się tknął, to pod jego mistrzowską ożywało ręką, papier, płótno, glina, również bowiem biegłym był rysownikiem, malarzem i sznycerzem, ale najwięcej wsławił się tem, co najwięcej posługiwało Polakom do wojennej sławy, rozsławił się w koniach". Ks. Jełowicki wartość sztuki Michałowskiego widzi nadewszystko w jej znaczeniu społeczno-narodowem. 

Dziwne jest, że Leonard Chodźko, którego rękopiśmienny, po francusku pisany, krótki życiorys Michałowskiego znajduje się w Bibljotece Rapperswylskiej, nie umie również wyjść poza epokę paryską i powtarza tylko to, o czem już pisaliśmy: „Emigré en France en 1832 Michałowski parvient a se créer une reputation européenne avec le dessin des chevaux et les scėnes militaires, qui d’apres Popinion de Charlet et d’Horace Vernet, le rangeaient parmi les premiers peintres de ce genre. Ses aquarelles dignes de Vouwermann et Géricault (wyraz nieczytelny) par les amateurs de Paris et de Londres et deviennent chaque jour d’un prix plus elevé". 

Rzecz również charakterystyczna, że niemal wszyscy współcześni, nawet ks. Jełowicki w mowie pogrzebowej, mówią o wielkich cenach, jakie Michałowski osiągał za dzieła swoje w Paryżu. Jakgdyby ceny, płacone za dzieła artysty za jego życia, decydowały istotnie o wielkości talentu. Sprawę cen udało nam się zresztą w pewnej mierze ustalić. W zbiorach p. Dominika Łempickiego w Warszawie znajdują się dwa arkusze papieru do rysunku, złożone w ćwiartkę, na których widnieją, ułożone pod sobą od góry do dołu, maleńkie szkice rysunkowe. Obok każdego szkicu widać napis, a pod nim ceny. Napisy, dające się łatwo odcyfrować, są nazwiskami znanych handlarzy obrazów, jak Durand Ruel czy Giroux, o których Michałowski wspomina w swoich listach. Cyfry oznaczają sumy franków, zapłacone za dany obraz czy rysunek. Nie może ulegać wątpliwości, że są to notatki artysty, wyobrażające obrazy już sprzedane albo te, które u niego zamawiano, obok zaś ceny. I więcej. W liście, pisanym, wr. 1853, pani Michałowska, pragnąc znaleźć kapitał na utrzymanie ufundowanego przez Michałowskiego zakładu dla biednych chłopców, pisze do Francji: „Niech się Mama dowie, czy teraz akwarele są w Paryżu tak pokupne, jak wtenczas, kiedy się parę koni Mikaloski na arkuszu papieru sprzedawało po 1000 fr., bo to czasami idzie..." Wnioskując więc z notatek rysunkowych iz tego listu, ceny wahają się od 20 do 500 lub 1000 franków. Jeżeli przyjmiemy pod uwagę, że Michałowski płacił za czteropokojowe mieszkanie w Paryżu rocznie franków 400 (według listu pani Michałowskiej), to ceny, osiągane za jego dzieła, były bezsprzecznie wysokie. Jeżeli ceny te porównamy z cenami Géricaulta, który za rysunki i szkice otrzymywał od 20-1000 franków, to przekonamy się, że za akwarele Michałowskiego płacono w przybliżeniu tyle, ile za rysunki, a nieraz i za obrazy Géricaulta. Będzie to dowodem, że płacono za nie dużo, nawet bardzo dużo, ale nie dość wiele, aby legendę czynić z cen, a nie z walorów twórczości artysty. 

W roku 1857-ym ukazał się trzeci tom „Słownika Malarzów Polskich" E. Rastawieckiego. Rastawiecki rozpoczyna życiorys Michałowskiego słowami: „Jeden z najznamienitszych tegoczesnych polskich malarzy, rozgłośnej europejskiej sławy". Ale, jak już to zaznaczyliśmy, twórczości Michałowskiego nie zna. Umie zacytować zaledwie dwie akwarele, wyobrażające dyliżanse, i jedną z orzącemi wołami. Podaje natomiast po raz pierwszy wiadomość o działalności malarskiej w epoce poparyskiej, o pracach, wykonywanych w Krakowie i w Krzysztoporzycach, o planach do wielkich kompozycyj wojennych i o sali hetmanów. I znowu powtarza za innymi, że „genjalne jego szkice zaczęły być poszukiwane, wnet je już przepłacano, a lubownicy, zwłaszcza angielscy, rozrywali je po niesłychanych cenach". 

