Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Praca niniejsza, którą podajemy do rąk szanownych czytelników, jest właściwie przerobieniem i rozszerzeniem w skutek nowo nagromadzonych materiałów dawniejszej już pracy naszej: O fabrykach i rękodziełach w dawnej Polsce, drukowanej w warszawskim Przeglądzie bibliograficzno archeologicznym z roku 1881. Uznanie i zachęta do dalszej pracy ze strony łaskawiej krytyki skłoniły nas, żeśmy przedmiot ten wszechstronniej zbadali i nowemi poszukiwaniami zbogacili, a przyznajemy, że z calem zamiłowaniem wzięliśmy się do tej uciążliwej pracy, bo setki dzieł przewertowaliśmy i przestudiowali, zanimeśmy zdołali zebrać materiału na tę wiązankę wiadomości odnoszących się do naszego przemysłu w dawnych czasach, które oddajemy pod sąd światłej publiczności, i zdaje nam się, że nie pominęliśmy żadnego ważniejszego dzieła w literaturze polskiej i obcej odnoszącego się do naszego przedmiotu, z którego byśmy nie korzystali, a z których ważniejsze na końcu przytaczamy. To też pracę naszę w tej formie, jaką tu podajemy, uważamy za rezultat wszystkiego, cokolwiek na tem polu u nas dotąd zdziałano. Zamiarem zaś naszym było przedstawić obraz tego, jakie wyroby czy to pod względem przemysłu czy sztuki u nas w Polsce dawniej wykonywano, gdzie i jakie fabryki u nas od najdawniejszych czasów istniały, jednem słowem dać wyobrażenie o stanie przemysłu w Dawnej Polsce.
Znamy bowiem dostatecznie przeszłość naszę pod względem historycznego i politycznego rozwoju, jednak mało dotąd posiadamy wiadomości o stronie przemysłowej i artystycznej życia naszych przodków. Nie przeczę, że znamy wybitniejsze pomniki architektury, rzeźby, malarstwa i przemysłu bądź przez naszych, bądź przez obcych mistrzów u nas wykonane, ale brak nam dotąd wyczerpującego dzieła, któreby dokładnie przedstawiało pogląd na dzieje sztuki i przemysłu w Dawnej Polsce. Zanim więc dzieła takiego się doczekamy, zbierajmy i dorzućmy po cegiełce, na co kogo stać, do przyszłego gmachu, na którego budowę może i tak już za długo czekamy, bo nie mamy jeszcze architekty, któryby tego trudnego zadania się podjął.
Praca niniejsza jestto owoc długich i nader mozolnych poszukiwań, a zdaje nam się, tern więcej zasługująca na uwagę, iż dotąd nader mało w tym kierunku 11 nas zdziałano, to też niejednego, który nad przeszłością kraju naszego się zastanawia, nie mało zadziwić musi, że przedmiot tak ważny w historii, jakim jest stan przemysłu w Dawnej Polsce, tak mało dotąd przez uczonych naszych był uwzględniany, i że tak powiemy, po macoszemu traktowany. Materiały do tego przedmiotu kryją się po różnych rękopisach, zapiskach prywatnych, archiwach, aktach miejskich, lustracjach dawnych, diariuszach sejmowych, traktatach, relaciach poselskich, starych gazetach i kalendarzach i t. p. i z wielkim uszczerbkiem dla nauki a szkodą dla kraju spoczywają przez nikogo dotąd nie tknięte i nie wyzyskane. Trzeba usilnych poszukiwań po najrozmaitszych dziełach, monografiach miast, ażeby choć jak ą taką znaleźć wzmiankę, gdzie i jakie fabryki dawniej w Polsce istniały, kiedy i przez kogo były założone. Że zaś tak trudno odszukać jak ą taką wiadomość o stanie przemysłu w Dawnej Polsce, leży głównie w tein przyczyna, iż dawna Rzeczpospolita więcej była rycerską i zanadto często musiała się od nieprzyjaciół bronić i zbyt mało miała w kraju chwil swobodnych i czasu potemu, iżby takie czynniki jak pogardzony handel i przemysł mogły mieć jakiekolwiek znaczenie w jej ustroju, za mało troszczono się o nie i za mało zbierano o nich wiadomości. Naród nasz zdawna wojenny, w orężu tylko chlubę zakładał. To też niniejszą pracą chcemy zwrócić uwagę historyków naszych i badaczy przeszłości na brak dotkliwie dający się czuć w literaturze naszej wyczerpującego w tym przedmiocie dzieła i zachęcić ich do gorliwszych poszukiwań w tym kierunku, a zarazem chcemy wskazać, że cywilizacia u nas w dawnych wiekach nie stała na tak nizkim stopniu, jakby się to niektórym obcym a niepowołanym pisarzom mniemać podobało. Mieliśmy nietylko własną wykształconą literaturę i sztukę, ale i własny, dostatecznie rozwinięty przemysł, czego dowodem niżej podany spis różnych fabryk i wyrobów, które istniały i które wykonywano w Dawnej Polsce. Między sztuką a przemysłem zachodzi ścisły związek łączący jednę z drugim: sztuka powołuje do życia ideały i tworzy piękno, przemysł to piękno wcielone naśladuje i rozpowszechnia w rozlicznych egzemplarzach. Starożytna Grecja nie zna jeszcze dokładnej różnicy miedzy sztuką a przemysłem. Plato stawia jeszcze w jednym rzędzie rzeźbiarzy ze szewcami i cieślami; artystom sławnym Fidiaszowi i Apellesowi nie stawiano jeszcze wówczas posągów jak wodzom, mówcom i poetom, aż dopiero znacznie później potrafił naród grecki uszanować i ocenić swoich artystów. Sztuka i przemysł grecki pochodzą od Egipcian, Fenician i Etrusków, zaś rzymska od etruskiej i greckiej. Co do nas, to jak każdy naród, jakikolwiek pędził on żywot czy myśliwski czy rolniczy czy pasterski, tak i dawni Słowianie i z nich pochodzący Polacy pierwiastkowo się jednocześnie zajmowali i niektóremi robotami rzemieślniczemi np. musieli stawiać chaty, robić sobie sprzęty gospodarskie i domowe, znali sztukę tkania grubych włókien do odzieży, szyć odzież, robić garnki i t. p., zatem rękodzieła takie, jak: ciesielstwo, stolarstwo, krawiectwo, szewstwo, garncarstwo, kuśnierstwo, piekarstwo, rzeźnictwo, młynarstwo i inne sięgają u nas najdawniejszych czasów przedhistorycznych. Zważywszy, że Lechitowie i Chrobaci w X wieku już na wysokości stopnia życia towarzyskiego stali, bo tworzyli znakomite państwo i byli już usposobieni do przyjęcia religii chrześciańskiej — dawni Polacy stanowili lud osiadły i rolniczy, i rzemiosła u nich względnie do potrzeb musiały być odpowiednio rozwinięte, gdyż jeszcze do dziś dnia spotykać u nas można rolników włościan, którzy może prócz siekiery i noża, wszystkie inne przedmioty sami u siebie wyrabiają. Zatem tożsamo dziać się musiało u nas i dawniej. Później zapewne osiedli po wsiach rzemieślnicy, którzy ku wygodzie rolników trudnili się różnemi rzemiosłami i w zamian za swoje wyroby dostawali od rolników różne płody rolnicze. Gdy zaś zaczęły powstawać miasta, a w nich skupiała się ludność zajmująca się zarządem kraju i handlem, to przy nich sadowili się i rzemieślnicy, dostarczając swych wyrobów tak dla miast jak i wsi. Wszak podanie niesie, że i Piast z Kruszwicy był kołodziejem.
O kupcach słowiańskich, pływających na morzu Baltyckiem, już w pierwszym wieku po Chrystusie są wzmianki. Słowianie trudnili się z samego początku powstania narodu rolnictwem i handlem. Tak więc, kiedy cała Europa pogrążona była w ciemnościach, Słowianie jedni trudnili się handlem, przeprowadzając płody Greków i rękodzieła Azii, lub kupcząc swemi własnemi produktami, między któremi słynęły ich płótna, łódki i inne marynarskie sprzęty poszukiwane przez obcych, bydło, ryby, skóry, futra, wosk, miód, bursztyn, którym od najdawniejszych czasów mieszkańcy nadbałtyccy handlowali, i już za czasów Herodota ztąd go do Greeii sprowadzano, w zamian zaś wchodziły na północ pieniądze i rzeczy do wygody i ozdoby służące. Mianowicie przejęliśmy według Moraczewskiego, od Persów: pasy, czamary, atłas, adam aszek; z Chin: kitajkę, nankin, krepę; od Indów: bajadery, kartun; od Turków: altembasy, barkany, burki, delie, dywdyki, kaftany, kamchy, kiereje, meszty, muśliny, papucie, safiany, szale; z Włoch: aksamity, bombasy, mydło pachnące, szych, skarpetki, szamerlany, szarszedrzony; z Hiszpanii: korduan; z Francii: wszystko, co tam od czterech wieków w modzie było; od Anglików: spencery, flanele; od Niemców: obcasy, halstuki, halsbandy, fartuchy, kabaty, mantele, puderm antle, rańtuchy, unterroki albo inderaki (jak tego już same nazwiska dowodzą); od Węgrów: dolmany, magierki i t. d. Wszystkie te przedmioty wyrabiano później w kraju.
Jakie były wyroby pierwszych rzemieślników naszych z czasów przedhistorycznych, to zaginęło w pomroce czasu, gdyż wyroby rzemieślnicze nie z wiecznie trwałego bywają materiału, jednak śladów ich, dzięki troskliwym poszukiwaniom archeologów, istotnie się jeszcze na naszej ziemi, mianowicie w jaskiniach i grotach, doszukać można. I tak znaleziono u nas:
Z kamienia: Ostrza, które zasadzano na oszczepach drewnianych, służących do walki z nieprzyjaciółmi, ostrza do strzał, narzędzia z krzemienia, noże, siekiery, skrobaczki do skór, żarna do mielenia zboża, młotki, które nie sprowadzano, ale wyrabiano na miejscu przez samych ich właścicieli; groby, których ściany z łupanych kamieni były robione i t. d. Profesor Przyborowski z Warszawy odkrył w r. 1875 w Białce w gubernii lubelskiej budowle daw ne na palach i miejsce, gdzie w przedhistorycznych czasach wyrabiano narzędzia z krzemienia do obrabiania drzewa i innych przedmiotów. Także hr. Aleksander Przezdziecki odkrył przed kilkunastą laty, pomiędzy Wyszogrodem a Płockiem, na piasczystej przestrzeni nad Wisłą, pomiędzy karczmą Grabówką a wsią Osiną, na gruncie jenerała Bontemps, ślady fabryki przedhistorycznej, gdzie się wyrabiały ostrza kamienne do strzał. Przezdziecki zebrał ich przeszło 100 sztuk na jednem miejscu, a co więcej, znalazł nawet poobłupywane krzemienie, z których je wyrabiano — co dowodzi, iż w tem miejscu znajdowały się warsztaty broni przedhistorycznej. Sąto jedyne dw a w arsztaty odkryte na ziemi polskiej, o ile nam wiadomo. W tejże samej okolicy odkrył hr. Przezdziecki także sposób, w jak i dokonywano w przedhistorycznych czasach palenia ciał zmarłych: do ogromnych rozmiarów naczynia wkładano trupa, zamykano szczelnie, oblepiano gliną i w tedy dopiero palono; następnie rozbijano naczynie, a szczątki kości i popioły zgarniano do urny. Wielki odłam takiego naczynia ze śladami gwałtownego działania ognia zabrał hr. Przezdziecki do swoich zbiorów.
Łupane kamienie świadczą, że sztuka kamieniarska łupania i obrabiania kamieni wobec braku odpowiednich narzędzi wymagała już pew nego wykształcenia fachowego: skrobaczki zaś kamienne do skór każą mniemać, że już wówczas były u nas pewne szczątki garbarstwa i kuśnierstwa; osełki z granitu lub porfiru i t. p.
Z gliny: Naczynia gliniane zwane urny czyli popielnice, dzbany, garnuszki, miseczki, lampki znajdowane w grobach pogańskich, z czego wnosić można, jak dawno u nas garncarstwo uprawiano. Jedne widocznie lepione były od ręki, inne, późniejsze świadczą o użyciu koła garncarskiego.
Z bronzu i miedzi wykopaliska nasze są prawie zupełnie podobne do takich, jak ie za granicą znaleziono; każą zatem m niem ać, że z zagranicy drogą handlu do nas się dostawały. Jedna tylko okoliczność dozwala przypuszczać, że prawdopodobnie i u nas wyrabiano coś z miedzi, a tą jest, że najwięcej tego rodzaju wyrobów znaleziono między Wisłą i Pilicą, t. j. w miejscowości w okolicach Kielc, gdzie właśnie dziś miedź się znajduje. Wyroby w tych stronach znalezione są: groty do strzał, ostrze włóczni, sierpy, naszyjniki, pierścienie spiżowe, szpilki i t, p. Wreszcie przed kilkudziesięciu laty odkrył p. Lisch w jednym grobie w Pomeranii, obok różnych naczyń, także tygielek i formy do odlewów, w których jeszcze przygotowany materiał (Erzkuchen) się znajdował, a odkrycia te na kilku innych miejscach powtórzone potwierdzają domysł, że sztuką tą u Słowian zajmowano się; wiadomo bowiem, iż Pomeranie byli odroślą plemienia polskiego i mówili niegdyś narzeczem mało albo nic od polskiego się nieróżniącem.
