Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Samodziały ludowe z ziem północno-wschodnich Rzeczypospolitej zaczynają dziś wzbudzać coraz większe zainteresowanie i zdobywać rynki zbytu. Jakkolwiek miejscowa prasa wileńska przed wojną jeszcze niejednokrotnie o nich wspominała, chociaż były w Wilnie i wystawy samodziałów i szkoły tkackie (Mohlównej), nie zdobyły te tkaniny dotychczas sławy takiej, jak np. rzeźba zakopiańska, ceramika huculska, łowickie pasiaki i wystrzyganki itd., nie wywarły wpływu na sztukę i przemysł artystyczny inteligencji i same niwelującym wpływom miasta nie uległy. Kobiety wiejskie w tych ziemiach tkają dziś tak, jak i przed wiekami dla własnej potrzeby obrusy lniane, płachty różnokolorowe, kapy wzorzyste. A praca ta tak się z ich życiem i obrzędowością zrosła, że zapisana przed blisko 100 laty przez Gołębiowskiego piosenka weselna mówi o dziewczynie, która tkała cienkie obrusy i «myślami wzory pakłała« (układała).
Tkaniny te wyrabiane w szerokości 70 do 80 cm, długie około 4 m przecina się w połowie, zeszywa, i tak powstałe płachty mniej więcej 2m kw. służą do wszelakich posług w gospodarstwach wiejskich. Tkaczki pracują na bardzo prymitywnych warsztatach o 4 do 16, czasami 20 nicielnicach. Osnowa w samodziałach ma wartość równorzędną z wątkiem przy tworzeniu ornamentu, który wychodzi zawsze w formach geometrycznych; a więc koła i elipsy, krzyże, gwiazdy, prostokąty i szachownice, w różnych połączeniach, kombinacjach i przeplataniach. Samodziały wyrabiają z przędzy własnoręcznie farbowanej, do niedawna wyłącznie barwikami roślinnemi, przeważnie w dwu barwach, czasami używają 3 lub więcej kolorów. Kolory nie odcinają się od siebie jaskrawo, występują tu, jako właściwość warsztatu z nicielnicami, różne natężenia tonów, różne drobne niby-siateczki o szerokości jednej lub kilku nitek, drobne paseczki i krateczki, tworzące przejścia z jednej barwy do drugiej i nadające tkaninom przedziwną miękkość, samodział mieni się i żyje a jest stonowany i spokojny, mimo bardzo częstokroć śmiałych połączeń barwnych.
Częste są połączenia koloru czarnego z żółtym; np. w samodziale o królewskim wprost przepychu, na czarnej osnowie wątek z żółtego, błyszczącego lnu tworzy przeplatające się elipsy, krzyże i kwadraty, poprzecinane wąskiemi paseczkami; na malinowo-ceglastem tle zielone i fjołkowe kwadraty złożone z drobnych kwadracików; na tle koloru umbry naturalnej ornament błękitny tworzy przeplatające się koła, elipsy, drobne i większe szachownice, a wskutek występowania w niektórych miejscach tła drobnych siateczek z błękitnej odetki samodział ułożony w fałdy mieni się jak jedwabny; są połączenia koloru chabrowego z malinowym, ciemno-zielonego z błękitnym lub pomarańczowym; jasno jak promień słońca wygląda połączenie koloru ceglastego z żółtym w samodziale o ornamencie z prostokątów i kwadratów. Tkają przeważnie z lnu, niekiedy jednak len służy tylko jako osnowa, a odetkę dają wełnianą: w ostatnich czasach używają niekiedy bawełny jako osnowy do lnianej odetki, a to przeważnie przy tkaniu obrusów i ręczników biało-szarych z lnu niefarbowanego, cienkich i miękkich, o drobnej ornamentacji, z połyskiem starego srebra. Inowacja ta daje jednak rezultaty niepożądane, na maszynie przędziona bawełna odbiera tkaninom ich świeżość.
