Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Mówiąc o badaniach archeologicznych, prowadzonych na ziemiach polskich, Kołaczkowski podaje, że były:
„naczynia gliniane zwane urny czyli popielnice, dzbany, garnuszki, miseczki, lampki znajdywane w grobach pogańskich, z czego wnosić można, jak dawno u nas garncarstwo uprawiano. Jedne widocznie lepione były od ręki, inne, późniejsze świadczą o użyciu koła garncarskiego”.
Bardziej dokładne wiadomości, dotyczące wyrobów glinianych, wykonywanych na ziemiach polskich w czasach przedhistorycznych, znajdujemy w pracach naszych archeologów, a jakkolwiek nie będziemy zgłębiali treści tych prac, to jednak chętnie zanotujemy, że okazy naczyń glinianych przedhistorycznych znaleziono u nas wśród wykopalisk w Krakowskiem, w Kieleckiem, w Tarnobrzeskiem, na Pokuciu, pod Brodami, w Poznańskiem, w Żnińskiem i t. d ., a więc poszukiwania, w różnych okolicach Polski dokonane, stwierdzają, że wyrób naczyń glinianych znany był na ziemiach polskich już w czasach przedhistorycznych.
Odwieczne więc na ziemiach polskich garncarstwo rozwijało się za panowania Piastów w dalszym ciągu, przyczem pierwotnie wszystkie wyroby gliniane były jedynie wypalane, bez żadnej glazury, czyli był to okres wytwarzania wyrobów glinianych matowych.
Po tych matowych wyrobach przyszła kolej na wyroby takie same co do masy, jak poprzednie, pokryte już jednak niezmiernie cienką warstwą glazury, jakby lśniącym naskórkiem. Naskórek ten, zwany w garncarstwie lustrem, składał się głównie z krzemionki, stopionej z dodaniem potażu lub sody i zawsze zabarwionej tlenkiem metalicznym, bądź to dodanym sztucznie, bądź też znajdującym się w samej masie glinianej. Wyrób przedmiotów glazurowanych tworzył już wówczas drugi okres w dziejach wyrobów glinianych.
Wielkim postępem w garncarstwie było zastosowanie w XII wieku polewy ołowianej, takiej, jak w dzisiejszych najzwyklejszych garnkach wiejskich, stanowiącej twardą, szklistą powłokę, która wzmacniała sam ą masę glinianą i robiła ją nieprzepuszczalną. Wyrób tych naczyń polewanych rozpoczął trzeci okres w historycznym rozwoju garncarstwa.
Począwszy od XII wieku coraz częściej słychać już w Polsce o wyrobach z gliny, a zwłaszcza o wyrobach garncarskich, które z biegiem czasu stają się znane nawet zagranicą. Za czasów Kazimierza Wielkiego dochodzi do tego, że statki naładowane garnkami, wyrabianemi w Krakowie i jego okolicach, idą z Krakowa Wisłą do Gdańska, skąd garnki te wywożone są poza granice Polski.
Nietylko jednak garnki wyrabiano u nas z gliny w tych odległych czasach. Po licznych świątyniach naszych istniały przeróżne ozdoby, a więc ornamentacje, płaskorzeźby, czy figury wykonane z gliny i wypalone, czasem całkowicie, czasem częściowo tylko glazurowane, często pochodzące z bardzo odległych czasów. Trudno dzisiaj wyliczyć te zabytki, na które przez długie lata nie zwracano, prawdopodobnie, uwagi, wobec czego ginęły one bezpowrotnie przy wszelkich odnawianiach i przebudowach dawnych świątyń naszych, przez nikogo nierejestrowane i nieopisane; jeśli jednak przechowały się jeszcze gdzie niegdzie rzadkie okazy tej dawnej sztuki zdobniczej, to już przeważnie są one znane badaczom i miłośnikom naszej dawnej ceramiki, przeważnie są już opisane i odrysowane.