Z żelaza daleko mniej u nas znaleźć można zabytków jak z bronzu; znaleziono jed n ak nad Wisłą i nad Pilicą ostrza do strzał, noże, szpilki, miecze, kółka, okucia do wiader, gwoździe i t. p.
Ze szkła znaleziono u nas paciorki, jednak wyrób to prawdopodobnie zagraniczny, który jako wyrób zbytku za polskie zboże dostawał się do nas.
Ze srebra: Kolczyki (w Grabowie pod Płockiem), wisiorki, paciorki ażurowe (pod Warszawą); jednak wyroby te albo zagraniczne, albo z czasów późniejszych, t. j. przynajmniej z X lub X I wieku, kiedy już znajdujemy dowody historyczne o istnieniu u nas rzemiosł i o wydobywaniu kruszców.
Z kości wyroby, do których należą: iglice i szydła, ozdoby dziecięce z kości i wapienia, narzędzia z rogu, jak: noże, piłki, dłutka, odłupki i t. d.
W ogóle rękodzielnictwo przedhistoryczne zasadzało się głównie na wyrobach narzędzi służących do użytku domowego, do ozdoby i do zabaw, a wyrobionych często na wzór istot ze świata zwierzęcego i roślinnego. Prawdopodobnie też prace zwierząt były, które zwróciły uwagę pierwszych rzemieślników na ich wyroby i poddały im myśl do spróbowania czegoś podobnego. Już Klonowicz w swoim „Flisie“ wspomina, że różne rzemiosła brały wzór z przyrodzenia, i tak n. p uczył się murarz od jaskółki, cieśla od ptaków, gdy w maju budują w gaju, i od bobra tkacz od pająka, gospodarz od mrówki i pszczoły, szkutnik od izby, dlatego statki mają kształt ryby, a skrzele zastępuje wiosło. Niektóre zwierzęta opatrzone są w przyrządy mogące być wzorami dla narzędzi, jak: pił, świdrów, nożów i rylców, i tak 11. p. kret opatrzony jest w wyborną motykę, ptak jest istotnym statkiem napowietrznym, ryba statkiem podwodnym i t. d. Według Pliniusza za wynalazcę świdra, masztów, wioseł i piona uchodzi Grek, architekta i rzeźbiarz, Dajdalos, a za wynalazcę cyrkla, koła garncarskiego, tokami i piły siostrzeniec jego Talos.
Musiał istnieć u nas dawniej także pewien rodzaj snycerstwa do wyrobu bożków z drewna lub kamienia; mamy bowiem tego ślady n. p. statua Czarnoboga odkryta w r. 1825 przy kościele w Bambergu przez Jana Kollara, która przedstawia lwa leżącego na podstaw ie, na którym znajdują się napisy, które podług Szafarzyka, są w języku polskim ; także Światowid, bożek słowiański, odnaleziony nad Zbruczem w Horodnicy w r. 1848, i przez Mieczysława Potockiego, byłego konserwatora, ofiarowany towarzystwu naukowemu krakowskiemu; statua kamienna na górze W ronowskiej pode Lwowem (rysunek jej znajduje się w Starożytnościach Galicii Żegoty Paulego), a sięgająca czasów przedchrześciańskich; posąg, który dotąd na Pokuciu w Kamionkach Wielkich w ogrodzie lir. Kalinowskiego się znajduje, wyobrażający dawne bożyszcze słowiańskie; dwa posągi znajdujące się na górze Sobótce, niedaleko Świdnicy na Ślązku, sięgające odległej starożytności; nareszcie tak zwane baby, znajdowane na stepach Ukrainy.
A i ciesielstwo zapewne musiało już stać na dość wysokim stopniu doskonałości, skoro znajdujemy budowle na palach wśród jezior. Nasze wiejskie wozy, wyrabiane z drzewa od najdawniejszych czasów przez włościan, wyglądają co do formy zupełnie tak samo, jakich używali starożytni Rzymianie, a które do dziś można widzieć przedstawione na słupie Trajana w Rzymie.
Wiele dla rzemiosł zrobiło chrześciaństwo, dało bowiem popęd do budowania świątyń; to też nikły dawne bożnice bałwochwalskie, głównie z drzewa budowane, i stawiano kościoły katolickie — z początku z modrzewia o spiczastym dachu z sygnaturką na środku. Te kościółki z X wieku do naszych czasów nie dotrwały, wykształciły one jed n ak u nas cieśli; potem budowano kościoły z kamienia; z tych to czasów mamy katedrę w Płocku, kościoły: w Czerwińsku, Chlewiskach, Końskich, Działoszycach, Prandocinie, Rudzie pod Wieluniem i w Sierpcu. Aż nareszcie w drugiej połowie XII wieku zaczęto u nas budować z cegły. Jednocześnie z kościołami rozwijało się i świeckie budownictwo, zatem ciesielstwo, kamieniarstwo i murarstwo miało i ze świecidełkami budowlami dosyć do czynienia. Do najdawniejszych u nas murowanych zabytków należą: mysia wieża na Gople, szczątki zamku w Przemyślu i w Pułtusku, pozostałe trzy wieże ze zamku Czerskiego i inne.
Ze Polska już wówczas miała dobrych rękodzielników dowodzi ten fakt, iż w XII wieku sławny geograf arabskosycylijski Edrisi, odwidzający Polskę w r. 1154, w dziele swojem, pisząc o Polsce, powiada: „Inne miasta w tym kraju, jakoto: Gniezno, Kalisz, Sandomierz, Przemyśl zamieszkane są przez ludzi biegłych w naukach, przez dobrych rzemieślników i przez lud zręczny i pojętny“.
Co do przemysłu i rzemiosł u nas w czasach piastowskich, to wiemy, że już w czasie najodleglejszym stanął był na przeszkodzie rozkrzewieniu handlu i przemysłu w Polsce podział kraju pomiędzy książąt Piastów, którzy, niezgodni, a skorzy do popierania orężem praw uproszczonych, utrzymywali ojczyznę w ciągłym niepokoju. Niewielkie też mogły być potrzeby narodu, zaledwie wchodzącego na drogę cywilizacii, i nawzajem niewiele on dostarczyć mógł przedmiotów handlowi; to też na zasadzie owych stosunków wnosić można, że przemysł handlowy i rękodzielniczy aż do objęcia rządów przez Kazimierza Wielkiego żadnego prawie nie uczynił postępu w Polsce. Chcąc podnieść miasta i wzbogacić kraj, zniszczony przez Tatarów za Bolesława Wstydliwego i przez ciągłe napady na Litwę, książęta polscy otwarli na oścież granice polskie Niemcom, i wówczas to około r. 1260 zaczęły przybywać nad Wisłę i Wartę tłumy obcych przybyszów, głównie z Saksonii ówczesnej i ze Ślązka; ale ówczesne stosunki społeczne Polski stały na zawadzie temu przybywaniu obcych. Poddaństwo było rzeczą uprawnioną, a i rzemieśl nicy wraz ze swojem potomstwem winni byli często w poddaństwie zostawać wiecznie. Bez wiedzy dziedziców nie wolno było mieszczanom a więc i rzemieślnikom w miastach sprzedawać domów lub stawiać nowych, nie wolno było opuszczać mieszkań lub miasta. W Niemczech atoli, w krajach saskich a nawet na Slązku, rzemieślnicy bylito ludzie wolni, rządzący się sami swobodnie, niezawiśli od widzimisia szlachty lub duchowieństwa; stanowili oni nawet pewnego rodzaju hamulec na samowolę stanu rycerskiego. Więc obcy przybysze nie chcieli się dać w Polsce zaprządz w jarzmo poddaństwa. Trzeba było dać im coś podobnego do swobód, jakie mieli 11 siebie, aby ich ściągnąć do kraju. Rządy polskie pojęły to dobrze, i postanowiono nadawać miastom, do których przenosili się Niemcy, prawo magdeburskie albo chełmińskie, t. j. prawa, jakie obowiązywały w Niemczech a głównie w Saksonii. Prawa te były zresztą ludności polskiej bardzo pożądane, dawały jej bowiem swobodę, samorząd, jednem słowem — autonomię. Gdyby nie prawo magdeburskie, rzemiosła nie mogłyby się prawie podnieść; rzemieślnik bez swobody istnieć nie może. Zapisani na własność kościołów rzemieślnicy, winni byli wraz ze swem potomstwem w poddaństwie zostawać wiecznie, co było dla rzemiosł zabójczem. Dopiero prawo magdeburskie to usunęło, i ztąd taka pochopność do tego prawa nietylko miast ale i wsi. Każdy bowiem ciągnie tam, gdzie mu swobodniej. Prawo magdeburskie dostały u nas najprzód miasta: Poznań w r. 1253, Kłeck 1255, Kraków 1157, Korczyn 1258, Głogów (na Ślązku) 1260, Połaniec 1264, Jędrzejów i Opatowiec 1271, Lutomiersk 1274, Gostyń 1278? Kuszelów 1285, Kalisz, Gdecz i Sandomierz 1286, Busk (w Krakowskiem) 1288, Miechów 1290, Nowy Sącz 1294, Radziejów 1298, Lublin 1311, Opole 1327, Golina 1330, Krzywin, Lądek, Olkusz, Szydłów i Skrzynno 1308 i t. d. Gdańsk od r. 1310 przestał być polskim i przybrał od tego czasu charakter miasta niemieckiego.
Już Bolesław Chrobry zachęcał obcych rzemieślników nadaniem swobód i opieką swoją do zaludnienia swych osad, ale dopiero w XIII wieku zaczęli się osiedlać Niemcy w Polsce, przyniósłszy ze sobą niektóre rzemiosła, a celowali oni pilnością, skrzętnością i porządkiem, z czego i nasi mieszkańcy korzystali. W ogóle w XV i XVII wieku najwięcej było Niemców garbarzy, szewców, złotników i zegarmistrzów; w innych rzemiosłach było ich bardzo mało. Za panowania Zygmunta Augusta był stosunek ludności niemieckiej do polskiej jak 1 do 9, w XVII wieku zaś jak 1 do 15 — za Stanisława Augusta znowu się stosunek zmienił na korzyść Niemców jak 1 do 5.
Kazimierz Wielki dał silną podnietę rolnictwu, przez co postawił kraj nasz na dość wysokim stopniu zamożności; a gdy z zawiązujących się z narodami obcymi stosunków mnożył się dowóz rzeczy zbytkowych, zapobiegał Kazimierz skutkom szkodliwej przewagi towarów zagranicznych nad krajowemi, zaszczepiając w narodzie przemysł i zaprowadzając kunszta. Monarcha ten obudził w narodzie ducha pracowitości i przemysłu, nadawał miastom przywileje, urządzał cechy, zaprowadzał jarmarki i składy, wspierał wzrost górnictwa, zasłaniał od napadów nieprzyjaciół, zachęcał żydów szczególniej do rzemiosł, jednak ci chwytali się lekkich i korzystnych rzemiosł, jak: kuśnierstwa, krawiectwa, pasamonnikostwait. d. do ciężkich robót się nie brali; (za Kazimierza W. bowiem było w Polsce do 10,000 rzemieślników żydowskich), otworzył wstęp do kraju cudzoziemcom, spowodował zaprowadzenie sukiennic w Wielko-Polsce, a tkactwa płóciennego w Krakowskiem i Sandomirskiem. W ogóle ze wszystkich czynów Kazimierza Wielkiego widać dążność niezachwianą do dźwignienia przemysłu w kraju przez połączenie doli ludu wiejskiego z dolą, miast, od czego w rzeczy samej zawisła materialna pomyślność krajów, bo też handel i przemysł są jedyną dźwignią miast.
Trzy wieki od r. 1332 do 1632 stanowią najświetniejszą kartę w dziejach polskiego przemysłu. Kazimierz Wielki kładzie podstawy, na których następnie rozwija się przemysł polski. Król ten wielce się przyczynił do rozwoju murarstwa, kamieniarstwa, ciesielstwa, ślusarstwa i innych rzemiosł budowlanych; nie cierpiał on budowli drewnianych, które łatwo spaleniu ulegają, więc kazał murować. O nimto historycy powiadają, że zastawszy Polskę drewnianą, zostawił ją murowaną.
