Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Słuszną robi uwagę Jerzy Dobrzycki, autor wybornej pracy o śląskiej wytwórczości ceramicznej w XVIII wieku, że „badacze polscy” — zajmujący się dziejami naszego farfurnictwa — „przeoczyli zupełnie jeden rozległy szmat ziemi polskiej, która choć w XVIII wieku nie wchodziła w skład Rzeczypospolitej, to jednak była naonczas prawie w zupełności polską”. I rzeczywiście, Śląsk, gdzie „ceramika znalazła wszelkie warunki do bujnego rozwoju, zarówno w obfitości wybornych glin, jak i w pojętnym i zdolnym ludzie polskim” — był dotychczas zawsze pomijany milczeniem przez badaczy naszych, którym, być może, nasuwały się te same wątpliwości, jakie wypowiada na jednej z kart swojej pracy Dobrzycki, a mianowicie, „czy przysługuje prawo śląską wytwórczość ceramiczną uznać za polską i położyć ją obok dorobku historycznej Polski?”... I gdy tamci, nie potrafiąc może znaleźć twierdzącej odpowiedzi na powyższe pytanie, przechodzili nad farfurnictwem Śląskiem do porządku, Dobrzycki, biorąc pod uwagę, że w XVIII wieku cały Śląsk był prawie wyłącznie polski, gdyż zniemczone były dopiero nieliczne miasta na dolnym i średnim Śląsku, nadto za Niemców uważała się wyższa szlachta, stanowiąca tutaj klasę wielkorolnych posiadaczy ziemskich, przyszedł do wniosku, że „chociaż dochody z poszczególnych rękodzielni ceramicznych płynęły do kieszeni niemieckiej, to jednak wszystkie siły robocze, a nawet artystyczne były polskie” w tamtejszych farfurniach.
Uwzględniając jednak, że „nie sam a jeno narodowość pracowników, stanowiąca w badaniu dzieł sztuki kwestję drugorzędną, przemawia za polskością ceramiki śląskiej” i że „bez porównania ważniejsze będą spotykane w wyrobach, zwłaszcza górnośląskich, lokalne cechy artystyczne, przejęte ze skarbnicy form miejscowego ludu, a powodujące, iż wyroby te w pewnej części odcinają się od niemieckiej współczesnej wytwórczości ... Dobrzycki kreśli o śląskiej wytwórczości ceramicznej doskonałe studjum, oparte na bogatych materjałach źródłowych.
Na tem studjum oprzemy się wyłącznie, podając wykaz farfurni śląskich XVIII stulecia, z pracy tej zaczerpniemy pewne szczegóły, jakie będziemy uważali za konieczne do podania w naszym szkicu o farfurniach polskich, każdego jednak, kto interesuje się dziejami ceramiki śląskiej w XVIII wieku, odeślemy do cytowanej już poprzednio pracy Jerzego Dobrzyckiego, nietylko bogatej w treść i doskonale, z gruntowną znajomością przedmiotu ujętej, ale nadto napisanej niezmiernie ciekawie, pięknym, potoczystym językiem.
Śląsk, wyposażony przez naturę w doskonałe gliny, od dawien dawna słynął z wyrobów farfurowych i kafli polewanych, jakie wychodziły z licznych pracowni zduńskich, czy garncarskich już w średniowieczu, z późniejszych czasów zaś, a więc z XVI i XVII stuleci pochodzą bogate dzbany i kufle fajansowe, montowane w cynie, zdobne wytłaczanemi scenami religijnemi, lub łacińskiemi sentencjami. Nade wszystko jednak „zasłynął Śląsk swą wyłączną ceramiczną specjalnością, wielkiemi, płaskiem i talerzami z epoki Odrodzenia; są one zdobne w sposób całkiem osobliwy: kontury rysunku ryto ostrym rylcem w miękkiej jeszcze glinie, tak, że okonturzone brzegi unosiły się nieco ponad tło; one to zapobiegały następnie zlaniu się kolorowych szkliw cynowych, przez co osiągano efekty mozaiki szklanej lub emalji średniowiecznej”. Motywy, jakie stosowano przy zdobieniu tych talerzy, nie były zanadto różnorodne i najczęściej wyobrażały „sceny Ukrzyżowania, bądź herby, bądź też ulubioną w XVII wieku alegorję znikomości ludzkiej: dziecię śpiące, oparte na trupiej czaszce, z jabłkiem i klepsydrą”.
W XVIII wieku poczęły powstawać na Śląsku liczne farfurnie, w których wyrabiano towar modny, dawne jednak cechy zduńskie nie mogły, czy też nie chciały nic zmienić w swej wytwórczości i pozostawały wierne tradycjom ubiegłych stuleci.