Nie będziemy starali się, aby podać na tem miejscu wiadomości o znajdujących się jeszcze po dawnych kościołach naszych ozdobach i przedmiotach, wykonanych z gliny w odległych czasach, zanotujemy jednak, że w kościele podominikańskim w Sandomierzu, fundowanym przez Leszka Białego w roku 1208, są drzwi boczne, stanowiące arcydzieło wyrobu z gliny palonej, częściowo polewanej. Staranność wykonania wszystkich szczegółów i ozdób tego portalu jest zadziwiająca; głowy, liście wypukłe, a nawet ozdoby ryte, skutkiem dobranego materjału i należytego wypalenia, przez kilkaset lat zachowały się w pierwotnej swej czystości. Świadczy to wymownie, że umiano już wówczas w Polsce wykonywać nietylko dobre garnki, ale również kunsztowne ornamentacje, mające zastosowanie w budownictwie. W Tarnowie, w kościele św. Marcina, znajduje się płaskorzeźba z gliny, powleczona glazurą, przedstawiająca N. Marję Pannę z Panem Jezusem na ręku i pochodząca z XV wieku. W Wrocławiu, w kościele św. Wincentego, można zobaczyć grobowiec Henryka Pobożnego, księcia śląskiego, zmarłego w roku 1241, wykonany z gliny palonej.
Jakkolwiek, jak nadmieniliśmy wyżej, garnki polskie wywożono zagranicę już za czasów Kazimierza Wielkiego, co świadczy bezwzględnie o wysokiej wartości tych garnków, to jednak jest rzeczą niezmiernie charakterystyczną, że słowo „garncarz” było w owych czasach naogół w Polsce niemal nieużywane, a w niektórych okolicach, jak naprzykład na Mazowszu, w prost nieznane. Rzemieślnik, zajmujący się wyrobem przedmiotów z gliny, nazywał się powszechnie zdunem i musiał umieć zarówno piec zbudować, jak i garnek ulepić, kafle i dachówkę robić, a może i figurę jaką lub płaskorzeźbę sformować i wypalić. Nie mogło się więc, jak widać, długo wyodrębnić garncarstwo w oddzielne rzemiosło od zduństwa, a wyrazy „garncarz” i „zdun” długo pozostawały synonimami. Niezależnie od tego w XVI stuleciu garncarstwo polskie odgrywa już dość poważną rolę, a jakkolwiek nie rozwija się w tym czasie technika produkcji, a ulepszenia, poczynione w dziedzinie garncarstwa włoskiego, czy francuskiego, tylko minimalny wpływ wywarły na jakość wytwórczości polskiej, to jednak wyroby garncarskie wciąż jeszcze należą do tych nielicznych przedmiotów, jakie wywożono w tych czasach z Polski zagranicę.
Wielkie partje garnków naszych wywożono do Gdańska, skąd następnie szły transporty do Danji i Szwecji, a jednocześnie rozwożono naczynia gliniane, wykonane w naszych wytwórniach, po całych Prusach.
W ogóle trzeba zaznaczyć, że w XVI stuleciu garncarstw o w Polsce było bardzo rozpowszechnione: w księgach poborowych i w ilustracjach można znaleźć przeszło osiemdziesiąt osad miejskich, w których istniały warsztaty garncarskie, a jednem z największych ognisk ówczesnej wytwórczości garncarskiej był Kraków, gdzie garncarze zajmowali cały kwartał, zwany kwartałem garncarskim — quartali figulorum. Poza majstrami, których liczono do dwudziestu, była tam cała masa czeladników, „towarzyszami” zwanych, uczniów, oraz zwykłych robotników, czyli robieńców, używanych do kopania gliny, przywożenia tej gliny i drew opałowych do warsztatu, wreszcie wykonywania wszelkich robót, niewchodzących w zakres właściwego garncarstwa.
Garncarze krakowscy używali gliny, kopanej na gruntach miejskich na Błoniu, w prost cegielni, wzamian za co obowiązani byli płacić do kasy miejskiej po 12 groszy rocznie, nadto powinni byli własnym kosztem zasypywać doły, powstałe wskutek wybrania gliny. Poza Krakowem rozwinięte było garncarstwo w województwie krakowskiem w Lipnicy, w Kentach, w Skawinie, w Myślenicach, w Porembie, w Zalesie i w Regulicach podgórskich.
