Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Nieudane próby wyrobu majoliki w Krakowie na schyłku XVI stulecia


Rozkwit przemysłu fajansowego we Włoszech na przełomie XV i XVI stuleci nie dawał spokoju garncarzom polskim, a zwłaszcza krakowskim, którzy mieli możność zapoznać się z pięknemi wyrobami z Fawencji, Pesaro, Castel Duranti, czy Dubbio, sprowadzanemi w owym czasie w dużej obfitości do stolicy. Nic więc dziwnego, że w epoce panowania obu Zygmuntów krakowskie wytwórnie garncarskie dokładały wszelkich starań, aby zdobyć sekret produkowania pięknych „magiolicza”, na wzór italskich, tern więcej, że popyt na te przedmioty stale wzrastał.

W jakim stopniu udawały się te próby, niestety, nie wiadomo, znany jest jednak fakt, iż niejaki Antonio de Stesi, włoch osiadły w Krakowie, nieco później, gdyż już za czasów Stefana Batorego, uzyskał od króla około roku 1583 przywilej na wyłączną produkcję majoliki w Polsce.

Na zasadzie tego królewskiego przywileju, Antoni de Stesi zwrócił się do brata swego, Piotra, zamieszkałego w Wenecji, z żądaniem, aby mu zgodził dwóch mistrzów, biegłych w sztuce wyrabiania majolik, z miasta Fawencji, słynnego z tego kunsztu.

Piotr de Stesi zastosował się do życzenia brata i niebawem wysłał do Krakowa Michała Tenduzzego oraz Klemensa Avecuda, z którymi zawarł kontrakt na trzy lata, zapewniając obu tym mistrzom bardzo wysokie, jak na owe czasy, wynagrodzenie, wynoszące dziesięć szkudów miesięcznie, oraz całkowite utrzymanie.

Nie miał jednak signore Petro szczęśliwej ręki, gdyż przysłani przez niego majstrzy bynajmniej nie stali na wysokości zadania. Michał Tenduzzy stale psuł robotę, a wyroby, wychodzące z jego rąk, były znacznie gorsze od przeciętnych krakowskich, wobec czego zawiedziony w swych nadziejach de Stesi zapozwał go przed urząd grodzki o wynagrodzenie szkód, wynikłych z powodu niedotrzymania przyjętych umową zobowiązań. Przebieg tej sprawy był następujący. 

W dniu 22 października roku pańskiego 1584 stawił się osobiście w krakowskim urzędzie grodzkim szlachetnie urodzony pan Tedaldii, plenipotent znanego obywatela krakowskiego, Antoniego de Stesi i, „w przytomności wyżej wspomnianego mocodawcy swego, w jego imieniu i z jego strony” wniósł na piśmie na rzemieślnika, Michała Tenduzzego, włocha z Fawencji, skargę następującej treści. 

„Mój łaskawy Panie Burmistrzu i uczciwa radol Adinstancjami pana Antoniego Destezy mieszczanina krakowskiego, żałuję na Michała Tenducy, iż on uczyniwszy kontrakt z pryncypałem moim, który kontrakt jest w kancelarji waszmości panów moich, w którym kontrakcie haec sunt formalia verba: Ja Michał Tenduzy obiecuję w Krakowie robić panu Antoniemu Destezemu magiolicza, jako robią w mieście Fawencji a pan Antoni Destezy będzie powinien mnie zapłacić dziesięć skutów na każdy miesiąc i strawy, a ktoby nie uczynił dosyć obligacji, będzie powinien zapłacić wszystkie szkody. A gdy ja dowiódł tu przed waszmością, iż ten Michał nie uczynił dosyć kontraktowi swemu, to jest jako przyjechał tu do Krakowa, tedy żadnej roboty dobrze nie uczynił, i owszem wszystkie roboty, które on począł, żadnej nie dokonał, jako jawno się okazuje tu przed W. M. tedy proszę, aby mi zapłacił wszystkie szkody, gdy nie uczynił dosyć kontraktowi swemu, które szkody ja sobie szacuję na dwanaście set złotych”.

