Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Czas to już bardzo wysoki, abyśmy przejrzeli owoce badań nad działalnością Stwosza!...
Mnożą się u nas prace większe i mniejsze - te ostatnie przeważnie - lecz nie widać w nich jednolitości dążeń. Najsmutniejsza - że wskutek zamięszania pojęć urasta mgła coraz bezwładniej widnokręgi zasłaniająca na to, aby zaiście prawdy nikt dojrzeć nie mógł. - Czasy dzisiejsze, zwłaszcza w Polsce, dążą jakby celowo do; zagmatwania wszystkiego, co łączy się z życiem narodowem, jakoby w rzeczy samej chodziło wyraźnie o znieczulenie wrażliwości naszej na wartość wszystką osobowości narodowej. Z jednej strony spotęgowanie u nas czujności na wszelkie ruchy myśli ludzkiej w wszechświecie, a z drugiej strony coraz większe przytłumianie roszczeń naszych w zakresie czysto rodzimym - oto obraz czasu dzisiejszego. Na ogół sądząc możnaby przyjść do przeświadczenia, iż naród polski z umysłu unika podstawy własnej dla podwalin bytu swojego i życia przyszłego a gwałtownie chce objawić zależność swoją od wszystkiego, co jest po za granicami jego. Przejawia się w tem ułomność nasza, dawnych czasów sięgająca. Od kiedy Polska zaczęła oglądać się za królami nie polskimi - od wtedy podkopywać się zaczęła rodzimość szczerze narodowa. Co raz większe kręgi zatacza rozumienie obczyzny - co raz mniejsze kręgi stanowią własność naszą swojską, nam tylko właściwą.
Źle się to dzieje - bardzo źle!
Najgorzej z tej przyczyny, że na polu sztuki i zdobyczy w świecie piękna nie dostaje nam nadal wiary. Wiecznie jesteśmy bezduszni i słabi w obec siebie samych. Niewiarę w siłę duchową narodu posuwają u nas niektórzy tak dalece, iż poprostu zabraniają mówić i pisać w duchu poprawy. Zgroza! co za pęta ciasne, z niewoli pochodzące, opasały duszę naszą. I nie sposób próbować podtrzymać ducha narodowego, ponieważ coraz mniej ludzi w Polsce, którzyby myśleli nad zatrzymaniem „dobra starego". Stanisław Rąba, sługa stary i ślachcic, mówi w Jakóbie Jasińskim:
...„Wstyd! hańba! mój Boże! Mamże wierzyć mym oczom ? Czyliż to być może, Żebyście takich synów mieli wy, ojcowie, Ulubieńcy mych pieśni, wy, bohaterowie! Znałem, znałem niektórych - kto dziś na tej ziemi, Na ziemi opętańców, kto piersiami lwiemi, Kto orlemi oczyma zastąpić was zdoła ? Jakże szybko znamiona cnej polskości rzedną! Oj! niema już tych orłów, tych tam tórów jarych! Wymarli - i. krom sławy, nic już po nich niema !“ (A. Mickiewicz).
Oto! ginie w oczach nasze dobro stare, a na miejsce jego bierzemy liczmany i lichoty. Tak nas łudzą ustawicznie owe przynęty, jak fale o brzegi bijące, że z pokolenia w pokolenie poddajemy się im wręcz na korzyść obczyzny a na szkodę Ojczyzny naszej nieszczęśliwej. Opętały nas hasła sztucznie nam przez wieki niewoli narzucane, że zamiast na synów najwierniejszych Matki kochanej, patrzymy zaprawdę na „ziemię opętańców!" Gdzież są ci bohaterowie o piersiach lwich, o oczach orlich?... Gdzie są te orły bujające górnolotnie i te tóry przemocne?... Zanikło wszystko, albowiem mądrość książkowa wydarła nas już w połowie ze życia prawdziwego - a co pozostało jeszcze, to w imię prawdy wrzekomej dobro wolnie składamy na ołtarzu nawyknienia naszego do wrogów naszych. Za wiele bronimy przedewszystkiem niemieckości!
*****
Wszystkie zagadnienia i wątpliwości, dotyczące działalności Wita Stwosza, doczekają się tylko wtedy rozwiązania jasnego a pewnego, kiedy przedewszystkiem śmiało będziemy mogli powiedzieć, że stanowisko sztuki i kultury polskiej w ogóle, od czasów najpierwotniejszych, jest już najzupełniej wyświetlone. Jak dotychczas błędy nasze i powiększają się i pomnażają się, gdyż ciągle jeszcze wydaje się nam to koniecznością, jakoby Polska miała jedynie jedną drogę rozwoju życia swojego a mianowicie przez naśladownictwa wszystkich narodów i wszelakich prądów cudzoziemskich. Nie można u nas sobie wyobrazić żadnej dziedziny myśli i pracy, aby w niej nie zaczynano na ślepo od przyczepiania się do Niemiec, Włoch, Francji lub innych krajów. Stało się to już słabostką naszą tak rozwielmożnioną, że nie potrafimy ani myśleć ani działać bez wzorów zagranicznych. Wyłączyła taka bezmyślność z wychowania naszego wszelkie uwzględnianie pierwiastków rodzimych, aby tylko z nich nie wykuwać w zarodku samodzielności i wytrwałości czysto narodowej, naszej.
Od dawna, bardzo dawna zaważyła nad nami klątwa przekonania, niestety w świecie już rozpowszechnionego, iż Polska otrzymała sztukę i kulturę od Niemiec, potem od Włochów. Pozory pewne umożliwiły uznanie poglądu takiego za prawdę niewzruszoną, a jednak kto potrafi się oderwać od tej przewagi, pochodzącej głównie ze stanowiska politycznego - w czasach przedwojennych na korzyść Niemców idącego - ten może drogą inną dochodzić prawdy szczerej, nie łudzącej. Sztuka w Polsce posiada tak wiele pierwiastków samoistnych, że nie potrzeba żadnych wysiłków, aby dopatrzyć się w nich pierwowzoru całkowicie rodzimego.