Wielkiem stosunkowo ogniskiem przem ysłu garncarskiego była w województwie Sandomierskiem Iłża, a dalej Łagów w górach Świętokrzyskich, w którym do dziś dnia istnieją kopalnie gliny garncarskiej. W województwie lubelskiem rozwinęło się garncarstwo w Parczowie i w Urzędowie, na Mazowszu było kilka ośrodków tej wytwórczości, a mianowicie Przasnysz, Czersk, Stanisławów, Łęczyca. W Wielkopolsce najwięcej warsztatów garncarskich liczył Poznań, po którym szły Piła, Kalisz, Żuków, Koło.
Garncarze, mający warsztaty swoje po miastach polskich, nie posiadali własnych kopalni gliny, lecz mieli prawo kopania jej bądź to na gruntach miejskich, bądź też królewskich, za specjalną jednak opłatą, uiszczaną zwykle w naturze. Tak naprzykład w wielkopolskiej Pile, wzamian za prawo kopania gliny, musieli garncarze dawać do dworu starościńskiego po 120 garnków miesięcznie, po innych zaś miejscowościach winni byli dostarczać do zamku „garnców i inszych statków dostatek.
Od kiedy istniały w Polsce cechy garncarzy, nie umiemy dokładnie powiedzieć, ponieważ jednak w słynnym Kodeksie Baltazara Behma jest wzmianka o statucie garncarzy, który to statut miał pochodzić z roku 1460, przeto można sądzić, że cechy powstały już przed tą datą. W każdym razie w XVI stuleciu istniały już cechy garncarskie nietylko po wielkich miastach, jak Kraków, Poznań, Kalisz, Warszawa, ale nawet w małych miasteczkach, jak w Kobylinie, Koźminie, Mstowie, Wadowicach, Żerkowie i innych. Wielka konkurencja, jaką sobie wzajemnie wytwarzały miasta i miasteczka, produkujące garnki na eksport, była silnym bodźcem dla garncarzy poszczególnych miast do łączenia się w cechy, dla wspólnej obrony przed zalewem obcemi wyrobami. Niektóre miasta, jak naprzykład Kalisz, nie pozwalały „ludziom obcym z innych miast, miasteczek, wsi i z innych miejsc” przywozić wyrobów garncarskich nawet na jarmarki, w innych miastach nie wolno było sprzedawać obcych wyrobów poza dniami targowemi.
W XVI wieku cechy garncarskie istniały w następujących miastach: w Bieczu, Bydgoszczy, Kaliszu, Kobylinie, Kościanie, Koźminie, Krakowie, Kazimierzu, Lwowie, Lwówku, Mławie, Mstowie, Pilźnie, Poznaniu, Sieradzu, Sulmierzycach, Wadowicach, Warszawie, Wieluniu, Żerkowie. [Baranowski Ignacy. Przemysł polski w XVI wieku. Odsyłacz 5-ty na str. 27. Spis ten nie podaje jednak całego szeregu miast, w których napewno istniały cechy garncarskie, jak naprzykład w Iłży, tymczasem skądinąd wiadomo, że cech garncarski w Iłży posiadał w XVI wieku wyłączne prawo sprzedawania swych wyrobów przy bramach stolicy. Hauser w Monografji Przemyśla podaje, że cech garncarzy istniał w tem mieście od roku 1534. Zdaje się nie ulegać również wątpliwości istnienie cechów garncarskich w Denkowie, w Wieluniu i Ćmielowie. Kucharzewski Feliks. Sławni garncarze. (Rzut oka na dzieje ceramiki): Biblioteka Warszawska. Rok 1887. Tom IV. str. 329.
Wracając do cechów, musimy zaznaczyć, że poza całym szeregiem miast i miasteczek, gdzie począwszy od XV wieku istniały cechy garncarskie, nie brak było w Polsce i takich miejscowości, w których nieliczni stosunkowo garncarze-zduni należeli do cechu składanego czyli mieszanego, to jest jednoczącego rzemieślników kilku specjalności.