Doskonałym przykładem konserwatywności starych form jest cech zduński w Bolesławcu, z którym rząd pruski toczył długoletnią walkę, mającą na celu z jednej strony zmodernizowanie miejscowej produkcji, z drugiej zaś dążącą konsekwentnie do zniemczenia cechów. W roku 1756, na zlecenie ministra dla Śląska, przybył do Bolesławca jeden ze zdolniejszych pracowników manufaktury porcelanowej w Miśni, Fryderyk Wilhelm Kelli, który miał się przyczynić do wprowadzenia w warsztatach zduńskogarncarskich, należących do miejscowych majstrów cechowych, zarówno nowych, modnych form naczyń, jak też i nowych motywów zdobniczych, jednak, wobec stałego konserwatyzm u cechów, misja, jaką miał powierzoną sobie Kelli, nie odniosła skutku. Próbowano około roku 1763 produkować porcelanę z glinki ze wsi Bolesławca, położonej w bliskości miasta tegoż imienia i wzywano w roku 1774 do założenia wytwórni fajansów w Bolesławcu, a to w celu skuteczniejszej walki z miejscową wytwórczością cechową, wszelkie jednak wysiłki rządu nie odniosły skutku. Rękodzielnicy bolesławieccy, których towar znajdował wszędzie chętnych nabywców, nie chcieli i nie potrzebowali zmodernizowania swej produkcji. Podjęte wreszcie dwukrotnie, raz na schyłku XVIII wieku, a drugi w początkach XIX stulecia, próby wprowadzenia antycznego, tak zwanego „hetruryjskiego” stylu, jaki wchodził w modę z końcem XVIII wieku, pod wpływem prądu klasycznego, ogarniającego całą Europę na skutek odkryć i wykopalisk starożytnych w południowej Italji, nie odniosły również skutku, gdyż garncarze bolesławieccy niezmiennie byli tego zdania, iż „dla użytku odbiorców lepsze będą zwykłe dzbanki na kawę, niż antyczne kielichy”.
I oto przeszło półwiekowe wysiłki rządu pruskiego, mające za cel narzucenie przepisowych form garncarzom bolesławieckim, spełzły na niczem; „snać artystyczne poczucie formy nie da się ująć w ryzy ukazu rządowego czy policyjnego paragrafu, i dlatego też woleli zdunowie dawne pełne prostoty i wdzięku naczynia po staremu wyrabiać, niż te, które im raz po raz rząd wytwarzać nakazywał”.
Obok wyrobów garncarskich z Bolesławca, sprzedawano na targach śląskich również naczynia z Lubna i Parchwic, wykonywane przez tamtejszych garncarzy cechowych, tow ar saski zaś, co do którego rząd miał obawę, czy nie konkuruje na Śląsku z miejscowemi wyrobami, na targi śląskie w ogóle nie dochodził, a nieliczne wyroby obce, jakie tu docierały, musiały pochodzić z Polski i z Czech, gdyż w roku 1768 rząd pruski wydał zakaz przywozu naczyń z Polski, a w roku 1770 z Czech.
Miał zatem Śląsk, jak widzimy, dawną tradycję ceramiczną, miał obfitość wybornych glin i zdolnego, pojętnego robotnika polskiego, a więc nic dziwnego, że w czasach, gdy rząd dążył do rozbudzenia na Śląsku ruchu przem ysłow ego, który, dając pracę przybyszom z Niemiec, spowodowałby rychłą germanizację kraju, począł rozwijać się tutaj przedewszystkiem przemysł ceramiczny, że tu i owdzie powstawały samorzutnie manufaktury farfurowe.
Najdawniejszą z tych farfurni miała być wytwórnia fajansu w Wrocławiu, istniejąca już jakoby w roku 1724, a jakkolwiek manufaktura ta wyrabiała dobry towar, to jednak istniała krótko, gdyż, prawdopodobnie, nie mogła konkurować z powszechnie znaną i mającą wyrobioną opinję produkcją cechów zduńsko-garncarskich.
Upłynęło przeszło ćwierć wieku od czasu, w którym istnieć miała farfurnia wrocławska, gdy oto we wsi Zborowskiem, położonej o 14 kilometrów na północ od Lublińca, tuż na granicy polskiej, zostaje założona w roku 1752 niewielka farfurnia, która przedewszystkiem miała wyrabiać fajki, obok fajek zaś gliniane naczynia na sposób holenderski. Założona została ta farfurnia przez spółkę, którą stanowili: Andrzej Garnier, właściciel miejscowych pokładów gliny, pruski radca wojenny Karol von Untriedt, komisarz solny Rappardi wrocławski kupiec Grulich. Farfurnia w styczniu 1753 roku otrzymała przywilej, zapewniający jej na lat dwadzieścia, to jest do roku 1773 włącznie, ochronę przed konkurencją i wszelkie swobody. Przywilej ten został przedłużony następnie)na dalsze lat czterdzieści, to jest do roku 1813 włącznie. Potrzebne do farfurni narzędzia sprowadzono z Holandji, skąd również miało pochodzić pierwszych dwunastu robotników. Wypalano towar po raz pierwszy w październiku 1753 roku, a otrzymane farfury miały swą jakością przewyższać holenderskie.