Dwie przeto mamy drogi do zgłębiania znamion sztuki i kultury polskiej: albo rozpoczynania od sztuki niemieckiej i śledzenia później podobieństwa tejże do sztuki naszej, albo rozpoczynania od sztuki polskiej i szukania okazów ściśle zbliżonych w sztuce dziś teutońskiej. Prawie wszyscy bez wyjątku badacze i uczeni polscy trzymają się dotychczas drogi pierwszej, stąd pochodzi wyrok dla nas złowrogi, zatem znaki ślachectwa czyli herby rodowe to naśladownictwo niemieckie, rycerstwo nasze arcybohaterskie to wyuczenie niemieckie - wszystkie obyczaje nasze niemieckie i sztuka cała niemiecka! Kilka jednostek wśród narodu całego w Polsce obrało drogę drugą i dlatego głoszą one zdania wręcz odmienne: nie Polska od Niemców, lecz Niemcy z Polski sztukę wzięli.
„Gdy zapowiedziano dowody, że za czasów Stwosza, Kraków był twórcą kultury Norymbergi, że Albrecht Durer był uczniem i naśladowcą Stwosza, to miesięcznik wysoce kulturalny, artystyczny powitał to słowami: „p. Stasiak twierdzi, że kultura artystyczna nie z Niemiec szła do Polski, ale naodwrót... jeśli już trzeba koniecznie skompromitować naukę polską przed obcymi, to niczego więcej pragnąć nie można, jak aby ostatni wynik badań p. Stasiaka przetłómaczono na język francuski."
Nie potrzeba zaiste dowodu lepszego na okazanie, jaką jest dzisiaj dusza polska!... Ma ona się rozkoszować coraz silniejszem przyrastaniem do pnia niemieckiego - a gdy padnie słowo niebaczne dla obrony godności narodu, to musi ono spotkać się z ośmieszeniem i szyderstwem!
I to właśnie najboleśniejsza, iż ta dusza polska ogółu narodowego niema nic po nadto tylko śmiech!... Obracają u nas od dawna wszystko w pośmiewisko - a są tacy, co pomagają wrogom szczerze i cieszą się z owoców bujnych naigrawania. - Smutnie!
Zapytałby kto, czy ten, który się natrząsa, czyni to po zgłębieniu rzeczy, po zbadaniu najsumienniejszem ? O nie! o to nie chodzi nikomu, bo wystarczy przeczytać nagłówek książki lub dowiedzieć się o nazwisku twórcy pracy - a już z góry pod wpływem urojenia obrzuci się zamiar niedowierzaniem, gorzką obmową, pełną jadu.
Mimo wszystko jednostki nieliczne stają przeciw prądowi powszechnemu i trwają w przekonaniach swoich nadal, albowiem za niemi prawda ta bezwzględna, która była, jest i będzie a nie prawda przemocą narzucona i powierzchownie zasilana.
*****
O! zawołajmy raz jeszcze: „jakże szybko znamiona cnej polskości rzedną!”. Już tylko do jednostek bardzo nielicznych mówić można o tem, co to jest „dobro dawne". Ogół nie pojmuje takiego, który chciałby być szczerze polskim w każdym calu. Tysiące objaśnień na uzasadnienie niewłaściwości. Nie należy ubierać się po polsku, bo to razi - nie trzeba używać wyrazów rdzennie polskich, gdyż to trąci starożytnością, a dziś pęd nowoczesności, nie wypada zachowywać obyczajów pełnych cnót narodowych i zwyczajów prastarych, ponieważ wszystko to już przepadło i zamarło - a wreście nie godzi się myśleć o stylach dawnych, dziejowych, albowiem sztuka dzisiejsza nie może znieść tego!...
Zatem oddalamy się coraz bardziej od przeszłości naszej i rzecz arcy-dziwna, chcielibyśmy ją mimo to zrozumieć! Zrywamy ogniwa łączące nas dawniej z Ojczyzną, a mielibyśmy roszczenia, że ją mimo to kochamy i dla niej żyjemy!
Skoro mowa o sztuce, z rozpaczą to powiedzieć należy, iż sztuki polskiej nie znamy!...
Widzimy, jak się mnożą książki i pisma dla krzewienia futuryzmu, kubizmu - lecz nie widać starań, aby w pokolenia młode wpajać zamiłowania do naszej sztuki ludowej, może najpiękniejszej w ogóle i do zabytków polskich, pełnych ducha a uczucia. I przeciąga się owa przyczyna nieszczęsna, która powoduje, że nie mówimy o sztuce - naszej tylko unosimy się nad Eternizmem, jaki obecnie ma być rozprowadzeniem wszystkich określeń kierunkowych, kończących się na izm: Idealizm, Realizm, Naturalizm, Symbolizm i t. d. i t. d. Z jednej strony o uszy nasze uderzają wołania „ mydlarzy“, którzy chcą tego właśnie, aby pisano „ciemno a zawile“, z drugiej strony ci z brzasku epoki nowej, w walce o sztukę nową, nie zdają sobie sprawy w umyśle Polaka, co nastąpi po zdmuchiwaniu koron ze wszystkiego, co było u nas ukoronowanem! Jeżeliby to prawdą istotną było, że sztuka piękna jest bogactwem narodu największej wartości, bo wiekuistem, to dlaczego artyści mydlarze (wedle Przybyszewskiego) mają koniecznie rozpoczynać od tego, aby przekreślać oświatę i ogładę ojców a lecieć jak ćma po przez ciemność otchłani? Wiekuistość sztuki domaga się nawiązania przeszłości z teraźniejszością - nowoczesność zaś nie może znieść przeszłości.
Z powodu tego, przyznać to musimy, panują u nas wyobrażenia wprost najfałszywsze o sztuce naszej najdawniejszej a ponieważ wcale jej nie znamy i zgłębić jej nie mamy ochoty, dlatego zadowalniamy się właściwie tylko tem, co nam obcy podadzą. Zrozumiemy teraz, dlaczego to u nas w cenie tak wysokiej są dzieła niemieckie. Wygoda nasza to sprawia - ale też ponosimy szkody stąd wynikłe, gdyż żyjemy tem, co Niemcy nam narzucą.