Były więc gdzie niegdzie cechy składane, do których należeli murarze— kamieniarze— garncarze— zduni— strycharze — piecownicy i kominiarze a więc rzemieślnicy, między pracą których można się doszukać czegoś wspólnego. Strycharze robili cegłę dla murarzy, a z garncarzami używali w spólnego surowca. Murarze z kamieniarzami budowali wspólnie domy, w których piecownicy stawiali piece z kafli, sporządzonych przez zdunów, a kominiarze rychtowali kominy, mające następnie znajdować się pod ich opieką.
Były jednak i takie cechy, w których łączono rzemieślników, zamieszkałych w pewnej miejscowości, bez względu na ich specjalności, bardzo często nic wspólnego z sobą niemające. Znamy więc wspólny cech garncarski, kowalski, bednarski i ślusarski, jaki został ustanowiony w Starym Sączu w pierwszej połowie XVII stulecia, wiemy także o cechu złożonym z bednarzy, stolarzy, kołodziejów i garncarzy, ustanowionym również w XVII wieku w Sokołowie, koło Rzeszowa, możnaby wreszcie wymienić jeszcze inne miejscowości, w których garncarze należeli do wspólnych organizacyj cechowych, ale to bynajmniej nie jest naszem zadaniem.
Mówiąc o cechach mieszanych, w skład których wchodzili garncarze, chcemy tylko zaznaczyć, że, mimo obowiązującego we wszystkich cechach braterstwa oraz równości pomiędzy wszystkimi członkami, garncarze uważali się za coś lepszego, za pew nego rodzaju arystokrację wśród mistrzów innych kunsztów.
Te ambicje garncarzy wypływały z całego szeregu powodów, między któremi niepoślednie znaczenie miał ten, że garncarze uważali swą wytwórczość za wkraczającą w dziedzinę sztuki, gdyż zarówno w nadawaniu kształtów swoim wyrobom, jak też w umiejętnem ich zdobieniu, wykazywali niejednokrotnie dużo artyzmu. Poza tern wszyscy garncarze chętnie doszukiwali się początku swego kunsztu w czasach niezmiernie odległych, gdyż łączyli ten początek z chwilą stworzenia świata. Dumą wreszcie napawał ich fakt, iż używanym przez nich surowcem była właśnie ta sam a glina, z której Pan Bóg ulepił Adama i Ewę, wybranych przez garncarzy dla siebie na patronów.
Nosili się więc garncarze nasi dumnie, a Marcin Bielski robi z tego powodu satyryczną uwagę, iż „przed wszystkiem i rzemiosły garncarze wygrali, Boga starszego mistrza w swym cechu wybrali; bo z tejże m ateryej Bóg człeka sposobił, z której garncarz piec działa i garnce wyrobił”.
O ustawach cechowych i statutach garncarzy naszych niewiele mamy na tern miejscu do powiedzenia. Przedewszystkiem nie rozporządzamy odpowiednim do tego materjałem, następnie zaś, gdybyśmy posiadali nawet ten materjał, to i tak nie zużylibyśmy go w tym pobieżnym szkicu o wyrobach z gliny w dawnej Polsce, traktowanym przez nas jako wstęp do właściwej pracy o polskiem farfurnictwie. Zaznaczymy jednak, że przeglądane przez nas statuty cechów garncarskich z różnych okolic Polski są zasadniczo do siebie zbliżone, a przytem naogół podobne do statutów innych cechów, istniejących w tej samej miejscowości. Jest to zupełnie zrozumiałe, gdyż w tych odległych czasach, gdy powstawały te dokumenty, musiano bezwzględnie wzorować świeżo układane statuty na już istniejących, z których niejednokrotnie zapożyczano całe „punkty”, dostosowując je odpowiednio do potrzeb tego cechu, dla którego układano statut.
Nie wgłębiając się w treść statutów garncarskich, musimy jednak zaznaczyć, że w niektórych ustawach garncarzy naszych spotkaliśmy „punkty“, mające głębsze znaczenie wychowawcze, które to „punkty” pozwolimy sobie niżej przytoczyć. A więc naprzykład:
„kto z majstrów chce coś mówić na zebraniu, z szacunku dla starszych ma mówić stojąc pod karą jednego grosza“, lub też inne dwa, z których jeden głosi, że „kto się spóźni na zebranie brackie, ma dać za karę pół grosza", a drugi powiada, iż „jeśli kto na zebraniu wypowie obelżywe lub sprośne słowo, płaci grosz”...