Panowie radni wysłuchali tej skargi i, uwzględniając, że pozwany Tenduzzy nie umie po polsku i nie posiada zastępcy, odroczyli sprawę na dwa dni, wyznaczając jednocześnie Tenduzzemu obrońcę z urzędu.

Dalszy ciąg sprawy odbywał się „w najbliższą środę przed świętem świętego Marcina papieża”, to jest w dniu 7 listopada roku pańskiego 1584. 

Wyznaczony z urzędu obrońca Tenduzzego, sławetny KacperMixta, dowodził, iż Tenduzzy „stosownie do kontraktu wyrabiał majolikę najusilniej i z wielką starannością, jak tylko najlepiej umiał”. Tedaldi znowu prosił o odroczenie sprawy na dni kilka, aby wystąpić z odpowiednią repliką, a gdy w dniu 12 listopada po raz trzeci stanęły strony przed urzędem grodzkim i Tedaldi ponownie dowodził, że de Stesi szkody wyrządzone przez Tenduzzego „szacuie sobie na dwanasczie seth złotych”, poprosił sławetny Kacper Mixta o odroczenie sprawy „do najbliższego piątku, celem dania ponownego wyjaśnienia”...

Koniec końcem, niezależnie od tego, że Tenduzzy dowodził, iż jakkolwiek „gliny nie brakuje, to jednak piasek jest za gruby, sól mocniejsza, aniżeli sól zamorska, a ogień z drew krakowskich nie tak sposobny, jak ogień z włoskiej trzciny” i wskutek tego nie można osiągnąć w Krakowie takich wyników, jak w Fawencji, panowie radni, wniknąwszy w treść kontraktu, zawartego przez Michała Tenduzzego z bratem Antoniego de Stesi i wziąwszy pod pilną rozwagę, że Tenduzzy kontraktowi temu zadość nie uczynił, gdyż majoliki na sposób fawencki nie wyrabiał, orzekli w dniu 19 listopada, że „pozwany powinien dotrzymać umowy względem powoda, stosownie do zawartego kontraktu” i zasądził Tenduzzego na wynagrodzenie szkody, zrządzonej Antoniemu de Stesi.

Michał Tenduzzy, czując się pokrzywdzony tym wyrokiem, odwołał się o sprawiedliwość do króla, jaki jednak był wynik tej apelacji, nie wiadomo, gdyż w aktach już dalszych śladów tej sprawy nie znajdujemy.

Mniej więcej w pół roku po ukończeniu sprawy z Tenduzzym, miał de Stesinową sprawę, z drugim mistrzem, przysłanym mu przez brata z Italji, tylko że tym razem Klemens Avecud był oskarżającym , a de Stesi oskarżonym.

Domagał się mianowicie Avecud, aby mu de Stesi zwrócił dziewięćdziesiąt sześć koron w złocie, stanowiących wynagrodzenie za pracę w ciągu kilkunastu miesięcy.

De Stesi zarzucał Avecudowi, iż nie wyrabiał majoliki fawenckiej, jak się był kontraktem zobowiązał, „albowiem toczył tylko misy i dzbanki z gliny, jako garncarze to czą”, że zaś już od dziesięciu miesięcy przestał pracować porządnie i systematycznie, przeto naraził de Stesiego na znaczne straty, wynoszące pięćset złotych w złocie.

