Słońce było jednym z głównych motywów w twórczości Wiktora Wołkowa. Warunkowało efekt artystyczny jego pejzaży, budując magię obrazu. Twierdził, że najlepsze zdjęcia powstają po wschodzie słońca i przed jego zachodem, pozostały czas był jego zdaniem „pustymi godzinami”. Pod tym tytułem zrealizował wiele wystaw indywidualnych (m.in. 1999 – Warszawa, 2000 – Katowice, 2002 – Białystok i Grodno, 2003 – Poznań, 2005 – Białystok, 2010 – Rzeszów). Fotograficzne wyprawy na wschody i zachody słońca, zazwyczaj nad Narew i Biebrzę, długie oczekiwanie, „by uchwycić jeden, jedyny czas”, stanowiły rodzaj fotograficznej rutyny Wołkowa, zwłaszcza ciągłe powroty do jego ukochanej Strękowej Góry. Ich efektem były setki klatek fotograficznych, na których „falujące” powietrze rozświetla tarcza słońca, ukazując barwy tęczy. W jej blasku pozują ptaki i drzewa, często uchwycone w typowej dla fotografika skróconej perspektywie. Według Wołkowa najpiękniejsze były wiosenne wschody słońca, podczas których roiło się od żurawi i gęsi. Światło, jakie uzyskiwał podczas swych „słonecznych sesji”, czerwienie, żółcienie i fiolety, nadaje fotografii efekt malarskości, zwłaszcza gdy słońce styka się na nich z taflą wody, wtapia się w nią, tworząc jedność, czy gdy uchwycona zostaje mgła przykrywająca krajobraz. Nie są to obrazy, na których utrwalona jest rzeczywistość, lecz ulotna chwila – zaczarowanej natury.