Cechy więc, te „związki ludzi pracy o charakterze bractw kościelnych", jak powiada Chmiel, miały na celu nietylko wyszkolenie swych członków w danym kunszcie, ale nadto starały się dać im dobre wychowanie, jakie ci ludzie niezawsze wynosili w owych czasach z pod swych strzech rodzinnych…
Zgodnie ze zwyczajem, przyjętym we wszystkich cechach, wyzwalający się na mistrza garncarz musiał wykonać sztukę mistrzowską, zwaną niekiedy arcydziełem, albo, z niemieckiego, majstersztykiem, otóż musimy nadmienić, że te sztuki mistrzowskie w różnych cechach były bardzo rozmaite.
W niektórych cechach wymagano „zrobienia garnka na trzy piędzie i dzbana na trzy piędzie z jednej masy", w innych, jak naprzykład w cechu krakowskim, kandydat, „nim magistrem zostanie, powinien przed starszymi tego zgromadzenia przysięgłym i zrobić sztuki, to jest garnek wielki, dzban wielki i donicę wielką"... według innej wreszcie ustawy należało „zrobić garniec wysoki na łokci półtora, szeroki u wierzchu na trzy ćwierci i z pokrywką do niego; dzban także na łokieć i ćwierć wysoki, tudzież dunice dwie, które mają być szerokie, jedna na łokieć u wierzchu, a druga na łokci półtora. A jeżeliby tych sztuk wyżej opisanych wystawić nie chciał, tedy piec jak najpiękniejszą sztuką powinien zrobić, bez sztuki, to jest, nie łamiąc żadnego kawałka"...
O technice garncarskiej w dawnej Polsce niewiele możemy powiedzieć. Baranowski w swojej znakomitej pracy o przemyśle polskim w wieku XVI powiada, że „wiemy jedynie, dzięki miniaturze, przedstawiającej wnętrze warsztatu garncarskiego w słynnym kodeksie Behma, iż garncarze polscy używali zwykłego koła garncarskiego, składającego się z dwóch krążków, osadzonych na wspólnej osi. Oprócz zwykłych naczyń niepolewanych, umieli polscy majstrowie robić i przedmioty ze szklistą polewą. Polewę otrzymywano nietylko przy pomocy soli, ale, co już było pewnym postępem, robiono i polewy ołowiane, pokrywając naczynia przed wypaleniem mieszaniną gliny, piasku i tlenku ołowiu. Umiano też osiągać polewy różnokolorowe”...
Zatrzymując się nad powyższemi wywodami, musimy zaznaczyć, że jakkolwiek kodeks Behma, pochodzący z roku 1505, poucza nas, iż garncarze polscy używali zwykłego koła garncarskiego, to jednak zupełnie nam nie mówi, od kiedy to koło garncarskie było znane w Polsce.
Przypomnijmy sobie, że koło garncarskie, zwane inaczej kręgiem, albo stołem garncarskim, znane było w Egipcie już prawie na 1900 lat przed Chrystusem i przedstawione jest na malowidłach, odkrytych w Tebach przez Champolliona. Pierwotnie stół garncarski składał się tylko z jednego górnego kręgu, który garncarz wprawiał w ruch rękami. Krąg puszczony w ruch kręcił się dość długo i przez ten czas garncarz kształtował obracającą się masę. Później dodano drugi krąg, dolny i garncarz począł obracać stół nogami, mając już ręce stale wolne do kształtowania masy. Stół o dwóch kręgach pojawił się w Grecji, mniej więcej na 1200 lat przed Chrystusem, a za wynalazcę tego stołu uważano tam powszechnie rzeźbiarza Talusa. Taki stół znali już i żydzi. W cytowanem przez nas wyżej zdaniu z Eklezjastyku wyraźnie jest mowa o zdunie, który „siedząc przy robocie swojej, obracając nogami swemi krąg... w ręku swoich będzie sprawiał glinę”... Kołaczkowski zaś, również cytowany przez nas wyżej, utrzymuje, że nawet niektóre przedhistoryczne naczynia, znajdywane na ziemiach polskich w grobach pogańskich, „świadczą o użyciu koła garncarskiego”.