W roku 1858, więc rok po Rastawieckim, ks. Łętowski, przyjaciel rodziny, który wygłaszał mowę pogrzebową nad trumną ojca Michałowskiego i nad trumną artysty, podał w „Bibljotece Warszawskiej" bardzo dokładny „Rys życia Piotra Michałowskiego". Życiorys pisany jest w charakterze życiorysów Vasariego - stara się stworzyć legendę, do prawdy dołącza anegdotę, ale artystyczne prace Michałowskiego omawia dokładniej, niż to czyni Rastawiecki. „W lat dwanaście wieku" - pisze ks. Łętowski -„czytał z upodobaniem klasyków i rozwiązywał z łatwością zadania matematyczne. Rysował konie chciwie i składał kompozycje muzyczne ciekawe. Przerysowaną akwarelę Orłowskiego, hetmana na koniu, nie mogła rozeznać dyrekcja szkoły sztuk pięknych od oryginału. W pracowni Charleta w mgnieniu oka tak skreślił ułana na koniu, że obecni artyści przyznali mu pierwszeństwo przed Vernetem i zmarłym niedawno Géricaultem. Pięć lat potem bez przerwy rysował, malował, rzeźbił (z Charletem i Marochettim, dając im rady i poprawiając ich prace)". Kiedy namalował czy wyrzeźbił Napoleona, to „do tego stopnia odgadł go wieszczym duchem, że starzy towarzysze napoleońskiej sławy, marszałek Foult i generał Fabrier, twierdzili, że nie oddał nikt tak dobrze prawdziwej postaci zmarłego cesarza". Wśród tych zdań „prawdy i zmyślenia", on pierwszy podaje wiadomość o pracach, wykonywanych w latach 1835-37. „Bogaty pendzel jego rodził pod te czasy i wizerunki starców, branych z natury, napoleońskie bitwy pod Smoleńskiem i Mozajskiem, wjazd Bolesława Śmiałego do Kijowa, hetmanów, wodzów i t. p." I o dalszych latach pisze: „wtedy przeniósł się na wieś z pracownią swoją, malując sielskie i rodzime sceny: górali naszych, żydowskie postacie, przytem rycerskie spotkania, napoleońskie bitwy i mnóstwo wizerunków różnych". Nawet za czasów piastowania urzędu Prezesa Rady Administracyjnej, zdaniem jego, dużo malował: „Pomimo urzędowania, wymagające obecności każdego dnia w mieście, na wioskę nie zapomniał, a pendzel jego zawsze w robocie i skakały po dawnemu krówki i koniki po płótnie". A jednak i ks. Łętowski, do zawodu malarskiego odnoszący się poważnie, nie zapomniał zająć stanowiska typowego dla większości współczesnych i dodać zdanie zasadnicze: „Malarstwo i muzyka były mu ozdobą życia, ale nie celem życia, znając dobrze powołanie człowieka i obywatela".

Już po ukazaniu się wspomnień w „Czasie", w „Przeglądzie Poznańskim" w „Bibljotece Warszawskiej", jedyny przyjaciel Piotra Michałowskiego, Maksymiljan Oborski, zamierzając widocznie napisać dużą pracę o życiu artysty, ułożył pełny plan życiorysu „Skazówki do ułożenia żywota Piotra Michałowskiego". Rękopis, pożółkły i uszkodzony od ognia, znajduje się w zbiorach p. Róży Michałowskiej w Krzysztoporzycach. Jest to skrót, opisujący na czterech stronicach dużego arkusza całe życie, podzielone na dziewięć okresów, według dat, zajęć i miejsca zamieszkania. Opisane są lata młodości i studjów, lata pracy urzędniczej, pobytu w Paryżu i tamtoczesnej twórczości, dalej lata pracy malarskiej w Krzysztoporzycach, w Bolestraszycach, wreszcie działalność społeczno-polityczna w ostatnich latach życia. Przy każdym niemal okresie wskazane są nazwiska osób, które mogą dostarczyć szczegółów, dotyczących poszczególnych okresów życia. Rękopis nosi u dołu napis: „Kałuszyn - Proszów, Oborski". Oborski nie wyróżnia żadnej specjalnej dziedziny działalności, ale w okresie trzecim - w Paryżu, czwartym - w Krakowie, piątym - w Krzystoporzycach, szóstym - w Bolestraszycach, mówi o zajęciach malarskich. Znaczenia ich nie podkreśla, ale ustanawia ich ciągłość przez lat szesnaście, to znaczy od roku 1832-go do 1848-go. Skrót ten posłużył niezawodnie córce artysty, jako podstawowy plan jej studjum o ojcu.