Panowanie Jagiellonów przydłużyło epokę świetności i rozkrzewienia przemysłu zaszczepionego przez Kazimierzą Wielkiego, Za panowania Jagiellonów daje się widzieć wzrost i rozkrzewienie liandla i przemysłu w Polsce. Regestra skarbowe Jagiełły z r. 1388 do 1417 wydane przez Aleksandra lir. Przezdzieckiego, przechowały nam nazwiska niektórych ówczesnych rękodzielników, n. p mincarze: Giec? Monald, Piotr Borka w r. 1395; piekarze: Dasz, Michał Niemirowicz, Miszkodjak, Liszka, Drohobisz z Kaszyną, dwaj Swatkowie, Wołodko, Bałaban, Maszko, Stanisowicz, Maszko djak, Straskowicz, Trumpa, Zmudzin, Chotek, Zeryło, Szestrys, Huba, Szetyło, Ryczek, Zedwid; lmf'tarze: Klemens, co robił proporce, jakiś Jan i Jaśko; krawcy: Henryk, Pietrasz, Mikołaj krawiec z Lanckorony i Stanisław krawiec królowej Jadwigi; rękawiczniki: Rusin i Wacław rękawicznik królewski; tapicer: Przedwoj; szewc króla: Russek; rybacy królewscy: Kypera, Opanasz; łaziebnik: Mikołaj z Żarnowca; puszkarze królewscy: Zbroźek, Arnold, Bartosz, Konrad puszkarz księcia W itolda, Swimunt Litwin; puszkarze zwykli: Iwan z W itebska, Borys Litwin, Rusin z Chełmna, Chodek syn Derzniaka, Apkuła, Algimund, Samko; łucznicy królewscy: Scibor, Bogusławski Jaśko, Jacuszicz, Kuła, Joszyc, Starczyn Mikołaj; płatnerze: Kuncz (krakow ski), Piotr (królewski), Jakusz, Mikołaj Zimnowadzki, Puszcz we Lwowie, Kunej Rusin; nozoionik królewski: Wacław; stelmach królewski: Mikołaj; szklarz królewski: Mikołaj; kapelusznik: Paweł Wierzynek; stolarz: Szotland w Krakowie; cieśle: Krupa, Piotr Kygwa budował w r. 1393 tamę na Wiśle w Ubnicy, Szelnig z Kalisza, Wojsław z Dzietrzychowic budował w r. 1393 prani w Ubnicy, Wojtek; kowale: Wojciech Albert w Nowem Mieście, Jakusz, Paduch, Maciej, Jakub; murarze: Ilineza w Krakowie majster i z Krakowa: Jan, Marcin, Stanisław i Jakusz; studniarz: Jan Glinarzowiez robił w r. 1393 studnię w Wiślicy; kopie wyrabiali: Jarand z Polski, Mikołaj Zdauski, Mikołaj Ptaszkowski, Paszko, Surmacz ziemianin wielkopolski; postrzygacz sukna: Frantz w Krakowie; kotlarz: Janusz; młynarze w Krakowie: Gerlach i Bieniasz; bednarz: Jakub; malarz: Władyka Rusin; farbiarz: Czech na Kleparzu; złotnicy: Hanus? Heussar, Andrzej Arnold, Hanusz Sax, Claus, Kunczel, Hanusz Tlkuss, Kolia, Marcin Czech Munsterberg, Pachmellos, Synaj, Jan Swinda.
Co do cen, to według najstarszych ksiąg miasta Krakowa kosztowały w Krakowie w r. 1396: kamień mydła 10 gr.; kopa dachówek 10 g r.; 100 drzew okrągłych 1V2 8'1'- i kopa budowlanych okrągłych drzew 6 gr. i t. d.
Wówczas wywożono z Litwy, mianowicie z W ilna: skóry, futra, wosk i miód do Niemiec; a chociaż nieraz handel ten przez drapieżnych Krzyżaków był uciskany, to przecież Jagiełło zawsze orężem i traktatami bronił swoich poddanych od napaści. Głównie jednak system handlu, opierającego się na rolnictwie, trwał za panowania Jagiellonów, którzy mu przychodzili w pomoc wielorakiemi środkami; jednakże przy wielkiej troskliwości o przemysł ziemiański, nie zaniedbywali także podniecać przemysłu rękodzielniczego. Gdy zaś okazało się, że przemysł ten rozkrzewił się i ustalił dostatecznie, ogłosił Zygmunt August zupełną wolność handlu. Znając jak użyteczna jest w handlu konkurencia, zniósł w r. 1550 wszelkie cechy i wyrzekł się uroczyście tak swojem jako i następców imieniem, wszelkiego prawa udzielania w kraju przywilej ów na handlowe monopole. Przy takich swobodach nie trudno było handlowi i przemysłowi rozkrzewić się w Polsce.
Już na początku XV wieku dają się widzieć w aktach radzieckich różnych miast nazwiska Włochów po miastach naszych, a głównie w Krakowie osiadłych, atoli liczba ta najmocniej wzrosła od zaślubin Zygmunta I z Boną. Bylito architekci, kamieniarze, murarze, rękodzielnicy a nawet kupcy. Obcy ci przybysze zasilali się tym sposobem, że osiadłe tu rodziny sprowadzały dalszych swych krewnych, którzy przez czas nauki handlu lub rzemiosł, pełniąc te obowiązki po latach mozolnych wysług, stawali się dopiero rzeczywistymi członkami tych rodzin, a nauczywszy się języka polskiego podczas dłuższego pobytu w naszym kraju, zostawali rajcami, ławnikami, kupcami, starszymi cechu i t. p. Wielu z nich jednak, dorobiwszy się majątku, wracało do swej ojczyzny. Nazwiska wszystkich tych Włochów przybyłych do naszego kraju podaje uczony Włoch Ciampi i Ambroży Grabowski w dziele swem: „Starożytnicze wiadomości o Krakowie“, (str. 229—231). W r. 1455 przypuszczono w Gdańsku rzemieślników do udziału w radzie miejskiej.
Za Kazimierza Jagiellończyka wchodzą: szkło, drukarnie, wspanialsze ubiory między szlachtą w użycie, proch i broń ognista pierwszy raz użyte zostały do obrony kraju.
Zygmunt Stary i Zygmunt August szczególniej się zajęli urządzeniem handlu krajowego, ustanowiwszy pewne wagi i miary, nakazawszy ulepszenie dróg publicznych, ograniczywszy samowolnie pobierane myta, zniósłszy ustronne targi po wsiach, przeznaczyli po różnych okolicach kraju wiele miast na składy publiczne, gdzie rolnik i rzemieślnik w każdym czasie miał odbyt na swoje płody, a obcy kupiec wiedział gdzie ich szukać. Do liczby tych miast składowych należały: Kraków, Wieliczka, Będzin, Sandomierz, Wiślica, Badom, Krasnystaw, Lublin, Parczew, Kalisz, Poznań, Wieluń, Poniec i t. d. Jakie zaś wyroby za czasów Zygmunta Augusta z kraju wywożono i do kraju wprowadzano, nadmieniamy że według Kromera zbywano oprócz zboża woły, konie, barany, skóry wołowe, łój, wyroby białoskórnicze, miód, piwo, wosk, bursztyn, smołę, drzewo do budowli domów i okrętów i deski.
Kupcy węgierscy wywozili z Polski: broń, litewskie tkaniny, sukno, len i sól. Wprowadzano zaś do kraju: tkaniny jedwabne i złote, nawet cieńsze wyroby z wełny i lnu, kobierce, obicia i różne ozdoby ścian, ludzi i koni, ku czemu Polska nie posiadała dosyć doskonałych rękodzielniczych warsztatów, lubo surowych materiałów nawet innym narodom dostarczała. Wreszcie przywożono drogie kamienie, futra, perfumy, ryby morskie i przysmaki, miedź, ołów, mosiądz, stal i żelazo w stanie surowym lub wyrobionym, — szły przez Spiż wina reńskie, francuzkie, hiszpańskie, kanaryjskie i kreteńskie.
Zygmunt August sam znał się na górnictwie i starał się liczbę kopalń w kraju pomnożyć; w tym celu posyłał kilkakrotnie Deciusza dla zbadania rzeczy do Zamościa (w województwie Sieradzkiem) i do Lubomli. Król ten lubił obcych artystów i rzemieślników sprowadzać do kraju, chociaż na własnych wówczas nie zbywało. I tak sprowadził między innymi architektów dwóch braci: Jana Maria i Jana de Senis z Włoch do wystawienia grobowców królowom Elżbiecie i Barbarze, a oraz różnych budowli, któremi król ozdabiał Wilno. Grobowiec Elżbiety postawiony był w r. 1552 w kościele wileńskim św. Franciszka, dla którego marmur sprowadzano z Krakowa, a grobowiec Barbary królowej postawiony był w tym samym roku w Gdańsku, na który marmur wyrabiano w Krems. Widać że w Wilnie za Zygmunta Augusta musiał być wielki niedostatek rzemieślników, skoro król ciągle tam z Krakowa sprowadzał cieśli, stolarzy, murarzy, kowali, ślusarzy, kotlarzy, stelmachów, kołodziejów, rurmistrzów, a nawet zapisał z Krakowa piekarzy i piwowarów; 100 sikawek dla miasta Wilna zamówione zostały u Johana Krakowskiego i Stanisława Kłodownickiego w Krakowie, po groszy 15 jedna. Wszakże nietylko Polska sprowadzała wówczas obcych artystów, ale i Anglia nie znała u siebie tak długo doskonałych warsztatów, dopokąd nie ściągnęła do siebie Flamandczyków, a w Burgundii i innych niemieckich państwach wtenczas dopiero zakwitł różnego rodzaju przemysł, gdy w nich osiedli Francuzi.