Sądząc ze wzrastającej stale liczby pracowników, należy przypuszczać, że farfurnia rozwijała się pomyślnie, że jednak podstaw owym artykułem, produkowanym w Zborowskiem, były fajki, które w XIX wieku zaczęły wychodzić z użycia, przeto i farfurnia poczęła chylić się zwolna do upadku i wreszcie około roku 1860 została zamknięta.
Wyrabiane w Zborowskiem od roku 1754 obok fajek farfury nie odgrywały pierwotnie niemal żadnej roli, a ministerstwo nic nawet o tej produkcji nie wiedziało, gdy jednak w roku 1763 Śląsk został ostatecznie przyznany Prusom, a rząd zwrócił się do właścicieli ziemskich z wezwaniem do podtrzymania istniejących farfurni, oraz zakładania nowych, zarząd farfurni w Zborowskiem przyjął niejakiego kapitana von Kloden, powierzając mu wyłączne zajęcie się działem fajansów. Musiał się rychło pan kapitan zorjentować, że prowadzenie farfurni jest dobrym interesem , skoro już w roku 1766 zwrócił się do króla z prośbą o przyznanie mu tej wytwórni na własność. Kom ora wrocławska, której powierzono zbadać i załatwić tę sprawę, zapytała właścicieli, czy skłonni są do oddania farfurni Klodenowi, a także, czy potrafią bez Klodena prowadzić dalej produkcję fajansów z należytą energją.
Takie postawienie sprawy spowodowało, że produkcja fajansów została oddzielona od wyrobu fajek i w marcu 1767 roku przeszła na wyłączną własność hrabiny Anny Barbary
Od roku 1767 wytwórnia w Zborowskiem produkowała wyłącznie fajki; ścisłej daty zamknięcia tej manufaktury nie umiemy podać, w każdym razie wiemy, że została ona zamknięta około roku 1860, nie wiemy zaś, jakie znaki umieszczała na swych wyrobach.
Następną co do czasu powstania farfurnią na Śląsku była wytwórnia fajansów w Wołowie, założona przed rokiem 1756 i zniszczona doszczętnie w czasie wojny siedmioletniej (1756— 1763).
Fajans wyrabiany w Wołowie miał być wprawdzie piękny, lecz nieużyteczny, gdyż szkliwo odpryskiwało. Około roku 1763 chciano przywrócić do życia farfurnie w Wołowie, ale usiłowania te nie wydały rezultatu.
Po tych kilku farfurniach, założonych w XVIII wieku na Śląsku i pracujących z bardzo rozmaitemi wynikami, powstała tam największa, w dziejach ceramiki śląskiej zaszczytnie zapisana, rękodzielnia fajansów, której sądzone było przetrwać wiek bezmała, gdyż okrągło dziewięćdziesiąt lat. Tą zasługującą na specjalną uwagę farfurnią śląską była wytwórnia w Pruszkowie, założona przez możnego właściciela tej miejscowości, hrabiego Leopolda, w roku 1763. Specjalistów pracowników sprowadzono do tej manufaktury przeważnie z farfurni w Holies, w północnych Węgrzech, ulegającej wówczas wpływom Strassburga, słynnego bogatą produkcją fajansów, część zaś majstrów przybyła wprost ze Strassburga. Farfurnia odrazu stanęła pod względem jakości produkcji na wysokim poziomie, ale nie sądzone snać było twórcy tej manufaktury cieszyć się jej rozwojem i zażywać owoców swej pracy: w kwietniu 1769 roku hrabia Leopold poległ w pojedynku, a że był ostatnim potomkiem swego rodu, przeto i dalsze losy farfurni były niepewne. Ze śmiercią hrabiego Leopolda skończył się pierwszy, sześcioletni okres dziejów farfurni pruszkowskiej. Wyroby z tego okresu przypominają fajans z Holies i ze Strassburga, a sygnaturą jest duża litera P w kursywie, barwy manganowo-brunatnej. Przez kilka miesięcy farfurnia nie była czynna i dopiero, gdy po uregulowaniu spraw spadkowych dobra pruszkowskie przeszły na morawskiego księcia Karola Maksymiljana Dietrichsteina, farfurnia została ponownie uruchomiona.
