Spuścizna artystyczna Wiktora Wołkowa jest przeogromna. Żona artysty mówiła wręcz o: „fanatycznej twórczości fotograficznej”, a on sam uznał, że to, co robił „to absolutne szaleństwo”. Tysiące negatywów, setki zdjęć, kilkadziesiąt wydawnictw – to dorobek jednego człowieka. Osoby wrażliwej na otaczający ją świat, jego naturalne piękno, przyrodę, jej zmienność i rozmaitość. W oddaleniu od przyziemnych spraw Wołkow przemierzał Podlasie, które znał i które szczególnie ukochał. Twierdził, że „nie trzeba jeździć po świecie, aby pokazać wszechświat”. Jego „wszechświat” zbudowany był z obrazów, które tworzyła sama natura, wciąż zmieniająca się zgodnie z naturalnym porządkiem dnia, nocy, pór roku i mijających lat. W tym właśnie świecie widział sens, ku niemu kierowała się jego uwaga. Wschody i zachody słońca, woda, pola, zwierzęta, ptaki, zwyczajni ludzie i ich praca czy krajobraz podlaskiej wsi ze starymi domami krytymi strzechą oraz przydrożnymi krzyżami, tysiące najdrobniejszych zachwycających elementów natury – to „cały kosmos Wołkowa”.
Wystawa składa się z różnorodnych prac ukazujących wrażliwość artysty, jego indywidualność i osobowość. Barwa i światło to podstawowe kryteria doboru ujęć tworzących wizualizację założoną z 70 zdjęć, która toczy się nieśpiesznie, w rytmie, w jakim pracował, z cierpliwością czekając na ten jedyny kadr, choć jak zwykł mówić: „cały czas jeszcze czekam na to najlepsze ujęcie, a ono nie nadchodzi, ale to jest też jakiś cel w życiu”.