W roku 1867, więc już dwanaście lat po śmierci artysty, pojawił się w „Tygodniku Ilustrowanym" artykuł, wypowiadający się zdecydowanie przeciw znaczeniu Michałowskiego, jako artysty. Artykuł ten kończy się słowami: „Cześć jego imienia przetrwa niewątpliwie długie lata, chociażby o dziełach jego artystycznych z czasem zapomniano". Słowa te charakteryzują stosunek wszystkich współczesnych do niezrozumianego artysty - wszyscy bez wyjątku uważają sztukę za dodatkową sprawę jego życia, wbrew jego najgłębszym i najprostszym pragnieniom. Jeszcze w roku 1892 Władysław Łuszczkiewicz w studjum, zatytułowanem „Karta z Dziejów Polskiego Malarstwa z doby, poprzedzającej jego rozwój", pisze na str. 33: „Nie zapomni się Piotra Michałowskiego, artysty-amatora, dzielnego męża stanu. Jego szarże ułanów, jego utarczki posiadają energję rysunku, połączonego z prawdą i tą brawurą pędzla, która jedynie da się porównać z francuskim Géricaultem. Szkoda, że amator i bogaty pan". 

Taki stosunek do Michałowskiego przetrwał przez cały wiek XIX-y, a skutkiem takiego stosunku było wykreślenie twórczości Michałowskiego z biegu polskiego życia.
Dopiero na wystawie retrospektywnej, urządzonej we Lwowie w 1894-ym roku, gdzie pokazano dwadzieścia sześć obrazów olejnych, dwadzieścia akwarel i dwadzieścia cztery rysunki, społeczeństwo polskie i artyści poznali twórczość wielkiego malarza. Prof. Bołoz Antoniewicz, jedna z najszlachetniejszych postaci wśród polskich historyków sztuki, napisał we wstępie znamienne słowa: „Osobną drogą, bo drogą genjusza idzie Piotr Michałowski/prawdziwy i chyba pierwszy genjusz w rozwoju sztuki polskiej. Do tej osobistości niezwykłej, do tej natury szczerej, świeżej, nawskroś oryginalnej i głębokiej, potężnej we wszystkiem, czego się swą energiczną dłonią dotknęła, niepodobna przyłożyć tej drobnej skali, którą się mierzy talenta o znaczeniu wyłącznie przejściowem, historycznem. Stanowisko i znaczenie Piotra Michałowskiego w sztuce polskiej jest absolutne, nie historyczne".

Od tej chwili Michałowski został wcielony do sztuki polskiej, ale jeszcze nie do polskiego życia - jeszcze nie został zrozumiany. Dzieło wnikania twórczości jego do polskiej umysłowości odbywa się powoli, odbywa się po dzień dzisiejszy. Za Bołoz Antoniewiczem poszedł Jerzy Mycielski. Studjum o Michałowskim w książce „Sto lat malarstwa polskiego'‘ jest, nie bacząc na chaotyczność opisu, pierwszem umiejętnem ujęciem postaci Michałowskiego, oświetlonej i scharakteryzowanej z wielkiem zrozumieniem epoki i człowieka.

