Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

MIĘDZYNARODOWA WYSTAWA SZTUKI DEKORACYJNEJ W PARYŻU 1925 R


OD REDAKCJI: Głosy prasy i opinja publiczna sfer zwiedzających wystawę paryską przeważnie uderza w ton rozczarowania. Spodziewano się więcej, aniżeli wysiłek nowoczesny okazał. Objaw niezadowolenia znajduje swe wytłumaczenie w zbyt wygórowanych żądaniach w stosunku do okresu nieskrystalizowanego w dążeniach artystycznych. W czasach panowania szybko przemijającej mody i braku stylu nie może być inne oblicze wystawy, zwłaszcza, gdy nie biorą w niej udziału dwa wielkie narody, mające najwięcej wyrazu nowoczesnego, tak w twórczości artystycznej jak i technicznej. Zanim ukaże się sprawozdanie z wystawy w „Rzeczach Pięknych”, opracowane fachowo przez naszego korenspondenta, przytaczamy głosy prasy o wystawie paryskiej. 

Równocześnie poświęcamy znaczną część kroniki streszczeniu książki p. Desthieux „Qu’est que l’art moderne", w której autor omawia zagadnienia przemysłu artystycznego w związku z wystawą paryską. - Pragniemy w ten sposób, przed rzeczową recenzją wystawy, zapoznać czytelników ze stanowiskiem fachowców francuskich. 

Zaznajomienie się z poważną myślą francuską w tej dziedzinie uważamy tembardziej za pożądane, że dotychczas pozostawaliśmy w kontakcie prawie wyłącznie z pracami publicystów niemieckich, z których niektóre, jak n. p. prace Muthesiusa, przyswoiliśmy sobie w tłumaczeniu. 

KURJER POLSKI Z DNIA 19 MAJA. Międzynar. wyst. szt. dekor. i przem. art. w Paryżu zwraca na siebie oczy i lunety całego cywilizowanego świata. Wystawa ma być arką przymierza ludów po potopie wojennym. 2 narody biorą w niej udział, między innemi Rosja sowiecka. Niema tylko Niemców. Czyż nie zawcześnie te tęcze pokoju, przymierza? Pada na nie cień niepokojący: Hindenburg. W sercu cywilizacji europejskiej, w Paryżu, wybudowano miasto pod szyldem nowej sztuki. Wystawa - to miasto w mieście. Obecny stan wystawy nie pozwala na ostateczne sprawozdanie. Pawilony wprawdzie wybudowane, ale wnętrza puste, zawalone pakami i rusztowaniami. Szwecja i Danja wystąpiły pierwsze. Pawilon polski jest na ukończeniu. Dziś można rzucić tylko kilka spostrzeżeń, dotyczących architektury wystawy. 

Zdumiewający jest kontrast wystawy z miastem. Paryż budzi respekt i zachwyt niesłychaną logiką i czystością architektury, mądrym umiarem i przejrzystym sensem. Każdy niemal gmach, kościół, dom nosi na sobie piętno mądrego, wybornego smaku, którego żywem zaprzeczeniem jest wystawa. Okropny jest most, zabudowany niby na wzór florenckiego ponte vecchio sklepami, nad któremi unosi się zapach, mało co z odrodzeniem sztuki mający: paryskiej feminy. Czerwone słupy zakończone pąkami, łączące z fioletem kwietników, jak prawie wszystkie dekoracje wystawy, są również nieudatne i niczem sią nie tłumaczą. Przepych pawilonów największych firm paryskich, dzięki przeładowaniu i reminiscencjom secesji, dałby się łatwiej wyobrazić w Berlinie, niż w Paryżu. Cztery wielkie wieże win francuskich, gorzejące w tej nowej arce Noego, dają do myślenia, że wystawa ma na celu w dużym stopniu nietylko cele dekoracyjne. Firmy francuskie, zajmujące gros pawilonów, gotują się na wielkie żniwo. Wystawa jest interesem dla Paryża, który to dobrze rozumie. 

Charakterystyczne, że koszta wystawy poniosło miasto Paryż a rząd nie dołożył ani grosza na jej urządzenie. Roje straganów i kiosków wesołego ludu paryskiego obsiadły wystawę. Przygotowują się wielkie atrakcje, ognie, fontanny gorejące światłami, zabawy ludowe, pływające statki, iluminowane najfantastyczniej. Bardzo to pięknie, ale świat oczekuje od wystawy czego innego. Szukamy nowych ram życia, nowej sztuki, nowego stylu, gdyż zapowiedziano nam, że wszelkie naśladownictwa są wzbronione. Warunek ten traktowano dość dowolnie. Wystawa ma charakter państwowy, reprezentacyjny; każde państwo wybierało swoich oficjalnych artystów. Najlepszym tego przykładem są Włochy, które zainicjowały bogaty, tradycyjno-dekoracyjny pawilon. Twórcą tego jest renomowany architekt; rzecz prosta, że nie charakteryzuje on dążeń młodej sztuki i poszukiwań nowego stylu. Jednakże burżuazyjno-reprezentacyjne tradycje przedstawiają się nieraz lepiej, niż fantazje moderne, niepodobne do niczego, chyba do secesji. Trzeba zaznaczyć, że widzi się również dużo pawilonów, które są jakgdyby owocem sztuki pokubistycznej. Jest w nich bezprzecznie tęsknota i duch czasu; zamiłowanie do form najprostszych, nieorganicznych i skonstruowanych, rzekłbyś pomyślanych tylko geometrycznie. Są to domy tylko z brył czworobocznych, wysmukłych bloków, przypominających dziecinne układanki z klocków. Główna brama od strony Placu Zgody składa się również z takich bloków, przetykanych kępami drzew. Są w tem poszukiwania współczesne, jednakże jak ubogie i mało twórcze. Przyjemniej jest odwrócić się od wystawy i zwiedzać Paryż, rozplanowany na wielkich, wspaniałych przestrzeniach, zbudowany z przedziwną harmonją umiaru i kryształową przejrzystością logiki. J. O. 