Potrzeba gwałtownie to uwydatnić, że poglądy nasze na sztukę naszą nie są takie, jakiemi by one być mogły i być powinny, lecz są niewolniczo uzależnione od myśli nakazujących, któremi nas karmią dzieła niemieckie i szkoły wszystkie podług nauczania w duchu obcym a nie polskim. Zaprzepaszczamy z tej przyczyny znamiona, w istocie prawdy łączące nas bądź co bądź ze Wschodem Dalekim, ze Wschodem Azji - a po przez wieki prawidła sztucznie podtrzymywane, na podobieństwo bicza, nasyciły nas przekonaniami, jakoby nauka i kultura koniecznie tylko z zachodu szła na wschód. Jest to nieprawda rażąca!
P. dr. Ptaśnik przyszedł do wniosku, jakoby Stosz było brzmieniem staropolskiem.) Stosz i Stoszko mogą być w staropolszczyźnie, lecz nie zapominajmy, że w Polszczę niestety! bardzo wcześnie oddziaływały wpływy nachodźców natrętnych i pod ich silą w mowie polskiej objawiały się już wcześnie skażenia bardzo mnogie. Nikt nie może nie przyznać, iż dźwięk Stwosz jest o wiele rdzenniejszo polskim jak Stosz. Skoro Arcymistrz nasz sam się podpisywał na listach Stwosz i na pomnikach najpiękniejszych położył nazwę Stwosz, musimy już raz bez wahania przyjąć za polskie słowo piękne Stwosz, zbliżone do Stwórz. Zestawienie głosek Stw jest czysto rodzime, bo składem takim poszczycić się może jedynie mowa polska w świecie całym. My tego W między głoskami nie przeceniamy sztucznie ani wymyślnie, albowiem to właściwość jędrnie nasza, swojska i byłoby grzechem stokroć większym, nie przywiązywać do tego wagi. Stwosz jest nazwą wyłonioną z ducha języka polskiego. Stwosz jest nazwiskiem polskiem, po którem śmiało sądzić możemy o pochodzeniu nietylko Wita, lecz i rodu całego, ba! nawet rodów całych, że to byli źródłowo z pochodzenia Polacy. Wszelkie odmiany jak Stosso, Stossowicz, Stosewicz, Stosscho, Stoschen, Stoszy, Stossiowa lub Stosche - nic innego nie odznaczają, jak przemiany w pisowni zepsutej niemieckością źródłosłowu jednego i tego samego: Stwosz. Stwosz pochodzi od Stwórz! Stwosz ma być nazwą rodu arcymistrza.
Nietylko nazwisko jego, lecz i imię własne dotyczy polskości. Wit pochodzi od Wida a przecie Światowid jest chyba najlepszym dowodem starodawności wyrazu. Na grobowcu Kaźmirza Jagiellończyka słowo EIT oznacza w skróceniu FEIT, zamiast dawnego FIT, co bezwątpienia przypomina WIT, czyli WID. To brzmienie ostatnie służy za świadectwo, o ile silniej zbliżone są dźwięki nazwy i imienia tego do polskości, jak do niemieckości. Niemcy mają siły dla przywłaszczania, to prawda - tego im nikt odmówić nie może, lecz przywłaszczanie a własność sama, prawowita, to nie jedno. W obec tego musimy przyznać więcej prawdopodobności podaniom żywym, aniżeli sztuczności wysilonej pod naciskiem samego rozumowania i to rozjątrzonego. Opowieść skromnie młodzieży podana,) umieszczająca rodziców Wita na Kleparzu, gdzie ojciec jego miał mieć pracownię bednarską, jest o wiele bliższą rzeczywistości, aniżeli nawoływania zaciekłych badaczów niemieckich do szukania go koniecznie w Norymberdze, bez podstawy najmniejszej. Witek z Kleparza to postać całkowicie wykrojona z życia ruchliwego Krakowa przy końcu wieku XV. Stosunki jego z kanonikiem Janem Długoszem, za pośrednictwem tego z królewiczami, a nareście z królem samym i z całym dworem jego, bardzo możliwe. Popiera to wszystko przypuszczenia nasze o pobycie Stwosza w Krakowie od młodości. Zanim Kraków powierzył mu wykonanie Ołtarza Marjackiego, musiał się on dać Krakowianom dobrze poznać temi rzeźbami, któremi zasypywał kościoły nasze. Jest także to bardzo prawdy bliskiem, że królewicz Władysław Jagiellończyk, obejmując tron czeski na zamku w Pradze, zacieśnił stosunki pomiędzy obydwiema stolicami i popierać musiał arcymistrzowstwo Stwosza. Jest to zgoła łatwem do przypuszczenia, że Wit Stwosz rozwój swój krasoumny zawdzięcza nie Norymberdze, lecz Krakowowi głośnemu w sztuce z wieku XV, skąd go powołać musiano aż do Medjolanu na dwór Sforciów. Działo się to w czasie, kiedy wydobywają się postacie Parlerzów, Henryków i Piotrów, czynnych również w Medjolanie. Jeżeli powieść wspomina wreście o stosunku Wita z Bramantem, który budował wówczas w Medjolanie arcydzieło swoje: kościół M. Boskiej Łaskawej (S. Maria della Grazie) - to możemy w tem widzieć dowody łączności naszej raczej z Włochami jak Niemcami.
Lossnitzer M. w dziele ostatniem powiada, jakoby było to niemożliwością, iżby istota sztuki Stwosza zależną była od Wschodu, zwłaszcza, że zowie on ten Wschód Polski krajem „w sztukę ubogim”, chociaż ziemie nasze z pyszalstwem mieni dziedziną kolonizacji niemieckiej (!?) Otóż dla ilu to uczonych polskich zdanie owo przedstawia wartość nieomylności a co gorsza dla ilu tych krzewicieli myśli niemieckich stało się ono wprost wyrocznią. Niestety! Każde słowo wypowiedziane u nas w języku obcym ma dla Polaka siłę czarowną, jaka go omamia, podczas kiedy słowo polskie bywa lekceważone i pogardzane. - Zdajmy sobie atoli sprawę, czy to jest prawdą?
W poglądzie na arcydzieła Stwosza zachodzi konieczność rozpatrzenia przedewszystkiem zasady, ażali jest to zgodne z rzeczywistością, co Niemcy orzekli i co nauka polska rozkrzewia, że Polska była krajem w sztukę ubogim, tudzież, że cokolwiek ona miała i zdobyła, to chyba to wynikało z ducha niemieckiego, tylko Niemców, jako kolonistów! !