Atoli nowy właściciel w bardzo prędkim czasie, gdyż już w roku 1770 odstąpił dobra pruszkowskie wraz z farfurnią hrabiemu Janowi Karolowi Dietrichsteinowi, który postanowił dźwignąć farfurnię, nadając produkcji żywe tempo i stawiając ją na wysokim poziomie. Zamierzeń swoich dokonał hrabia Dietrichstein zapomocą niemal wyłącznie polskich sił zarówno technicznych, jak i artystycznych. Majstrzy, sprowadzeni kiedyś z Niemiec, zostają usunięci, a do farfurni wchodzi nowy personel pracowników, rekrutujący się w bardzo znacznym stopniu z miejscowych polaków. Farfurnia rozwija się wspaniale. Kierownikiem manufaktury jest Jan Józef Reiner, modelarzami są: Tomasz Gruhmann, Jan Brechel, Jan Wojtek, Jan Pfeiffer, Michał Skoczowski, Jerzy Golec, Kasper Piecka, malarzami zaś Eljasz Bauer, pochodzący z Frydka na Śląsku Cieszyńskim, oraz Marcin Neuman, Jan Szyrmek, Matys Domagała, Bartek Heising, Walenty Szyrmek, Maciej Sowiecki, Łukasz Kalka, Ignacy Wieczorek, Augustyn Machura.
Jak widzimy, w przytoczonym wykazie pracowników przeważają nazwiska polskie, a jednocześnie nasuwa się uwaga, że narodowość nawet tych, których nazwiska brzmią z niemiecka, jest „wysoce problematyczna, wobec powszechnego naówczas niemczenia przez nowy rząd nazwisk polskich; jaskrawym tego przykładem jest ów Bartek Heising, który widocznie nie znał mowy niemieckiej, skoro do urzędowego wykazu podał imię Bartek, niezrozumiałe dla Niemców”.
W czasie należenia do hrabiego Dietrichsteina farfurnia zatrudniała 48 robotników i wypuszczała wyborowy towar, na który jednak nie było niemal zbytu, prawdopodobnie wobec konkurencji innych zakładów, z poza Śląska.
W roku 1783 hrabia Dietrichstein sprzedał dobra pruszkowskie wraz z farfurnią królowi Fryderykowi II, za sumę 333333 ⅓ dukatów w złocie, jednocześnie zaś w dobrach swoich morawskich, w Hranicach założył farfurnię, do której przeszedł z Pruszkowa kierownik Jan Józef Reiner, a prawdopodobnie i część tamtejszego personelu artystycznego i technicznego.
Zanim zajmiemy się dalszemi losami farfurni pruszkowskiej, musimy zaznaczyć, że z chwilą sprzedaży tej manufaktury przez hr. Dietrichstein a, skończył się jej drugi okres, w którym farfurnia zakwitła wspaniale. Przetwarzając wzory, pochodzące z wielkich manufaktur porcelany, osiągano prawdziwie artystyczne wyżyny, do czego w znacznym stopniu przyczyniał się doskonale dobrany, przeważnie polski, personel pracowniczy z dzielnym artystą opolaninem, Wacławem Sauerem na czele. Sygnaturą farfurni w tym okresie były litery DP w kursywie, barwy zwykle manganowo-brunatnej, rzadziej ciemno-niebieskiej.
Po nabyciu dóbr pruszkowskich przez Fryderyka II, administratorem farfurni został Jan Gottlieb Leopold, który w trzy lata potem przejął manufakturę w dzierżawę. Od roku 1788 poczęto tu wyrabiać kamionkę, która powoli wypierała fajans. Idąc z postępem czasu, wprowadził radca Leopold na schyłku XVIII wieku do wytwórni pruszkowskiej nowy wynalazek, stosowany już wówczas w niektórych manufakturach zagranicznych, tak zwaną „litogeognozję”, to jest dekorowanie wyrobów kamionkowych odbijaniem na nich miedziorytów. Miedziorytnikami w Pruszkowie byli Degotschon i Endler; pierwszy rył figury, drugi krajobrazy. Litogeognozja wypierała ręczne malowanie i obniżała artystyczną wartość dekorowanych w ten sposób przedmiotów.
Na początku XIX stulecia poczęto wyrabiać w Pruszkowie białą kamionkę z gliny, sprowadzanej do tego celu z Bennstadtu pod Hallą; obok gliny bennstadzkiej używano również miejscowej z Kolanowic. Farfurnia prosperowała w tym okresie dobrze i posiadała własne składy w Głogowie, Jeleniej Górze i Wrocławiu.
W roku 1812 dzierżawca farfurni, radca Leopold, zwrócił się do rządu z prośbą o obniżenie tenuty dzierżawnej, motywując swą prośbę ciężkiemi warunkami, w jakich znalazła się farfurnia wskutek wojen Napoleońskich. Rząd na prośbę radcy odpowiedział odmownie, co skłoniło Leopolda do zrzeczenia się po dwudziestu dziewięciu latach dzierżawy i ustąpienia jej dotychczasowemu pracownikowi farfurni, Janowi Fryderykowi Dickhutowi. Nowy dzierżawca dokładał starań, aby utrzymać farfurnię na dotychczasowym poziomie, pozyskał dla niej w roku 1817 dzielnego i zdolnego malarza Maniaka, wreszcie w roku 1823 nabył Dickhut farfurnię na własność, drogą kupna. Z biegiem czasu działalność manufaktury pruszkowskiej ogranicza się do masowej produkcji towaru handlowego; wyroby o wartości artystycznej należą już do rzadkości. Jeszcze około roku 1840 pracuje w farfurni 85 robotników, a ogólna wartość produkcji wynosi do 13000 talarów. W posiadaniu rodziny Dickhutów pozostaw ała farfurnia pruszkowska do roku 1853, w którym ostatecznie została zamknięta.