CZAS Z DNIA 16 MAJA Choć raz nie byliśmy spóźnieni! I jest to tembardziej godne pochwały, że jesteśmy z naszym pawilonem jednym z nielicznych wyjątków, gdyż wystawa, mimo, że otworzona z wielką powagą i uroczystością, wcale nie jest wykończoną: cały szereg budynków dopiero się wykańcza z ogromnym pośpiechem, a wewnętrzne urządzenia i dekoracje na gwałt są urządzane. Nasz pawilon stoi nad samą Sekwaną. Właściwie jest brzydki, a jego architektura żadnego sensu niema. Jakiś trójkącik na frontonie przypomina naiwny styl konstrukcji dla dzieci z Bauspielkasten. Ogromne, czerwono-białe chorągwie, osadzone na potwornie niezgrabnych konsolach olbrzymich rozmiarów, są za wielkie i przygniatają całość. Zato oryginalną jest wysoka wieża szklana w formie romboidu. Coprawda nie łączy się wcale z resztą gmachu, ani konstrukcyjnie ani optycznie, lecz zato wieczorem, oświetlona rzęsiście od wewnątrz, wygląda uroczo - jak wielki cudny brylant. 

Wewnątrz pawilon urządzony bardzo starannie i znać w nim wiele pracy i duży wysiłek. Całe wnętrze udekorowane jest freskami Stryjeńskiej - prześlicznemi, lecz mimo tego ustąpić muszą przed cudownemi, a niezmiernie ciekawemi witrażami Mehofera, przedstawiającemi drogę krzyżową. To mi przypomina, że jest też polska kapliczka, umieszczona w „Grand Palais“. Prawdziwie piękna - wyrzeźbiona w sośninie i utrzymana w stylu, na szczęście, tylko trochę zakopiańskim. Kilimy są ładne, batiki wcale dobre. Sprzęty naogół sharmonizowane poprawnie, a czasem i dowcipnie z romboidalnemi kształtami wieży. Rozczulił mnie lajkonik drewniany, który będzie tańczył na wierzchu kiosku, gdzie będą sprzedawane batiki i kilimy, w ogromnym wyborze tu zwiezione. Ma być też szopka krakowska… 

Ale oko prędko się nuży futurystycznemi i kubistycznemi niepokojami, jaskrawością malowań, wymuszonemi skrętami linij, wyrachowanemi na chłodno efektami i . .. iz przyjemnością a ulgą odpoczywa dopiero w pawilonie japońskim. Tam jest artyzm prawdziwy i prawdziwe życie, takie życie co żyje. Kwiaty, drzewa, ptaki żyją na parawanach i tkaninach. To też cisną sie tłumy do tego maleńkiego domku japońskiego, by odetchnąć i by nakoniec coś zobaczyć ze sztuki stosowanej. 

KURJER POZNAŃSKI z dnia 26 maja. Pomimo, że uwagi p. Jana Zamorskiego zdradzają brak fachowości i ujęte są w formę drastyczną, umieszczamy wyjątki charakterystyczne dla sposobu myślenia i rozumowania ludzi, stojących zdała od życia artystycznego. W obszernym artykule o wystawie paryskiej Jan Zamorski tak określa dział polski w Grand Palais: Na piętrze natykamy się na oddział szwedzki i czeski, ale je mijamy i zdążamy do Polski. Kilka hal czy sal o ścianach z surowego płótna ozdobionego rysunkami dzieci szkolnych, oraz uczniów i uczennic szkół przemysłowych. Są też i dwie mapy, wykazujące wzrost szkolnictwa przemysłowego między 1914 a 1925 rokiem.