Wobec takich faktów trzeba przypuścić, że stół garncarski był znany i używany w Polsce od niepamiętnych czasów. Skoro zaś począwszy już od pierwszej połowy XIV wieku na polskie wyroby garncarskie był popyt na rynkach zagranicznych, a w XVI stuleciu Polska eksportowała znaczne partje swych garnków do Danji i Szwecji oraz rozwoziła je po całych Prusach, to wszystko przemawia za tern, że nasze wyroby garncarskie już począwszy od XIV wieku musiały być niepośledniej jakości, a w XVI stuleciu jakość ta była już bardzo wysoka. Nie mogłyby jednak te wyroby zasłynąć ani w XIV, ani też w XVI wieku, gdyby garncarstwo nasze w poprzednich stuleciach stało nisko, to też trzeba przyjść do wniosku, że przemysł garncarski w Polsce rozwijał się normalnie, tak, jak i w innych kulturalnych państwach europejskich i stosował tę samą, co i one, technikę produkcji. Nie zasłynął w Polsce wprawdzie żaden genjusz na miarę Łukasza della Robbia, lub Bernarda Palissy, nie zrobiono u nas żadnego specjalnego wynalazku ani w dziedzinie przyrządzania masy glinianej, ani też w procesie wypalania przedmiotów, czy też sporządzania nadzwyczajnych polew, produkowano jednak ogromne ilości doskonałych, trwałych i estetycznych wyrobów garncarskich we wszystkich okolicach Polski. Musimy dodać wreszcie, że garncarstwo należało do tych gałęzi wytwórczości, w których najm niej pracowało cudzoziemców. Nawet w Krakowie, gdzie w czasach jagiellońskich było sporo rzemieślników niemieckiego pochodzenia, garncarze nosili czysto polskie nazwiska Biernatków, Borówek, Legulek, Miasków, Purgałów, Szalów oraz Faleńskich, Konopnickich i inne. W wielkopolskim Kobylinie znany był garncarz Jan Pytała, w Kołomyi zasłynęli ze swych wyrobów Piotr Piskozub, Mikołaj Jurkiewicz i Jan Bościak, w Gostyniu był sławny garncarz Skoczywlas, czy też Skoczylas, a wszystkie te nazwiska wymownie przemawiają za tern, że garncarstwo nietylko było przemysłem, który w dawnej Polsce osiągnął wysoki poziom rozwoju, ale nadto było przemysłem czysto polskim.
*****
W XVI stuleciu poczęła się zmieniać w Polsce zastawa stołów magnackich, a nawet i co zamożniejszej szlachty. Zaczęto zastępować srebrne i cynowe naczynia stołowe majoliką włoską, względnie niemiecką, zamiast kubków metalowych wprowadzano szklanice murańskie, weneckiemi zwane, puhary szklane i kufle majolikowe niemieckiej roboty. Wino, miód, czy piwo podawano w dzbanach, a jakkolwiek w najzamożniejszych domach pańskich dzbany te również były zagranicznego pochodzenia, to jednak na niejednym szlacheckim stole owych czasów znalazł się nasz rodzimy polski dzban, w jakiejś Iłży, czy innym Sławkowie przez naszych garncarzy kunsztownie odrobiony.
