Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Sztuki Michała Anioła nie można zrozumieć bez jego poezyi. Z niej dopiero, z tej drogocennej spuścizny sonetów, kanzon i madrygałów tryskają jasne promienie gorącego uczucia, które zapalają ducha w marmurowych ciałach rzeźb mistrza. Ci, którzy pisali o Buonarrotim, nie znając jeszcze jego poezyi w jej oryginalnej, niesfałszowanej treści, mimo całej przenikliwości dać mogli tylko nikły, bezkrwisty obraz tej wyjątkowej, dla wielu wprost niepojętej postaci, obraz ledwie o tyle podobny do prawdziwego Michała Anioła, o ile podobnym jest do człowieka cień, odbijający jego postać na ścianie.
Badania ostatniego dziesięciolecia XIX wieku zmieniły do niepoznania duchowe oblicze Michała Anioła. Jak mgła rozwiał się mit o Buonarrotim, jako o trubadurze. Z poza chmur nagromadzonych przez wieki fałszów wyłoniła się nowa twarz Michała Anioła, zupełnie inna i dziwna, choć nie mniej, a raczej bez porównania więcej wzniosła, czysta i tragiczna od owej kłamnej maski »trubadura«.
Człowiekiem, który pierwszy i na długi czas jedyny zrozumiał głęboko istotę ducha i uczuciowego życia Michała Anioła, był Benedetto Varchi. Ten uczony historyk i członek florenckiej akademii platońskiej miał w r. 1546 w Florencyi publiczny wykład, w którym dał komentarz do sonetu Buonarrotego, zaczynającego się od słów: »Non ha l'ottimo artista alcun concetto« (Guasti 15, Frey LXXXIII). Sam Michał Anioł najdobitniej potwierdził słuszność wywodów Varchiego. Gdy mu jeden z członków akademii, Luca Martini, przysłał wspomnianą rozprawkę, podziękował mu Michał Anioł następującym listem: »Otrzymałem od Was, Panie, list i książeczkę, zawierającą komentarz sonetu mego pióra. Sonet pochodzi istotnie odemnie, ale komentarz pochodzi z nieba. Jest, to naprawdę rzecz cudowna. A mówię to nie tylko na podstawie własnego mniemania, ale według zdania ludzi godnych poważania, a przedewszystkiem Messer Donata Gianottiego, który nie może się tą książką nasycić i poleca się Waszej pamięci«.
Słowa Varchiego, to aż do naszych czasów jedyny szczery i bezstronny głos o erotycznej poezyi Michała Anioła. Przypatrzmy się im bliżej.
Człowiek - wywodzi ów akademik platoński - jest najdoskonalszem stworzeniem ze wszystkich zwierząt. Nawet tam, gdzie mu w porównaniu z niemi pozornie czegoś niedostaje, brak ten wynagradzają wyższe dary. Człowiek nie może np. latać, a mimo to może za życia wznieść się do nieba. Skrzydeł tych użycza mu miłość. Ona pozwala nam dotrzeć do oglądania rzeczy najwyższych, ona jest wogóle przyczyną wszystkiego, co jest najlepszem w człowieku. A przecież mimo to widzimy, że miłość rodzi tylko cierpienie. Sprzeczność tę wyjaśnia najlepiej Michał Anioł w swym wzniosłym sonecie, będącym przedmiotem wykładu. Poezya to »pełna antycznej czystości i Dantejskiej głębi myślowej«:
Nie masz w lotne] fantazyi wzniosłego artysty
Myśli, którejby marmur nie krył w swojem łonie,
Ale tylko posłuszne na głos ducha dłonie
Zdolne w głazie dać obraz jej wierny i czysty.
Tak w Twej duszy, o Pani, wraz słyszę poświsty
Klątwy, od której, strachem zdjęty wielkim, stronię
I muzykę rozkoszy... Lecz ma łódź zatonie,
Bo dla sztuki mej cel jej zbyt jest promienisty.
To nie Eros, ni duma ani piękność Twoja,
To nie traf, ni pogarda, ani przeznaczenia
Wyroki ciemne źródłem stają się mej męki,
Bo śmierć tkwi w Tobie, oraz w Tobie jest ostoja
Litości, ale duch mój, szałem upojenia
Chory, śmierć tylko umie przyjąć z Twojej ręki.
(Non ha l'ottimo artista alcun concetto... Guasti, sonet 15, Frey LXXXIII).
Zdumiewającem jest - mówi dalej Varchi - że właśnie artysta (plastyczny) tu przemawia. Lecz Michał Anioł jest Michałem Aniołem. Kto się temu dziwi, nie wie, do czego zdolną jest natura, jeśli chce wytworzyć doskonałego ducha. A zresztą między malarstwem a poezyą istnieje ściślejsze pokrewieństwo, aniżeli się przypuszcza. Tu następuje teorya miłości, którą się spotyka u wielu pisarzy renesansowych: Miłość trojakiej jest natury: czysto naturalna, senzytywna i racyonalna czyli intellektualna. W tej ostatniej są wszystkie trzy rodzaje miłości połączone i stąd skarga, że miłość przynosi nieszczęście, ponieważ człowiek nie umie utrzymać się w sferze miłości racyonalnej. Tak przynajmniej brzmi odpowiedź Michała Anioła. Przytoczony powyżej sonet daje ją w porównaniu. Sztuka dłuta jest tu zestawioną ze sztuką miłości.
Jak w marmurze, który ma zostać obrobionym, wszystko mieści się w potencyi i idzie tylko o rzeźbiarza, któryby rozkazał idei wystąpić z materyi, tak - według Michała Anioła - także dla kochającego w obliczu pięknej istoty zawiera się słodycz i gorycz. Nie jest to więc winą ukochanego przedmiotu, jeżeli kochający doznaje w miłości tylko katuszy, powodem tego wyłącznie zła sztuka kochania. Zamiast życia, jakby powinien, bierze on tylko śmierć z pięknego oblicza. Kształtujcie sobie raczej szczęście z tego materyału, a postąpicie, jak mądry rzeźbiarz.