W trzecim okresie produkcji, ciągnącym się od czasu sprzedaży farfurni przez hrabiego Dietrichsteina aż do chwili jej zamknięcia, znaczono wyroby fajansowe dużą literą P drukowane, w barwie manganowo-brunatnej względnie blado-niebieskiej, wszystkie zaś wyroby kamionkowe Pruszkowa posiadają jako sygnaturę wyciśnięty w masie bezbarwny napis PROSKAU lub też tylko litery PR, w połączeniu z cyframi.
Tak w ogólnym zarysie przedstawiają się dzieje farfurni w Pruszkowie, która przetrwała dziewięćdziesiąt lat i była największą i najbardziej wybitną wytwórnią ceramiki szlachetnej na Śląsku.
W tym samym mniej więcej czasie, w jakim założono manufakturę pruszkowską, musiała powstać również farfurnia w Kębbowicach, w powiecie ścinawskim, na średnim Śląsku. Dochodzimy do takiego wniosku na podstawie faktu, że wkrótce po założeniu manufaktury pruszkowskiej, mianowicie w roku 1764, niejaki Karol Emanuel von Hoffstett, właściciel wytwórni fajansów w Kębbowicach, zwrócił się do rządu z prośbą o pozwolenie założenia tamże wytwórni porcelany. Hoffstett w podaniu swojem żądał różnych przywilejów, a więc wyłącznego patentu dla Śląska na lat dziesięć, pozwolenia na przeszukanie gleby po wszystkich okolicach, zwolnienia od wszelkich podatków w ciągu lat dziesięciu, zwolnienia dla swych robotników od służby wojskowej, wreszcie prawa założenia składu w każdem mieście.
Koncesja została udzielona Hoffstettowi w lutym roku 1765 razem z przywilejem wyłączności, ale tylko dla czterech powiatów, a mianowicie głogowskiego, gurowskiego, ścinawskiego i lubnowskiego. Wkrótce też rozpoczął Hoffstett produkcję porcelany, zatrudniając w tej wytwórni 22 osoby, wśród nich zaś malarza figuralnego i laboranta farbiarskiego w je d nej osobie, Hubera, kierow nika manufaktury, modelarza i arkanistę — Prascha, malarza kwiatów Zopfa i pięciu malarczyków.
Zakrojonemu na wielką skalę przedsiębiorstw u brakowało odbytu, a Hoffstettowi środków na dalsze prowadzenie manufaktury, że zaś rząd, interesujący się wytwórniami ceramiki szlachetnej na Śląsku i otaczający je stałą opieką w formie rad, rozkazów, rewizyj, narzucania robotników z Niemiec i t. p., w niezmiernie rzadkich przypadkach przychodził tym wytwórniom z pomocą materjalną, przeto i tym razem zabiegi Hoffstetta o uzyskanie zasiłku nie odniosły skutku i manufaktura porcelany, a być może, że i dawniejsza od niej farfurnia, przestała istnieć. Ani wyroby tej wytwórni nie są znane, ani też niewiadomo, czy używała i jakiej sygnatury.
Mniej więcej współcześnie z farfurniami w Pruszkowie i w Kębbowicach, miała być założona za radą radcy wojennego Reisla wytwórnia kamionki angielskiej we wsi Kupy, odległej osiem naście kilometrów na północ od Opola. Bliższych szczegółów o tej rękodzielni nie posiadamy, a wyroby jej wogóle nie są znane.
Idąc w porządku chronologicznym, zanotujemy, że w lutym 1766 roku niejaki C. H. Pomian, zapewne właściciel ziemski, doniósł rządowi o otwarciu farfurni w Pawonkowie, wsi, odległej osiem kilometrów na zachód od Lublińca i tyleż mniej więcej od Glinicy. Ani historja tej wytwórni fajansów, ani produkcja, ani też sygnatury nie są znane.