Po dziełach naszych wszystkich staraliśmy się udowodnić błędy w zapatrywaniach nauki polskiej a wszędzie usiłowaliśmy roztaczać wywody na podstawie dowodów, jakby namacalnych, rysunkami popieranych, podczas kiedy twierdzenia niemieckie przeważnie i najczęściej są gołosłowne. Nic to nie pomogło, albowiem nauka polska nie uznaje tego. Wobec tego raz jeszcze musimy tu podjąć się pracy dla obronienia i prawdy i godności narodu polskiego.
Już Strzygowski Józef dobitnie wykazał niesłuszność zapatrywania ogólnego, jakoby Rzym koniecznie i tylko Rzym miał być ogniskiem sztuki dla całej Europy. Badacz ten, mało u nas znany, ma zasługę wielką w okazaniu przed światem, że pierwiastki sztuki w Europie wyłoniły się głównie pod wpływem Wschodu, zatem Asyrji i Babilonji, Persji, Egiptu i Syrji. Orzeczenie owo posiada doniosłość szczególnie ważną dla historji sztuki polskiej - jednakowoż z uczonych naszych nikt jeszcze nie zestawił wyników owych z zapatrywaniami, które bronią rodzimości swojskości polskiej. Nawiasowo atoli wypada tu wtrącić życzenie, aby ktoś wojujący przeciw sztuce rdzennie naszej widzący tylko Niemców, porównał owoce badań dr. Strzygowskiego z twierdzeniami naszemi, jakie mieszczą się po dziełach naszych jak Styl Nadwiślański, Styl Zygmuntowski, Polskie Budownictwo Drewniane, Utwór Kształtu, Serce, Mir - Sława czyli Znak Krzyżowy i t. d.
Jak Strzygowski tak i my na każdem miejscu jak na dłoni odsłaniamy prawdę nagą, że rozwój sztuki polskiej sięga okresu miceńskiego i objawia związek nie z Zachodem Europy, ale przeciwnie ze Wschodem Całym, Dalekim.
Okoliczność, iż sądzą u nas inaczej, dowodzi słabości ze strony naszej, dzięki której nie patrzymy w głąb prawdy, lecz porwać się dajemy każdej sile zewnętrznej, co na nas uderza. A są narody mające dar szczególny do podbijania i zagarniania, do wydzierania rzeczy cudzych i przyswajania ich sobie. Czynią one to tak, jak Modrzewski doskonale określił, że nietylko zdzierczo zasługę sobie przypisują, lecz jeszcze tego, którego obdzierają, napadają czynem i słowem, obelgi nań miotają i do hańby go doprowadzają. Czynią to prawem wilczem, „jako nasi mawiają o tych, co wydzieraniem jakoby wilcy żywią“ (Modrzewski: O Poprawie Rzpp). Narody takie to wydzieracze, czekający tylko na korzyści ze strony sąsiadów, aby po ich zgwałceniu kazać im wychwalać dobrodziejstwa wydzieraczów. Rzym niegdyś żył zdobyczami i Europy i świata całego - Rzym stał się wzorem takiego wydzieracza w dziejach ludzkości. Za nauką jego poszły niebawem narody inne, co dążąc do przewagi pięści zapragnęły tego, aby przed mocą prawa narzuconego padło wszystko w proch i na dobitek wyznawało nieustannie nicość swoją przed siłą mięśni zaborczych.
Polska, na nieszczęście, sąsiadując od wieków z wydzieraczami, padła ofjarą, która się mści do dzisiaj. W chwili zmartwychwstania, nie wolno jej głowy podnieść, ponieważ wrogom to się nie podoba. Łacniej u nas o to, aby krzewiła się nauka niewolnicza, po dawnemu, z czasów kajdan hańbiących, aniżeli o odwagę gwoli zaznaczenia siły własnej, zgodnej z dumą narodową. Nie wolno nikomu odezwać się dla obrony Ojczyzny. Kto na to się porwie, przeciw temu wnet siły się znajdą dla udaremnienia kroku.
Mimo to, jak nawalności wody płynącej nikt nie powstrzyma, tak prawdy żywotnej, w całej pełni silnej, nikt nie przytłumi.
Czas długi myślano u nas, jakoby sztuka Karola W. była wynikiem koniecznie Rzymu lub co najmniej Rawenny, a jednak badania J.Strzygowskiego zbiły to doszczętnie. Od dawna karmią dlatego ci głosiciele potęgi Rzymian i Niemców pokolenia nasze wyrokiem, że cała sztuka w Polsce to rzymska i niemiecka.
W zapisie woli ostatniej króla tego mówią słowa o kaplicy w Akwizgranie, jakby o cudzie jakim, a cud ten powstał nie z innej sztuki, jak tylko greckiej, to znaczy tej wschodniej, która wyobraża nam sztukę Carogrodu, Kijowa, Lęchji i Sarmacji.
„Pignora Apostolorum, Martyrum, Confessorum et Virginum a diversis terris et regnis, et praecipue Graecorum collegi...“ Tak powiada sam władca o sobie w opisie tejże świątyni. Kraj Greków to nie Grecja przecie starożytna, lecz to strona Europy wschodniej, gdzie mieszkali ci wszyscy, którzy byli wiary greckiej i obrządku greckiego, zanim nie przyjęli chrześcijaństwa katolickorzymskiego. Za czasów Karola Wielkiego kraj Greków to najniezawodniej Lęchja i Sarmacja, o których myśmy zapomnieli całkowicie, gdyż kazano nam głosić nieistnienie Państwa polskiego przed Mieczysławem I. i narzucono nam przekonanie, że Sarmaci to dzicz nieokiełzana, o jakiej mówić nawet nie można. Polak dzisiaj nie chce myśleć o Sarmatach, aby nie popaść w podejrzenie, iż do nich się zamierza przyznać. A jednak we wieku VIII. słynęły kruśce najlepsze z gór Sarmackich, a na grobowcu Bolesława Szczodrego czyli Śmiałego w Ossochowie (Osjaku) położono jeszcze napis: „Sarmatis Peregrinantibus salus“.