Ażeby choć w części dać wyobrażenie, jakiegoto rodzaju kunsztu i przemysłu fabryki i rękodzieła kwitnęły w połowie XVI wieku po miastach naszych, wymieniamy tu nazwy ich przechowane w lustraciach ówczesnych. Byli więc: aptekarze, babiarze (co piekli baby), barchannicy, barwierze czyli golarze, batożnicy, bednarze (których na Litwie zwano dolidy od dolium beczka), belkarze czyli cieśle zajmujący się obrabianiem drzewa na belki, białoskórnicy, blacharze (wyrabiali powietrzniki blaszane do pałaców' i dworów, któremi były: żurawie, kogutki, murzyni i inne przedmioty), błoniarze czyli szklarze (pochodzą od nazwy błona czyli szyba), bołtusznicy (rodzaj skórników), bronzownicy, budowniczowie, chirurdzy, cieśle, cukiernicy (co wyrabiali „biskupki“, rodzaj cukierków, i pierniczki) cyrulicy czyli felczery albo bańkarze, czapnicy (wyrabiali kołpaki, mitry, sztyki, kapuzy, kuoz my, mycki rogate, skrzydlate i kończate, czapki zwykłe i czapki okładane futrem i pilśniaki na nogi), czerwonogarbarze, drearze albo tokarze, dreliszniki (co wyrabiali drelichy), drukarze, drzeworytnicy, dymarze (co żelazo na dymarkach topili), dziechciarze, dzwoniarze, falarze (co wyrabiali piły), falbierze, farynarze (mający drogie i pospolite towary), formierze (którzy wytłaczali sztukaterie), fularze (co ryby na spustach zakupywali i w nierybnych miejscach niemi handlow ali), fuliarze (to jest woźnice, co dostawiali rudę i węgle do pieców), futernicy czyli kuśnierze, folarze (są robotnicy, którzy rudę albo węgle do pieca zwożą), fryszery (są majstry, którzy żelazo surowe przetapiali i pod młot poddawali), garbarze, garncarze, gichciarze (robotnicy przy piecu wielkim, którzy weń z góry węgle i rudę sypali, zowią się także sychciarze), goldszlagiery (co robili z prawdziwego złota pozłótkę), górnicy, gorzelani, gracarze (trudnili się gaszeniem wapna lub rozrabianiem zaprawy wapiennej), grotarze, grzebiennicy, gw ożdziarze, haftarze zwani także krumpery albo wyszywacze, liandrycharze, (Handreicher), co w kopalniach podają sobie ręce, żeby nie zabłądzili), hurtownicy (co kupowali sukna i uszyte z niego suknie na targ wynosili), iglarze (co w yrabiali igły, haftki i łańcuszki), iluminiści, introligatorzy, jubilery, kaletnicy (którzy wyrabiali worki skórzane, trzoszyjniki, mieli oni w Krakowie miejsce uprzywilejowane Smatruż do sprzedawania swych wyrobów — takim kaletnikiem w Krakowie był n. p. w r. 1609 Szymon Miliek), kamieniarze (co wyrabiali z kamienia różne przedmioty, jak: krzyże, monumenta, statuy i t. p., zaś kamiennicy łamali i ciosali w górach kamień), kapelusznicy, kartownicy, karem iaki czyli garbarze, kichlarze czyli piernikarze, kiecarze (wyrabiali kiecc i burki), kiwiornicy (wyrabiali kołpaki), klesmistrze, knapi czyli sukiennicy, kobiernicy (wyrabiali dywany czyli kobierce), kolaśnicy, kołaczniki (piekli kołacze), kołodzieje, konowały, konwisarze czyli kangisery (odlewali wyroby z cyny jakoteż i dzwony), kołtryniarze (wyrzynali różne postacie na korze z drzewa i niemi zdobili obrazy, ściany, meble i t. p.), kopacze (kopali ziemię), kopaniarze (bylito rzemieślnicy trudniący się na wsi rozlicznemi wyrobami, przeważnie karczowali oni niw y na wzgórzu wyznaczonem i upraw iali je), korzennicy, korabnicy (zbijali statki do przewozu na rzekach), koszykarze, kotlarze, kowale, kaci, kraw cy, księgarze, krochm alni cy, kupcy, kram arze, kurzacze (majstry, co węgle palili), kręplarze (piekli placki), krum pery czyli haftarze, kom iniarze, krupiarze, kurdybannicy czyli czerwonogarbarze, kuszarze, kuszniki albo łukownicy (wyrabiali kusze czyli machiny do rzucania pocisków i luki), kuśnierze, kuźniaki (robotnicy pracujący w kuźniach), lekarze, lenszownicy (w kopalniach zajmowali się oprawą szybu), lutniści, ludwisarze (odlewali działa, dzwony, świeczniki i wyroby mosiężne), łagiewnicy (przyspasabiali naczynia do butelkow ania trunków), łamacze (łamali kamienie w łomach), łupkarze (pokrywali dachy łupkiem), łowicznicy liczą się do nożowników, łaziebnicy, łożownicy (wyrabiali łoża do rusznic), łukownicy czyli łucznicy albo procarze (wyrabiali luki), lyżczarze (wyrabiali łyżki), magiernicy (wyrabiali na Litwie kapelusze kosmate z wełny klepowate lub walone), malarze, masarze, maszkarnicy (wyrabiali maski czyli maszkary), maziarze (wyrabiali maź), miechownicy, miecznicy, medalionerzy czyli guszlagiery, miodowary, młynarze, murarze, munsztukarze albo wędzidlarze (robili wędzidła), muzykanci, mydlarze, mincarze, niciarze, nieckarze, noźennicy albo nożownicy, nożycznicy, odlewnicy (odlewali różne wyroby metalowe), ogrodnicy, olejnicy, opłatnicy (wyrabiali opłatki), ostrożnicy, paciornicy, pampusznicy (smażyli pączki), papiernicy, pasztetnicy, pasamonnicy (wyrabiali galony do ozdoby sukien a głównie dla liberii służby dworskiej i inne podobne wyroby), paśnicy (wyrabiali pasy rzemienne okryte blachą lub guzami metalowemi albo też z drutu spajanego w ogniwa; pasy jedwabne tkane złotem później dopiero weszły w używanie), pawężnicy (wyrabiali tarcze czyli pawęże), piecownicy, pierścienicy (mieli w Krakowie osobny cech), perukarze, piewniki, pilarze (robili piły), pilśnicy, płókarze, popielarze, pieczentarze, piekarze czyli chlebnicy, piwowary (których także zwano karczmarzami lub słodownikami), piernikarze, płóciennicy, płatnerze (w yrabiali zbroje, szy szak i, m iecze, klingi i t. p. wyroby), pojazdnicy, postrzygaeze, powroźnicy, pozłotnicy, praszoły czyli solarze (sól bili i sprzedaw ali), procarze (w yrabiali proce do luków), prochowniey, przetacznicy, puszkarze (w yrabiali strzelby), puklerznicy (w yrabiali tarcze czyli puklerze), rękaw icarze, rogownicy (robili kornety; sąto n arzędzia do trąbienia używane), roztrucharze (końmi handlowali), rudnicy (wydobywali rudę żelazną), rurarze albo rurm istrze (przy w arzelniach soli, którzy spuszczali wodę i w yrabiali rury do wodociągów i innych potrzeb), rusznikarze czyli puszkarze, rybacy, rybitw y (łowili ryby), rym arze czyli rzem ieniarze, rytow nicy stępli, kruszcowych naczyń i miedziorytnicy, ryngm achery (w yrabiali pierścienie, spinki, m anele czyli naram ienniki i branzoletki, kanaki czyli naszyjniki i inne podobne przedmioty, w których drogie kam ienie osadzano), rzeżnicy czyli zarębacze, rzeźbiarze, sadelnicy, sernicy (wyrabiali sery po dworach), sitarze, skórnicy, skotniczanie (trudnili się zdejmowaniem skóry ze zw ierząt padłyeh), siodlarze (w yrabiali pospolite kulbaki, łęki m iękko okryte po tatarsku, siodła polskie, hiszpańskie, tureckie, włoskie lub brunszwickie wreszcie całe rzędy na konia), skotarze czyli pastuchy (paśli bydło), ślusarze, słodownicy, szmclcarze (topili żelazo), smolarze, snycerze, sokolnicy czyli myśliwcy na dworach książęcych, stolarze, strycharze (wyrabiali cegły), studniarze, sukiennicy czyli knapi, sychtarze zwani także szyftarze od niem ieckiego Schaft (układali łoża czyli osady do palnej broni), szewcy pospolici i tacy co safianem i kurdybanem robili, świecarze, szkatulnicy, szabelnicy (wyrabiali nietylko szable ale i kandziary, które za pas zakładano)r szklarze czyli błoniarze, skudlarze (wyrabiali gonty), szme larowie albo pod hutmani (w hutach żelaznych), szmuklerze (wyrabiali między innemi także kity z czaplich piór do kołpaków ), szpadnicy, szpalernicy (wyrabiali gobeliny czyli arasy albo szpalery), stelmachy czyli woźnice (wyrabiali kolasy, koteze, rydwany, kolebki, brożki, karoce, wózki i t. d.), sztycharze albo miedziorytnicy (na miedzi sztychowali), szkutnicy (budowali szkuty czyli statki do spławiania zboża na rzekach), tasznicy zwani także torbiarze (wyrabiali torby), teszarze czyli stolarze, tasiemkarze, tatarczusznicy (piekli chleb z tatarki), tkacze, tokarze zwani także drearze (z niemieckiego), toczkarze (toczyli kamienie do szlifowania), trybarze (robili koła zębate do kopalń), trakarze czyli odciągacze (robotniki w topiarni rudy żelaznej), trzewikarze, trzosownicy (wyrabiali opaski na pieniądze), użdziarze, warcabnicy (nazywali się kierujący warzelnią soli), wędzidlarze (wyrabiali wędzidła), węglarze, wendetarze czyli tandeciarze, wyprawiacze pergaminu, wyrabiacze pocisków kamiennych dla artylerii polskiej, włóczennicy, włóczkowie (spławiali drzewo na Wiśle), zamesznicy (wyprawiali skórę na irchę czyli zamsz, używaną na rękawiczki), zduni (stawiali piece kaflowe i kuchnie), zegarmistrze i złotnicy.
Wielka część wyż wymienionych rzemiosł w skutek zmiany stosunków, potrzeb i zwyczajów zniknęła dziś zupełnie z powierzchni ziemi i prawdopodobnie bezpowrotnie. Wiele z tych wyżej podanych rzemiosł i sztuk miało swoje osobne cechy królewskiemi przywilejami potwierdzone; o wielu z nich w wieku XV i XVI wspomina także ówczesna księga malownicza Baltazara Bema, pisana na pergaminie i ozdobiona ślicznemi miniaturami roboty Stanisława Hunda z Krakowa i Joachima Libnana, która się znajduje w bibliotece jagiellońskiej w Krakowie.
Księgę te szczegółowo opisał profesor Udalryk Heyzmann w XXXIII tomie Boczników Akademii, Umiejętności wiedeńskiej; wiele zaś z jej miniatur podane są w chromolitograficznych reprodukciach w cennem dziele Przezdzieckiego i Rastawieckiego p. t. Wzory sztuki średniowiecznej w Polsce. Warszawa 1853— 69, tomów trzy. Kilka zaś statutów mianowicie: malarzy, murarzy, złotników z tego dzieła przedrukował Essenwein w dziele swojem: Die mittelalt er lichen Kunstdenkmale der Stadt Krakau. Leipzig 1869.
Zgromadzeniom rzemieślniczym powierzały miasta swoje bramy i baszty do obrony, od których także nazwy swe dostały; i tak wiemy, że Kraków w XVI wieku miał 46 baszt i bram, które cechom do obrony były oddane, a które podług nich nazwano baszty: kuśnierzy, pasamonników, karczmarzy czyli piwowarów, grzebieniarzy, hartowników, przekupników, barchanników, czapników, kordebaniarzy, piekarzy, kowalów, siodlarzy, bednarzy, rymarzy, złotników, murarzy, ślusarzy, solarzy, cyrulików, miechowników, kaletników i farbiarzy, kuśnierzy, nożowników, białoskórników, czerwonych garbarzy, garncarzy, paśników, introligatorów i stelmachów, łaziebników, ceklarzy, szewców, krawców, mieczników, mydlarzy, cieśli, stolarzy, iglarzy, malarzy i t. d.
Nędzne dziś mieściny, w których widzimy przedmieścia zaginione, ulice bez domów, rynki puste, ratusze bez okien i dachów, gdzie zaledwie kilkadziesiąt biedaków mieszka bez sposobu do życia, liczyły w XVI wieku po kilkaset różnych warsztatów rzemieślniczych, pomiędzy któremi nie brakło nawet takich, które służyły do zbytku. Dość tu wspomnieć, że mizerny dziś Sochaczew w XVI wieku liczył 22 samych cechów rzemieślniczych i 18 kupców; Stobnica miała 65 rzemieślników; Stanisławów (mazowiecki), podobny dziś do biednej wsi, liczył wówczas 263 rzemieślników; w Warce było 122, w Czersku 156, w Garwolinie 192, w Liwie 171, w Ostrowic (13 mil od Warszawy) 200 rzemieślników i t d. Kraków w XVI wieku co do handlu, przemysłu, sztuk i rękodzieł, uie ustępował żadnemu zagranicznemu miastu; sami współcześni cudzoziemcy oddali nam w tern sprawiedliwość. Poznań liczył około 1580 r. 555 różnych rzemieślników cechowych, a w r. 1781 było icli tylko 192.
O stopniu doskonałości rękodzieł w Polsce w XVI wieku nie mamy pewnych podań; wprawdzie Kromer wyliczywszy sprowadzane wówczas do kraju obce towary, jakoto: sukna, materie wełniane, jedwabne, płótna cienkie, obicia, ozdoby rozmaite dla ludzi, koni i domów i t. d. dodaje, że fabryki tych towarów mniej są wyborne u nas, chociaż wiele materiałów na nie dostarczamy obcym; uwaga ta jednak nie może nas zadowolnić. Tylko o stopniu doskonałości warsztatów sukiennych wiemy coś więcej; bo suknu ze sławnych fabryk wieluńskich i kościańskich same znaki miejscowe zapewniały przywilejem z r. 1475 wziętość i pokup. Wiemy również nieco z urządzeń powszechnych Zygmunta Augusta r. 1565, na zasadzie których wymagano, ażeby sukna krajowe nie inaczej wyrabiane były, jak tylko dwa łokcie wszerz, a 30 łokci wzdłuż. Znawcy rzeczy wiedzą jednak, że takowa szerokość wymaga znacznej doskonałości rękodzielniczej i dowodzi niepospolitego gatunku sukna. O jednym sztukmistrzu tokarzu, osiadłym w XVI wieku w Wilnie, wspomina list Stanisława Krupki, pisany w r. 1589 do jakiegoś pana niewiadomego nazwiska, nazywając pracę jego „tokarskiem Wileńskim naczyniem” którą w poczet klejnotów koronnych zalicza; musiała zatem być niemałej wartości.
Co do ceny niektórych towarów z wieku XV przytacza Zimorowicz w swojej historii miasta Lwowa pod r. 1474 wiele ciekawych dat, z których tu kilka powtarzamy, i tak: beczkę wina kreteńskiego kupowano za 25 złotych; konew wina (dzbanek) za 8 groszy; konew wina węgierskiego za 4 grosze; biała weba czyli czamlet kupowana była po 4 zł., równie kobierzec aziatycki, łokieć jedwabnej materii damasceńskiej (adamaszku) po 1 zł.; sukna angielskiego po 20 gr., pieprzu 30 funtów (kamień) płacono 7 zł.; rodzenków kamień 1 zł.; beczkę owsa (co tyle znaczy jak kłoda) 8 gr. Inne żywności i napoje za szeląg kupowano. Rachunki Deciusza wydatków króla Zygmunta Augusta podają nam także ceny niektórych materiałów, jakie za nie w XVI wieku płacono. I tak n. p. ołowiu cetnar kosztował 3 gr.; stali cetnar 4 zł. 22 gr.; żelaza 50 snopów 64 zł. 18 V, gr.; piłka 12 gr.; piła większa do robienia,tarcic 1 zł. 14 gr.; rydel 3 gr.; śrubsztak dla kowali 1 zł. 22 gr.; siarki funt 20 gr.; proch armatni cetnar po 12 i 14 zł.; saletry cetnar 9 zł. i t. d. (Obacz także artykuł: Obuwia).