Żadna robotnica nie umie rysować »wzorów«, nie przeprowadza skomplikowanych obliczeń matematycznych przy nastawianiu warsztatu. Uczą się one od matek tradycyjnie nastawiania warsztatu na ten czy inny motyw ornamentu, a resztę robi intuicja. Wiekowem doświadczeniem zdobyta swoboda w traktowaniu tworzywa daje taką rozmaitość żywych i coraz to nowych kombinacyj typowo tkackich, że Muzeum Etnograficzne uniwersytetu wileńskiego liczy dotychczas przeszło 300 różnych samodziałów, bynajmniej nie wyczerpując jeszcze wszystkich typów. Są tam samodziałyo ornamentacjach, jakich robotnice już nie wyrabiają, na ich miejsce zjawiają się inne, zawsze prawdziwie tkackie, bo z tworzywa wyrosłe, zawsze w tym samym charakterze, odzwierciadlające ducha ziemi, na 6
której powstały i poczucie piękna zamieszkującego ją ludu. I dzięki tej to właśnie swobodzie, dzięki temu na tradycji opartemu opanowaniu tworzywa, w pokorze pracujące dla potrzeb codziennych tkaczki samodziałów wytworzyływłasny styl, ujawniający się w połączeniach barw, w charakterystycznej a wysoce subtelnej ornamentyce. Czujemy w tych tkaninach ducha twórczego, czujemy tę wartość niedającą się określić, przez którą działają na nas prawdziwe i szczere dzieła sztuki wielkiej a prostej. Doznajemy wrażenia podobnego, jak przy oglądaniu takich dzieł, jak wazy greckie, gdzie niema jednej linji martwej ani obojętnej, czy tumu gotyckiego, gdzie twórcą był nietylko architekt projektodawca, ale każdy niemal robotnik kładący kamienie, każdy bezimienny autor chimery tulącej się gdzieś pod gzymsem czy zdobiącej klamkę bocznego wejścia, na których powstanie składała się praca całych pokoleń twórców zarówno genjalnych jak może i mniej zdolnych, ale nastrojonych na ten sam ton, podległych dyscyplinie tworzywa iw pokorze dokładających swoją cegiełkę do wielkiej pracy zbiorowej.
Dziś, wobec zrozumienia, że stylu nie tworzy umyślne stylizowanie i sporadyczne, indywidualne wysiłki największych nawet talentów, ale jedynie z rzeczywistych potrzeb życia wypływająca i na opanowaniu tworzywa oparta praca zbiorowa, niesłychanie ważnem zadaniem byłoby ochronienie wytwórni tkactwa samodziałowego przed zdegenerowaniem i zniszczeniem przez niwelujące i zgubne wpływy miasta i tych surogatów jego kultury, które wieś tak łatwo chłonie. Dotychczasowe odnoszenie się do sztuki ludowej, jak do materjału egzotycznego, jak do czegoś, czemu dopiero inteligent dzisiejszy, uzbrojony w cały zasób współczesnej wiedzy piętno artyzmu nadać może, wydało rezultaty jak najgorsze; zniszczyło bezpowrotnie tyle ośrodków sztuki ludowej, wtłaczając je w ramy wyrozumowanej rutyny, jeśli nie zupełnej tandety. Rozwój duchowy Europejczyka w ostatnich wiekach poszedł po bardzo jednostronnej linji pracy czysto intelektualnej. Nie negując wielkiej wartości zdobyczy nauki i techniki, przyznać musimy, że nie są one wyrazem całokształtu pragnień i wzlotów ducha, i że nie można metod pracy naukowej ani pojęć o postępie stosować do tych dziedzin ducha, które w sztuce wyraz swój znajdują. Czyż dzisiejsza sztuka europejska stoi wyżej niż malatury człowieka czwartorzędowej epoki w jaskiniach Altamiry? Przeintelektualizowany, przez szereg pokoleń jednostronnie wyszkolony umysł dzisiejszego artysty-inteligenta z trudem dogrzebuje się dziś w sobie owej intuicji, owego instynktu rzemiosła, bez którego niemożliwą jest twórczość artystyczna. I oto ten instynkt rzemiosła, ta intuicja twórcza, z materjału wychodząca, na tradycji oparta, w niezmożonej sile żyje w sztuce ludowej, między innemi w prostych wytwórniach samodziałów wileńskich.
Zachowały się one dotychczas dzięki oddaleniu od wielkich środowisk życia. Dziś zbliżają się do nich szybkim pędem wpływy współczesnej cywilizacji europejskiej. Mur runie, ochraniane przezeń skarby bezcenne, ośrodki tkactwa zachować i przystosować do nowych warunków bez utraty prawdziwej ich wartości może jedynie jak najszersze uświadomienie tak robotnic-tkaczek, jak przedewszystkiem inteligencji stykającej się z ludem, zrozumienie, że jest to jedyny dziś może w Europie ośrodek pewnego działu sztuki przechowujący bezpośrednio stare tradycje a zarazem przystosowany do potrzeb życia współczesnego (samodział bowiem wileński autentyczny, równie dobrze jak w chacie, wygląda w mieszkaniu współczesnem), że wytwórnie samodziałową potężnym działem duchowego bogactwa narodu, że są to gotowe, na racjonalnych podstawach oparte i od wieków świetnie prosperujące warsztaty pewnego działu sztuki, do jakich tworzenia dążą dziś właśnie artyści. Ze są one pepinjerą i źródłem, skąd czerpać mogą, te nowoorganizujące się pracownie i warsztaty, nie wzory do przerabiania, ale naukę, jak odnosić się do tworzywa i jak w innych dziedzinach twórczości sztukę i przemysł artystyczny budować. Dla nauki są one ży wem laboratorjum, wyjaśniającem powstawanie dzieł dawnej sztuki stylowej, przechowywanych w muzeach i świątyniach, często w nikłych fragmentach.
Helena Schrammówna.