Lecz cierpienia miłosne trwają zawsze i znów nie kto inny jak Michał Anioł przedstawił je w swych poematach. Poeta ten idzie przytem za pospolitym zwyczajem, a nie za właściwą prawdą («l’uso commune, e non la propria verita«), lecz te wyjątki wśród jego poezyi są niemniej przeto piękne. Następują cytaty całego szeregu sonetów zapomocą początkowych wierszy lub wyjętych ustępów, poczem Varchi tak dalej rzecz swą prowadzi: »W jednym z sonetów tej grupy zbliżył się poeta najbardziej do prawdy. Przypisuje w nim swe cierpienia miłosne »sztuce piękna, która wraz z nim na świat przyszła«. Istotnie z nieba przyniósł ją ten angelo celeste. Aby zaś każdy mógł tem lepiej ocenić nie tylko rozmaite przyczyny, które on przypisuje swej miłości i swej namiętności, lecz także zawarte w nich tak piękne myśli, przytoczę tu dwa sonety w całości«. Tu następuje sonet 22, zaczynający się od słów:
Jeżeli w twarzy serce przez oczy się widzi,
Są to u mnie najwyższe objawienia progi
Mej płomiennej miłości...
Drugi utwór, który Varchi recytował, to ów sławny sonet, który Scheffler nazywa najpiękniejszym poematem miłosnym, jaki renesans wytworzył.
Dzięki Twym cudnym oczom widzę blask przemiły,
Którego moich źrenic nie dojrzy ślepota:
Dzięki Twym nogom dźwigam ciężki głaz żywota,
Którego me kalectwo unieść nie ma siły.
Dzięki Twym lotnym skrzydłom - nędzarz odskrzydlony -
Duchem w święte wieczności w znoszę się bezmiary.
Twoja wola na twarz mą zwiewa śnieg i żary,
Ziębi w słońcu, a grzeje w najmroźniejsze szrony.
Tylko Twoją tęsknotą żyją me pragnienia,
I Twoje tylko serce myśl mą wciąż podsyca,
Słowa moje moc czerpią tylko z Twego tchnienia.
Bez Ciebie jam podobny trupowi księżyca:
Wszak i on tylko wówczas świat ten opromienia
Gdy mu światła słoneczna użyczy skarbnica.
(Veggio co’ bei vostri occhi un dolce lume... Guasti 30, Frey CIX).
Tak przemawiał ten »straszliwy« nieokiełzany Tytan, tak dalece zaparł się własnej jaźni, aby zniknąć i roztopić się w duchu ukochanej istoty! Takich cudów dokonała miłość intellektualna. Jej pojęcie wyjaśnia Varchi pod koniec swej rozprawy:
»Jeśli na widok ziemskiego piękna zdołamy wznieść się do wyobrażenia piękna przedwiecznego (belezza divina), wówczas, upajając się tem pięknem, nie będziemy zazdrościli Jowiszowi ambrozyi i nektaru, wówczas będziemy prawdziwymi i doskonałymi artystami tej prawdziwej i doskonałej miłości. Tej sztuki uczy nas Michał Anioł, wstępując przytem w ślady nie Owidyusza i jego plebejskiej »ars amandi«, lecz Platona i jego przeboskiego »Symposionu«. Dowodem, że tę właśnie sztukę miłowania Michał Anioł uprawia - pomijając wiek i najczcigodniejszy charakter mistrza - są jego poezye, całe przepojone »sokratyczną miłością i platońskiemi myślami«. (»Pieni d ’amore socratico e di concetti platonici«).
Na zakończenie przytacza Varchi jeden z najbardziej platońskich sonetów Michała Anioła:
Moje oczy wpatrzone w Twe cudne źrenice
Dały mi spokój: żadnej śmiertelnej istoty
Tam nie ujrzałem, raczej to, co duszę w złoty
Stroi czar: przenajczystszej miłości krynicę.
W duszę Bóg własnej twarzy cisnął błyskawice,
Więc ponad piękno ciała kieruje swe loty,
Wzbija się nad form ziemskich harmonijne sploty,
By posiąść wieczystego Piękna tajemnicę.
Duch mój tak rzecze: to, nad czem śmierć włada,
Nie może płonąć żądzą, która trwa bez końca,
Bo wieczność nie siwieje, jako włos człowieka.
Żar zmysłów jest rozkoszą, co duszę rozkłada,
Nie miłością; nasz związek - przyjaciół do słońca
Wiedzie, lecz pełnia szczęścia za grobem nas czeka.
(Non vider gli occhi miel cosa mortale... Guasti 52, Frey LXXXIX ).
»Na podstawie tego sonetu - kończy Varchi - może każdy, kto posiada zmysł krytyczny, ocenić, do jakiego stopnia ten anioł (angelo) - co mówię - archanioł - celuje nie tylko w swych trzech pierwotnych i najszlachetniejszych zawodach: w architekturze, rzeźbie i malarstwie, w których bezsprzecznie przewyższa zarówno wszystkich współczesnych, jak naw et starożytnych - lecz także do doskonałości dochodzi, ba, wprost jedynym jest w poezyi iw prawdziwej sztuce kochania«.
Prelekcya Varchiego ma doniosłe znaczenie nie tylko jako dowód wysokiej, zupełnie bezprzykładnej czci, jakiej doznawał Michał Anioł ze strony najpoważniejszych podówczas umysłów Italii, lecz głównie dlatego, że zawiera nieocenioną wskazówkę, niezbędną do zrozumienia poezyi, uczuciowego życia i całej wogóle psychiki twórcy »Mojżesza«. Jest nią wyjaśnienie ścisłego związku pomiędzy tą poezyą a filozofią Platona.