Jeżeli sięgniemy pamięcią wstecz do jednej z najdawniejszych farfurni śląskich, jaka w połowie XVIII wieku została założona w Zborowskiem i przypomnimy sobie jej historję, to przypomnimy sobie również, że jakby dalszym ciągiem tej farfurni była manufaktura w Glinicy, do której przeniesiono w roku 1767 produkcję fajansu ze Zborowskiego. Hrabina Anna Barbara Gaschin, z domu Garnier, nabyła na własność dział produkcji fajansów w Zborowskiem i przeniosła go wraz z pracownikami i ze wszystkiem, co miało związek z tą produkcją do Glinicy, położonej w powiecie lublinieckim na Górnym Śląsku. Jakkolwiek więc farfurnia w Glinicy była pochodną od rękodzielni w Zborowskiem, to jednak trzeba uważać, że farfurnia glinicka egzystowała dopiero od roku 1767 i lat poprzedniej produkcji w Zborowskiem doliczać tu nie można. Przedewszystkiem wyrób fajansów w Zborowskiem, gdzie zasadniczym artykułem były fajki, nie odgrywał znaczniejszej roli, a właściciele do tego stopnia małą do niego przywiązywali wagę, że ministerstwo jeszcze w roku 1763 nic nie wiedziało o tej produkcji, następnie hrabina Gaschin znacznie powiększyła wytwórczość farfurni, która oprócz zwykłego towaru, przeznaczonego na masowy odbyt, zaczęła wyrabiać przedmioty zbytkowne, jak figury, wazy 1 t. p. Rozszerzając rozmiary produkcji, musiała farfurnia w Glinicy zwiększyć również liczbę robotników i oto, poza miejscowymi ślązakami, z poza bliskiej polskiej granicy ciągną specjaliści-farfurnicy, wyszkoleni, być może, w jednej z manufaktur radziwiłłowskich, względnie w rękodzielni częstochowskiej, a może w prost wykwalifikowani, zdolni garncarze, do Glinicy. Nie znamy nazwisk pracowników glinickich z owych dawnych czasów, a musiało między tymi pracownikami być wielu polaków. Przechowały się zaledwie trzy nazwiska majstrów glinickich z owego okresu, którymi byli tokarz Karol Zapięta, modelarz Jan Muller i malarz Józef Fijała, który był równocześnie modelarzem, a przechowały się dlatego, że wiążą się z pewnym epizodem, jaki w farfurni glinickiej miał miejsce.
Otóż ci trzej farfurnicy, czując się jako specjaliści z poza granicy upośledzonym i wobec miejscowych robotników , przez nich właśnie wyuczonych farfurnictwa, porzucili pracę w Glinicy i w roku 1775 przenieśli się do niedaleko od Glinicy położonej wsi Wierzbie, gdzie zakupili nieruchomość i rozpoczęli starania o uzyskanie koncesji na prowadzenie niewielkiej farfurni.
Przed tą nową konkurencją bronili się zarówno garncarze z Lublińca, jak też i właścicielka farfurni w Glinicy, hrabina Gaschin, niezależnie od tego koncesja została wydana w roku 1777 nowej spółce, do której oprócz trzech wymienionych wyżej mąjstrów-farfurników przystąpił jeszcze właściciel wsi Wierzbie, Zimiecki.
Mimo epizodu z Wierzbiem farfumia glinicka istniała dalej bez przerwy, fajans jednak byt zwolna wypierany przez kamionkę. Około roku 1825 farfurnia została oddana w dziedziczną dzierżawę niejakiemu Mittelstadtowi, a odtąd kamionka stała się niemal wyłącznym artykułem produkcji. Millelstadt dokładał wszelkich starań, aby utrzymać manufakturę glinicką na dawnym poziomie, mimo to zwolna chyliła się ta wytwórnia do upadku, a w roku 1856, wobec bardzo niekorzystnych konjunktur, wstrzymano produkcję, która wznowiona została dopiero po kilku latach, w roku 1861.
Około roku 1868 farfurnia została zamknięta, jakkolwiek miejscowi robotnicy sporządzali naczynia po domach jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.
Wyroby glinickie naogół były bardzo piękne. Robotnicy, jak powiedzieliśmy wyżej, rekrutujący się w dużej mierze z ludu polskiego bądź ze Śląska, bądź też z wolnej jeszcze wówczas Polski, odbywali wędrówki po farfurniach górnośląskich, a z wędrówek tych wyciągali korzyść, przez doskonalenie się w swej specjalności, to też w wyrobach glinickich można znaleźć wiele cech, przypominających wytwórczość niezbyt odległego Pruszkowa. Ta mieszanina pierwiastków artystycznych, płynących z wielkich manufaktur, z motywami ludowemi, była powodem, że wyroby glinickie posiadały niepospolity urok i specjalną świeżość, a malowidła, zdobiące te wyroby, były pełne życia.
Najświetniejszy okres tej farfurni przypada na czas między rokiem 1767 a 1800. Farfurnia używa w tym okresie znaków GG, co oznacza Gaschin-Glinica, lub G, bądź też D. G. Dodawane do sygnatur kropki po dwójne są znakami malarzy. Specjalnością Glinicy w tym okresie są wielkie wazy z plastycznie nakładanemi i barwnie malowanemi bukietami kwiatów; niewielkim naczyniom, służącym za maselniczki, cukierniczki, pudełka i t. p., nadawano kształt zwierząt i ptaków, względnie owoców i jarzyn. Do użytku stołowego wykonywano wielkie płaskie tace w barokowych formach, talerze, półmiski i t. p.. Spotykamy w tym okresie również malowane talerze, na których zastosowano ludow ą ornamentykę śląską.