Między rysunkami, wykonanemi przez uczniów, są jakieś dwa wzory farbowania chustek na kolorowo, ładne w pomyśle i nowe. Szkoda, że to nie chustki same. Jest kilka niezłych wyrobów koronkarskich, wykonanych przez uczennice. Jest też kilka kilimów i rysunków do kilimów. Ale już tu wschodni galileusz oburzył się we mnie. Przecież mamy w Tarnopolu, Kołomyji itd. takie mnóstwo kilimów, że możnaby nimi cały Grand Palais wymościć. Dlaczego ich nie pożyczono? Wzięto kilka drobnych i to o tonie brunatno spłowiałym tak, jak gdyby przed wystawieniem służyły za pościółkę pod końskie nogi i straciły żywość kolorów. Kilimy są naszą oryginalnością, dla świata nową, bo iu nas niezbyt rozpowszechnioną i ich miejsce było na wystawie sztuki dekoracyjnej. Jest też kilka rzeźb w drzewie, niewielkich, a tak brutalnie, nieudolnie ohydnych, że warszawski pomnik wdzięczności dla Ameryki mógłby wobec nich stanąć jako dzieło Praxytelesowe wobec Jezusa Frasobliwego, wyrzezanego kozikiem przez pastuszka analfabetę.

Są coś trzy wyrzynanki z drzewa. Może to być Matka Boska, okolona główkami aniołków, maglarka do taczania bielizny, albo dziewczyna u studni w kwiatkach. Co wolicie? Przypomina to mocno owe kamienne wyrzynanki, rozsprzedawane masowo przez Japończyków wędrownych przed wojną, ale nie ma maestrji japońskiej, ani urozmaicenia w różnokolorowym kamieniu, bo jest z drewna. Wszystko to jakieś nikłe i cudaczne, jak gdyby dzielciak tybetański chciał na pastwisku podrabiać posążki Buddhy czy Trimutri. Tylko co Polska ma wspólnego z Indjami? A jeżeli już cudzoziemcy zapragnęliby hinduskich rzeczy, to je z pewnością pociągać będą z ich azjatyckiej ojczyzny a nie z Polski. 

Wszystko razem małe, marne, niekulturalne. - Wystawa uczniowskich rysunków może być interesująca na wystawie pedagogicznej…

Byliśmy przygnębieni, przybici, zawstydzeni. Nie zazdroszczę Czechom - przeciwnie cieszę się, że bodaj jeden lud słowiański przedstawia się tu jako równy członek rodziny narodów kulturalnych. Ba nietylko się przedstawia, ale współzawodniczy. 

Tylko mi wstyd, dlaczego my mamy się prezentować jak jacyś jaskiniowcy, nędzarze i analfabeci. 

Szliśmy zatruci główną halą Le Grand Palais. - Nagle ludzie zaczęli się odwracać, odwróciliśmy się i my. Na piętrze widniał napis: La Pologne, a nad nim pospolita szopka krakowska, z jaką andrusy chodzą po kolendzie. Pospolita i oryginalna, bo ulepiona z tektury, naklejanej kolorowym niebieskim papierkiem, po tuzinie arkuszy za centa i upszczonej chłopięcemi wycinankami z papieru złoconego. Ma tak samo jak w Krakowie na Boże Narodzenie dwie cebulaste banie i stożek z sygnaturką na środku. 

Przedstawia scenę dla marjonetek. Scenka zasłonięta żółtą szmatą, ale przedstawienie Heroda z żydem nie udało się, widocznie i marjonetki nie chodzą. 

Więc jak to ? To wyobrażeniem Polski mają być banie ruskie, wprawdzie przez andrusów przejęte, ale z Taraszory czy Smiły rodem? To nawet z szopki krakowskiej niemożna było wykrzesać czegoś oryginalnego, przetransponowawszy ją w rzeźbione i zdobne drzewo? To na wystawę światową jako szczyt, miazgę, streszczenie, symbol sztuki dekoracyjnej wywozi się oryginalną, przez analfabeckie dzieci z tektury i papierków wyklejoną budkę? I nic nad to ? Wstyd! Wstyd! Wstyd! 

PANI Z DNIA 15 MAJA. Z przeciwległego brzegu Sekwany szczególnie wyraźnie strzela wgórę w rzędzie płaskich pawilonów strojna, wyniosła szklana wieża pawilonu polskiego. Jest jakaś patetyczność i nawet poetyckość inwencji prof. Czajkowskiego, który tym odważnym pomysłem strzelania w niebo szklaną wieżą nawiązuje nić, łączącą polską sztukę z najwznioślejszym być może abstrakcyjnym, ale przecież tak blisko z sztuką polską zrośniętem, budownictwem Norwidowskim. A pozatem rezultat pozytywny tego pomysłu, bardzo dla nas korzystny: ponad rozrośnięte konary drzew, stanowiących gęstą aleję, my jedni wyrastamy; reszta pawilonu ginie i tylko zbliska można się przyjrzeć szczegółom architektonicznym. I jeszcze jedno, także przypadek dla nas bardzo pomyślny: nasi sąsiedzi z jednej iz drugiej strony, Holendrzy i Szwedzi, przed swemi pawilonami potworzyli niewielkie wodne baseny (dziecinnie to wygląda przy basenie tuż obok płynącej Sekwany), ale ten drobny napozór szczegół odgradza nas przestrzenią kilku metrów conajmniej od sąsiadów - na czem pawilon, jego wyniosłość, strzelistość i powiewność zyskują ogromnie.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new