Skrajny spirytualizm życia erotycznego, teorya miłości oczu, miłości, która zaspokojenia szuka tylko w patrzeniu i wymianie spojrzeń, pojęcie pięknego człowieka jako obrazu, idolu, będącego najwyraźniejszem odzwierciedleniem wiekuistej Idei, a nade wszystko: miłość jako pożądanie Piękna, wyzwolenie, czyli uskrzydlenie duszy przez miłość - wszystkie te myśli, które są najistotniejszym rdzeniem poezyi Michała Anioła, zmuszają nas do zajęcia się kwestyą platonizmu w poglądach mistrza. Cała ta teorya bowiem ma swoje źródło w filozofii Platona, a głównie w dwóch jego poematach metafizycznych, najwspanialszych, jakie w tym zakresie literatura wszechświatowa wydała, w dyalogach p. t. »Symposion« i »Faidros«.
Nie tylko Varchi stwierdzał wśród współczesnych ścisłą łączność poezyi Buonarrotego z nauką Platona. Rozumiał to także poeta Berni, znany autor burlesek, i dał temu wyraz w pisanym tercynami liście do Sebastiana del Piombo w Rzymie:
»Jak się Wam powodzi, odkąd Was opuściłem, co porabia Ten, dla którego wszyscy jesteśmy z taką czcią, co więcej, w którym ja się poprostu zakochałem, chociaż nie jest kobietą? Myślę naturalnie o Michale Aniele, którego od pierwszego widzenia zacząłem uwielbiać... i sądzę, że w ten sposób czynię rzecz zbożniejszą, niż ów, który, uzdrowiony z choroby, oddaje się pokucie. Wiecie przecież dobrze, jak niezrównanym on jest, ile rozumu, ducha i rozsądku posiada, jak umie ocenić prawdę, piękno i dobro. Przerzuciłem kilka jego utworów. Nie jestem znawcą, ale chciałbym rzec: wszystko to czytałem w Platonie.
Ho visto qualche sua composizione;
Sono ignorante, e pur direi d’havelle
Lette tutte nel mezzo di Platone« .
Również Condivi wskazuje na Platona, jako na pierwowzór poezyi Michała Anioła, przyczem daje w formie polemicznej, zwróconej przeciw oszczercom, t. j. Aretinowi, krótki wykład filozofii piękna, jak ją jego mistrz pojmował. Z powodu właśnie swego tendencyjnego charakteru obrony, platonizm w tem przedstawieniu wychodzi zbyt blado, zanadto pozbawiony jest ciałai krwi.
»Piękno cielesne miłował (Michał Anioł) bardzo, jako że był najlepszym jego znawcą. To jego ukochanie cielesnego piękna dało powód niektórym zmysłowym ludziom, którzy rozkoszowania się pięknem nie pojmują inaczej, jak w sposób nierządny i nieszlachetny, do ujemnych o nim myśli i do rozsiewania uwłaczających plotek. »Słyszałem często rozmowy i rozprawy Michała Anioła o miłości, słyszałem także od innych, że nigdy o miłości nie mówił nic innego, jak tylko to, co można czytać w Platonie. Ja wprawdzie nie wiem, co Platon o tem powiada, lecz to wiem na podstawie mego długiego i ścisłego stosunku z Michałem Aniołem, że zawsze słyszałem z ust jego tylko najczystsze słowa, zdolne ugasić w każdym młodzieńcu wszelkie wyuzdanie i nieokiełzane pożądanie, jakie mogłoby się zakraść do jego serca. (Dalej dyktuje niewątpliwie sam Michał Anioł). A że szpetne myśli nigdy w sercu jego nie postały, można już z tego wywnioskować, że kochał on nie tylko ludzkie piękno, lecz wogóle wszystko, co się pięknem odznaczało, czy to był piękny koń, piękny pies, piękny krajobraz, piękna roślina, piękna góra, piękny las, czy też jakakolwiek inna w swoim rodzaju jedyna i piękna okolica lub rzecz. To wszystko podziwiał on z równie gorącem poczuciem piękna. Wybierał piękno z natury, jak pszczoły miód z kwiatów wysysają, i zużytkowywał je potem w swych dziełach podobnie, jak to zawsze i wszędzie czynili ci, którzy zdobyli imię w malarstwie. Starzy mistrze również nie poprzestawali na obserwacyi jednej jedynej dziewicy, jeśli chcieli Wenus przedstawić, lecz przeciwnie, przyglądali się wielu dziewicom i brali z każdej najpiękniejszą i najlepiej ukształtowaną część, aby z niej skorzystać dla swojej Wenus. I zaiste myli się strasznie, kto sądzi, że zdoła cokolwiek osiągnąć w owej sztuce, nie idąc tą drogą, na której jedynie można dojść do prawdziwego ideału«.
Wyznanie to, interesujące zresztą jako stanowcze, zasadnicze przyłączenie się Michała Anioła do idealistycznego kierunku w sztuce i dobitne potępienie realizmu, ważnem jest przez to, że dowodzi bezpośredniej znajomości Platonowej »Biesiady« nie u Condiviego wprawdzie, lecz u jego inspiratora, chociaż dla psychologii mistrza ma znaczenie tylko jako zawarcie kompromisu z szczerością na użytek »szerokiej publiczności«.