Z dzieła Hirsclia: Handels und Geicerbegeschichte Danzigs dowiadujemy się, że w r. 1401 kosztował w Gdańsku łokieć atłasu 10 franków; łokieć adamaszku 3 marki; łokieć niebieskiego adamaszku 1 markę; — w r. 1404 sukno (gilldenes Tuch) 8 m r.; w r. 1434 srebrny pasek 13 mr.; zwykły pasek 6 m r.; segeltuch 100 łokci Gm r.; w r. 1438 100 łokci bai 24 m r.; w r. 1397 chustki jedwabne 8 mr., a w r. 1408 chustki jedwabne 5 marek.
Niemcewicz w swoich Pamiętnikach o Dawnej Polsce (tom III) podaje nam również ciekawe ceny różnych wyrobów XVI wieku, i tak: W r. 1573 płacono w Krakowie: kamień łoju 30 g r.; garbarze brali za skóry wielkie wołowe wyprawne po 40 gr.; niewyprawne 30 g r.; mniejsze 20 g r.; od wyprawy skór jałowiczych wielkich 5 gr.; od skór sarnich, kozłowych, capowych od wyprawy 3 gr.
Szewcy brali za buty wielkie do pasa 30 gr.; skórnie jałowicze do kroku 24 gr.; skórzenki skopowe za kolana 12 gr.; kozłowe 18 gr.; jałowicze pacholętom 12 gr.; woźnicy buty jałowicze 14 g r.; chłopskie buty 11 gr.; trzewiki skopowe o dwóch podeszwach 4 gr.; trzewiki chłopiętom 8-letnim 2 gr.; buty skopowe długie sznurowane niewieście na korkach 8 gr.; buty kowane skopowe dla pachołka 12; półbutki kowane 8 gr.; trzewiki panieńskie ze stabrinem 2 gr.; podszycie butów jałowczym rzemieniem woźniczych i chłopskich 4 gr.; pantofle na korku dla mężczyzn 4 gr., dla pań 2 ½, dla panien 2 gr.
Szewcy włoscy sprzedawali: Trzewiki kurdybanowe gładkie 7 gr.; czarno farbowane 8 gr.; skurzanki klinowe czarne lub białe 30 gr.; pantofle kurdybanowe 6 gr.
Siedlarze brali za siodło hiszpańskie z blachami polerowanemi i ze śrubami 3 zł.; siodło brunszwickie z blachą na palce wszerz około kraj a 2 zł.; siodło włoskie z poduszkami i w siedzeniu z zamkiem 1zł. 15 gr.; siodło tureckie proste 1 zł. 10 gr.; siodło włoskie bez zamku z poduszkami 1 zł. 6 gr.; siodło małe diminitr 20 gr.; sarczuk bez safianu 24 gr.; siodło woźnicze 18 gr .; pokład nowy do siodła 6 gr.
Ślusarze brali za ślusarskie ostrogi z szerokiemi sprzączkami 10 gr. 5 ostrogi włoskie lub niemieckie 5 gr.; ostrogi proste 3 gr.; woźnicze 1 gr.; strzemiona usarskie 5 gr.; włoskie strzemiona smalcowane czarne 6 gr.; takie nierozcinane piłowane 8 g r.; rozcinane 10 gr.; groty na spisy 1 1/2 gr.; groty do kopij uzarskich proste 2 gr. 5 groty pobielane cyną 6 gr.; groty wielkie do uzarskich kopij 4 gr.; wędzidła pobielane 6 gr.; wędzidła krygowane z munsztukiem i podkówką 12 gr.; przednie włoskie z munsztukiem dętym 15 gr.; strzemiona z blachami uzarskie 10 gr.; kłótka mała 1 gr.; wielka 3 gr.; kłótka we dwoje składana wielka 8 gr.; zamki proste do komor 8 gr.; zamki o dwóch ryglach z dwoma kluczami 1 zł. 6 gr.; zameczki do skrzynek 8 gr.; klucz do zamku 1 gr.; zgrzebło dobre 2 1/2 gr.; mniejsze 1 gr.
Rymarze brali za uzdę prostą kmiecą 3 gr.; nagłówek uzarski z cuglą juchtową 10 gr.; puśliska uzarskie wązkie do strzemion 5 gr.; puśliska ważkie szyte włoskie 4 gr.; popierśnie z pochwami juchtowemi 12 gr.; niejuchtowe 8 gr.; włoskie z rzemienia jałowiczego 10 gr.; szleje szyte przednie 10 gr.; nabiodrki na przednie konie po 8 pasów, każdy po 12 gr.; nabiodrek na chomonta o 6 pasach 10 gr.; uzda woźnicza szyta z cuglami 9 gr.; uzda wiązana kmieca 3 gr.; uździenica prosta szyta 3 gr.; wielka 7 gr.
Krawcy brali od kabata jedwabnego uszycia 6 gr.; od kabata barchanowego prostego 4 gr.; od spodni sukiennych 4 gr.; od kołpaka męzkiego 3 gr.; od letnika jedwabnego podszytego 18 gr.
Stolarze brali za ławkę z lipowego drzewa z poręczą łokieć po 2 1/2 gr.; z sosnowego drzewa 2 gr.; stół okrągły lipowy łokieć 5 gr.; pokostowany zielony łokieć po 7 gr. (bez szuflad); listwy fladrowe łokieć po 3 1/2 gr.; węższe po 1 1/2 gr.
Miecznicy brali od oprawienia korda o gr.; miecz prosty drabski 15 gr.; miecz brunszwicki z prostemi taszkami 18 gr.; kord prosty z prostemi jedłcami 12.
Stelmachy brali za rydwanik na 2, 3 lub 3 1/2 łokcia po 2 zł. 15 g r.; większy po 3 zł. łokieć; rydwan wielki 5 1/2 zł łokieć; wóz wojenny ze wszystkiemi potrzebami wojennemi i półkoszkami po 8 zł. łokieć.
Kołodzieje brali za niekute koła do rydwanu 1 zł. lub dowozu 1 zł.
Złotnicy od prostej roboty brali od skojca po 1 1/2„ g r.; od trudniejszej 2 gr.
Mosiądzu funt w robocie płacił się po 4 gr.
Za przybicie podkowy koniowi 1 gr.
Tablica mydła kosztowała 10 kwarnik.
Krochmalu funt 1 1/2 gr.
Płóciennicy brali od łokcia obrusów, które robią na 3 łokcie wszerz, 2 gr.; ręczniki od łokcia ½ gr .; serwety po 1/2 gr.
Aksamity, atłasy, adamaszki sprzedawano na łuty, łut po 8 gr.; karmazyny czerwone łut po 10 gr.
Powyższe wyroby ciekawe są nietylko dla swych cen, ale i dla nazw rozmaitych wówczas u nas używanych.
Dla porównania wartości dawnych monet polskich z dzisiejszemi podajemy tu tablicę następującą, opierającą się na obliczeniach Tadeusza Czackiego, z której jednak ułamki usunięto. Podług tej tablicy da się łatwo wartość dawnych monet na dzisiejszą monetę obliczyć.
WYKAZ PORÓWNAWCZY
dawnych monet polskich z monetą stopy 80 zip. z grzywny srebra bitej:
A ) Grosz (srebrny 1/48 część grzywny).
B ) Złoty (także tynf zwany, groszy 30)
Skojec znaczył 2 grosze czyli 1/24 grzywny
Grzywna znaczyła 60 groszy czeskich lub 48 groszy polskich; u Krzyżaków znaczyła grzywna 20 solidów
Wiardunk (ferfon) oznaczał 1/4 grzywny.
Kopa znaczyła 60 groszy
Grosz prazki (grossi) miał 12 halerzów, a od r. 1447 18 denarów; od r. 1526 miał 3 szelągi
Złoty znaczył 30 groszy; od r. 1652 zastąpiły złote srebrne, grosze, które zwano ozłami a później tynfami, który wyraz utrzymał się aż do r. 1766, poczem wszedł w używanie złoty polski.
Talary nastały w Polsce w r. 1528 i odpowiadały niemieckim florenom; w r. 1650 liczono na talar o złote, w r. 1676 - 6 zł : a w r. 1717 — 8 zł., co trwało aż do r. 1796
Czerwone złote aż do r. 1766 znaczyły 17 zł. 10 gr.
Zygmunt III znalazł Polskę dobrze zagospodarowaną, z handlem i przemysłem kwitnącym; lecz nadając stosunkom krajowym wewnętrznym i postronnym mylny kierunek, wywołał ów długi szereg- klęsk, które uderzając w kraj pod Janem Kazimierzem, spowodowały zupełny upadek wszelkiego przemysłu. W takiem położeniu rzeczy cofnął się handel do Gdańska, a wyroby rękodzielnicze obce zajęły miejsce krajowych, co trwało do końca panowania Augusta III. Z rejestrów celnych za Augusta II okazało się bowiem, że Polska od lat 50 wydawała rocznie przy dochodach 35 milionów- złp. za produkta krajow e, 45 milionów złp. za towary zagraniczne, mianowicie 15 milionów za wino i inne trunki, 12 milionów za wyroby rękodzielnicze, a 18 milionów za korzenie i rzeczy zbytkowe; zatem o 10 milionów rocznie więcej jak dochód wynosił. Klęski, które towarzyszyły pierwszej wojnie szwedzkiej, przywiodły do upadku miasta i znajdujące się w nich fabryki; szerzący się zaś nieład w kraju od czasu panowania Zygmunta III był jednym i drugim przeszkodą w zawiązkach i rozwoju. Rękodzielnie te zakładane były po większej części przez Włochów i Niemców, mianowicie fabryki sukna prowadzone u nas były prawie wyłącznie przez Niemców, z czego wnosić można, że wyrównywały ówczesnym zagranicznym, i że przy dobroci i taniości materiałów wcale nie były poślednie. Ościenne religijne wojny za panowania Zygmunta III zaludniały przybyszami miasta nasze: a spokojność, łatwość wyżywienia się, większa swoboda jak za granicą i pewność zarobku przywabiały ich do nas. Przyjmując zaś do kraju naszego Niemców, wynagrodzeni zostaliśmy, iż nam wprowadzili rozmaite rzemiosła ku potrzebie i wygodzie życia, gdyż naród nasz oddawna tylko dwa stany posiadał, t. j. rycerski i rolniczy.; stanu średniego u nas nie było. Jakoż przybysze Niemcy, jak powiada ks. Siarczyński, aż do XVII wieku wiedli u nas przeważnie handle, sprawowali rzemiosła, trudnili się w kopalniach górnictwem i stali się pożytecznymi obywatelami kraju naszego. Nie przeczę, żeby się nasi rzemieślnicy tego i owego od Niemców nie nauczyli, jak znowu Niemcy tego i owego nauczyli się od swoich sąsiadów Francuzów i Włochów, ale mistrzami wszystkich dzisiejszych europejskich narodów, a zatem i przodków naszych byli pośrednio lub bezpośrednio Grecy i Rzymianie.
Ze za Zygmunta III nie zbywało krajowi na zdolnych rękodzielnikach, dowodem tego pismo sekretarza, króla Zygmunta III. Joachima Possla, które tak opiewa: „Nie zbywa też krajowi na przednich rękodzielniach. Posążniki z miedzi lub mosiądzu posągi odlewają i z marmuru kować umieją. Są malarze, budownicze, złotnicy i rozmaite sztuk wytwornych mistrze, tyle i tak doskonałych, jakich nigdy dotąd nie było. Królowi to winniśmy, że i sam biegły ich znawca wiele ich wspiera, mistrzów szanuje i dobrze płaci, młodzież zachęca i utrzymuje i t. d.“
Za Zygmunta III staraniem Piotra Tylickiego, biskupa krakowskiego, przybyli Włosi dla zaprowadzenia wyrobów żelaza i stali na sposób bergamski. Do takich . należał Jan Hieronim Caccia z Bergamu, który osiadł w kluczu Samsonowskim, wybudował nizkie piece bergamskie zamiast dymarek i w kuźnicach swych wyciągał żelazo, rozpłaszczał pod młotem blachę, wyrabiał stal, a z żelaza i stali broń palną i sieczną, a z blachy kutej zbroje i szyszaki. Oprócz Jana Caccia przybyli także w tym czasie do nas W łosi: Wawrzyniec i Andrzej Caccia, Bernard Serwalli, Piotr Gianotti i Jan Gibboni, którzy zakładali kuźnice, szczególniej pod Kielcami i w nich wyrób żelaza i broni prowadzili, a na swoje wyroby otrzymali przywilej królewski. Z ich to fabryk wychodziły szable, zwane Batorówkami i Zygmuntówkami.
Rzemieślnicy pałaszowi, t. j. szabelnicy, szpadnicy i miecznicy byli w kraju naszym poszukiwani i liczni, bo na odbycie im nie zbywało, dlatego też prawie każde miasteczko polskie miało ich przynajmniej kilku, póki postęp nauk i sztuki hutniczej nie wytrącił im z rąk wyłącznej wiadomości. Przy końcu XVII wieku zaczęły upadać tak fabryki broni jak i inne, z upadkiem zaś przemysłu upadło i znaczenie narodu.