„Scytharum nomen usque quaque transit in Sarmatas atque Germanos“ powiada Wojciechowski w Chrobacji na str. 31. za Plinjuszem. Morze Sarmackie to morze Bałtyckie, zwane także Szczytyjskiem czyli Giermańskiem; miało aż cztery nazwy.
Jaką sławą dawniej cieszyli się Sarmaci najlepszy dowód w tem, że w roku 172 cesarz Marek Aureljusz przydał sobie godność „Sarmaticus“ albo Germanicus (Lelewel).
Zatem ci to Sarmaci w języku dawnym przybierali nazwę u obcych Greków, na co posiadamy dowody bardzo liczne. Nietylko zapis Karola Wielkiego przytacza Greków, bo i Fredegodus, pisarz wieku X. powiada: quadris lapidibus, manu gothica.
Otóż Dr. Karol Schnaase, przytaczając to zdanie objaśnia, że ten sposób budowania: quadris lapidibus, manu gothica był rzymskim, co jest nieprawdą, albowiem ci Goci to nie budowali wedle sztuki rzymskiej klasycznej, lecz podług sztuki greckiej. Ten sam Schnaase w rozdziale o sztukach rzeźby i malarstwa z okresu Karola W. mówi ciągle o Grekach i sztuce greckiej. Kiedy Rotrudis, córka Karola W., wyjść miała za mąż za Konstantyna VI. cesarza Carogrodu, wtedy na dworze francuskim utrzymywano Greka, aby ją uczył języka greckiego. Malowidła Karola W. noszą piętna malarstwa greckiego, a oznacza to kierunek sztuki wschodnio-północnej czyli sarmackiej, gockiej (gotyckiej). Miniatury najpiękniejsze są pochodzenia greckiego. Powiada dalej tenże uczony, że za Karola W. udzielano błogosławieństwa wedle obrządku greckiego. Zowie on sztukę grecką już zastarzałą: „die gealterte griechische Kunst“.
Grecką czyli wschodnią, zatem sarmacką albo gotycką była cała sztuka Longobardów w Rawennie. Nazwa Longobardów jest zniemczona a jej brzmienie pierwotne to Lęcho-bardowie, wszak wiemy, że ci Ostrogoci przyszli z kraju nadwiślańskiego, gdzie jeszcze za czasów rzymskich mieszkali Ligowie, zatem Lęchowie. Okazuje się, jak potrzebnem jest zachowanie pisowni starej z zatrzymaniem dźwięku nosowego ę, aby zrozumieć, skąd w łacinie bierze się on. Longo pochodzi bezsprzecznie od Lęcho. W sztuce Rawennańskiej niezmierna ilość pierwiastków bezpośrednio związanych ze sztuką najstarszą Nadwiślańską, jak n. p. dwunałęcza, występujące na chrzcielnicy. Jeżeli Vasari mówi o sprowadzeniu mistrzów malarskich z północy, mistrzów greckich, to mieści się tu prawda najdoskonalsza, ponieważ Cimabue stworzył obraz przesławny M. Boskiej do kościoła M. Boskiej Nowej (Novella) we Florencji a za podnóżek dał jej dwunałęcze lęchickie, sarmackie. Obraz ten mieści się w dziele naszem „Zwięzła Historia Sztuki“ wydanie II str. 241. Nie będzie to rzeczą zbyteczną, gdy wtrącimy, że dwunałęcze na podnóżku M. Boskiej Nowej Cimabue’go jest takie samo, jak dwunałęcze dwukrotnie występujące po bokach graniastosłupa ośmiościennego chrzcielnicy w Rawennie. Dwunałęcze owo jest również w ścisłym związku z dwunałęczem, jakie widzimy na daszku królewskim po nad głową Salomona na rzeźbie: „Sąd Salomona“ w narożu pałacu Dożów w Wenecji.
Wszystko to służy na razie za dowód wstępny, o ile sztuka Rzymu i Niemiec podlegała wpływom sztuki wschodniej, greckiej, że zatem oddziaływanie na tle dziejów odbywało się wręcz odmienną drogą, nie z zachodu na wschód, ale ze wschodu na zachód. Rzym zgreczony - „Roma graecisans“ - to Rzym zabierający wpływ sztuki wschodniej. Sztuka ta grecka przejawia się najsilniej w budowlach szkoły akwitańskiej o ustroju kopulastym, całkowicie oddającym piątnicę nie tyle w Carogrodzie, ile właśnie na ziemiach Lęchji czyli Sarmacji wykształconej. Rzecz wysoce pouczająca, iż w rzucie poziomym kościoła Fontevrault w każdem przęśle układu sklepiennego występują cztery wnęki na zasadzie podwójnego prawa połowienia ze sztuki nadwiślańskiej od wnętrza, zaś po dwie wnęki na podstawie dwudziału na zewnątrz. Piątnica kopuł w kościele S. Front w Perigueux pochodzi z prądu sztuki wschodniej, greckiej, gdzie najczęściej ta piątnica występowała, a zatem nie w Bizancjum, lecz w krajach nadwiślańskich. Taka sama piątnica była podstawą dla budowli pogańskiej, jaka od czasów niepamiętnych stała w Norymberdze, później żydom odstąpiona, a po ich wypędzeniu z miasta przekształcona na kościół Marjacki, zwany w uściech ludu „Salą Marjacką“. Określenie to ostatnie popiera twierdzenie o budowli nie kościelnej w pierwotności. W założeniu jest to czwartak (kwadrat) przedzielony na 9 pól za pośrednictwem czterych słupów, w okroju poziomym okrągłych. Przebudowa bóżnicy w wieku XIV. nadała całości znamiona gotyckie, lecz założenie ściśle wschodnie, greckie, o krzyżu greckim, podwójnym, było zaznaczone kopułą środkową największą i 4 kolebkami w osiach głównych, tudzież kopułą środkową tą samą i 4 kopułkami mniejszemi po osiach przekątniowych. Przebudowa od przodu z podcieniami piątrowemi jest pamiętną, albowiem z galerji górnej właśnie cesarz Karol IV. okazywał ludowi kosztowności i klejnoty, jakie z Pragi przywiózł do Norymbergji w dniu urodzin syna jego i ofjarował kościołowi. Mamy tu znowu świadectwo, iż sztuka i budownicza i zdobnicza szła ze wschodu na zachód, a Praga w owym czasie należała przecie całkowicie do sztuki wschodniej, greckiej w ścisłem znaczeniu.