Z jakich źródeł czerpał Michał Anioł znajomość Platona, skoro pewnem jest, że nie rozumiał języka greckiego ani łacińskiego? Oryginał, jak i łacińskie tłumaczenie dialogów Platona, sporządzone przez Marsilia Ficina, było dlań niedostępnem. Condivi jednak wspomina, że Buonarroti po ukończeniu Dawida przez pewien czas przerwał swą pracę jako artysta plastyczny i oddawał się z zapałem pisaniu sonetów oraz czytaniu »naszych narodowych poetów i mowców«. To daje wskazówkę. Między owymi »oratori volgari«, nazwanymi gdzieindziej także »scrittori di prosa«, musieli być włoscy tłumacze i komentatorowie Platona i pokrewnych mu filozofów. Platońsko nastrojeni myśliciele renesansu zajmowali się głównie »Biesiadą«, »Faidrosem« i »Fedonem«. Obok tych dyalogów roztrząsali także z zamiłowaniem Filebosa i Timajosa. Nie ograniczali się jednak na tem, lecz sięgali do neoplatoników, przy czem szczególnymi ich względami cieszyła się rozprawa Plotyna o Erosie (III Enneada, 5), o Pięknie (I Enn. 6) i o intellektualnej miłości (II Enn. 8), Jamblicha »De mysteriis«, Proklesa »De anima et daemone« i Hermesa Trismegista »Pöemander i Asklepios«. Michał Anioł mógł więc znać włoskie tłumaczenie »Biesiady«, połączone z komentarzem pióra Marsilia Ficina, który usiłował pogodzić Platona z Arystotelesem i z chrześcijaństwem, dać syntezę greckiego pojęcia »amor divinus« i chrześcijańskiej koncepcyi »caritas«. Mógł czytać dalej Girolama Benivieniego kanzonę o miłości i komentarz do niej, cały platońskiemi myślami przesycony, napisany przez Jana Pico della Mii andolla. Lekturę tę uprawiał jednak Michał Anioł zapewne dopiero wpóźniejszych latach, po raz pierwszy zaś zetknął się z Platonem jako czternastoletni chłopiec na dworze Lorenza il Magnifico, gdzie Angelo Poliziano, autor zaginionego traktatu »Ardore Platonico«, zajmował takie stanowisko, jakie za czasów starego Cosima piastował Ficino.
Poliziano był tym, który pierwszy wprowadzał Michała Anioła w nadziemską krainę idei Platona zarówno w rozmowach, swobodnych, a przeto najskuteczniej działających, w czasie symposionów, urządzanych przez Wawrzyńca Wspaniałego w Villa Carreggi, jak też w szeregu wykładów, którymi obchodzono rocznicę urodzin helleńskiego mędrca.
W tej epoce życia gromadził Michał Anioł cenny zapas intellektualnego kapitału na całe życie. Równie jasno jak gwiazda Platona świeciła bowiem na medycejskim widnokręgu gwiazda Dantego, a o mury tego zaczarowanego królestwa uderzał potężny, posępny głos Savonaroli. Mniej silnym i chwilowym tylko był wpływ Petrarki. Z najbardziej osobistem przejęciem pochłaniał jednak Michał Anioł naukę Platona, łączącą miodną słodycz najwyższej rozkoszy z chłodem i czystością krynicznej wody poznania. W niej bowiem nie tylko znajdowały zaspokojenie jego estetyczne aspiracye. Ona była dlań wprost sprawą życiową, etyczną ostoją i zbawczą kotwicą, bo wyjaśniała mu i mistycznym blaskiem ideału oblewała własne, niepokojące go fenomena uczuciowe, z których odmienności od przeciętnych pożądań erotycznych wcześnie musiał zdać sobie sprawę.
Wystarczy przytoczyć odpowiednie ustępy z »Symposionu« i »Faidrosa«, aby udowodnić, jak ścisły zachodzi związek pomiędzy niemi a poezyą Michała Anioła, która czasami robi wprost wrażenie przekładu z Platona. Obu tych twórców, oddzielonych od siebie całymi wiekami, łączyło blizkie pokrewieństwo duchowe. Łączył ich Eros, bóg, na którego ołtarzu obaj składali ofiary - Eros, syn Afrodyty, zrodzonej bez matki, córki Uranusa, opiekun miłości dusz; dla obu obcym był Eros, syn Afrodyty, pochodzącej od Zeusa i Diony - Afrodyty Pandemos, orędowniczki pospolitej miłości ciał, uwielbiającej kobietę. (Symp. 180 D-E, mowa Pauzaniasza).
Ostateczny ideał miłości Michała Anioła wyrazić można słowami Symposionu (211 C-D): »Miłość prawdziwa zaczyna od jednego pięknego ciała, potem przechodzi do Piękna wszystkich pięknych ciał, potem kocha więcej Piękno duszy, niż ciała, i wreszcie zwraca się ku najwyższemu, ku Pięknu mądrości, a tak, gdy, zataczając coraz szersze kręgi, zawinie na bezbrzeżny ocean Piękna, żyje już tylko wśród rzeczy wiecznych«.
Nie odrazu zdołał Michał Anioł wznieść się na te wyżyny czystego uczucia, niezamąconego żadną skazą zmysłowości. Potrzebował do tego długich lat walki i przezwyciężania samego siebie. Jest rzeczą łatwo zrozumiałą, że inaczej piękno ludzkie musiało oddziaływać na młodzieńca, szarpanego namiętnościami, niż na człowieka, który już znacznie przekroczył granicę dojrzałego wieku męskiego. Dopiero starość uczyniła go zdolnym do »wysokiego lotu« w platonowe zaświaty.
*****
Jak niegdyś na dworze Lorenza il Magnifico, w »Villa Careggi«, odbywały się w podrzymskiej posiadłości Strozzich »Villa Lunghezza« symposiony renesansowych Hellenów, którzy, wciągając w płuca rzeźwe powietrze Kampanii, wśród przyjacielskiej czarującej pogawędki roztrząsali wiecznie nowe i nigdy niezgłębione sprawy piękna i ducha. Sokratesem tych uczt był Michał Anioł, »il divinissimo amatore«, Alkibiadesem młody szlachcic rzymski, odznaczający się wyjątkową pięknością fizyczną i wytwornością umysłu Tommaso de’ Cavalieri, role Agatona i Pauzaniasza dzierżyli Riccio i Cecchino, a towarzystwa dopełniali Giuliano de’ Medici, Roberto degli Strozzi, Donato Gianotti, Bindo Altoviti z synem i inni. Te uczty filozofów doznały przerwy z początkiem lipca 1544 z powodu ciężkiej choroby Michała Anioła, którą przebył w willi Strozzich, troskliwie pielęgnowany przez Riccia, a później wskutek nieporozumienia, jakie wybuchło między przyjaciółmi. Riccio, korzystając z posiadania znacznej ilości poematów Michała Anioła, chciał je ogłosić drukiem i prawdopodobnie bez porozumienia z autorem zaczął przygotowywać wydanie. Buonarroti, który swoje poezye uważał za ściśle osobiste wynurzenia i widział w nich dyalogi z własną duszą lub co najwyżej z gronem najbliższych przyjaciół, sprzeciwił się temu stanowczo. Jak bardzo był Michał Anioł podrażniony niedyskrecyą Riccia, dowodem niezwykle gwałtowny list, w tej sprawie pisany.