I teraz zachodzi rzecz niezmiernie dziwna. Historycy sztuki zrozumiali już wielkość Michałowskiego i starali się ją scharakteryzować. Czyżby nie zrozumieli jej właśnie artyści? Jaki był stosunek do Michałowskiego jego ostatniego kontynuatora - Juljusza Kossaka? Feliks Jasieński w krótkiem entuzjastycznem słowie wstępnem do reprodukcji, umieszczonej w albumie „Sztuka Polska", w r. 1904, pisze: „Zrozumieli zapewne ci zwiedzający (wystawę 1894-go roku), dlaczego znawcy francuscy i angielscy rozchwytywali te dzieła, o których z zachwytem mówił Juljusz Kossak" (zmarły przed pięcioma laty, w 1899 roku). Więc Kossak zachwycał się dziełami Michałowskiego. Ale kiedy je poznał? Wielki krytyk i malarz Witkiewicz w pracy swojej o Juljuszu Kossaku nie pisze o zależności Juljusza od Michałowskiego. O Michałowskim wyraża się z wielkiem uznaniem, nazywa go „jednym z wielkich talentów sztuki polskiej", podkreśla jego „jasne i szczere pojmowanie natury i odtwarzanie jej bez żadnych sztuczek najprostszemi i najskromniejszemi środkami". O filjacjach z Kossakiem nie wspomina. Cytuje natomiast zdanie przyjaciela Kossaka, Marcina Olszyńskiego: „Nie macie dziś pojęcia, jak sztuka polska wyglądała przed rokiem 1850 - było poprostu nic" - i zdaniu temu nie przeczy, owszem, kontynuuje myśl, kiedy pisze: „W tej nicości talent Kossaka zjawia się, jak meteor". A przecież w dniu śmierci Michałowskiego Kossak, urodzony w 1824 roku, miał już lat trzydzieści jeden. W latach 1844-50 nie wyjeżdżał już z kraju, ale pozostawał w Polsce, na wsi, u Juljusza Dzieduszyckiego, wielkiego miłośnika koni. Czyż można przypuścić, aby Kossak, malarz koni, mieszkający u miłośnika koni i przebywający w sferach arystokracji, nie słyszał o twórczości Michałowskiego, będącego w tych latach Prezesem Rady Administracyjnej w Krakowie? Twórczość Juljusza Kossaka daje na to odpowiedź przeczącą - znał go niezawodnie i ze sztuki Michałowskiego czerpał natchnienie dla własnej twórczości. 

Znowu więc trzeba było bronić niedocenionego artystę. Feliks Jasieński we wspomnianem już słowie wstępnem ujmuje się za nim. „.Michałowskiemu działa się i wciąż dzieje krzywda. Artyści, nawet najznakomitsi i nieliczni znawcy, nazwisko to wymawiali oddawna i wymawiają ze czcią należną. Ogółowi jest prawie zupełnie nieznanym i takim dla niego pozostanie przez długi szereg lat, t. j. do czasów narodzenia się i rozwinięcia kultury artystycznej w Polsce". I artykuł swój kończy skargą: „Niestety. I tego mistrza działalność, pomimo naszych zabiegów, należycie odzwierciedlona w naszem wydawnictwie być nie może". Do kogo zwrócona jest skarga, nie wiemy. Ale wiemy, że głębokiej kulturze artystycznej i wielkiej miłości Feliksa Jasieńskiego dla sztuki udało się stworzyć kult Michałowskiego naprzekór tym, nawet wśród najwybitniejszych, którzy go nie rozumieli.

Wreszcie w roku 1911-ym ukazał się w druku życiorys, zatytułowany ,,Piotr Michałowski", wydany w Krakowie, obszerna, rozumna praca, napisana przez córkę artysty, Celinę, zakonnicę klasztoru w Jazłowcu, ukrywającą się pod literami N. N. Książka ta, oparta bezpośrednio na zapiskach Maksymiljana Oborskiego, pozostanie na zawsze podstawowym zarysem życia, obywatelskiej pracy i artystycznej twórczości Michałowskiego. Córka artysty rozumie doniosłość twórczości artystycznej ojca, omawia ją szeroko, daje wiele dat, znanych nam już częściowo z notat Rastawieckiego czy Oborskiego, ale nie daje analizy twórczości Michałowskiego, nie wykazuje ciągłości jego pracy; ujmuje go również, jako człowieka wielostronnego, w którego życiu wielką rolę odegrała twórczość malarska. 

Zadaniem naszego studjum jest określenie Michałowskiego wyłącznie jako malarza i zapoznanie z nim społeczeństwa polskiego i miłośników europejskich. Staramy się wykazać, że pragnienie pozostania wyłącznie malarzem było dominującą tęsknotą jego życia i że sztuką swoją wybudował sobie istotny, najtrwalszy pomnik.

Henri Focillon w swojej znakomitej pracy „La peinture au XIX-ème et XX-ème siècle", wydanej niedawno, bo w 1928-ym roku, pisze o Michałowskim: „On doit donner une place à part a Michałowski, de Cracovie, eleve et ami de Charlet, qu’il connut a Paris en 1932. Géricault l'eut aime. II a la touche grasse, forte et qui prend la forme. Ses hussards bleus, ses uhlans rouges, ses marchés aux chevaux sont d’une succulante qualité, d’un ton riche et vibrant" i dalej: „L’art de Rodakowski et de Michałowski suffirait presque à definir l'école". Tak wysoko ocenia sztukę Michałowskiego jeden z najbardziej współczesnych historyków malarstwa europejskiego dziewiętnastego i dwudziestego wieku.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new