Jeżeli ponadto wszystko uwzględnimy jeszcze to także, co prace Dr. J. Strzygowskiego odkryły i ustaliły, to przyznać musimy, że wpływy ze Syrji i Asyrji płynące po przez Armenję i wschód Europy miały właśnie ognisko swoje w ziemi Lęchji czyli Sarmacji, którą sam Władysław Jagiełło nazywał tam jeszcze Grecją, gdzie kultura pierwotna była nietkniętą i dlatego to mówimy, że na zamek królewski na Wawelu i do Kaplicy Świętokrzyskiej w Katedrze krakowskiej sprowadził takich malarzy greckich, o jakich poucza nas Vasari. Jak Cimabue zdradził się oddaniem dwunałęcza półkolistego na podnóżku Matki Boskiej Nowej, tak i ci mistrzowie z Polski na zachód idący roznosili bezwiednie znamiona stylu swojego, nadwiślańskiego. Dlatego to odrzwia główne kościoła Marjackiego w Norymberdze wychodzą z dwunałęcza ostrogotyckiego, zwieńczonego górą jedną ostrołęką większą i dlatego na odrzwiach głównych (bramy rajskiej) kościoła Św. Wawrzyńca w Norymberdze, też w nadprożu, widzimy znamię doskonałe dwunałęcza nadwiślańskiego, pod polem nadprożowem dużego łęku górnego.
I cóż tu mówić o ubóstwie wschodu, jak to zaznacza Lossnitzer ? ... Kiedy okazuje się całkiem przeciwnie, że ten wschód od dawna, od prapoczątku był właśnie najbogatszym w sztukę. Nie może w to uwierzyć żaden polak, a przecież cesarz Otton III. był zdumiony bogactwem i okazałością dworu króla Bolesława Chrobrego. Jak to sobie wyobrażają ci „wydzieracze“, o których mówiliśmy wyżej, że jest to kłamstwem? czy to wszystko ma być fałszem dlatego, iż sprzeciwia się ich poglądom zacieśnionym, lub że to uchodzić może za zjawisko nagle ni stąd ni z owąd powstałe!? O nie! Kultura i sztuka przed Mieczysławem I. i przed Bolesławem Chrobrym była w Polsce na wiele wieków przedtem bardzo wysoką, o czem mówi sama piątnica polska, przynależąca bezsprzecznie do świata Światowida naszego.
Może ktoś z uczonych polskich nie wierzyć w to co tutaj przytoczyliśmy - na każdy sposób musi przyznać, iż nie jest to całkiem prawda czysta, co głoszą „ wydzieracze, zatem budzi się co najmniej wątpliwość, gwoli jakiej nie należy iść na ślepo za tem, do czegośmy przywykli tylko z nałogu. Nie może to być prawdą bezwzględną, aby Polska dopiero od czasu najazdu ziemi naszych przez Niemców miała stać się kulturalną, zatem od wieku XIII Polska na wiele set lat przedtem była już państwem, jakie miało swoje stolice bogate, zgoła wielkie i sławne jeszcze bez Niemców. Zamożność i dobrobyt, potęga i sztuka Polski były wynikiem stosunków jej ze Wschodem dalekim. Sztuka polska powstała zwolna po przez ciąg wieków i dopiero jako gotowa, oddziaływała ku zachodowi. Sławna ewangelja sławiańska w Reims to przecież utwór sztuki greckiej czyli sarmackiej. A nikt nie zaprzeczy istocie rzeczy, że uczniowie jeszcze Giotta zwali malarstwo toskańskie sposobem greckim: „in griechischer Manier gemalt“. A wieszcz nasz w Panu Tadeuszu mówi o zamku w stylu gotycko-sarmackim!
Tak styl gotycko sarmacki wyszedł ze sztuki wczesno sarmackiej, tej, którą wskutek nieświadomości przezywali długi czas uczeni i mistrzowie sztuką grecką, jako wschodnią.
Tak przeciwstawiwszy szereg dowodów, na razie wystarczających, obalamy twierdzenie Lossnitzera, jakoby Polska była siedzibą kolonizacji niemieckiej i uboga a barbarzyńska poczęła się dopiero za wpływem niemieckim wzmacniać. Od kiedy Niemcy postawili nogę swoją na ziemiach naszych, od czasu tego poczyna się obdzieranie kraju polskiego ze wszystkiego, co było wielkiem i bogatem a to na korzyść zaborców i najezdców.
Jeżeli na obrazach Wolgemuta, przedstawiających Zwiastowanie i św. Łukasza, górą występuje koronka oddająca najwyraźniej dwunałęcze nadwiślańskie z linją przedziału w osi, to nie da się to inaczej wytłómaczyć, jak tylko przyswojeniem sobie prawidła szczerze polskiego, wedle którego dwudział zawsze się odznacza i to na dziełach najdawniejszych jak i dziełach przynależących jeszcze do sztuki Sobieskiego. - Dwunałęcze okrągłołuczne, jakie widzimy na grzebyku śpiżowym (Wiązania Polskie str. 41 rys 31) pochodzić może z okresu na tysiąc lub dwatysiące lat Przed Chrystusem. A co ono oznacza? Oddanie za pomocą linji zdobniczych czci bóstwu dwojakiemu, Białbogowi i Czarnobogowi. Stąd stałe posługiwanie się tym znakiem tajemniczym siłą podania wiekowego przez okres sztuki starochrześcijańskiej, bizantyńskiej, średniowiecznej, a nawet Odrodzenia w Polsce. Bazylika Ś-go Pawła po za murami Rzymu miała przed pożarem nawę krzyżową dwudzielną na tej samej podstawie, z czego wywnioskować można, że budowniczowie Sławianina Konstantyna Wielkiego byli Sławianami, pochodzącymi z krajów, gdzie wiara w dwa bóstwa główne stworzyła dwudział ciągle się przejawiający.