»Messer Luigi! Myślicie zapewne, że odpowiem Wam tak, jak sobie życzycie. Otóż stanie się zupełnie inaczej! Dajecie mi to, czego Wam wzbroniłem, a wzbraniacie mi tego, o co Was prosiłem. A posyłacie mi to przez Ercola nie przez pomyłkę lub z nierozwagi, ale dlatego, że się wstydzicie wręczyć mi to osobiście. Ten, który mię wyrwał śmierci, może mię naturalnie także zniesławić. Lecz nie wiem teraz, co jest gorszem, hańba, czy śmierć. Tymczasem proszę Was i zaklinam na prawdziwą przyjaźń, która nas łączy, nie pozwólcie, żebym patrzył na te druki, które potępiam, i oddajcie płomieniom to, co już jest wydrukowane. Bo jeśli już sami handlujecie mną, nie pozwólcie, aby jeszcze inni to czynili. I choćbyście mię pokrajali na tysiąc kawałków, nie postąpię inaczej, nie z Wami, ale z Waszemi sprawami. Michelangelo Buonarroti. Nie »malarz«, nie »rzeźbiarz«, nie »architekt«; lecz co sami chcecie, ale także nie »pijany«, jak to już Wam w domu powiedziałem«.
Chwilowe naprężenie stosunków zostało wkrótce usunięte, a nawet, jak dowiódł Frey - Michał Anioł dał się wreszcie nakłonić do ogłoszenia swych poezyi i przygotowywał wydanie wspólnie z Ricciem i Gianottim, lecz zamiar ten nie doszedł do skutku, ponieważ Riccio był zmuszony w sprawach banku Strozzich przenieść się do Lyonu, gdzie umarł już w r. 1546.
Wszelako ta przyjaźń Michała Anioła i symposiony w willi Lunghezza nie pozostały bez trwałego śladu w literaturze. Dyalogi, które napisał Gianotti, w sposób żywy, ujmujący, a równocześnie niezmiernie charakterystyczny odzwierciadlają wysoki umysłowy poziom towarzystwa, które gromadziło się dokoła Michała Anioła, i są jednem z najcenniejszych źródeł dla poznania psychologii mistrza. Już samo wprowadzenie osób dyalogu jest typowem dla renesansu. Podobnie jak Sokrates i jego uczniowie, rozmawiają ci włoscy platonicy na wolnem powietrzu w czasie przechadzki. Pomiędzy Ricciem a Antoniem Petreo wywiązuje się dyskusya na temat, które dni spędził Dante w Piekle. »Jak zawołani« nadchodzą od strony Kapitolu Michał Anioł i Gianotti. Przyjaciele postanawiają przejść się ku Lateranowi i w drodze rozstrzygnąć sporne pytanie. W czasie rozmowy Michał Anioł wypowiada zawsze zdania najgłębsze i najważniejsze. Do niego zwracają się jako do najlepszego znawcy »Boskiej Komedyi«, bo jemu »il divino poeta« jest najbliższy duchem, jemu, największemu poecie swego czasu. Tymczasem zbliżyła się pora obiadowa, a dysputa nie doszła jeszcze do końca. Riccio zaprasza więc całe towarzystwo do siebie, a chcąc zachęcić Michała Anioła do wspólnego obiadu, roztacza przed nim obraz rozkoszy, które go czekają. »Jeden będzie grał na monokordzie, drugi będzie tańczył, nie, wszyscy będziemy tańczyli, aby rozprószyć Waszą melancholię!«
Michał Anioł : »O, zaprawdę, Wasze myśli taneczne pobudzają mnie do śmiechu. Powiadam Wam, na tym świecie raczej płakać trzeba.
Luigi : Ale potem wypada się śmiać. Należy utrzymać równowagę. Sama natura nas do tego wzywa«.
Tu daje Michał Anioł odpowiedź w tonie żartobliwym, przypominającym przekorne powiedzenia Sokratesa, zawierającą jednak myśl bardzo poważną i prawdziwą. Jest to jeden z najdonioślejszych przykładów samooceny u niego, nie ulega bowiem wątpliwości, że podstawę dyalogów Gianottiego tworzą rozmowy, które rzeczywiście się toczyły:
»To jesteście w wielkim błędzie - odpowiada Michał Anioł Ricciowi. - Abyście zaś wiedzieli, żeście się z Waszym »powodem« do zaprosili na obiad, jak to mówią, za daleko zapędzili, słuchajcie: ze wszystkich śmiertelnych, jacy kiedykolwiek żyli, jestem najbardziej przysposobiony do kochania ludzi. Gdy naprzykład widzę kogoś, kto posiada jakiś talent, okazuje duchowe zdolności, umie coś powiedzieć lub zrobić, co go od innych wyróżnia, natychmiast muszę się w nim zakochać. I do tego stopnia oddaję się mu na łup, że przestaję być sobą i cały do niego należę. Gdybym więc z wami poszedł na obiad, z wami, którzy posiadacie tyle talentu i czarującego wdzięku - prócz tego, coście już wszyscy trzej wspólnie odemnie zabrali, wziąłby jeszcze każdy z biesiadników swoją oddzielną cząstkę. W jednym oczarowałby mię gitarzysta, w drugim tancerz, słowem, każdy miałby swoją »część« mojej osoby. Zamiast tedy rozweselić się, skupić, odzyskać panowanie nad sobą - jak mi obiecujecie - zatraciłbym raczej do reszty siebie samego i przez wiele dni nie wiedziałbym, co się z moją głową dzieje«.
