Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

JULJAN FAŁAT I JACEK MALCZEWSKI


Straciliśmy dwóch mistrzów miary tak wysokiej, że nie będzie przesadne zdanie, iż dzieje sztuki umieszczą ich wśród najpierwszych i najbardziej samodzielnych twórców wszechświatowego malarstwa, pomimo że obydwaj byli najszczerszymi wyobrazicielami nie wszechświatowego ideału, ale czysto polskiej myśli. Mówić o nich będę razem, gdyż pomimo wręcz przeciwnych kierunków działalności, mieli oni wiele wspólności w swej duszy. Wiekiem byli prawie rówieśnicy, gdyż Fałat urodził się w r. 1853, a Malczewski w 1854, obaj w niewielkim odstępie czasu pożegnali na zawsze tę polską ziemię, której ukochanie wyniosło ich na najwyższe wyżyny twórczości, pierwszy zgasł, gdy lato roztaczało swe blaski, drugi, gdy jesień przykrywała szaremi mgłami mieniące się barwy więdnących roślin. Malczewskiego wydała ziemia Radomska, Fałata Przemyska. Obaj pospieszyli na naukę do krakowskiej matejkowskiej szkoły, obydwaj przeszli przez Monachium, środowisko wówczas modne, ale źle oddziaływujące zwłaszcza na naszych młodych artystów, jednak niebywała samodzielność Fałata i Malczewskiego zrzuciła te wpływy, a dalsze podróże roztoczyły czar obcych krajobrazów i obcej twórczości, dla nich jednak nie jako wzór do naśladowania, ale jako przykład jak tworzyli inni, z zachętą do szukania w własnej pracy czysto polskiego wyrazu. W duszy obydwóch wszelkie obce pierwiastki przetopiły się całkowicie, nie pozostawiając prawie żadnych śladów. Obydwaj mieli rękę niesłychanie pewną, malującą śmiało i zdecydowanie. Wiadomo jednak, że nie wystarczą jedynie zewnętrzne środki, choćby świetnie opanowane, bo żeby porwać widza odtwarzaniem przyrody czy też wyobrażeniem przejść duchowych Człowieka, na to trzeba mieć jeszcze głębię i potęgę uczucia, która właśnie u obydwóch przejawiła się w najwspanialszy sposób. Obydwaj nabrawszy doświadczenia nauczali w dawnej swej krakowskiej szkole, Fałat jako jej dyrektor w latach 1895 — 1910, Malczewski jako profesor, a obydwaj pożegnawszy Akademję dalej w zaciszu pracowali. Okazało się nie po raz pierwszy, jak bogata jest polska dusza, gdy zdobyć się może na tak wręcz odmienne, a jednak szczere własne przejawy twórczości, jakiemi odznaczył się tak kierunek jednego, jak i drugiego artysty. O ideałach Malczewskiego tak się wyraził świetny krytyk Jan Kleczyński: „Sztuka jego była bezpośredniem dziecięciem idei polskiej. Wyrosła mu z serca, które tą ideą żyło, świat cały, naturę, ludzi, historję, legendy i baśnie starożytnego świata przez pryzmat idei tej odczuwało, jej światłem zdarzenia i myśli własne karmiło, z niej utworzyło swoistą metafizykę i wszystkie wizje wielkiego ducha swego poddawało jej rozkazom. Taka służba idei istniała ongiś w sztuce Grecji i Egiptu, a później widziano ją za gotyku, potem tylko w Polsce". Całą myślą przewodnią twórczości Malczewskiego było jedno zagadnienie, mianowicie kiedy z ramion tułacza-skazańca Polaka spadnie szynel moskiewski, wyobrażenie niewoli, a potem kiedy ukaże się duch polski w całym blasku swego czystego posłannictwa. Idealistą najszlachetniejszym był Malczewski, tak w twórczości jak i życiu, a kazał pochować się w habicie 3, zakonu św. Franciszka, którego był długoletnim członkiem. Potęga jego uczucia łączyła się jednak z siłą realizmu i świetnym rysunkiem, a wyobrażenia bohaterów z uczuciowo pojętym polskim krajobrazem tła. W dziełach Malczewskiego w pierwszym okresie twórczości treścią były dzieje skazańców sybirskich to stałe zagadnienie, na co się ta męka narodu przyda, potem zaś jakie jest zadanie artysty, który ma być wyrazicielem narodowej myśli, a w końcu pojawił się krąg symboliki historyczno-uczuciowej. Obrazy niektóre na pozór rodzajowe są w rzeczywistości głęboko psychologiczne, w najwyższym napięciu najszczytniejszych zagadnień przyszłości, a ta właśnie ich głębokość sprawia, że treść ich staje się przebogata. Symbolika mistrza, to nie ta utarta międzynarodowa, ale własna, a starożytne satyry i genjusze przybrały zupełnie polski wygląd. Nad obrazami Malczewskiego można długo rozważać, można je długo podziwiać, bo widza przykuwa wysiłek myślowej pracy artysty, szczytne jego zagadnienia, jego męka duchowa i niepokój pochodzący z zagadnienia tego głębokiego psychologa, ciągle nad tem biedzącego się, co też przynieść może przyszłość. Tylko człowiek płytki, powierzchowny, odejdzie obojętny, nie zdolny do zrozumienia takich problemów. Słusznie nazwano Malczewskiego poetą pendzla, możnaby wyrazić się ściślej, że był Słowackim-malarzem, bo jego stanowisko jest prawie takie, jak Słowackiego w poezji, nietylko co do treści, ale i co do sposobu wyrażania się własnym językiem.