Oto rozprowadzenie pobieżne poglądu naszego najpierw na zasadę ogólną, wedle której okazuje się, iż nie jest to prawdą, aby Rzym i Niemcy były ośrodkami sztuki, bo przeciwnie całkiem Rzym brał sztukę zewsząd dla próżności swojej, a Niemcy zagarniając kraje sławiańskie od Renu po Odrę zabrali na własność tytułem zaborców wszystkie bogactwa ziemi i sztuki, a przywłaszczyli sobie to tak skrzętnie, aby wielkość cała była tylko po ich stronie, zaś ludom zabranym pozostała tylko niewola.
„W Reims, mieście koronacyjnem francuzkiem, była ewangelia pisana, na którą przysięgali królowie Francji przy koronacyi”, - Była ona pisana językiem starosławiańskim cerkiewnym, to znaczy greckim, a zatem językiem najdawniejszym, który należał do obrządku t. zw. sławiańskiego.
Jakże wobec tego wszystkiego można u nas dziś po rozszerzeniu widnokręgów badań, mówić bez rozwagi o tem że Polacy byli narodem dzikim, oczekującym przybyszów z zachodu? Jestto o tyle nieprawdą, o ile nie odpowiada wielkości Polski, zajmującej w czasach najdawniejszych stanowisko wprost pierwszorzędne. Dziwić się przeto należy rozsiewaniu takich orzeczeń, jakie czytamy w dziele p. t. „Wit Stwosz w świetle naukowych i pseudo-naukowych badań”. Oczywiście badania pseudo-naukowe w piśmiennictwie polskiem to są obecnie takie, które usiłują wykazać jakąkolwiek polskość, narodowość. Ściśle naukowe są jedynie te wywody, jakie obstają przy przewadze chrzęstu teutońskiego, aby wszystko pod grozą kary odnosić bez namysłu na podwórko krzyżackie, zniesławione i zhańbione. Oto czytamy:
„Dotychczasowe studja naukowe zgodnie (?) wykazują, że sztuka Stwosza nosi piętno wyraźnie niemieckie, a w każdym razie nie ma tak oryginalnych cech, któreby nieodparcie wskazywały na odrębność jej typu od sztuki niemieckiej i takich rysów charakterystycznych, któreby można określić jako sławiańskie czy polskie”. (?) Na tej samej stronie dalej: „Nie byli Polacy niezdolni do własnej artystycznej twórczości, nie znajdowała ona jednakowoż silniejszej podniety, gdy zastępowały ją przedewszystkiem wyroby niemieckie, jako dojrzalsze i liczniejsze". (?)
Słowo każde za słowem można obalić głównie na tej podstawie, że się tu nie zna właśnie sztuki polskiej..
Nie badania ściśle naukowe, lecz badania zaprawione przemocą niemiecką wykazać by miały, iż na arcydziełach Stwosza są tylko piętna niemieckie. Właśnie dzieła i rozprawy, wolne od tych kajdan niewolniczych, inaczej piętno owo odzwierciedlają. Brak cech oryginalnych w oczach badacza polskiego wytłómaczyć się daje tylko taką zawziętością, jaka znieść nie może przypuszczenia polskości iz powodu tego jedno ma on tylko na ustach: uwielbienie dla siły niemieckiej. Mówi się o twórczości niemieckiej dojrzalszej i liczniejszej dlatego, gdyż Niemcy najpiękniejsze dzieła polskie, jak n. p. drzwi gnieźnieńskie każą nazywać niemieckiemi a nasi uczeni chętnie się na to godzą. Jednem słowem, w zdaniach przytoczonych powyżej z pracy o Wicie Stwoszu niema ani joty prawdy - wszystko jest wynikiem podkładu sztucznie narzuconego, do którego lgnie się jakoś z nawyczki słabej.
Ci wszyscy uczeni, którzy o polskości Stwosza pisali przed r. 1880, należą według zdania badaczy późniejszych do okresu romantycznego, nie posiadającego żadnej wartości, albowiem dopiero „inne organizacje umysłowe“ - (str. 29) a także „inne wykształcenia“ przynieść miały owoce błogosławione - ale dla kogo, dla Niemców. Jeżeli chodziło o to, aby na podstawie nowego porządku myślenia i nowego wykształcenia osięgnąć zwycięstwo jeszcze jedno na dobro wrogów naszych, to istotnie okres ten nieromantyczny cieszyć się może powodzeniem na całej linji. Dziś Kraków szczególnie tak już rozsławił niemieckość Stwosza, że obecnie poczuwają się niektórzy jakby do obowiązku wzmocnienia tej sławy niemieckiej, która przecie nie odpowiada prawdzie dziejowej, takiej, jaka jest zakrytą sztucznie.
P Szydłowski, konserwator, nazywa wywodzenia p. Stasiaka krętackiemi i radzi, aby dłużej niemi się nie zajmować, bo są to utopje nie zasługujące na branie ich w rachubę. Najwięcej go obraża, gdy p. Stasiak twierdzi, że światło poszło ex Oriente na Zachód „w pełni aureoli“. (str. 85 Dr. T Szydłowski).
„Do takich odkryć źródłowych“ trudno nie odnosić się z całą zwątpiałością - powiada także p. Szydłowski.
My tymczasem wręcz odmiennie twierdzimy, iż dochodzenia i odczuwania badaczy z epoki romantycznej o wiele więcej mają i wartości i słuszności, jak odkrywania nowoczesne, po prostu dlatego, że rozumowanie wedle rozsądku przyrodzonego a prostego lepszem jest, jak ten zachwalany krytycyzm naukowy, wedle „nowego wykształcenia", ten krytycyzm, który umie tylko wyzyskiwać wszystko na korzyść obczyzny, nietylko co do samego Stwosza, lecz na ogół we wszelakich objawach nauki, sztuki, obyczajów i herbów nawet!
P. Stasiak wykazał jasno, iż cały ród wielki Stwoszów pochodzi po części z Chorwacji, po części ze Śląska. Wydobył na jaw dowody, wedle których „stary śląski ród szlachecki już w wieku XII. wyszedł z Chorwacji do Czech"... Ciekawsze odkrycie dotyczy ich gniazda związanego z miejscowością Olbrachcice. Brzmienie owo o tyle głośne w Polsce, żeśmy mieli króla Olbrachta, Olbrachcica. Sądzą niektórzy, jakoby to było słowo żywcem wzięte z niemieckiego. Przeciwnie Albrecht oznacza pochodzenie bezpośrednie od Olbracht - a słowa obydwa źródło swoje mają w nazwie starodawnej, jeszcze pogańskiej: Gawłobrachciźć, Galobrachcic, Halobracht, Albrecht, Olbracht.