Od śmierci Zygmunta III aż do śmierci Augusta III, t. j. od roku 1632 aż do roku 1764, sąto czasy najsmutniejsze w dziejach przemysłu polskiego. Wojny kozackie, napady Tatarów, najazdy Szwedów, oto wrogowie zewnętrzni, którzy łupili, palili i niszczyli miasta i ich mieszkańców; wreszcie samowola panów, ucisk podatkowy, brak należytego wymiaru sprawiedliwości, brak bezpieczeństwa, spodlona moneta i prześladowania religijne — oto poczet nieprzyjaciół wewnętrznych, trapiących rzemieślnika polskiego. Nie pomagały tu prawa dawne, znoszono je lub lekceważono; zdzierstwa starostów przechodziły czasami wszelkie granice; nakładano na mieszczan różne daniny, robocizny, zmuszano do kupna ziemiopłodów za podwójne ceny, a nierzadko i zabierano całe fabryki lub narzędzia rzemieślnicze. Opierających się mieszczan pakowano do więzienia. W skutek tego miasta się wyludniały, kto mógł uciekał za granicę, a kto nie mógł, pędził żywot w biedzie. Ludne miasta jak : Lwów, Jarosław, Olkusz, Goszczyn i inne, zaległo pustkowie. Taki Oświęcim np. przed wojną szwedzką miał 500 domów i 200 rzemieślników, a po wojnie w roku 1660 miał tylko 20 domów i 6 rzemieślników; Poznań miał około 1570 roku, 555 rzemieślników, a po wojnach szwedzkich została zaledwie szósta część tej liczby, która później za Stanisława Augusta wzrosła znowu do 192 rzemieślników; Czersk liczył w roku 1564 rzemieślników 153, między tymi 24 samych piwowarów, dziś ma postać lichej wioski i t. d.
Takich przykładów wiele naliczyćby można. Rachunki miasta Warszawy na różne rozchody wojska szwedzkiego z roku 1656 wymieniają niektóre nazwiska ówczesnych rzemieślników warszawskich i tak: stolarz Wolf dostał za jedno łoże do dział 6 złot.; kowal Czeczot dostał za okucie działa jednego 8 złot.; Frydrych ślusarz dostał za żelazo i za robotę sztakietów przed bramami 36 złot. i t. d. Z rachunków dawnych miasta Krakowa zamieszczonych w dziele Ambrożego Grabowskiego: Dawne zabytki miasta Krakowa, dowiadujemy się tak /e ceny niektórych dawnych wyrobów np. Szymon kowal dostał w roku 1577 za kratę do ratusza grzywien 7 groszy 24; ślusarzowi Pawłowi dano w roku 1601 od oprawowania dwóch kłótek do zamykania bram miejskich groszy 9; w roku 1625 płacono za 100 dachówek 1 złot. groszy 10, za 30 tarcic na rusztowanie grzywien 3 groszy 6, za cztery kopy powrozów 3 złot. gr. 22 1/2 , jedna sztuka blachy białej 2 1/2 gr., 2 funty oleju do farbowania dachówek 10 gr., skrzynia wapna 26 gr. W roku 1681 zawarł Jan Zacherla umowę z Piotrem Beberem majstrem ciesielskim o budowę spalonej wieży w Krakowie za 2500 złot. W roku 1541 kosztowała beczka smoły w Krakowie 8 gr., a 1000 cegieł 2 floreny. Czacki w swem nieocenionem dziele: O litewskich i polskich prawach podaje tablice zapłaty dziennej za robotę ciesielską w Polsce w różnych latach i tak : w r. 1497 płacono 8 gr., w r. 1520 gr. 12 2/8, w r. 1561 gr. 18 2/8 w r. 1590 gr. 16 2/8 , w r. 1650 gr. 26 2/8 , a w r. 1764 płacono 8 gr. dziennie.
Należy także wspomnieć, że na początku XVII wieku oświata pomiędzy klasą rękodzielniczą w Polsce była dosyć rozpowszechnioną, skoro na jednej uchwale cechowej miasta Krakowa z roku 1603 podpisało się 26 majstrów kuśnierzy własną ręką.
Od połowy XVII wieku z chwilowemi przerwami rzeczywiście żaden rodzaj przemysłu nie tylko rozwinąć się nie mógł w Polsce, ale nadto te, które oddawna rozkrzewiły się były, koniecznie niszczeć i upadać musiały. Wszystko bowiem sprzysięgło się na stłumienie talentów, wszystko tamowało usiłowania i zdolności mieszkańców. Któż zresztą mógł się sztukami i przemysłem zajmować? Szlachta, oprócz siebie i swoich przywilejów, obojętna na wszystko, nie myślała o niczem ; niewzruszona zaś w swem uprzedzeniu do przemysłu i sztuk wyzwolonych, poczytywała sobie za ujmę honoru one uprawiać. Mieszczanin odarty z majątku, gnębiony na wszystkie strony, nie mógł użyć ani sił, ani rozumu do rozwinięcia swego przemysłu, bo każde jego przedsięwzięcie groziło mu co chwila niebezpieczeństwem i ruiną. Włościanin już oddawna nic nie znaczył, tylko żyd był wszystkiem u szlachcica, brał w arendę karczmę, młyny, myta, był rzemieślnikiem, a szczególniej złotnikiem, a nawet doktorem i sekretarzem pana. W takim stanie rzeczy, który trwał lat dwieście, sztuki, rzemiosła i cały przemysł zupełnie zniknęły, lub znikczemniałe zeszły na partactwo.
Za Władysława IV wprowadzono w wykonanie ustawę króla Aleksandra Jagiellończyka, uchwaloną przez konstytucię w roku 1633: że szlachta osiadła w mieście, a handlem trudniąca się utraca szlachectwo. Tak było i w starożytnej Grecii, gdzie rzemiosłem tylko biedniejsza klasa, niewolnicy i kobiety się trudnili, zaś wolnego i szlachetnego Greka było rzemiosło niegodnem, gdyż każdy obywatel winien był bronić kraju swego.
Do połowy XVII wieku rzemiosła w Polsce stały na wyższym stopniu doskonałości jak w Niemczech, dopiero później w skutek wiadomych z historii przyczyn zachwiał się w Polsce przemysł i handel, a wszelki przemysł raz w swoim postępie wstrzymany, musi w końcu upaść, co też rzeczywiście wkrótce nastąpiło. Surowe płody nasze jak wełna, len, skóry i t. d. szły za granicę, tam wyrobione, wracały do nas jako towar zagraniczny, za który drogo trzeba było opłacać.
Za panowania Jana Kazimierza ubyło Polsce przez wojny około 3 miliony ludności, a przemysł, rękodzieła i handel wraz z naukami upadły. Rachunki podskarbstwa litewskiego z czasów Jana Kazimierza przechowały nam niektóre nazwiska ówczesnych rękodzielników i tak : Szymanowicz kowal, Hanus kowal zamku grodzieńskiego, Bychno kowal tegoż zamku, Balcer murarz zamku wileńskiego brał 50 złot. miesięcznie jurgieltu, Gabryel Lorenz stolarz tegoż zamku brał rocznie 227 złot., Fik cieśla tegoż zamku brał rocznie 300 złot., Beier ślusarz tegoż zamku brał rocznie 100 złot.
Za Sasów znów najazd Szwedów, przekupstwa władzy, zdzierstwa i frymarki żydów i bezład ogólny dopełnił miary złego. Dopiero przy końcu panowania Augusta III, gdy kraj zażył trochę spokoju, budzić się poczyna uznanie potrzeby pracy przemysłowej.
Stanisław August niedobrą brał spuściznę po Sasach. Prymas polski w r. 1764 powiada: „Wolność mieszczan s wy wolą przytłumiona, skarb dymem obcych kruszców zczerniony, miasta bez obywateli, mieszczanie bez handlu, handel bez korzyści, w miastach miast szukać potrzeba, co ulica to pole, co rynek to pustki. Oto w takim stanie Rzeczpospolita się znajduje, w jakim nigdy nie była". Józef Łukaszewicz zaś w swoim opisie historycznym kościołów powiada znowu: „Od czasu wojen szwedzkich za Jana Kazimierza i Augusta II cała Polska złożoną była z lepianek i chróstu. Znalazłeś wprawdzie tu i ówdzie zamczysko z czasów Jagiellonów lub’ Wazów ochronione od ręki najezdców, albo opierające się niedbalstwu właścicieli; ale miasta, miasteczka i wsie leżały w gruzach. Szlachcic, częstokroć pan kilku wiosek, mieszkał w lepiance, w której komin nie był nawet murowany, ale z drzewa lub łyczek gliną wylepiony; budynki folwarczne były lepiankami lub też nawet z chróstu, pokryte zbutwiałą słomą, ze wszystkich stron drągami podpierane. Miasta zaś i miasteczka o drewnianych domach pod szkudłami lub strzechą bez bruku ze stosami po rynkach i ulicach śmieci i mierzwy, z szubienicami, z magistratami palącemi czarownice — bez przemysłu i oświaty; oto był stan kraju, w jakim go Stanisław August w r. 1764 zastał". Nie można jednak powiedzieć , iżby wszystkie rzemiosła wszędzie upadły. Owszem są one jeszcze, tułają się, ale to tylko cień tego, co było w XVI stuleciu. Były zawsze potrzeby w narodzie, więc musiano tym potrzebom zadość uczynić; ale nie było już bogactwa, nie było kunsztowności w rzemiośle. Najlepszy nato dowód, że Polska w r. 1757 sprowadzała z zagranicy sukno, wyroby wełniane i płótno, gdy dawniej od niej szły te wyroby za granicę.
Dopiero za panowania Stanisława Augusta zaradzać zaczęto dotkliwie uczuwanej potrzebie przemysłu. Po też pamiętne będą prace komisii skarbowej, która dochód krajowy podniosła i silnie pracowała nad rozbudzeniem przemysłu i ożywieniem handlu, do czego głównie się przyczynił podskarbi i minister, mąż prawdziwie postępowy Antoni Tyzellliauz, zakładaniem wielu fabryk użytecznych, mianowicie w Grodnie, gdzie utworzył pierwsze w kraju siedlisko przemysłu, sztuk i nauk. Niektóre z tych fabryk opisane są w podróży Bernullego po Polsce w r. 1778, w dziele Sirysy: Poltlens Ende i w innych dziełach. Tyzenhauz założył bowiem w Grodnie i w Łosośnie 1/2 mili od Grodna 15 fabryk, w których pracowało 1500 robotników pod kierownictwem i dozorem 70 cudzoziemców umyślnie w tym celu sprowadzonych. W r. 1777 sam Stanisław August zwiedzał te fabryki i wyraził swoje zadowolenie.
Zbyt wszakże trudno było zagoić rany zadane organizmowi narodowemu, zaczem i środki zaradcze nie zawsze skutkowały, a usiłowania niestety spóźnione, ani stateczne były, ani w rezultaty obfite. Znajdują się dowody w aktach każdego niemal miasta znaczniejszego, że w niem istniały to garbarnie, to huty szkła, to papiernie, to mydlarnie i woskownie, blechy płócienne, browary i dobrze urządzone cechy rzemieślnicze. Kraków w szczególności prowadził rozgałęziony handel suknem, którego tradycie przechowały się nietylko w aktach miejskich, ale zresztą i w gmachu zwanym Sukiennicami. W wielu zaś aktach ziemskich znajduje się wzmianka o fryszerkach i kuźnicach, które były zwykle w posiadaniu szlachty i liczono je w działach miana rodzicielskiego pomiędzy źródła stałego dochodu. W całym kraju podgórskim robiono płótno żaglowe, które w handlu gdańskim zajmowało ważną rubrykę. Kwitnęły w ziemi wschowskiej fabryki sukienne; wsławione były: tkaniny wełniane w’ Sulmierzyckiem, w Kaliskiem; drelichy jędrychowskie, które wywożono do Węgier, Czech, Kosii, a nawet do Włoch; płótna gorlickie w Sandomierskiem, sieci jarosławskie, safiany mohylewskiej fabryki ormiańskiej, garnki denkowskie w Lubelskiem i z Iłży, których dla trwałości poszukiwano nawet w Szwecii.
Głównym jednak artykułem wywozu za czasów Stanisława Augusta było zboże. Handlem zbożowym trudniła się wyłącznie szlachta, bo tylko ona jedna od cła była wolną. Statki naładowane zbożem szły Wisłą do Gdańska, a ztamtąd do Anglii i Holandii, Niemnem do Królewca, a Dźwiną do Rygi. Prócz zboża prowadziła szlachta drzewo tratwiane i do budowli okrętów; reszta wywozu była tak mało znacząca, że ją pozostawiono żydom.
Wywożono bydło i surowe skóry z całego niemal kraju, nasienie lniane, miód i wosk z Litwy i Żmudzi, wełnę z Wielkopolski, proso z Wołynia i okolic Tarnopola, len z województwa krakowskiego, mianowicie z Gorlic, Grybowa i Zatora, tatarkę zpod Radomia i Sieradza, anyż zpod Buska i Wiślicy, kminek, wódkę i nieco futer.