Bronił się Avecud, iż żadnej szkody nie wyrządził de Stesiemu, gdyż zadość uczynił wszystkiemu, czego się podjął, to jest tylko toczenia kołem z gliny rozmaitego naczynia na kształt włoski, „jako w mieście Faw encji czynią, co we Włoszech majoliką zowią”. Nie obiecywał przy zawieraniu umowy nic innego robić, tylko „kołem toczyć rozmaite naczynia”, gdyż to było jego specjalnością, w Faw encji zaś przy wyrobie majoliki „insza osoba kołem toczy... inszy maluje i pobiela, inszy także wypala, jeden tego wszystkiego nie czyni, czego się też i on nie podejmował”... Dowodził wreszcie, że robota jego musiała być dobra, skoro jej de Stesi nie ganił, ale „owszem ją przyjął i chwalił i dopiero gdy o pieniądze chodzi podnosi zarzuty”.

W skutek tego wywodu orzekli panowie radni, iż Klemens Avecud winien złożyć przysięgę, „iże rzemiosło jego jedno to nosi, aby kołem toczył, iże temu rzemiosłu swemu we wszystkiem dosyć uczynił, do żadnej szkody przyczyny nie dał, ale wszelaką pilnością, staraniem i życzliwością panu Antoniemu przez ten wszystek czas robił, a na nic inszego się nie obligował”.

Przeciw temu orzeczeniu założył de Stesi apelację do króla JMości, jednak wyrok z tej apelacji nie jest znany, Avecud zaś nie poprzestał na swem pierwszem oskarżeniu i pod datą „sabbato post festum Corporis Christi 1585” pozwał ponownie Antoniego de Stesi o zapłacenie mu dziewięćdziesięciu sześciu koronatów z tytułu zasługi, trzydziestu koronatów z tytułu „szkody z trzechmiesięcznej przewłoki”, wreszcie trzydziestu koronatów z tytułu „wynagrodzenia kosztów powrotu do ojczyzny”.

Ciągnęła się ta sprawa dość długo, przyczem nietylko de Stesi szukał sprawiedliwości u króla. Pod datą „feria quarta ante festum s. Bartholomaei” prosił Avecud o „egzekucję wyroku króla JMości”, mocą którego to wyroku miał d e Stesi zapłacić Avecudowi z tytułu zasługi dziewięćdziesiąt sześć skutów, czyli, przeliczając na polską walutę, złotych sto czterdzieści siedem i groszy sześć. Domagał się nadto Avecud, aby z innych tytułów, jakie w poprzednich swych skargach wyłuszczał, zapłacił mu de Stesi jeszcze dziewięćdziesiąt złotych, poczem ostatecznie w dniu 28 sierpnia roku pańskiego 1585 zapadł wyrok Rady, polecający de Stesiemu, aby w „czasie trwania sesji urzędu” złożył przysądzone Avecudowi dekretem królewskim dziewięćdziesiąt sześć szkudów, oraz przyznający Avecudowi „tytułem wynagrodzenia szkód i kosztów powrotu do ojczyzny” jeszcze czterdzieści szkudów „jeśli swą szkodę przysięgą utwierdzi”.

Tak wyglądała próba produkowania majoliki w Krakowie na schyłku XVI wieku. Nie osiągnął de Stesi korzyści z otrzymanego od króla przywileju, a nieudolne poczynania Tenduzzego nietylko naraziły de Stesiego na doraźne straty materjalne, ale nadto wstrzymały rozwój jego wytwórni, gdy tymczasem inne krajowe warsztaty stale posuwały się naprzód i choć nie pretendowały do tego, aby fabrykatom swoim dawać nazwę „italskiej magiolicze”, to jednak ich piękne wyroby garncarskie prawie że konkurowały z tą majoliką.

Garncarstwo krakowskie stało już wówczas na bardzo wysokim poziomie, słynęły zaś w owym czasie specjalnie wyroby sławkowskie, na które to wyroby powoływał się de Stesi, występując przeciw Tenduzzemu.

Nie miał więc szczęścia pan Piotr de Stesi, gdy dla brata wyszukiwał w Fawencji „mistrzów biegłych w sztuce wyrabiania majoliki”, gdyż jeden z tych mistrzów, lepszy, stał zaledwie na poziomie polskiego dobrego garncarza, drugi zaś do tego poziomu nawet nie dorastał…

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new