Malczewski malował śmiało, bez wahań, jak to czynili wielcy mistrze Odrodzenia, podobnie jak oni niedościgniony w rysunku, w śmiałości i różnorodności kompozycji i w świetnem opanowaniu postaci człowieka w jej różnorakich, najtrudniejszych pozycjach. W barwach, oswobodziwszy się od pseudoholandzkich, monachijskich, „rudych sosów“, przez pewną przesadę kolorów, doszedł do harmonji tęczowego kolorytu, znów analogicznego jak u Włochów. Szkice krajobrazowe Malczewskiego, subjektywne, niesłychanie polskie, dowodzą jak doskonałym był on i w tej dziedzinie. Krajobraz zdejmował on z wysoka, posługując się nim tylko za tło, do kompozycji obrazowej i portretów. Zwłaszcza z późniejszego okresu twórczości pozostawił Malczewski wiele portretów, ale tylko tych ludzi, choćby skromnych i na niskich stanowiskach, którzy go z jakiegoś względu zajmowali, dodając im tła i fantastyczne symbole tyczące się nie tak ich charakteru, jak raczej zagadnienia, jaki jest ich stosunek do myśli polskiej i do polskiej sztuki w danej chwili.

Wznawiając fantastyczne malarstwo, pozostał Malczewski tylko w tern jego wyrazicielem, że w fantastyczny sposób tworzył swe symbole, tak osób, jak i ich czynności, w wyobrażaniu natomiast postaci człowieka został realistą. W takiem n. p. Błędnem Kole postaci tworzące korowód wokoło chłopca, ucznia malarza pokojowego, przyszłego artysty, pomimo że wyrażają myśl oderwaną i tańczą w jakiś szalony fantastyczny sposób, są jednak wiernie oddane wedle natury. Na obrazie, w którym sam artysta dąży już do swych przodków (przeczucie śmierci), ścigany przez złe duchy z wężami na głowie, ludzie odziani są w ciała rzeczywiste, a tłem jest ogród przed typowym polskim dworkiem. Te wszystkie przeciwieństwa zestrajał mistrz świetnie razem, tworząc jakby hymny, poruszające do głębi duszę widza, w sposób oryginalny, nie znany ani u nas, ani w wszechświatowem malarstwie. 

Również ideał z realizmem, ale w wręcz odmienny sposób łączył Fałat. Gdy Malczewski uczył kochać naszą historję i zagadnienia narodowe, gdy ziemię rodzicielkę wyobrażał przesiąkniętą krwią bojowników i zmieszaną z ich popiołami i kośćmi, które kiedyś zmartwychwstaną w dniu dokonania się sprawiedliwości, Fałat budził szczere, radosne zamiłowanie do polskiego krajobrazu, puszcz głębokich, błot poleskich, czy czarownych widoków Beskidu. Na wsi urodzony, w twardej konieczności zarobku na wsi pracując, odtwarzał jej piękno, z przejawami życia, targami, odpustami, ale przedewszystkiem z polowaniami. Sam zapalony myśliwy, znał doskonale życie myśliwskie, głośne i wesołe z towarzyszami i nagonką, czy w pojedynkę z zasadzką na jelenia czy głuszca. Wiadomo jaką cierpliwość posiada myśliwy, jak rozróżnia każdy najlżejszy szmer, jak zna każdą kryjówkę zwierza, każdą dróżkę, którą może się przybliżyć, porę dnia, zmrok poranku czy wieczora, z którego zwierz korzysta, a z tą niesłychaną znajomością przyrody odtwarzał ją Fałat w swych akwarelach. Obdarzony nadzwyczajną wrażliwością, w lot chwytał ujrzane obrazy, a wybierał malarstwo akwarelowe, nie wymagające czekania na wysychanie farb. Niepodobna nie podziwiać i nie kochać tych jego drewnianych kościółków, na które pada słońce przez gałęzie starych drzew, jego jezior i puszcz z ich mieszkańcami. „Na obrazach jego topi się złoto lecących liści klonu ze soczystą zielenią świerków, konary i pnie strzelistych sosen płoną jasną czerwienią na tle ołowianego nieba, kędy kłębią się ciężkie, deszczowe chmury... Szmaragd owiędłych traw patrzy z okrai dróg rozlanych w srebrnych kałużach, a nad błękitem stawów zarosłych szuwarem, nad mokradłami łąk i czarnemi skibami pól włóczą się mgły siwe, a na horyzoncie szumi skraj lasu...“ pisze Antoni Waśkowski. Nikt na całym świecie tak pięknie i wiernie nie wyobrażał krajobrazu zimowego jak Fałat, nikt tak dobrze jak on, który znał zagranicę i odbywał podróż naokoło świata, nie umiał przekonać, że piękne są nietylko widoki Alp, okolice Neapolu, czy też laguny weneckie, ale że niewysłowiony czar miewa i nasz na pozór zwyczajny krajobraz, dla tego, kto go podpatrzy okiem artysty i kto go ukocha szczerze. Był nadto Fałat doskonałym portrecistą, 0 szerokim rozmachu, potężnej indywidualności 1 świetnem opanowaniu środków. W całej działalności przebija siła temperamentu łącząca się ze szczerem, uczuciowem ukochaniem przedstawianych rzeczy. W fakturze u Malczewskiego podziwiamy stronę rysunkową, u Fałata plamę i sylwetę. Gdyby Malczewski i Fałat byli Francuzami czy Anglikami, gdyby mieli francuską czy angielską duszę, to zasłużyliby na większe zaszczyty i na większą sławę, no i na większe korzyści. Będąc jednak szczerymi, bez zastrzeżeń Polakami, pozostali na mniejszem stanowisku w sztuce wszechświatowej. Naród polski nigdy jednak nie zapomni swych wiernych synów, którzy z takiem umiłowaniem sprawy, dla Ojczyzny pracowali.

Ks. Dr. Tad. Kruszyński.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new