Przywożono zaś ciężkie towary z Francii, Anglii, Holandii i z Hamburga, obydwóch Indyj i z całej północy, szły do Polski przez Gdańsk, a szlachta rozkupywała je na miejscach składu. Szwajcarsko-francuzkie i niemieckie towary szły częścią przez Frankfurt nad Odrą do Poznania, częścią przez Lipsk. Lekkie francuzkie towary, lepsze wina zachodnie i sukno morawskie, które szlachta dla służby swej kupowała, szły przez Opawę do Krakowa. Broń sprowadzona z Poczdamu i Suli, żelazne towary ze Szmalkalden i Sollingen, a miedź ze Szwecii i to w takiej ilości, że nie było wsi w Polsce, w której by się nie znalazł kociołek miedziany na piwo lub na wódkę. Futra rosyjskie szły na Smoleńsk i na Kijów, towary tureckie i wina greckie sprowadzano na Kamieniec, a z Węgier wieziono wino do Polski.
Dla eksportu były głównemi składami: Toruń, Dynaburg i Kowno, zaś dla importu Gdańsk. Wogóle cały import zachodni mieli w ręku obcokrajowcy, a wschodni żydzi. Winnym handlem po większych miastach trudnili się Grecy, których do dyssydentów liczono. Rzecz na pozór niepodobna do wiary, że nawet taki artykuł jak sól, do importu (przywozu) polskiego należał. Sprzedawano morską sól francuzką, szkocką i hiszpańską w Prusach Królewskich, w Litwie, po miastach wielkopolskich, podlaskich i mazowieckich. Rosyjska sól z Rygi szła do wschodniej Litwy — sól mołdawska i ruska na Wołyń i Ukrainę, sól tatarska z okolic Oczakowa i kamienna motadorska na Podole i do południowej Ukrainy, a wielkie żupy polskie musiały się ograniczyć na czwartą część kraju, pomimo, że sól krakowska była uważaną za najlepszą i kosztowała połowę tyle co inne. Obcą sól wprowadzano zaś dlatego do Polski, że polskiej dostać nie było można. Sławne żupy krakowskie i ruskie, o których mówiono, że mają soli dla całego świata podostatkiem, dawały rocznie tylko 4000 bałwanów (czyli 100.000 cetnarów) soli, a później po roku 1772 tylko połowę tego. Z tych 400 bałwanów dostawiano z samych żup wielickich, 13GG bałwanów szlachcie, która miała przywilej kupowania soli taniej, niż inni mieszkańcy kraju i ustanowiła sobie na nie stałą cenę: beczka (czyli 5 cetnarów) po 4 złp., kiedy samo wydobycie kosztowało 13 zip. Według tej oznaczonej taksy sprzedawano szlachcie sól na jej własną potrzebę, w miarę liczby włości, którą pobliżsi z Wieliczki, z Bochni i z żup ruskich sami sobie odbierali, dalszym zaś do składów i komor solnych na koszt królewski odwożono, zkąd ją w przeciągu trzech miesięcy wziąć mieli. Tym sposobem zaledwie 2000 bałwanów było na sprzedaż, jak gdyby nato tylko, aby pokryć koszta wydobycia i dostawy soli dla szlachty. Tak więc bezprzykładne niedołęztwo administracii było powodem, że żupy solne, które należąc do stołu królewskiego, mogły mu przynosić dochody, jakich każdy ościenny monarcha mógł pozazdrościć — prawie żadnych zysków nie przynosiły, a Polska z obcych krajów sól sprowadzać musiała.
Ze za Stanisława Augusta starano się podnieść przemysł, mamy tego także dowód w kilku towarzystwach czyli spółkach, jakie się wówczas zawiązały. I tak w r. 1766 zawiązała się w Warszawie tak zwana: „Kompania Manufaktur”, mająca na celu upowszechnienie w Polsce wyrobów krajowych wełnianych; towarzystwo było akcyjne z kapitałem 43.200 czerwonych złot., a w skład jego weszły różne stany, co już dobrze wróżyło o duchu społeczeństwa. Więc byli tam tacy magnaci ja k : Tyzenhauz, Lubomirski, biskup Młodziejowski, Andrzej Zamojski, kanclerz w. k. ks. Michał Poniatowski, A. Poniński, Józef Potocki, a wreszcie Czapski, Łoś, Kasper Rogaliński, Kazimierz Karaś, Tomasz Dłuski, Mniszech i inni; między nimi był i Gallus Lange, senior konfraternii kupieckiej miasta Warszawy, Jan Dekert prezydent miasta i inni. Inspektorem wszystkich tych fabryk był Haering, buchalterem Becu, a majstrowie i czeladź byli sami Niemcy, a niektórzy z Leszna i Torunia; dyrektorem fabryki sukiennej był Thlamm z Leszna, ale ponieważ interes szedł źle, więc cała kompania w r. 1770 rozwiązała się, a w r. 1771 nastąpiło jej zlikwidowanie. Przyczyną upadku był brak umiejętnego kierownictwa i brak uzdolnionych i sumiennych rzemieślników. Druga spółka, ale nie akcyjna, była w r. 1775 i zawiązała się dla wyrabiania oliwy z krajowego produktu i miała przywilej na lat 15.
Aż do panowania Stanisława Augusta mało mamy śladów, iżby się albo rząd albo możni panowie krzątali około przemysłu, zakładali użyteczne fabryki w kraju lub otaczali je opieką, gdyż dawniej szlachcic bez utraty swych zaszczytów nie mógł się oddawać ani rzemiosłom ani kupiectwu. Król Aleksander wydał bowiem w r. 1505 statut, na mocy którego szlachcic, który osiadł w mieście i przyjął powołanie mieszczańskie, tj. oddawał się przemysłowi lub handlowi, tracił jakeśmy już wyżej wspomnieli, swoje szlachectwo. Jan Kochanowski w swoim Satyrze zarzuca narodowi rzucanie się do przemysłu, tak niewłaściwe dla gieniuszu narodowego. Pomimo to szlachta posiadała niekiedy fabryki w Polsce. Do tych magnatów, którzy fabryki swe jeszcze za Augusta III zaczęli w kraju zakładać, należą: Stanisław Załuski, biskup krakowski, zakładając w dobrach biskupstwa w r. 1748 fabryki żelaza, wielki piec w Parsowie i t. d. Jan Małachowski kanclerz w. k. wystawił wielkie piece w dobrach swoich: Stąporkowie, w Ruskim Brodzie i w Janowie; ks. Anna Radziwiłłowa założyła fabrykę wyrobów szklannych w Nalibokach, wyrobów kamiennych w Janowiczach, hutę szklarnią i fabrykę luster w Urzeczu, wyrobów glinianych w Smolkowie i szpalerów w Koreliczach; ks. Michał Radziwiłł założył fabrykę dywanów w Nieświeżu i pasów litych w Słucku. Dopiero Stanisław August, jak w tylu innych kierunkach, tak i w tym chciał być iniciatorem dla swego kraju. To też za jego panowania powstała istna mania zakładania fabryk, a król i wielcy panowie hołdując modzie zagranicznej, rzucili się do podniesienia przemysłu. Zresztą szlachta zrozumiała przecie, że cudzoziemcy swoich wyrobów przywozić i podług najtańszych cen polskich sprzedawać nie myślą; że sprowadzenie z zagranicy drogo kosztuje przy taryfach pruskich i austriackich, że trzeba więc fabrykować w domu, co tylko można. Zrozumiawszy więc tę maksymę, chociaż późno i nie dość jasno, zabrała się do nowego dzieła.
W skutek tego powstały królewskie fabryki fajansów w Warszawie, fabryki porcelany Czartoryskich, źwierciadeł Radziwiłłów, kobierców Ogińskich, szkieł kolorowych Bielińskich, pasów litych Radziwiłłów, atłasów i jedwabnych materyj Sapiehów, aksamitów i adamaszków Platerów, chustek z indyjskiej bawełny Potockich, powozów Tyzenhauza i t. p. Głownem siedliskiem tych fabryk były miasta: Grodno, Krasław i Różana na Litwie. Fabryki te jednakowoż po największej części krótkotrwały; bo nie miały racii bytu, skoro prawie cały kraj towary na potrzeby swoje sprowadzał z zagranicy.
Tyzenhauz, aby wytworzyć klasę rękodzielniczą z krajowców, wybrał z włościan trzystu chętnych i zmyślnych chłopców i sto dziewcząt pojętnych w Grodnie i tych rozebrali między siebie rzemieślnicy na naukę. Z czasem też uczniowie ci i uczennice zadziwili samych mistrzów swemi postępami. Tyzenhauz obrał dlatego właśnie Grodno za punkt centralny przemysłu krajowego, bo Rosia sprowadzała prawie wszystkie wyroby z zagranicy, a Grodno leżało w połowie tej drogi, liczył więc na to, że Rosia będzie głównym odbiorcą wyrobów naszych, co też rzeczywiście ale tylko w części osiągnięto. Płaca rzemieślników fabrycznych we fabrykach Tyzenhauza i robotników sprowadzanych z zagranicy wynosiła około 50 czerw, złot., t. j. 900 złot. p. rocznie, a więc blizko 3 złot. p. dziennie. (Bernulli: Podróże).
Oprócz Grodna pozakładał Tyzenhauz także fabryki w dobrach swoich Postawach, Horodnicy, Szawlach, Brześciu litewskim, Sokółce i Łosośnie. W r. 1780, gdy odbierano je Tyzenhauzowi, liczba tych fabryk doszła do liczby 23. Nie można zaprzeczyć, że plan Tyzenliauza był olbrzymi; bije z niego myśl świetna i patriotyczna, chciał on stworzyć odraza cały przemysł, jakiego Polska nie posiadała dotąd, wyzwolić się zpod jarzma zagranicy. Ta myśl jednała i jedna mu dotąd uwielbienie współziomków.
Po Tyzenhauzie należy się Jackowi Jezierskiemu kasztelanowi łukowskiemu, pierwsze miejsce pomiędzy wszystkimi działaczami epoki Stanisława Augusta na polu przemysłu. Spadek Tyzenhauza, który w chwili najbujniejszego rozwijania się dzieł swojego gieniuszu i obywatelskiego poświęcenia pozbawiony urzędu, skrzywdzony na własnym majątku, padł ofiarą uknowanyeh na zgubę jego podstępów i zabiegów, spowodował także w znacznej części upadek przemysłu w kraju. Ta sama szlachta, której ojcowie pomagali burzyć Tyzenhauzowskie gorzelnie, fabryki i zakłady, pali dziś wódkę i piwo, handluje wołmi, tka sukno, gniecie olej i wydobywa naftę i nietylko się nie wstydzi zatrudnień podobnych, ale się owszem niemi chlubi.
Wkrótce runęły najpiękniejsze zakłady fabryczne, rozrzucono warsztaty, zburzono rękodzielnie, zniszczono kosztowne zakłady, a tysiące robotników i fabrykantów sprowadzonych z Niemiec, Holandii, Włoch i Francii ze złorzeczeniem kraj nasz opuściły. Dymarki zaczęły do reszty znikać, niektóre przebudowano na wielkie piece, stalownie ustały w działaniu swera, zaprzestano wyrobu pałaszów, a wzięto się do wyrobu lemieszy i innych narzędzi rolniczych. Przyczyny tego upadku łatwo zrozumieć, jeśli zważymy, iż za panowania trzech ostatnich królów, bezrząd, rozrzutność i swawola rozpasały się w kraju, a rozum i szczęście z granic Rzeczypospolitej uciekły. W takich czasach przemysł, który aż do czasów Stanisława Augusta od lat dwóchset, bo od czasów Jana Kazimierza, w skutek bezustannych najazdów Szwedów tak był podupadł w kraju, a który za czasów Stanisława Augusta będąc przeważnie w ręku możnych panów, tak się znowu wysoko podniósł, znowu zaczął się chylić do upadku, aż wreszcie upadł. Przyczyny więc tego upadku zdaje nam się wtem należy szukać, żeśmy pomimo tylu w kraju wyrabianych artykułów prawie zawsze woleli sprowadzać wyroby z zagranicy, bo w kraju wyrabiano przeważnie artykuły zbytkowne, t. j. te, które tyczyły się tylko możnych panów, a i te wołano z zagranicy sprowadzać, bo były tańsze i lepsze, gdy tymczasem nie myślano o wyrabianiu artykułów niezbędnych do zaspokojenia potrzeb codziennych społeczeństwa polskiego; toteż powiada Podolecki: „Patrzmy tylko na damę albo kawalera polskiego, a przyznać musimy, iż wszystko to, cokolwiek na sobie mają, od nóg aż do głowy cudzoziemski jest towar“. Wreszcie w jednem miejscu szlachcic założyciel fabryki nie obznajomiony fachowo, natrafił na brak materiału lub odbytu, lub niedostępność komunikach; w drugiern miejscu nie zabezpieczono rzemieślnika od ucisku, więc rządcy miejscowi zaczęli się pastwić nad nowo osiedlonymi rzemieślnikami, a ci rozbiegają się w skutek tego; gdzieindziej znowu sprowadzono sukienników, postrzygacza, farbiarza— a nie przygotowano wełny, kołowrotków, warsztatów; zanim wszystko to zrobiono, upłynął dłuższy czas, w ciągu tego czasu rzemieślnicy rozpróżniaczyli się, rozpili i pouciekali. Niektórzy obcy rzemieślnicy nie potrafili się także zastosować do rygoru niektórych dyspozytorów.