W ten sposób upadł projekt wspólnego ucztowania, po obiedzie jednak schodzą się przyjaciele ponownie u humanisty Priscianesego, autora łacińskiej gramatyki, napisanej po włosku, który pokazuje Michałowi Aniołowi kilka starych druków. Buonarroti zainteresował się osobą uczonego gramatyka i w porannej jeszcze rozmowie wyraził chęć uczenia się po łacinie, sądząc, że jego siedemdziesiąt lat nie przeszkodzi mu w tym zamiarze, bo »przecież Kato dopiero w ośmdziesiątym roku życia nauczył się po grecku«. Wieczorem następuje przechadzka w kierunku Ponte Molle, poświęcona dalszemu rozważaniu Dantego. Gianotti skierowuje rozmowę na tory polityki i broni idei republikańskich przeciw Michałowi Aniołowi, który twierdzi, że Dante słusznie postąpił, umieszczając Brutusa i Kassiusza na dnie otchłani, ponieważ zabójstwo Cezara sprowadziło klęskę na Rzym. Spór się zaostrza, wobec czego słuchacze, chcąc go uśmierzyć, proszą, by Michał Anioł pozwolił im usłyszeć utwór, który w ostatnich dniach na cześć Dantego napisał. Michał Anioł wygłasza swój sławny pierwszy sonet Dantejski:
Z nieba on zstąpił w piekielne otchłanie,
Przez czyściec przeszła ludzka jego noga
I żyw powrócił, by oglądać Boga
I dać nam prawdy wieczystej poznanie.
Gwiazdo, świecąca na niebieskim łanie
Nad mą ojczyzną, w której miałeś wroga!
Cena Twej chwały dla świata zbyt droga,
Więc Ty go nagródź, o stworzenia Panie!
O Dantem mówię. Dzieł jego wielkości
Nie uczcił ludów, wśród ludów wyrzutek,
Co tylko dzielnym odmawia swej łaski.
O, gdybym posiadł skarb jego wzniosłości,
Gdybym mógł nim być, za wygnania smutek
Oddałbym szczęścia najjaśniejsze blaski.
(Dal ciel discese... G. 1. F. CIX.)
»Ze wszystkich śmiertelnych, jacy kiedykolwiek żyli, jestem najbardziej przysposobiony do kochania ludzi«. Możemy dodać: ze wszystkich, którzy kochali, nikomu miłość sroższych nie przyniosła cierpień. Poezya Michała Anioła, podobnie jak jego sztuka plastyczna, wywiera wrażenia męki, przechodzącej ludzkie siły, ustawicznego łamania się z sobą i hamowania gwałtownych pragnień, żądnych wyzwolenia, ciągłego zadawania gwałtu własnej naturze i najgłębszym ukochaniom. Nad tą poezyą cięży duszna, gorączkowa atmosfera udręczenia. Tragedya Michała Anioła - poety występuje w konturach jeszcze bardziej ostrych, niż tragedya Michała Anioła - rzeźbiarza.
On, czciciel greckiego piękna, w którego duszy szaleją wulkany miłosnych pożądań, nie może wyzwolić się przez otwarcie tamy wzburzonym falom namiętności. Wskutek dziwacznej przekornej samowoli natury musi tłumić w piersi rozsadzające ją ognie. W dodatku sam jest brzydki, ma twarz zniekształconą. Po czym go jeszcze bardziej nieśmiałym i zamkniętym w sobie. W tych warunkach narodziny miłości nie zwiastują mu słonecznej wiosny szczęścia, ale posępną, wichrami smaganą noc cierpienia. Dusza jego traci spokój, zatraca swą samoistność w drugiej istocie, od której nic w zamian nie otrzymuje.
Żem przestał być sobą, jak się to dziać może,
O Boże, o Boże, o Boże,
Kto mnie oderwał od serca własnego
I kto się bliższym stał dla ducha mego,
Niźli on dla mnie samego być może.
O Boże, o Boże, o Boże!...
(Madrygał 25. G.)
Ten motyw nadaremnej walki z miłością, nie mogącą liczyć na wzajemność, powtarza się często: »Któż to przemocą wlecze mię ku sobie? O, biada, biada mi! Kto mnie wolnego ośmiela się więzić? Jeśli bez kajdan wtrąciłeś mię w kajdany, jeśli mię spętałeś bez pomocy ramion i rąk, któż mię obroni przed czarem Twego oblicza. (Madr. 53).
Urok piękna hypnotyzuje go. pociąga gwałtownie ku sobie, ale zarazem onieśmiela, budzi beznadziejność. Nie może zbliżyć się do ukochanej istoty, wyznać jej swą miłość, żądać wzajemności, bo wie, że mógłby spotkać się z oburzeniem, z szyderstwem, z zarzutem szaleństwa, a wtedy straci nawet tę jedyną, pełną bolesnego wyrzeczenia rozkosz, jaka mu pozostaje: miłość oczu. Może mógłby mimo wszystko liczyć na wysłuchanie, gdyby nie jego brzydota Dwa razy tylko wspomina o niej Michał Anioł, ale te krótkie wzmianki odsłaniają cały ogrom cierpienia, które je wywołało. »Gdy duch wyzwolony powróci do swojej gwiazdy, by radować się Bogiem, który wszelkie umarłe ciało budzi na wieczny spokój lub mękę, błagam, aby moje, chociaż brzydkie, pozostawił przy Tobie, w niebie, jak na ziemi. Wszak serce, przepełnione miłością, wystarczy za piękność«. (Madr. 51). A w madrygale 73 woła: »Gniew ogarnia niebiosa, że w Twoich cudnych oczach widzę obraz mej brzydoty, a Ty w moich brzydkich widzisz piękność swoją«.