Brach, Brachcic to brać, a Gaweł to resztka pojęcia z określeniem bóstwa starolęchickiego, zwanego pierwotnie kórem czyli orłem.
Otóż ród Stwoszów z wieku XII. wiąże się z osadą o brzmieniu rdzennie staro-lęchickiem. Był wódz polski Otton Stoss, co oznacza zniemczenie nazwiska, po opanowaniu Śląska przez Niemców, a mimo to Śląsk do dziś dnia polski!
To wszystko atoli dla badaczy polskich nie przedstawia wartości najmniejszej, gdyż rzeczą dla nich o wiele ponętniejszą pogłębianie zdań niemieckich, jakby zaprawdę myśl polska musiała szukać ocalenia w niemieckości. Wynik to przyzwyczajenia do niewoli.
Pod r. 1464 czytamy: „ Jarosław Stoss (?) ze Szczytyny z Waczlawem bratanem" - czyż pomiędzy temi nazwiskami rdzennie polskiemi nie wplątał się błąd Stoss, jako Stwosz pierwotny? Ani łacina, ani niemiecczyzna, ani żaden język oddać nie może spółgłoski stw. Jest to właściwość jedynie tylko mowy polskiej!...
To wyśmianie wszakże p. Stasiaka, o którem mówiliśmy, ma być dowodem pokonania jego i zwycięstwa nad nim, lecz jakież to zwycięstwo, skoro, jak wykazaliśmy, sztuka grecka czyli sarmacka szła rozpędem przemożnym, nietylko do Niemiec ze wschodu, ale i do Francji, do Włoch i na zachód cały! - Tego nie zbił p. Szydłowski, zatem obalenie twierdzenia p. Stasiaka nie istnieje, choć wielu bardzo poważnie sądzi tak z powierzchowności i z przypadku, że p. Stasiak niema zasług żadnych, zatem Stwosz dalej musi być Niemcem. Siła tak każe, a to wystarczy. Niemcy już się uparli - a co im się wyda słusznem, takiem być musi; na to niema rady.
Najważniejszego orzeczenia p. Stasiaka i zarazem naszego, że sztuka z Polski poszła do Niemiec, nie zbił ani p. Szydłowski ani nikt inny w Polsce, zgoła nikt nie chce tknąć tego przedmiotu nader niebezpiecznego. Na ogół odczuwa się dążenie nawet wytężone, aby o zabytkach polskich nie mówić za dużo. Można n. p. podawać fotografje z ich stanu zrujnowanego, lecz broń Boże nie zaleca się przeprowadzania badań nad duchem zabytków polskich. Lepiej nie budzić tego ducha, a nuż może za silnie by się objawił.
I to jest słaba strona, najsłabsza może ze wszystkich, dla której nauka polska nie może przyznać, aby kto zbliżył się już do słowa ostatniego w przedmiocie arcydzieł Wita Stwosza. Twórczość, promieniująca z tych arcydzieł, musi być ocenioną z punktu patrzenia na sztukę polską koniecznie, albowiem największe prace mistrza tego a zarazem najwcześniejsze są właśnie na ziemi polskiej - prócz tego arcydziełom owem przypisać możemy dwie inne właściwości, podnoszące ich godność, że są one zarazem najliczniejsze a wreście najpiękniejsze.
Zatem twory najwcześniejsze w Polsce z pomiędzy wszystkich pomysłów Stwosza, największe, najpiękniejsze i najliczniejsze - to wszystko przymioty, jakie należy sumiennie rozpatrzyć, aby z nich wydobyć, co się tylko pojawi i odsłoni.
Skoro weźmiemy pod uwagę, co staje się prawdą najoczywistszą, iż wedle twierdzenia niemca Neudorfera „najpiękniejsze pomniki brązowe znajdują się na ziemi polskiej i węgierskiej”, to nie możemy zrozumieć dowodzenia, dlaczego nie należy Polski uważać za ognisko sztuki odlewniczej, lecz koniecznie Niemcy? Przed latami usiłowano w Norymberdze rzeźbę, która wyobraża Judasza w kościele Śgo. Sebalda, uważać za utwór Krafta i unoszono się nad wzniosłością utworu, a tymczasem Aleksander Lesser odkrył wyraźnie napis i monogram Stwosza z rokiem 1499. Czego to dowodzi? Że przy rozważaniu epoki Stwosza mimowoli zwracać się musimy w stronę Polski, nietylko nie ubogiej w arcydzieła najwspanialsze, ale najbogatszej pod względem ilości i okazałości sztuki we wszystkich odmianach. Dr. W. Bode określa, że rzeźba na ołtarzu Wita Stwosza jest czysto samodzielna „sehr eigenartig“ a dodajemy, iż Fr. Kugler, badacz i uczony, jeszcze w r. 1859 sam przyznaje, jako Stwosz pochodzi z Krakowa. Tak się wyraża: „Seine Bildung und die blühendste Zeit seiner künstlerischen Thätigkeit dürften seiner Heimath angehóren, wo die Pracht-und Kunstliebe der Jagelloniden eine lebendige Theilnahme an den Werken der Kunst zu erwecken wohl im Stande war “. Tak wyrażał się badacz niemiecki przed 65 laty - a prawdę mówił, albowiem o polskości Stwosza do Krakowa przynależącej mówią dowodnie postacie jego uduchownione polskością i wyrazami sławiańskimi.
Wszystko to z czasem odstawiono na bok - za nauką cudzoziemską poszła nauka nasza i dziś kruszy kopje ta ostatnia o niemieckość arcymistrza dzielniej jak tamta. Przypominają się doskonałe słowa mędrca naszego, Józefa Kremera: „Kędy swoi założą bezczynne ręce, obcy ich miejsce zajmą, a spanoszywszy się pochłoną ich, zniszczeniem gospodarzy za gościnność ich płacąc. Odwrócenie ze wstrętem oczów nie jest tego niebezpieczeństwa pokonaniem”.