Najważniejszą wszakże przyczyną upadku tylu fabryk w kraju zdaje nam się jest ta, że do założenia i prowadzenia jakiejkolwiek fabryki potrzebną jest niezbędnie znajomość warunków technicznych i ekonomicznych, których naszym panom był brak. Dziś każdy człowiek obeznany z elementarnemi zasadami ekonomii politycznej w ie, że miejsca dla fabryk obierają się tam, gdzie jest łatwość zaopatrzenia się w surowiec i gdzie jest łatwość wywożenia wyrobów na targowisko. Nawet sani Tyzenhauz zbłądził przeciw tej najgłówniejszej zasadzie, skupiając wszelkie możliwe fabryki w Horodnicy i Grodnie. Tyzenhauz nie studiował wszystkich tych fabryk, jakie zakładał, tylko zabierając się do dzieła, wysłał Joachima Becu jeneralnego inspektora wszystkich mających się wznieść zakładów fabrycznych za granicę po fabrykantów i rzemieślników, sprowadził z zagranicy narzędzia, modele i materiał surowy i zdawało mu się, że to wystarcza, ażeby dzieło do skutku przyprowadzić. Ponieważ jednak kwalifikacii na kierownika fabryk swoich nie miał, a z puszcz litewskich kwitnącej Holandii odrazu utworzyć się nie dało, fabryki więc jego upaść musiały.
Według zdania ówczesnych polskich fabrykantów i kupców następujące były powody, dla których handel i przemysł w kraju rozwinąć się nie mógł; wysokie cła polskie, niedostateczna obrona prawa, poniżenie ludzi, którzy się handlem i przemysłem trudnili, zachęty żadnej, grabieże wojenne i złe pieniądze.
Szlachta zaczęła się trudnić wywozem zboża, a to dlatego, że tylko sama jedna wolna była od cła, tak samo działo się i z przewozem zagranicznych towarów; szlachta kupowała w portach towary zagraniczne, przywoziła je bez opłaty cła do domu i zaopatrywała niemi domowe swe potrzeby. Ztąd kupcy nie mogli z nią konkurencii utrzymać, bo za takie same towary musieli opłacać wysokie cła, transport, wydatki prowadzenia interesu, utrzymanie domu, podatki i spodziewany zarobek, zniewoleni więc byli o wiele drożej je sprzedawać. Nareszcie cło od wywozu było wyższe jak od przywozu, gdyż przywozowe było 8, a dla żydów i dyssydentów 10, podczas gdy wywozowe wynosiło 10, a dla żydów i dyssydentów 12. Wolność cła dla szlachty, którą ona jako przyrodzone prawo swoje uważała, była więc nieprzepartą zaporą dla rozwoju handlu i przemysłu w kraju.
Ze złemi pieniędzmi tak się rzecz miała:
Za Jana Kazimierza jeszcze, kiedy stany Rzeczypospolitej wydzierżawiły mennice państwa Boratyniemu i Tympfowi, chcąc wyciągnąć największy zysk z bicia monety, przedsiębiorcy ci bili złotówki zwane tymfami, które miały tylko 12 groszy wartości, a 100 złot. p. miedzią warte były rzeczywiście tylko 15 złot. p. Prócz tego fałszowano monetę na wielką skalę; kiedy bowiem w r. 1706 po stu latach otwarto mennicę, obrachowano, że przez ten wiek Rzeczpospolita nie mniej tylko 400 milionów złot. p. straty na podłej monecie poniosła.
Zresztą kto chce zajmować się przemysłem, musi go dobrze znać, a nasi panowie nie zawsze znali się natem, ztąd bardzo często wystarczało na założenie, a później zabrakło na umiejętne prowadzenie fabryk. Przytem nasi panowie lubili się bawić w zakładanie fabryk zbytkownych wyrobów, więc też wyrabiano porcelanę, fajanse, aksamity, atłasy, w stążki, jedwabie, muśliny, karety, złoto malarskie, blaszki srebrne i złote, obicia adamaszkowe, pasy lite i t. p. przedmioty zbytku lub ograniczonego użytkowania — .a zapomnieli o przerobie miejscowych płodów surowych na sukna, płótna, skóry i t. p. rzeczy ogólnego użytku. Sam Staszyc w swoich: uwagach nad życiem Zamojskiego błaga króla, ażeby zaniechał odnowienia rękodzielni jedwabnych, założonych przez Tyzenhauza, „bo w tych ustanowieniu był uczyniony błąd“. Większość zatem tych fabryk pańskich upaść musiała, bo zabrakło na ich wyroby nabywców. Lepiej zatem byłoby podnieść stan rękodzielniczy m iejski, co wprawdzie zrobiono, ale trochę zapóźno, bo dopiero w r. 1791. Zapóźno było budować, kiedy trzeba było bronić.
Niepodobieństwem także było, iżby się przemysł i handel rozwinął w kraju, w którym masy ludu żadnych nie miały potrzeb, stan średni był biedny i nieliczny, a jedyna część ludności, która miała znaczenie i majątek, sprowadzała sobie wszystkie towary, służące do wygody i przepychu z zagranicy, w przekonaniu, które i do dziś dnia niestety u nas się utrzymuje, że co obce, to lepsze. Winniśmy tu nadmienić, że nasi robotnicy są pojętni i chętni, a nie zawsze ustępują cudzoziemcom, na dowód czego Bernulli wspomina w swojej podróży po Polsce w wieku zeszłym, że podług informacii zaczerpniętej od cudzoziemców kierowników fabrykami Tyzenhauza w Grodnie, chwalili oni bardzo pojętność i zręczność naszych robotników, z jak ą oni wszystko doskonale naśladować potrafią.
Stanisław August nie zaniedbywał swoich zakładów przemysłowych aż do końca panowania swego, nawet w najcięższych chwilach — podczas drugiego rozbioru.
Najtrudniej było odnaleźć śladów przemysłu rękodzielniczego na Rusi; lud ruski bowiem różnił się znacznie od polskiego w odzieży, do której nie używając ani farbowanego sukna, ani skór, poprzestawał na wyrobach industrii domowej, która go zaopatrywała we wszystkie potrzeby. Ruś nie dostarczała nic zgoła handlowi, pomimo że włościanki tamtejsze były i są dotąd tak biegłe w tkactwie płóciennem i wełnianem i we farbiarstwie, w skutek czego praca ich przyczynić się mogła niemało do przysporzenia przedmiotów przemysłowi rękodzielniczemu.
Rozchód żelaza był nawet bardzo ograniczony na Rusi z przyczyny, że prócz narzędzi rolniczych nic tam prawie nie ma, do czegoby żelaza używano. Przemysł rękodzielniczy na Rusi ograniczał się na wyprawianiu skór czarnych do obuwia i baranich na kożuchy, na garbarniach safianu założonych na Pokuciu przez Ormian i Greków, na garncarstwie, na haftowaniu ubiorów do własnego użytku w dnie świąteczne i na tkactwie płótna grubego, wyrabianego głównie przez wieśniaków podgórskich. Dodać tu winniśmy, że już w zeszłym wieku nasze płótna wyrabiane z cienkich nici sprzedawano do Niemiec, zkąd wracały wybielone i odsprzedawane były u nas po wysokich cenach, jako towar zagraniczny.
Na Litwie rolnik sam sobie wyrabiał sprzęty rolnicze i wozy, a głównemi narzędziami do sporządzenia tych sprzętów są siekiera i duży nóż. Płótno i grube sukno (zwane samodziałem), w które się rolnik odziewa, są domowej roboty i prawie w każdej chacie chłopskiej można znaleźć jeden lub dwa warsztaty tkackie, zwane krosnami, za pomocą których niewiasty dostarczają dla całej rodziny płótna i samodziału. Pierwsze grube, lecz trwałe robi się ze lnu w domu przędzonego, drugie z wełny czarnych owiec mieszanej z białą, także w domu przędzonej. Kolor samodziału jest powszechnie ciemny w guberni grodzieńskiej; wyjąwszy pogranicze powiatu łódzkiego z powiatem wileńskim i trockim, gdzie jak w całej guberni wileńskiej samodział jest biały i szarawy. Obuwiem codziennem chłopów są łapcie z kory lipowej, a w niedostatku tej z łozowej uplecione, lub chodaki ze skóry surowej. Butów mężczyźni, a trzewików niewiasty używają tylko w dnie świąteczne do kościoła; te jak i garnki, które nie każdy wyrabia, kupują najczęściej na targach najbliższego miasteczka. Mąkę mielą po domach na żarnach, które się prawie w każdej chałupie znajdują. Zaś najcelniejszym przedmiotem przemysłu właścicieli ziemskich były gorzelnie i browary i tak np. w r. 1815 było w samej gubernii grodzieńskiej 1256 browarów i gorzelń, na których oparta jest część dochodów stałych właścicieli. Widzimy więc z tego, że Litwa w stosunku do Korony, pod względem przemysłu wielce była zacofaną. Nawet o fabrykach pańskich i szlacheckich nader rzadkie natrafiamy wzmianki. Te cośmy znaleźli, poniżej podajemy.
Z początku XIX wieku znowu przemysł w skutek usiłowań rządu zaczął się w kraju, mianowicie w Galich nieco podnosić. Według Chodynieckiego bowiem wynosił ogół profesionistów we Lwowie w r. 1816 tak cechowych jak nie cechowych 2169, a w r. 1827 doszedł do 3027. W Warszawie zaś było według Gołębiowskiego w r. 1825 wogóle 5815 fabryk i rękodzielni. W roku zaś 1831 po rewolucii, znaczna liczba ludności fabrycznej złożonej po największej części z cudzoziemców, obawiając się ponownych rozruchów w kraju, opuściła ten kraj, w skutek czego wiele zakładów fabrycznych upadło. Dopiero później rządy nie szczędziły wydatków, usiłując przyjść w pomoc przemysłowi krajowemu tak, że obecnie (t. j. w r. 1883) liczy Królestwo polskie 8200 fabryk, przy których zatrudnionych jest 120.000 robotników.
Kraj nasz jedynie przez podźwignienie miast i ich przemysłu potrafi nanowo zakwitnąć; zaprowadzenie fabryk i rozkrzewienie światła przywróci mu dawne bogactwa i sławę. Niewyczerpane źródła naszej ziemi, leżące dotąd po większej części w zaniedbaniu, mają to wszystko, co jest potrzebnem do dobrego bytu; nieco pracy, dobrej woli i kosztów na ich odgrzebanie nagrodzi się wkrótce stokrotnym zyskiem. Pilne przerabianie surowych płodów i ułatwiony handel zapewni odbyt i przyczyni się do pomyślności kraju.
*****
Następujący spis ułożony dla łatwiejszego orientowania się abecadłowym porządkiem, przekona nas, że prawie wszystko u nas dawniej w krajn wyrabiano i wskaże nam, kiedy, gdzie i jakie były od najdawniejszych czasów aż do pierwszej połowy XIX wieku fabryki w Polsce. Początek XIX wieku wciągnęliśmy zaś dlatego do owego spisu, ponieważ w naszych poszukiwaniach znaleźliśmy wiele materiału, odnoszącego się do przemysłu z tejże epoki Dawnej Polski, co zdaje nam się nie będzie bez interesu dla chcących się bliżej zapoznać z tym przedmiotem. Jeśliśmy w naszych poszukiwaniach odnaleźli gdzie nazwisko jakiego polskiego rękodzielnika, to wymieniliśmy je w odpowiedniem miejscu ze szczególnem zadowoleniem, by je tym sposobem pamięci potomnych przekazać, a zarazem dowieść obcym pisarzom, że nie zawsze posługiwaliśmy się tylko obcymi robotnikami, ale że mieliśmy w kraju wielu własnych i to zdolnych rękodzielników, a może też i niejeden z dzisiejszych dygnitarzy lub przemysłowców odszuka tu nazwisko jakiego przodka swego. Obcych artystów wymieniamy tylko najsławniejszych dla zaokrąglenia całości, by czytelnik, jeśli jaki przedmiot wykonany przez obcego artystę otrzyma, żeby wiedział, jakiej wartości jest jego przedmiot i w porównaniu jaką wartość mają i nasze przedmioty.
Nie może jednak być zadaniem naszem wykazywać, w jaki sposób się jaki przedmiot wyrabiał i jak się udoskonalił, bo to należy do dzieł technologicznych i encyklopedycznych.