Drugi okres farfurni w Glinicy przypada mniej więcej na czas między rokiem 1800 a 1825, a cechą tego okresu jest produkcja kamionki obok fajansów, gdyż w epoce tej wyroby kamionkowe były bardzo modne. Sygnatury z tych lat są mało znane. Napotyka się bezbarwnie wyskrobane pisane GL. a zapewne i znak GF (Glinicka fabryka), w niebieskiej barwie pod szkliwem, odnosi się do tego okresu. Być może, że do tej epoki można również odnieść wytłoczony napis GLINITZ, spotykany sam, lub z literą M (Mittelstadt), ale to jeszcze nie jest należycie wyjaśnione.
Cechą omawianego okresu jest ożywiona produkcja znanych już naczyń w formie zwierząt, ptaków, owoców i jarzyn, oraz dzbanuszków w kształcie siedzących ptaków. Farfurnia wyrabia również w tym okresie liczne tak zwane „talerze weselne”, zakupywane przez lud do wyprawy ślubnej, a następnie ustawiane na półkach i ożywiające barwną plamą wnętrze domu rolnika czy górnika.
W trzecim okresie, między rokiem 1825 a 1870, Glinica produkuje niemal wyłącznie kamionkę. Znakiem tego okresu jest tłoczona bezbarwnie sygnatura GLINITZ z literą M. Lwią część produkcji stanowi towar masowy, jak użytkowe serwisy, filiżanki, talerze, półmiski oraz talerze weselne.
Jak wspomnieliśmy wyżej, fajans miano wyrabiać w Wrocławiu już w roku 1724, farfurnia ta jednak istniała krótko i oto upłynęło bezmała pół wieku, gdy w roku 1772 założył tu wytwórnię fajansów dawniejszy faktor pruszkowski, Jan Fryderyk Rehnisch.
Na podstawie przedłożonej rządowi terryny, wykonanej z gliny z Małoszyc, z polewą z krzemionki jeleniogórskiej, otrzymał Rehnisch zaliczkę 3000 talarów, a w roku 1776 jeszcze dodatkowo 500 talarów na rozwój farfurni. Zdaje się jednak, że samodzielna, indywidualna produkcja nie przybrała tu większych rozmiarów, Rehnisch bowiem sprowadzał białe naczynia z Pruszkowa, które malował w Wrocławiu zdolny malarz porcelany, Wagner z Hubertusburga. Gdy jednak Pruszków odmówił naczyń i Wagner nie miał co malować, rozpoczęto w roku 1776 produkcję kamionki. Jakkolwiek okoliczności zdawały się sprzyjać rozwojowi manufaktury Rehnisch a, gdyż Fryderyk II w roku 1765 obłożył trzydziestoprocentowym podatkiem wyroby kamionkowe, sprowadzane z Anglji, a następnie wydał bezwzględny zakaz importu obcych fajansów, a w szczególności angielskich wyrobów kamionkowych, to jednak Rehnisch był stale w kłopotach materjalnych. W roku 1778 sprowadził Rehnisch zdolnego wypalacza z Pruszkowa, Marcina Brachla i dwóch modelarzy z Niemiec, ale te wszystkie posunięcia nie były w stanie uratować przedsiębiorstwa, które po jedenastu latach istnienia zbankrutowało ostatecznie w roku 1783.
Po Rehnischu posiadał w Wrocławiu wytwórnię naczyń kamionkowych w roku 1788 Jan Krzysztof Krannich, a o koncesję na takież przedsiębiorstw o starał się w roku 1806 miejscowy kupiec, Mellen.
Jeden z pracowników wrocławskiej manufaktury Rehnischa, niejaki Maciej Wancker, osiedlił się w Głubczycach w roku 1775 i począł wyrabiać naczynia kamionkowe, że jednak robił on konkurencję farfurni Barucha w Raciborzu, przeto w roku 1805 wniósł Baruch energiczną skargę przeciwko Wanckerowi, a pomimo, że ten ostatni apelował do króla, rząd uwzględnił skargę Barucha i polecił Wanckerowi zlikwidować warsztat w Głubczycach, co nastąpiło w roku 1805, względnie 1806.
Mówiąc o farfurni w Glinicy, przytoczyliśmy zdarzenie, jakie miało miejsce w tej manufakturze w roku 1775, gdy trzej majstrzy tamtejsi, Karol Zapięta — tokarz, Jan Muller — modelarz i Józef Fijała — malarz i modelarz w jednej osobie, porzucili pracę i przenieśli się do niedalekiej wsi Wierzbie, a wszedłszy w spółkę z właścicielem tej wsi, Zimieckim, uzyskali w roku 1777 koncesję na prowadzenie niewielkiej farfurni, mimo protestów zarówno ze strony garncarzy z Lublińca, jak też i hrabiny Gaschin, właścicielki Glinicy. Farfurnia ta jednak egzystowała niedługo, gdyż zaledwie do roku 1783. Wyroby jej miały być znaczone literą W, ale niestety nie są znane.
