Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W całem dawniejszem województwie krakowskiem, a nawet poza granicami jego, w województwach sąsiednich znane były wśród ludu czapki tynieckie, zwane zwykle “magierkami“. Cała wieś Tyniec (pod Krakowem) zajmowała się niegdyś wyrobem tych czapek, a handlarze sprzedawali je wszędzie po jarmarkach. Dzisiaj przemysł ten domowy podupadł, podobnie jak to się stało z przemysłem ludowym w innych okolicach kraju.
Jeszcze przed wojną około 500 osób zajmowało się w Tyńcu wyrobami drutowymi, a robiły całe rodziny: mężczyżni, kobiety i dzieci. Przeważnie pracowali w jesieni i w zimie, to jest w czasie, kiedy wieśniak wolny jest od zajęć gospodarskich na roli, bo przemysł, jakim się tu zajmowano, był przemysłem domowym, był zatrudnieniem ubocznem. Chociaż nie rzadko można było spotykać w lecie dzieci, pasące bydło, a przy tem robiące czapki lub rękawice.
Od 30 lat przeszło cały ten przemysł domowy wzięli w ręce żydzi.' Oni dostarczali ludności gotowej przędzy wełnianej, odbierali wyrobione przedmioty i prowadzili niemi handel. Z tego powodu nie można zestawić dokładnych liczb ani co do ilości wyrobionej wełny, co do ilości wyrobionych przedmiotów, ani też co do rocznego zarobku ludności. Znając dobrze stosunki miejscowe i warunki pracy, obliczam dane z wszelkiem prawdopodobieństwem w następujący sposób:
Z 25 dg. wełny wyrabiała robotnica, czy robotnik 2 czapki, albo 4 pary pończoch, lub 5 par rękawiczek. Aby zrobić czapkę lub parę pończoch potrzebowała biegła robotnica dwa dni czasu, do wykończenia pary rękawiczek jeden dzień cały.
Biorąc w rachubę tylko te najczęściej wyrabiane przedmioty i przyjmując tylko pięć miesięcy po 25 dni roboczych poświęconych robotom drutowym, mogła wyrobić jedna osoba w owym czasie, to jest w 125 dniach 15 kilogramów wełny. Dzieci wyrabiały połowę tego materjału. Gdy z pośród 500 robotników 300 zaliczyć można do osób starszych, a 200 do robotników młodocianych, przeto przerabiano w Tyńcu przed wojną około 6000 kilogramów przędzy wełnianej rocznie.
Przędzę tę sprowadzali żydzi przeważnie z Wiednia i z Berlina plącąc po 24 koron za 5 kg, to jest, sprowadzana rocznie wełna kosztowała w ostatnich latach 28000 koron austrjackich.
500 robotników wyrabiało roboty drutowe przez 62500 dni w roku, ale zarobek był lichy, bo żyd-pośrednik płacił od sztuki; od roboty czapki lub pary pończoch po 60 halerzy, od pary rękawiczek 30 halerzy tylko. Robotnik starszy mógł zarobić rocznie zaledwie 37 40 koron, a dziecko połowę tego. Zaś cały zarobek z tego przemysłu przynosi gminie rocznie nędzne 15000 koron.
Już przed 30 laty namawiałem proboszcza miejscowego i wójta aby dołożyli starań w celu utworzenia spółki pracowników, któraby sprowadzała przędzę dla członków swoich i pośredniczyła w rozsprzedaży wyrobów, ale usiłowania te spełzły na niczem. Robotnicy byli zadłużeni u żydów, wójt myślał o sobie i miał chęć ten zysk jaki z przemysłu ciągnęli żydzi, zabrać dla własnej kieszeni, zaś proboszcz, nie mając ani potrzebnych funduszów na pierwsze potrzeby spółki, ani żadnego pomocnika w gminie do prowadzenia spółki, przy najlepszych chęciach nie miał odwagi sam rozpoczynać pracy około tak doniosłego w skutkach dzieła. Ostatnia wojna dobiła do reszty ten przemysł domowy.
Oprócz czapek, rękawic i pończoch robiono tu także kaftaniki i nakrycia na łóżka, ale to tylko na zamówienie i rzadko. Rękawice robiono o jednym palcu; ale oryginalne, najdawniej i jedynie wyrabiane w Tyńcu były czapki, magierki. Robiono je w osobliwy sposób. Właściwie robiono na drutach worek na 70 cm. długi, kształtu jaja, bez otworu z żadnej strony. Jeden koniec tego worka wtłaczało się wewnątrz tak daleko, by dotknął drugiego końca. Tego podwójnego woreczka brzeg dolny zawijało się na zewnątrz w ten sposób, aby krawędź tworzyła szeroką listwę zewnętrzną. Obydwa owalne końce (t. j. podwójne) wtłaczało się w środek i tworzyło z tego dno czapki (wierzch) tak szerokie, jak obwód dolny, ale oddzielone od dolnej części czapki głębokiem dookoła wciśnięciem. Czapkę formowano na drewnianej formie, na głowie. Tak urobiona czapka ma wierzch i podszewkę z jednolitej, nie zszywanej i tej samej materji.
Gdy przez dłuższe używanie zniszczył się wierzch podszewki, wtedy magierka oddawała jeszcze inną posługę. Oto w razie potrzeby rozciągało się ją i używało jako worka do przenoszenia różnych rzeczy, najczęściej w jesieni utrzęsionych ukradkiem owoców, albo do noszenia ziemniaków na pastwisko, gdzie je pasterze piekli.
Czapki robione bywały z białej wełny, tylko na środku dna bywała gwiazda czerwona lub niebieska i na obwodzie takież kreski przerywane. W pewnych okolicach używał lud magierek czerwono, w innych niebiesko zdobionych.
Do wyrobu używano zawsze tylko czystej wełny i dwóch drutów na 32 cm. długich, grubości druta od parasola. Robota rozpoczynała się od dwóch oczek, do których dobierała robotnica co drugie oczko, aż do 1 dm. szerokości, .potem robiłagładko 5 razy, znowu dobierałaaż do 50 oczek, potem znowu gładko, wreszcie zaczęła oczka ‘ujmować, aby zakończyć worek na czapkę tak, jak go zaczęła.
Do pracy używano tylko dwa druty i drewnianej skrzynki lub cebrzyka, tak zwanego „folusa", w którym wyrobiony przedmiot prano z mydłem. Narzędzia te robili sobie sami.
Od jak dawna mieszkańcy Tyńca zajmowali się wyrobem czapek? Czy ten przemysł domowy wprowadzili tu OO. Benedyktyni, których jeszcze Bolesław Chrobry osadził w tej wiosce? Tego stwierdzić dzisiaj niepodobna. Żadnych podań, żadnych dokumentów odnoszących sie do tej pracy nie udało mi się wyszukać. Tylko starzy wieśniacy opowiadali, że już ich rodzice * dziadowie wyrabiali magierki, a więc już w XVIII w. dostarczał Tyniec czapek dla okolicy. Wyrób na drutach czapek, rękawic, pończoch był tu jednakowoż powszechny i należałoby koniecznie przemysł ten napowrót wskrzesić i podnieść tym sposobem zamożność wioski, która dzisiaj podupadła bardzo.
SEWERYN UDZIELA