Pozostaje więc wyrzeczenie, rezygnacya i przesmutna miłość oczu. »Jedyną moją ucieczką, jedyną bronią są łzy i modlitwa. Lecz ból mój rośnie, bo srogość i miłość równocześnie nacierają na mnie i pozbawiają mię sił. Gdy jedna grozi mi rozłąką z życiem, druga ciągle życie we mnie odnawia. Tylko śmierć może mi przynieść wyzwolenie«. (Madr. 20).
Miłość niezaspokojona, wtłoczona w głąb duszy, rodzi stan ustawicznego bolesnego oczekiwania, nieukojonej tęsknoty. Nie mogąc uzewnętrznić się, wytwarza w chwilach beznadziejnej samotności i dręczącego opuszczenia wizye szczęścia za grobem, wybucha szalonem, bluźnierczem pożądaniem: »Jeśli nie możesz do mnie na ziemi należeć, bądź moim choćby w piekielnych czeluściach. A jeśli dla mnie piekło byłoby rajem, gdybym tylko był tam z Tobą, czemże dopiero stałoby się dla mnie niebo, z Tobą podzielone! Wśród błogosławionych - podwójnie byłbym błogosławiony, bo doznawałbym szczęścia obcowania z tym Bogiem, którego czczę w niebie, i z tym, którego na ziemi ubóstwiam« (Quel Dio che'n cielo e quel che’n terra adoro. Madr. 41).
Po złudnych chwilach ekstazy wraca twarda, bezlitosna rzeczywistość. Dzień za dniem, rok za rokiem upływa wśród niekończącej się męczarni, lecz udręczona dusza umie nawet na kamienistej drodze niedoli wyszukać blady kwiat bolesnego szczęścia i nie pragnie innego życia.
O, biada, gdy życie me w myśli przechodzę,
Napróżno szukam całą wspomnień siłą
Dnia, coby niepodzielnie moją był własnością.
Zwodniczą nadzieją, bezpłodną miłością
Pojmany, w tęsknot jęczałem pożodze:
Drogę wszelkich doświadczeń przebyłem zawiłą
I nic, co ludzkie, obcem mi nie było.
Od prawdy gwiazd daleki -
Przeklętym już na wieki,
Bo blizkim kres mej wędrówki tułacze],
Lecz, choćbym miał żyć wiecznie, nie żyłbym inaczej!
(Kanzona III, strofa 2).
Tragizm ten milknie z chwilą, gdy Michał Anioł, poznawszy Cavaleriego, stał się zdolnym do wysokiego platońskiego lotu. W nim znalazł dopiero tę szukaną oddawna szlachetną i subtelną duszę, która umiała ocenić czystość i wzniosłość jego ideału. Dopiero pod wpływem tej przyjaźni ustaliła się i nabrała trwałych kształtów filozofia Michała Anioła, przesiąknięta skrajnym idealizmem i mistycyzmem.
Wpłynęło to kojąco na skołataną bólem duszę Michała Anioła. Jedynie Cavalieri zdołał go natchnąć do wspaniałego hymnu dziękczynnego, jakim jest ów sonet »Dzięki Twym cudnym oczom widzę blask przemiły...« Cavalieri był tym, do którego zwracali się wszyscy, pragnący Michała Anioła do jakiegoś dzieła artystycznego nakłonić. On zdołał namówić sędziwego mistrza do wykonania modelu kopuły św. Piotra, on po jego zgonie, jako jeden z trzech konserwatorów zabytków rzymskich, uporządkował Kapitol według planów Buonarrotego.
Przyjaźń, łącząca Michała Anioła z Cavalierim, nie była wolną od chwilowych nieporozumień, które nie mogą zadziwiać wobec gwałtownego, sangwinicznego temperamentu mistrza. Ślad jednego z nich pozostał w sonecie »Jeżeli czysta miłość, wiara nieskończona...«, drugiego w liście Messer Tommasa z 15 listopada 1561. Cavalieri daje w nim wyraz swemu zdziwieniu z powodu, ze Michał Anioł okazywał mu przez kilka dni niechęć, a nawet me przyjął go w swym domu; przypuszcza, ze wchodzą tu w grę jakieś plotki, a potem pisze: »Powiadam Ci, Panie, jeśli nie chcesz mojej przyjaźni, wolno ci, ale nie możesz przeszkodzić, abym ja był Twym przyjacielem, tak jak dawniej, zawsze do usług gotowym. Podobnie też wczoraj przyszedłem pokazać Wam list księcia florenckiego, aby Wam zaoszczędzić trudu, jak to zawsze robiłem. I to wiedzcie, że lepszego odemnie nie macie przyjaciela«.
Te przemijające urazy są jednak bez znaczenia i nie mogą zamącić jasnego obrazu najczystszego i najbezinteresowniejszego stosunku, jaki kiedykolwiek dwóch ludzi łączył.
Jeśli już w przekonaniach Michała Anioła tkwiły pierwiastki głębokiego tragizmu, płynąca stąd męczarnia stawała się jeszcze bardziej dotkliwą wskutek stanowiska, jakie ogół zajmował lub mógł zająć wobec jego ideału. Buonarroti, Grek z ducha, nie żył w Grecyi. Otaczało go społeczeństwo, hołdujące etyce chrześcijańskiej, co prawda, wcale nie moralniejsze od greckiego, owszem, pobłażające wyuzdanej nawet rozpuście, ale za to gotowe cisnąć kamieniem potępienia na porywy chociażby najczystsze, dążenia choćby najidealniejsze, jeśli tylko groziły wywróceniem całego zaścianka pojęć przeciętnego »poczciwego« człowieka. Michał Anioł nie był reformatorem społecznym. Nie czul ochoty do walki z przesądami, ani nie uznawał jej potrzeby. Umiał tylko zamknąć się w sobie, poddać swe ideały surowej dyscyplinie ascetycznej, umiał zdobyć się na wyrzeczenie i cierpieć w milczeniu. A jeśli się musiał zetknąć z ogółem, wolał przenieść »uso commune« nad »verita«. »Może tłum jak najbardziej hołdować złemu smakowi«, mówi on w madrygale 3 - niejeden pozostaje wobec tego nieczułym. Co prawda, może on pielęgnować swój ideał w duszy tylko, wobec tłumu musi ustępować. I ja tak czynię. Wszak dzięki temu uczę się mój ideał piękna coraz głębiej pojmować, podczas gdy tłum pozostaje ślepym - i bólu mego nie rozumie. Lecz świat łatwiej znieść można, jeśli się nie naprzykrza z swemi pochwałami«.