Ponieważ wspomnieliśmy wyżej o farfurni w Raciborzu, przeto podamy obecnie kilka słów wiadomości o tej wytwórni, założonej w roku 1795 przez anglika, Józefa Beaumont, który miał w Raciborzu wyrabiać wedźwudy. Pieniędzy na urządzenie farfurni dostarczył skarb, ale w ilości niewystarczającej na szerszą produkcję, wobec czego przedsiębiorstwo od początku istnienia walczyło z trudnościami finansowemi. W obec takiej sytuacji Beaumont postanowił sprzedać wytwórnię, w której pracował razem ze swym bratem , Tomaszem, i w marcu 1803 roku uskutecznił swój zamiar. Wyjeżdżając razem z bratem z Raciborza, Józef Beaumont uwiózł z sobą tajemnicę wyrabiania masy wedźwudowej, to też nowy właściciel farfurni, Salomon Baruch, wyrabiał wyłącznie kamionkę przy pomocy majstrów, sprowadzonych z Czech. Główną siłą techniczną farfurni Barucha był Jan Kamman, który poprzednio pracował w Berlinie.
Baruch zmarł w roku 1826, a farfurnia została zamknięta w dwa lata później, a więc w roku 1828.
Okazy wedźwudów Beaumonta należą do rzadkości. Sygnaturą rękodzielni raciborskiej są nazwiska Beaumont, wzlędnie i litera R, przyczem niekiedy dodane są drobne cyfry.
Znany z Pruszkowa Jan Degotschon, według Jerzego Dobrzyckiego „oczywiście Polak z zepsutem pisownią niemiecką nazwiskiem”, założył w roku 1804 w Tułowicach, w powiecie niemodlińskim na Górnym Śląsku, zapewne z pom ocą hrabiego Praschma, właściciela Tułowic, wytwórnię kamionki i fajansu, której sam był właścicielem i kierownikiem.
W roku 1842 farfurnia tułowieka przeszła na własność hrabiego Ernesta von Frankenberg-Ludwigsdorf, który wydzierżawił ją niejakiemu Teichelmannowi. Od chwili przejścia farfurni w dzierżawę, w prowadzono w niej produkcję porcelany, wobec czego zarzucano powoli wyrób fajansów, a w roku 1862 zaprzestano nawet wyrabiania naczyń kamionkowych.
Zamknięto farfurnię tułowicką po długiem, przeszło stuletniem istnieniu w roku 1906.
Wyroby tułowickie z czasów Degotschon a, a więc z okresu do roku 1842, przypominają pod każdym względem wyroby pruszkowskie. Typowe dla Tułowic aż po rok 1880 są naczynia o ciemnobrunatnej polewie, malowane w żółte kwiaty. Najstarszemi znakami, jakie umieszczano na wyrobach farfurni tułowickiej, są sygnatury T, lub TbF, późniejszemi - Tillowitz b. F. lub Steingutfabrik v F Tillowitz o/S w owalnem ułożeniu.
Poza przytoczonemi wyżej farfurniami śląskiemi należy jeszcze wymienić nazwy dwóch rękodzielni, które musiały powstać w czasie między rokiem 1810 a 1812, a mianowicie farfurnie w Świdnicy i w Strzegoniach. O istnieniu ich dowiadujemy się z cytowanego już wyżej podania dzierżawcy Pruszkowa, radcy Leopolda, który, zwracając się do rządu w roku 1812 z prośbą o obniżenie opłat dzierżawnych, między innemi motywami, jakie wysuwał w swem podaniu, przytacza i ten, że „przy obecnej wolności przemysłowej każdy może założyć fabrykę fajansów, czego świeżo utworzone w Świdnicy i Strzegoniach są dowodem”.
Ten mentalik wyobraża niechrzczenie boby chrzczący polewał go wodą albo chrzczony w wodzie byłby ponurzony; wyobraża raczej bierzmowanie, przyłożenie rąk, konfirmacją albo pokutnika rozgrzeszenie. Ten w otoku nie Bolesław wielki bo niepokutował, ni śmiały bo żadnych z Wojciechem niemiał styczności, ale pokutujący Krzywousty, korny i rozmodlony a na cześć świętego, dla rozgłosu swej pokuty blaszkę przyrządzający. Mogło się to stać po roku 1116, kiedy Krzywousty rozgrzeszenie otrzymał; koło 1119 lub 1130, kiedy pokutę dopełniał, przebłagalną pokorę; wtedy, kiedy jimie i wizerunek S. Wojciecha na monetę wprowadzone zostały, jakiej to monety skarb dobiesławski niedostarcza. Był więc zakopany kiedy jeszcze tej monety nie było, w czasach uprzedzających sełkę denarów Ottonowi do Pomorza. Tyle pozorów do oznaczenia czasu nastręcza się: reszty szukaj w szatułce sapieżyńskiej.