O takim polskim dzbanie napewno myślał Jan Kochanowski, gdy pisał następujące słowa: dzbanie mój pisany, dzbanie polewany, bądź płacz, bądź żarty, bądź gorące wojny, bądź miłość niesiesz, albo sen spokojny, jakkolwiek zwano wino, co w cię lano, przymknij się do nas, a daj się nachylić, chciałbym twym darem gości swych posilić…
*****
Nie zamykał się jednak ten dawny polski przemysł ceramiczny wyłącznie w ramach garncarstwa. Przed wielką wojną stał jeszcze w Kownie dom, będący niegdyś pałacem królewskim Zygmunta Starego, a dwa lub trzy okna tego domu miały otoki z gliny palonej tak dobrze zachowane, że twarze ludzkie i liście, na tych otokach wyobrażone, nic nie straciły ze swej artystycznej wartości. Otoki te były czerwone, niepolewane i robiły wrażenie, iż niedawno wyszły z formy. W ścianach niektórych domów starego Kowna tkwi dużo płaskorzeźb z gliny palonej, które to ozdoby pochodzą również z XVI wieku.
wsi Kruchowo, położonej pod Trzemesznem w Poznańskiem, założono pod koniec XVI stulecia wytwórnię pięknych kafli, ozdabianych herbami, lub postaciami ludzi i zwierząt.
Oprócz tych bardziej znanych kaflami, o których pamięć przechowała się do naszych czasów, musiały istnieć w Polsce jeszcze inne warsztaty, produkujące kafle, zwłaszcza bardziej pospolite, jedynie polewane, a nie zdobione wytwornie, jak te, o których wspominaliśmy wyżej. Musiały przytem istnieć te warsztaty znacznie wcześniej, niż w XVI wieku, gdyż inaczej nie spotykalibyśmy wzmianek, z dawniejszych pochodzących czasów, o piecach polewanych, znajdujących się w zamczyskach, wznoszonych na długo przed XVI stuleciem.
W dawnym zamku radomskim, wzniesionym jakoby przez Kazimierza Wielkiego w drugiej połowie XIV stulecia, znajdowały się „piece polewane”, a więc kaflowe, jak informuje inwentarz tego zamku, przez księdza Zawiszę Sikorskiego spisany „z rozkazu Króla Jego Mci Anno Domini 1567”... Opisując jeden z gmachów, w chodzących w skład zabudowań zamkowych, ksiądz Sikorski pisze, że... „z sionki przechodziło się do wielkiej izby, mającej drzwi fladrowane, wielki piec polewany i okna w ołów oprawne”... a dalej... „z tej sali na lewo była wielka izba, z piecem polewanym na fundamencie kamiennym stojącym ”...
Mamy jednakże ślady istnienia kafli na ziemiach polskich w jeszcze dawniejszych czasach. Prof. Szaraniewicz odnalazł w 1882 roku ślady cerkwi w Załukwi, pod Haliczem, pochodzącej jakoby z XII wieku i posiadającej podłogę w ykładaną samemi kaflami różnej formy, przeważnie jed nak klinowej. Glina w tych kaflach była jasna, starannie przerobiona, same kafle w formach wyciskane, dobrze wypalone i posiadające różną polewę, a mianowicie zieloną, jasno-żółtą, siwą, i brunatną, prawie czarną. Przeprowadzone badania wydobytych kafli oraz miejscowej gliny, zdają się nie nastręczać najmniejszych wątpliwości, że kafle owe musiały być wyrabiane na miejscu. Byłyby to więc najdawniejsze kafle, u nas wyrabiane, gdyż jeszcze z XII stulecia pochodzące.
Wracając do inwentarza zamku radomskiego, o którym to inwentarzu mówiliśmy wyżej, z racji znajdujących się w zamku pieców kaflowych, musimy przypomnieć, że zamek ów, jak mówi inwentarz, ...„był wszystek dachówką poskorupiony”... Otóż co do dachówki, to również była ona nietylko znana, ale i wyrabiana w Polsce od dawien dawna. Istnieją źródła, świadczące o wyrobie w roku 1393 w Żarnowcu dachówki, sprzedawanej w cenie 13 skojców za 60 kop.
Katedra gnieźnieńska, odbudowywana w XIV wieku przez arcybiskupa Jarosława ze Skotnik Bogorję Skotnickiego, była pokryta czerwoną dachówką wypalaną, niepolewaną, miejscowego wyrobu. Na schyłku XIV stulecia istniała miejska wytwórnia dachówek w Krakowie. Za panowania Zygmunta Starego, słynne polewane i kolorowane dachówki wyrabiał w Krakowie, na pokrycie odnawianego wówczas zamku królewskiego, Grzegorz Kapłaniec. We Lwowie wreszcie, jak świadczą akta miejskie, w archiwach lwowskich przechowywane, mieszano w roku 1563 glinę, przeznaczoną na wyrób dachówek, z opiłkami żelaznem.