Atoli świat nie zwykł przebaczać tym, którzy odważają się chodzić samotnemi ścieżkami. Samotność jest rzeczą podejrzaną i niebezpieczną. Wielkich samotników otacza się siecią natrętnych szpiegów, wietrzy się za niegodnymi motywami, a w braku ich wymyśla się oszczerstwa. I Michał Anioł nie uniknął tego losu. Społeczeństwo przez usta Aretina postawiło jego idealny kult piękna w jednym rzędzie z rozwiązłymi popędami tych, którzy na dworze Wawrzyńca Wspaniałego, a potem Juliusza II uważali humanizm tylko za pretekst do uprawiania wyrafinowanej rozpusty. Michał Anioł był za dumnym, by odpowiadać na te oszczerstwa, by się bronić. Ale gadzinowe ukłucie pozostawiło jad w jego duszy. Reakcya na wyraz stosunku otoczenia do niego objawia się zrazu w kształtach spokojnych, jako poczucie etyczności własnego ideału. »Piękno jest jedynie celem mojej twórczości, kto inaczej myśli, błądzi. W prawdzie zbrodniarze i głupcy, pozbawieni poznania, zniżają je do rzędu zmysłowej rozkoszy, lecz piękno pochodzi z nieba i każdego zdrowego ducha w górę podnosi«. (Madr. 7.)
»To, co innym przystoi, mnie nie przyniosłoby spokoju«. »Uciszenie mej bezgranicznej tęsknoty, wysłuchanie mych pragnień zabiłoby duszę«. (Madr. 65 i 32.) W tych warunkach to, co było powodem jego męki, przemienia się w etyczną zdobycz. »Jego brzydota, to, że nie zaznał szczęścia wzajemności, było dlań dobrą szkołą. Dusza była dzięki temu mniej narażoną na niebezpieczeństwo, zwycięstwo było dla niej łatwiejszem«. (Madr. 62.) W poczuciu wzniosłości i mistycznej czystości swego ideału woła poeta: »Jeśli byłem najnieszczęśliwszym z ludzi, to czuję jednak wyższą rozkosz, aniżeli ktokolwiek inny«. (Madr. 99.)
Lecz z czasem budzą się w duszy Michała Anioła katolickie skrupuły. Cały świat helleńskich ideałów zaczyna walić się w gruzy. Pod wpływem religijnego dogmatyzmu Vittoryi Colonny odżywają w nim wspomnienia fanatycznych kazań Savonaroli. Dante przemaga w nim Platona. Jego ideał miłości wydaje mu się teraz grzechem. Żałuje, że tej »pomyłki duszy« nie stłumił w zarodku, skoro tylko się pojawiła. (Madr. 88). Wreszcie popada w zwątpienie, w nieukojoną rozpacz. Duchowa rozterka wybucha w straszliwych zgrzytach przejmującego patosu:
Żyję wśród grzechu, żyjąc, zabijam sam siebie,
Co żyje w mojem sercu, nie mną jest, lecz grzechem,
Bóg obdarzył mię dolą, ale męki śmiechem
Własna wola mię pęta iw piekle mię grzebie.
Moja wolność w kajdanach, ubóstwiłem w niebie
Proch marny, znikomy, o bądź mi potępioną,
Maro życia; na jakąż mękę mię zrodzono!
(Fragment sonetu. G. 90.)
Czarny sęp nieszczęścia zawisł nad duszą poety. Ciemności go otaczają. Nazywa siebie »synem cieniów«, »posępnym mrokiem«. »Jak mrok, naśladując siebie samego, przemienia się w potęgę nocy, tak ja spiętrzam mroczne myśli i jęczę i żalę się i biadam«. (Sonet 41.) Śmierć tylko może wyzwolić mię z męki! Od samobójstwa wstrzymuje go jednak refleksya, że »człowiek nie jest Feniksem«. Ta myśl wstrzymuje dłoń, ubezwładnia stopę. (Sonet 98.) Trzeba więc dźwigać przygniatające brzemię życia, znosić mękę samotności i opuszczenia i cierpieć, cierpieć do końca. Żywym, tragicznym krzykiem bólu jest ów fragment 12, w którym skupiła się cała beznadziejność życia genialnego samotnika:
Mnie tylko szarpią płomieniste żmije,
Gdy noc swe cienie rozpostrze nad ziemią. -
Gdy inni w słodkich snach spokojnie drzemią,
Ja w bolach okrutnych po ziemi się wiję.
Tak kochał i cierpiał Michał Anioł.
Przypominają mi się słowa Komandora z »Wieczorów florenckich«: »Nawspak zwykłej, powszechnej historyi ludzkiego serca, uśmiech i wdzięk kobiety rozjaśnia nie młodość Michała Anioła, lecz jego starość: Vittoria Colonna była jego pierwszą i jego jedyną miłością«. Istotnie. Miłość w życiu Michała Anioła wypadła »nawspak zwykłej historyi ludzkiego serca«. Ale kształty jej były zupełnie inne, a zarazem bardziej sprzeczne z »powszechnością« i bardziej tragiczne, niż przypuszczał Klaczko.