Aby wyczerpać całkowicie materjał, jaki chcieliśmy podać w pierwszym rozdziale niniejszej pracy, stanowiącym jak gdyby wstęp do dalszych opisów farfurni polskich, musimy dodać na tern miejscu, że od XII wieku używano w Polsce cegły, która jednak w ówczesnem budownictwie stosowana była jedynie jako dodatek do kamienia; dawne kościoły w Łęczycy, Sieradzu, Pułtusku i t. d., były budowane częściowo z kamienia częściowo zaś z cegły. W XIV stuleciu, za panowania Kazimierza Wielkiego, wobec tendencji do wznoszenia budowli murowanych, powstało w Polsce wiele cegielni, w XVI zaś wieku istniały już cegielnie we wszystkich niemal większych miastach polskich, przyczem znaczniejsze z tych zakładów produkowały obok cegły również piękną dachówkę, płytki na posadzkę i kafle.
Jak widzimy więc, glinę używano w Polsce od najdawniejszych czasów do wytwarzania przeróżnych przedmiotów, mających zastosowanie bądź to w budownictwie, bądź też w codziennem życiu szerokich mas ludności.
Rozwijało się ceglarstwo, nie w takiem może tempie, jak u naszych zachodnich sąsiadów, gdyż Polska, mimo wszystko, wobec obfitości lasów, przez długie wieki była wciąż jeszcze krajem drewnianym, a cegielnie, jak zaznaczyliśmy wyżej, nawet w XVI stuleciu istniały tylko po większych miastach. Mniejsze zaś miasta, miasteczka i osady nie posiadały wówczas jeszcze tego rodzaju zakładów. Na większą skalę prowadzono cegielnie w Krakowie, w Poznaniu i w Warszawie, do znaczniejszych należały zakłady w Lublinie, Sandomierzu, Radomiu, Piotrkowie i Kaliszu, wiadomo wreszcie, że były też cegielnie w owym czasie w Nowym Sączu, w Bieczu, w Włocławku, w Nowem Mieście-Korczynie, w Lesznie i t. d. Cegła, wyrabiana w Polsce, była dobra i trwała.
Od dawnych czasów wyrabiano w Polsce dachówkę, zarówno paloną— niepolewaną, jak też i polewaną, produkowano płytki posadzkowe oraz piękne polewane kafle w różnych kolorach.
Wyrabiano z gliny palonej ornamentacje przeróżne, płaskorzeźby i figury, dawne budowle nasze zdobiące, ale, pomimo, że między temi wyrobami było wiele naprawdę ciekawych i pięknych, nie one wsławiły imię polskiego wytwórcy, nie dzięki nim zasłynęła dawna produkcja ceramiczna polska poza granicami kraju. Rozgłos zdobyły sobie już w odległych czasach garnki, misy i dzbany polskie, w niezmiernie licznych warsztatach garncarskich, alias zduńskich, po całym kraju rozrzuconych, kunsztownie wytwarzane. Zasłynęły liczne wytwórnie garncarskie, z których do dalekiej Skandynawji szły delikatne naczynia o zgrabnych kształtach, piękną polewą białą, czy zieloną lub nawet wielobarwną ozdobione…
I oto, jeżeli gdzieś w późniejszych czasach zabłyśnie potem jakaś farfurnia polska, jeżeli zasłynie ceramika, bądź to z większych wytwórni naszych, bądź też ze zwykłych garncarskich warsztatów pochodząca, to nietylko dlatego, że gliny w Polsce posiadamy różnorodne i dobre i nie dlatego, iż kiedyś jakiegoś majstra, czy kierownika do tej czy owej farfurni sprowadzaliśmy z zagranicy, ale dlatego, że farfurnictwo nasze jest dalszym ciągiem dawnego garncarstwa polskiego, mającego świetne tradycje.